- Opowiadanie: Fiore - Gladiator 1.5

Gladiator 1.5

Inspiracją do opowiadania było znalezione przeze mnie przysłowie: “młody umiera z przypadku, a stary z porządku.” Należy chyba do trochę mniej znanych, ale dość ciekawych.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy III, Cień Burzy

Oceny

Gladiator 1.5

ŚMIERDZIOWISKO

 

Takie miejsca zawsze są małe, ciemne i do tego śmierdzą. Wymieszane zapachy ludzi czekających na walkę i tych już martwych, czyli pot, krew, oliwa i guma. Ja wymyśliłem nazwę Śmierdziowisko. Wcześniej napierdalatorzy mówili coś w stylu: Ostatnia Klatka, Docelowa Cela czy nawet Ciastko. Pewnie, jest ciasno, ale słodko to już nie.

To konkretne było prostokątne w kształcie, a pod ścianami miało podwieszone ławy dla gladiatorów. Oświetlała je żółtawa lampa chemiczna. Wprowadzono tu dwunastu gladiatorów. Ledwo się mieściliśmy. Specyficzny zapach wyciskał łzy z oczu i zaciskał zwieracze.

Teraz w Śmierdziowisku zostałem tylko ja i bestiarius. Ochlos nad nami zaśmiewał się do rozpuku. Między walkami występowali Paeginiarii. Klauni prezentowali prześmiewcze scenki o walkach, aby rozładować napięcie i przygotować tłum na gwóźdź programu. Zastanawiałem się tylko, który z nas wystąpi pierwszy. Ja czy Mulat? Lub może będziemy walczyć przeciwko sobie?

 

Nie byliśmy całkiem sami w Śmierdziowisku. Pomiędzy nami na pokrytej trocinami podłodze leżał sztywniak, przegrany z ostatniej walki. Dodawał do klimatu zapach fekaliów. Nie zwróciłem uwagi, czy młody – miał może szesnaście lat – posrał się przed wyjściem na Piach, czy później. Spodnie od motocyklowego kombinezonu miał wyraźnie naznaczone gównem. Jeśli posrał się na arenie, to dostarczył klaunom dobrego materiału. Ochlos uwielbia tchórza od czasu do czasu. A może młody okazał się dzielny i zwieracze zawiodły go dopiero po śmierci? Przyzwyczaiłem się do myśli, że skończę podobnie. "Starzy gladiatorzy umierają w gównie" – to dobra sentencja, aby podsumować mój koniec. Może każę sobie to wykuć na nagrobku?

Nie wiem, gdzie zaprowadziłyby mnie te myśli, gdyby nie przerwało mi wejście nadzorcy. Czas na walkę bestiariusa. Zmierzy się z jakąś paskudną bestią albo z bandą bezmózgich mutantów i hybryd. W dzisiejszym świcie nie ma już ani jednego zwierzęcia, do którego chciałby się przytulić nawet największy masochista.

Mulat wstał bez słowa. Miał na sobie tylko bojówki moro. Nagi tors pokrywały blizny odcinające się bielą na jego ciemnej skórze. Uzbrojony był w dwa potężne khukuri wykute z czarnej stali. Gdy stał tak spokojnie, czekając na otwarcie się drzwi, oceniałem go profesjonalnym okiem. I mogłem stwierdzić, że spotkanie z nim na Piachu skończyłoby się moją przegraną. Kiedy przed wyjściem skinął mi głową, wyczułem, że podobnie myśli o mnie. Może bał się, że będę jego tertiari i gdy on będzie zmęczony po napierdalance z paskudą, zmuszą go jeszcze do walki ze mną.

 

Zostałem sam z trupem. Wtedy uświadomiłem sobie, że go znam – a raczej znałem. Mój lanista kupił go dwa dni temu. Nawet zacząłem go szkolić. Mógłby być dobry, a nawet wywalczyć dla siebie rudis, symbol wolności, gdyby dali mu trochę więcej czasu. Każdy gladiator miał na to szansę. W Mieście laniści zgodnie z prawem musieli odprowadzać część zysków z walki do Szkatuł Napierdalotorów. Po odpowiedniej liczbie walk mogliśmy opłacić sobie wolność i kupić spłachetek skażo-pola… albo przepić wszystko. Ja byłem dobry, oszczędny i mógłbym być wolny po czterdziestu trzech walkach. Dzisiejsza miała być moją dziewięćdziesiątą drugą. Nigdy nie byłby ze mnie dobry chłop.

Lampa zachwiała się. Żółtawe odblaski nadały upiorny charakter oczom sztywniaka. Twarz miał zwróconą w moją stronę. Przez chwilę myślałem, aby się przesiąść lub przynajmniej zamknąć mu powieki. Tym samym przyznałbym się, że to mnie w jakiś sposób porusza, a powinna to być dla mnie tylko śmierć kolejnego niedoszłego napierdalatora. Mimo to nie mogłem się uwolnić od wizji własnej śmierci. Takie myśli nie są dobre przed wejściem na Piach. Są bardziej mordercze niż gladius w dupie.

Starałem się myśleć o Piachu, który mnie czeka. O przeciwniku, choć tym razem nie wiedziałem, z kim lub z czym przyjdzie mi się zmierzyć. I o tym, co dali mi w łapska. Tym razem był to tylko prosty, krótki gladius i gumowiec na lewą rękę – pancerz z kawałków opon, felg i plastiku, przypięty do mnie pasami z samochodu. Nie miałem hełmu ani żadnej maski, a okrywała mnie tylko przepaska biodrowa. Nic z tego nie wskazywało jednoznacznie, z czym przyjdzie mi się napierdalać. Mógł to być inny gladiator albo nawet kilku. Nad nimi miałem przewagę: doświadczenie i zastraszającą sławę. Naprawdę jednak bałem się walki z jakąś Paskudą. Ich nie obchodziło, że jestem legendą areny. Zacząłem sobie wyobrażać, że nie będę miał nagrobka, że skończę powoli pożerany na oczach wiwatującego tłumu.

Mówi się, że strach tnie głębiej niż miecze. Nie byłem pewny, czy teraz boję się śmierci, czy po prostu wiem, że przyszedł już czas na starego napierdalatora. Zanim zagłębiłem się, niczym ciota, we własne uczucia, bestiarius skończył walkę. Moja kolej.

 

Ludarius otworzył drzwi na arenę. Wstałem i przeciągnąłem się z pomrukiem. Warknąłem parę razy. Tłuścioch cofnął się odruchowo. Nie byłby pierwszym nadzorcą, który oberwał od gladiatora, co za bardzo nakręcił się przed walką. Z mojej strony nie miał się czego bać, a jego mina poprawiła mi nastrój.

Ruszyłem w stronę Piachu. Ludarius zatrzymał mnie, uderzając w brzuch rudisem. To drewniany miecz treningowy. Ten był inny. To był rudis, który symbolizował wolność. Gladiator otrzymywał go i mógł zawiesić sobie nad kominkiem. Ja miałem taki w swoich kwaterach. Właściwie to nawet ten konkretny. Nadzorca uśmiechnął się. Jego trzy zęby wyrażały więcej niż tysiąc słów. Warknąłem na niego parę razy. Nie ugiął się, a ja nie miałem zbytniego wyboru. Upuściłem mój kawał stali i wziąłem rudis. Zamienił stryjek gladius na kijek.

 

PIACH

 

Każdy dobry napierdalator wie, że panem jego losu nie jest wcale lanista, jako jego właściciel, ani editor, który decyduje o tym, kto z kim będzie się bić, ale Ochlos. Chleb i Wpierdoliska – to podstawa stabilności Miasta. Dlatego my, gladiatorzy, walczymy i umieramy dla przyjemności motłochu. Nasze życie zależy od kaprysów tej bezkształtnej masy, która tyra w złomo-faktoriach, orze skażo-pola i zamieszkuje ten popaprany padół łez. Mimo że zawsze wita mnie ryk tłumu, nigdy nie spoglądam na trybuny. Ochlos pozostaje dla mnie bogiem bez twarzy, patrzącym z okrucieństwem na mój mały świat.

 

Przemierzając krótki i ciemny korytarz myślę o tym, co mnie czeka po drugiej stronie. Teraz już nie o życiu po śmierci, ale o Piachu i walce. Po dziewięćdziesięciu dwóch walkach mogłem śmiało powiedzieć, że zwiedziłem więcej świata niż jakikolwiek chłop. Ta arena nie była co prawda największa, ale cieszyła się naprawdę złą sławą. Luźny gruz krył wiele pułapek. Nie ma to jak mina przeciwpiechotna i latające w powietrzu kończyny, aby rozerwać tłum. Są jeszcze dwie klapy, niezbyt dobrze ukryte, z których mogą wyskoczyć jakieś dodatkowe nieprzyjemności. Jak na tym starym filmie.

Mój mały świat jest otoczony okrągłym murem. Zbudowany jest z gruzu, złomu – głównie starych karoserii i drutu kolczastego – i nieistniejących nadziei. Jak całe to popieprzone Miasto.

Wściekam się. To pomaga.

Opuszczam mrok Śmierdziowiska. Słońce na zewnątrz jest nieubłagane. Nic nie widzę. Przez grube podeszwy czuję, jak rozgrzane jest gruzowisko. Wszędzie unosi się zapach krwi i zgnilizny. W głośnikach wciąż dudni pogłos mojego imienia, wrzask tłumu ogłusza mnie.

Gdy wychodzisz na Piach i nie wiesz, co cię czeka, to instynkt podpowiada, żebyś został w ruchu. Biegnij, próbuj fikołków i zmyłek. Pośród gruzu, wnyków i pułapek, nie wyłączając min przeciwpiechotnych, może się to szybko zmienić w fatalny błąd. Nawet proste potknięcie wywołuje burzę śmiechu naszego beztwarzowego boga, Ochlosu. W porównaniu z tym nawet gladius w dupie nie odbiera ci tak bardzo woli do spuszczania komuś łomotu.

Staję zwrócony do areny lewym bokiem, chronionym przez gumowiec. Wydaję z siebie ryk – długi, gardłowy wrzask z głębi moich płuc, który unosi się nad wrzawą na trybunach. Mam władzę nad czymkolwiek, co stoi naprzeciwko mnie i wiem, że cokolwiek to jest, zawaha się na kilka cennych sekund. Czuję, jak łączę się z moim pierwotnym Ego. Tłum nagradza mnie jeszcze głośniejszymi wiwatami. Kolejny plus dla mnie.

Źrenice się zwęziły i w końcu widziałem normalnie. Mój przeciwnik, inny napierdalator, stał po drugiej stronie Piachu. Czy jest ostrożny? Czy w miejscu osadził go mój ryk? Rzuciłem okiem na telebim przedstawiający naszą dwójkę. Choć w całości odziana była w gumowiec, a twarz zakrywała jej maska hokejowa, to widziałem, że to Gladiatrix. Editor zadbał, żeby nie było wątpliwości i przez dziury w napierśniku wystają jej dorodne cycki. Przy okazji widać, że jest młoda. Uzbrojona jest jak retiarius. W lewej ręce ma sieć z drutu żyletkowego, w prawej elektrycznego pastucha, a za pasem mizerykordię, gdyby musiała mnie dobić.

Czy ją też szkoliłem? Nie wystawiliby przeciwko mnie żółtodzioba, takiego jak ten sztywniak w Śmierdziowisku. Jeśli jest doświadczoną Gladiatrix, a do tego ja ją szkoliłem, to mam przejebane.

Z uniesionym rudis ruszyłem na przód. Ona zrobiła to samo, w tym samym tempie. Po naszej prawej i lewej były skrawki oczyszczonej ziemi, gdzie znajdowały się klapy z niespodziankami.

Zmieniłem kierunek i zbliżałem się do klapy po mojej lewej. Każda niespodzianka mogła dać mi przewagę. Poza tym było to bliżej loży VIP-ów. Niech się ważni i możni napatrzą na mój koniec. Zawsze mogłem mieć nadzieję na długą walkę, która sprawi, że gdy już przegram, Ochlos będzie dla mnie łaskawy. W mojej karierze otrzymałem tę łaskę już siedem razy. Czy ósemka to moja szczęśliwa liczba? Nie sądzę.

Podjąłem decyzję. Jebani Oligarchowie i jebany Ochlos mogli mieć inne plany, ale ja dziś nie umieram.

 

Przyśpieszyłem, zmuszając ją do tego samego. Znajdowaliśmy się nie więcej niż dziesięć metrów od siebie. Ja byłem bliżej klapy. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Tym razem ona przyśpieszyła, a ja zrobiłem to samo. Jeszcze sekunda. Zgrzyt otwieranej klapy i ryk Ochlosu. W tym samym momencie rzuciłem się do ataku. W takich momentach czas zwalnia. Widziałem, że Gladiatrix patrzy na dziurę pod klapą. Ja nie miałem zamiaru zawracać sobie tym głowy. Sekunda po sekundzie, krok po kroku. Gdybym miał myśleć o każdym ruchu, nie miałbym dość czasu, aby go wykonać. Mimo to każdy ruch będzie precyzyjny i bezbłędny. Jeśli nie, to zginę.

Skręciłem tors w prawo. Krok. Obróciłem się i rzuciłem rudis z całej siły. Trafił w jej siatkę – co nie było trudne – i swoim pędem wyrwał ją z jej ręki, tak jak na to liczyłem. Krok. Byłem teraz zwrócony do niej odsłoniętym prawym bokiem. Nawet nie zdążyła się zorientować. Krok. Ryk. Parę centymetrów za daleko i zamiast pastucha złapałem ją za nadgarstek. Nie było czasu się zatrzymywać. Naprzód i obrót. Miałem jej tylko wyrwać broń z ręki, ale pociągnąłem ją za sobą. Straciła oparcie i przewróciła się. Coś trzasnęło, a ona wypuściła broń, która poleciała kilka metrów. W pędzie zrobiłem jeszcze kilka kroków i obróciłem się. Z dziury pod klapą jeszcze nic nie wylazło. Gladiatrix podniosła się z ziemi, ale zdążyłem do niej dopaść. Zablokowała pierwszy cios, lecz zdołałem skrócić dystans. Brutalna walka wręcz – na to właśnie liczyłem. Miałem przewagę masy i doświadczenia, a mój pancerz nie krępował mnie tak bardzo jak jej. Wcale już nie musiałem przejmować się tym, co może wyjść z dziury, bo teraz Gladiatrix stała tyłem do niej. Byliśmy blisko siebie, więc wyprowadziłem serię ciosów łokciami i kolanami, nie pozwalając się jej pozbierać. Zablokowała kilka, ale ostatni wylądował na jej szczęce, złamał maskę i posłał dziewczynę na ziemię. Przypłaciłem to wszystko krwią ściekającą z zacięć od jej plastikowo-gumowego pancerza i wybitymi palcami lewej dłoni. Gdy próbowała wstać, kopnąłem ją w bok głowy. Wyrwałem mizerykordię z pochwy na jej plecach. Stanąłem na wprost otwartej dziury.

Ziała z niej pustka. Skierowałem cienkie ostrze w tamtą stronę. Próbowałem usłyszeć jakiś ruch mimo ryczącego tłumu. Nic się nie stało. Zerknąłem na loże VIP-ów i telebim. W porę, aby zauważyć, jak Gladiatrix podnosi się z kamieniem w ręku.

Obróciłem się i kopnąłem ją w bok. Niech prosi o łaskę – może ją otrzyma. Ochlos ryczał – był niezadowolony z krótkiej walki. Żądał krwi. Gladiatrix podniosła się ponownie. Po następnym kopniaku upadła na plecy. Postawiłem stopę na jej brzuchu przytrzymując ją przy ziemi.

Gladiatrix zdjęła połamaną maskę. Wiedziałem, że chciała nadać twarz osobie, którą mam zaraz zabić – ostatnia sztuczka napierdalatora. To nigdy na mnie nie działało, więc nawet nie próbowałem jej powstrzymać. Okazało się to błędem. Znałem ją. Nie zagłębię się w szczegóły, ale wystarczy powiedzieć, że powinienem poznać ją po cyckach.

Ponownie podjąłem decyzję. Umrę dziś. Taki jest porządek rzeczy. Stary napierdalator umiera, a młoda Gladiatrix żyje. Nie zabiję jej, a za to jest tylko jedna kara.

 

Wielki ekran telebimu zgasł na chwilę. Gdy się zapalił, zamiast nas pokazał wrzeszczący Ochlos i lożę VIP-ów. Doszło do wymiany zdań i wybuchu śmiechu. Wszyscy wysunęli ręce do przodu wystawiając kciuki w poprzek. Wiedziałem, co się stanie. Wszystkie ręce obróciły się w dół. Śmierć. Nawet nie drgnąłem. Czekałem na jeszcze jeden łut szczęścia. Wpatrzyłem się w mojego lanistę, czekając na sygnał. Po chwili odetchnąłem z ulgą. Dał znak, abym tylko upozorował jej śmierć. Lanista Gladiatrix zapłacił mu dość, abym ją oszczędził.

Obraz na telebimie znów pokazał nas. Na oczach tysiąca żądnych śmierci ludzi miałem dać pokaz krwi. Obróciłem Gladiatrix na brzuch. Odciągnąłem jej głowę w tył. Przyłożyłem ostrze zaraz pod żuchwą i wykonałem długie cięcie, jakbym podrzynał jej gardło. Było dużo krwi w odpowiednim miejscu, ale w tej pozycji jej cartilago thyroidea osłoniła tętnice od naruszenia. Krótko mówiąc, wilk cały i Ochlos syty.

Wyprostowałem się. Pokryte krwią pięści uniosłem w górę – była to głównie moja krew. Ryczałem razem z tłumem. To był okrzyk radości. Kolejna walka za mną. Żyję mimo wszystko.

 

Wtedy ryk tłumu wzmógł się. Mimo to wyraźnie usłyszałem ciche skrzypienie zawiasów klapy. Obróciłem się. Mój tertiarius powoli wychodził na Piach. Mulat był ranny. Jego prawy bok znaczyły ślady pazurów. Nie były głębokie i nie przeszkodzą mu w walce. Miał wciąż swoje dwa khukuri, a ja tylko krótką mizerykordię.

Tak sobie to editor ułożył: cokolwiek bym dziś zrobił, miała to być moja ostatnia walka. Czy umieścili to na plakatach? "Przyjdź zobaczyć, jak umiera legenda areny".

Czas na dziewięćdziesiątą trzecią walkę.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe przysłowie wybrałeś, nie znałam go wcześniej.

Tekst mocno męski – czysta walka – nie przypadł mi do gustu, ale może jeszcze znajdą się amatorzy.

Na plus fachowe słownictwo; gladiusy, laniści i cała reszta.

miał może 16 lat –

Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie.

Babska logika rządzi!

Dziękuję!

Poprawione.

Ja osobiście nie przepadam za tak długimi opisami walk, ale ten tekst i tak się obronił. Nazwa Napierdalatorów strasznie mi się nie podobała i taka wulgarność jest wg mnie przesadą. Mogę się mylić, ale odniesienie do przysłowia jest połowiczne. Na plus można poczytać, że na potrzeby shorta stworzyłeś autentyczny świat, Autorze. To bardzo ważne. Krótko – niezły short.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Zgadzam się z Pietrkiem, wulgarność w nazewnictwie jest jednak przesadzona. Mi to bardzo psuło lekturę, ponieważ stosujesz fachowe słownictwo, które nadaje ciekawy ton. Ogólnie, podobał mi się tekst.

Też nie przepadam za wulgaryzmami, ale zdzierżyłam. Interesujący świat, odpowiedni klimat i nieoczywisty bohater przypadły mi do gustu. 

 

Odniosłam wrażenie, że „Bestiarius” to imię, czy nie powinno więc być tu zapisane dużą literą?

Zanim zagłębiłem się, niczym ciota, we własne uczucia, bestiarius skończył walkę. Moja kolej.

Powodzenia w konkursie :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Ciekawe opowiadanie. Przez wulgaryzmy kojarzy mi sie z serialem Spartakus. Blood and Sand. Ma klimat!

Bestiarius jest tutaj określeniem rodzaju gladiatora.

Przeczytałam :) Dłuższy komentarz po zakończeniu konkursu.

Wcześniej pisałeś go dużą literą, więc trzymałabym się konsekwentnie jednego zapisu. Troszkę wprowadza zamieszanie.

Teraz w Śmierdziowisku zostałem tylko Ja i Bestiarius.

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Tak, przepraszam. Już chyba poprawiłem wszystkie. Dziękuję.

Nie przepadam za tekstami niemal w całości poświęconymi opisowi walki, w dodatku przy użyciu tak wielu tak grubych słów, więc Twój Gladiator niespecjalnie przypadł mi do gustu.

Jestem zdania, Fiore, że powinieneś dodać tag WULGARYZMY.

 

Teraz w Śmier­dzio­wi­sku zo­sta­łem tylko Ja i Be­stia­rius. – Dlaczego ja napisano wielka literą?

 

Zmie­rzy się z jakaś pa­skud­ną be­stią… – Literówka.

 

pan­cerz z ka­wał­ków opon, felg i pla­sti­ku, prze­pię­ty do mnie pa­sa­mi z sa­mo­cho­du. – Literówka.

 

Ja mia­łem taki w swo­ich kwa­te­rach. – Ile miał kwater?

 

Jego trzy zęby wy­ra­ża­ły wię­cej niż ty­siąc słów. Za­zgrzy­ta­łem zę­ba­mi… – Powtórzenie.

 

Poza tym było to bli­żej loży VIP.Poza tym było to bli­żej loży VIP-ów.

 

Zer­k­ną­łem na loże VIP. i te­le­bim.Zer­k­ną­łem na loże VIP-ów i te­le­bim.

 

Wiel­kie ekra­ny te­le­bi­mu zga­sły na chwi­lę.Wiel­kie ekra­ny te­le­bi­mów zga­sły na chwi­lę.

 

"Przyjdź zo­ba­czyć, jak umie­ra le­gen­da areny." – Kropkę należy postawić po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję. Poprawione.

Jeśli chodzi o “w swoich kwaterach”, to wydaje mi się, że jest to wciąż poprawna forma, choć archaiczna. Nie mogłem znaleźć zasady, ale będę się tego trzymał.

 

Mieszkanie/ kwatera, nawet jeśli wielopokojowe, nadal pozostaje mieszkaniem/ kwaterą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dobry tekst i solidne wykonanie. Świetny, mroczny klimat beznadziei i brutalności. Czysta walka, czysty fun. Rzadko czytam tu takie opowiadania. Mimo, że sam nie przepadam za wulgaryzmami, tutaj świetnie się komponują. Wręcz są nieodzowne. Dobra robota.

“…podwieszone ławy dla gladiatorów. Oświetlała je żółtawa lampa chemiczna. Wprowadzono tu dwunastu gladiatorów. Ledwo się mieściliśmy. Specyficzny zapach wyciskał łzy z oczu i zaciskał zwieracze.”

 

“Teraz w Śmierdziowisku zostałem tylko ja i bestiarius.” – Raczej: zostaliśmy

 

“Czas na walkę bestiariusa. Zmierzy się z jakąś paskudną bestią albo…”

 

Napierdalotorów – wcześniej byli napierdalatorzy…

 

“Ja byłem dobry, oszczędny i mógłbym być wolny po czterdziestu trzech walkach. Dzisiejsza miała być moją dziewięćdziesiątą drugą. Nigdy nie byłby ze mnie dobry chłop.”

 

“O przeciwniku, choć tym razem nie wiedziałem, z kim lub z czym przyjdzie mi się zmierzyć. I o tym, co dali mi w łapska. Tym razem był to tylko prosty, krótki gladius i gumowiec na lewą rękę – pancerz z kawałków opon, felg i plastiku, przypięty do mnie pasami z samochodu. Nie miałem hełmu ani żadnej maski, a okrywała mnie tylko przepaska biodrowa.”

 

“…długi, gardłowy wrzask z głębi moich płuc, który unosi się nad wrzawą na trybunach. Mam władzę nad czymkolwiek, co stoi naprzeciwko mnie i wiem, że cokolwiek to jest, zawaha się na kilka cennych sekund. Czuję, jak łączę się z moim pierwotnym Ego. Tłum nagradza mnie jeszcze głośniejszymi wiwatami. Kolejny plus dla mnie.”

 

“Z uniesionym rudis ruszyłem na przód.” – naprzód

 

“W tym samym momencie rzuciłem się do ataku. W takich momentach czas zwalnia.”

 

Melduję, że przeczytałam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mi tam wulgarność nie przeszkadzała. Historia jakoś nie porywa i nie wywołuje większych emocji, ale świat przez Ciebie przedstawiony ma, moim zdaniem, potencjał. 

Pozdrawiam :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Bardzo nie lubię opisów walk, a tutaj nie ma niczego innego. Świat też niezbyt odkrywczy, karoserie, skażenie itp. Wszystko już było. Gdyby zastosować brzytwę Lema to ostałaby nam się walka jak ze “Spartakusa” – o którym już wcześniej w komentarzach ktoś pisał.

Wierzę, że stać Cię na więcej Autorze.

Walka z wymieszanym opisem uniwersum. To drugie jawi mi się nawet ciekawie, gdyby je rozbudować to mogłoby wejść nawet ciekawie. Sama walka zaś wyszła tak średnio ciekawie i to ona najbardziej ciągnie tekst w dół. Nie pociąga mnie, nie wydobywa emocji – podchodzę do niej tak samo obojętnie, jak sam bohater, choć końcówka wzbudziła moją ciekawość (wtedy, gdy bohater postanawia umrzeć).

Podsumowując: ciekawie zarysowany świat, niestety nie rozwinięty. Pirotechnicy nic mi nie odpalili.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nadrabiam:

 

Nie znałam wcześniej wybranego przez Ciebie powiedzenia, jest ciekawe. Tekst czytało mi się troszkę trudno (nie wiem czemu, kwestia raczej tematyki niż stylu), ale napisany jest porządnie. Żal troszkę bohatera, choć on sam podszedł do sytuacji ze stoickim spokojem ;) Aha, dlaczego gladiator małą, ale Gladiatrix wielką literą?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Trochę dużo gadania, a mamy tutaj tylko rozmyślania gladiatora przed walką (z których niemało czasu poświęcił na przemyślenia o gównie na portkach poległego) i samą walkę. Jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie za mało w tym treści. Rozmyślania szczególnie mnie nie ujęły, a walka była nieźle opisana, ale to w zasadzie tyle, bo co innego można o niej powiedzieć?

Chociaż spodobała mi się nazwa napierdalatorów – myślę, że dobrze pasuje do zarysowanego pokrótce świata, szczególnie w zderzeniu z bogiem-motłochem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja zasadniczo też nie przepadam za opisami walk. Ani za tekstami typowo męskimi. Ale w Twoim, Fiore, coś jest. Nie wiem czy to kwestia wykreowanego świata, czy stylu, ale, kurczę, nawet nieźle mi się czytało :) Mocno skażone (dosłownie i w przenośni) środowisko, ciekawe nazwy, ponury, tchnący beznadziejnością klimat… No ciekawe to, ciekawe. Fajny pomysł z tym, że gladiator zamiast skorzystać z wolności, decyduje się walczyć dalej. Cóż brak perspektyw może zrobić z człowiekiem… Miałam luźne skojarzenie ze “Skazanymi na Shawshank”, gdzie bibliotekarz nie chciał wyjść na wolność, bo po prostu nie wiedziałby jak żyć.

W kwestiach technicznych – wybrałeś dość trudną narrację, w której częstym błędem są powtórzenia. U Ciebie też się pojawiły, warto nad tym popracować. Zgadzam się z uwagami jose – nie jesteś konsekwentny w nazewnictwie, przez co myślałam, że Gladiatrix to imię…

Ogólnie – opowiadanie nie jest dla każdego. Ale nie jest złe :) Świat ma potencjał, warto by go było wykorzystać.

Jam jest target Twój, treści podobnych sympatyk zdeklarowany.

Czyli, że siadło i podeszło, generalnie.

Z działu zastrzeżeń: trochę przynudnawymi zdały mi się te wszystkie filozoficzno-retrospekcyjne fragmenty i dywagacje, ale na tyle tylko, by fakt ten odnotować, nie zaś, by się go zajadle czepiać. Szczególnie, że choć mało odkrywcze w przekazie, to jednak zajmujące formą. Wtórnością trąci również świat przedstawiony. Zasadniczo w dniu dzisiejszym, kiedy Nihil novi sub sole jest mniej aktualne już tylko od Nihil novi sub sole z dnia jutrzejszego, nie można mieć o to pretensji, ale Twoja wizja przyszłości tak bardzo zlała mi się w wyobraźni z klasykami kina typu Pod kopuła Gromu czy mistrzowskimi kiczami typu Sędzia Dredd albo Uciekinier (choć tutaj, rzecz jasna, bardziej klimatem niż scenerią), że właściwie nie istnieje jako samodzielny byt. Przynajmniej w mojej głowie. Po prostu zabrakło mi w tekście czegoś na tyle charakterystycznego, by się wyróżniał na tle innych moralno-cywilizacyjnych dystopii. Czegoś, co byłoby choćby próbą ukazania Innego, Nowego, albo po prostu Czegoś Więcej. Z drugiej jednak strony tego typu opowieści mają swój niezaprzeczalny, budzący starczą sentymentalność klimat, a ja – i wiem o tym doskonale – marudzę trochę na wyrost.

Natomiast rozwinięcie akcji i finał, to już, w ujęciu ogólnym, dobra, mała rzecz, jak dla mnie. Wszystko czytelne, dynamika zachowana bardzo ładnie, szczegółowość opisów i bogactwo słownika tylko na plus, twardy, męski prostacki styl narracji i większość przekleństw (ale nie wszystkie) wykorzystałeś wyłącznie z pożytkiem dla tekstu, rozkminy bohatera, choć cokolwiek zbyt rozbudowane, w gruncie rzeczy trafne, a finał – świetny. Sympatyczny taki.

W Gladiatorów już niejedna literacka i kinowa przyszłość obfitowała, ale, jak widać, napierdalacze (ładnista nazwa) wiecznie w modzie, a pomysł na wykorzystanie ich w ramach przedstawienia tego przysłowia, którego wcześniej nie znałem, a które ma w sobie wiele gorzkiego sensu, generalnie fajny.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

W końcu ktoś punktował oprócz mnie, już myślałem, że jestem tu jedyny, który lubi napierdalaczy.

Ech, żebyś Ty wiedział, ile tekstów ma tylko jeden, mój, głos…

Nieustannie zachęcam do grzebania wśród starszych tekstów zgłoszonych do Biblioteki.

Babska logika rządzi!

Ech, żebyś Ty wiedział, ile tekstów ma tylko jeden, mój, głos…

Mój jeden ma! :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Ech, a jakie jest moje zdumienie, kiedy docieram do niezłych opowiadań z głosami do Biblioteki i widzę ile w nich błędów i usterek, które autor ewidentnie olał…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ech, żebyś Ty wiedział, ile tekstów ma tylko jeden, mój, głos…

Każda okazja jest dobra, żeby wspomnieć o sobie :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No coś ty Reg, gość w trzech komciach pisze, że poprawił błędy, między innymi twoje :) Ale rozumiem, że miałaś na myśli innych.

Tak, Darconie, całkiem inne, te na które się natykam grzebiąc w archiwaliach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie nie urzekło mnie swoją brutalnością i, w niektórych miejscach, wulgarnym słownictwem. Mimo wszystko podobało mi się słowotwórstwo, a także wykorzystanie fachowego języka – jak sądzę: fachowego. A jeśli tak mi się tylko zdało, to plus za stworzenie klimatu fachowości ;-)

Mee!

Nowa Fantastyka