- Opowiadanie: Weronika ^^ - S+G (DUCHY 2012)

S+G (DUCHY 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

S+G (DUCHY 2012)

Puk, puk, puk…

Nikt nie otwiera. Próbuje jeszcze raz.

Puk, puk, puk…

Nic.

Przeglądam torebkę, i wyjmuje skrawek lokalnej gazety.

– Najmiemy służbę. Potrzebni lokaj i sprzątaczka. Chętnych zapraszam do nawiedzenia mojej posiadłości 26 października o godzinie 17. Adres: Ul. Straszna 56a

Odczytałam po cichu i cofnęłam się trzy kroki by po raz trzeci sprawdzic czy znajduje się pod właściwym adresem.

Tak, ulica straszna 56a.

– Nawiedzenia mojej posiadłości na ulicy strasznej. To nie może byc zbieg okoliczności…

Pomyślałam, rozglądając się po obszernym ogrodzie. Sceneria była upiorna. Zgarbione drzewa bez liści, pożółkła trawa i wrony. Cały ogód wron. Dom prezentował się równie kiepsko, co podwórko. Czarne dachówki pokrywające dach, poodpały gdzieniegdzie, szyby w oknach były brudne i pobite, ściany domostwa były szare i również brudne, drzwi…

Drzwi wyglądały jagby nikt ich nie używał, przez conajmniej kilka miesięcy. Gęste pajęczyny pokrywały framugi i klamke. Na domiar złego był pażdziernik. Zimny i mokry październik. Wiatr hulał, a deszcz dudnił o rynny.

Tak to na pewno nie była posiadłośc miłych. potulnych staruszków.

Nagle coś zaskrzypiało okropnie. Powoli, ze strachem obróciłam się w stronę bramy. Prawie dostałam zawału, kiedy zobaczyłam mojego młodszego brata z walizką w ręku, zamykającego bramę.

– Co ty tu do diabła robisz?!

Skarciłam go szeptem.

– To samo co ty.

Powiedział i wręczył mi gazete z ogłoszeniem.

– Ale…po co ci ta walizka? Dziś jest tylko rozmowa kwalifikacyjna.

– Nie przyjmuje do wiadomości odmowy. A w dodatku nie mam zbyt dużej konkurencji w walce o posade lokaja. Mniejsza z tym. Myślałem, że się spóźnie, ale widzę, że ty też jeszcze nie w środku. Co cię zatrzymuje?

Zapytał, a ja spojrzałam na zegarek. 17 15.

– No…

Nie zdążyłam dokończyc, bo ten zapukał już drugi raz.

Nic.

– Hmm to dziwne

Spojrzał na klamkę i i bez wachania otworzył drzwi. Zaskrzypiały przeraźliwie.

– Panie przodem

Zachęcił mnie gestem ręki.

– O, napewno nie.

Powiedziałam i odsunęłam się od drzwi.

– Oj gabi, gabi. Zachowujesz się jak dziecko.

Dawid wszedł do środka. Czekałam przed drzwiami, ślepo patrząc w przestrzeń.

– Idziesz?

Zapytał po chwili ciszy.

Prześliznęłam się do środka. Było ciemno i zimno. W powietrzu unosił się zapach kurzu i spalenizny. Nagle silny podmuch wiatru zatrzasnął za mną drzwi.

Błysk światła. To mój brat zapalił jakąś lampę.

– Co ty robisz? W domu nikogo nie ma. To napewno zły adres, wracajmy do naszego mieszkania.

– Przestań histeryzowac. Rozejrzymy się i wrócimy.

– Jakie rozejrzymy?! Ja się nigdzie nie będe rozglądac. Jesteś za młody na prace. Czemu jesteś taki lekkomyślny? Zostawiłeś chorą matkę samą z babcią, a sam poszedłeś sobie pracy szukac?

– A ty? Wiesz od śmierci Szymona stałaś się beznadziejna.

Spojrzał na mnie. Czułam jego wzrok, ale nie podniosłam głowy. Zrobiło mi się niedobrze. Nagle poczułam, że łzy spływają mi już po policzkach.

– Gabi…przepraszam. Nie powinienem tak mówic. Wiem, że on…był dla ciebie wszystkim.

Wiedzaiłam, że żałuje, jednak nic nie odpowiedziałam. Coś we mnie pękło. Cały ten rok. Wszystkie nie przespane przez płacz noce. Każda uliczka, którą razem chodziliśmy. Każdy pocałunek, którym mnie obdarzał. Wszystkie wiadomości i smsy od niego. Wszystko to stanęło mi przed oczami. Wiedziałam, że przez ostatnie miesiące radziłam sobie świetnie. Nikt nie wspominał o moim chłopaku, i dzięki pomocy bliskich wróciłam do normalności. Jednak to nie było to samo. Wszystko. Wszystko mi o nim przypominało. Ale teraz, teraz już nie wytrzymałam.

– Gabrysiu, chodźmy do domu. Proszę powiedz coś…

Nie zdołałabym sklecic zdania. Obróciłam się tylko i powoli podeszlam do drzwi.

Szarpnęłam klamkę, ta jednak nie drgnęła naweto o centymetr. Spróbowałam raz jeszcze, używają przy tym całej siły jaką miałam aktualnie w sobie. Nic

– Daj ja spróbuje.

Powiedzaił Dawid i podszedł do drzwi.

Szarpnął je z całej siły i usłyszałam brzęk. Klamka odpadła.

– Oj…

– Oj?

Byłam przerażona. Sam, w ciemnym, zimnym domu. Wiedziałam, że dla mojego brata to nic strasznego i pewnie świetnie się bawi, ale mi nie było do śmiechu.

– E…to może ja zadzwonie do taty co?

– Ojciec jest w pracy…ale dzwoń, nie masz innego wyjścia.

Dawid wyjął komórkę, otworzył klapkę, coś wystukał i podświetlenie zgasło. Spojrzał na mnie z głupią miną.

– Wiesz gabi…bateria mi się rozładowała. To dziwne bo przed wyjściem odłączyłem telefon od ładowarki.

Gorzej już byc nie mogło. Zakręciło mi się w głowie. Przykucnęłam i spróbowałam znaleźc jakieś wyjście. Byłam sama z bratem w najprawdopodobniej opuszczonym domu, było ciemno i zimno, ogłoszenie o prace było lipne, nie mieliśmy żadnego kontaktu z rodziną i zbliżał się wieczór. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Był to salon. Wstałam i podeszłam do wysłużonej kanapy. Obok stał stół. Na nim leżały jakieś pożółkłe gazety. Już miałam zamiar podnieśc jedną i zobaczyc co jest w niej napisane, ale mój brat zawołał:

– Ej gabi, tu musiał mieszkac niezły świrus.

– Niby czemu?

– A kto normalny ma motor w salonie?

odwróciłam się do niego i szybkim krokiem podeszłam do maszyny.

– Hmm serio trochę dziwne.

– I w dodatku wygląda jakby ktoś się nim rozbił.

Dawid kucnął i zaczął dokładnie przeczesywac lakier wzrokiem.

Czerwony, pobyskujący lakier.

– Ej słuchaj, coś tu jest wyryte. Jakieś iniciały.

Ja też kucnęłam i spojżałam w miejsce gdzie wyryte były litery: S+G

Nikt nie musiał nic mówic. Dawid powoli spojżał w moją stronę. Złapał mnie za ręke i pomógł wstac. Sama nie dałabym sobie rady.

To był motor Szymona.

– Gabi…ty nie myślisz chyba, że…

– To jest motor Szymona.

Szepnęłam i spojżałam na brata. Już się nie uśmiechał.

– Wiesz to raczej mało prawdopodobne. Każdy mógł wyryc…

– To jest jego motor! Jest do niczego, ponieważ został zmiażdżony przez ciężarówke!

– Wiem…wiem, co się stało z motorem Szymona.

– Nie tylko z motorem…

Szepnęłam, i łzy znów zaczęły cisnąc mi się do oczu.

– Ale skąd on się tu wziął? Myślałem, że poszedł na części po wypadku.

Nagle zrobiło się jaśniej. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam, że główny żyrandol jest zapalony.

– Co jest?

Mój brat był wyraźnie skołowany.

Ja już nic nie czułam. Ani strachu, ani bólu, ani złości.

Nic.

Powoli przeszłam obok stolika i zauważyłam schody. U góry było ciemno.

– Weź lampę.

Powiedziłam i zaczęłam wchodzic po spruchniałych stopniach.

– Oszalałaś?! Życie ci nie miłe?

Tak. Moje życie nie było miłe. Nie miało już sensu. Od okrągłego roku.

Doszłam na szczyt. Z lewej strony ciągnął się korytarz, który ginął w mroku. Z prawej była ściana. Wiszący na niej obraz przedstawiał mężczyzne, uśmiechającego się chytrze.

Poczułam, że ktoś kładzie mi ręke na ramieniu.

Strach jednak do mnie wrócił.

– Gabi to już nie jest śmieszne. Chodź ze mną na dół.

Mój brat. To tylko mój brat.

– Dawid, nie mamy wyjścia. Musimy poszukac jakiegoś telefonu. Daj mi lampę. Ty idź na dół i rozejżyj się. Ja zobacze czy w tych pomieszczeniach nic nie ma.

– Chyba zmysły postradałaś. Bez ciebie nigdzie nie idę.

– No to chodź.

Powiedziałam i podeszłam do najbliższych drzwi. Chwyciłam klamkę i uchyliłm je.

Jakaś sypialnia. Weszłam do środka i włączyłam lamkę na stoliku. Działała.

Obok leżała sterta gazet. Chyciłam jedną i zaczęłam czytac.

Edward Stook skazany!

Kierowcy grozi dożywotni pobyt w więzieniu.

Dnia 26 października 2000 roku, Edward S. przeje-

żdżał ciężarówką przez ulicę Miodową. Jechał z

prędkością 90 km/h. Z pobliskiej ulicy wyjeżdżał

Szymon K. Chłopak zginął na miejscu.

Czytaj str. 16

Na dole widniało zdjęcie sprawcy. Gruby, posiwiały mężczyzna z głupim uśmieszkiem

Ten sam, którego obraz wisiał na ścianie.

Porwałam gazetę i zaczełam płakac.

– D…Dawid! To jego dom! Dom tego…mordercy!

Z furią obróciłam się w stroną drzwi, ale nikogo w nich nie było.

– Dawid?

Szępnęłam.

– Nie złośc się na niego. On już został ukarany.

Wyprostowałam się jak struna. Znałam ten głos. Niebył już tak wyraźisty jak rok temu, ale nadal piękny.

– Szymon?

Rozejżałam się, ale nikogo oprócz mnie, nie było w pokoju.

Wyszłam na korytarz.

– Gabrielo, chodź do mnie. Nie bój się kochanie.

Straciłam panowanie w nogach. Same wiodły mnie za códownym głosem.

Przeszłam przez kolejne drzwi. Był to pokój pełen obrazów. Każdy cal ściany był wypełniony zdjęciami.

Zdjęciami Edwarda Stook.

Znów wezbrał we mnie gniew. Bez zastanowienia podeszłam do pierwszego malowidła i zdarłam je ze ściany. I tak wszystkie po kolei.

Gdy skończyłam, ze łzami w oczach upadłam na podłogę.

Już nic mnie nie obchodziło. Rodzina. Znajomi. Szkoła. Życie.

Liczyła się tylko zemsta.

– Gabrielo…

Nie wstałam. Czułam, że już nigdy nie wstanę.

– Gabrielo, on już dostał swoją karę. Gabrielo…

Podniosłam głowę. Obok siedział Szymon. Uśmiechał się do mnie ciepło, ale był inny.

Był martwy.

Usiadłam i spojrzałam mu w oczy.

– Gabrielo…

Miękki, aksamitny głos. pieścił mi uszy.

– Tak?

– Gabrielo, on już dostał swoją karę. Wracaj do rodziny, do znajomych…

– Nigdzie nie pójdę. Zostanę z tobą.

– Gabrielo, ja nie żyje. Chce tylko żebyś coś zobaczyła. Chodż za mną.

Duch przelecial przez drzwi. Ruszyłam za nim. Zatrzymaliśmy się przed ostatnimi drzwiami na korytarzu.

– Wiem jak cię skrzywdził. I ciebie i mnie. Zobacz, co dostał wzamian.

Pokazał na wizjer w drzwiach. Spojżałam.

W pomieszczeniu było ciemno…ale nie dośc ciemno by nie zobaczyc człowieka skulonego w kącie.

– Co…co ty mu zrobiłeś?

– To nie ja. to jego wyrzuty sumianie doprowadziły go do tego. Po mojej śmierci został jednak uniewinniony. Nie mogłaś o tym wiedziec bo wyjechałaś. On również postanowił wyjechac. Przyjechał do tego samego miasta, ale trzymał się z daleka. Wiedziałem co chce zrobic. On nie był przypadkowym kierowcą. On był mordercą. W naszym mieście był przejazdem, i ten wypadek nie był zaplanowany. Ale tylko ten jeden. Przyjechał tu by cie zabic. Żeby nikt nie zeznawał przeciwko niemu. Postanowił zrobic to w rocznicę mojej śmierci. Czyli dziś. Nie mogłem mu na to pozwolic. Tydzień temu zadwonił do lokalnej gazety i zamówił ogłoszenie. Wiedział, że szukasz pracy bo twoja matka jest chora. Wkradłem się do jego umysłu i wzbudziłem w nim furię. Zrujnował dom i zamknął się w tym pokoju. Wrzeszczał, że nie wytrzyma. Zwariował. Przekręcił klucz i wyżucił go za okno. Z pewną pomocą doprowadziłem ogród i resztę domu do ruiny. I czekałem. Kiedy się dzisiaj pojawiłaś byłem pewien, że wrócisz do domu i już nie będziesz zagrożona. Ale przyszedł twój brat. To już bez znaczenia. On zwariował. Jest już niegroźny. Słyszy głosy swoich ofiar. Zabiorą go do psyhiatryka. Już nic ci nie grozi.

– Ale co z nim?

Spytałam wskazując na drzwi.

– Policja dostanie dziś anonimowy telegram. Niedługo trafi do szpitala. I najprawdopodobniej, już nigdy z niego nie wyjdzie…

– Czemu go tu nie zostawisz? Dlaczego chcesz mu dac…no szanse?

– Nie jestem mordercą. Jestem zły, ale nie jestem mordercą. A on już odbył swoją karę. Głosy ofiar będą go nękac już do końca życia.

– A co z…tobą?

– Zawsze będe przy tobie. Już nigdy mnie nie zobaczysz, ale wiedz, że jestem obok ciebie. Nie bój się znaleźdź miłości. Bądź szczęśliwa, bo wiem, że potrafisz. Ze mną czy nie jesteś silna i wierze w ciebie.

Łzy pociekły mi po policzkach. Szymon uśmiechnął się do mnie i znikł.

Już na zawsze.

Zeszłam da dół i zabaczyłam brata, który siłuję się z drzwiami. Podeszłam do nich i lekko je pchnęłam. Otworzyły się natychmiast. Bez słowa wyszliśmy na dwór. Było ciemno. Gdy zamykałam bramą usłyszałam za sobą cichysz szept:

– Kocham cię.

– Też cie kocham Szymonie.

 

– Gabrielo, zobacz co piszą.

Powiedział tata i wręczył mi gazetę:

Seryjny morderca znaleziony!

Wczoraj policja dostała anonimowy

list, w którym napisane było, że

seryjny morderca odpowiedzialny

za śmierc 24 osób znajduje się

w domu na ulicy Strasznej 56a.

Policjancji sprawdzili to, i jak się

okazało, zabójca żeczywiście tam

był. Aktualnie znajduje się w szpitalu

psyhiatrycznym.

Czytaj na str. 5

– No wreszcie go znaleźli! Aż strach bylo chodzic gdzieś samemu.

Powiedziała mama i rozstawiła talerze do obiadu.

Wyzdrowiała. Lekarze mówili, że to cód.

Spojżałam ukradkiem na Dawida. On również na mnie patrzał.

Po południu poszliśmy na cmentarz, na grób Szymona.

na płycie leżał kawałek metalu, z wyrytym S+G.

– Już zawsze razem.

Koniec

Komentarze

Przepraszam za błędy...;)

To moje pierwsze opowiadanie więco proszę o wyrozumiałóśc, ale chciałabym wiedziec co jest nie tak.

 

Przede wszystkim zacznij od uzupełnienia polskich liter "z ogonkami". Popatrz uważnie sama: 

Przeglądam torebkę, i wyjmuje skrawek lokalnej gazety. 

Ja przeglądam torebkę, skrawek gazety natomiast wyjmuje --- on? --- ona? --- ono? --- w każdym przypadku ktoś już inny.  

A trochę tego jest... Potem sprawdź w słowniku ortograficznym, jak się pisze: spojżałam, cód, żeczywiście... Też trochę tego jest...

Przepraszasz za błędy, prosisz o wyrozumiałość a na koniec chcesz wiedzieć co jest nie tak. Moim zdaniem wszystko jest nie tak. Czy świadomie robiłaś błędy skoro za nie przepraszasz? Mam wrażenie, że napisałaś opowiadanie i nawet go nie przeczytałaś. O "ogonkach" polskich liter i błędach ortograficznych już wiesz. Dodam, że nazwy ulic i imiona piszemy wielkimi literami. Źle konstruujesz zdania i dialogi. Do tego literówki. Jest mnóstwo nieścisłości. Kilka sytuacji budzi moje wątpliwości. Przeczytałam całe opowiadanie i gdybym chciała wytknąć Ci błędy, które zauważyłam, poszłabym spać nad ranem. Jeśli jednak zależy Ci bym to napisała, mogę to zrobić. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Napiszę tylko tyle, że długa droga przed Tobą, jeśli chcesz zacząć pisać w sposób "strawny" dla czytelnika.

Pozdrawiam.

Weroniko, domyślam się, że jesteś jeszcze bardzo młodą osobą i trochę wody upłynie, zanim zaczniesz pisać teksty, które naprawdę da się czytać. Ten tekst uszedłby wśród koleżanek albo rodziny, ale nie na portalu, gdzie spotykają się ludzie, którzy już co najmniej minimalną wiedzę o pisaniu mają. Już pal licho naiwność i kiepską fabułę, ale z szacunku dla swojej pracy nie powinnasć wrzucać tekstu, w którym jest tyle błędów, tym bardziej, że wiesz, że są. Jeśli będziesz wrzucać następne teksty, najpierw poproś kogoś bardziej obeznanego, żeby poprawił błędy.

www.portal.herbatkauheleny.pl

O laboga, jaki syf. Nie czytalam dalej.

Nowa Fantastyka