- Opowiadanie: bruce - Pers

Pers

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pers

– Mm… Ca­cusz­ko! – Cze­sio był z sie­bie dumny, jak nigdy. Wczo­raj do­padł do kon­te­ne­ra za te­atrem tuż przed po­ja­wie­niem się bandy Ru­de­go, dzię­ki czemu tra­fił mu się zna­ko­mi­ty uni­kat. Z sa­me­go środ­ka od­pa­dów wy­grze­bał po­krwa­wio­ny­mi, trzę­są­cy­mi się rę­ka­mi coś na kształt płasz­cza, czy może bar­dziej pon­cha bądź też spe­cy­ficz­nej kurt­ki, z sze­ro­ki­mi rę­ka­wa­mi, po­łą­czo­ny­mi luźno z całą resz­tą ma­te­ria­łu. Pach­nia­ło cał­kiem przy­jem­nie i, co naj­waż­niej­sze, było prze­cud­nie grube, nie­prze­pusz­cza­ją­ce świsz­czą­ce­go, li­sto­pa­do­we­go wia­tru, nieco przy­cięż­ka­we, lecz dzię­ki temu dia­bel­nie po­rząd­ne.

Z po­cząt­ku nie bar­dzo wie­dział, jak ma wdziać na sie­bie nie­ty­po­wy strój. Usły­sza­ne z od­da­li wrza­ski, za­po­wia­da­ją­ce nie­chyb­nie, że spa­sio­ne szczu­ry Ru­de­go z pał­ka­mi i ka­ste­ta­mi są już bli­sko, przy­spie­szy­ły de­cy­zję bez­dom­ne­go o na­rzu­ce­niu wdzian­ka jak­kol­wiek, byle tylko zdo­łał w nie wejść i wy­sta­wić po­si­wia­łą głowę, a na­stęp­nie dać szyb­ko dra­pa­ka. Bieg do bez­piecz­nej kry­jów­ki, miesz­czą­cej się za to­ra­mi, przy­szedł mu tym razem z za­dzi­wia­ją­cą ła­two­ścią. Chwi­la­mi czuł, jakby coś nio­sło go ponad zie­mią.

 

Teraz w swej norze w sta­rej szklar­ni przy­glą­dał się z za­cie­ka­wie­niem zna­le­zi­sku, słu­cha­jąc w tle od­gło­sów prze­jeż­dża­ją­cych nie­da­le­ko po­cią­gów. Palto było nad­zwy­czaj wy­god­ne, wy­ko­na­ne z nie­ty­po­we­go, nie­zwy­kle gru­be­go ma­te­ria­łu i to on w dużej mie­rze spra­wiał, że Cze­sio czuł jego cu­dow­ne cie­pło, roz­cho­dzą­ce się przy­jem­nie po całym po­obi­ja­nym ciele. W nie­wy­raź­nym świe­tle, po­cho­dzą­cym z po­bli­skiej la­tar­ni ulicz­nej, męż­czy­zna do­strzegł zdro­wym okiem nie­ty­po­we wzory, któ­ry­mi po­kry­te było całe odzie­nie.

Uniósł brwi ze zdu­mie­nia.

– Dywan? – za­py­tał sam sie­bie pół­szep­tem.

Od­kry­te wśród od­pa­dów pon­cho rze­czy­wi­ście po roz­ło­że­niu zda­wa­ło się wy­dłu­żać nieco po obu stro­nach i dzię­ki temu przy­po­mi­na­ło sta­ran­nie wy­ko­na­ną wy­kła­dzi­nę pod­ło­go­wą. Do­ty­kał go, za­chwy­co­ny tek­stu­rą oraz so­lid­no­ścią. Pod­świa­do­mie wy­czu­wał, ile ta­jem­ni­czych su­row­ców wy­ko­rzy­sta­no do utka­nia ta­kie­go cuda. I był w pełni usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny. Miał fart, tego mógł być pe­wien!

– Z nim nie zginę! Można leżeć, albo przy­kryć się, bądź nosić na dwo­rze jako płaszcz, tu­dzież pon­cho! Jest ob­szer­ny i wy­god­ny. Wsa­dzę pod niego wszyst­ko! Ge­nial­na spra­wa! – znowu mówił do sie­bie z en­tu­zja­zmem, brud­ny­mi rę­ka­mi głasz­cząc prze­mi­łą w do­ty­ku tka­ni­nę.

Tak za­snął.

 

W środ­ku nocy zbu­dził go dziw­ny szmer, ni to od­głos kro­ków, ni szu­ra­nie, jakby ktoś lub coś do­sta­ło się do jego za­tę­chłej nory i sta­ra­ło nie­po­strze­że­nie zbli­żyć.

– Kto tu? – za­py­tał szep­tem.

Cisza prze­ra­zi­ła jesz­cze bar­dziej niż wcze­śniej­sze ha­ła­sy.

– Won stąd, bo po­szczu­ję psem! – po­wie­dział gło­śniej groź­nym tonem.

Nagle coś spo­re­go i wło­cha­te­go sko­czy­ło na twarz Cze­sia, prze­ra­ża­jąc go i po­wo­du­jąc, że po­twor­nie wrza­snął. Dzi­wacz­ne zwie­rzę bły­ska­wicz­nie umknę­ło, pry­cha­jąc nie­przy­jem­nie.

– Tu nie ma żad­ne­go psa, to blef, praw­da? – Padło znie­nac­ka z pra­wej stro­ny.

Cze­sio na­resz­cie do­grze­bał się do za­pa­łek i na krót­ki czas za­pa­lił jedną z nich.

Obok jego cuch­ną­cej le­żan­ki sie­dział śnia­do­li­cy, na oko trzy­dzie­sto­let­ni męż­czy­zna z gęstą, czar­ną brodą i dzi­wacz­ną fry­zu­rą, zło­żo­ną z licz­nych, krót­kich war­ko­czy­ków, uję­tych z tyłu w kucyk. Przy dłoni nie­zna­jo­me­go spa­ce­ro­wał dłu­go­wło­sy fu­trzak, z lu­bo­ścią wy­gi­na­ją­cy grzbiet pod wpły­wem gła­ska­nia przez swego pana.

– On na pewno by go wy­czuł. Nie znosi psów. Jak to kot – mówił przy­bysz spo­koj­nym, ni­skim tonem, jakby znali się sto lat.

– Kim pan je­steś? – wy­krztu­sił Cze­sio, się­ga­jąc po nową za­pał­kę. – I co, do dia­bła, pan tu ro­bisz?

– Je­stem Pers.

– Pers? – Cze­sio za­pa­lił ko­lej­ne dre­wien­ko. – A, zna­czy się kot?

– Też.

„Gada skró­ta­mi, że pojąć nie umiem” – po­my­ślał zde­ner­wo­wa­ny bez­dom­ny, za­sta­na­wia­jąc się, czy in­truz oraz jego wło­cha­ty pupil nie są cza­sem wy­two­rem szwan­ku­ją­cej ostat­nio wy­obraź­ni.

– Mój kot też zwie się Pers.

– No jasne. Pan do mnie? Nie przy­po­mi­nam sobie, bym znał…

Przy­bysz się­gnął do pu­de­łecz­ka Cze­sia, za­pa­lił wy­do­by­tym dre­wien­kiem wiel­ką po­chod­nię, która nagle po­ja­wi­ła się w jego dłoni i umie­ścił ją na ścia­nie szklar­ni, obok le­żan­ki. Teraz mogli spoj­rzeć na sie­bie do­kład­niej.

– Je­stem kró­lem.

– No to je­ste­śmy w domu, bo ja ce­sa­rzem – od­parł z nie­szcze­rym uśmie­chem Cze­sio prze­ko­na­ny, że przy­by­szo­wi po pro­stu od­bi­ło.

– Na­zy­wam się Pers. Keks Pers.

– Keks? Jak ba­ka­lio­we cia­sto?

– Nie. Jak Kserk­ses. Keks to skrót.

– Skrót?

– To zna­czy… U was mówi się na to… Zaraz, jak to było? Aha, wiem! Zdrob­nie­nie. Keks to zdrob­nie­nie od mo­je­go kró­lew­skie­go imie­nia.

– Nie bar­dzo ro­zu­miem…

– U nas w ro­dzi­nie wszy­scy męż­czyź­ni są na­zy­wa­ni albo Da­riusz, albo Kserk­ses. Od sta­ro­żyt­no­ści. Ja je­stem Kserk­ses Ty­siąc Dwie­ście Trzy­na­sty.

– Dziw­ny zwy­czaj. Nie­mniej, miło mi bar­dzo, Cze­sio. Zna­czy się, Cze­sław. Cze­sław Nowak hm… Pierw­szy. – Ob­dar­tus nie­zgrab­nie wy­cią­gnął pra­wi­cę, na co nie­zna­jo­my za­re­ago­wał co­kol­wiek ner­wo­wo, do­pa­da­jąc nagle za­sko­czo­ne­go ob­dar­tu­sa, prze­wra­ca­jąc na brzuch i wy­krę­ca­jąc bo­le­śnie rękę.

Cze­sio jęk­nął, pró­bu­jąc od­wró­cić bro­da­tą twarz i z tru­dem do­my­ka­jąc chore oko.

– Coś pan?! Czego tu? Ja nic nie mam… – za­char­czał nie­wy­raź­nie. – Przy­wi­tać się tylko chcia­łem.

Nie­zna­jo­my zwol­nił blo­ka­dę, a na­stęp­nie pu­ścił bez­dom­ne­go.

Cze­sio pa­trzył na niego nie­chęt­nie, roz­cie­ra­jąc obo­la­łą rękę i po­wo­li okrę­ca­jąc ku niemu całe ciało.

– Wy­bacz, Nowak. Są­dzi­łem, że chcesz mnie dźgnąć.

– Dźgnąć? E, niby czemu? Swój chłop je­steś… – Skrzy­wił się znów w nie­szcze­rym uśmie­chu bie­dak, pa­trząc nadal nie­pew­nie. – Skąd przy­je­cha­łeś? Bo tyś chyba nie­tu­tej­szy, co?

– Z Per­sji.

– A gdzie to? Koło Łomży?

– Per­sja leży da­le­ko stąd. Przy­by­łem tu w po­szu­ki­wa­niu zguby. – Śnia­do­li­cy przy­bysz ro­zej­rzał się uważ­nie.

– Aha. – Cze­sio nic nie ro­zu­miał.

– Jest! – za­wo­łał tam­ten trium­fal­nie, wska­zu­jąc ka­wa­łek pon­cha, wy­sta­ją­cy z po­sła­nia bie­da­ka.

– O, nie, tego ci nie oddam! – Męż­czy­zna po­ło­żył brudną dłoń na gru­bej ma­te­rii. – To palto jest re­we­la­cyj­ne i wła­śnie stało się moje!

Gość zmie­rzył go ostrym spoj­rze­niem prze­ni­kli­wych, czar­nych oczu.

– Czy wiesz, do kogo mó­wisz, głup­cze! – ryk­nął nagle. – Mogę cię zabić jed­nym roz­ka­zem! Kró­lo­wi Per­sji nigdy się nie od­ma­wia!

– Go­ściu, szaj­ba ci od­bi­ła, idź się lecz i nie strasz po­rząd­nych ludzi… – wy­mam­ro­tał nie­za­do­wo­lo­ny Cze­sio, kła­dąc się nie­mra­wo na le­żan­ce i prze­cud­nie cie­płym pal­cie.

Nagle wy­czuł pod po­licz­kiem dziw­ne zgru­bie­nia, znaj­du­ją­ce się pod jedną war­stwą pon­cha.

– Oddaj Per­so­wi, co per­skie! – za­grzmiał roz­złosz­czo­ny przy­bysz.

– Pers tu, pers tam, czyś ty go­ściu z księ­ży­ca spadł, że takie głu­po­ty wy­ga­du­jesz? – za­mru­czał Cze­sio. – Odwal się! Wy­no­cha stąd! To moja nora!

Nie­zna­jo­my przy­su­nął się bli­żej.

– Jam jest Pers, mój kot to Pers, i ta ma­te­ria, za­własz­czo­na przez cie­bie, rów­nież tak się na­zy­wa.

Bie­dak po­stu­kał się w czoło i dalej pró­bo­wał igno­ro­wać in­tru­za.

– Ja go wy­ku­pię! Zga­dzasz się?

– Nie dam! Jest cie­pły i po­rząd­nie wy­ko­na­ny! Na­resz­cie nie zmar­z­nę zimą!

– Jed­nak­że nie na­le­ży do cie­bie, ło­trze!

– Licz się ze sło­wa­mi, szaj­bu­sie! Zna­le­zio­ne nie kra­dzio­ne! Ni­ko­mu tego palta nie za­bra­łem, le­ża­ło wśród od­pa­dów, jak wszyst­ko, co tu mam! Je­że­li ktoś wy­rzu­cił, wi­docz­nie nie po­trze­bo­wał, zatem to już nie jego, lecz znaj­du­ją­ce­go! Czyli, w tym wy­pad­ku, moje!

– Zro­zum, o nie­szczę­sny, że ja go nie wy­rzu­ci­łem, tylko przez po­mył­kę upu­ści­łem, zna­czy się zgu­bi­łem, gdy le­cia­łem…

– No, a to do­pie­ro, co ty nie po­wiesz, Kek­sie, czy jak ci tam… Le­cia­łeś? Serio? A po kilku głęb­szych, czy jesz­cze przed ich spo­ży­ciem? – ro­ze­śmiał się Cze­sio.

Twar­de ele­men­ty prze­su­nę­ły się nie­ty­po­wo, po­rząd­nie ugnia­ta­jąc go w po­li­czek, więc uniósł głowę i po­czął spraw­dzać po­dej­rza­ny ka­wa­łek pon­cha ręką.

– Co, u licha?

Gość wy­cią­gnął prawą rękę ku Cze­sio­wi aku­rat w chwi­li, gdy wy­dłu­bał on z wnę­trza dy­wa­no­we­go pon­cha pierw­szy dia­ment. Bez­dom­ny za­stygł i wle­piał nie­przy­tom­ne oczy, jedno zdro­we, a jedno po­obi­ja­ne pod­czas nie­daw­nej bi­ja­ty­ki z Rudym, w cudną ma­te­rię. Al­bo­wiem zo­stał za­hip­no­ty­zo­wa­ny ru­chem dłoni króla per­skie­go, który nie bar­dzo wie­dział, co dalej ma po­cząć z upar­tym włó­czę­gą.

Na­stęp­nie przy­bysz za­klę­ciem uwol­nił je­dy­nie zmy­sły bez­dom­ne­go, spo­strzegł po­ru­sza­ją­ce się przy­tom­nie zdro­we oko i po­czął ze sto­ic­kim spo­ko­jem tłu­ma­czyć:

– Jak już wspo­mnia­łem, je­stem Kserk­ses, sław­ny król Per­sji. Mu­sia­łeś o mnie sły­szeć, Cze­sła­wie. A, jeśli nie, po­czy­taj potem pod­ręcz­ni­ki szkol­ne z hi­sto­rii. Jeśli, rzecz jasna, bę­dziesz mieć ku temu oka­zję. – Ro­zej­rzał się po cuch­ną­cej noc­le­gow­ni bez­dom­ne­go, wy­mow­nie krzy­wiąc twarz i od­cza­ro­wu­jąc le­żą­ce­go.

Od­chrząk­nął i kon­ty­nu­ował:

– Wra­ca­jąc do rze­czy, po­cho­dzę od­le­głe­go świa­ta. Jest on rów­no­le­gły do tego, w któ­rym ży­jesz. Dzię­ki cza­rom oraz wie­dzy mogę prze­ni­kać i od­wie­dzać inne cza­so­prze­strze­nie. Za­ło­ży­ciel mego rodu, Ache­me­nes, syn he­ro­sa Per­se­usza, otrzy­mał od swego dzia­da, grec­kie­go boga Zeusa…

– A, Zeus! Coś mi świta – prze­rwał mu Cze­sio, wier­cąc się na pon­chu.

– No wła­śnie. Zatem otrzy­mał od Zeusa cu­dow­ny dar, zwany „per­sem”. Był to płaszcz, na­zy­wa­ny przez was obec­nie “pon­cho”, ma­ją­ce ma­gicz­ne wła­ści­wo­ści. Umie ono prze­miesz­czać się w cza­sie oraz prze­strze­ni, a jed­no­cze­śnie może słu­żyć jako ob­szer­ne okry­cie wierzch­nie, bądź też po­sadz­ko­we. Sam mia­łeś oka­zję się prze­ko­nać.

– Yhm – po­twier­dził bie­dak.

– Tego, kto nim włada, nie­sie pod­czas lotu bądź biegu szyb­ko i zwin­nie, nawet ponad zie­mią, jeśli takie jest ży­cze­nie po­sia­da­cza. Al­bo­wiem owo nie­zwy­kłe okry­cie wy­ko­na­ne zo­sta­ło z bo­skich przę­dzy oraz mi­to­lo­gicz­nych nici Ariad­ny i zło­te­go runa, dzię­ki czemu ma cu­dow­ne moce i jest nie­znisz­czal­ne.

Oczy zdu­mio­ne­go Cze­sia sta­wa­ły się okrą­głe, ni­czym mo­ne­ty, przy czym to po­obi­ja­ne spu­chło jesz­cze moc­niej w miarę jego wy­ba­łu­sza­nia.

„Nie­zły odlot! Czło­wiek wy­szu­ka sobie z kon­te­ne­ra za­rą­bi­ste pa­let­ko, a tu do­dat­ko­wo takie cudo!” – po­my­ślał. Za mo­ment jed­nak zga­nił sam sie­bie: „Co ja plotę? Nie mogę mu wie­rzyć. Prze­cież to wa­riat…”.

– Ród mój otrzy­mał tajne wie­ści z tego świa­ta o od­kry­ciu kosz­tow­no­ści Ache­me­ni­dów, za­gi­nio­nych przed wie­ka­mi i bez­sku­tecz­nie po­szu­ki­wa­nych od setek lat.

Za­sko­czo­ny Cze­sio za­mru­gał ocza­mi, ni­cze­go nie poj­mu­jąc, zatem gość tłu­ma­czył dalej:

– Wła­śnie na­tra­fi­łem na ślad jed­ne­go z ta­kich zna­le­zisk, a mowa tu o dia­men­tach z pasa sa­me­go Zeusa, które były ofia­ro­wa­ne na­sze­mu pro­to­pla­ście pod­czas za­kła­da­nia Per­sji, na­zwa­nej tak na cześć ojca, he­ro­sa Per­se­usza. We­dług le­gen­dy na­czel­ny bóg Gre­cji umie­ścił je po śmier­ci swego wnuka Ache­me­de­sa na nie­bie, two­rząc w ten spo­sób roz­ma­ite gwiaz­do­zbio­ry, lecz część spa­dła i zna­la­zła się w pry­wat­nych zbio­rach.

– Czaję. Bo­skie dia­men­ty jako gwiaz­dy, tak? – wtrą­cił beł­ko­tli­wie bie­dak, nadal ni­cze­go nie poj­mu­jąc.

Przy­bysz po­twier­dził ski­nie­niem głowy i opo­wia­dał dalej:

– Od­szu­ka­łem je, wzle­cia­łem na cza­ro­dziej­skim per­skim dy­wa­nie, któ­rym stało się wspo­mnia­ne i le­żą­ce tu pon­cho, a na­stęp­nie umie­ści­łem w spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nej skryt­ce, którą wła­śnie od­kry­łeś.

Cze­sio po­pa­trzył ze zdu­mie­niem na trzy­ma­ny w dłoni błysz­czą­cy kamyk.

– Nie­ste­ty – kon­ty­nu­ował Kserk­ses – przed ostat­nią pro­stą nie­umie­jęt­nie skrę­ci­łem pod­czas lotu i wraz z mym dłu­go­wło­sym kotem Per­sem upa­dli­śmy na zie­mię, zaś płaszcz, który prze­mie­nił się w dywan, po­szy­bo­wał w innym kie­run­ku.

– O! – stwier­dził Cze­sio. – Zatem moje pon­cho to takie „trzy w jed­nym”!

– Otóż to! Po­dob­nie i słowo Pers – przy­tak­nął Keks.

– Chciał­bym jed­nak zo­ba­czyć na wła­sne oczy, jak po­tra­fi wzbić się w po­wie­trze! Sam ro­zu­miesz. Trud­no tak wie­rzyć na słowo…

– Rze­kłeś, Cze­sła­wie. – Ski­nął głową per­ski król, po czym wy­szep­tał za­klę­cia i mo­men­tal­nie gruba tka­ni­na, do nie­daw­na jesz­cze bę­dą­ca ob­szer­nym płasz­czem, po­więk­szy­ła się nie­znacz­nie i wzbi­ła lekko, uno­sząc zdez­o­rien­to­wa­ne­go Cze­sia. Bez­dom­ny roz­warł usta i tak tkwił czas jakiś, trzy­ma­jąc kur­czo­wo frędz­le.

Gdy wró­ci­ła na swoje miej­sce, bie­dak wło­żył ją na sie­bie, a potem za­py­tał go­ścia:

– Dla­cze­go wcze­śniej tego nie uczy­ni­łeś?

– Zeus stwo­rzył ma­gicz­ne palto spe­cjal­nie w tym celu, aby słu­ży­ło swoim ko­lej­nym panom. Każdy, kto je po­sią­dzie, staje się wy­łącz­nym wła­ści­cie­lem i tylko jego woli płaszcz ten się pod­da­je. Gdy­byś nie wy­ra­ził chęci wzle­ce­nia, na nic by się zdały moje za­klę­cia.

Ich roz­mo­wę prze­rwa­ło silne do­bi­ja­nie się do daw­nej szklar­ni od stro­ny to­ro­wi­ska i wście­kłe wrza­ski bandy Ru­de­go:

– Cze­sio! Na­resz­cie cię zna­leź­li­śmy! Po coś, głup­cze, palił ten ogień?! Widać go na ki­lo­metr!

Bez­dom­ny od­ru­cho­wo zła­pał się za obite oko i spoj­rzał prze­ra­żo­ny na śnia­do­li­ce­go go­ścia.

– Już po nas, od­kry­li moją kry­jów­kę przez tę prze­klę­tą po­chod­nię! Dia­bli cię nada­li, Kek­sie, czy jak tam się na­praw­dę na­zy­wasz!

– Czy to z ich po­wo­du masz po­obi­ja­ne ciało i zra­nio­ne oko?

Cze­sio kiw­nął głową i zde­ner­wo­wa­ny roz­glą­dał się, szu­ka­jąc in­ne­go wyj­ścia.

– Uspo­kój się, Cze­sła­wie No­wa­ku Pierw­szy.

– Czło­wie­ku, oni zro­bią z nas mia­zgę! 

– Za­po­mnia­łeś chyba o ma­gicz­nym okry­ciu. – Pers wska­zał z uśmie­chem pon­cho.

– W sen­sie? – Nie do końca zro­zu­miał bie­dak.

– Ży­czysz sobie, aby od­le­cieć stąd przed nimi? Chcesz zbiec? Czy może wo­lisz po­ko­nać raz na za­wsze swego wroga i jego kom­pa­nów? – Pers rzu­cił lo­do­wa­te spoj­rze­nie, a kot za­miau­czał prze­cią­gle i roz­sze­rzył źre­ni­ce.

Cze­sio za­wa­hał się, choć w pierw­szej chwi­li za­mie­rzał przy­tak­nąć już przy pro­po­zy­cji uciecz­ki. W ką­ci­kach ust za­mi­go­tał nikły uśmiech bez­czel­no­ści i chęci ze­msty. Jego wzrok padł na roz­kosz­nie cie­płe ubra­nie.

– Mogę?

Bro­dacz po­twier­dził ru­chem głowy.

Cze­sio z nie­do­wie­rza­niem po­gła­skał pon­cho i szep­nął:

– Po­zbądź się ich!

Płaszcz mo­men­tal­nie wzle­ciał w po­wie­trze, ponad głowę męż­czy­zny, któ­re­go ciało jesz­cze chwi­lę wcze­śniej okry­wał. Kot zje­żył pięk­ne futro i po­ło­żył uszy,  po czym wskoczył zwinnie na niego i zasyczał wściekle. Za­cza­ro­wa­ne pon­cho po­szy­bo­wa­ło ku od­gło­som dra­bów, zmie­nia­jąc nieco swój kształt i prze­pa­da­jąc w mroku sta­rej szklar­ni wraz z roz­ju­szo­nym zwie­rza­kiem. Po kilku mi­nu­tach z od­da­li dały się sły­szeć roz­pacz­li­we głosy ucie­ka­ją­cych ban­dzio­rów i kocie pry­cha­nia.

Potem na­sta­ła cisza. Pon­cho wró­ci­ło na miej­sce i wsko­czy­ło spraw­nie na barki Cze­sia, przy­no­sząc mu znów bło­gie cie­pło, a kot po­now­nie sta­nął przy dłoni pana, liżąc spo­koj­nie fu­ter­ko.

– Za­ła­twio­ne. Jaką cenę pro­po­nu­jesz za persa? – po­no­wił za­py­ta­nie Keks, wska­zu­jąc grube wierzch­nie na­kry­cie.

– Na­le­ży do mnie. Nie oddam go za żadną cenę.

– To może za­graj­my?

– Ha! Grać z cza­ro­dzie­jem, to tak, jakby od razu prze­grać całe swoje życie!

– Ja nie ustą­pię, Cze­sła­wie!

– Ani ja!

Kot po raz pierw­szy za­czął przy­mi­lać się i łasić do nóg za­sko­czo­ne­go bie­da­ka, mru­cząc przy tym gło­śno. Przez po­dar­te no­gaw­ki sta­rych spodni bie­dak czuł mięk­ką sierść fu­trza­ka.

– Po­trze­bu­ję go, by nadal wła­dać pań­stwem! To boski dar, na­le­żą­cy od wie­ków do mo­je­go rodu! Nigdy nie zgo­dzę się, aby po­zo­stał tu z tobą.

– Do­brze zatem – po­wie­dział Cze­sio po chwi­li za­sta­no­wie­nia. – Niech pon­cho prze­nie­sie nas obu i odtąd służy tobie oraz mnie!

– Chcesz przejść do mego świa­ta?

– Skoro ty mo­głeś do mo­je­go, czemu nie? – za­py­tał z cwa­niac­kim uśmie­chem.

– To twój nie­odwo­łal­ny wa­ru­nek, jak mnie­mam?

– Ow­szem, Kek­sie.

– Po­tra­fisz rzą­dzić?

– W czym pro­blem? Na­uczysz mnie. Cie­bie także na­uczo­no. Nikt nie rodzi się kró­lem.

– Jak świat świa­tem, w Per­sji nie było rów­no­cze­śnie dwóch wład­ców.

– To odtąd będą!

– A imię? U nas rzą­dzą tylko Da­riu­sze bądź Kserk­se­so­wie…

– Zatem po­ja­wi się Cze­sław Nowak Pierw­szy, cóż to dla cie­bie? Je­steś tam je­dy­no­wład­cą, usta­na­wia­ją­cym prawo i sto­ją­cym ponad nim, czy nie?!

– Kto śmie za­prze­czyć, niech się ze mną zmie­rzy! – ryk­nął groź­nie Pers, wy­pi­na­jąc pierś.

– A zatem to pest­ka…

– Pest­ka?

– Zna­czy się… Dro­biazg. Dla cie­bie, o Kek­sie, to dro­biazg. – Bez­dom­ny spoj­rzał zna­czą­co na króla, uśmie­cha­jąc się de­li­kat­nie.

– Słusz­nie pra­wisz, Cze­sła­wie.

– To jak, le­ci­my razem?

– Zgoda.

Na­stęp­nie król zwró­cił się do płasz­cza:

– Per­sie, mówię ci: tak!

– Tylko tyle? To jest całe ta­jem­ne za­klę­cie? – zdu­miał się Cze­sio, gdy ubra­ny w bo­skie, cud­nie tkane pon­cho, le­ciał wraz z Kserk­se­sem ponad mia­stem, ku niebu.

– Naj­prost­sze, nie­praw­daż? – za­py­tał z uśmie­chem śnia­do­li­cy przy­bysz i moc­niej przy­tu­lił się do gru­bej ma­te­rii, trzy­ma­jąc pod ra­mie­niem pu­szy­ste­go kota.

 

 

Koniec

Komentarze

Hej :)

 

Ciekawy tekst, a fabuła jest naprawdę wciągająca. Bojowe zastosowanie dywano-płaszcza mnie pozytywnie zaskoczyło :D Zakończenie również interesujące, aż zastanawiają mnie dalsze losy Czesława.

 

Czesio nareszcie dogrzebał się do zapałek i na krótki czas uruchomił jedną z nich. – dziwnie brzmi w tym kontekście 

wrzaski Bandy Rudego – Wielka litera zbędna?

Pozdrawiam i klikam :)

Pnzrdiv.117, witaj. :)

Wielkie dzięki, cieszę się; zaraz podumam nad zmianą tego fragmentu. :) “Bandę” nazwałam dwuczłonowo, ale faktycznie dziwnie wygląda, poprawię, dziękuję bardzo. :)

Czesio pewnie będzie świetnym drugim królem, niczym w Sparcie. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

A zimne dni i noce zapowiadały, że prawdziwe mrozy ciągle jeszcze przed mężczyzną.

Po pierwsze nie wiem, czy to zdanie jest potrzebne, bo to że listopad, to nie koniec zimy wiemy wszyscy;) Poza tym czemu akurat przed mężczyzną?

 

Bieg do bezpiecznej, jego prywatnej noclegowni, mieszczącej się za torami, przyszedł mu tym razem z zadziwiającą łatwością.

Dałabym albo Bieg do bezpiecznej kryjówki… i dalej baz zmian, lub Bieg do jego bezpiecznej, prywatnej, ale pierwsze wolę;)

 

w tle odgłosu

A nie odgłosów, skoro wielu pociągów?

 

Tak opisujesz to ponczo, że sama zapragnęłam takiego:)

 

Cieplutkie zakończenie, takie bruce’owe.

Niech żyje król Czesław Nowak Pierwszy!

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Dziękuję, Ambush. :)

Inspiracją było poncho, w którym tańczyła przepiękna, uwięziona przez Bohuna Helena w “Ogniem i mieczem”. Ogromnie mi się podobało. :) Dosłownie czułam przez ekran jego grubość i wielkość, zachwycały mnie wzory oraz porządne wykonanie. :)

Poprawię wszystko zaraz, dziękuję. :) 

Buziak! kiss

Pecunia non olet

Hej, niektórzy to mają szczęście, w jednej chwili wygrzebują stare ciuchy z śmietnika w drugiej niszczą wrogów i zostają władcami Persji:). Bardzo fajna i przyjemna historia z, jak to napisała Ambush, cieplutkim finałem… No tak, przecież poncho było z solidnego materiału:). Klikam i pozdrawiam:)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję bardzo, Badjaskierze; to taka sobie lekka historyjka, zmieniana wielokrotnie. :) A magiczne poncho chciałoby się mieć, o tak! :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Podobało mi się to, że w opowiadaniu element ubioru pojawia się na samym początku i od tego momentu znajduje się w centrum fabuły – opowiadanie dobrze dobrane (moim zdaniem) do konkursu. Ciekawe nawiązania do mitologii, dwa odmienne charaktery z dwóch światów, jest szczypta humoru. Czyli pomysł świetny.

Łyżka dziegciu do tej beczki miodu:

Wczoraj dopadł do kontenera za teatrem przed pojawieniem się bandy Rudego

Początek dynamiczny (dopadł), a reszta zdania nie sugeruje, że musiał gnać na złamanie karku. Może “tuż przed pojawieniem się” – kwestia gustu.

 

czemu trafił mu się znakomity unikat.

diabelnie solidne i porządne.

Miałem tutaj wrażenie przesytu. Skoro coś jest diabelnie solidne, to na pewno jest porządne. Unikat… no cóż, ten nie zawsze jest znakomity, ale domyślnie tak bywa.

 

Dotykał jego grubości, zachwycony teksturą oraz ilością tajemniczych surowców

Początek albo jest metaforą, albo wzbudza skojarzenia erotyczne (może tylko u mnie ? :P ) W drugiej miałem problem z wczuciem się w bezdomnego, który zachwyca się ilością surowców, a obiektem westchnień nie jest ciężki kaloryfer, który może sprzedać na złomie.

 

– Uspokój się, Czesławie Nowak Pierwszy.

Brak odmiany to zamierzony zabieg?

 

Jakbym miał prawa wyborcze, to bym kliknął, ale na razie co najwyżej mogę wczuwać się w sufrażystkę ;)

Bardzo dziękuję, Marzanie, jak zawsze Twoje uwagi są cenne i w punkt. :)

Co do nieodmienionej formy, to było celowe, ponieważ Kserkses nie bardzo umie zorientować się w tutejszej “tytulaturze”. :) Jak rozumiem jednak, bije w oczy, zatem zmienię. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

No właśnie aż tak bardzo nie bije w oczy, tylko zastanawiałem się, czy nie jest to chochlik. Śmiało może zostać jako humorystyczny akcent. Nie trzeba się przejmować każdą uwagą czytelników :)

Nie, spokojnie, uznaję słuszność Twojej rady, Marzanie, i bardzo dziękuję. :) 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Czołem Bruce!

Z nim nie zginę! Można leżeć, albo przykryć się, bądź nosić na dworze jako płaszcz, tudzież poncho! Jest obszerny i wygodny. Wsadzę pod niego wszystko! Genialna sprawa! – szeptał znowu do siebie, brudnymi rękami głaszcząc przemiłą w dotyku tkaninę.

Oczywiście, można szeptać wykrzyknikami, ale nie wiem czy ta sytuacja to uzasadnia. Myślę, że Czesio spokojnie mógłby “mówić do siebie z entuzjazmem” lub nawet “krzyczeć zadowolony”.

skutecznie przerażając go i powodując, że potwornie wrzasnął

Jakoś to tak niegramatycznie brzmi w mojej ocenie. Może po prostu słowo “skutecznie” nie pasuje mi do emocji takich jak “przerażenie”, podobnie “powodując” do “potwornie wrzasnął”.

– Z Persji.

– A gdzie to? Koło Łomży?

Ahhh wspaniałe :)))

Inspiracją było poncho, w którym tańczyła przepiękna, uwięziona przez Bohuna Helena w “Ogniem i mieczem”. Ogromnie mi się podobało. :) Dosłownie czułam przez ekran jego grubość i wielkość, zachwycały mnie wzory oraz porządne wykonanie. :)

Super inspiracja, ostatnio właśnie oglądałem i też sobie pomyślałem, że Heli musi być cieplutko.

 

Ogólnie tekst ciekawy. Momentami miałem problem z połapaniem się, ale z drugiej strony dzięki temu tekst jest krótki, nie ma zbędnych fragmentów i nie dłuży się. Klasycznie zręcznie zaprzęgasz historię do fantastyki, dzięki czemu opko jest wysoce oryginalne. I jak zawsze potrafisz tekst dobrze zamknąć. 

Trzymam kciuki za konkurs i pozdrawiam!

Dziękuję bardzo Ave Jurorowi za wizytę i tak oryginalne pląsy. :)

 

Beeeecki, dziękuję, to bardzo cenne wskazówki, zaraz naniosę poprawki. :)

Dzięki za dobre słowo. 

Piękna Helena i jej szata inspirowała mnie od dawna do stworzenia tekściku o tym właśnie paletku, bo oryginalnie ozdobione, urokliwe i ciepłe. :)

 

 (kadr z “Ogniem i mieczem”, z teledysku “Dumka na dwa serca”, YT)

 

Pozdrawiam Was. heart

Pecunia non olet

Cześć Bruce!

Zabawna, lekka, sympatyczna historyjka z całą dynastią Kserksesów w tle.

Podobało mi się.

Pozdrawiam!

Chalbarczyk, dziękuję, bardzo się cieszę. :) Pozdrawiam. :)

Realuc, witam Jurora na wybiegu (ho, ho, ho, ale Top Model! yes ), dziękuję i pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Witaj Bruce,

Tutaj akcja jest fajnie osadzona, nie miałem w żadnym momencie wrażenia ‘białego pokoju’.

Całość jest sympatyczna!

Zakończenie, dla mnie, zbyt lukrowane, ale pasuje do lekkiej nuty absurdu tekstu.

Liczyłem na plot twist: książę zabiera koc i znika, Czesio przeżywa “the darkest hour”, powrót księcia z całą wyprawką i propozycja pracy jako pełnomocnik ds bezdomności w królestwie Persji.

Do biblioteki absolutnie się kwalifikuje!

Serdecznie pozdrawiam

 

Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...

Niezły pomysł na alternatywną fabułę, Piotrze_jbk. :)

Dziękuję za komentarz oraz klik i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Jak to często u Ciebie, Bruce, współczesna opowieść staje się pretekstem do pokazania fragmentu historycznej przeszłości. Czytało się nieźle, choć wykonanie mogło być lepsze.

 

Sześćdziesięciolatek z początku nie bardzo wiedział… → Brzmi to fatalnie i zastanawiam się czemu służy – jakie znaczenie dla opowiadania ma wiek Czesia i kilkakrotne jego podkreślanie w dalszej czesci tekstu?

 

wrzuceniu wdzianka jakkolwiek, byle tylko zdołał weń wejść… → Gdzie/ Do czego chciał wrzucić wdzianko? Piszesz o wdzianku, które jest rodzaju nijakiego, a weń to inaczej w niego, więc winno być: …o narzuceniu wdzianka jakkolwiek, byle tylko zdołał w nie wejść…

 

Czesio czuł jego cudowne ciepło, rozchodzące się przyjemnie po całym poobijanym ciele bezdomnego. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czesio chyba wiedział, po czyim ciele rozchodzi się ciepło.

 

W niewyraźnym blasku, pochodzącym z pobliskiej latarni… – Blask jest jaskrawy i ostry, więc nie może być niewyraźny.

Proponuję: W niewyraźnym świetle pochodzącym z pobliskiej latarni

 

mężczyzna dostrzegł zdrowym okiem nietypowe wzory, którymi upstrzone było całe odzienie. → Czy odzienie na pewno było upstrzone?

Proponuję: …mężczyzna dostrzegł zdrowym okiem nietypowe wzory, którymi pokryte było całe odzienie.

 

– Kto tu?! – zapytał szeptem. → Skoro szeptał, wykrzyknik jest zbędny.

 

siedział śniadocery… → …siedział śniadolicy

 

wielką pochodnię, jaka nagle pojawiła się… → …wielką pochodnię, która nagle pojawiła się

 

– To palto jest rewelacyjne i właśnie stało się moim!– To palto jest rewelacyjne i właśnie stało się moje!

 

– Pers tu, pers tam, czyś ty gościu z księżyca spadł, że takie głupoty wygadujesz?! – zamruczał Czesio. → Czy zamruczenie na pewno wymaga wykrzyknika?

 

Zatem otrzymał od Zeusa cudowny dar, zwany „persem”. Był to płaszcz, a raczej ponczo… → Czy w starożytności wiedziano, co to poncho?

Wcześniej o okryciu pisałaś poncho.

 

kosztowności Achemenidów, zaginionych przed wiekami i bezskutecznie poszukiwanych od tysiącleci. → Czy dobrze rozumiem, że kosztowności były poszukiwane jeszcze nim zaginęły?

 

Czesio zamrugał zdumionymi oczami… → Obawiam się, że zdumiony był Czesio, nie jego oczy. Wiadomo, że mrugał oczami.

Proponuję: Zdumiony Czesio zamrugał

 

na czarodziejskim perskim dywanie, jakim stało się… → …na czarodziejskim perskim dywanie, którym stało się

 

Ciężko tak wierzyć na słowo… → Trudno tak wierzyć na słowo

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

spojrzał przerażony na śniadocerego gościa. → …spojrzał przerażony na śniadolicego gościa.

 

zapytał z uśmiechem śniadocery przybysz… → …zapytał z uśmiechem śniadolicy przybysz

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam serdecznie, Regulatorzy, i bardzo dziękuję. :)

Zdecydowanie zawaliłam, bo widzę, że popełniam często te same błędy. blushsadno

Spieszę wszystko popoprawiać, bo żenada… noblush

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze bardzo dziękuję za Twój czas. :)

Pecunia non olet

Bardo proszę, Bruce. Cieszę się, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak zawsze, oczywiście, bardzo dziękuję. :)

Serdeczności, Regulatorzyheart

Pecunia non olet

Niesamowita mieszanka. Historia, mitologia, światy równoległe, bezdomny i król królów. Swoją drogą w tym równoległym świecie czas musi biegnąć radykalnie inaczej. Jeśli Kserkses jest Tysiąc Dwieście Trzynasty, to przyjmując, że kolejne pokolenia pojawiają się średnio co dwadzieścia, no niechby piętnaście lat, to który jest tam rok?

Ciepła, zabawna opowieść. 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

AP, dzięki, rzeczywiście – sporo tu pytań, sporo wątpliwości. :)

Na cokolwiek w konkursie nie liczę, bo wiem, jakie tu świetne teksty piszą inni Użytkownicy, ale miło znowu wziąć w czymś udział, jak za starych, dobrych lat. ;)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Świetne na początek i nie tylko dnia. Mam szczęście, że mogę po prostu napisać, że mi się podoba i nie muszę wymyślać merytorycznego uzasadnienia dla klika. Słusznie jest już w Bibliotece. yes smiley

Dzięki wielkie, Misiu, ale to naprawdę bardzo skromny pomysł, przelany na klawiaturę. :)

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Więc przelewaj takich więcej. (świadome powtórzenie więc) :)

heart Dziękuję, Koalo75smiley

Pecunia non olet

 

 

 

Known some call is air am

Witam Jurora. :)

Pecunia non olet

Tekst ciepły jak poncho z mitologicznej przędzy.

Sympatyczny, przyjemnie się czytało.

Mnie też zaskoczył wysoki numerek władcy. To jak długo oni przeciętnie rządzą – po kilka miesięcy (bo i pewnie jacyś Dariusze się trafiają).

Ciekawam, jak się panom będzie współrządzić.

Babska logika rządzi!

Witam serdecznie, Finklo. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :) Dokładnie tak właśnie kojarzyłam poncho, w jakie ubrałam Czesia – ciepłe, prawie mitologiczne, wręcz nierealne przyjemne w dotyku. :)

Z uwagi na ewentualne zamachy, tudzież wojny, mogą rządzić faktycznie tylko po kilka miesięcy. :) 

Wzorem Sparty, obsadziłam na tronie dwóch władców. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Ciekawa historia i bardzo wciągająca.

 

Pozdrawiam serdecznie.smiley

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Miło Cię widzieć, GOCHAW. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj Bruce!

Fajna, przyjemna i zabawna historyjka w sam raz do poduszki. Szkoda, że kończy się w najciekawszym momencie.. : (

 

Pozdrawiam!

 

Witam serdecznie, Hrabiax; to celowe zakończenie ma dać pole do popisu dla Wyobraźni Czytelnika. :) Ja tak bardziej skupiłam się na samym odzieniu i jego magicznym charakterze. :)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Gyd myrning,

 

czy może bardziej poncha

Po polsku też można napisać: poncza

 

Mężczyzna położył pobrudzoną dłoń

A może po prostu brudną?

 

– Uspokój się, Czesławie Nowaku Pierwszy.

– Człowieku, oni zrobią z nas miazgę! – panikował bezdomny starzec.

Didaskalia są tu zbędne i spowalniają niepotrzebnie akcję. Jest ich tylko dwóch, wiemy, co i kto mówi.

 

kot zamiauczał przeciągle i rozszerzył źrenice.

A co on, nawciągał się kocimiętki?

 

W kącikach ust zamigotał nikły uśmiech bezczelności

Czy uśmiech może zamigotać?

 

po czym wskoczył zwinnie i lekko na niego i zasyczał wściekle.

→ po czym wskoczył zwinnie na niego i zasyczał wściekle.

 

 

No i pięknie.

Podobają mi się nawiązania do mitologii. A i zakończenie jest przyjemne, pozytywne. Chyba przyjdę do Ciebie na korepetycje z przedmiotu “Zakończenia pozytywne”. Poza tym końcówka spodobała mi się też przez skojarzenie z moim problemem, jakim jest (na szczęście już coraz rzadziej, ale nadal) tworzenie przekombinowanych zdań. Im prościej, tym lepiej, czy Less is more, jak mawia Tarnina.

 

Piękny ten obrazek na końcu, znalazłaś go gdzieś w internecie?

 

Dałabym kilka, ale już nie trzeba.

Pozdrawiam serdecznie!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

HollyHell91, dziękuję pięknie, zaraz poprawiam. heart

Korepetycji nie trzeba żadnych, ot – jak życie mocno dokopie, to potem szuka się samych lukrowatych zakończeń każdej opowieści. :) 

Bardjaskier przy jednym moim wierszyku zamieścił w komentarzu tak urokliwy obrazek, że sama zaczęłam, od czasu do czasu, skromnie generować w SI ilustracje do opek. :)

Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję. :)

 

Edit:

“poncho” zostawiam, bo wszędzie piszę ten sam wyraz, a miałam ujednolicić :)

 

Co do kota, tu mam z netu obrazek wściekłego/agresywnego kota i o takie oczy mi chodziło:

 

Pecunia non olet

sama zaczęłam, od czasu do czasu, skromnie generować w SI ilustracje do opek. :)

O popatrz, czyli coraz lepiej idzie tej SI :) Nie wiem, czy to dobrze ;p

 

Przerażający ten kot!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Tak, SI potrafi świetne rzeczy tworzyć, choć te moje tu wstawiane obrazki to nic, bo ja za dużo nie zlecam. :) 

O kocie złym, a szczególnie agresywnym, jest mi dość trudno pisać. :) Wiem, jak wygląda, ale ja koty uwielbiam i zawsze uważam za nad wyraz potulne, spokojne oraz przemiłe. :) 

Pecunia non olet

Cześć, Bruce!

 

Tekst, który gdybym przeczytał bez informacji o autorce, mógłbym Ci bez problemów przypisać. Zło ukazane z dystansem, optymistyczne zakończenie i dialogi z lekko absurdalną, ale jednak przyjemną nutą.

Sama konkursowa szata to taki szwajcarski scyzoryk wśród szat ;) całkiem spora gama możliwości. Wokół niego tekst się kręci, więc myślę, że jurki powinni popatrzeć na to przychylnym wzrokiem.

Na początku trochę się zwiesiłem, zastanawiając się kim są bohaterowie, bo padło stwierdzenie „spasione szczury Rudego z pałkami” i zastanawiałem się, czy czasem nie są to bohaterowie w stylu Motomyszy z Marsa, i czy Czesio też czasem nie jest uczłowieczonym zwierzęciem. Ale później wszystko się wyjaśniło :)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję serdecznie, Krokusie, faktycznie mój styl jest nietrudny do odgadnięcia, daleko mi do tworzenia wielce ambitnych dzieł, a o takim magicznym i jednocześnie pięknym stroju a la Helena dawno już chciałam napisać i potem machnęłam to dziełko, poprawiając z tysiąc razy i ciesząc się po pewnym czasie, że akurat jest konkurs z tematem o ubiorze. :) Opowiadania ze zwierzętami w roli głównych bohaterów nie bardzo mi wychodzą, zatem zazwyczaj takich nie piszę, chociaż faktycznie to sformułowanie mogło świadczyć o czymś zgoła innym. :) 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytane i bardzo się podobało.

 

Optymistyczny i przyjemny tekst. Taki powiedziałbym na poprawę nastroju. Narracja jest sprawnie prowadzona a dialogi – autentycznie zabawne.

 

> ręwskokami

 

Zakładam, ze chodziło o ręce

 

Pozdrawiam

Dlaczemu nasz język jest taki ciężki

GalicyjskiZakapiorze, serdeczne dzięki za tak pozytywny komentarz. :)Ten wyraz to jakieś dziwadło, musiało wpaść podczas edycji. Zaraz poprawiam, dziękuję. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ave, Bruce!

Tekst przeczytałem w dacie wklejenia obrazka jurorskiego, ale komentarz piszę po przeczytaniu wszystkich tekstów, po ponownej lekturze.

Opowiadanie pod względem tematyki konkursu broni się doskonale. Magiczne palto nie jest rekwizytem, a stanowi główną oś fabuły. Tutaj na plus.

Nie jestem fanem budowania fabuły na przydługich dialogach i w tym przypadku troszkę mnie to wymęczyło. Rozmowa Czesia z Ksekrsesem, choć napisana sprawnie i całkiem dowcipne, była jak na moje standardy trochę za długa. Do tego momentami masz tendencję do łopatologicznego tłumaczenia zasad świata przedstawionego, dla przykładu:

Odchrząknął i kontynuował:

– Wracając do rzeczy, pochodzę odległego świata. Jest on równoległy do tego, w którym żyjesz. Dzięki czarom oraz wiedzy mogę przenikać i odwiedzać inne czasoprzestrzenie.

Myślę, że można to było przedstawić nieco subtelniej… :P

Niemniej, opowiadanie jako całość mi się podobało, a zadanie konkursowe zrealizowałaś bardzo zgrabnie ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ave, Cezarze! :)

Bardzo dziękuję, Szanownemu Jurorowi i cieszę się z takiej opinii. :) Często jest mi zarzucane, że za dużo zostaje w mojej głowie i tekst nie do końca jest zrozumiały, staram się zatem w innych opowiadaniach przedobrzać, pisząc o dużo za dużo. :) To samo z dialogami, wplatam je, gdzie tylko uznam na słuszne, aby starać się uczynić je bardziej naturalnymi, bo to kolejny mankament moich opek. :)

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze bardzo dziękuję. :) 

Pecunia non olet

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Bardzo dziękuję, Anet. :)

Pozdrawiam Cię ciepło. heart

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka