- Hydepark: A czy na Mazowszu piszą fantastykę?

Hydepark:

inne

A czy na Mazowszu piszą fantastykę?

Czołem Mazowszanie i Mazowszanki! Warszawianie, Radomianie, Siedlczanie, Płocczanie i szeroka braci z Ostrołęki (jakoś dziwnie mi brzmi “Ostrołęczanie”)

I oczywiście wszyscy pozostali: twórcy, maniacy, gracze – fantaści.

 

Mam tak samo jak Wy – piszę, ale piszę sam, do ściany do portalu, do cudownych bet gdzieś daleko, daleko. Pogadać o literaturze czy przedstawić fragmenty swoich wypocin mogę gdzieś pokątnie, od czasu do czasu – gorzej z tym niż łutem szczęścia. A mieszkam w jednym z najbardziej ludnych polskich miast i województw, gdzie podobno brakuje mniej niż tam gdzieś daleko, daleko.

W takim Krakowie na przykład jeśli chcesz pogadać o literaturze fantastycznej to idziesz na spotkanie Krakowskich Smoków. Na takim Śląsku jest ŚKF, a w takim innym i innym, i innym miejscu są jeszcze kolejne kluby podobnego rodzaju (nie znam szczegółów, ale jakby posprawdzał, to prognozuję, że znalazłoby się przynajmniej kilka).

A w Warszawie? A w Radomiu (poza tym starwarsowym fandomem)? A gdzie indziej?

 

Proszę, wyprowadźcie mnie z błędu, jeśli faktycznie coś się dzieje w stolicy albo w okolicach. Ale jestem w rzeczywistości takiej myśli, że tu brakuje nastawionego na literaturę fantastyczną klubu (do zapisania tej myśli tchnęła mnie wypowiedź zacnej damy z tego portalu – dziękować).

 

Są tutaj fantaści z okolic? Są tutaj osoby zainteresowane takimi mniej lub bardziej regularnymi spotkaniami, przede wszystkim o profilu literackim? Rzucam temat pod dyskusję jako swoisty “starter”, by zorientować się w liczbie osób, oczekiwań, zdaniach i gustach, bo może, może coś, kiedyś i gdzieś.... (lecz nie wybiegajmy w przyszłość!)

Komentarze

obserwuj

Ja mieszkam w Płońsku, 60 km od stolicy. O żadnym klubie zrzeszających fantastów niestety nie słyszałem.

Ja nigdy nie myślałem o tym, by kiedykolwiek do jakiegokolwiek klubu należeć, co pewnie usprawiedliwia mój brak wiedzy o istnieniu takiego, dlatego pozwolę sobie jedynie na niemerytoryczną uwagę:

Radomianie to nie Mazowszanie. Radom ma z Mazowszem tyle wspólnego, że w 1999 roku został włączony do tego województwa, po raz pierwszy w historii wchodząc w skład okręgu administracyjnego z Mazowszem w nazwie :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

I tak administracyjnie właśnie podszedłem to wyznaczenia zasięgu tego pytania/poszukiwań ;)

 

Ja wiem, że w Radomiu właśnie jest/był jakiś kilkuosobowy klub, bodaj Radomska Eskadra Star Wars. Ale to mało.

Ja mieszkam na wsi, a tu ciemno wszędzie, głucho wszędzie. 

Żartuję, mieszkam pod Warszawą, ale o klubie nie słyszałam, ale szczerze powiedziawszy, nie interesowałam się.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No właśnie. Człowiek się przeprowadził do Warszawy, liczył na znalezienie jakiejś bohemy a tu głucho jak w głuszy. Choć tak po prawdzie, to nie szukałem.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Zdaje się, że to jak w moim “Słomiaku” – z potworami w jeziorze:

– A pytałaś kogo, panna?

– No nie!

– A widzisz! Jak nie pytałaś, to nikt ci nic nie mówił.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Białystok nie Mazowsze, ale po sąsiedzku, więc chyba można się odezwać.

Mniej więcej do połowy lat dziewięćdziesiątych istniał co najmniej jeden spośród dwóch “konkurencyjnych” klubów. Po cichutku drukowałem im, od czasu do czasu, skromny fanzinik. Potem zapadła cisza... Kontaktu zwrotnego nie miałem, nic więcej nie wiem.

Przypuszczam, a to zdanie podziela jeszcze kilka osób, że kluby powstawały i działały nie tyle dla literatury, ile dla filmów i gier z tamtych czasów. Ktoś przytargiwał telewizor, jeśli kolorowy, to aach i ooch, wszyscy przynosili kasety i hajda trojka od sobotniego wieczoru do niedzieli rano... Jak było z grami, nie wiem, nie brałem udziału, nie interesowały mnie. Literatura? Tak, wymiana, skromna giełda, trochę rozmów raczej prywatnych niż dyskusji panelowych. A potem przyszedł ten zbój Internet, od cholery wygodniej przecież siedzieć sobie w domciu i coś tam na forum takim czy owakim czytać i pisać, niż gnać przez całe miasto na spotkanie w klubie, no i filmów można naściągać z różnych źródeł...

Pocieszające, że w innej formie, ale ciągoty do osobistych kontaktów nie umarły całkowicie. Że nazywa się to “piwem”? Dobre i cokolwiek, jak mawia znajomy.

Dziękuję wszystkim, którzy zabrali głos.

Wyłania się z tych wypowiedzi obraz smutny. Niewiele tutaj jest, a także mało kto o czymś takim myśli. Raczej nie szuka, ale z ciekawości by się wybrał. Nie wiem, jak jest jeszcze z tą Avangardą (lato) i Targami Fantastki (jesień), czy organizatorzy tegoż należą do jakichś grup.

 

Adam, bardzo celna uwaga z tym Internetem. Niestety zanika kontakt twarzą w twarz, co, mimo mojego wieku, w pewnym stopniu napawa mnie przerażeniem i doskwiera.

 

A gdybym ruszył jakąś inicjatywę (dał na kilku forach propozycję zbiórki w konkretnym miejscu, przy konkretnym “piwie”) w Warszawie? Żeby raz na dwa miesiące spotkać się w grupie i iść na nowe Gwiezdne Wojny lub Marsjanina porobić coś, co się zawczasu ustali z chętnymi. Myślicie, że to mogłoby się udać?

Organizatorzy Avangardy (a zimą zjAvy) należą do stowarzyszenia Avangarda – ale nie mam pojęcia, czy poza organizacją konwentów czymś konkretnym się zajmują.

 

Sam byłem parę razy na warsztatach literackich w Staromiejskim Domu Kultury, które same w sobie były ciekawe, ale raczej nie były to osoby, które mogłyby docenić fantastykę.

 

Myślę, że własna inicjatywa ma potencjał i mogłaby wyjść, choć nie wiem, czy sam akurat bym się pisał.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Choć raz nie zostałem ochrzaniony, że całe i jedyne zło widzę w Internecie...   :-)

Serio teraz. Internet jako taki jest czymś genialnym, lecz w sferze kontaktów międzyludzkich wytwarza jedynie puste złudzenie. To cena komfortu – wygodnie siedzę, sączę sobie kawę, czytam, piszę... Jasne, nieprawdaż?

>>><<<<<<<

Kto wie, może i taka inicjatywa spotkałaby się z naprawdę dobrym przyjęciem i zaowocowałaby zawarciem wielu prawdziwych znajomości, ale weź Ty zgraj dobre chęci z możliwościami... Terminy mam na myśli. Imieniny narzeczonej, wyjazd służbowy, co tam jeszcze, no i organizacja takiego “zlotu”, nocleg, żarcie – pięcioipółgodzinne spotkanie sprawy nie załatwia. To nie to samo, co impreza ogólnopolska z poważnymi sponsorami.

Jakbyś cytował prof. Zimbardo ;)

 

Z terminami wiadomo, dlatego mówię o czymś raczej raz na kwartał, niż co miesiąc/weekend. Ale grupa 5 osób to już grupa. Szacuje się, że idealny rozmiar grupy, w której każdy z każdym (bez skojarzeń!) to 12 dusz.

To było pierwsze, natomiast drugie: dobra reklama w cudownym Internecie myślę, że może zagwarantować zawsze kilku pasjonatów w tak dużej aglomeracji, jak Warszawa (mówię raczej o tym mieście, bo jest niezaprzeczalnie największe, najludniejsze). Ja czasem wybieram się na wydarzenia (wykłady, dyskusje, panele) w tematycznej kawiarni. I często są tam nowe twarze, nowi zainteresowani ściągają. Kwestia taka, że profil kawiarni jest bardzo aktywny na portalach społecznościowych.

A trzecie: w Krakowie mogą? Ano mogą. Nawet czasopismo zaczęli wydawać.

 

Ja o takiej “inicjatywie” w swoim wykonaniu jedynie hipotetycznie wspominam. Nie przy tylu etatach :) Ale wsparłbym, gdyby znalazł się ktoś od “organizacji”, chętnie się wybrał na takie spotkania. W sumie mógłbym napisać taki rys/plan/szkic spotkania, tematów do omówienia, propozycji do dyskusji, jakby to mogło wyglądać...

 

// tak, takie warsztaty literackie odbywają się co jakiś czas w stolicy, ale zazwyczaj przy wydarzeniach literackich typu Big Book Festival czy Targach książek. Ciężko wepchać się w kolejki do takich ;) tylko ilu wśród takich istnieje osób, które słysząc hasło “fantastyka” nie odwracają się na pięcie?

Ja piszę, a o klubach nic nie wiem. Może warto spróbować przynajmniej się spotkać w warszawskim i okołowarszawskim gronie.

Sirin zapytał:  [...] tylko ilu wśród takich istnieje osób, które słysząc hasło “fantastyka” nie odwracają się na pięcie?

Mało.

Nie wiem, do jakiego stopnia zgodzisz się z moim zdaniem, że fantastyka sama sobie zaszkodziła, sama wyrugowała się na obrzeża, na peryferia zinteresowań “ludzi poważnych”. No bo i co ona sobą przedstawia, panie dzieju? Prawnuczka bajek i baśni, fikcjami jak one operuje, cuda jakieś proponuje, szkoda czasu na takie niepoważne pierdoły. Taki osąd powstał dawno, dawno temu, za czasów “Amazing Stories” i innych “startowych” magazynów, popkulturowych jak cholera – wtedy też powstało, pokutujące do dziś, pojęcie “getta fantastyki”. Praktycznie nic tego nie odmieniło, nawet okres, w którym powstawały utwory już nie popowe, utwory klasyków SF – etykietka ich niejako stygmatyzowała i nic nie pomogło, że pisali z sensem, prezentując wizje oparte na realnych teoriach i hipotezach naukowych. A potem, a teraz powtarza się historia z lat niemowlęcych podgatunku – dwusetne czterdzieste piąte pitu pitu o tym samym, miecz i różdżka, bunt aniołów albo diabłów, klątwa krwi, mordy Grey’a... W oczach wyznawców mainstreamu trzeba być niespełna rozumu, żeby to czytać, żeby się tym przejmować...

Wiem, uproszczenie, skrót, że aż boli – ale czy nie jest tak lub podobnie?

No pewnie, że jest. Duża część fantastyki to niestety rzeczy pokroju najchłamowiejszych obyczajówek. Zwykłe przygodówki, kryminały i romanse, tyle że w kosmosie albo w świecie będącym kolejnym klonem tolkienowskiego. Nie bez przyczyny mówi się o “getcie fantastyki”.

Ostatnio zaczynam się skłaniać w kierunku bliskiej social hard sf. To może trafić na podatny grunt.

NFSHSF – near future social hard science fiction. Copyright by me.

No pewnie, że jest. Duża część fantastyki to niestety rzeczy pokroju najchłamowiejszych obyczajówek.

Racja, skojarzyło mi się z tym ważnym prawem: https://en.wikipedia.org/wiki/Sturgeon%27s_law

 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Podpisuję się pod tym. “Fantastyka” kojarzy się po prostu źle.

Szyszkowy Dziadku, weź Ty to przetłumacz... Prawo, znaczy, Sturgeona. Z komentarzem. Wiesz, jednak polski znam – dużo? – lepiej od wyspiarskiego.

EDYCJA. Nikt niczego nie pisał, więc żeby nie dublować.

Tak, źle się kojarzy. I nie wiadomo, jak rozerwać to błędne koło. Nie czytam fantastyki, bo to bzdury, głupoty. A skąd pan wie, że bzdury i głupoty? Bo tak mówią. Kto mówi? Czy na pewno ktoś, kto zna dostatecznie dużo tytułów, by mieć podstawę do takiego twierdzenia? A nie, on też nie czyta, bo mu powiedzieli, że...

Na domiar złego ktoś kiedyś umieścił “Cyberiadę” na liście lektur w podstawówce. Pirxa też... Obowiązuje prosta zależność: nie rozumiesz, nie polubisz. A co przeciętny nastolatek wie o sztucznych inteligencjach, o dylematach wyborów moralnych, czy potrafi zrozumieć, z kogo i czego, i dlaczego, kpił Lem w “Cyberiadzie”? Tamte pokolenia nie dadzą się przekonać do fantastyki, tej wartościowej...

No dobra, spróbuję:

Amerykański pisarz Theodor Sturgeon często musiał odpierać zarzuty krytyków, którzy twierdzili, że “90% science-fiction to gówno”. Sturgeon odpowiadał na to, że owszem, ale problem polega na tym, że 90% filmów i książek to gówno. Zatem stwierdzenie “90% science-fiction to gówno” nie niesie żadnej wartości informacyjnej, bo fantastyka podlega tym samym trendom, co reszta kultury/popkultury.

W skrócie prawo Sturgeona oznacza po prostu “90% wszystkiego to gówno”.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

No i miał rację, to jest prawo tak powszechne i uniwersalne, jak prawo powszechnego ciążenia.

Dzięki. Mi się te cholerne słówka posiłkowe i inne składniowe myki nie zasiedliły w pamięci, i jak tylko coś bardziej złożonego od pytania o godzinę... No, wiesz, rozumiesz – pitoli mi się tak, że przestaję łapać sens po trzecim zdaniu złożonym.

Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło do takich grup.

Kiedyś z ciekawości sprawdziłem na necie, w Siedlcach jest klub miłośników fantastyki i grupa literacka pod patronatem Centrum Kultury i Sztuki (nie wiem czy się zajmują fantastyką).

Mam paru znajomych z którymi czasami dyskutuję w pubach, przy różnych okazjach. Ba, nawet przez pewien czas była tradycja czwartkowych spotkań “literackich”, ale pomysł zaniknął sam w sobie, bo później ciężko było w piątek wstać do roboty.  :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Nowa Fantastyka