Czasopisma

Dodaj re­cen­zję

Nowa Fantastyka 07/18

Ty­mo­te­usz Wron­ka

GARD­NER DO­ZO­IS, CZŁO­WIEK Z CIE­NIA

 

W maju po­że­gna­li­śmy ko­lej­ną z waż­nych po­sta­ci ze świa­ta fan­ta­sty­ki. Tym razem nie był to pi­sarz sprze­da­ją­cy książ­ki w set­kach ty­się­cy eg­zem­pla­rzy, lecz czło­wiek po­zo­sta­ją­cy przez lata w cie­niu zna­nych twór­ców; choć sam także od­niósł na tym polu suk­ce­sy (ostat­nie z dzie­sią­tek wy­róż­nień otrzy­mał na kilka dni przed śmier­cią). A jed­nak wkład Gar­ne­ra Do­zios w roz­wój fan­ta­sty­ki jest nie­za­prze­czal­ny.

 

Jo­an­na Wo­łyń­ska

WRÓŻ­KI Z KUR­HA­NÓW

 

Trud­no uwie­rzyć, że Bla­sza­ny Dzwo­ne­czek z „Pio­tru­sia Pana” ma coś wspól­ne­go z groź­ny­mi Aes Sidhe z ir­landz­kiej mi­to­lo­gii. Lud Kop­ców w mi­to­lo­gii ir­landz­kiej to stwo­rze­nia nie­przy­ja­zne czło­wie­ko­wi i bro­nią­ce swo­jej do­me­ny. W Sam­ha­in, ostat­ni dzień sta­re­go roku ‒ u Sło­wian ob­cho­dzo­ny jako Dzia­dy ‒ na­le­ża­ło zo­sta­wić na stole po­si­łek dla Aes Sidhe i iść spać twa­rzą do ścia­ny.

 

Wi­told Var­gas

SIE­DEM GRZE­CHÓW WE­DŁUG BE­STIA­RIU­SZA

 

Czemu wy­bra­łem tak z po­zo­ru okle­pa­ny motyw na ko­lej­ną po­ga­węd­kę o le­gen­dach? Łatwo się do­my­ślić: trau­my, lęki, na­mięt­no­ści i uczu­cia ‒ ci bu­rzy­cie­le duszy, skła­nia­ją­cy ludzi do grze­chu ‒ tkwią u źró­dła ca­łe­go na­sze­go ima­gi­na­rium le­gend, baśni i opo­wie­ści o isto­tach nie z tego świa­ta.

 

Marek Sta­ro­sta

BEK­ZOR­CY­ZMY

Jak sza­ma­ni Majów wy­pę­dza­ją złe duchy co­ca-co­lą

 

Cza­sem praw­da jest dziw­niej­sza od fik­cji. Tak jest w mek­sy­kań­skim sta­nie Chia­pas, gdzie uzdro­wi­cie­le toczą du­cho­wą wojnę o to, czy pod­czas ry­tu­ału wy­pę­dza­nia de­mo­na cho­re­mu po­win­no odbić się co­ca-co­lą czy pepsi.

 

Prze­my­sław Pie­nią­żek

PIE­KŁO PO­TEN­CJAL­NO­ŚCI

 

W do­me­nie X muzy jest prze­past­na ot­chłań, do któ­rej od dekad tra­fia­ją po­czę­te, lecz nie­zre­ali­zo­wa­ne filmy. Za­ląż­ki pro­duk­cji, z któ­rych – przy sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ściach – mo­gły­by wy­ro­snąć dzie­ła kla­sycz­ne, obiek­ty kultu lub… wy­jąt­ko­we ku­rio­za.

 

Agniesz­ka Haska, Jerzy Sta­cho­wicz

PA­RO­WI LU­DZIE Z LA­MU­SA

 

Kiedy w pierw­szej po­ło­wie XVIII wieku w eu­ro­pej­skich ko­pal­niach za­czę­to in­sta­lo­wać at­mos­fe­rycz­ne sil­ni­ki pa­ro­we Tho­ma­sa New­co­me­na, nikt nie przy­pusz­czał, że za­czy­na się re­wo­lu­cja. Resz­ta tej hi­sto­rii jest do­sko­na­le znana – ma­szy­nę New­co­me­na udo­sko­na­lił w 1763 roku James Watt, a potem para po­szła w tłoki i zmie­ni­ła cały świat. Wy­na­laz­cy za­czę­li prze­ści­gać się w ko­lej­nych po­my­słach, które miały od­mie­nić przy­szłość ludz­ko­ści – a je­że­li pa­ro­we miało być wszyst­ko, to dla­cze­go nie czło­wiek?

 

Po­nad­to w nu­me­rze:

– opo­wia­da­nia m.in. Carol Em­sh­wil­ler i Bar­tło­mie­ja Dzika,

– ko­lej­ny od­ci­nek przy­gód Lila i Puta,

– fe­lie­to­ny, re­cen­zje i inne stałe atrak­cje.

Komentarze

ob­ser­wuj

Wła­śnie do­rwa­łem lip­co­wy numer i oko mi zbie­la­ło, al­bo­wiem w notce bio­gra­ficz­nej na stro­nie 39 autor bie­rze pol­skie le­gen­dy "na ta­pe­tę". :C

Co cię tak za­smu­ci­ło w tym ko­lo­kwia­li­zmie?

"Przy­sze­dłem ogień rzu­cić na zie­mię i jakże pra­gnę ażeby już roz­go­rzał" Łk 12,49

Nie tyle za­smu­ci­ło, co może tro­chę roz­cza­ro­wa­ło? Odkąd Reg wy­pro­wa­dzi­ła mnie z mojej igno­ran­cji, do­ce­niam, gdy ktoś używa tego wy­ra­że­nia po­praw­nie. Ale skoro mó­wisz że wie­lo­krot­nie po­wta­rza­ne kłam­stwo stało się praw­dą, mogę tylko od­po­wie­dzieć – szko­da. :<

Myślę, że cho­dzi tu o dwie spra­wy. O afo­ryzm, po­praw­ny ję­zy­ko­wo, o któ­rym mó­wisz i ko­lo­kwia­lizm, nie­po­praw­nym, ale już tak za­ko­rze­nio­ny w na­szej kul­tu­rze, że, po­mi­mo ab­sur­dal­no­ści zwro­tu, w pełni  zro­zu­mia­ły.

"Przy­sze­dłem ogień rzu­cić na zie­mię i jakże pra­gnę ażeby już roz­go­rzał" Łk 12,49

Wa­ka­cje roz­po­czę­te, a lek­tu­ra lip­co­we­go nu­me­ru „NF” za­koń­czo­na.

Wra­że­nia? Tym razem – wy­jąt­ko­wo am­bi­wa­lent­ne. Ale nie uprze­dzaj­my wy­pad­ków ;).

„Klucz Ar­ky­ne­sa” Bar­tło­mie­ja Dzika – po pierw­szej stro­nie my­śla­łem, że rzucę w kąt. Karcz­ma, ukry­ty skarb, dziw­ny list, ta­jem­ni­ca prze­ka­za­na na łożu śmier­ci (do tego aż dwa razy) – stę­że­nie sztam­po­wo­ści fan­ta­sy prze­kro­czy­ło mi­lion smo­ków na kwar­tę sze­ścien­ną. Brrr! Nie pod­da­łem się jed­nak i dalej, choć sztam­po­wo, już tak bo­le­śnie nie jest. Nawet coś mi się spodo­ba­ło: scena wy­bie­ra­nia szka­tuł­ki bę­dą­ca pa­ra­fra­zą sceny z „In­dia­ny Jo­ne­sa”. Szło więc już w cał­kiem nie­złym kie­run­ku, aż do za­koń­cze­nia. I tu chyba smoki za­opie­ko­wa­ły się moją szczę­ką, bo jak nic gruch­nę­ła­by o pod­ło­gę. O to cho­dzi­ło w całym tym tek­ście? WTF? I nie, żebym coś miał do hu­mo­ry­stycz­nych opo­wia­dań, bo lubię. Ale to za­koń­cze­nie wy­glą­da mi tak, jakby we wspo­mnia­nym In­dia­nie w sce­nie koń­co­wej z Arki wy­sko­czył dia­be­łek i po­wie­dział „A kuku!”. Żebyż to autor choć mru­gnął okiem z po­cząt­ku, że tak cał­kiem po­waż­nie nie bę­dzie… Po­nad­to może je­stem na­iw­ny, ale w aż taką ma­łost­ko­wość rzą­dzą­cych nie wie­rzę. Wy­ma­zy­wać cza­ro­dzie­ja z pa­mię­ci po­tom­nych za takie uczyn­ki? Toż chyba wspo­mnie­nia o ćwiart­ce ludz­ko­ści na­le­ża­ło­by wy­ka­so­wać? Toteż opo­wia­da­nie pana Dzika mogę skwi­to­wać je­dy­nie ty­tu­łem in­ne­go dzie­ła – „Wiele ha­ła­su o nic”.

„Mar­twy król” Wie­sła­wa Gwiaz­dow­skie­go – o, to mi się po­do­ba­ło. Nie­ba­nal­ne po­łą­cze­nie fan­ta­stycz­nych mitów (głów­nie in­ter­ne­to­wych) o dal­szych dzie­jach: Za­wi­szy Czar­ne­go w nie­wo­li u Tur­ków, Wła­dy­sła­wa War­neń­czy­ka, który pod Warną nie zgi­nął, i Krzysz­to­fa Ko­lum­ba, rze­ko­mo pol­skie­go po­cho­dze­nia. Plus roz­wa­ża­nia o ry­cer­skim eto­sie, obo­wiąz­ku, a nawet o tezie: Bóg jest jeden, nie­waż­ne, jak go na­zwie­my. Bar­dzo fajne! I by­ło­by nie­mal ide­al­nie, gdyby nie drob­ne spra­wy. Po pierw­sze – autor po­cząt­ko­wo mocno mnie zdez­o­rien­to­wał. Styks, obole, huk dział (no niby mogły być pod tym Go­lu­ba­cem, ale za­fik­so­wa­łem się na ja­kiejś ol­brzy­miej ka­no­na­dzie, a w tych cza­sach to z rzad­ka jeno pukać mogły) dały mi do zro­zu­mie­nia, że akcja dzie­je się w za­świa­tach ja­ko­wychś. A jed­nak nie. I znie­sma­czył mnie pod­roz­dział 10, bę­dą­cy pa­skud­nym, nie­po­trzeb­nym przy­po­mnie­niem in­for­ma­cji do­sko­na­le każ­de­mu zna­nych bądź wy­ni­ka­ją­cych z tre­ści opo­wia­da­nia. Nie ucho­dzi, panie Wie­sła­wie!

Ale, abs­tra­hu­jąc od mo­je­go joj­cze­nia, naj­lep­sze opo­wia­da­nie nu­me­ru!

„Kiedy, jeśli nie teraz” Carol Em­sh­wil­ler – na po­cząt­ku spraw­dzi­łem, czy w stop­ce nie ma błędu. Nie ma! Pani Em­sh­wil­ler ma rze­czy­wi­ście 97 lat. A opo­wia­da­nie jest z 2010 roku. Sza­cun! I może dla­te­go – nic no­we­go w tym opku nie prze­czy­ta­łem. Zgra­ny, stary motyw, ode­gra­ny w sta­ro­świec­ki spo­sób. Ma swój urok, ale że dość po­dob­ny ten tekst do wielu in­nych, czy­ta­nych wcze­śniej, w pa­mię­ci nie zo­sta­nie. Choć miłe czy­ta­dło.

„Słoń­ce moje, spójrz na mnie” Olgi Raine – a tu, dla od­mia­ny, cał­kiem od­wrot­ne uczu­cia. Bo wła­śnie mimo tego, że nic no­we­go: urban fan­ta­sy a la Łu­kja­nien­ko, „Wy­bra­ni”, dziew­czy­na Su­per­girl, głów­ny zło­czyń­ca skrzyw­dzo­ny w dzie­ciń­stwie, to jed­nak… Jed­nak Ro­sjan­ki (i Ro­sja­nie) jakoś tak piszą, że tra­fia to do mnie. Wcią­gnę­ła mnie ta opo­wieść. Gdy­bym jesz­cze znał wszyst­kie smacz­ki: ta ro­syj­ska mu­zy­ka roc­ko­wa, te na­wią­za­nie do Bu­ły­czo­wa (a pro­pos – ile przy­gód Ali­cji w Pol­sce wy­szło, ktoś wie?), pew­nie za­ssa­ło­by na amen. A tak – po pro­stu dobre opo­wia­da­nie.

„Cie­pło pa­ro­wa­nia pew­nej szcze­gól­nej pa­ki­stań­skiej ro­dzi­ny” Usma­na T. Ma­li­ka – tak, tak, nie znam się, śli­zgam się po sen­sach i zna­cze­niach,  je­stem ste­try­cza­łym, nie­ule­czal­nym za­ku­tym łbem. Ale – to opo­wia­da­nie po pro­stu wy­da­je mi się uciecz­ką od od­po­wie­dzi na pro­ste py­ta­nie: jak mój zna­jo­my, mój są­siad może być takim idio­tą, żeby wy­sa­dzić się w po­wie­trze wraz set­ka­mi nie­win­nych? Co po­szło nie tak? Czy tkwi tu nasza wina? Bo Malik od­po­wia­da: nie, nie, to nie my, zło przy­by­ło z ko­smo­su, za­ra­ża nas bez­den­ną głu­po­tą i okru­cień­stwem. Wiem, spły­cam, ale tak to od­bie­ram. Nie od­ma­wiam Ma­li­ko­wi spraw­no­ści – pysz­ne są scen­ki oby­cza­jo­we, ta z wujem, czy te w obo­zie uchodź­ców, ale cały prze­kaz brzmi fał­szy­wie. Tym bar­dziej fał­szy­wie, że Boga (czy, jak kto chce – Al­la­cha) w ogóle w opku nie ma. A zdaje mi się, że choć nie jest to głów­ny (acz jeden z po­bocz­nych) czyn­nik spraw­czy za­ma­chów, to w życiu pa­ki­stań­skiej pro­win­cji – wpływ wiary jest jed­nak bar­dzo silny. A tu zo­stał ład­nie wy­ka­stro­wa­ny. Co pew­nie jest też jedną z przy­czyn „ochów” i „achów” za­chod­niej kry­ty­ki.

Re­asu­mu­jąc – je­stem na nie!

Jak wy­brzy­dza­łem na część li­te­rac­ką „NF”, tak część pu­bli­cy­stycz­ną łyk­ną­łem jak kor­mo­ran płot­kę.

Po pierw­sze – Var­gas! Obok Wat­t­sa staje się moim ulu­bio­nym au­to­rem „non-fic­tion”. „Sie­dem grze­chów…” palce lizać. Dalej pani Wo­łyń­ska. Temat Cel­tów po­da­ny ze sma­kiem (choć cza­sem au­tor­ka nie­bez­piecz­nie zjeż­dża na po­bo­cze zwane „jakże to cięż­ko i cza­sem bez sensu mi się stu­dio­wa­ło”, do rowu jed­nak cudem nie wpada). „Bek­zor­cy­zmy” też fajne, choć ten szkic an­tro­po­lo­gicz­ny wiele z fan­ta­sty­ką wspól­ne­go nie ma. Resz­ta też super, a cytat z Pa­row­skie­go: „Więk­szość dzi­siej­szych Eu­ro­pej­czy­ków rosła nie­kar­co­na i dla­te­go kon­ty­nent wy­glą­da jak wy­glą­da” go­dzien za­wi­śnię­cia w każ­dej szko­le!

Warta od­no­to­wa­nia re­cen­zja po­wie­ści na­szej! (a co?) Bemik.

Super, że po­ja­wi­ła się re­cen­zja plan­szów­ki. Liczę na wię­cej!

Dobra, i gład­ko prze­cho­dzę do spraw przy­krych. Przy­krych, bo mi re­dak­cja w lipcu coś przy­snę­ła. Li­te­ró­wek aż 18, z czego 9 – w opo­wia­da­niu pana Dzika.

Do tego konia z rzę­dem temu, kto mi ob­ja­śni takie zda­nie: "Znów za­dzia­ła­ły uprze­dze­nia i znów nie miały ni­zy­wi­sto­ści są bo­ha­te­ro­wie, o bez­względ­no­ści kró­lów i praw­dzi­wych mro­kach śre­dnio­wie­cza”. Ktoś? Coś?

Na do­miar złego po­ja­wia­ją się „pod­sta­rza­ły go­be­lin” (ar­tre­ty­zmu do­stał czy co?), kraj, w któ­rym nie ist­nie­je wie­lo­żeń­stwo, ale miesz­cza­nie mają licz­ne żony (pro­szę dać znać, jak to zro­bić w Pol­sce, sko­rzy­stam z pa­ten­tu), złoto jest wszech­obec­ne, a jed­no­cze­śnie ce­nio­ne (eko­no­mia, Clin­ton!), ktoś musi uznać czy­jąś więk­szość (a to już w ogóle nie wiem)…

Re­dak­cjo, po­bud­ka! Sier­pień nad­cho­dzi!

 

PS. Droga Stop­ko, jed­ne­go je­stem cie­kaw – kto mie­rzy dłu­gość bek­nięć z do­kład­no­ścią do mi­li­se­kun­dy?

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Bar­dzo fajny mie­sięcz­nik dla mi­ło­śni­ków fan­ta­sty­ki. Czy­tam od roku. Muszę przy­znać, że opo­wia­da­nia za­gra­nicz­ne bar­dziej przy­pa­dły mi do gustu. Pol­scy au­to­rzy chyba za bar­dzo silą się na am­bi­cję i wy­cho­dzi gniot. 

Prze­czy­ta­łam wła­śnie “Klucz Ar­ky­ne­sa” i mam po­dob­ne wra­że­nia jak Sta­ruch. Tzn. od po­cząt­ku mia­łam pew­ność, że cho­dzi o coś in­ne­go niż su­per-ne­kro­man­ta, ale nie wie­dzia­łam o co. Jak się do­wie­dzia­łam… ech. No. Fej­spalm. Dia­be­łek z akuku świet­nie pod­su­mo­wu­je koń­ców­kę. Abs­tra­hu­jąc już od sa­me­go, urwa­ne­go z cho­in­ki wy­ja­śnie­nia za­gad­ki, to bo­ha­te­ro­wi strasz­nie wszyst­ko łatwo szło. Zna­lazł per­ga­min – i przy­pad­kiem tra­fił do wła­ści­wej osoby. Po­lazł do bi­blio­te­ki – przy­pad­kiem zna­lazł bi­blio­te­ka­rza, który wie­dział jak mu pomóc. Na wi­zy­tę u Wy­rocz­ni wszy­scy cze­ka­ją la­ta­mi – przy­pad­kiem on aku­rat może bez ko­lej­ki od ręki. Potem gła­dziut­ko roz­wią­zu­je za­gad­ki, jedna po dru­giej, nie myląc się a wszyst­ko po to, by po­dup­czyć. AAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.

 

Za to z przy­jem­no­ścią prze­czy­ta­łam ar­ty­kuł o in­ter­sti­tium. Do­wie­dzia­łam się cze­goś no­we­go o czymś waż­nym.

Sta­ru­chu, dzię­ki za wni­kli­wą re­cen­zję. Co do owego zda­nia, o któ­re­go wy­ja­śnie­nie py­tasz – w tym miej­scu cho­chli­ki re­dak­cyj­ne, naj­wy­raź­niej wy­gło­dzo­ne mie­siąc wcze­śniej, wy­żar­ły cały spory frag­ment re­cen­zji ko­mik­su. Po­wi­nien on wy­glą­dać na­stę­pu­ją­co:

 

Znów za­dzia­ła­ły uprze­dze­nia i znów nie miały nic wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią. Ko­miks, na pierw­szy rzut oka dla dzie­ci, oka­zu­je się praw­dzi­wą stra­wą du­cho­wą dla do­ro­słych. An­tro­po­mor­ficz­ni bo­ha­te­ro­wie o psich, kró­li­czych, świń­skich, lwich, by­czych czy so­wich fa­cja­tach roz­gry­wa­ją praw­dzi­wą, bez­względ­ną i okrut­ną grę o tron. Kró­li­czy chło­piec Garen zo­sta­je w nią wplą­ta­ny i siłą rze­czy ni­czym pio­nek (a może ukry­ta fi­gu­ra) bę­dzie usi­ło­wał prze­żyć w roz­gryw­ce moż­nych. Coś co na po­cząt­ku wy­da­je się hi­sto­rią o ze­mście dzie­cia­ka szyb­ko prze­ro­dzi się w wie­lo­wąt­ko­wą hi­sto­rię o tym, kim w rze­czy­wi­sto­ści są bo­ha­te­ro­wie, o bez­względ­no­ści kró­lów i praw­dzi­wych mro­kach śre­dnio­wie­cza.

Dzię­ki, JeRzy! Strasz­nie wy­głod­nia­łe te cho­chli­ki i sporo wy­żar­ły ;).

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Z po­dzię­ko­wa­niem Sta­ru­chu.

Jedna uwaga: czy na­praw­dę są­dzisz, że wśród 100 ty­się­cy czy­tel­ni­ków NF nie znaj­dzie się jeden, który mógł nie po­wią­zać, oczy­wi­stych dla Cie­bie, fak­tów z le­gend in­ter­ne­to­wych, o związ­ku War­neń­czy­ka i Co­lum­ba?

Dla owego jed­ne­go czy­tel­ni­ka jest pod­roz­dział 10/

po­zdra­wiam

Ok, in­for­ma­cje o tym, że Ko­lumb był synem War­neń­czy­ka (w tym opku przy­naj­mniej) – kawa na ławę, ale nie­któ­rym po­trzeb­ne.

Ale po co było wspo­mi­nać o od­kry­ciu Indii Za­chod­nich, zwa­nych też Ame­ry­ką? To już mi się wy­da­ło ło­pa­to­lo­gią. Jakby pisać o Ko­per­ni­ku i ko­niecz­nie dodać, że “wstrzy­mał Słoń­ce, ru­szył Zie­mię”. Uczą jesz­cze o ta­kich spra­wach w szko­łach, Gwi­do­nie?

A tak poza tym – dzię­ki za bar­dzo fajny tekst :D! 

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

W sumie racja

 A tak w ogóle zwalę winę na Mi­cha­ła :). Jemu ten frag­ment mocno się po­do­bał:)

 

hiiii

hiiii

Chcia­łam po­wie­dzieć, że prze­czy­ta­łam “Mar­twe­go króla” i zu­peł­nie nie sko­ja­rzy­łam, że owoc ro­man­su Wład­ka z “anio­łem” mógł po­skut­ko­wać po­czę­ciem kogoś zna­ne­go, je­stem to­tal­ną igno­rant­ką, jeśli cho­dzi o hi­sto­rię Pol­ski i bez tej ło­pa­to­lo­gii w roz­dzia­le 10 w życiu bym nie sko­ja­rzy­ła :P

PS. Teo­rii i “plo­tek” o po­sta­ciach hi­sto­rycz­nych nie znam, bo nigdy się tym nie in­te­re­so­wa­łam.

A na­zwi­sko Colon, rok 1450 nic nie mó­wi­ły?

Kurde, jesz­cze ktoś sta­nie w obro­nie pod­roz­dzia­łu 10, to od­szcze­kam joj­cze­nie ;).

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Colon ko­ja­rzy mi się z ja­kimś spe­cy­fi­kiem uła­twia­ją­cym pracę jelit. A rok jak rok :)

Pu­bli­cy­sty­ka:

Or­bi­tow­ski tra­dy­cyj­nie na plus. Ko­ło­dziej­czak faj­nie, Kosik niby o te­ma­cie bar­dzo po­krew­nym, ale jed­nak słabo w po­rów­na­niu z Tom­kiem. Brak Wat­t­sa spra­wił, że kil­ku­krot­nie wer­to­wa­łem numer w po­szu­ki­wa­niu jego ru­bry­ki! Wę­glo­wy na plus, be­kor­cy­zmy cie­ka­we.  No i bar­dzo miło, że wró­ci­li Cel­to­wie – wię­cej, psze pani Jo­an­no Fa­erie! “Pie­kło po­ten­cjal­no­ści” – tu temat cie­ka­wy, ale tro­chę po­uci­na­ny w nie­któ­rych wat­kach. Choć i tak skło­ni­ło mnie to do szu­ka­nia in­for­ma­cji o nie­któ­rych wspo­mnia­nych ty­tu­łach. Lil i Put – coraz faj­niej wy­cho­dzi ten ko­miks!

 

Opo­wia­da­nia:

 

Klucz Ar­ky­ne­sa – lek­kie, ko­me­dio­we, z hu­mo­rem. To na plus. Na minus prze­wi­dy­wal­ność, dziu­ry lo­gicz­ne (niby rzecz uza­sad­nial­na w tej kon­wen­cji, ale nie aż tak), bo­ha­ter niby po­dejrz­li­wy, a nie po­my­ślał, że tru­ci­zna dla tor­tu­ro­wa­ne­go maga mogła być nie tyle aktem przy­ja­znym, co ma­sko­wa­niem śla­dów po tym, jak osoba trze­cia spró­bo­wa­ła wy­du­sić jego ta­jem­ni­cę mię­dzy tor­tu­ra­mi itd. Finał tez jakiś bez­sen­sow­ny – po co mag miał­by wy­wo­zić gdzieś da­le­ko ar­te­fakt, z któ­re­go na bie­żą­co ko­rzy­stał i który mógł mu nie­raz ura­to­wać skórę? Niby ogól­ne do­brze się czy­ta­ło, a jed­nak by­wa­ły znacz­nie lep­sze tek­sty na we­so­ło.

 

Mar­twy król – bar­dzo lubię tek­sty Wie­sła­wa Gwiaz­dow­skie­go, więc spo­dzie­wa­łem się na­praw­dę wiele. Pod wzglę­dem tech­nicz­nym czy­ta­ło się bar­dzo do­brze. To że tekst nie miał w sobie nic z fan­ta­sty­ki w ogóle mi nie prze­szka­dza­ło (niby można po­wie­dzieć, ze fan­ta­sty­ką jest tu hi­sto­ria al­ter­na­tyw­na, ale jak do­brze po­my­śleć, to zo­sta­ła tu ona wpro­wa­dzo­na tak pre­tek­sto­wo, że rów­nie do­brze mo­gło­by jej nie być wcale), pod wie­lo­ma wzglę­da­mi tekst broni się sam i robi to do­sko­na­le. Pro­blem jest inny. Ogól­nie je­stem zwo­len­ni­kiem tego, że nie­któ­re opo­wia­da­nia nie musza prze­ka­zy­wać kon­kret­nej fa­bu­ły. By­wa­ją tek­sty stwo­rzo­ne tylko dla za­pre­zen­to­wa­nia ja­kie­goś świa­ta, ja­kie­goś po­my­słu, czy ja­kie­goś od­czu­cia, gdzie fa­bu­ła jest tylko do­kle­jo­na, a mimo to tek­sty te są dobre. A jed­nak mimo to i mimo tego, ze au­to­ra “Mar­twe­go króla” czy­tam bar­dzo chęt­nie (jeden z moich ulu­bio­nych tek­sto­twór­ców), w tym kon­kret­nym przy­pad­ku na końcu za­czą­łem się za­sta­na­wiać, co kon­kret­nie chciał opo­wie­dzieć autor. Ko­niec koń­ców zo­sta­łem z mie­sza­ny­mi od­czu­cia­mi. Nie ża­łu­ję prze­czy­ta­nia, a jed­nak… jakby cze­goś bra­ko­wa­ło. na plus jed­nak wra­że­nie “prze­mi­ja­nia i trwa­nia”.

 

“Kiedy, jeśli nie teraz” – z punk­tu wi­dze­nia do­ro­słe­go od­bior­cy tekst ten nie robi spe­cjal­ne­go wra­że­nia, ale po­dej­rze­wam, ze byłby cał­kiem dobry dla młod­szych czy­tel­ni­ków. Wiek au­tor­ki spra­wia, ze sza­cun za spraw­ne do­pa­so­wa­nie ję­zy­ka do czy­ta­nia “dzi­siaj”. No i gdy za­sta­na­wiam się, jak ten tekst jest do­pa­so­wa­ny do jego praw­do­po­dob­ne­go tar­ge­tu wie­ko­we­go, to bar­dzo faj­nie, spraw­nie i nie­na­chal­nie, prze­my­ca pro­blem nie­to­le­ran­cji, nie­uza­sad­nio­nych ani­mo­zji i tego, jak w kon­kret­nych oko­licz­no­ściach mogą one oka­zy­wać się nie­waż­ne lub prze­ciw­nie – ro­snąć  w oczach. Faj­nie wy­my­ślo­ny przy­szły slang mło­dzie­ży (kąsaj buta, ewo­lu­uj – dobre to ;) ). Pod­su­mo­wu­jąc: dla mnie tekst obo­jęt­ny, ale bar­dzo do­brze, że się po­ja­wił.

 

“Słoń­ce moje, spójrz na mnie” – mam po­dob­ne wra­że­nia do Starucha.Niby nic no­we­go, a jed­nak “wschod­nio­sło­wian­ska szko­ła pi­sa­nia” robi swoje, czyta się faj­nie. Nie prze­szka­dza mło­dzie­żo­wość tek­stu. I tylko koń­ców­ka zbęd­na, można by ją wy­ciąć, ale to już kwe­stia gustu.

 

“Cie­pło pa­ro­wa­nia pew­nej szcze­gól­nej pa­ki­stań­skiej ro­dzi­ny” – dla mnie tekst nu­me­ru, choć w bar­dzo dziw­nym sen­sie :) Czy­ta­jąc, my­śla­łem ze ro­zu­miem. Do­sze­dłem do sceny koń­co­wej i po jej prze­czy­ta­niu uzna­łem, ze jed­nak nie ro­zu­miem, ale z jed­no­cze­snym do­brym od­bio­rem tek­stu (tak, można nie zro­zu­mieć, a jed­nak być za­do­wo­lo­nym z lek­tu­ry, jeśli zmu­sza do za­sta­na­wia­nia się). Potem ewo­lu­cja oceny po­szła dalej i uzna­łem, że czę­ścio­wo ro­zu­miem, czę­ścio­wo nie, a czę­ścio­wo gdy­bam :D 

Jest treść, jest wizja ja­kieś ko­smo­lo­gicz­nej ta­jem­ni­cy, wstaw­ki o fi­zy­ce, po­cząt­ko­wo wy­da­ją­ce się zwy­kłym prze­ryw­ni­kiem, miej­sca­mi me­ta­fo­rą, pod ko­niec za­czy­na­ją wy­glą­dać na su­ge­stię mie­sza­nia się fi­zy­ki z mi­sty­cy­zmem. Są frag­men­ty wie­lo­znacz­ne, jest idea Ying-Yan­go­wych prze­ciw­no­ści sta­ją­cych się jed­no­ścią. Dużo sym­bo­li­ki. Mnie się po­do­ba. Choć fakt, że to tekst, który po­cząt­ko­wo wy­glą­da na “zwy­kły”, a na ko­niec nagle oka­zu­je się bar­dzo wy­ma­ga­ją­cy. Dla mnie to jed­nak dobry prze­skok w nagłe za­sko­cze­nie.

 

“Klucz Ar­ky­ne­sa” za­czy­na się nie­szcze­gól­nie, ale roz­krę­ca się cie­ka­wie, a koń­ców­ka wcale nie wy­wo­ła­ła we mnie fa­ce­pal­mu. “Mar­twy król” bar­dzo dobry, ład­nie po­łą­czo­ne wątki i rów­nież stanę w obro­nie roz­dzia­łu 10. “Kiedy jeśli nie teraz…” po­do­ba­ło mi się naj­bar­dziej z nu­me­ru. “Słoń­ce moje…” rów­nież na duży plus. “Cie­pło pa­ro­wa­nia…” od­sta­je na minus od resz­ty tek­stów, jedno z tych opo­wia­dań, które za­czy­na­ją się przy­zwo­icie, a koń­ców­kę czy­tasz już bez żad­nych emo­cji i z mały za­in­te­re­so­wa­niem.

Nowa Fantastyka