- Opowiadanie: simtam - Żebraczy Rycerz (GOT)

Żebraczy Rycerz (GOT)

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Żebraczy Rycerz (GOT)

Na tle in­nych ry­ce­rzy Jory Cas­sel wy­glą­dał jak że­brak. Jego siny pan­cerz po­zba­wio­ny był ozdób, a szarą pe­le­ry­nę od szma­ty do pod­ło­gi od­róż­nia­ło tylko to, że zwi­sa­ła mu z ra­mion. Nic dziw­ne­go, że nie­daw­no pa­so­wa­ny ser Hugh z Do­li­ny oświad­czył mu opry­skli­wie, że nie od­po­wie na żadne z jego pytań, chyba że Kró­lew­skie­mu Na­miest­ni­ko­wi we wła­snej oso­bie. Co mówi się na takie gorz­kie słowa? "Dziś nie".

 

Nie tego dnia, ani też na­stęp­ne­go, al­bo­wiem ser Hugh był tylko jedną z wielu osób, które Jory miał dys­kret­nie wy­py­tać o spraw­ki po­przed­nie­go na­miest­ni­ka. Co wię­cej, lord Ed­dard Stark, na­miest­nik obec­ny, za­ję­ty był przy­go­to­wa­nia­mi do kró­lew­skie­go tur­nie­ju ry­cer­skie­go, urzą­dza­ne­go na swoją cześć, a ra­czej ku swemu utra­pie­niu. Któż miał­by obro­nić honor Win­ter­fell, jak nie ka­pi­tan stra­ży przy­bocz­nej, wier­ny Jory Cas­sel? Dwaj jego pod­wład­ni dali się wy­sa­dzić z sio­deł szla­chet­nie uro­dzo­nym "serom" i prze­pa­dli z kre­te­sem. Jory dotąd spra­wiał się w szran­kach na­le­ży­cie i wła­śnie po­wo­li opusz­czał pole, za ko­lej­ne zwy­cię­stwo od­pro­wa­dza­ny okla­ska­mi.

 

Ga­da­no póź­niej, że na­stęp­ny po­je­dy­nek był naj­okrut­niej­szym mo­men­tem dnia. Za­czę­ło się nie­win­nie, ot, pa­trząc na za­wod­ni­ków rzekł­by kto: oto stare się ście­ra z nowym. Z jed­nej stro­ny, młody ry­cerz w lśnią­cej, no­wiu­teń­kiej zbroi. Na­prze­ciw sta­nął ol­brzy­mi wyga po­ty­czek, jeż­dżą­ca góra czar­nych wy­tar­tych blach. Po­kło­ni­li się przed try­bu­ną kró­lew­ską, roz­je­cha­li na prze­ciw­le­głe końce szran­ków, po­pra­wi­li tar­cze, na­sta­wi­li tur­nie­jo­we kopie. Nagle ru­szy­li i nagle skoń­czy­li. Ol­brzy­mi ry­cerz był tak cięż­ki, że spa­da­jąc oba­lił swo­je­go ru­ma­ka, roz­le­gły się śmie­chy i gwiz­dy. Młody ry­cerz uniósł przy­łbi­cę w ge­ście zwy­cię­stwa – krył się pod nią ser Hugh z Do­li­ny.

 

Prze­gra­ny ze­rwał w zło­ści hełm, chwy­cił obu­rącz wiel­ki miecz i jed­nym cię­ciem uciął łeb swo­je­mu wierz­chow­co­wi, po czym ru­szył na osłu­pia­łe­go zwy­cięz­cę i oba­lił go. Uci­chły gwiz­dy i wi­wa­ty, wi­dzo­wie za­mar­li w zgro­zie i prze­ra­że­niu. – Nie­chaj go! – wołał lord Ed­dard, lecz jego słowa głu­szył zgiełk tłumu. I kto wie, czy skoń­czy­ło­by się tylko na śmier­ci konia, gdyby nie Jory. Nie tra­cąc zim­nej krwi, pod­biegł i wła­snym mie­czem za­sło­nił ser Hugh'a, pa­ru­jąc ciosy ol­brzy­ma zanim na­de­szła pomoc. – Dość tego sza­leń­stwa! Roz­ka­zu­je wam! Jakem król! – za­grzmiał do­no­śny głos Króla. Dwa­dzie­ścia mie­czy pędem wspar­ło ten roz­kaz.

 

W na­stęp­nej run­dzie losy wy­bra­ły Jory'emu za prze­ciw­ni­ka wła­śnie ser Hugh'a z Do­li­ny. Jed­nak­że ser Hugh wy­szedł na pole bez zbroi i prze­mó­wił gło­śno tymi sło­wa­mi: – Oca­li­łeś mi dziś życie. Ten dzień twoim jest zwy­cię­stwem, ser.

– Żaden tam ze mnie ser. – od­parł Jory, już nie tak gło­śno – Twa­róg prę­dzej. Spo­tka­li­śmy się nie­daw­no, za­po­mnia­łeś, ser?

– Ach tak… – za­wsty­dził się ser Hugh, i już zu­peł­nie cicho dodał – Chcesz więc panie, po­znać zgubę Jona Ar­ry­na? Spo­tkaj­my się jutro o zmierz­chu w Wiel­kim Sep­cie Ba­le­ora.

 

* * *

 

Głów­na świą­ty­nia King's Lan­ding roiła się od wier­nych, ze­bra­nych tu licz­nie na po­mniej­sze na­bo­żeń­stwo, praw­do­po­dob­nie ku czci Mat­ki-Dzie­wi­cy. Jory cier­pli­wie wy­pa­try­wał ser Hugh'a z Do­li­ny. Ten jed­nak, prze­bra­ny w piel­grzy­mią szatę z kap­tu­rem, sam od­na­lazł Jory'ego.

 

– Wino Sied­miu. Wy­pij­my – po­wie­dział, po­da­jąc mu kie­lich i sam wzno­sząc w górę po­dob­ny.

 

Jory ro­zej­rzał się; wszy­scy wier­ni do­oko­ła wyj­mo­wa­li na­czy­nia i roz­le­wa­li po­świę­co­ny tru­nek. Naj­wy­raź­niej była to część ob­rzę­du. Nie­ba­wem ce­re­mo­nia do­bie­gła końca i sept nieco opu­sto­szał.

 

– Teraz mogę już wszyst­ko po­wie­dzieć. Gierm­ko­wa­łem sta­re­mu Ar­ry­no­wi przez czte­ry lata, w końcu po­pła­ci­ło. Jak to mówią w Za­pchlo­nym Tyłku, król sra, a na­miest­nik pod­cie­ra mu tyłek – a ja pod­cie­ra­łem tyłek na­miest­ni­ko­wi. Lord Arryn za­czął cha­dzać z lor­dem Stan­ni­sem do bur­de­li, jak się o tym Lady Arryn do­wie­dzia­ła, po­sta­no­wi­ła się ze­mścić. Obie­ca­ła mi tytuł ry­cer­ski… Tru­ci­znę zwi­ną­łem z szaf­ki któ­re­goś z ma­estrów, wszyst­ko co tam mają to tru­ci­zny przy do­sta­tecz­nie dużej dawce…

– Czemu mi to więc mó­wisz?

– Do two­je­go wina do­da­łem po­trój­ną. Czu­jesz już?

– Po­peł­ni­łeś błąd, ser Hugh. Od­da­ję cześć tylko sta­rym bó­stwom.

– O, psia­kość!

– Praw­dę mó­wiąc, dałem swój kie­lich są­sia­do­wi, potem ktoś mi wrę­czył nowy, pełny.

 

W tym mo­men­cie przy na­prze­ciw­le­głej ścia­nie świą­ty­ni na­stą­pi­ło małe za­mie­sza­nie.

 

– Chyba mnie nie wy­dasz?

– Wszy­scy lu­dzie muszą umrzeć…

– Nie masz żad­nych do­wo­dów!

– Spo­koj­nie, po pro­stu wy­ja­śnisz mi parę rze­czy. Nie chce­my chyba, aby zgi­nął ktoś jesz­cze… Ale le­piej chodź­my już stąd.

 

Istot­nie, czas był ku temu naj­wyż­szy. Wy­mknąw­szy się chyżo ze świą­ty­ni, skrę­ci­li w Ulicę Sta­lo­wą i dalej, w kie­run­ku Targu Ryb­ne­go.

 

– W two­jej opo­wie­ści nie ma ni­ko­go kto mógł­by ją po­twier­dzić. Lord Stan­nis wy­niósł się na Smo­czą Wyspę, a Lady Arryn do wa­szej Do­li­ny. Co gor­sza, Lady twier­dzi, że to Lan­ni­ste­ro­wie za­mor­do­wa­li sta­re­go na­miest­ni­ka.

– A ty i twój lord na­miest­nik w to wie­rzy­cie… Szko­da, że je­ste­ście tacy ła­two­wier­ni. Lan­ni­ste­ro­wie są po­tęż­ni, le­piej z nimi nie za­dzie­rać.

 

Nagle z bocz­nej ulicz­ki wy­padł jeź­dziec, odzia­ny w dro­gie szaty.

– Jory Cas­sel, ser Hugh! Sie­dem nie­bios was zsyła, ra­tuj­cie! Lan­ni­ster kró­lo­bój­ca i lord Stark, bedą się bić na ostre! Tam, za ro­giem! – spiął konia i po­pę­dził dalej. – Stra­że! Do mnie! straż…

 

– Ser, mam wra­że­nie, że nie je­ste­śmy już na tur­nie­ju.

Koniec

Komentarze

Nie jest źle, ale jakoś bar­dzo do­brze też nie. Jeśli ktoś zna fa­bu­łę ca­ło­ści, wie, że to nie żaden gier­mek przy­czy­nił się do śmier­ci Jona Ar­ry­na, a pewna inna nie­cie­ka­wa per­so­na. Jed­nak samo wy­da­rze­nie i po­stać, muszę przy­znać, zo­sta­ły wy­bra­ne cał­kiem cie­ka­wie. Trosz­kę go­rzej wy­pa­da jed­nak kwe­stia spi­sa­nia ca­ło­ści. Ani styl, ani warsz­tat nie po­ry­wa, ot śred­nie wy­ko­na­nie. Gdyby po­świę­cić temu tek­sto­wi trosz­kę wię­cej czasu, nadać po­sta­ci głębi mo­gło­by to wy­glą­dać dużo le­piej.

Jeśli miał­bym oce­niać, to coś po­mię­dzy 3 i 4, ale bli­żej tró­jecz­ki.

Po­zdra­wiam

Nie ro­zu­miem sensu hi­sto­rii. Po­ło­wa opo­wia­da­nia to --- zdaje się --- opis scen­ki z se­ria­lu. Potem jest aka­pit twór­czo­ści wła­snej, a na­stęp­nie widzę stresz­cze­nie koń­ców­ki pierw­sze­go se­zo­nu rze­czo­ne­go se­ria­lu. Jak będę chciał po­czy­tać Grę o tron, to wezmę książ­kę Mar­ti­na.

po­zdra­wiam

I po co to było?

Sens jest taki, że ak­tu­al­nie trwa na tym por­ta­lu kon­kurs te­ma­tycz­nie zwią­zny z "Grą o Tron", jed­nym z zadań kon­kur­so­wych jest na­pi­sa­nie tego ro­dza­ju opo­wia­dan­ka i wrzu­ce­nie tu z do­pi­skiem "(GOT)". Punk­tów kar­nych za to nie ma, mam na­dzie­ję. Ter­min jest bo­daj­że do 6.V, lecz by nie psuć sobie ma­jów­ki zro­bi­łem to już teraz. Wię­cej wy­ja­śniać mi nie wy­pa­da.

Aaa, to wy­bacz. Nie in­te­re­so­wa­łem się wąt­kiem z grą o tron.

Co do samej hi­sto­rii, to wy­da­je mi się, że "co by było, gdyby" jest za słabe. Taką roz­mo­wę można by z po­wo­dze­niem wsta­wić w głów­ną fa­bu­łę i to by jej nie zmie­ni­ło. Może rze­czy­wi­ście ku­le­je wy­ko­na­nie i na­pię­cie sceny. A z kolei djJaj­ko cho­dzi­ło chyba o wy­ra­zi­ste kon­se­kwen­cje in­ne­go toku wy­da­rzeń.

Na­to­miast przy za­pi­sie dat z uży­ciem cyfr rzym­skich nie uży­wa­my kro­pek.

po­zdra­wiam

I po co to było?

Syf- nie jest za słabe na "co by było, gdyby" po­nie­waż zmie­nia jedno bar­dzo ważne wy­da­rze­nie, o czym byś wie­dział, gdy­byś Grę prze­czy­tał- im­pli­ka­cją roz­wią­za­nia za­sto­so­wa­ne­go przez sim­tam by­ło­by, gdyby opo­wia­da­nie po­cią­gnąć dalej, kom­plet­nie inne za­koń­cze­nie. Co do sa­me­go opo­wia­da­nia, we­dług mnie bez fa­jer­wer­ków- kilka słów bym może po­prze­sta­wiał, ale ge­ne­ral­nie w miarę, choż jak już wspo­mnia­łem- szczę­ka mi z wra­że­nia nie opa­dła. 

Pierw­szy tom --- z bólem, bo z bólem --- ale prze­czy­ta­łem

po­zdra­wiam

I po co to było?

Ja­kiej Mat­ki-Dzie­wi­cy? WTF?! oO

Dla­cze­go King's Lan­ding nie tłu­ma­czysz (do­brze, że nie tłu­ma­czysz moim zda­niem, żeby nie było), a Dra­gon­sto­ne już tak? A jeśli już tłu­ma­czyć to moim zda­niem "Smo­czy Głaz", albo - by po­zo­stać bli­żej ory­gi­na­łu - "Smo­czy­głaz" - brzmi dużo le­piej.

 

Fa­bu­lar­nie jest śred­nio. Ani spe­cjal­nie do­brze, ani spe­cjal­nie źle. Wy­ra­zy uzna­nia, że nie po­pły­ną­łeś z prą­dem i nie po­sta­no­wi­łeś po raz enty pisać, jak Ned idzie do Ro­ber­ta. ;)

Nowa Fantastyka