- Opowiadanie: Unfall - Ultimatum

Ultimatum

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Ultimatum

– Wejść!

Przez lekko uchy­lo­ne drzwi nie­śmia­ło prze­ci­snął się rosły męż­czy­zna o ogo­lo­nej, ja­jo­wa­tej gło­wie. Miał na sobie fio­le­to­we, weł­nia­ne pon­czo, krót­kie, ba­war­skie spodnie na szel­kach i dłu­gie do kolan, mo­he­ro­we skar­pe­ty w pasy od­po­wia­da­ją­ce wszyst­kim ko­lo­rom tęczy. Jego ranne pan­to­fle z pom­po­na­mi miały ten sam od­cień różu, co grube opraw­ki oku­la­rów.

– A witam, witam! Pro­szę! No pro­szę, niech pan siada. – Uprzej­me słowa re­dak­to­ra na­czel­ne­go wy­raź­nie kon­tra­sto­wa­ły z tonem wy­po­wie­dzi, co nie wró­ży­ło nic do­bre­go. – Pro­szę mi przy­po­mnieć, po co ja was za­trud­ni­łem w na­szej re­dak­cji?

– No…

– No? Ja wam przy­po­mnę. – Za­no­si­ło się na ostrą re­pry­men­dę. – Nie je­ste­ście re­dak­to­rem, nawet za­dat­ków nie macie. Żad­nych po­ży­tecz­nych uzdol­nień. Można by rzec, kom­plet­ne bez­ta­len­cie. Jeśli cho­dzi o li­te­ra­tu­rę, to jest z was wręcz nie­wia­ry­god­ny igno­rant! – Tu szef za­wie­sił na chwi­lę głos. Ob­ser­wo­wał, jak nie­mal pur­pu­ro­wa, łysa głowa, ni­czym za­cho­dzą­ce słoń­ce, coraz głę­biej chowa się za linią biur­ko­we­go ho­ry­zon­tu. Uznał, że wy­wo­łał od­po­wied­nie wra­że­nie i zmie­nił ton na nieco ła­god­niej­szy. – Wła­śnie kogoś ta­kie­go po­trze­bo­wa­łem aby roz­wią­zać nasz pro­blem. Pa­mię­ta­cie te stosy nad­sy­ła­nych do re­dak­cji opo­wia­dań?

– Tak – cichy jęk wy­do­był się spod blatu mar­mu­ro­we­go biur­ka.

– Pro­szę spoj­rzeć tutaj – na­czel­ny wska­zał sporą ster­tę, za­pi­sa­nych drob­nym dru­kiem, fo­lio­wych ar­ku­szy. – Do­my­śla­cie się, co to jest?

– Opo­wia­da­nia?

– Wła­śnie! Prze­cież ja na­praw­dę nie mam czasu ani ocho­ty czy­tać tego wszyst­kie­go. Zresz­tą mamy sta­łych, za­przy­jaź­nio­nych au­to­rów i żaden z tych tek­stów nie ma naj­mniej­szych szans na pu­bli­ka­cję.

Re­dak­tor wstał i za­czął ner­wo­wo cho­dzić po ga­bi­ne­cie.

– Mie­li­ście się tym zająć. Sku­pić całą tę ra­do­sną twór­czość na spe­cjal­nie do tego stwo­rzo­nym por­ta­lu. Wy­my­ślać głu­pie kon­kur­sy od­cią­ga­ją­ce uwagę użyt­kow­ni­ków. Mamić ich ko­lo­ro­wy­mi piór­ka­mi i ką­śli­wy­mi ko­men­ta­rza­mi znie­chę­cać do pi­sa­nia. Mie­li­ście wa­szym an­ty­ta­len­tem prze­ciw­dzia­łać ich kre­atyw­no­ści, dusić ich ro­dzą­ce się zdol­no­ści w za­rod­ku.

Na­czel­ny wyjął za­pal­nicz­kę zza pasa czer­wo­nych, su­kien­nych plu­drów i za­czął prze­trzą­sać we­wnętrz­ne kie­sze­nie czar­nej, la­tek­so­wej ka­mi­zel­ki w po­szu­ki­wa­niu pa­pie­ro­sów. Po chwi­li uj­rzał wy­cią­gnię­tą w jego kie­run­ku, drżą­cą dłoń di­dże­ja dzier­żą­cą pacz­kę lekko zwie­trza­łych Ca­me­li. Wyjął jed­ne­go i za­pa­lił.

– Cał­kiem nie­źle wam szło – kon­ty­nu­ował mo­no­log – ale ostat­nio opu­ści­li­ście się w pracy. Spo­czę­li­ście na przy­sło­wio­wych lau­rach. Por­ta­lo­wi z każ­dym dniem przy­by­wa użyt­kow­ni­ków. Coraz wię­cej po­ja­wia się no­wych tek­stów, a ich ja­kość, o zgro­zo, znacz­nie się po­pra­wi­ła. Loża, która miała pomóc wam w pi­sa­niu kry­tycz­nych ko­men­ta­rzy, wy­szu­ku­je naj­lep­sze opo­wia­da­nia i wy­mu­sza na re­dak­cji ich na­gra­dza­nie. Użyt­kow­ni­cy sami ogła­sza­ją kon­kur­sy i to coraz cie­kaw­sze. Do­szły mnie też słu­chy, że ktoś kom­ple­tu­je zbio­rek opo­wia­dań, aby sa­mo­dziel­nie go wydać w for­mie dru­ko­wa­nej.

Re­dak­tor wró­cił za biur­ko i usiadł na he­ba­no­wym, in­kru­sto­wa­nym masą per­ło­wą i wy­ło­żo­nym wie­wiór­czym fu­trem tro­nie. Zdu­sił pa­pie­ro­sa w krysz­ta­ło­wej po­piel­ni­cy i utkwił wzrok we wbi­te­go w nie­wy­god­ne krze­sło męż­czy­znę.

– Oba­wiam się, że nie pa­nu­je­cie nad sy­tu­acją. Je­ste­ście pie­przo­nym di­dże­jem i macie za­rzą­dzać tym por­ta­lem, do cho­le­ry! Macie czas do końca mie­sią­ca, aby prze­jąć nad nim kon­tro­lę, albo bę­dzie­my mu­sie­li się roz­stać. A teraz zejdź­cie mi z oczu. – Ostat­nie­mu zda­niu to­wa­rzy­szy­ło skrzyp­nię­cie od­su­wa­ne­go krze­sła i łopot fio­le­to­we­go pon­cza. Łysy męż­czy­zna stał już przy wyj­ściu i si­ło­wał się z klam­ką, chcąc jak naj­szyb­ciej opu­ścić ga­bi­net szefa.

– Pro­szę wrzu­cić dzie­sięć cen­tów – ode­zwa­ły się drzwi.

 

***

 

Ja­jo­gło­wy wpadł do po­zba­wio­nej okna klit­ki i za­trza­snął za sobą ma­syw­ne, choć nie wy­ko­na­ne z li­te­go drew­na, drzwi. Roz­dy­go­ta­ną ręką uru­cho­mił kom­pu­ter. Usiadł na wi­kli­no­wym fo­te­lu za ema­lio­wa­nym, odra­pa­nym biur­kiem i ukrył twarz w dło­niach.

– Co robić? Co robić? Myśl czło­wie­ku – mam­ro­tał pod nosem. – Kon­kurs! Tak, muszę ogło­sić kon­kurs. Naj­le­piej bły­ska­wicz­ny, aby nie zdą­ży­li do­pra­co­wać opo­wia­dań. To za­wsze dzia­ła­ło. Ale temat. Jaki temat? – na jego skro­niach, pod kro­pel­ka­mi potu, pul­so­wa­ły małe żyłki w ko­lo­rze pon­cza. – Gra­fo­ma­nia? Nie, już sami zro­bi­li, świet­nie się przy tym ba­wiąc. Jakie tek­sty mają naj­mniej wspól­ne­go z li­te­ra­tu­rą? Myśl, chło­pie!

Nad biur­kiem po­ja­wi­ło się trój­wy­mia­ro­we logo Win­dows 38.

– Mam! Je­stem ge­nial­ny!

Jego ręce opa­dły, od­sła­nia­jąc za­pa­ro­wa­ne szkła ró­żo­wych oku­la­rów i wy­szcze­rzo­ny w uśmie­chu apa­rat ko­rek­cyj­ny. Przed nim po­ja­wił się ho­lo­gram lo­go­wa­nia. Przy­sta­wił kciuk do ska­ne­ra. Za­lo­go­wa­ny. Jesz­cze tylko ja­kieś pięć minut i bę­dzie mógł uru­cho­mić prze­glą­dar­kę. Wtedy wpro­wa­dzi swój nowy pro­jekt w życie.

A plan był iście sza­tań­ski. Naj­gor­szy­mi tek­sta­mi, po­ja­wia­ją­cy­mi się w in­ter­ne­cie, były wszel­kie­go ro­dza­ju ko­men­ta­rze ad per­so­nam. To lek­tu­ra naj­niż­szych lotów, bez­war­to­ścio­wa i pełna wul­ga­ry­zmów. Te­ma­tem kon­kur­su bę­dzie więc szka­lo­wa­nie. Kogo? A choć­by i sa­me­go di­dże­ja. Po spo­tka­niu z na­czel­nym i tak wszyst­ko spły­nie po nim jak po gład­kiej sko­rup­ce jajka.

Koniec

Komentarze

Zanim kto­kol­wiek za­cznie się za­sta­na­wiać, czy przy­pad­kiem nie wziąć cze­goś do sie­bie, pra­gnę za­zna­czyć, że wszel­kie po­do­bień­stwa osób i zda­rzeń są cał­ko­wi­cie przy­pad­ko­we.

Dzię­ku­ję panu Joe Chi­po­wi za wy­po­ży­cze­nie drzwi.

Chcia­łem też dodać, że nigdy ni­ko­go nie szka­lo­wa­łem, w związ­ku z czym nie mam w tym prak­ty­ki. Z tego po­wo­du mia­łem nawet za­miar da­ro­wać sobie udział w tym kon­kur­sie, ale te na­gro­dy...

Cał­kiem, cał­kiem. Cie­ka­we szka­lo­wa­nie ;)

Przy­pusz­czam, że Joe Chip drzwi się po­zbył ra­czej z ulgą, bo, o ile pa­mię­tam, mie­wał pewne pro­ble­my z ich sfor­so­wa­niem. Chcia­ły go chyba nawet po­zwać do sądu... ;)

    Jesz­czę się w tek­ście błą­ka­ją zbęd­ne in­ter­li­nie.

    Bar­dzo faj­nie i zgrab­nie na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie. Jak­bym ko­ja­rzyl ja­kieś hi­sto­rie z tsk­stu --- z tymi pan­cer­ny­mi drzwia­mi z li­te­go drew­na,  sorry, pan­cer­ny­mi drzwia­mi z li­te­go drew­na, wy­ko­na­ny­mi z jed­ne­go ka­wał­ka wal­co­wa­nej stali, w do­dat­ku kutej na zimno. Sorry, to było jed­nak gdzieś in­dziej.

    Bar­dzo fajny tekst.  I Lo­gicz­ny.

Też mi się po­do­ba­ło. Cał­kiem fajne.

Fan­ta­sty­ka pełną gębą, że tak po­wiem.

 

Po­zdra­wiam

Ma­stiff

Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze.

Z in­ter­li­nia­mi mam rze­czy­wi­ście pro­ble­my w tym edy­to­rze, ale nie będę wszyst­kie­go zrzu­cał na edy­tor. Po to autor ma moż­li­wość edy­cji tek­stu przez 24 go­dzi­ny, aby mógł do­pro­wa­dzić tekst do po­rząd­ku. Myślę, że teraz wy­glą­da to le­piej.

Po­zdra­wiam. 

Mnie też się po­do­ba, mimo że DJ znów na dy­wa­ni­ku.

Po­zdra­wiam. ;-)

 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Przyj­dzie mi po­sy­pać głowę po­pio­łem.

Jak na­wty­kać komuś (za­zna­czam, że na jego wła­sne ży­cze­nie), kogo się sza­nu­je. Naj­le­piej, zgod­nie z za­sa­dą "co wolno wo­je­wo­dzie..." wy­rę­czyć się jego prze­ło­żo­nym. Trąci pój­ściem na ła­twi­znę. :(

Na swoje uspra­wie­dli­wie­nie po­wiem tylko, że w za­ło­że­niach szka­lo­wa­nie nie miało po­le­gać na opróż­nie­niu wą­tro­by szefa, a ra­czej przy­pi­sa­niu sa­me­mu za­in­te­re­so­wa­ne­mu nie­god­nych dzia­łań (wzglę­dem za­pa­trzo­nych w niego użyt­kow­ni­ków por­ta­lu), a sam szef miał je­dy­nie te dzia­ła­nia wy­mu­szać. 

Nie­ste­ty (a może na szczę­ście), nie je­stem po­li­ty­kiem i taka forma ora­tor­ska/li­te­rac­ka, jak po­mó­wie­nie jest mi obca. Za­pew­ne rzecz­nik ja­kiejś par­tii po­li­tycz­nej wy­ko­nał­by za­da­nie kon­kur­so­we da­le­ce le­piej, nawet wy­bu­dzo­ny w środ­ku nocy.

Myślę, że mógł­by to zro­bić nawet śpie­wa­ją­co. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zgrab­ne. Bar­dzo mi się po­do­ba strój di­dże­ja :D

Za­pra­szam na stro­nę au­tor­ską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szu­ma­cher

I strój di­dże­ja i pa­zer­ne drzwi wy­szły świet­nie :D La­tek­so­wa ka­mi­zel­ka szefa też ni­cze­go sobie. Ge­ne­ral­nie nie­źle się uśmia­łem czy­ta­jąc ten tekst :)

Ce­te­ra­ri, Yoss - dzię­ki. 

Stro­je in­spi­ro­wa­ne "Ubi­kiem", a drzwi za­po­ży­czo­ne z tegoż. Kto nie czy­tał, po­le­cam i po­zdra­wiam.

Uwa­żam, że opi­sa­ny strój di­dże­ja jest za bar­dzo ma­in­stre­amo­wy. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Ale to nie jest żadna fan­ta­sty­ka! ;) ;) Je­stem pewna, że byłeś TAM i po pro­stu wier­nie opi­sa­łeś, jak to wszyst­ko się od­by­wa... :D

Jak na czło­wie­ka nie­wpraw­ne­go w szka­lo­wa­niu, cał­kiem do­brze Ci po­szło, Unfal­lu. Bar­dzo faj­nie za­ry­so­wa­ne po­sta­ci i sce­ne­ria (z tro­nem wy­ło­żo­nym wie­wiór­czym fu­trem na czele) two­rzą bar­dzo zgrab­ną ca­łość. ;)
Po­zdra­wiam.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i opi­nie.

Fanta - za­pła­ci­łem drzwiom za in­for­ma­cje ;)

Bar­dzo fajny tek­ścik. Cosik mi się widzi, że w dużej czę­ści nadal ak­tu­al­ny. ;-)

Tylko wy­po­wie­dzi sa­me­go szka­lo­wa­ne­go mi pod tek­stem bra­ku­je…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka