
Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam. :)
Zapraszam, dziękuję i pozdrawiam. :)
– Mm… Cacuszko! – Czesio był z siebie dumny, jak nigdy. Wczoraj dopadł do kontenera za teatrem tuż przed pojawieniem się bandy Rudego, dzięki czemu trafił mu się znakomity unikat. Z samego środka odpadów wygrzebał pokrwawionymi, trzęsącymi się rękami coś na kształt płaszcza, czy może bardziej poncha bądź też specyficznej kurtki, z szerokimi rękawami, połączonymi luźno z całą resztą materiału. Pachniało całkiem przyjemnie i, co najważniejsze, było przecudnie grube, nieprzepuszczające świszczącego, listopadowego wiatru, nieco przyciężkawe, lecz dzięki temu diabelnie porządne.
Z początku nie bardzo wiedział, jak ma wdziać na siebie nietypowy strój. Usłyszane z oddali wrzaski, zapowiadające niechybnie, że spasione szczury Rudego z pałkami i kastetami są już blisko, przyspieszyły decyzję bezdomnego o narzuceniu wdzianka jakkolwiek, byle tylko zdołał w nie wejść i wystawić posiwiałą głowę, a następnie dać szybko drapaka. Bieg do bezpiecznej kryjówki, mieszczącej się za torami, przyszedł mu tym razem z zadziwiającą łatwością. Chwilami czuł, jakby coś niosło go ponad ziemią.
Teraz w swej norze w starej szklarni przyglądał się z zaciekawieniem znalezisku, słuchając w tle odgłosów przejeżdżających niedaleko pociągów. Palto było nadzwyczaj wygodne, wykonane z nietypowego, niezwykle grubego materiału i to on w dużej mierze sprawiał, że Czesio czuł jego cudowne ciepło, rozchodzące się przyjemnie po całym poobijanym ciele. W niewyraźnym świetle, pochodzącym z pobliskiej latarni ulicznej, mężczyzna dostrzegł zdrowym okiem nietypowe wzory, którymi pokryte było całe odzienie.
Uniósł brwi ze zdumienia.
– Dywan? – zapytał sam siebie półszeptem.
Odkryte wśród odpadów poncho rzeczywiście po rozłożeniu zdawało się wydłużać nieco po obu stronach i dzięki temu przypominało starannie wykonaną wykładzinę podłogową. Dotykał go, zachwycony teksturą oraz solidnością. Podświadomie wyczuwał, ile tajemniczych surowców wykorzystano do utkania takiego cuda. I był w pełni usatysfakcjonowany. Miał fart, tego mógł być pewien!
– Z nim nie zginę! Można leżeć, albo przykryć się, bądź nosić na dworze jako płaszcz, tudzież poncho! Jest obszerny i wygodny. Wsadzę pod niego wszystko! Genialna sprawa! – znowu mówił do siebie z entuzjazmem, brudnymi rękami głaszcząc przemiłą w dotyku tkaninę.
Tak zasnął.
W środku nocy zbudził go dziwny szmer, ni to odgłos kroków, ni szuranie, jakby ktoś lub coś dostało się do jego zatęchłej nory i starało niepostrzeżenie zbliżyć.
– Kto tu? – zapytał szeptem.
Cisza przeraziła jeszcze bardziej niż wcześniejsze hałasy.
– Won stąd, bo poszczuję psem! – powiedział głośniej groźnym tonem.
Nagle coś sporego i włochatego skoczyło na twarz Czesia, przerażając go i powodując, że potwornie wrzasnął. Dziwaczne zwierzę błyskawicznie umknęło, prychając nieprzyjemnie.
– Tu nie ma żadnego psa, to blef, prawda? – Padło znienacka z prawej strony.
Czesio nareszcie dogrzebał się do zapałek i na krótki czas zapalił jedną z nich.
Obok jego cuchnącej leżanki siedział śniadolicy, na oko trzydziestoletni mężczyzna z gęstą, czarną brodą i dziwaczną fryzurą, złożoną z licznych, krótkich warkoczyków, ujętych z tyłu w kucyk. Przy dłoni nieznajomego spacerował długowłosy futrzak, z lubością wyginający grzbiet pod wpływem głaskania przez swego pana.
– On na pewno by go wyczuł. Nie znosi psów. Jak to kot – mówił przybysz spokojnym, niskim tonem, jakby znali się sto lat.
– Kim pan jesteś? – wykrztusił Czesio, sięgając po nową zapałkę. – I co, do diabła, pan tu robisz?
– Jestem Pers.
– Pers? – Czesio zapalił kolejne drewienko. – A, znaczy się kot?
– Też.
„Gada skrótami, że pojąć nie umiem” – pomyślał zdenerwowany bezdomny, zastanawiając się, czy intruz oraz jego włochaty pupil nie są czasem wytworem szwankującej ostatnio wyobraźni.
– Mój kot też zwie się Pers.
– No jasne. Pan do mnie? Nie przypominam sobie, bym znał…
Przybysz sięgnął do pudełeczka Czesia, zapalił wydobytym drewienkiem wielką pochodnię, która nagle pojawiła się w jego dłoni i umieścił ją na ścianie szklarni, obok leżanki. Teraz mogli spojrzeć na siebie dokładniej.
– Jestem królem.
– No to jesteśmy w domu, bo ja cesarzem – odparł z nieszczerym uśmiechem Czesio przekonany, że przybyszowi po prostu odbiło.
– Nazywam się Pers. Keks Pers.
– Keks? Jak bakaliowe ciasto?
– Nie. Jak Kserkses. Keks to skrót.
– Skrót?
– To znaczy… U was mówi się na to… Zaraz, jak to było? Aha, wiem! Zdrobnienie. Keks to zdrobnienie od mojego królewskiego imienia.
– Nie bardzo rozumiem…
– U nas w rodzinie wszyscy mężczyźni są nazywani albo Dariusz, albo Kserkses. Od starożytności. Ja jestem Kserkses Tysiąc Dwieście Trzynasty.
– Dziwny zwyczaj. Niemniej, miło mi bardzo, Czesio. Znaczy się, Czesław. Czesław Nowak hm… Pierwszy. – Obdartus niezgrabnie wyciągnął prawicę, na co nieznajomy zareagował cokolwiek nerwowo, dopadając nagle zaskoczonego obdartusa, przewracając na brzuch i wykręcając boleśnie rękę.
Czesio jęknął, próbując odwrócić brodatą twarz i z trudem domykając chore oko.
– Coś pan?! Czego tu? Ja nic nie mam… – zacharczał niewyraźnie. – Przywitać się tylko chciałem.
Nieznajomy zwolnił blokadę, a następnie puścił bezdomnego.
Czesio patrzył na niego niechętnie, rozcierając obolałą rękę i powoli okręcając ku niemu całe ciało.
– Wybacz, Nowak. Sądziłem, że chcesz mnie dźgnąć.
– Dźgnąć? E, niby czemu? Swój chłop jesteś… – Skrzywił się znów w nieszczerym uśmiechu biedak, patrząc nadal niepewnie. – Skąd przyjechałeś? Bo tyś chyba nietutejszy, co?
– Z Persji.
– A gdzie to? Koło Łomży?
– Persja leży daleko stąd. Przybyłem tu w poszukiwaniu zguby. – Śniadolicy przybysz rozejrzał się uważnie.
– Aha. – Czesio nic nie rozumiał.
– Jest! – zawołał tamten triumfalnie, wskazując kawałek poncha, wystający z posłania biedaka.
– O, nie, tego ci nie oddam! – Mężczyzna położył brudną dłoń na grubej materii. – To palto jest rewelacyjne i właśnie stało się moje!
Gość zmierzył go ostrym spojrzeniem przenikliwych, czarnych oczu.
– Czy wiesz, do kogo mówisz, głupcze! – ryknął nagle. – Mogę cię zabić jednym rozkazem! Królowi Persji nigdy się nie odmawia!
– Gościu, szajba ci odbiła, idź się lecz i nie strasz porządnych ludzi… – wymamrotał niezadowolony Czesio, kładąc się niemrawo na leżance i przecudnie ciepłym palcie.
Nagle wyczuł pod policzkiem dziwne zgrubienia, znajdujące się pod jedną warstwą poncha.
– Oddaj Persowi, co perskie! – zagrzmiał rozzłoszczony przybysz.
– Pers tu, pers tam, czyś ty gościu z księżyca spadł, że takie głupoty wygadujesz? – zamruczał Czesio. – Odwal się! Wynocha stąd! To moja nora!
Nieznajomy przysunął się bliżej.
– Jam jest Pers, mój kot to Pers, i ta materia, zawłaszczona przez ciebie, również tak się nazywa.
Biedak postukał się w czoło i dalej próbował ignorować intruza.
– Ja go wykupię! Zgadzasz się?
– Nie dam! Jest ciepły i porządnie wykonany! Nareszcie nie zmarznę zimą!
– Jednakże nie należy do ciebie, łotrze!
– Licz się ze słowami, szajbusie! Znalezione nie kradzione! Nikomu tego palta nie zabrałem, leżało wśród odpadów, jak wszystko, co tu mam! Jeżeli ktoś wyrzucił, widocznie nie potrzebował, zatem to już nie jego, lecz znajdującego! Czyli, w tym wypadku, moje!
– Zrozum, o nieszczęsny, że ja go nie wyrzuciłem, tylko przez pomyłkę upuściłem, znaczy się zgubiłem, gdy leciałem…
– No, a to dopiero, co ty nie powiesz, Keksie, czy jak ci tam… Leciałeś? Serio? A po kilku głębszych, czy jeszcze przed ich spożyciem? – roześmiał się Czesio.
Twarde elementy przesunęły się nietypowo, porządnie ugniatając go w policzek, więc uniósł głowę i począł sprawdzać podejrzany kawałek poncha ręką.
– Co, u licha?
Gość wyciągnął prawą rękę ku Czesiowi akurat w chwili, gdy wydłubał on z wnętrza dywanowego poncha pierwszy diament. Bezdomny zastygł i wlepiał nieprzytomne oczy, jedno zdrowe, a jedno poobijane podczas niedawnej bijatyki z Rudym, w cudną materię. Albowiem został zahipnotyzowany ruchem dłoni króla perskiego, który nie bardzo wiedział, co dalej ma począć z upartym włóczęgą.
Następnie przybysz zaklęciem uwolnił jedynie zmysły bezdomnego, spostrzegł poruszające się przytomnie zdrowe oko i począł ze stoickim spokojem tłumaczyć:
– Jak już wspomniałem, jestem Kserkses, sławny król Persji. Musiałeś o mnie słyszeć, Czesławie. A, jeśli nie, poczytaj potem podręczniki szkolne z historii. Jeśli, rzecz jasna, będziesz mieć ku temu okazję. – Rozejrzał się po cuchnącej noclegowni bezdomnego, wymownie krzywiąc twarz i odczarowując leżącego.
Odchrząknął i kontynuował:
– Wracając do rzeczy, pochodzę odległego świata. Jest on równoległy do tego, w którym żyjesz. Dzięki czarom oraz wiedzy mogę przenikać i odwiedzać inne czasoprzestrzenie. Założyciel mego rodu, Achemenes, syn herosa Perseusza, otrzymał od swego dziada, greckiego boga Zeusa…
– A, Zeus! Coś mi świta – przerwał mu Czesio, wiercąc się na ponchu.
– No właśnie. Zatem otrzymał od Zeusa cudowny dar, zwany „persem”. Był to płaszcz, nazywany przez was obecnie “poncho”, mające magiczne właściwości. Umie ono przemieszczać się w czasie oraz przestrzeni, a jednocześnie może służyć jako obszerne okrycie wierzchnie, bądź też posadzkowe. Sam miałeś okazję się przekonać.
– Yhm – potwierdził biedak.
– Tego, kto nim włada, niesie podczas lotu bądź biegu szybko i zwinnie, nawet ponad ziemią, jeśli takie jest życzenie posiadacza. Albowiem owo niezwykłe okrycie wykonane zostało z boskich przędzy oraz mitologicznych nici Ariadny i złotego runa, dzięki czemu ma cudowne moce i jest niezniszczalne.
Oczy zdumionego Czesia stawały się okrągłe, niczym monety, przy czym to poobijane spuchło jeszcze mocniej w miarę jego wybałuszania.
„Niezły odlot! Człowiek wyszuka sobie z kontenera zarąbiste paletko, a tu dodatkowo takie cudo!” – pomyślał. Za moment jednak zganił sam siebie: „Co ja plotę? Nie mogę mu wierzyć. Przecież to wariat…”.
– Ród mój otrzymał tajne wieści z tego świata o odkryciu kosztowności Achemenidów, zaginionych przed wiekami i bezskutecznie poszukiwanych od setek lat.
Zaskoczony Czesio zamrugał oczami, niczego nie pojmując, zatem gość tłumaczył dalej:
– Właśnie natrafiłem na ślad jednego z takich znalezisk, a mowa tu o diamentach z pasa samego Zeusa, które były ofiarowane naszemu protoplaście podczas zakładania Persji, nazwanej tak na cześć ojca, herosa Perseusza. Według legendy naczelny bóg Grecji umieścił je po śmierci swego wnuka Achemedesa na niebie, tworząc w ten sposób rozmaite gwiazdozbiory, lecz część spadła i znalazła się w prywatnych zbiorach.
– Czaję. Boskie diamenty jako gwiazdy, tak? – wtrącił bełkotliwie biedak, nadal niczego nie pojmując.
Przybysz potwierdził skinieniem głowy i opowiadał dalej:
– Odszukałem je, wzleciałem na czarodziejskim perskim dywanie, którym stało się wspomniane i leżące tu poncho, a następnie umieściłem w specjalnie przygotowanej skrytce, którą właśnie odkryłeś.
Czesio popatrzył ze zdumieniem na trzymany w dłoni błyszczący kamyk.
– Niestety – kontynuował Kserkses – przed ostatnią prostą nieumiejętnie skręciłem podczas lotu i wraz z mym długowłosym kotem Persem upadliśmy na ziemię, zaś płaszcz, który przemienił się w dywan, poszybował w innym kierunku.
– O! – stwierdził Czesio. – Zatem moje poncho to takie „trzy w jednym”!
– Otóż to! Podobnie i słowo Pers – przytaknął Keks.
– Chciałbym jednak zobaczyć na własne oczy, jak potrafi wzbić się w powietrze! Sam rozumiesz. Trudno tak wierzyć na słowo…
– Rzekłeś, Czesławie. – Skinął głową perski król, po czym wyszeptał zaklęcia i momentalnie gruba tkanina, do niedawna jeszcze będąca obszernym płaszczem, powiększyła się nieznacznie i wzbiła lekko, unosząc zdezorientowanego Czesia. Bezdomny rozwarł usta i tak tkwił czas jakiś, trzymając kurczowo frędzle.
Gdy wróciła na swoje miejsce, biedak włożył ją na siebie, a potem zapytał gościa:
– Dlaczego wcześniej tego nie uczyniłeś?
– Zeus stworzył magiczne palto specjalnie w tym celu, aby służyło swoim kolejnym panom. Każdy, kto je posiądzie, staje się wyłącznym właścicielem i tylko jego woli płaszcz ten się poddaje. Gdybyś nie wyraził chęci wzlecenia, na nic by się zdały moje zaklęcia.
Ich rozmowę przerwało silne dobijanie się do dawnej szklarni od strony torowiska i wściekłe wrzaski bandy Rudego:
– Czesio! Nareszcie cię znaleźliśmy! Po coś, głupcze, palił ten ogień?! Widać go na kilometr!
Bezdomny odruchowo złapał się za obite oko i spojrzał przerażony na śniadolicego gościa.
– Już po nas, odkryli moją kryjówkę przez tę przeklętą pochodnię! Diabli cię nadali, Keksie, czy jak tam się naprawdę nazywasz!
– Czy to z ich powodu masz poobijane ciało i zranione oko?
Czesio kiwnął głową i zdenerwowany rozglądał się, szukając innego wyjścia.
– Uspokój się, Czesławie Nowaku Pierwszy.
– Człowieku, oni zrobią z nas miazgę!
– Zapomniałeś chyba o magicznym okryciu. – Pers wskazał z uśmiechem poncho.
– W sensie? – Nie do końca zrozumiał biedak.
– Życzysz sobie, aby odlecieć stąd przed nimi? Chcesz zbiec? Czy może wolisz pokonać raz na zawsze swego wroga i jego kompanów? – Pers rzucił lodowate spojrzenie, a kot zamiauczał przeciągle i rozszerzył źrenice.
Czesio zawahał się, choć w pierwszej chwili zamierzał przytaknąć już przy propozycji ucieczki. W kącikach ust zamigotał nikły uśmiech bezczelności i chęci zemsty. Jego wzrok padł na rozkosznie ciepłe ubranie.
– Mogę?
Brodacz potwierdził ruchem głowy.
Czesio z niedowierzaniem pogłaskał poncho i szepnął:
– Pozbądź się ich!
Płaszcz momentalnie wzleciał w powietrze, ponad głowę mężczyzny, którego ciało jeszcze chwilę wcześniej okrywał. Kot zjeżył piękne futro i położył uszy, po czym wskoczył zwinnie na niego i zasyczał wściekle. Zaczarowane poncho poszybowało ku odgłosom drabów, zmieniając nieco swój kształt i przepadając w mroku starej szklarni wraz z rozjuszonym zwierzakiem. Po kilku minutach z oddali dały się słyszeć rozpaczliwe głosy uciekających bandziorów i kocie prychania.
Potem nastała cisza. Poncho wróciło na miejsce i wskoczyło sprawnie na barki Czesia, przynosząc mu znów błogie ciepło, a kot ponownie stanął przy dłoni pana, liżąc spokojnie futerko.
– Załatwione. Jaką cenę proponujesz za persa? – ponowił zapytanie Keks, wskazując grube wierzchnie nakrycie.
– Należy do mnie. Nie oddam go za żadną cenę.
– To może zagrajmy?
– Ha! Grać z czarodziejem, to tak, jakby od razu przegrać całe swoje życie!
– Ja nie ustąpię, Czesławie!
– Ani ja!
Kot po raz pierwszy zaczął przymilać się i łasić do nóg zaskoczonego biedaka, mrucząc przy tym głośno. Przez podarte nogawki starych spodni biedak czuł miękką sierść futrzaka.
– Potrzebuję go, by nadal władać państwem! To boski dar, należący od wieków do mojego rodu! Nigdy nie zgodzę się, aby pozostał tu z tobą.
– Dobrze zatem – powiedział Czesio po chwili zastanowienia. – Niech poncho przeniesie nas obu i odtąd służy tobie oraz mnie!
– Chcesz przejść do mego świata?
– Skoro ty mogłeś do mojego, czemu nie? – zapytał z cwaniackim uśmiechem.
– To twój nieodwołalny warunek, jak mniemam?
– Owszem, Keksie.
– Potrafisz rządzić?
– W czym problem? Nauczysz mnie. Ciebie także nauczono. Nikt nie rodzi się królem.
– Jak świat światem, w Persji nie było równocześnie dwóch władców.
– To odtąd będą!
– A imię? U nas rządzą tylko Dariusze bądź Kserksesowie…
– Zatem pojawi się Czesław Nowak Pierwszy, cóż to dla ciebie? Jesteś tam jedynowładcą, ustanawiającym prawo i stojącym ponad nim, czy nie?!
– Kto śmie zaprzeczyć, niech się ze mną zmierzy! – ryknął groźnie Pers, wypinając pierś.
– A zatem to pestka…
– Pestka?
– Znaczy się… Drobiazg. Dla ciebie, o Keksie, to drobiazg. – Bezdomny spojrzał znacząco na króla, uśmiechając się delikatnie.
– Słusznie prawisz, Czesławie.
– To jak, lecimy razem?
– Zgoda.
Następnie król zwrócił się do płaszcza:
– Persie, mówię ci: tak!
– Tylko tyle? To jest całe tajemne zaklęcie? – zdumiał się Czesio, gdy ubrany w boskie, cudnie tkane poncho, leciał wraz z Kserksesem ponad miastem, ku niebu.
– Najprostsze, nieprawdaż? – zapytał z uśmiechem śniadolicy przybysz i mocniej przytulił się do grubej materii, trzymając pod ramieniem puszystego kota.
Hej :)
Ciekawy tekst, a fabuła jest naprawdę wciągająca. Bojowe zastosowanie dywano-płaszcza mnie pozytywnie zaskoczyło :D Zakończenie również interesujące, aż zastanawiają mnie dalsze losy Czesława.
Czesio nareszcie dogrzebał się do zapałek i na krótki czas uruchomił jedną z nich. – dziwnie brzmi w tym kontekście
wrzaski Bandy Rudego – Wielka litera zbędna?
Pozdrawiam i klikam :)
Pnzrdiv.117, witaj. :)
Wielkie dzięki, cieszę się; zaraz podumam nad zmianą tego fragmentu. :) “Bandę” nazwałam dwuczłonowo, ale faktycznie dziwnie wygląda, poprawię, dziękuję bardzo. :)
Czesio pewnie będzie świetnym drugim królem, niczym w Sparcie. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
A zimne dni i noce zapowiadały, że prawdziwe mrozy ciągle jeszcze przed mężczyzną.
Po pierwsze nie wiem, czy to zdanie jest potrzebne, bo to że listopad, to nie koniec zimy wiemy wszyscy;) Poza tym czemu akurat przed mężczyzną?
Bieg do bezpiecznej, jego prywatnej noclegowni, mieszczącej się za torami, przyszedł mu tym razem z zadziwiającą łatwością.
Dałabym albo Bieg do bezpiecznej kryjówki… i dalej baz zmian, lub Bieg do jego bezpiecznej, prywatnej, ale pierwsze wolę;)
w tle odgłosu
A nie odgłosów, skoro wielu pociągów?
Tak opisujesz to ponczo, że sama zapragnęłam takiego:)
Cieplutkie zakończenie, takie bruce’owe.
Niech żyje król Czesław Nowak Pierwszy!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję, Ambush. :)
Inspiracją było poncho, w którym tańczyła przepiękna, uwięziona przez Bohuna Helena w “Ogniem i mieczem”. Ogromnie mi się podobało. :) Dosłownie czułam przez ekran jego grubość i wielkość, zachwycały mnie wzory oraz porządne wykonanie. :)
Poprawię wszystko zaraz, dziękuję. :)
Buziak!
Pecunia non olet
Hej, niektórzy to mają szczęście, w jednej chwili wygrzebują stare ciuchy z śmietnika w drugiej niszczą wrogów i zostają władcami Persji:). Bardzo fajna i przyjemna historia z, jak to napisała Ambush, cieplutkim finałem… No tak, przecież poncho było z solidnego materiału:). Klikam i pozdrawiam:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dziękuję bardzo, Badjaskierze; to taka sobie lekka historyjka, zmieniana wielokrotnie. :) A magiczne poncho chciałoby się mieć, o tak! :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Podobało mi się to, że w opowiadaniu element ubioru pojawia się na samym początku i od tego momentu znajduje się w centrum fabuły – opowiadanie dobrze dobrane (moim zdaniem) do konkursu. Ciekawe nawiązania do mitologii, dwa odmienne charaktery z dwóch światów, jest szczypta humoru. Czyli pomysł świetny.
Łyżka dziegciu do tej beczki miodu:
Wczoraj dopadł do kontenera za teatrem przed pojawieniem się bandy Rudego
Początek dynamiczny (dopadł), a reszta zdania nie sugeruje, że musiał gnać na złamanie karku. Może “tuż przed pojawieniem się” – kwestia gustu.
czemu trafił mu się znakomity unikat.
diabelnie solidne i porządne.
Miałem tutaj wrażenie przesytu. Skoro coś jest diabelnie solidne, to na pewno jest porządne. Unikat… no cóż, ten nie zawsze jest znakomity, ale domyślnie tak bywa.
Dotykał jego grubości, zachwycony teksturą oraz ilością tajemniczych surowców
Początek albo jest metaforą, albo wzbudza skojarzenia erotyczne (może tylko u mnie ? :P ) W drugiej miałem problem z wczuciem się w bezdomnego, który zachwyca się ilością surowców, a obiektem westchnień nie jest ciężki kaloryfer, który może sprzedać na złomie.
– Uspokój się, Czesławie Nowak Pierwszy.
Brak odmiany to zamierzony zabieg?
Jakbym miał prawa wyborcze, to bym kliknął, ale na razie co najwyżej mogę wczuwać się w sufrażystkę ;)
Bardzo dziękuję, Marzanie, jak zawsze Twoje uwagi są cenne i w punkt. :)
Co do nieodmienionej formy, to było celowe, ponieważ Kserkses nie bardzo umie zorientować się w tutejszej “tytulaturze”. :) Jak rozumiem jednak, bije w oczy, zatem zmienię. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
No właśnie aż tak bardzo nie bije w oczy, tylko zastanawiałem się, czy nie jest to chochlik. Śmiało może zostać jako humorystyczny akcent. Nie trzeba się przejmować każdą uwagą czytelników :)
Nie, spokojnie, uznaję słuszność Twojej rady, Marzanie, i bardzo dziękuję. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Czołem Bruce!
Z nim nie zginę! Można leżeć, albo przykryć się, bądź nosić na dworze jako płaszcz, tudzież poncho! Jest obszerny i wygodny. Wsadzę pod niego wszystko! Genialna sprawa! – szeptał znowu do siebie, brudnymi rękami głaszcząc przemiłą w dotyku tkaninę.
Oczywiście, można szeptać wykrzyknikami, ale nie wiem czy ta sytuacja to uzasadnia. Myślę, że Czesio spokojnie mógłby “mówić do siebie z entuzjazmem” lub nawet “krzyczeć zadowolony”.
skutecznie przerażając go i powodując, że potwornie wrzasnął
Jakoś to tak niegramatycznie brzmi w mojej ocenie. Może po prostu słowo “skutecznie” nie pasuje mi do emocji takich jak “przerażenie”, podobnie “powodując” do “potwornie wrzasnął”.
– Z Persji.
– A gdzie to? Koło Łomży?
Ahhh wspaniałe :)))
Inspiracją było poncho, w którym tańczyła przepiękna, uwięziona przez Bohuna Helena w “Ogniem i mieczem”. Ogromnie mi się podobało. :) Dosłownie czułam przez ekran jego grubość i wielkość, zachwycały mnie wzory oraz porządne wykonanie. :)
Super inspiracja, ostatnio właśnie oglądałem i też sobie pomyślałem, że Heli musi być cieplutko.
Ogólnie tekst ciekawy. Momentami miałem problem z połapaniem się, ale z drugiej strony dzięki temu tekst jest krótki, nie ma zbędnych fragmentów i nie dłuży się. Klasycznie zręcznie zaprzęgasz historię do fantastyki, dzięki czemu opko jest wysoce oryginalne. I jak zawsze potrafisz tekst dobrze zamknąć.
Trzymam kciuki za konkurs i pozdrawiam!
Dziękuję bardzo Ave Jurorowi za wizytę i tak oryginalne pląsy. :)
Beeeecki, dziękuję, to bardzo cenne wskazówki, zaraz naniosę poprawki. :)
Dzięki za dobre słowo.
Piękna Helena i jej szata inspirowała mnie od dawna do stworzenia tekściku o tym właśnie paletku, bo oryginalnie ozdobione, urokliwe i ciepłe. :)
(kadr z “Ogniem i mieczem”, z teledysku “Dumka na dwa serca”, YT)
Pozdrawiam Was.
Pecunia non olet
Cześć Bruce!
Zabawna, lekka, sympatyczna historyjka z całą dynastią Kserksesów w tle.
Podobało mi się.
Pozdrawiam!
Chalbarczyk, dziękuję, bardzo się cieszę. :) Pozdrawiam. :)
Realuc, witam Jurora na wybiegu (ho, ho, ho, ale Top Model! ), dziękuję i pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Witaj Bruce,
Tutaj akcja jest fajnie osadzona, nie miałem w żadnym momencie wrażenia ‘białego pokoju’.
Całość jest sympatyczna!
Zakończenie, dla mnie, zbyt lukrowane, ale pasuje do lekkiej nuty absurdu tekstu.
Liczyłem na plot twist: książę zabiera koc i znika, Czesio przeżywa “the darkest hour”, powrót księcia z całą wyprawką i propozycja pracy jako pełnomocnik ds bezdomności w królestwie Persji.
Do biblioteki absolutnie się kwalifikuje!
Serdecznie pozdrawiam
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Niezły pomysł na alternatywną fabułę, Piotrze_jbk. :)
Dziękuję za komentarz oraz klik i pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Jak to często u Ciebie, Bruce, współczesna opowieść staje się pretekstem do pokazania fragmentu historycznej przeszłości. Czytało się nieźle, choć wykonanie mogło być lepsze.
Sześćdziesięciolatek z początku nie bardzo wiedział… → Brzmi to fatalnie i zastanawiam się czemu służy – jakie znaczenie dla opowiadania ma wiek Czesia i kilkakrotne jego podkreślanie w dalszej czesci tekstu?
…o wrzuceniu wdzianka jakkolwiek, byle tylko zdołał weń wejść… → Gdzie/ Do czego chciał wrzucić wdzianko? Piszesz o wdzianku, które jest rodzaju nijakiego, a weń to inaczej w niego, więc winno być: …o narzuceniu wdzianka jakkolwiek, byle tylko zdołał w nie wejść…
…Czesio czuł jego cudowne ciepło, rozchodzące się przyjemnie po całym poobijanym ciele bezdomnego. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czesio chyba wiedział, po czyim ciele rozchodzi się ciepło.
W niewyraźnym blasku, pochodzącym z pobliskiej latarni… – Blask jest jaskrawy i ostry, więc nie może być niewyraźny.
Proponuję: W niewyraźnym świetle pochodzącym z pobliskiej latarni…
…mężczyzna dostrzegł zdrowym okiem nietypowe wzory, którymi upstrzone było całe odzienie. → Czy odzienie na pewno było upstrzone?
Proponuję: …mężczyzna dostrzegł zdrowym okiem nietypowe wzory, którymi pokryte było całe odzienie.
– Kto tu?! – zapytał szeptem. → Skoro szeptał, wykrzyknik jest zbędny.
…siedział śniadocery… → …siedział śniadolicy…
…wielką pochodnię, jaka nagle pojawiła się… → …wielką pochodnię, która nagle pojawiła się…
– To palto jest rewelacyjne i właśnie stało się moim! → – To palto jest rewelacyjne i właśnie stało się moje!
– Pers tu, pers tam, czyś ty gościu z księżyca spadł, że takie głupoty wygadujesz?! – zamruczał Czesio. → Czy zamruczenie na pewno wymaga wykrzyknika?
Zatem otrzymał od Zeusa cudowny dar, zwany „persem”. Był to płaszcz, a raczej ponczo… → Czy w starożytności wiedziano, co to poncho?
Wcześniej o okryciu pisałaś poncho.
…kosztowności Achemenidów, zaginionych przed wiekami i bezskutecznie poszukiwanych od tysiącleci. → Czy dobrze rozumiem, że kosztowności były poszukiwane jeszcze nim zaginęły?
Czesio zamrugał zdumionymi oczami… → Obawiam się, że zdumiony był Czesio, nie jego oczy. Wiadomo, że mrugał oczami.
Proponuję: Zdumiony Czesio zamrugał…
…na czarodziejskim perskim dywanie, jakim stało się… → …na czarodziejskim perskim dywanie, którym stało się…
Ciężko tak wierzyć na słowo… → Trudno tak wierzyć na słowo…
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…spojrzał przerażony na śniadocerego gościa. → …spojrzał przerażony na śniadolicego gościa.
…zapytał z uśmiechem śniadocery przybysz… → …zapytał z uśmiechem śniadolicy przybysz…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witam serdecznie, Regulatorzy, i bardzo dziękuję. :)
Zdecydowanie zawaliłam, bo widzę, że popełniam często te same błędy.
Spieszę wszystko popoprawiać, bo żenada…
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze bardzo dziękuję za Twój czas. :)
Pecunia non olet
Bardo proszę, Bruce. Cieszę się, że mogłam się przydać. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak zawsze, oczywiście, bardzo dziękuję. :)
Serdeczności, Regulatorzy.
Pecunia non olet
Niesamowita mieszanka. Historia, mitologia, światy równoległe, bezdomny i król królów. Swoją drogą w tym równoległym świecie czas musi biegnąć radykalnie inaczej. Jeśli Kserkses jest Tysiąc Dwieście Trzynasty, to przyjmując, że kolejne pokolenia pojawiają się średnio co dwadzieścia, no niechby piętnaście lat, to który jest tam rok?
Ciepła, zabawna opowieść.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!
AP, dzięki, rzeczywiście – sporo tu pytań, sporo wątpliwości. :)
Na cokolwiek w konkursie nie liczę, bo wiem, jakie tu świetne teksty piszą inni Użytkownicy, ale miło znowu wziąć w czymś udział, jak za starych, dobrych lat. ;)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Świetne na początek i nie tylko dnia. Mam szczęście, że mogę po prostu napisać, że mi się podoba i nie muszę wymyślać merytorycznego uzasadnienia dla klika. Słusznie jest już w Bibliotece.
Dzięki wielkie, Misiu, ale to naprawdę bardzo skromny pomysł, przelany na klawiaturę. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Więc przelewaj takich więcej. (świadome powtórzenie więc) :)
Dziękuję, Koalo75.
Pecunia non olet
Known some call is air am
Witam Jurora. :)
Pecunia non olet
Tekst ciepły jak poncho z mitologicznej przędzy.
Sympatyczny, przyjemnie się czytało.
Mnie też zaskoczył wysoki numerek władcy. To jak długo oni przeciętnie rządzą – po kilka miesięcy (bo i pewnie jacyś Dariusze się trafiają).
Ciekawam, jak się panom będzie współrządzić.
Babska logika rządzi!
Witam serdecznie, Finklo. Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :) Dokładnie tak właśnie kojarzyłam poncho, w jakie ubrałam Czesia – ciepłe, prawie mitologiczne, wręcz nierealne przyjemne w dotyku. :)
Z uwagi na ewentualne zamachy, tudzież wojny, mogą rządzić faktycznie tylko po kilka miesięcy. :)
Wzorem Sparty, obsadziłam na tronie dwóch władców. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Ciekawa historia i bardzo wciągająca.
Pozdrawiam serdecznie.
"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem
Miło Cię widzieć, GOCHAW. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Witaj Bruce!
Fajna, przyjemna i zabawna historyjka w sam raz do poduszki. Szkoda, że kończy się w najciekawszym momencie.. : (
Pozdrawiam!
Witam serdecznie, Hrabiax; to celowe zakończenie ma dać pole do popisu dla Wyobraźni Czytelnika. :) Ja tak bardziej skupiłam się na samym odzieniu i jego magicznym charakterze. :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)
Pecunia non olet
Gyd myrning,
czy może bardziej poncha
Po polsku też można napisać: poncza
Mężczyzna położył pobrudzoną dłoń
A może po prostu brudną?
– Uspokój się, Czesławie Nowaku Pierwszy.
– Człowieku, oni zrobią z nas miazgę! –
panikował bezdomny starzec.
Didaskalia są tu zbędne i spowalniają niepotrzebnie akcję. Jest ich tylko dwóch, wiemy, co i kto mówi.
kot zamiauczał przeciągle i rozszerzył źrenice.
A co on, nawciągał się kocimiętki?
W kącikach ust zamigotał nikły uśmiech bezczelności
Czy uśmiech może zamigotać?
po czym wskoczył zwinnie i lekko na niego i zasyczał wściekle.
→ po czym wskoczył zwinnie na niego i zasyczał wściekle.
No i pięknie.
Podobają mi się nawiązania do mitologii. A i zakończenie jest przyjemne, pozytywne. Chyba przyjdę do Ciebie na korepetycje z przedmiotu “Zakończenia pozytywne”. Poza tym końcówka spodobała mi się też przez skojarzenie z moim problemem, jakim jest (na szczęście już coraz rzadziej, ale nadal) tworzenie przekombinowanych zdań. Im prościej, tym lepiej, czy Less is more, jak mawia Tarnina.
Piękny ten obrazek na końcu, znalazłaś go gdzieś w internecie?
Dałabym kilka, ale już nie trzeba.
Pozdrawiam serdecznie!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
HollyHell91, dziękuję pięknie, zaraz poprawiam.
Korepetycji nie trzeba żadnych, ot – jak życie mocno dokopie, to potem szuka się samych lukrowatych zakończeń każdej opowieści. :)
Bardjaskier przy jednym moim wierszyku zamieścił w komentarzu tak urokliwy obrazek, że sama zaczęłam, od czasu do czasu, skromnie generować w SI ilustracje do opek. :)
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję. :)
Edit:
“poncho” zostawiam, bo wszędzie piszę ten sam wyraz, a miałam ujednolicić :)
Co do kota, tu mam z netu obrazek wściekłego/agresywnego kota i o takie oczy mi chodziło:
Pecunia non olet
sama zaczęłam, od czasu do czasu, skromnie generować w SI ilustracje do opek. :)
O popatrz, czyli coraz lepiej idzie tej SI :) Nie wiem, czy to dobrze ;p
Przerażający ten kot!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Tak, SI potrafi świetne rzeczy tworzyć, choć te moje tu wstawiane obrazki to nic, bo ja za dużo nie zlecam. :)
O kocie złym, a szczególnie agresywnym, jest mi dość trudno pisać. :) Wiem, jak wygląda, ale ja koty uwielbiam i zawsze uważam za nad wyraz potulne, spokojne oraz przemiłe. :)
Pecunia non olet
Cześć, Bruce!
Tekst, który gdybym przeczytał bez informacji o autorce, mógłbym Ci bez problemów przypisać. Zło ukazane z dystansem, optymistyczne zakończenie i dialogi z lekko absurdalną, ale jednak przyjemną nutą.
Sama konkursowa szata to taki szwajcarski scyzoryk wśród szat ;) całkiem spora gama możliwości. Wokół niego tekst się kręci, więc myślę, że jurki powinni popatrzeć na to przychylnym wzrokiem.
Na początku trochę się zwiesiłem, zastanawiając się kim są bohaterowie, bo padło stwierdzenie „spasione szczury Rudego z pałkami” i zastanawiałem się, czy czasem nie są to bohaterowie w stylu Motomyszy z Marsa, i czy Czesio też czasem nie jest uczłowieczonym zwierzęciem. Ale później wszystko się wyjaśniło :)
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Dziękuję serdecznie, Krokusie, faktycznie mój styl jest nietrudny do odgadnięcia, daleko mi do tworzenia wielce ambitnych dzieł, a o takim magicznym i jednocześnie pięknym stroju a la Helena dawno już chciałam napisać i potem machnęłam to dziełko, poprawiając z tysiąc razy i ciesząc się po pewnym czasie, że akurat jest konkurs z tematem o ubiorze. :) Opowiadania ze zwierzętami w roli głównych bohaterów nie bardzo mi wychodzą, zatem zazwyczaj takich nie piszę, chociaż faktycznie to sformułowanie mogło świadczyć o czymś zgoła innym. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Przeczytane i bardzo się podobało.
Optymistyczny i przyjemny tekst. Taki powiedziałbym na poprawę nastroju. Narracja jest sprawnie prowadzona a dialogi – autentycznie zabawne.
> ręwskokami
Zakładam, ze chodziło o ręce
Pozdrawiam
Dlaczemu nasz język jest taki ciężki
GalicyjskiZakapiorze, serdeczne dzięki za tak pozytywny komentarz. :)Ten wyraz to jakieś dziwadło, musiało wpaść podczas edycji. Zaraz poprawiam, dziękuję. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Ave, Bruce!
Tekst przeczytałem w dacie wklejenia obrazka jurorskiego, ale komentarz piszę po przeczytaniu wszystkich tekstów, po ponownej lekturze.
Opowiadanie pod względem tematyki konkursu broni się doskonale. Magiczne palto nie jest rekwizytem, a stanowi główną oś fabuły. Tutaj na plus.
Nie jestem fanem budowania fabuły na przydługich dialogach i w tym przypadku troszkę mnie to wymęczyło. Rozmowa Czesia z Ksekrsesem, choć napisana sprawnie i całkiem dowcipne, była jak na moje standardy trochę za długa. Do tego momentami masz tendencję do łopatologicznego tłumaczenia zasad świata przedstawionego, dla przykładu:
Odchrząknął i kontynuował:
– Wracając do rzeczy, pochodzę odległego świata. Jest on równoległy do tego, w którym żyjesz. Dzięki czarom oraz wiedzy mogę przenikać i odwiedzać inne czasoprzestrzenie.
Myślę, że można to było przedstawić nieco subtelniej… :P
Niemniej, opowiadanie jako całość mi się podobało, a zadanie konkursowe zrealizowałaś bardzo zgrabnie ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ave, Cezarze! :)
Bardzo dziękuję, Szanownemu Jurorowi i cieszę się z takiej opinii. :) Często jest mi zarzucane, że za dużo zostaje w mojej głowie i tekst nie do końca jest zrozumiały, staram się zatem w innych opowiadaniach przedobrzać, pisząc o dużo za dużo. :) To samo z dialogami, wplatam je, gdzie tylko uznam na słuszne, aby starać się uczynić je bardziej naturalnymi, bo to kolejny mankament moich opek. :)
Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze bardzo dziękuję. :)
Pecunia non olet
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Bardzo dziękuję, Anet. :)
Pozdrawiam Cię ciepło.
Pecunia non olet