- Hydepark: Teraz czytane, niedawno skończone

Hydepark:

książki

Teraz czytane, niedawno skończone

Chciałem zaprosić was do dyskusji o książkach, które właśnie umilają (albo uprzykrzają ;p) wasze wolne chwile, albo o takich, które całkiem niedawno odstawiliście na półkę (czy gdziekolwiek odstawiacie książki po przeczytaniu). Innymi słowy jest to temat, w którym możecie dzielić się świeżymi książkowymi wrażeniami. Co polecacie, co odradzacie?

 

Naczelna zasada tematu: BEZ SPOILERÓW. Druga zasad: bez offtopu – rozmawiamy o książkach, nie o pogodzie.  Dobrze radzę się tego trzymać :)

Komentarze

obserwuj

7EW Stephensona na rozkładzie – pierwsze 300 stron to najlepsze hard sci-fi jakie do tej pory czytałem.

Za to na “Gambicie” Cholewy ujechać nie mogłem. Gdzie ktokolwiek widział tam klimat rodem z “Obcego”  po wieki pozostanie dla mnie zagadką.

And one day, the dream shall lead the way

Przez przypadek trafiłam na serię dla młodzieży “Strażnicy” Teda Sandersa. Tak dla dzieci 12-15, przynajmniej w teorii.

Niby nie jestem czytelnikiem docelowym, ale bardzo mi się. Od razu po skończeniu jedynki sięgnęłam po dwójkę.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Skończyłem właśnie Czarnoksiężnik i kryształ Kinga. Podróż do Mrocznej Wieży okazuje się być coraz bardziej interesująca. 

A teraz w ramach odskoczni od fantastyki Zabójca z sąsiedztwa Alex Marwood. Dziewczyny, które zabiły Chloe tej samej autorki były satysfakcjonującą lekturą, tego samego spodziewam się po nowej powieści autorki.

AZYL. OPOWIEŚĆ O ŻYDACH UKRYWANYCH W WARSZAWSKIM ZOO, Diane Ackerman– Książka zaostrzyła mi apetyt na film. Autorka bardzo odchodziła od głównego tematu dlatego miałem wrażenie nieporządku panującego na kartach książki. Ale dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałem.

Ja na reportażach ostatnio.

“Depesze” Michaela Herra – strumień świadomości reportera wojennego z Wietnamu. Nie znoszę strumieni świadomości, ale ten był hipnotyczny. Sięgnęłam m.in. z powodów praktycznych, by spróbować nieco poczuć emocje uczestników wojny. Nie wiem, czy mi się w pisaniu przyda, bo wojna w Wietnamie była dość specyficzna, ale warto było na pewno.

“Grobowiec w Sewilli” Normana Lewisa – zapis relacji podróży dwóch Brytyjczyków po Hiszpanii tuż przed wojną domową. Czytało się gładko, ale cały czas miałam przed oczami scenki z Monty Pythona. A zwłaszcza szczęśliwie-głupkowato uśmiechniętą twarz mało rozgarniętego bohatera granego przez Michaela Palina.

Zabójca z sąsiedztwa Alex Marwood skończony i czuję lekkie rozczarowanie. Niby wszystko jest na swoim miejscu jednak fabuła nie powala na kolana. Największą zaletą powieści są ciekawie nakreślenie bohaterowie. 

Zabieram się za kolejny tom Mrocznej Wieży Kinga Wiatr przez dziurkę od klucza.

Oj, Belhaju, nie traktuj tego jako “kolejnego tomu” ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wczoraj zacząłem czytać drugi tom “Malowanego Człowieka”. Podoba mi się zamysł, świat wykreowany przez Petera Bretta oraz postacie. Niedawno skończyłem też czytać pierwszy tom “Pana Lodowego Ogrodu” pana Grzędowicza i chyba sięgnę po kolejne. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Jose, wiem, że to jest taki przerywnik, ale według chronologii jest umieszczony między Czarnoksiężnikiem... Wilkami z Calla stąd taka kolejność czytania :)

Ale przyznam, że cieszę się, że zabrałem się za ten cykl. Kawał dobrej literatury :)

A HIPOPOTAMY ŻYWCEM SIĘ UGOTOWAŁY, Jack Kerouac, William S. Borroughs– Wypożyczyłem to ze względu na tytuł, który mnie zainteresował. Jako, że wcześniej czytałem W DRODZE Kerouaca, która mi się nie podobała nie miałem wygórowanych oczekiwań, a mimo to książka im i tak nie sprostała.

Czy ktoś może czytał “Nie ma wędrowca” Wojciecha Guni? Bo zastanawiam się nad kupnem. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Teraz u mnie “Fabryka oficerów” Hansa Hellmuta Kirsta. Jest świetnie, a w recenzjach czytałam, że będzie coraz lepiej.

To opowieść o szkole podchorążych Wermachtu w Niemczech podczas II wojny światowej. Ginie wykładowca, a ten fakt jest pretekstem do pokazania całej gamy pokręconych bohaterów (łącznie z retrospekcjami ich dzieciństwa), intryg oraz zagadki kryminalnej. Kirst należał do tego “straconego pokolenia”, jak sam je nazywał, też był wykładowcą w szkole wojskowej podczas wojny, więc pisze wiarygodnie.

Skończę to, zabieram się za cykl 08/15 tego samego autora.

Kilka miesięcy temu przeczytałam “Dziecko Odyna”, w szał zachwytów nie popadłam, ale było wystarczająco przyjemne, żeby zakupić drugi tom. Tenże właśnie zaczęłam... i zaczyna się fatalnie. Nie znoszę tego chwytu narracyjnego, kiedy akcja rozgrywa się do słów piosenki. W dodatku po angielsku. Fe. Aż mi się nie chce dalej czytać. Mam wrażenie, że styl skręci niebezpiecznie w kierunku taniego YA, z akcentem na taniego.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Ja obecnie jestem w trakcie czytania zbioru (i zachwycania się nim) opowiadań Kena Liu The Paper Menagerie and Other Stories. To moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem i mogę je zaliczyć do naprawdę udanych. W książce znajduje się 15 opowiadań – po przeczytaniu jedenastu właściwie tylko jedno mi się nie spodobało, dwa wywarły na mnie bardzo duże wrażenie, pozostałe to po prostu dobra proza.

It's ok not to.

Bardzo miło zaskoczyła mnie powieść “Trans Śmierci” Grahama Mastertona, którą nie dawno można było nabyć w Empiku z całkiem “odnowioną szatą”. Myślę, że osoby czytające inne powieści tego autora, takie jak np. “Bezsenni” czy “Zemsta Manitou” mogą miejscami napotkać na głębszą formę niż typową powieść grozy. Dla mnie prawdziwy rarytas – dla porównania Stephen King bywa czasami dość sztywny  choćby w “Carrie” –   i pomimo ponad trzydziestu lat od wydania (rok 1986 , według pl.wikipedia.org) nie traci nic na aktualności.

Koniec życia, ale nie miłość

Jakiś czas temu skończyłem Wiatr przez dziurkę od klucza Kinga – bardzo miły przerywnik w poszukiwaniach Mrocznej Wieży (jedynie wątek ze skóroczłekiem jakoś tak szybko zakończony), później miałem chwilową przerwę w czytaniu, a teraz zacząłem Hel-3 Grzędowicza. Na razie nie zachwyca, choć wizja przyszłości bardzo niepokojąca i niestety prawdopodobna.

Dogsdumpling – ciekawe, czy spodobałaby Ci się książka “Królowie Dary”Kena Liu. Według mnie nietypowe fantasy – rewolucja opisana z naciskiem na jej mechanizmy, z bohaterami z jednej strony bardzo standardowymi, a z drugiej opisanymi jednak nietypowo. W jakiś dziwny sposób oszczędna narracja.

Mnie się podobało, chociaż to nie była łatwa lektura. I chociaż się podobało, to wciąż nie wiem, czy sięgnę po kolejne części, jak się wreszcie ukażą.

 

EDIT: A u mnie cały czas Kirst. Tylko po “Fabryce oficerów” chciałam trochę odetchnąć, więc nie “08/15”, a “Kamraci”. To audiobook.

A na papierze – “Duchy” Tiziano Terzaniego – reportaż o Kambodży. Lektura reportaży sprawia, że coraz mniej słuszne wydają mi się zarzuty w stosunku do niektórych tekstów fikcyjnych, że opisują one mało prawdopodobne wydarzenia i zachowania. Rzeczywistość zdecydowanie przerasta naszą wyobraźnię.

Rakietowe szlaki I-7. Spora część opowiadań po wszelakich nagrodach i duże nazwiska. Opowiadania jednak nie porywają, upływ czasu też zrobił swoje.  Do przeczytania, ale bez zachęty.

O, popatrz, Ocho, mam dokładnie takie same odczucia na temat “Królów Dary” jak Ty ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No proszę. Troszkę się jednak zdziwiłam. ;)

Ocha, opowiadania w zbiorze narracyjnie są dość zróżnicowane, ale odpowiada mi sposób w jaki Liu pisze, choć może nie ma najprzystępniejszego stylu. I pewnie, prędzej czy później, sięgnę też po “Królów Dary”. Oszczędną narrację lubię :)

It's ok not to.

Ja zabrałem się za klasykę czyli “Siódmy Syn”  Orsona Scotta Carda. Krótkie ale treściwe, ciekawie ukazany świat. Drugi tom musi jednak poczekać aż skończę czytać “Śmiertelną groźbę”, trzeci tom Akt Dresdena.

“Kamraci” – H.H. Kirst.

Losie, dzięki, że postawiłeś na mej drodze książki tego autora!

CIEŃ EUNUCHA, Jaume Cabre– Najsłabsza z trzech książek tego autora, które czytałem, ale i tak  literatura godna polecenia. Pewnie dała tutaj znać moja awersja do muzyki.

Wczoraj skończyłem Hel-3 Grzędowicza i mam bardzo mieszane uczucia. Początek (mimo, że mocny) jakoś mnie nie przekonał, mniej więcej od połowy zaczęło mi się podobać, akcja przyspieszyła, nabrała odpowiedniego tempa, wprowadziła ciekawych bohaterów i z wypiekami na twarzy leciałem do finału, który rozczarował. Choć to chyba zbyt słabe słowo, żeby opisać zakończenie tej powieści. Mam wrażenie, że Grzędowiczowi zabrakło pomysłu i po prostu wprowadził element nie mający nic wspólnego z wcześniejszymi wydarzeniami. Jestem rozczarowany, chyba po raz pierwszy w przypadku utworu tego autora. 

A teraz cisnę dalej Mroczną Wieżę – tom piąty Wilki z Calla (ale na razie mały przerywnik na najnowszy numer NF). 

IDŹ I CZEKAJ MROZÓW, Marta Krajewska– Swojska fantastyka, która umiliła mi ostatni tydzień. Niestety jest to pierwszy tom większej całości, a jestem już zmęczony kilkutomowymi sagami. Postacie są przyjemnie niejednoznaczne i egoistyczne, nie licząc głównej bohaterki, która jest jak dla mnie jednowymiarowa. Mam nadzieję, że życie ją trochę sponiewiera i okaże się, że dobrymi chęciami to jest piekło wybrukowane.

BELFAST. 99 ŚCIAN POKOJU., Aleksandra Łojek– Ciekawe spojrzenie na temat konfliktu w Irlandii Północnej. książka pokazuje, że w prawdziwym życiu nie można liczyć na coś takiego jak sprawiedliwość.

Marcin Mortka – “Miecz i kwiaty”. Skończyłem.

Hmm... Podarowanemu (dzięki DJ!) się nie zagląda w zęby, ale sam nie wiem co myśleć. Aż dla kontrastu obejrzałem sobie “Królestwo niebieskie” i Ridley jednak powinien od Mortki zawinąć scenariusz. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

STULATEK, KTÓRY WYSKOCZYŁ PRZEZ OKNO I ZNIKNĄŁ, Jonas Jonasson– Jak się czytało FORRESTA GUMPA to nie robi takiego wrażenia.

CYNKOWI CHŁOPCY, Swietłana Aleksijewicz– Ciekawe spojrzenie na wojnę w Afganistanie i jej skutki dla żołnierzy i ich rodzin. Chodzi o wojnę z lat 1979-1989

“Kongo. Opowieść o zrujnowanym kraju” – van Reubroucka. Reportaż na 800 stron, a czyta się jak dobry thriller.

No i próbowałam przeczytać “Kroniki Czarnej Kompanii” Glena Cooka. Niby klasyk, niby takie fantasy, jakie lubię (”ludzkie”, nie elfie czy krasnoludzkie), a nie dałam rady. Bohaterowie jacyś tacy, wszyscy podobni, banda przepełnionych testosteronem zabijaków. Ech, rozczarowałam się.

 

Jon Ronson#WstydźSię!”

Książka porusza ciekawy temat, głównie oscylując wokół internetowego hejtu. Momentami gubiłem się w przeskakiwaniu z wątku na wątek, autor nie napisał też nic niespodziewanie odkrywczego, ale można przeczytać “ku przestrodze”. A i kilka historycznych informacji w temacie wstydu się pojawia, jeśli kogoś to interesuje.

ogólnie można przeczytać, ale nie kupiłbym w księgarni, tylko gdzieś po taniości, a najlepiej pożyczył od kogoś.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Ciepła aura nie sprzyja czytaniu książek. Dopiero skończyłem rozpoczętego na początku kwietnia Wilka Saulskiego. Po następny tom tej space opery raczej nie sięgnę, ten zmęczył mnie dostatecznie. Powieść całymi garściami czerpie z przeróżnych filmów, gier i innych książek. Zwroty akcji sa przewidywalne, a bohaterowie nie przekonuja. Zawiodlem sie na tej pozycji.

A teraz powracam do Kinga. Wilki z Calla czekaja.

@Ocha

Konował (główny bohater cyklu) przepełnionym testosteronem zabijaką? Milczek? Jednooki? Cookowi zdarzało się pisać straszne ścierwo, ale “Kompanii” będę bronił rencami i nogema. Jak dla mnie, pierwsza trójka love story wszech czasów :P.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ja przeczytałam pierwszą księgę “Kronik Czarnej Kompanii” i też przyznam, że jakoś mnie nie ciągnie do kontynuacji, mimo że posiadam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

:)

Bailoucie, przyznam, że daleko nie zabrnęłam, zanim dałam sobie spokój, ale takie męskie nawalanki to jednak nie dla mnie, mimo że, owszem, dało się wyczuć, że część bohaterów ma za uszami tak, jak lubię (w literaturze oczywiście). Kruk (czy jak mu tam) miał dla mnie po tych paru rozdziałach największy potencjał, ale postanowiłam jednak nie dać mu szansy. :)

 

A ja ostatnio słucham kryminałów i, o rany, jak się mówi o fantastyce, że jest nielogiczna i naciągana, to proponuję krytykom kryminały. Już sobie chciałam dać spokój (Lee Child i “Ostatnia sprawa” dobiły mnie niemal ostatecznie swoim idiotyzmem), ale trafiłam na Harlana Cobena i jego cykl o Myronie Bolitarze – przynajmniej bohaterowie interesujący.

A na papierze – “Problem trzech ciał” Cixin Liu. Chyba będzie fajne.

Czytałam dużo, ale nie powieści. Ale czytam “Rękopis znaleziony w Saragossie”, wersja z 1810. Jest to w ogóle jedna z moich ulubionych książek, nie wiem jak mogłam tak długo odkładać przeczytanie nowego przekładu. Za jakiś, zatopię zęby w wersji z 1804.

"Demony Leningradu" Przechrzty, zacne czytadełko. Mimo ponurej atmosfery, która dodaje jednak klimatu, czyta się bardzo przyjemnie.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Achromatopsja, Artur Chmielewski

Co powstanie z wysłania drużyny składającej się z dresiarzy, którzy nie klną, kaznodziei, który nie prawi, Wietnamczyka, mówiącego poprawną polszczyzną i mieszkańca “Politechniki” zazdroszczącego innym stacjom zdobyczy techniki? Chała, moi mili.

Najpierw suchy, beznamiętny początek, w którym poznajemy bohaterów, nijak wzbudzających sympatię czy jakąkolwiek więź, potem robi się ciekawiej, aż dostajemy wielki finał, który niby jest finałem, ale jakby niedokończonym. Nie polecam tym, którzy chcą zanurzyć się w metrowskie postapo, nie polecam fanom, a przynajmniej jeśli w grę wchodzi wydanie własnych pieniędzy.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

“Oryks i Derkacz” omal mi nie zrzucili z piedestału mojej ulubionej postapokalipsy “Heroes and Villains” Angeli Carter.

 

Ocho, a nie masz wrażenia, że u Cobena wszystko rozgrywa się wg jednego schematu?

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Fleur, słucham teraz trzeciej książki Cobena i obawiam się, że możesz mieć rację. A oprócz tego mam wrażenie, że te kryminały są jednak mocno seksistowskie, mimo że autor ustami bohaterów usilnie stara się zaprzeczyć. Kobiety ocenianie są “na oko”, większość jest przepiękna (a jak brzydka, no to już trzeba przez pół strony pisać o wałku tłuszczu gdzieś tam). Trzecia książka i słuchanie o tym, jak to dziewczyna Myrona seksownie potrafi zakładać jedną długą nogę na drugą długą nogę zaczyna mnie irytować. Oprócz tego, że mam wrażenie, że ma ona (ta dziewczyna) wyłącznie cechy fizyczne.

No i pierwszą książkę wysłuchałam w interpretacji Mariana Opani. To była jazda po bandzie, ale mnie się bardzo podobała. I teraz mam wrażenie, że więcej charakteru bohaterom dał Opania niż Coben. :) Niestety, przeczytał tylko jedną z książek.

Ostatnio miałem szczęście  do książek. KRÓTKA HISTORIA SIEDMIU ZABÓJSTW, Marlona Jamesa to pozycja, do której podeszłam z przekonaniem, że jest to kryminał, a okazała się ciekawym spojrzeniem na Jamajkę. Potem pękł WSTYD, Salmana Rushdiego. Długo się zabierałem do jego książki, bo przeczytane kilkanaście lat temu SZATAŃSKIE WERSETY jakoś mnie nie powaliły na kolana. WSTYD bardziej mi się spodobał. A teraz zacząłem czytać WĘDROWNEGO SOKOŁA Jamila Ahmada i jestem oczarowany (przynajmniej pierwszymi dwoma rozdziałami)

do której podeszłam z przekonaniem – ???

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

“Oryks i Derkacz” omal mi nie zrzucili z piedestału mojej ulubionej postapokalipsy “Heroes and Villains” Angeli Carter.

 

“Oryks i Derkacz” zwaliło mnie z nóg. Już uwielbiałam Atwood wcześniej, a teraz to już w ogóle mnie zaskarbiła. Od razu się wzięłam za “Rok Potopu”.

Tytuł (”Oryks i Derkacz”) mógłby brać udział w konkursie – jak odstraszyć od książki przed jej otwarciem, ale skoro tak zachwalacie, to może kiedyś zaliczę.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ostatnio zakupiłem trylogię Margaret Atwood. Bo ORYKS I DERKACZ jest pierwszą częścią trylogii jakby ktoś miał wątpliwości.

Bemiko, widocznie jak pisałem to uwidocznił się we mnie pierwiastek kobiecy, ale spokojnie już go w sobie zdusiłem. A swoją drogą przyjemnie jest wiedzieć, że ktoś przeczytał moje wypociny.

Hm... A ewentualnie od jakiej książki Atwood polecacie zacząć przygodę z nią?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Muszę przyznać, że zachęciliście mnie do ponownego sięgnięcia po Atwood. Czytałam tylko “Opowieści podręcznej” (Joseheim – to jest chyba jej najbardziej znana książka) i chętnie sprawdzę, co tam jeszcze u niej ciekawego.

A ja wreszcie kończę “Problem trzech ciał” Cixina Liu. Im dalej, tym lepiej. Dawno mi się nie zdarzyło, bym czytała książkę aż padnę, wbrew rozsądkowi mówiącemu, że rano trzeba wstać. A w związku z tym, że rozumiem co drugie zdanie (SF ze sporym naciskiem na S) – to tym bardziej zaskakujące. :)

Hm... A ewentualnie od jakiej książki Atwood polecacie zacząć przygodę z nią?

 

Zależy czego oczekujesz. Uwielbiam Atwood za to, że pisze w różnych gatunkach i nie daje się jednoznacznie zaszufladkować. Jeżeli lubisz powieść obyczajową, warto np. sięgnąć po “Kocie oko”. Jeszcze nie przeczytałam “Ślepego zabójcy” ani “Grace i Grace”. Wszystkie wspomniane książki były nominowane do Bookera, a “Ślepy zabójca” dostał główną nagrodę. Jeżeli jednak tylko fantastyka, to oczywiście “Opowieść podręcznej”, trylogia MaddAddam i “Serce umiera ostatnie”.

Dzięki, może się wreszcie na coś skuszę ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Napiszę coś obrazoburczego: King mnie nudzi! Śmiertelnie! Jego opowiadania i powieści grozy są dla mnie jak flaki z olejem. Znaczy, kiedyś czytałam, jak byłam dużo młodsza, ale nawet wtedy nie rozumiałam, o co chodzi z jego fenomenem. Jedyna jego książka, która mi się naprawdę podobała, to “Misery”. Ostatnio próbowałam ponadrabiać i zasypiałam nad piątą stroną. Za każdym razem.

Ale teraz czytam “Skazanych na Shawshank” i to jest naprawdę fajne. Znaczy, żadna niespodzianka, bo oczywiście widziałam film, ale mimo wszystko, podoba mi się.

Ocho, King jest bardzo, bardzo nierówny. I ja o większości jego książek zapomniałam zaraz po przeczytaniu.

Ale są takie, które naprawdę robią wrażenie. Moja kingowska święta trójca to “Zielona Mila”, “Desperacja” i “Miasteczko Salem” (choć to ostatnie, np. Beryla znudziło ; p). Poza tym mogę z czystym sumieniem polecić “Sklepik z marzeniami”, “Bastion”, “Pod kopułą“, “Dallas ‘63” czy cykl “Mroczna Wieża”.

Na pewno każdy znajdzie wśród powieści Kinga coś dla siebie, tylko niestety trzeba dobrze poszukać ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@Ocho, dołączam się do obrazoburczego stwierdzenia. Jakiś czas temu próbowałam wreszcie przeczytać “To”. Poddałam się. Dobre sceny były rozmyte przez nadmiar opisów wszystkich innych, za przeproszeniem, pierdół. Naprawdę, co mnie obchodzi konstrukcja tamy autorstwa kilku chłopców? I do końca życia zapamiętam, że syn głównego bohatera z “Cmętarza dla zwieżąt”, został pochowany w trumnie obitej różowym materiałem. Rodzice nie przejęli się za bardzo.

“Sekretne życie pszczół” autorstwa Sue Monk Kidd – ciepła opowieść o potrzebie akceptacji i o wielu innych aspektach życia. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, słyszałem że ta pozycja przypomina pod jakimś względem "Folwark zwierzęcy". Prawda to?

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Nie, to obyczajówka, a fragmenty róznych opracowań na temat pszczół są zamieszczane na początku każdego rozdziału i stanowią element naprowadzający, czego będzie dotyczył. Główne tematy to miłość lub jej brak rodziców do dzieci, rasizm (tu początki prawnego zagwarantowania równości dla kolorowych i białych), dojrzewanie psychiczne młodej białej kobiety w otoczeniu kolorowych kobiet, wiara. To tak z grubsza.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jakiś czas temu przeczytałem “Wzgórze psów” Jakuba Żulczyka. Klimatyczny i wciągający thriller opisujący losy mieszkańców małego polskiego miasteczka. Historia jest tak przemyślana i wielowątkowa, że trudno było mi się oderwać od lektury (szczególnie ostatnie dwieście stron). Książka jest dość spora, ma niemal dziewięćset stron, ale czytało mi się szybciej niż niektóre znacznie krótsze pozycje. Polecam też “Belfra” – serial, do którego Żulczyk napisał scenariusz :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

O, właśnie się zabieram za “Wzgórze psów”. To znaczy – powoli się zabieram, bo jeszcze mam inne rzeczy do skończenia, ale zaglądam od czasu do czasu. Zapowiada się rzeczywiście dobrze.

Brnę przez 5 tom “Szklanego Tronu” S.J. Maas. Trochę mnie już nuży, ale przez wzgląd na mieszkającą gdzieś w środku mnie 16-latkę, która byłaby tym szczerze zachwycona, czytam dalej ;) Seria “Dwory...” jest ciekawsza, choć oczywiście. W kolejce czekają “Harda” i “Królowa” Cherezińskiej, którą wielbię od czasu przeczytania “Ja jestem Haldred”, a na poczcie – odnaleziona po latach “Trylogia księżycowa” Żuławskiego – w wieku coś koło 13 (?) lat dorwałam pierwszy tom na bardzo deszczowych wakacjach w Borach Tucholskich, i od dawna próbowałam znaleźć tę książkę. Mam nadzieję, że przeczytana po latach, mnie nie rozczaruje.

Ja po czwartym tomie “Szklanego tronu” jestem tak zniesmaczona, że w ogóle mi się do tego piątego nie spieszy ;)

Co ciekawe, też mam w kolejce “Hardą”... Ale pewnie najpierw upoluję “Płomienną koronę” ;) Którą będę czytać przez kolejne pół roku, ale to szczegół...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ach Płomienna Korona! <3 Ją mam w kolejce (mentalnej rzecz jasna), odkąd skończyłam “Niewidzialną...” :D

Chciałoby się, żeby lato to znów były 2 miesiące laby poświęcone na czytanie książek!

Skończyłam “Ostrze zdrajcy” de Castella. Zakochałam się.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Takie dobre? Kręciłam się parę razy wokół tej książki w księgarni, ale jakoś nic z tego kręcenia nie wyszło. Może się zakręcę jeszcze raz.

Jak lubisz przygodówki z sympatycznymi bohaterami i dosyć wartką akcją z gatunku płaszcza i szpady to koniecznie.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Lubię. :)

Dzisiaj skończyłem “Dom z liści” Marka Danielewskiego i kompletnie nie wiem, co o tej książce myślę :/ Na pewno jest to najdziwniejsza powieść, jaką czytałem, a sposób, w jaki próbuje straszyć, bardzo oryginalny i raczej niespotykany. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Przeczytałam “Doktor Sen” Kinga i mam mieszane uczucia. z Jednej strony zachwyt nad fabułą, z drugiej rozczarowanie różnymi zabiegami – Mary Sue, infodumpy, przegadane dialogi (trochę akcji, trochę wyjaśniającego dialogu, trochę akcji, trochę dialogu, brak płynności, chodzenie na łatwiznę). Spodziewałam się po pisarzu z takim stażem, że jednak nie będzie łatwizny komiksowych superbohaterów i takiego szarpanego sposobu prowadzenia akcji. Ale to się tak łatwo mówi, a potem samemu robi się marysujki, wklepuje połacie informacji w martwe (pozbawione akcji) dialogi i tak dalej... Poza tym, superbohaterowie chyba po prostu dobrze się sprzedają, a jak się czegoś dobitnie czytelnikom nie wyjaśni, to jest ryzyko, że nie załapią... W każdym razie zwroty akcji też miałam wrażenie, że są takie na pokaz, a niektórzy bohaterowie na siłę wtłaczani w pewne nienaturalne postawy. Wolę wcześniejsze książki.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Weronika Murek, UPRAWA ROŚLIN POŁUDNIOWYCH METODĄ MICZURINA– Raz na jakiś czas dobrze jest przeczytać taki wykręcacz zwojów mózgowych. Uśmiałem się setnie, co chyba świadczy o dziwnym poczuciu humoru bo nic nie zrozumiałem. Bardzo surrealistyczne.

Czytał ktoś “Mechanicznego” Iana Tregillisa? (pierwsza część cyklu “Wojny alchemiczne”). Czytam, czytam (a właściwie coraz bardziej skanuję) i chyba nie doczytam. Pierwsze 50 stron nudne jak flaki z olejem, potem coś się ruszyło, zaczęło być nawet ciekawie (Berenice!). Teraz przekroczyłam połowę i powoli mam dość. Potencjał jest, bez wątpienia, ale to świetny przykład na to, jak zamordować książkę rozwlekłością. Główny bohater, z którym trudno się identyfikować, bo jest pozbawionym cech charakterystycznych “mechanicznym”, właśnie przez kilkanaście stron uciekał. Uciekał, uciekał, uciekał... Uciekł, jak stwierdziłam, opuszczając kilka stron, by dotrzeć do konkluzji. Ze sto stron wcześniej przez kilkanaście stron uciekał inny z bohaterów. Ten niestety nie uciekł. Nie jestem zwolenniczką popularnego przekonania, że należy możliwie jak najbardziej kondensować i zastanawiać się nad potrzebą każdego słowa (więcej – uważam to za kompletną bzdurę), ale, no, bez przesady!

 

A oprócz tego m.in. “Kampucza, godzina zero”, Zbigniewa Domarańczyka. Autor wjechał do Kambodży po czerwonych Khmerach z wizą numer jeden.

No cóż – fantastyka vs reportaż: 0:1. Zdecydowanie.

Nie strasz, nie strasz  OCHO. Mam dwa tomy Wojen  alchemicznych. Mam nadzieję, że mamy różne gusta.

Czochrałem antarktycznego słonia, Mikołaj Golachowski– jak na mój gust autor za często się powtarzał, ale i tak jedna z ciekawszych pozycji, które ostatnio przeczytałem.

Jogurcie, jestem święcie przekonana, że ta książka może się podobać. Pomysł fajny, pomysł na świat – rewelacyjny! Niektórzy bohaterowie udani. Nie wiem, może doczytam, ale po urlopie. Patrzę na stos książek do przeczytania i po prostu chwilowo szkoda mi czasu.

Skończyłem Wilki z Calla i uważam, że skrócenie wyszłoby tek powieści na dobre. King odrobinę za bardzo rozwleka fabułę (co jest u niego standardem), a końcowe starcie z tytułowymi wilkami rozczarowuje i idzie bohaterom zbyt prosto. Na plus dodanie kolejnych cegiełek do świata Mrocznej Wieży, wątek księdza Callahana i pokury.

A teraz Wszyscy patrzyli, nikt nie widział Tomasza Marchewki. Recenzje są pochlebne, więc jestem ciekaw tego debiutu.

Ostrze zdrajcy – de Castel. No nie, nie. Niestety, nie.

 

Limes inferior – Zajdel. Ok, rozumiem, Zajdel, legenda, ikona itp. Ale to było naprawdę dziwne. Zamiast fabularnego przedstawienia historii – wykłady. Bohaterowie konstruują monumentalne dialogi, w których objaśniają sobie rzeczy dla siebie oczywiste (coś jakby chirurdzy uczyli się nawzajem zakładania szwów). A na koniec – niemal deus ex machina. Znużyło mnie to, rozdrażniło miejscami. Słuchałam w samochodzie, na szczęście jako pasażer, bo zdarzało mi się przysypiać.

 

Kolej podziemna – Colson Whitehead. Gdybym wiedziała, że to w sumie dość tradycyjna opowieść o niewolnictwie w Stanach, pewnie bym nie sięgnęła. Zachęcił mnie opis, w którym przeczytałam, że autor potraktował tytułową kolej podziemną (czyli siatkę osób pomagających zbiegłym niewolnikom na przedostanie się na północ) dosłownie. Tzn. – jako rzeczywisty pociąg sunący pod ziemią. Spodziewałam się więc więcej fantastyki, oderwania od klasycznego podejścia. Jednak ta kolej okazała się właściwie jedynym takim elementem. Jeszcze język wydał mi się dość nowoczesny. 

Ale nie żałuję nic a nic. Świetna książka.

 

Poppintrokowie – Joanna Olech. Też audiobook, słuchany podczas wakacyjnej podróży z synem. Tak jak i on – świetnie się bawiłam. :)

 

 

To i ja się podzielę... tym razem wielkim rozczarowaniem.

Lubię Orsona Scotta Carda, mam z nim dobre albo bardzo dobre doświadczenia. Do czasu.

Zaczęłam cykl o magach Mitheru bez wielkich oczekiwań – ot, rozrywkowa lektura kierowana raczej do młodzieży, ale pomysłowa, fajnie napisana, z niestandardowym (przynajmniej jak dla mnie) systemem magii. Pierwszy tom spoko, drugi lepszy, fabuła się rozkręciła, książka zakończyła się świetnym zagraniem... A potem nadszedł tom trzeci, który moim zdaniem jest tak beznadziejny i żałosny, że przez większość czasu płakać mi się chciało ze złości, że tak można spieprzyć porządną historię. Naprawdę, dramat jakiś. Nie spodziewałam się czegoś takiego po Cardzie. Żałuję, że nie poprzestałam na tomie drugim ; /

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja w ogóle nie rozumiem, jak ktokolwiek może twierdzić, że “Limes inferior“ to jest dobra powieść. Zwyczajnie w głowie mi się nie mieści.

na emeryturze

Ostrze zdrajcy – de Castel. No nie, nie. Niestety, nie.

Mnie wystarczyło ściągnąć i przeczytać darmowy fragment, żeby zrezygnować.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Właśnie skończyłem czytać “Limes inferior” i chyba już po Zajdla nie sięgnę. Nie w najbliższym czasie. Strasznie wymęczyłem tę krótką powieść, najgorzej moim zdaniem wypadły dialogi. No i główny bohater nie wydawał mi się jakiś szczególnie inteligentny, mimo że miał być superhiperekstrainteligentny.

Dopiero ostatnio zacząłem czytać (i pisać) science-fiction, więc sięgnąłem też po klasyków gatunku: Lema i Dicka. “Niezwyciężony” jakoś specjalnie mnie nie porwał, ale nie był zły, “Ubik” za to bardzo mi się spodobał. Przez pierwsze kilka dni myślałem, że wideofon to wymysł autora :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

główny bohater nie wydawał mi się jakiś szczególnie inteligentny, mimo że miał być superhiperekstrainteligentny.

 

O, to to! Do końca myślałam, że musi, do cholery, pojawić się jakiś twist, wyjaśniający dlaczego główny bohater, raczej dość przeciętny, jest przez autora nachalnie opisywany jako geniusz. Z fabuły to za cholerę nie wynikało. Twistu nie było.

Moje hity i porażki tego lata:

 

Ostatnio przeczytane:

 

1.,,Egzekucja’’ autor: Jakub Szymczyk. Dla mnie absolutny nr 1 tego lata, okładka może nie jest zbyt zachęcająca, a początek jest trochę toporny, jednak  całość uważam za absolutną petardę! Powiedzenie, nie oceniajcie książki po okładce pasuje tutaj idealnie). Mroczna opowieść , pogański krwawy kult i wartka akcja.Moja ocena 9/10

 

2.,,The Thousand Names’’: autor Django Wexler. Porządnie napisana powieść w stylu wojen kolonialnych, świetne opisy scen batalistycznych. Ocena 7/10

 

3.,,The City’’: autor:  Stella Gemmell: Świetnie stworzony świat i opisy tytułowego miasta, brak jednak wyrazistych bohaterów. Trup kładzie się gęsto..i to właściwie tyle, fabuła nie zaskakuje 5/10

 

4.Moja wtopa tego lata: ,,Amerykanscy Bogowie’’ autor Neil Gaiman. Najgorsza książka jaką czytałem od lat. 5-cio krotnie autor opisuje głównego bohater robiącego zakupy na stacji benzynowej. Okropna fabuła. Ocena: 2/10

 

 

E no, trochę zjechane zakończenie, ale nie ocenilabym Amrykańskich Bogów aż tak nisko!

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

,,Amerykańscy Bogowie’’ naprawdę mnie zmęczyli. Nie mam w zwyczaju porzucać książek w połowie, jednak w  tym wypadku naprawdę ze sobą walczyłem:) Więcej niż 2/10 dać nie mogę. Pozostałe pozycje, zwłaszcza ,,Egzekucję’’ Szymczyka i ,,The Thousand Names’’  Wexler ,polecam z ręką na sercu:)

Mnie tam “Amerykańskich Bogów” czytało się dobrze, choć – moim zdaniem – z pewnością nie jest to najlepsza powieść Gaimana, jak niektórzy twierdzą.

Mam nadzieję, ze czytałeś coś jeszcze tego autora, a jeśli nie, to się nie zniechęcaj, sięgnij po coś innego – np. “Gwiezdny pył” albo któryś ze zbiorów opowiadań ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Czy wiedzieliście, że dobry pisarski reasercz może uratować życie? W fajny sposób piszą o tym w swoim zabawnym opowiadaniu “Wariacka intryga” Steve Berry i Raymond Khoury.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

“Egzorcysta” – wciąż robi wrażenie (przynajmniej na takich jak ja).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Już jakiś czas temu skończyłem debiutancka powieść Tomasza Marchewki Wszyscy patrzyli, nikt nie widział. Solidne czytadło z wartką akcją, ciekawymi bohaterami oraz nieźle wykreowanym światem. Mało w polskiej fantastyce takiej typowo łotrzykowskiej prozy, dlatego jestem zadowolony z lektury. Autor stawia pierwsze kroki (wcześniej był scenarzystą przy Wiedźminie 3) na polu literatury, ale to postać, którą warto obserwować i czekać na kolejne pozycje. 

A teraz przede mną Pieśń Susannah, czyli przedostatnie okrążenie w wyścigu do Mrocznej Wieży.

Remarque, kurde.

Przesłuchałam “Łuk Triumfalny”, teraz jestem w połowie “Iskry życia”. Nie mam pojęcia, dlaczego satysfakcję sprawia mi katowanie się takimi książkami. Ale to jednak powinny być lektury obowiązkowe. Straszne.

“Plac Zabaw” – czyli jak to matka poszła za synem do królestwa śmierci, będącego chińskim portowym miastem. Ojoj, słabiutki początek i pomysł zakrawający na kuriozum, ale jak już wszystko złoży się do kupy a akcja nabierze tempa, logika wskakuje na właściwe tory i coraz ciężej się oderwać od lektury. Ogólnie więc warto, solidne 7,5/10.

And one day, the dream shall lead the way

Brzmi bardzo dziwnie ;D

 

Ja właśnie przeczytałam “Hardą” Cherezińskiej. Szału nie ma.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja kończę “Nowy wspaniały świat”. Będę musiała sobie potem wziąć coś naprawdę lekkiego.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

PIĄTA PORA ROKU o dziwo sprawiła mi ta książka wiele przyjemności, chociaż na początku trochę się męczyłem.

“Martwe listy” – męczarnie okrutne, czyli: bloki tekstu będące przemyślaniami rozchwianej emocjonalnie bohaterki + ultra-intryga z rozwiązaniami a’la Deus ex machina która nie jest intrygą. 

“Demon” – ledwo zacząłem, ale póki co jest dobrze :)

And one day, the dream shall lead the way

Zakończyłem Pieśń Susannah i jestem trochę rozczarowany, że King rozwinął fabułę w tą stronę. Mimo wszystko lepiej bawiłem się kiedy saga zmierzała bardziej w stronę pomieszanego z fantastyką westernu, niż kiedy wróciła do naszej rzeczywistości. 

A teraz się waham. Czy wskoczyć na ostatnią prostą i zakończyć Mroczną wieżę, czy zrobić sobie odskocznię od fantastyki w postaci Wzgórza psów Żulczyka.

Mam jakąś fazę na powtórki. Czytałam już dawno i sobie powtarzam.

“Królowie przeklęci” M. Druona. G.R.R. Martin pisze o tym jako “prawdziwej ‘Grze o tron’”. Dalej mi się dobrze czytało, ale nie zrobiło już na mnie takiego wrażenia jak lata temu.

W przeciwieństwie do: “Rozmów z katem” Moczarskiego, “Szachinszacha” i “Cesarza” Kapuścińskiego. Naprawdę, nie mamy co się silić na oryginalność w naszych opowiadaniach. Ludzie w niecodziennych okolicznościach wpadli już na wszystko. W realu.

“Trupia farma” Billa Bassa. Wiem, brzmi jak kiepski kryminał, ale autor jest antropologiem sądowym, założycielem i szefem tzw. trupiej farmy w Tennessee. To miejsce, gdzie składuje się zwłoki i sprawdza, w jaki sposób się rozkładają w różnych okolicznościach (słońce, woda, pomieszczenie klimatyzowane, pod ziemią etc.), a wyniki badań są wykorzystywane w śledztwach. Bass napisał tę książkę stylem sympatycznego wujaszka, ale czyta się świetnie.

No i polecam w ramach researchu. ;)

Ocha, zastanawiałam się nad tą książką.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Więc chyba polecam. Spodziewałam się co prawda więcej szczegółów (nie, żeby było mało, ale spodziewałam się więcej różnych konfiguracji czerwi, nadętych ciał, gazów, odpadających paznokci). Ale z drugiej strony zawsze można sobie kupić podręcznik do medycyny sądowej. Bassowi często zbiera się na prywatne wspominki, tak ni stąd, ni  zowąd.

Chociaż może właśnie dlatego czyta się tak szybko. Każdy rozdział to jakaś kryminalna sprawa, w której rozwiązaniu potrzebna była wiedza i eksperymenty z trupiej farmy. Nie jestem fanką kryminałów, więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć – ta książka jest od kryminałów zdecydowanie lepsza. :)

Makabrycznie fascynujące.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Chciałam przystopować z polecankami, ale nie mogę. Kończę właśnie “Dwie karty” Agnieszki Hałas. Sama piszę fantasy, jednak uważam, że dobrego fantasy jest cholernie, cholernie mało. Większość książek fantasy zaczynam pełna nadziei, by porzucić je po kilkudziesięciu stronach jako kolejne rozczarowanie.

Ale nie to. Mam tak jak wtedy, kiedy przypadkowo trafiłam na Wegnera (który zresztą książkę Hałas poleca). Świetnie się to czyta, mimo że magii – jak na mój gust – za dużo (i za łatwo). Czytając, bezwiednie pożarłam wszystkie ciastka, które mój syn przygotował dla Mikołaja. Cholera. Całe szczęście, że od razu kupiłam drugi tom tej trylogii, więc nie muszę robić przerwy.

Dzięki za polecenie, zastanawiałam się nad tą książką... Powstrzymuje mnie tylko opowiadanie Agnieszki nominowane do Zajdla za zeszły rok, “Panicz z Ertel-Sega”. Występujący tam Krzyczący w Ciemności w ogóle mnie nie kupił, a wręcz wkurzał, więc obawiam się, że sięgnięcie po całą książkę z nim jako głównym bohaterem mnie wykończy...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

“Krzyczący...” to jest taki trochę “mój” bohater, więc rzeczywiście – mógłby Cię wykończyć. ;)

To ci dopiero reklama ;D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Kilka dni temu zakończyłem długą i krętą wędrówkę do Mrocznej Wieży stworzonej prze Stephena Kinga. I w sumie mam mieszane uczucia. Niby zakończenie stanowi w pewien sposób logiczny ciąg zdarzeń (w końcu ka jest kołem), lecz z drugiej strony jest mało satysfakcjonujące i lekko rozczarowujące. Ogólnie jednak jestem pod wrażeniem tego cyklu, szczególnie fragmentów dziejących się w Świecie Pośrednim, a także liczne odwołania do innych dzieł. Zżyłem się z bohaterami, przeczytanie całości zajęło mi ponad rok (oczywiście w między czasie czytałem też inne rzeczy) i chętnie jeszcze powrócił bym do Rolanda w jakiejś pobocznej historii.

A teraz skok w bok od fantastyki. Wczoraj zacząłem czytać Wzgórze psów Jakuba Żulczyka. I już po kilkudziesięciu stronach stwierdzam, że jest to świetna pozycja. Niepodrabialny styl, wieloznaczni bohaterowie, a także majacząca w oddali tajemnica. 

Nie wiem czy belhaju czytałeś tom Mrocznej Wieży nr 3,5 – “Wiatr przez dziurkę od klucza”? Jest jeszcze opowiadanie z Rolandem w roli głównej – “Siostrzyczki z Elurii”. Tyle przynajmniej znalazłem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Czytałem wszystko, Staruchu. Wydanie, które kupiłem zawierało Wiatr..., a w pierwszym tomie czyli Rolandzie, jako bonus były Siostrzyczki... Zostały jedynie komiksy, bo one chyba w jakimś stopniu uzupełniają historię (przedstawiają bitwę o wzgórze Jericho i kilka wątków pominiętych w cyklu). Być może jednak King do tej historii jeszcze powróci.

A ja może spróbuję z innej strony, żeby nie zakładać nowego wątku. Gdybym szukał jakieś serii książek w jednym uniwersum, w klimacie klasycznego fantasy (żadnego sf, urban, steam i wszelakich mieszanin), co byście polecili? Achaja, Wiedźmin, Pan lodowego ogrodu, Świat dysku – to już mam przeczytane.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Klasykę? Le Guin i cykl o Ziemiomorzu.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Trylogia Pierwsze Prawo Joe Abercrombie oraz pozostałe powieści z tego uniwersum (Bohaterowie, Czerwona kraina, Zemsta najlepiej smakuje na zimno). 

Za Belhajem – “Pierwsze prawo”.

No i Meekhan Wegnera, cykl “Archiwum burzowego światła” Sandersona (ale były dopiero dwie części, trzecia ma się ukazać już zaraz, no i to tasiemiec się szykuje). A od dwóch dni – cykl “Teatr węży” Agnieszki Hałas (chociaż kończę dopiero pierwszy tom;)).

Michael Sullivan, “Odkrycia Riyrii”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Pierwsze Prawo Joe Abercrombie przeczytałem i nawet mi się podobało, więc rozważę pozostałe książki w tym uniwersum. Co do reszty to na pewno się zainteresuję (czyli pewnie spokojnie cały rok czytania) :)

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Zdecydowanie najbardziej polecam Bohaterów. Można powiedzieć, że to kwintesencja pisania Abercrombiego.

Tegoż autora można polecić również trylogię Morze Drzazg (Pół króla, Pół świata, Pół wojny). Chociaż mi podobało się o wiele mniej niż Pierwsze prawo.

“Bohaterowie” są specyficzni, trochę mi odstawali od trylogii, mimo wszystko ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Fakt, Bohaterowie to dość specyficzna powieść, bo prawie w całości opisuje kilkudniową bitwę. Praktycznie sami męscy bohaterowie, dużo walki, potyczek. Dla mnie jedna z lepszych powieści jakie czytałem, ever. Uwielbiam taką rozwałkę :)

Mieczysław Smolarski “Miasto światłości”

Nie polecam.

Przeczytałem tą książkę, dowiedziawszy się, iż autor zarzucał Huxley'owi plagiat. A jako iż "Nowy, wspaniały świat" mi się podobał ponadprzeciętnie, chciałem skonfrontować z nim ten "pierwowzór".

No cóż, po pierwsze książka jest znacznie płytsza niż Huxley'owa. Coś tam może można by się dopatrzyć, jakichś bardzo dalekich inspiracji czy nawiązań. Ale równie dobrze może być to wynikiem takiego a nie innego oglądu rzeczywistości, jaki mieli ludzie pomiędzy wojnami. To tak jakby zarzucać autorom SF z lat powojennych, że się nawzajem plagiatują, pisząc o podróżach międzygwiezdnych. Lub współczesnym, że pomysły na sztuczną inteligencję od siebie zarzynają.

Dwa, napisane to jest anachronicznym już stylem i językiem, a to nie ułatwia i nie uprzyjemnia lektury.

Trzy, zwyczajnie znudziła mnie, niespecjalnie zainteresowały losy bohaterów, a i celowość ich działań oraz logika fabularna nie przekonała.

Tak więc: nie...

Czy to jest sygnaturka?

Skończyłem Wzgórze psów Jakuba Żulczyka i jestem zachwycony. Powieść z miejsca wskakuje do pierwszej dziesiątki mojego prywatnego rankingu na najlepsze książki jakie czytałem. Styl autora na pewno nie każdemu przypadnie do gustu (wszędzie gęsto od wulgaryzmów, narracja czasem jest rwana), ale mnie porwał. Świetny mroczny, brudny klimat polskiej prowincji. Pełnokrwiści bohaterowie, pełni problemów, cierpienia, do tego dobrze poprowadzona kryminalna fabuła. Były momenty, że nie mogłem się od lektury oderwać (dość powiedzieć, że grubo ponad 800 stron połknąłem w niecałe dwa tygodnie). 

Przyznam, że nie spodziewałem, że ta powieść dostarczy mi aż takich emocji. Bo właśnie o emocje w głównej mierze chodzi. Wręcz wylewają się z każdej kolejnej przeczytanej strony. Naprawdę mocna powieść, szczerze polecam. 

Teraz mi się przyda przerwa w czytaniu – Wzgórze psów odrobinę mnie psychicznie wypompowało. Ogarnę w końcu zaległe numery NF i jakieś opowiadania.

A ja przeczytałam “Śpiące królewny” duetu King & King. Jestem rozczarowana. Nie wiem, czy to wątpliwy wkład syna czy po prostu jedna z gorszych pozycji, jakie się Kingowi zdarzają, ale niemalże żałuję czasu poświęconego na tę pozycję. Meh.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jakiś czas temu natknęłam się na Gaję Grzegorzewską – autorkę kryminałów. Przeczytałam kilka i byłam zachwycona, a potem trafiłam na dwa, które mnie pokonały. Dziwnym trafem te dwa były jakby w potrójnej objętości do poprzednich, sama nie wiem, czy to miało wpływ. Najlepszy był chyba “Żniwiarz”.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mam tego Żulczyka, nawet kiedyś napoczęłam, ale jakoś odłożyłam. W końcu się chwycę. :)

Ale teraz czytam “Nie oświadczam się” Wiesława Łuki. Reportaż o morderstwie z 1976 roku, kiedy to przy kilkudziesięciu świadkach, mieszkańcach jednej wsi, wracających autobusem z pasterki, ich sąsiedzi zabili trzy osoby, nieudolnie pozorując wypadek samochodowy. Te kilkadziesiąt osób kilka miesięcy milczało, bo sprawcy kazali im przysiąc na różaniec i podpisać oświadczenie własną krwią. Niesamowite. Już nic dla mnie w Waszych opowiadaniach nie będzie psychologicznie niemożliwe. ;)

Ostatnio tak mi się złożyło, że skończyłem trzy książki jednego dnia :)

“Rozpacz”, chociaż to krótka książka, czytałem dosyć długo. Forma, jak zwykle u Nabokova, dziwnaaa, ale myślę, że kto lubi tego autora, to przekona się również do książki. Tylko trzeba przygotować się, że to nie będzie lekka lektura.

Co innego z “Mitologią noodycką” Gaimana. Chudziutki zbiór opowiadań, dosyć przyjemny, w sam raz na taką pogodę, jaką mamy za oknem. Polecam.

I na koniec “Poszukiwana” Koontza. Jak zwykle u tego pana, który lubi pisać o labradorach i paranormalnych zdolnościach, dostałem to, co oczekiwałem, czyli dosyć fajną powieść, ale, niestety, ze zmarnowanym potencjałem przez fabułę, która poszła nie w tę stronę, co trzeba. Przynajmniej według mnie. I mam tak z większością dzieł Koontza... 

A teraz biorę się za “Światło, którego nie widać” Doerra :)

Aż wstyd się przyznać, ale ostatnio prawie w ogóle nie czytam książek. Zwyczajnie nie mam czasu ani głowy. Jestem na bierząco z jakimiś 20-toma komiksami na webtoonach, 30-toma mangami, do tego oglądam na bierząco jakieś 10 seriali... jak do tego dodać jeszcze nadrabianie zaległości, gry komputerowe, studia, pracę, własne projekty... 

Ale żeby nie było offtopu (mam nadzieję, że w tym temacie można też rozmawiać na temat komiksów): z tego, co aktualnie czytam, chyba najbardziej podoba mi się Kubera. Ciekawie i pieczołowicie zbudowany świat oraz duże ilości tragicznych wydarzeń to to, co lubię najbardziej. Polecam wszystkim fanom dobrej fantastyki – jest dostępne za darmo.

ironiczny podpis

Krajemat poza NF zadała ciekawe pytanie o to, co warto by nominować do Zajdla za 2017 i prawdę mówiąc mam poważne problemy, żeby sobie w ogóle przypomnieć jakąś polska fantastykę z tego roku, jeśli chodzi o książki. Wyszły że dwie Jadowskie, jakiś Ćwiek, Zaszywania oczy i widziałam okładkę Istvana

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Ja brnę aktualnie przez “Wir” Wattsa, bo postanowiłem dociągnąć do końca tę trylogię i wciąż jestem zdania, że to typowy autor, który świetnymi pomysłami nadrabia braki w sposobie pisania. Fakt, “Ślepowidzenie” było genialne, ale wciąż, mimo postępu warsztatowego, nadal średnio napisane. Wracając do “Wiru” – pełno tekstów w stylu infodumpów, jakieś skakanie z postaci na postać i z miejsca na miejsce, przez co fabuła jest strasznie rwana itp., itd.. Już pierwsza część była lepsza, bo jednak była jakimś powiewem świeżości i bardziej można było wgryźć się w psychikę bohaterów (choć oczywiście wybrał ich popapranych).

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Jestem w połowie mitologii skandynawskiej. Tolkien zrzynal co się dało, imiona, lokacje, rasy, nazwy...

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

To nie fantastyka, ale bohater żyje jakby w innym świecie. Jestem w trakcie czytania Zapiski oficera Armii Czerwonej Sergiusza Piaseckiego. Gorąco polecam, bo świetna zabawa. :D

"Czas żniw" Samanthy Shannon. Dawno mnie tak fantastyka nie wciągnęła. Dwa kolejne tomy już zamówione. :)

Obecnie kończę czytać Młot na czarownice od Piekary ;) Cała seria o Mordimerze mnie urzekła <3

Z cyklu o Mordimerze zdecydowanie najlepsze są pierwsze cztery zbiory opowiadań. Opowieści spod znaku Ja, inzkwizytor  to już zjadanie własnego ogona. Ale ciągle czekam na zakończenie, mam nadzieję, że Piekara jakoś z tego wybrnie. 

A ja ostatnio łyknąłem Wielki marsz Kinga. Nie jest to może jakaś jego wybitna powieść, ale dość krótka, nieźle napisana i mająca pewien klimat. No i muszę przyznać, że King był prekursorem gatunku, który od jakiegoś czasu święci triumfy. Te wszystkie Igrzyska śmierci i podobne powieść mocno czerpały z Wielkiego marszu. 

“Generation P” Pielewina – współczesna Rosja w krzywym zwierciadle a jednak na serio. Cała fabuła podlana jest gęstym sosem ze sloganów i haseł reklamowych wymieszanych z używkami, muchomorami i bliskowschodnią mistyką, połączoną z nieuchwytną ideą “rosyjskości”, czeczeńską mafią i mechanizmami rządzącymi prowadzeniem biznesu  w postsowieckich czasach... Dobra lektura, choć było kilka momentów, które mi się dłużyły i były nieco męczące, z drugiej strony było też kilka genialnych fragmentów. Warto przeczytać.

It's ok not to.

Klika miesięcy temu kolega polecił mi Hyperiona, Dana Simmonsa.  Kupiłem, położyłem na półkę i czekała, aż tu na forum pojawił się komentarz Cobolda, który zazdrośnie opowiadał o prozie Simmonsa. No, taka rekomendacja, postanowiłem sięgnąć, i... co piątą stronę uśmiechałem się do siebie myśląc to samo co Cobold, to znaczy, że jest to książka typowo coboldziarska. :) Gdybym miał powiedzieć, jaką książkę chciałby napisać Cobold – byłby to Hyperion. Dlaczego?

Ano jest tam trochę intelektualnej gadki. Przemyśleń, rozważań nad istnieniem człowieka i takich tam wstawek jakoby poezja była niezbędna jak powietrze, a poeta musiał być poetą cierpiącym, bardzo, bardzo. Autor przemyca też własne inspirację, że tak się wyrażę. Osobiście średnio to lubię w beletrystyce.

Na szczęście Dan robi to w sposób wysublimowany i dosłownie – fantastyczny. To prawdziwe hard SF, pomysł i rozmach wysokich lotów. W odróżnieniu od Cobolda, nic Danemu nie zazdroszczę. Jestem świadomy, że nigdy w życiu nie napiszę takiego dzieła. Nie i koniec. Zbyt ułomny mam intelekt, za małą wiedzę, zupełnie nie do nadrobienia by dźwignąć taką powieść.

I tu moja absolutna pochwała, Simmons to mózgowiec, jajogłowy, facet z olbrzymią wiedzą, a jednocześnie zdaje się dosyć twardo stąpać po ziemi. Powieść napisana jest zrozumiale, z polotem, bez zadęcia, powiedziałbym, dokładnie, tak jak trzeba i czuć, że nie było to wymuszone. Dan wie jak w prosty sposób dotrzeć do człowieka z nieprostymi sprawami.

Co prawda ostatnie kilkadziesiąt stron mnie rozczarowało, ale Hyperiona przeczytać należy koniecznie. Gorąco polecam.

 

Właśnie skończyłam “Zabójczą sprawiedliwość” Ann Leckie i jestem pod ogromnym wrażeniem.

Przyznam, że nie bardzo wiem, co napisać o tej powieści tak, by nie zdradzić kluczowych dla fabuły informacji. Napisanie mającej ręce i nogi recenzji byłoby niesłychanie trudne. Tu pochylę się nad beznadziejnym dupkiem, który pisał blurb na tylną okładkę – ten skończony idiota zdradził praktycznie wszystkie zwroty akcji i niespodzianki, które tak cudownie mogą zaskoczyć czytelnika w trakcie lektury, jeśli tylko ominie ten nieszczęsny skrót.

Long story short – powieść jest zdecydowanie nietypowa i unikatowa. Zarówno pod względem bohaterów, scenerii, jak i sposobu napisania. Warto przeczytać choćby tylko po to, by zobaczyć, jak można zrobić coś w sposób świeży i unikalny. Dla ludzi, którzy sami piszą, jest to lekcja wręcz bezcenna. Serdecznie polecam. Tylko pod żadnym pozorem nie czytajcie opisu z tyłu okładki!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wysłuchałam “Karierę Nikodema Dyzmy” w interpretacji Jacka Kissa. To jest niesamowite, co świetny lektor potrafi zrobić z książką. Jednoosobowe słuchowisko, każda postać ma własną osobowość. Podobnie czułam, kiedy słuchałam jednego z kryminałów Harlana Cobena przeczytanego przez Mariana Opanię. Był super, wyraziści bohaterowie. Skusiłam się przez to na kolejne kryminały tego autora i co? I psińco! Czytane przez przyzwoitych, ale zwykłych lektorów okazały się nudnawe, a bohaterowie też nagle stracili na atrakcyjności. Okazało się, że charakteru dodał im Opania, nie Coben. :)

 

A oprócz tego: “Plutopia” Kate Brown, o bliźniaczych miastach atomowych w USA i ZSRR (świetny reportaż). A teraz czytam “Zaginione Miasto Boga Małp” Douglasa Prestona, reportaż z wyprawy poszukiwawczej pochłoniętego przez dżunglę miasta w Hondurasie (zapowiada się ciekawie). No i słucham “Hex” Olde Heuvelta – horror oparty na świetnym pomyśle. Sprawdzę, czy książka go uniesie. ;)

Też niedawno zakupiłem Zaginione miasto... Jednak musi zaczekać na swoją kolei. Obecnie kończę Bastion Kinga. Następne na rozkładzie czekają Slepnac od świateł Zulczyka i antologia Idiota Skończony.

Ojej, Bastion... Zaczęłam czytać w lecie, przeczytałam jakieś trzysta stron i na trochę odłożyłam, a teraz ani w tę, ani we w tę, bo niby już nic nie pamiętam, ale nie chce mi się drugi raz czytać tego samego. Warto kiedyś dociągnąć?

Za Idiotę też planuję się zabrać w najbliższym czasie.

Teyami, jak to u Kinga, powieść jest mocno przegadana. Ma swoje dłużyzny, a akcja odrobinę się wlecze. Rusza z kopyta dopiero na ostatnich trzystu stronach, a powinna o wiele szybciej.  Jednak King świetnie nakreśla postaci, ich motywacje, lęki, próby odnalezienia się w zniszczonym supergrypą świecie. Ciekaw jestem zakończenie, ale zostało mi jeszcze jakieś 150 stron do przeczytania.

Czytał ktoś Anne Bishop ”Trylogia Czarnych Kamieni”? 

 Pytam, bo wypożyczyłam dziś z biblioteki, zaczęłam i... no kurczę, nie mogę przebrnąć przez pierwszy rozdział. Wstęp i prolog już mnie zmęczyły. Czy dalej jest tak samo? Autorka konsekwentnie utrzymuje styl? 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik, może dołącz do grupy Polska Fantastyka na FB. Tam na pewno dostaniesz wyczerpującą odpowiedź na podobne pytania ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Coś mi czerwono ostatnio.

“Czerwony śnieg” MacLeoda, przeczytany. Kupiłam, bo okładka PRZEPIĘKNA. A i zawartość również. Fajnie by było, jakby powstawało więcej takiej fantastyki.

A teraz czytam “Czerwony głód” Anne Applebaum. Czytałam jej “Gułag” jakiś czas temu i byłam pod wrażeniem. Teraz trochę słabiej, bo na 400 stron pierwsze 200 to wprowadzenie do głównego tematu, ale i tak się nieźle czyta.

Słucham “Sagę o kotołaku. Ksin. Początek”. 

O rany julek! Czy autor (Konrad T. Lewandowski) był gimnazjalistą, jak to pisał? Jego podejście do seksu jest takie, no... gimnazjalne. Jakaś mokra ekscytacja i przy okazji nieporadność w opisach. Przyznam, że w kolejnej minucie opisu podwiązki czy podpaski dziewiczej czy czegoś takiego – przewinęłam do przodu. Uratowana przez Ksina prostytutka oczywiście okazuje się jakąś branką, którą do prostytucji zmuszono, ale ona tego nienawidziła. Co nie przeszkadza jej, straumatyzowanej zmuszaniem do seksu, rozłożyć zaraz nóg przed kotołakiem, po tym, jak dowiedziała się, że jest kotołakiem (znaczy, najpierw nakrzyczała, nahisteryzowała, a potem pac! na ziemię z zadartą kiecką).

Ech, znawca kobiet ten pan Autor.

Dzięki za ostrzeżenie ;p

 

Z innej beczki, Ocho, bo akurat czytam Wegnera, powiedz, jego Meekhen jest Ci bliski, prawda? :)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak. A co? :)

Nic. Tylko że jak zaczęłam czytać to natychmiast mi się skojarzyły Twoje opowiadania ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie tylko Ty mi to piszesz. Ale ja byłam pierwsza, przed Wegnerem! :)

“Kraina cieni” (P. Straub) – zacna pozycja. 

“NOS4A2” (J. Hill) – cholerę czytałam prawie cztery miesiące. Ale uparłam się i skończyłam. 

A ja właśnie skończyłem “Zabójstwo Rogera Ackroyda” A. Christie. No, takiej intrygi to jeszcze nigdzie nie widziałem. Zdecydowanie jeden z lepszych kryminałów, jaki wpadł mi w ręce. Polecam.

Za tę powieść, a dokładnie za zaskakujący główny chwyt fabularny, wyrzucili ją z Klubu Detektywów (czyli autorów powieści kryminalnych).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cóż, takie mieli zasady... A Christie i tak później została prezesem tego klubu. Tak czy siak, świetny kryminał.

Czemu ją wyrzucili za zaskakujący chwyt fabularny? :o

Bo ten klub miał własne reguły. Np. taką, że ingerencja sił nadprzyrodzonych w akcję powieściową jest niedopuszczalna. A Christie “Ackroydem” jedną z zasad złamała.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zresztą w co najmniej jednej innej swojej książce złamała tę samą zasadę.

Ackroyd ma zarąbisty plot twist.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

A ja ostatnio powróciłam do Cliva Cusslera. Sympatyczne przygodówki z interesującymi informacjami w tle. Coś jak kiedyś “Tomki” Szklarskiego :-) 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

“Czarna”, Wojciech Kuczok. Oparta na faktach historia, w którą zaplątało się kilku mieszkańców polskiej prowincji. Pod względem psychologicznym – niesamowita. Bohaterowie i relacje między nimi nakreślone po mistrzowsku, w tym swoim samo– i wzajemnym zadręczaniu się. No i język! Rzadko mi się zdarza taki zachwyt nad kolejnymi zdaniami – neologizmy, zaskakujące skojarzenia. Polecam.

“Almurik” Roberta E. Howarda. Jest to raczej mniej znana pozycja, przynajmniej w porównaniu do “Conanów”, ale utrzymana w bardzo podobnym stylu. Mam słabość do książek tego autora, więc czytam wszystko co znajdę. Polecam, jeśli ktoś lubi fantasy, gdzie jest niezły klimat, dużo przygód, walki i zabijania potworów, a niekoniecznie wiele rozmyślania. ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Przeczytałam “Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ – Południe” Wegnera. I o ile opowiadania z Północy raczej po mnie spłynęły, nie rzucając mnie na kolana, o tyle z jakiegoś powodu Południe chwyciło. Pierwsze opowiadanie z tej części byłoby przeciętną historią miłosną z dość ciekawym zakończeniem, gdyby nie fakt, że Wegner zdecydował się pociągnąć wątek Yatecha. I ponieważ szalenie dobrze mi się czytało kolejne opowiadania z Południa, mam pytanie – czy gdzieś w pozostałych książkach cyklu są opisane dalsze losy Yatecha i Kanayoness?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak, w “Pamięci wszystkich słów”. 

Dzięki! <3

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tyle że jednak lepiej najpierw przeczytać poprzednie części, zwłaszcza “Wschód-Zachód”. Wegner w powieściach łączy wątki – w “Niebie ze stali” byli bohaterowie z Północy i ze Wschodu, a “Pamięci” – z Południa i Zachodu.

BTW – dla mnie Yatech był najbardziej irytującą postacią z całej serii, do końca Południa dobrnęłam z trudem i po łebkach, bo nie trawiłam gościa. Życzyłam mu śmierci. ;) Ale powieść była fajna. Na szczęście byli w niej inni bohaterowie. ;)

To fascynujące, jak bardzo się różnią nasze gusta ;D

Dzięki za ostrzeżenie, bo właśnie się zastanawiałam czy nie zapytać, czy czasem coś mi nie umknie, jeśli od razu skocze do “Pamięci”.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A ja dzisiaj, po trzech latach, wreszcie skończyłem ostatnią część Mrocznej Wieży. Dziwnie uczucie, kiedy po tylu milionach znaków (ktoś się orientuje, ile to dokładnie miało?) historia się kończy i w dodatku w taki sposób.

UWAGA, SPOJLERY! Zakończenie niby nic oryginalnego, przecież motyw zapętlenia historii jest dosyć popularny, ale tutaj, pewnie przez wieczne znęcanie się nad zmęczonym życiem Rolandem, poruszyło. Poza tym pozostał element zaskoczenia – do samego końca nie wiedziałem, co będzie w środku Mrocznej Wieży. Długo też zastanawiałem się, jakim zdaniem King zakończy tak długi cykl. Oj, fajnie to wymyślił ;)

Mroczna Wieża <3

 

A ja skończyłam 2 tom Wielkich Płaszczy. Początek dłuży się niemiłosiernie i jedna z postaci wkurza na maksa, ale potem przestaje i doszłam do wniosku, że po prostu musiała przejść przez rozwój postaci i niestety pewien fragment tego rozwoju, choć irytujący, był konieczny dla zachowania realizmu.  Szkoda, że przypada to na sam początek lektury, bo to może zniechęcić. Natomiast kolejne, no 450 do 500 stron to już czysta radość z gatunku płaszcza i szpady. Brasti i Kest jako postaci są totalnie do przytulenia.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

I czytam Kroniki Amberu i mi się podobają! Nie wiem na ile, przez wartość sentymentalną, a na ile dzięki talentowi Zelaznego!

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Z bardzo dużą przyjemnością przeczytałam właśnie “Czarownicę znad Kałuży” Artura Olchowego.  Wydała mi się świeża, pomysłowa i ciekawa zarówno jak chodzi o fabułę, o sposób kreacji lokalnego małego światka po zagładzie cywilizacji, jak i o bohaterów. Coś mi się widzi, że ta powieść to będzie moja tegoroczna kandydatka do nagrody Zajdla.

ninedin.home.blog

Trylogia "Captive Prince". Ekscytujące. ;)

Dzięki, ninedin. Ja polecę Różaniec Kosika. Bardzo, bardzo zajdlowe socjo SF.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

A ja teraz czytam “Kroniki Amberu”. Ma ta książka wady, ale więcej zalet niż wad, moim zdaniem.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

To ja trochę z innej beczki i zapytam o doradztwo. Szukam książek “życiowych” – ludzkie dramaty, tragedie i jak sobie bohaterowie z nimi radzą. Nie musi być fantastyka, może być na podstawie autentycznych historii.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Do tego opisu pasuje większość książek Dickensa ;)

 

EDIT: Jeszcze “Na wschód od Edenu” Steinbecka świetne.

Margaret Atwood “Serce umiera ostatnie” – obyczajówka z odrobiną fantastyki. Genialna!

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Niedawno skończyłem antologię wydaną przez Fabrykę Słów Idiota skończony. Poziom tekstów dość nierówny, mnie znane nazwiska nie dały rady. Kilka opowiadań jest wręcz bardzo słabych. Zdecydowanie na plus starzy wyjadaczy: Kołodziejczak, Gołkowski, Podlewski, Komuda. Ogólnie ich teksty ratują zbiorek, bo bez tego byłoby bardzo słabo.

Skull, zajrzyj do tego wątku, może coś znajdziesz: 

http://www.nowafantastyka.pl/hydepark/pokaz/20476 

 

Skończyłem przed chwilą “Gottland”, zbiór reportaży o Czechach, i jestem zachwycony. Myślę, że to cenna lektura dla każdego piszącego: wcześniej nasi południowi sąsiedzi niezbyt mnie interesowali, ale Szczygieł opowiada o nich w taki sposób, że nie chciałem się odrywać od tej książki, a teraz nie mogę się doczekać, kiedy pojadę do tamtego kraju. Oczywiście autor wybrał ciekawe tematy – o których wcześniej nie miałem pojęcia – ale szczególnie zaimponowało mi to, z jaką wprawą snuje autentyczne historie. Styl jest oszczędny i celny. To  dowód na to, że czasem “mniej znaczy więcej”. I przykład tego, że liczy się też “jak”, a nie tylko “o czym”.

Od razu zapytam – które reportaże polecacie? 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Zależy, co Cię interesuje. ;)

 

Jestem fanką reportaży, więc mogłabym długo. Wydawnictwo Czarne ma niekończącą się listę książek z reportażami, do wyboru, do koloru. Wiem, że czasem i reportaże są do bani, więc przed zakupem sprawdzam opinie na lubimyczytac.pl. I o ile często jestem rozczarowana zachwalaną fantastyką, to bardzo rzadko rozczarowują mnie zachwalane reportaże. ;)

Kapuściński – wszystko. Tiziano Terzani (pisze dużo o Azji) – wszystko.

Wydawnictwo Dowody na Istnienie ma ciekawe reportaże polskich autorów.

WAB wydało serię “Poruszyć Świat”, z której mam “Duchy” Terzaniego (o Kambodży Czerwonych Khmerów, ciekawe podejście komunizującego dziennikarza z zach. Europy, który musi mierzyć się z tym, co ten jego komunizm wyprawia, jak to zmieniło jego światopogląd i jak zareagowało jego środowisko), “Kongo” (obydwie polecam) oraz nierozpakowany jeszcze “Podbój”.

Co do Kambodży – bardzo polecam “Kampucza. Godzina zero” Domarańczyka – polski dziennikarz, który do na nowo otwartej po rządach Czerwonych Khmerów Kambodży wjechał z wizą nr 1.

“Depesze” M. Herra – reportaż z wojny w Wietnamie, niemal strumień świadomości, co niesamowicie do tej książki pasowało.

Ostatnio słuchałam “Morze może wróci” o Uzbekistanie i Jeziorze Aralskim, jeden z przykładów na to, że rzeczywistość przerasta fantastykę i to, co w opowieściach fantastycznych wydaje nam się nieprawdopodobne, w rzeczywistości jak najbardziej się zdarza.

“Plutopia” – o bliźniaczych miastach atomowych w ZSRR i USA.

“Białystok. Biała siła, czarna pamięć” Marcina Kąckiego. 

“Ku Klux-Klan. Tu mieszka miłość” Katarzyny Surmiak-Domańskiej.

 

To tak na szybko, mój własny reportażowy strumień świadomości. ;)

Na szczęście jest tego mnóstwo. Nic, tylko wybierać.

Dzięki :) Oczywiście czytałem już wcześniej reportaże, ale dopiero “Gottland” otworzył mi oczy na możliwości gatunku. Teraz obawiam się, czy nie postawił poprzeczki zbyt wysoko. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Czytałam Gottland dość dawno temu. Świetny zbiór. Ale nie, nie postawił poprzeczki zbyt wysoko, jest mnóstwo rewelacyjnych reportaży.

Z reportaży ja ostatnio przeczytałem “Busz po polsku” Kapuścińskiego.

Poza tym kolejny kryminał Christie, “Tajemnicza Historia w Styles”. Naprawdę porządna intryga.

Reportaży przeczytałem niewiele, ale “Gottland” z tego wszystkiego wywołał na mnie największe wrażenie. Bardzo interesujące historie, większości raczej nieznane. Od siebie poleciłbym biografię Beksińskich Magdaleny Grzebałkowskiej. Dawno nie czytałem tak wciągającej książki :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Kroki Kosińskiego. Czytałam wcześniej Malowanego Ptaka więc sama nie wiem, czego się spodziewałam... 

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Ostatni tydzień miałam pod znakiem naprawdę niezłej lekkiej polskiej literatury.

 

Krzysztof Piskorski – “Czterdzieści i cztery”. Krążyłam i krążyłam wokół tej książki, bo ten sosik romantyczno-patriotyczny mnie odstraszał. Ale w końcu się wzięłam. Przez 80% byłam zachwycona, nie mogłam się oderwać, co rzadko mi się ostatnio zdarza. No zachwyt po prostu. Potem zaczęło się trochę kisić. Nie mogłam uwierzyć, że cały ten wielki, skomplikowany świat, cała ta wiedza, którą bohaterowie mają, finalnie mają doprowadzić do czegoś tak... ograniczonego. I bohaterowie (a zwłaszcza ten, który przez całą książkę wydawał mi się najbardziej fascynujący) też nagle stali się tacy ograniczeni. Patriotyczno-romantyczny sosik niestety lekko stęchł. 

Ale i tak – spory plus. Coś tam pewnie jeszcze Piskorskiego przeczytam.

 

Maciej Siembieda – “Miejsce i czas”. Sensacja z inteligentnym eks-prokuratorem IPN-u (jak IPN był jeszcze w miarę normalny). Poszukiwanie grobu Żydów – jubilerów, zamordowanych w obozie na Śląśku, z intrygą kryminalną w tle. Wciągająca akcja, fajni bohaterowie – czego jeszcze chcieć?

 

No, ale za dużo tej rozrywki. Aktualnie dołuję się przy “Cynkowych chłopcach” Swietłany Aleksijewicz. To pierwszy reportaż tej noblistki, który czytam. Wspomnienia weteranów wojny w Afganistanie oraz rodzin ofiar tej wojny, po radzieckiej stronie.

Nie fantastyka ale zapowiada się fajnie.

O zabijaniu – Dave Grossman

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przedwczoraj skończyłam “Wielką Księgę Legend Warszawy” Anny Wilczyńskiej. Jako że jestem łasa na takie zbiory, to chętnie sięgnęłam i trochę się zawiodłam.

Pierwsza lampka ostrzegawcza mi się zaświeciła, kiedy we wstępie autorka zaznaczyła, że część opowieści z tej książki sama wymyśliła, a ponieważ rdzenną mieszkanką stolicy i okolic nie jestem,  to mi się nie spodobało, bo poza tymi najbardziej znanymi opowieściami, trudno by mi było odróżnić autentyczne przekazy od fantazji autorki.

Drugim problemem był dla mnie zbyt moralizatorski ton niektórych legend, ale to mogę jeszcze wybaczyć. Mnie skłonna jestem do tego, wobec faktu, że część z tych “legend” nie była opowiadaniami, tylko mało realistycznymi dialogami, gdzie jedna osoba opowiadała innym anegdoty z przerwami na wtrącenia od słuchaczy.

Poziom każdego z opowiadań był różny, jedne lepsze, drugie gorsze, ale zabiło mnie ostatnia historyjka, gdzie autorka ustami fikcyjnego przewodnika zaczęła opowiadać z pełnym przekonaniem o ezoteryce.

Fiona McIntosh – “Królewski wygnaniec”. Uznałam, że nie da się czytać w połowie trzeciej strony. To chyba mój rekord. Całe szczęście, że zapisałam się do biblioteki – mogę bezkarnie pożyczać to badziewie na tony, w nadziei, że trafi mi się jakieś czytliwe fantasy, a po tygodniu wymieniać na nowe, równie beznadziejne.

 

Czytliwa byłaby pewnie “Szóstka Wron” Leigh Barduga. Przeczytałam chyba z 70 stron, zanim dałam sobie spokój. Ale napisana ta książka przynajmniej całkiem sprawnie, tylko bohaterowie mnie odpychali. Jeśli ktoś nie potrzebuje bohaterom kibicować – to chyba polecam.

 

Lawrence Watt Evans – “Niedoczarowany miecz”

Lawrence Watt Evans – “Jednym zaklęciem“

Lawrence Watt Evans – “Wódz mimo woli”

 

Wszystkie prawie za jednym razem i bardzo polecam. Są to świetne książki napisane w może nie agresywnie ale inny niż przywykłem sposób. Dopiero w trzeciej pozycji mamy pod koniec określonego mniej więcej przeciwnika ale to nie jest takie oczywiste. Całość w sumie skupia się na kreatywności i u bohaterów i prowadzeniu fabuły, i tym co spotyka postacie i wykorzystaniem ich zdolności.

Ogrom wydarzeń jest niespodziewane ale nie wepchnięte na siłę i daje przykład jak z pozoru bezużyteczne lub nieistotne rzeczy mogą mieć wielkie znaczenie.

 

Polecam bardzo.

"Przyszedł Heos zrobić chaos." - T. K.

A ja zachęcam do przeczytania klasyka “Kroniki Amberu” Rogera Zelaznego – dziesięcioksiąg ujęty w dwóch tomach. Do kupienia na Virualo – papierowa wersja może kosztować więcej.

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

“Kroniki Amberu” niedawno skończyłem, bo czytałem po raz drugi. Wcześniej ze 25 lat temu. Nadal mi się podobały, mimo, że autor nie radzi sobie z dialogami tak jak bym chciał

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

at Heos: Jednym Zaklęciem bardzo mi się podobało, chociaż krytyka zjechała tę książkę

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Miałem trochę czasu wolnego i w trzy dni przeczytałem trzy książki (no, jedna to raczej dłuższe opowiadanie).

Pudełko z guzikami Gwendy, Czarna kawa Agathy Christie i Życie pana Moliera Bułhakova. Wszystkie trzy pozycje całkiem przyjemne. “Pudełko...” króciutkie, ale za to magiczne i po prostu dobrze się czytało. W “Czarnej kawie” intryga dosyć słaba w porównaniu do innych kryminałów Christie, ale jedna rzecz pozostała niezmienna – Hercules Poirot. Uwielbiam tę postać i to, w jaki sposób rozwiązuje zagadki :) I na koniec chyba trochę bardziej ambitna od poprzednich pozycja, “Życie pana Moliera”. Chociaż niemal cały tekst to daty, francuskie nazwy i opisy spektaklów komedianta, to jestem bardzo zadowolony, że zabrałem się za tę powieść. Wciągnęła i już :)

To ja ze swojej strony polecę “Trylogię Ryfterów” Petera Wattsa, jestem w trakcie czytania ostatniego tomu. Książki są napisane naprawdę solidnie, mają potężne podstawy naukowe. Watts pisze o różnych rzeczach – psychologii, rozwoju techniki, apokalipsie, następnej generacji Internetu – i łączy je w świetny sposób, dodając do tego porządną fabułę. Bohaterowie składają się w większości z wad, ale ja takich uwielbiam. Pierwsza książka niemal w całości rozgrywa się na dnie oceanu, co jest dość niestandardowym środowiskiem dla typowego s-f. Mnie osobiście trochę męczy częste “skakanie” po bohaterach, ale ogólnie książki są super.

Precz z sygnaturkami.

Ja za to przypadkiem w antykwariacie nabyłem zabytek dziejów krajowej fantastyki, czyli “Zdobywców Przestworzy” Leonarda Życkiego. Zainteresowało mnie to głównie dlatego, że popełniłem magisterkę trochę związaną z tematem. Właściwie stany średnie jak na międzywojenną fantastykę jest tezy typowe dla tego okresu trochę rasizmu i rojeń o polskiej mocarstwowości (Polacy w roku 2000 Przewodniczą Federacji Słowiańskiej do tego oczywiście lądują jako pierwsi na księżycu) Bohaterowie są, kosmici też są i kosmici jeszcze gorsi  oraz źli obcokrajowcy są także. Poza tym nie da się o nich nic powiedzieć.

W życiu bym tego nie przeczytał. Ale podoba mi się koncepcja polskiej mocarstwowości! Są tacy, co się dadzą temu uwieść!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Bramy Światłości Kossakowskiej.

Chciałam ładnie cierpiących archaniołów, dostałam złotego kalafiora, musztardę i uśmiechy ostre jak wszystko co ostre po kolei, aż dziw, że nie pokaleczyłam sobie palców przewracając strony ;C

Dalej nie wiem, czemu Asmodeusz kuleje. 

 

Z takich zabytków to ciekawy jest Na srebrnym globie Żuławskiego. Opisy księżyca wprost przepiękne, ale cała reszta, to ech...

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

“Światu nie mamy czego zazdrościć” Barbary Demick, o Korei Pn. Wchłania się przez skórę, fascynująca opowieść.

Teraz czytam Jona Krakauera “Pod sztandarem nieba” o mormonach – jak wyżej.

No a słucham po kolei kryminałów Karin Slaughter (ach, to nazwisko, zazdroszczę niemal!) z serii Will Trent. Jak mnie kryminały nudzą zazwyczaj śmiertelnie, to te cholernie wciągają, mimo że tożsamość mordercy znana jest często niemal od początku. Świetnie skonstruowani bohaterowie, świetnie zarysowane relacje między nimi i tło obyczajowe. Coś zdecydowanie więcej niż po prostu kryminał.

Kundera, “Sztuka powieści”. Zbiór fascynująco celnych esejów i wywiadów.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Skończone “O zabijaniu”.

Genialna książka, kopalnia wiedzy dla każdego, kto chce pisać o tym, co się dzieje w głowach ludzi, którzy są uwikłani w przemoc.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Czytałam Na srebrnym globie i nie jestem zachwycona, takie bardzo... naiwne.

Przynoszę radość :)

Ale ja tu mówię tylko o opisach – skały, cienie, słupy światła.

Cała reszta: fabuła i postacie, była trudno przyswajalna.

 

Szczyty gór, majaczące przed nami w trupim świetle Ziemi, nagle, bez żadnego przejścia, na jedno mgnienie oka stały się krwawoczerwone, a potem zaraz rozpłonęły białym, jarzącym blaskiem na tle wciąż jednakowo czarnego nieba. Podnóża gór przez kontrast oświetlenia poczerniawszy teraz zupełnie, były prawie niewidoczne i tylko te cyple najwyższe, jak w ogniu do białości rozżarzona stal, wisiały nad nami, powiększając się z wolna, lecz ciągle. Z powodu braku perspektywy powietrznej, umożliwiającej na Ziemi ocenienie odległości, te jasne plamy zdawały się wisieć na tle czarnego nieba wśród gwiazd tuż przed naszymi głowami, oderwane od podstawy skalistej, która w szarości się zgubiła. Nie śmieliśmy ręki wyciągnąć w obawie, aby nie natknąć palcami na te kawały żywego światła.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Toż nie mówię, że beznadzieja ;)

Mnie się podobał pomysł na przystosowanie do warunków.

Przynoszę radość :)

Męczę trochę N.K. Jemisin i “Mroczne słońce”. Pierwszy tom, “Zabójczy księżyc” o wiele bardziej mi się podobał. Drugi jest zbyt rozwleczony, ale świat wykreowany fascynujący.

“Tlen” G. Ryman – nie wiem na ile autor zna rzeczywistość państw Azji Centralnej, ale kurczę, kupuję, jego wizję.

U mnie Żuławski jeszcze jest w planach, ale na razie skończyłem inną książkę z mojego z stosu z tego typu dziełami  mianowicie “Ofiarę Królewny” Jana Lemańskiego.  Uważam lekturę za ciekawą, co nie znaczy że dobrą. Przez większość czasu wygląda jak scenariusz jakiegoś kabaretu z dodanymi kawałkami narracji.  Nie jest wtedy  to też tak odlegle choćby od tego co pisali Boy czy Leśmian w gorszych dniach. Na koniec za to (może wpływ tego, że autor kończył pisać w 1905 r.?) skręca w kierunku  bardziej religijnym i wieszczenia końca świata.

Czytał ktoś Wtajemniczenie Tomasza Węcki ze Spisku Pisarzy? Jest dostępne pod linkiem:

http://spisekpisarzy.pl/wtajemniczenie-oficjalna-strona-ksiazki

Bardzo jestem ciekawy opinii. Może jest na forum? Aktualnie, będąc w połowie, jestem miło zaskoczony. Wartka akcja, cały czas coś się dzieje, nie są to opisy, które powodują opad żuchwy, ale dialogi i postacie w większości są całkiem niezłe. Całość wydaje się spójna, zobaczę jak będzie z zakończeniem. Choć to trochę taki lżejszy Constantine w polskich realiach i bez religii (anioły i demony zastąpione odpowiednimi duchami).

Przeczytałem “Hashtag” Mroza i napisałem recenzję.

 

RECENZJA

Remigiusz Mróz – "HASHTAG", czyli powieść słaba w szczególe i znośna w ogóle

 

 

W okresie wakacyjnym ludzie pozwalają sobie na różne szaleństwa: wyruszają w podróż dookoła świata, skaczą na bungie albo zapisują się na kurs tańca. Ja również dałem się ponieść i sięgnąłem po „Hashtag” – nową powieść Remigiusza Mroza. Przyobiecałem sobie, że przeczytam tę książkę, zanim Mróz zdąży wydać kolejną, a więc miałem niewiele czasu i od razu przysiadłem do lektury.

„Hashtag” to moje pierwsze zetknięcie z Mrozem. Dotychczas omijałem jego książki z jednego powodu: poleca je bardzo dużo ludzi. Wszędzie. W internecie, w prasie i na ulicy. Zwykle to zły znak. Nie chodzi o to, że jestem jakimś literackim hipsterem i gardzę wszystkim, co nie wygląda na Hegla w oryginale (wręcz przeciwnie!), po prostu z rezerwą podchodzę do produktu, o którym tyle się mówi. A szczególnie gdy chodzi o książki, bo o nich zwykło się raczej milczeć. W każdym razie na „Hashtag” mogłem spojrzeć nie przez pryzmat poprzednich powieści autora, za to bez żadnych oczekiwań. No i z drobnymi wątpliwościami.

Historia rozpoczyna się zupełnie niewinnie: Teresa, główna bohaterka, otrzymuje esemesa z informacją, że w paczkomacie czeka na nią przesyłka, której w ogóle się nie spodziewała. Kobieta cierpi na fobię społeczną, jest bardzo otyła, przez co ma całą kopę kompleksów i doprawdy wychodzi z domu tylko wtedy, kiedy naprawdę musi. A jeżeli już jej się to zdarza, to od razu zalewa się potem, wzrok kieruje w ziemię i unika kontaktu z kimkolwiek. Mimo to zbiera się na odwagę i postanawia odebrać tajemniczą paczkę, co – jak można się domyślić – wplączę ją w śmiertelną intrygę, a trup będzie się ścielił gęsto.

W blurbie na tylnej okładce napisane jest jeszcze, że „Teresa na nowo odkrywa swoją przeszłość, przez media społecznościowe przetacza się nowy trend, a kolejny internauci zamieszczają wpisy z dziwnym hashtagiem. I że nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie fakt, że osoby te od lat uważane są za zaginione.”

Pokrótce: jest gorzej niż średnio, ale nie beznadziejnie. Powieść cierpi na kilka przypadłości, co prawda żadna nie jest śmiertelna; to taki poborowy na komisji wojskowej: cherlawy, garbaty, z zapadniętą klatą, ale ostatecznie zdolny do czynnej służby wojskowej.

Wątki fabularne klejone są na ślinie, a im dalej, tym wydaje się, że autorowi bardziej zasychało w gardle. Znaczy trzyma się to wszystko, owszem, ale proszę nie opierać się o ścianę, bo odpadnie. Mówiąc wprost: historia przedstawiona mogłaby się wydarzyć, ale wymagałaby tylu zbiegów okoliczności, tylu przypadków i nieszczęśliwych splotów, że… Cóż, zgodzimy się chyba wszyscy, że na przykład można trafić szóstkę w lotka powiedzmy dwanaście razy z rzędu, prawda? Trudno z tym oponować, ot, matematyka.

I niby wszystko mamy w książce wyjaśnione lepiej lub gorzej, każdy zwrot akcji, i niby wszystko jest zracjonalizowane, ale przecież zdrowy rozsądek podpowiada coś innego. Przynajmniej przez pierwsze dwieście stron miałem wrażenie, że oglądam randomowy thriller na Netflixie, wiecie, jeden z tych, gdzie widz podejrzewa już nawet samego trupa, że zabił siebie, a potem kolejny tuzin ludzi. Są zaginione osoby, jest duża tajemnica, ktoś coś wie, ale nie powie, Mróz żongluje wątkami, a kiedy piłeczka wyleci mu z ręki, to zamiast starać się ją podnieść, po prostu dobiera sobie trzy kolejne i próbuje zrobić salto w tył.

W ogóle zabawne, że końcówka to łopatologiczne tłumaczenie czytelnikowi, co się właściwie wydarzyło. Mróz na dwóch ostatnich stronach streścił pół powieści i podomykał większość wątków. Większość, nie wszystkie – i to też jest dziwne. Nie chodzi o otwarte zakończenie, otwarte zakończenia są super – raczej, bo ja wiem?, o pewną niedbałość albo świadomość, że w zasadzie cały bałagan można usunąć, upychając wszystkie brudne skarpetki w dolnej szafce – przecież mama i tak nigdy tam nie zagląda. W posłowiu Mróz dodaje kolejnych kilka wyjaśnień, ale nie brzmią mi zbyt przekonywająco. Na plus zasługują natomiast cliffhangery, niektóre zwroty akcji oraz to, że pierwsza połowa powieści trzyma się kupy i fabularnie daje radę. Szkoda, że druga wygląda trochę tak, jakby ktoś wrzucił do kotła masę różnych pomysłów, zwrotów akcji, terminologii używanej przez informatyków, doprawił Netfixem i porządnie zamieszał.

Nie wiem, jak w innych powieściach, ale tutaj Mróz wydaje się trochę na siłę poruszać różne ważne współczesne problemy społeczne. Zresztą to chyba taki ogólny trend. Dobry thriller, kryminał, fantastyka, ciekawa historia, niebanalni bohaterowie? Zapomnij, dzisiaj to za mało. Teraz należy Przemycać Treści. Na przykład o wpływie internetu trza pobajdurzyć. Albo o problemach ludzi z fugą dysocjacyjną. Albo o skutkach zanieczyszczania wód gruntowych. I w zasadzie w tym nie ma nic złego, dopóki robi się to dosyć umiejętnie. A u Mroza jest tak różnie, podług zasady: dobra, dorzucę jeszcze coś o nielegalnych polowaniach na rekiny, przecież to takie Ważne Społecznie.

Opisy i dialogi wyglądają jak krótkie artykuły z Wikipedii. Mnóstwo dat, faktów, nazwisk z historii i popkultury żywcem wyjętych ze słownika i wrzuconych w losowych momentach.

Bohaterowie również lubią gadać ze sobą hasłami ze słownika. Z dowolnych słowników. Facet kłóci się ze swoją żoną? Wspaniale, to najlepszy moment, żeby przypomnieć jej o embargu nałożonym przez USA na Włochy w 1962 roku. Albo zrobić mini wykład o Brzytwie Ochckama. Trochę jak w filmach z bollywood, tam każda okazja jest dobra, żeby zatańczyć. U Mroza w każdych okolicznościach warto przytoczyć wyniki jakichś badań albo ciekawostkę ze świata nowych technologii.

Myślę, że po części ten zabieg miał uwiarygadniać fabułę, te nazwiska, daty i miejsca były po to, żeby powieść osadzić w jakichś ramach i obudować. Ale wyszło komicznie. Szczytem jest dyskusja na temat wypoku, słowa „odjaniepawlić” oraz że (cytuję): „Twój outfit specerowy to prawdziwy sztos”. How do you do, fellow kids?

Dwa słowa o języku. Ten jest zupełnie przezroczysty – ten sam dla narracji pierwszo– i trzecioosobowej, i bardzo szkoda, bo jestem pewien, że Mróz umie pisać ładniej stylistycznie.

A najzabawniejsze jest to, że książka kuleje na prawie każdym froncie, ale… cholera, czyta się to całkiem, całkiem (sztos!), mimo że co chwila zgrzyta (nie-sztos) i zwodzi w każdym rozdziale (nie-sztos), i że momentami jest żałośnie (nie-sztos!)!

Ha, taki zwrot akcji! Widzicie, ja też umiem! Najwyraźniej dużo nie-sztosów daje coś w rodzaju sztosu. To jest chyba ten efekt synergii. A embargo na Włochy w 1962, pamiętajcie podczas kłótni.

Ponarzekałem sobie, ponaśmiewałem się, ale Mrozowi przecież i tak nie zaszkodzę, ba, życzę mu kolejnych osiemdziesięciu książek, bo – mówiąc zupełnie poważnie – ten chłopak przecież umie pisać, tylko przy okazji bardzo dobrze rozumie rynek i jego potrzeby, więc wypuszcza na świat takich cherlawych poborowych. Mięso armatnie zawsze w cenie. Byleby karabin utrzymał.

 

A teraz proszę się nachylić i kaszlnąć.

Lekkie czytadło bez specjalnych aspiracji, z niezbyt wiarygodną fabułą (bo niekoniecznie o to chodzi), do poczytania na plaży – tego się spodziewałem. Szkoda, że książka niefantastyczna. A przecież Remigiusz Mróz, jakby mimochodem, napisał również jakiś thriller SF. Recenzje, które czytałem na jego temat, były raczej pozytywne. Prędzej sięgnąłbym po tę właśnie pozycję Mroza, dlatego chętnie dowiedziałbym się, co myśli o niej taki trzeźwy recenzent jak Ty, Hubercie :) Rozumiem jednak, że Mrozowej SF raczej nie masz na celowniku, trudno.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Autor który pisze w dwa miesiące i na dodatek tym się szczyci? Nie mam ochoty tego czytać, sorry Remigiusz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Szczęśliwa ziemia – Orbitowski

 

Językowo bardzo dobre, ale fabularnie już gorzej (spoilery) – jak zaczęła się druga opowieść o upadku kumpla z dzieciństwa to patrzyłam tylko, kiedy podzieje się coś innego. Tajemnica, która okazała się nie skrywać żadnej tajemnicy, też nie porwała, bo za długa książka jak na trzymanie się tylko na klimacie.

No i nie wiem, jak można wymyślić, że faceci muszą zgwałcić kobiety bo te chcą dziecka. Demon, nie demon, niesmak pozostał.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

J.D. Vance – “Elegia dla bidoków”

(...)istnieją dwa odrębne kodeksy obyczajowe, dwa warianty presji otoczenia. Moi dziadkowie reprezentowali jeden z nich: staromodni, nieostentacyjnie pobożni, wierzący we własne siły, ciężko pracujący. Moja matka i stopniowo cała dzielnica ucieleśniali ten drugi: skupieni na konsumpcji, odosobnieni, gniewni, nieufni".

Brzmi znajomo? Nie, to nie książka o Polakach, a o "wieśniakach" z USA, tzw. hillbillies. Mających zaskakująco dużo problemów wspólnych ze współczesnymi Polakami. Autor wydobył się z niemal samego dna amerykańskiego społeczeństwa prawie na sam szczyt – warto zapoznać się z jego uwagami na temat obu środowisk. 

A co najbardziej różni Polaków i Amerykanów? Amerykański fanatyczny stosunek do ojczyzny i możliwość "wychowania" przez US Army. Fascynujące!

Polecam lekturę!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Krzysztof Kotowski “Kapłan”. 

Nieźle się czyta, choć mam wrażenie jakby autor zaczerpnął główny pomysł (pamięć umiejętności przodków) z Assassin’s Creed.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Możemy polecać tu komiksy? Bo polecę komiks. W dodatku nawet komiks internetowy (ale wydali chyba też na papierze).

“Kill 6 billion demons”. Absolutnie fantastyczna kreska, świetna kreacja świata, bohaterowie i fabuła. Klimaty demoniczno-anielsko-boskie z ciekawą, bardzo rozbudowaną kosmologią. Fantastyczny, wciągający klimat, a kreacje nadnaturalnych istot wspaniałe. Pożarłem dotychczasową całość chyba w dwa dni. Jakieś 5 lat wychodzenia komiksu, coś koło 400 stron. Dalej wychodzi.

https://killsixbilliondemons.com/comic/kill-six-billion-demons-chapter-1/

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Zaczęłam czytać z ciekawości. Ale moim zdaniem kreska jest brzydka ; p To znaczy nie przeszkadza mi jeśli chodzi o tła, miasto, demony itp., ale ludzie są rysowani strasznie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Stefan Darda, “Dom na Wyrębach”. Całkiem niezły dreszczowiec.

A teraz czytam “S.P.Q.R.” Mary Beard, książkę historyczną o starożytnym Rzymie. Czyta się ją na tyle świetnie, że jeszcze dziś zamawiam resztę wydanych w Polsce książek tej autorki. :)

Skoro już ten wątek się ożywił, to wspomnę, że niedawno przeczytałam “Pogrzebanego olbrzyma” Ishiguro Kazuo. Wiele sobie obiecywałam po tej książce, a okazało się, że brnęłam przez nią jak przez zasychający beton. Nie znalazłam w niej nic, co by tłumaczyło zachwyty. Macie jakieś doświadczenia z tym autorem? Za coś tego Nobla dostał, nie? ;/

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja czytałam jego The Remains of the Day (Okruchy dnia) i podobało mi się bardzo. Choć to akurat nie fantastyka. Powieść bardzo nostalgiczna, oparta  na retrospekcji, bardzo gorzka a przy tym pozostawiająca ocenę czytelnikowi, dotycząca czasów i nastrojów międzywojennych i tuż przed drugą wojną światową, stosunków brytyjskiej arystokracji z ważnymi osobistościami niemieckimi, politykami, wszystko to widziane oczami lokaja brytyjskiego  arystokraty. Mimo że czasami czułam ogromny opór przed perspektywą głównego bohatera, to uważam, że tak pod względem fabularnym jak i literackim jest to naprawdę dobra powieść. Choć na pewno wiele osób znudzi, wiele się tam nie dzieje ;-).

It's ok not to.

Czytałam The Remains of the Day – sztywne jak gors koszuli angielskiego kamerdynera, ale taka była idea – smęty, ale czytało się dobrze, bo solidnie przedstawiono psychikę bohatera i Never let me go i tu mam mieszane odczucia, chyba głównie dlatego, że nie potrafiłam zawiesić niewiary co do świata powieści.  No i ją sobie zaspoilerowałam wcześniej ;P

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dzięki za odpowiedzi.

“Okruchy dnia” jakoś do mnie fabularnie nie przemawiały od początku.... A co nie tak było w świecie “Nie opuszczaj mnie”, że nie dałaś temu wiary?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Chyba bierność bohaterów. Akceptacja losu. I sytuacja, w której się znajdują. Niby próbują coś zrobić, tylko od rozpaczliwie beznadziejnej strony. 

Może to urok tej książki? Pogodzenie się z losem. Może w tym pogodzeniu się jest odpowiedź na pytanie – jeśli jakieś jest – stawiane przez książkę? 

 

Mgliste to, ale nie chcę spoilerować ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dzięki za wyjaśnienie ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Czytam “Mroczniejszy odcień magii” V.E. Schwab. Na razie wygląda na to, że to pierwsza od chyba pół roku książka fantasy, którą dokończę, nie odrzucę zirytowana i może nawet będzie mi się do końca podobała. Kto wie...

A ja teraz czytam Demonologikę Krzysztofa Adamskiego, naprawdę fajne :)

Przynoszę radość :)

Anet, o czym to? Bo Google nie znajduje takiego tytułu, dziwne.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Aż wstyd się przyznać ale od maja nie przeczytałem żadnej książki. Ciepło na zewnątrz w moim przypadku nie sprzyja zarówno pisaniu jak i czytaniu. Jednak jesienią mam zamiar nadrobić zaległości :)

O demonach, które przedostają się do świata ludzi. Rozwinięcie Śladów we krwi

 

Ja czytam codziennie – jedną książkę na podróż (więc po kawałku, ale bardziej się skupiam), a w międzyczasie opowiadania tutaj ;)

Przynoszę radość :)

Brzmi ciekawie.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Ja lubię takie rzeczy :)

Przynoszę radość :)

Ja ostatnio czytam “Dziennik geniusza” Salvadora Dalego i jest to całkiem przyjemna lektura, przepełniona różnymi absurdalnymi myślami i pomysłami malarza. Wcześniej przeczytałem jego “Moje sekretne życie” i również się nie zawiodłem. 

Ostatnio też wkręciłem się w szeroko pojęte malarstwo i czy jest ktoś, kto mógłby polecić jakąś fajną książkę? Może traktować ogólnie o sztuce albo o konkretnym twórcy, byle była dobra :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Czytałem daaawno temu, ale podobała mi się wtedy bardzo.

“Udręka i ekstaza” Irvinga Stone’a o Michale Aniele.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wygląda całkiem ciekawie, może się skuszę :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Stone’a warto też przeczytać “Pasję życia” – książkę, której ekranizacja jest odpowiedzialna za wybuch vangogomanii.

A poza tym polecam “Namaluj to” Josepha Hellera (tego od “Paragrafu 22”) – świetnie napisana książka m.in. o Rembrandtcie.

O, czytałem Hellera i chętnie po niego sięgnę ponownie. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

“Udrękę i ekstazę” czytałam, też mi się podobało.

Przynoszę radość :)

Soku, tylko jeśli po “Namaluj to” spodziewasz się czegoś na kształt “Paragrafu 22”, to nie, zupełnie nie. ;)

Domyślam się :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

“Lincoln w Bardo” –  wzruszająca opowieść o ojcu opłakującym śmierć syna. Nieco przekombinowana w warstwie formalnej, ale z pewnością jedna z  ciekawszych lektur tego roku.

Soku, to może niezupełnie w temacie, ale może sięgniesz po którąś książkę Williama Whartona? On był malarzem, pisał trochę po malarsku, a czasem pisał i o malarstwie, może coś Ci podpasuje ;) (Np. Dom na Sekwanie).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

W sumie to zastanawiałem się kiedyś nad Whartonem, ale ostatecznie jakoś mi wypadł z głowy. Pewnie prędzej czy później po niego sięgnę :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Jeśli chodzi o Whartona polecam jego wojenne powieści, szczególnie: W księżycową, jasną noc.

W końcu przełamałem czytelniczą niemoc i przeczytałem Instytut Jakuba Żulczyka. Muszę przyznać, że jestem trochę rozczarowany. O ile sama sytuacja (garstka ludzi uwięziona w mieszkaniu) w której znaleźli się bohaterowie jest świetna, podobnie jak ich relacje to rozczarowało mnie zakończenie. A teraz zabieram się za antologię Inne światy.

Hrabia Monte Christo – jakie to dobre

Przypadki Robinsona Cruzoe – jakie to nudne :)

 

No i czy przypadkiem niedługo nie pojawi się najnowszy Wagner?

Mniam :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Tak. 28 listopada. A ja teraz czytam "Dżentelmena w Moskwie" Amora Towlesa. Rany, jakie to piękne i cudowne!

Powstrzymuję się nadludzkim wysiłkiem i odświeżam sobie całego Wegnera, zanim sięgnę po najnowszą.

 

/edit

No, “Ostatnie martwe marzenie” :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Szukam jakiejś greckiej mitologii na święta. Myślałem o Parandowskim, bo dość popularny. Warto? Czy może ktoś może polecić jakąś inną?

 

Ja jestem fanem Markowskiej.

Też polecam Markowską.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wasze entuzjastyczne recenzje przekonały mnie, więc zamówiłem. Dzięki! ;D

Mnie się podobał Parandowski, ale Markowskiej nie czytałam.

Przynoszę radość :)

Czytałem Parandowskiego, Kubiaka i Gravesa. Ale Markowska to była moja ulubiona lektura z dzieciństwa – chyba najprzystępniejsza.

Pisałam już tutaj o “Dżentelmenie w Moskwie” Amora Towlesa. Skończyłam jakiś czas temu i mogę już z całą pewnością stwierdzić, że to najlepsza beletrystyka, jaką czytałam od bardzo dawna. Świetna, piękna książka.

 

A ostatnio – “Opowiadania bizarne” Olgi Tokarczuk. Kurczę, jaka jestem rozczarowana. Teksty lepsze i gorsze, jak to w takim zbiorze, ale mają jedną cechę wspólną – spieprzone zakończenia. Właściwie każde zaczyna się dobrze, rozwinięcie jest super, pięknie napisane, wątki rozpisane, tajemnice zawiązane. I przychodzi finał. I dupa. Wątki porzucone, tajemnice okazują się banałami albo zostają przez autorkę olane, fascynujące teksty skwitowane dwoma zdaniami, bo jakoś trzeba zakończyć, nawet bez sensu. Albo w ogóle nie zakończyć, tylko porzucić w połowie historii.

“Na południe od Brazos” Larry’ego McMurtry.

Western totalny! Ale i powieść, która poza ramy westernu daleko wykracza. O ludziach po prostu.

Ma tylko dwa minusy – straaaasznie powoli się rozkręca (do jakiejś dwusetnej strony nudziłem się okrutnie), a do tego nowe, jednotomowe wydanie bardzo niewygodnie się czyta z uwagi na “cegłowość” (toż to prawie tysiąc stron).

W każdym razie – warto! Polecam gorąco!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O, akurat niedawno czytałam o tej książce, ale że właśnie złożyłam zamówienie na inne, to postanowiłam powściągnąć zapędy i nałóg. ;) Ma świetne opinie. No cóż, chyba nie ma wyjścia, będzie w następnym koszyku.

A teraz kończę “Szczelinę” Jozefa Kariki. Wciąga jak diabli, choć gdybym miała racjonalnie uzasadnić dlaczego, to bym chyba nie potrafiła. Naprawdę przyzwoity dreszczowiec.

Właśnie przeczytałam “Problem trzech ciał” i mam bardzo mieszane odczucia. Rewelacyjny pomysł i opisy świata “gry”, za to fabularnie bardzo cieniutko, bohaterowie nie wzbudzający żadnych uczuć (mimo dość dramatycznie nakreślonego tła), a przy opisie “wyprawy” 3solarian zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie czytam. Czytaliście dalsze części? W którym kierunku to się rozwinie?

W tym drugim. Pomysły rewelacyjne naukowo, za to postacie papierowe, społeczeństwo jak stado owiec.

Tym niemniej – warto. Choćby dla fragmentów o historii Chin czy samych pomysłów. Koncepcja “ciemnego lasu” bardzo ciekawa, czy też dywagacje dotyczące... no, ogólnie wielowymiarowości świata.

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nadrabiając zaległości książkowe przeczytałem niedawno “Cień” trzecią część cyklu Materia Prima Adama Przechrzty. Całość mocno mnie wciągnęła. Tymczasem wczoraj skończyłem tom pod tytułem “Czarna kompania” Glen’a Cook’a. Pierwsza część cyklu Kroniki Czarnej Kompanii. Tu też jest nieźle, już zaczynam kolejną cześć.

A ja wczoraj skończyłem Królów Wyldu Nicholasa Eamesa. Awanturnicza, humorystyczna fantasy. Lekka, łatwo się czytająca i przyjemna w odbiorze. Może spodziewałem się czegoś więcej, zważywszy, że powieść zdobyła kilka branżowych nagród, ale i tak jestem usatysfakcjonowany z lektury.

Też się zastanawiam nad  Czarną kompanią. Bo słyszałem wiele pochlebnych opinii, a jakoś nigdy nie było mi po drodze z tą pozycją.

Mnie Czarna kompania znużyła. Przeczytałam pierwszą część i – choć miała parę bardzo dobrych elementów – nie sięgnęłam po drugą. I jakoś mam w kolejce kilkadziesiąt pozycji, które pociągają mnie bardziej, więc pewnie już do Cooka nie wrócę...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja z Czarną Kompanią miałam tak jak Joseheim, tyle że nawet nie doczytałam pierwszego tomu. Ale to jednak klasyka, więc pewnie spróbować warto.

Znużyła dlatego, że to już paroletnia ramotka, czy po prosty słabym stylem napisane?

Nie, nie. Ta książka jest po prostu dziwna. Styl jest taki nietypowy, myślę, że to można albo pokochać, albo znienawidzić, trudno przejść obojętnie. Mnie nie podszedł. Tu Ocha pewnie będzie protestować (;p) ale sądzę, że mężczyznom to może się bardziej podobać niż kobietom.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To po prostu nie moja bajka. Bohaterowie to tacy twardzi, męscy wojacy. Błe.

Tak właśnie sądziłem, że to taka typowo “męska” proza.

Ja sobie czytam najnowszego Murakamiego i zostałam totalnie wessana :)

Z początku ta Czarna kompania też mnie lekko zniechęciła, styl dziwny, dialogi jakieś takie niedzisiejsze. Czytałem z chęci poznania klasyka. Po kilku stronach coś kliknęło w głowie i zaczęło się podobać. Mam wydanie zbiorcze to kolejną część jest w zasięgu ręki. Z kolei “Królewski Skrytobójca” Robin Hoob strasznie mnie drażni. Nie mogę dobrnąć do końca, nie chodzi tu o styl a o opisywaną intrygę. Pierwsza część bardziej mi się podobała.

Dziś poległam na kolejnym klasyku. Po dwóch księgach “Diuny” przeczytanych w mękach stwierdziłam, że szkoda życia i wylosowałam z półki kolejną pozycję. Drodzy fantaści, co Was tak w tej Diunie zachwyca? Bohaterowie straszliwie mnie irytowali (poza tymi, którzy poumierali ;p), a wprost nie mogłam znieść mistycyzmu, wizji, technik Bene Gesserit i reszty całego tego mojo, dodatkowo wyjątkowo drażniło mnie nagromadzenie myśli bohaterów w stosunku do kwestii dialogowych. Mówią jedno, myślą drugie, te zapisy myślowe pokazują, jacy to bohaterowie są mądrzy i jak dobrze czytają przeciwnika... Co sprowadza mnie do myśli, że tak naprawdę drażniło mnie ogólne “przezajebiszczenie” postaci. Spodobała mi się za to sama Arrakis i Fremeni, opakowanie jednak uważam za ciężkostrawne.

 

Z innej beczki, jakiś czas temu przeczytałam “Ubika”, również zastanawiając się “Co ludzie w tym widzą”? Do kolekcji dodam podwójne podejście do “Ziemiomorza” Ursuli LeGuin – bogowie, jakie to było nudne!

 

[Tym samym pewnie właśnie zraziłam do siebie 90% populacji forum ;D]

 

Na swoją obronę mam tylko to, że z klasyków, za które się ostatnio zabrałam, duże wrażenie zrobił na mnie “Hyperion”. Jeszcze nie sięgnęłam po “Upadek”, ale na pewno to zrobię, bo historia urwała się w takim momencie, że to aż zbrodnia, tak kończyć książkę.

A z nie-klasyków jestem bardzo zadowolona z lektury “Piątej pory roku” Jemisin. Duże brawa za unikalne uniwersum i rządzące nim prawa.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

“Czarna kompania” wciągnęła mnie niesamowicie... 25 lat temu, w technikum. Wypożyczałem z biblioteki tom za tomem. Jakie szczęście poczułem kilka lat temu, kiedy w księgarni zobaczyłem nowe wydanie. Pierwsze trzy tomy w jednym. Kupiłem i lekkie rozczarowanie. Jednak teraz człowiek już inaczej patrzy na fantasy :) Nie aż tak dobra jak wtedy. Chociaż z Sapkowskim tego nie mam. Potem dokupiłem “Tyranię Nocy”, też Glena Cooka i tu już rozczarowanie absolutne. Książka wygląda, jakby miała być jeszcze doszlifowana, a tymczasem poszła do druku. Albo po prostu pojechał na nazwisku.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Joseheim – nie mam tak jak Ty, że brnę przez książki, które mi nie odpowiadają, bo nie lubię zaczynać i nie kończyć. Jak coś mnie nie wciąga – porzucam i sięgam po następną, bo tyle ich jest, tyle chcę przeczytać, że nie mam potrzeby czytać tylko dlatego, że to klasyka. Dlatego “Ziemiomorze” i “Diunę” porzuciłam. Obie znudziły mnie dość szybko. Nie jesteś więc jedyna. :)

Uff ; D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose,  musi zaskoczyć. Nie, to nie. Szukamy tematów, wizji, przewrotności, ujęcia „czegoś” w punkt.

 

 

Le Guin to kanon, lecz Ziemiomorze – już nie teraz – bo wiadomo, co się stanie i dlaczego. Zresztą podobnie Diuna. W przypadku Diuny, dla mnie fascynujący był tylko pierwszy tom, z powodu świata. 

Dla mnie Le Guin pisała szalenie elegancko, a jako człowieka i pisarza, bardzo ją podziwiam.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ja skończyłem Nocną zmianę, pierwszy tom opowiadań Stephena Kinga. Choć jak to u niego napisane dobrze i czyta się gładko, to jednak pomysły zawarte w tekstach (pochodzą z lat 70) trącą już myszką i były wielokrotnie wykorzystywane zarówno przez niego samego jak i innych pisarzy. Może nie rozczarowanie, ale spodziewałem się czegoś więcej. 

A teraz mam chęć powrócić do trylogii husyckiej Sapkowskiego, choć na półce czeka jeszcze parę nieprzeczytanych pozycji.

Kończę “Za progiem grobu” Andrzeja Ziemiańskiego. 

Trochę się tego bałam po Cesarzowej Achai, która już po pierwszym tomie stała się dla mnie niestrawna. I może dlatego właśnie, że miałam długą przerwę od Ziemiańskiego, mile mnie rozczarował, tworząc coś w rodzaju thrillera medycznego. Akcja jest wartka, bohaterowie “żywi”, a język sprawia, że czyta się z zaciekawieniem i szybko.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

“Golden Hill” Francis Spufford. Nowy Jork w połowie XVIII wieku, kiedy był jeszcze portową mieściną, pierwszym przystankiem dla przybyszy. Tajemniczy bohater, świetnie nakreślone relacje. Bardzo udana lektura.

“Król” Szczepana Twardocha. To pierwsza książka Twardocha, jaką przeczytałam (a właściwie wysłuchałam) i jestem pod wrażeniem.

Ocho, Król (i Królestwo), to także jedyne książki spod pióra Twardocha, jakie ja mam na swoim koncie. Robiłem podejścia do Morfiny, ale nie mogłem poświęcić jej odpowiednio dużo uwagi, więc odpuściłem. Król jest dużo prostszy, bardziej przystępny, a jednocześnie wciąż robi wrażenie. Mnie również bardzo się podobał, kontynuacja także.

A obecnie czytam Exodus Orbitowskiego i jak na początku byłem mocno zajarany, tak im dalej w las, tym bardziej mam wrażenie, że książka jest nieco przegadana i skondensowanie wyszłoby jej na plus.

Ja ostatnio skończyłam “Imperatorów iluzji” Łukjanienki i sama nie wiem. Lubię otwarte zakończenia, ale tu zabrakło mi czegoś namacalnego. Za dużo dywagacji o istocie boga, ludzkich pragnień, sensie życia, ogólnie trochę za dużo filozofowania jak dla mnie – niby wszystko ładnie ze sobą połączone, ale zabrakło mi jakiegoś konkretu w tej książce. Miałam wrażenie, że autor specjalnie zakończył w momencie, w którym na wszystkie pytania czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam. Pierwsza część dylogii i technologia wokół której toczyła się akcja była dużo bardziej oparta na tym, co realne. Tu mi tego trochę zabrakło. Relacje między głównymi bohaterami za to poszły w bardzo fajną stronę (pomijając jeden drobiazg), stały się ciekawsze i głębsze. Sporo dobrego w tej książce, ale też sporo rzeczy, które nie do końca mnie przekonały.

It's ok not to.

Niedawno przeczytałam “Anielski kokon” Karoliny Wilczyńskiej. Jest to książka, którą można odczytać dwojako: wyłącznie w nurcie obyczajowym lub obyczajowo-fantastycznym.  Pewnego dnia Olga zaczyna widzieć anioły, w jej otoczeniu pojawia się również mężczyzna, który mógłby być diabłem. Autorka w udany sposób gra niedopowiedzeniami, które sprawiają, że czytelnik nie wie do końca, czy rzeczywiście do poukładanego życia Olgi wdarły się postaci fantastyczne, a może to tylko jej wyobrażenia.

Nie jest to typowe fantasy, raczej wplecenie wątków do pozycji obyczajowej. Polecam dla fanów takich połączeń.

ANDO, zainteresowałaś mnie.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Wczoraj skończyłem po raz raz drugi trylogię husycką Sapkowskiego (pierwszy raz czytałem ponad dekadę temu zaraz po premierze). Po latach stwierdzam, że podobało mi się jeszcze bardziej niż poprzednio. Świetne postaci, dbałość o realia historyczne, charakterystyczne opisy, humor, odpowiednio dawkowane okrucieństwo wojenne, polityczne gierki. Jedyne co mnie drażniło to częste stosowanie deus ex machiny kiedy bohaterowie wpadali lub ratowali się z kolejnych tarapatów. Niemniej to jedne z najlepszych polskich powieści ever, może trochę rozczarowuje samo zakończenie. Ale to takie czepialstwo na siłę. Aż żal, że Sapek ostatnio nic nie pisuje.

Ponoć pisze właśnie nowego Wiedźmina, ale z góry mówił, że jest leniwy i nie wie ile mu to zajmie. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Podejrzewam, że premiera zgra się z serialem na Netflixie.

Całkiem możliwe. Ale może być jak z Martinem, którego “Wichry Zimy” miały wyjść już kilka sezonów serialu temu :D Wszystko zależy od tego, jak się rozleniwił nie pisząc tyle czasu. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Martin trochę skręcił z torów głównego cyklu na rzecz historii Westeros. Oby Sapkowski nie poszedł jego śladem.

To mu raczej nie grozi, Martin i Sapkowski mają zupełnie inne podejścia do pisania i tworzenia światów. Martin stworzył ogromny, szczegółowy i niezwykle skomplikowany świat z historią wymyśloną tysiące lat wstecz i wszystko to odbija się jakoś albo przenika do samej fabuły, która jest bardziej historią świata, a konkretnych bohaterów przy okazji. Sapkowski uznaje nadrzędność fabuły i bohaterów, a świat stanowi tylko dla nich tło i jest wymyślany na tyle, na ile potrzebują go powieści/opowiadania. Więc nie będzie bawił się w wielkie opisy świata, skoro nigdy go nie wymyślał i uważał to za zbędne. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Jakub Małecki, “Dżozef”. Bardzo pasuje to powtarzającej się czasem dyskusji o granicach fantastyki i o tym, jak to czasem fantastyka staje się mainstreamowa, jeśli autor nie bardzo przyznaje, że to co napisał, to czysta fantastyka. Polecam, Małecki najwyraźniej potrafi pisać i tworzyć udanych bohaterów i opowieści.

O, Małeckiego mam na liście “Do przeczytania” na Kindlu, chyba przesunę wyżej :) Zwłaszcza że chwilowo czytam “A Long Way To A Small, Angry Planet” Becky Chambers i już mnie schematyczność fabuły (a la Star Trek: TNG skrzyżowany z I tomem “Expanse minus ponurość) i maniera autorki (która lubi chwilami streszczać, nawet te niby bardziej emocjonujące momenty) trochę męczą. Niemniej, wszyscy znajomi, którzy czytali, podkreślają wady I, ale polecają tom II i III, więc to jest w tej chwili moja główna motywacja, by ten I domęczyć. 

ninedin.home.blog

Ostatnio czytałem:

 

Norwegian Wood – Haruki Murakami

Jest to beznadziejnie nudna książka o niczym,  jej nastrój jest pospolity, jej bohater jest typowy,  jej narracja jest bardzo prosta. Może być spoko dla ludzi, którzy nigdy nie czytali żadnych Japończyków, ale tak to bardzo nudne. 

 

Wyznanie maski – Yukio Mishima

Nie jest to mądra książka i czytanie jej to raczej strata czasu. Jej nastrój jest nietypowy, jej narracja jest bardzo dziwna, ale sama treść jest pospolita (być może w momencie wydania nie była) i raczej nic ciekawego w niej nie znalazłem.

 

Zmierzch – Osamu Dazai

Nie jest to mądra książka, ale można poczytać. Narracja typowa, czasem może niepotrzebnie zagmatwana, jednak zdecydowanie wybitny, prawdziwy nastrój, inny od niektórych podobnych autorów, którzy, tak szczerze mówiąc, wydają się przy Dazaiu jakimiś pozerami, prawie że dziećmi, a Murakami to w ogóle główny kabareciarz. 

 

Po piśmie – Jacek Dukaj

Jest to bardzo mądra książka i bardzo mocno rekomenduję ją do czytania, nie wiem czy fragmenty wywiadów z prawie-że-losowym ludźmi w środku tam pasują, ale na pewno urozmaicają całość i dostarczają różnych ciekawych nazwisk, na temat których można sobie poczytać. Pan Jacek pisze prostym językiem, czasem trzeba coś googlować, ale w sumie to sprawnie mi poszło (jak na niego). Ten cały transhumanizm to jakaś hurraoptymistyczna wersja, pewnie będzie wojna, a może nawet parę wojen, no ale dobrze znać kierunek, w którym to wszystko zmierza.

 

Ostatnio czytałem drugi raz:

Złota pagoda  – Yukio Mishima

Jest to najmądrzejsza książka z wymienionych i bardzo mocno rekomenduję ją do czytania.

U mnie z czytaniem słabo, ale podzielę się czytanym/słuchanym w tym roku, w kolejności przypadkowej:

 

“Śpiewajcie z prochów, śpiewajcie” – Jesmyn Ward. Książka miesiąca w którejś Nowej Fantastyce, zachwalana przez redaktora Zwierzchowskiego. Ładnie napisana rzecz. Fabuła raczej na coś rozmiaru opowiadania i szczątkowa. To też fantastyka, która na okładce się nie przyznaje do fantastyczności (ale jakoś mnie to nie oburza). Zresztą, chodzi raczej o elementy fantastyczne, a nie o fantastykę, która jakoś znacząco, napędza akcję.

Wybitność tej powieści jakoś mi umyka. Jest trochę o czarnoskórych i biednej części USA. Zastanawiam się, dla kogo ta książka jest kierowana, bo raczej nie do zwyczajnych ludzi z Missisipi. To raczej coś napisanego przez intelektualistkę dla innych intelektualistów (w rozumieniu: ludzi, którzy czytają cokolwiek choć trochę ambitnego). Może się mylę; nie wiem, przez co przeszła autorka, i nie wiem, czy ktoś się jednak nie utożsami z tą historią o marginesie społecznym.

 

”Bura i szał” – Aleksandra Zielińska. Pięknie napisane. Fabuła drugoplanowa. Chyba bez fantastyki, ale jest trochę niesamowitości, bo narratorka to chora psychicznie dziewczyna. W każdym razie polecam. 

 

”Nikt nie idzie” – Jakub Małecki. Po świetnych “Dygocie” i “Rdzy” ta książka była dla mnie trochę rozczarowująca. Ale tylko trochę. Jest bardziej obyczajowa niż powieść Zielińskiej, ale jeśli ktoś chciałby spróbować tych słynnych obyczajówek, to polecam. Małecki stosuje zresztą ciekawy trik fabularny w swoich książkach.

 

“Lincoln w Bardo” – George Saunders. Książka roku 2018 według wielu. Napisana za pomocą ciekawego zabiegu, ale mam wrażenie, że trochę pustego. Sztuka dla sztuki. A pomijając formę, to historia prosta i fantastyczna do bólu, do czego oczywiście wydawcy i krytycy się nie przyznają :D

 

”Upadek Hyperiona” – Dan Simmons. No, klasyk. Pierwsza część podobała mi się bardziej, ale to wciąż kawał świetnego SF.

 

“Zabójczy pocisk” – opowiadania kryminalne polskich autorów. No, jakby to powiedzieć... Tu na portalu lepiej radzimy sobie z krótką formą niż czołowi polscy pisarze od kryminałów. Nawet Orbitowski i Małecki wypadli tu słabo. 

 

”Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” – Kazimierz Nowak. Jako miłośnik podróży rowerowych, długo ostrzyłem sobie zęby na tę książkę. I się nie zawiodłem. Gdyby ktoś nie wiedział, o co chodzi: w latach 1931-1936 pewien Polak przejechał Afrykę rowerem z północy na południe... i uznał, że wróci w podobny sposób (ale tym razem też trochę konno, pieszo, czółnem i wielbłądem). Wyczyn niesamowity, niestety trochę zapomniany. W tamtych czasach chyba nikt tak nie podróżował:  samotnie i z tak małym budżetem (Nowak utrzymywał się z listów, które wysyłał do Polski i które jego żona publikowała w gazetach). 

Poza tym książka – a właściwie listy zebrane w jedną w miarę spójną opowieść – jest napisana naprawdę ładnie, taką klasyczną, piękną polszczyzną. Ciekawe obserwacje z tamtych czasów, niektóre wciąż aktualne. Jest w tej książce też szczerość i brutalność, która obecnie by nie przeszła. Nowak nie oszczędza ani tubylców, ani kolonizatorów; nie przegina też na ich niekorzyść – jest sprawiedliwym, rzetelnym obserwatorem. 

 

”Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” – Weronika Murek. To króciutki zbiór opowiadań, który został nominowany do Nike... z powodów dla mnie niepojętych. Nie sposób odmówić autorce ciekawego pióra, ale ja tych jej historii zwyczajnie nie rozumiem, a tym bardziej nie rozumiem, co jest w nich takiego, żeby nominować je do najważniejszej polskiej nagrody literackiej. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Ja właśnie skończyłam “Władcę much” Williama Goldinga i szczerze mówiąc jestem rozczarowana, ale to prawdopodobnie dlatego, że miałam duże oczekiwania. Czyta się nieźle.

Przynoszę radość :)

Wczoraj skończyłem ‘Siły Rynku’ Richarda Morgana. Książka ze spójną fabuła, sprawnie napisana, bohaterowie realistyczni. Sam kontekst powieści nie porwał. Nie czytałem z rozwartą gębą :D Ale wykonanie w mojej ocenie było na tyle dobre, że z chęcią przeczytałem do końca i mogę polecić.  

 

Czytam “Źródło” Ayn Rand i po pierwszych stu stronach jestem naprawdę pod wrażeniem – to, jak to jest napisane, kreacja postaci, sposób kreślenia relacji między nimi... Coś zupełnie spoza mojego kręgu zainteresowań, a wciągnęło jak diabli. W taki sposób, że wolę czytać sobie rzadziej, po kawałku, by rozciągnąć przyjemność czytania na jak najdłuższy czas :]

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak, Jossy! wciąga jak odkurzacz śmieci. Kilka lat temu czytałam bez przerwy, prawie całą majówkę:) Podobnie zresztą wciągnęło mnie “Małe życie”, ale z innych względów. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Jaaaki fajny hajdparkowy wątek! Wchodzę w to! Niedawno łyknąłem 'Czy jesteś psychopatą?' Jona Ronsona (to gość od Człowieka Patrzącego na Kozy). Rewelacyjna, ciekawa i świetnie napisana, u mnie wywołała opad szczeny. Nie piszę o czym jest, bo łatwo ją zespoilować. Tytuł troszkę sugeruje :) Wcześniej odbilem się od cyklu Pękniętej Ziemi autorstwa Nory Jemisin. Nie jest to słabe, oj nie, natomiast historia traci momentum w drugim tomie i nie chciało mi się brnąć. Obecnie czytam To, co najlepsze. To zbiór tekstów Harlana Ellisona. Nie wszytko da się tu łatwo strawić. Jego opowiadania to ciężkie, duszne i dość pesymistyczne utwory, często bardzo psychologizujące. Z kultowych, na przykład 'Nie mam ust i muszę krzyczeć' wbilo mnie przed chwilą w fotel pociągu TLK. Nie zauważyłem nawet, że minalem Iławę!

Ja nie dałam Ellisonowi rady. Niektóre opowiadania przeczytałam, niektóre przerywałam, zaledwie kilka tak naprawdę do mnie dotarło i mi się spodobało ; /

Z Pękniętej ziemi przeczytałam na razie tylko pierwszy tom i nie zachęcasz do sięgnięcia po drugi, może nie bez powodu się wahałam przed zakupem...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Skończyłam 3 tom Wielkich Płaszczy, nadal kocham de Castella, choć w 1/3 książki miałam trochę spadek czytelniczy ale to raczej moja wina, za dużo roboty. Czekam na 4 tom.

Ostatnie namaszczenie Haladyna w sumie niezłe, ale nie moja tematyka. Nie do końca podoba mi się zakończenie.

Teraz zabieram się za Triskel Chodorowskiej

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

joseheim, drugi Tom Pękniętej Ziemi warto doczytać, bo odkrywa chyba wszystkie najważniejsze karty i sporo wyjaśnia. Na tyle, że trzeci Tom wydaje się niepotrzebny :) Ellison jest bardzo mocny. Ja z niektórych jego opowiadań wynoszę tylko zdziwioną minę. A niektóre są rewelacyjne. Łączy je niezły styl pisania, ja swojego wciąż szukam, więc podpatruje tu I tam.

Czytałam “Nie mam ust, a muszę krzyczeć” jakieś 20+ lat temu po raz pierwszy i też mnie kompletnie wbiło w fotel, wrażenie z czasem bynajmniej nie minęło.

ninedin.home.blog

Skończyłam dziś czytać “Królową Tearlingu” Eriki Johansen. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Mam tylko jedno pytanie – dlaczego tak trudno znaleźć książkę napisaną tak dobrze?

 

Leniwa jestem, więc wklejam to, co napisałam na Lubimy Czytać:

Kawał świetnego fantasy, mniej więcej klasycznego. Każde fantasy powinno być tak napisane, a właściwie to każda książka – szybko wciąga, zwroty akcji robią wrażenie, fabuła jest zgrabna i przemyślana, postacie i relacje między nimi świetnie przedstawione. Dawno żadna książka nie zainteresowała mnie tak, jak ta, wręcz sama kazała się czytać, rzucać wszystko i czytać, czytać, byle dowiedzieć się, co będzie na następnej stronie. Dałabym 9 gwiazdek, jednak według nomenklatury LC oznacza to pozycję "wybitną". "Królowa Tearlingu" oczywiście wybitna nie jest, to wielkie słowo, ale z pewnością jest bardzo, bardzo, bardzo dobra. Po skończeniu czytania usiadłam do komputera i z marszu zamówiłam dwie pozostałe części cyklu.

Polecam "Królową" każdemu fanowi fantastyki, ale też przygody i po prostu zajmującej lektury. Niby wszystko, co opisuje Erika Johansen, gdzieś już kiedyś było, ale i tak zdołała stworzyć z klasycznych elementów opowieść pełną nietypowych rozwiązań i wyraźnie wyróżniającą się na tle innych. Jeśli to debiut – kłaniam się w pas. A autor blurbu bredzącego o walce księżniczki z czarownicą i starciu światła i mroku powinien się wstydzić i dostać zakaz pisania czegokolwiek do końca życia. Nie dajcie się zwieść miałkiej, bezsensownej zajawce! W każdym razie – szczerze polecam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wlasnie mam czytelniczą dziurę, więc skoro padają tak dobre słowa, może się skuszę na tę Królową. A przynajmniej przetestuję darmowy fragment na czytniku ;)

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Czytam “Zawód: Powieściopisarz” Haruki Murakamiego. Podoba mi się. Nie jest to w żadnym razie poradnik pisania, raczej zbiór wrażeń i poglądów autora na literaturę, świat literacki jako taki, proces pisania itp. Takie odświeżające mi się to wydaje.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Też czytałam “Zawód”, też mi się podobał.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Poległem, Harlan Ellison mnie zmeczyl, odpadlem w drugim tomie antologii. Zacząłem Murderbot Diaries Marty Welles. Wrócę z szerszą opinią, na razie bardzo fajne. Ktoś z Państwa to czytał?

U, a akurat na wakacje miałem odłożoną tę antologię Ellisona. Sugerujesz, żeby nie rzucać się na wszystko na raz?

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dla mnie to lektura do czytania w kawałkach. Teksty są ciężkie, niektóre owszem, świetne, ale mam z nimi jak z serialem Black Mirror, jeden odcinek raz na jakiś czas mi wystarczy. A część tekstów zwyczajnie mnie przerosła, zostawiając z WTF w głowie.

Hmmm, cenna uwaga. Akurat z Black Mirror też tak mam, że oglądam sobie raz na jakiś czas losowy odcinek (i jeszcze kupa przede mną). Dzięki na info, zobaczymy jak będzie. Na szczęście jest jeszcze masa innych rzeczy do czytania :D

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Wczoraj wyposażyłem się w niedawno wydaną, reklamowaną także na portalu książkę "Czas pomsty" Macieja Liziniewicza. Jako że akcja powieści ma miejsce w siedemnastowiecznej Rzplitej (i według okładki jest to "powieść historyczna"), oczekiwałem lektury odpowiadającej moim zainteresowaniom

Lektura pierwszej strony doprowadziła mnie do wniosku, że rady dawane na naszym szanownym portalu są całkowicie nieżyciowe, gdyż widocznie poważni, drukowani na papierze pisarze przyjmują zupełnie odmienne rozwiązania. Widać to już w pierwszym zdaniu powieści, które informuje nas o zapisanym cyfrą (!) roku, w którym zaczyna się opowieść oraz serwuje lakoniczny opis pogody. O ile to można jeszcze uznać za odwołanie do klasyki (poza oczywiście cyfrowym zapisem), to gdy zjeżdżamy wzrokiem na dół (pozostając wciąż na pierwszej stronie), widzimy figurujący tam przypis. Zawiera on informację moim zdaniem całkowicie zbędną, bo wiedza, iż jazda kozacka wyewoluowała w pancerną jest dla osoby interesującej się epoką raczej oczywista, a dla poszukiwacza dobrej przygodówki kompletnie niepotrzebna (a w razie czego łatwa do wplecenia po prostu w tekst). Niestety szybkie przekartkowanie książki pokazuje, że przypisów jest znacznie więcej i znajdują się wśród nich tak oświecające uwagi, jak stwierdzenie, że słowa "co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili" pochodzą z Ewangelii wg św. Mateusza (nota bene w używanych w XVII stuleciu przekładach fragment ten brzmi inaczej) albo tłumaczenie, cóż po niemiecku znaczy tajemniczy zwrot "Verfluchte Scheiße".

Być może fabuła wynagrodzi te pierwsze zgrzyty, w takim wypadku nie omieszkam o tym zameldować, ale na razie nastawiłem się do książki niestety negatywnie.

PS. Rozbawił mnie za to znajdujący się na tyle okładki diagram, przedstawiający proporcje w zawartości powieści między realizmem, a fantastyką (z przyczyn mi nieznanych określoną jako "fantazja").

To z Mateuszem to akurat jest przypis bo cytat, nie poradzisz, wymagania prawne. Ja też musiałam pozamieszczac...

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Ok, w takim razie w tym wypadku przesadziłem, ale niestety przypisów jest dużo i większość nie dotyczy cytatów ;/

Ale podobno fabularnie bardzo dobra choć brutalna, przynajmniej takie słyszałam opinie bo akurat nie moja tematyka :D

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Wreszcie się zabrałam za “Każde martwe marzenie” Wegnera. I chociaż fanką Wegnera pozostałam, to pierwsze 100-150 stron zmęczyło mnie na tyle, że gdyby to nie ten autor, to ciepnęłabym w cholerę. Postać cesarza, który rozwlekle, wraz ze swoimi współpracownikami, tłumaczy nam politykę Meekhanu – no cóż, naprawdę można było sobie darować taki łopatologiczny, rozbudowany ponad miarę i rozsądek głos z offu, zwłaszcza że wszystko dałoby się zgrabnie wpleść w fabułę.

A już monologi, w których niby wszystko miało zostać powiedziane konkretnie, w żołnierskich słowach, bez zbędnych ozdobników, a które w rzeczywistości przepoczwarzały się w zdania wielokrotnie złożone, z dygresjami i opowieściami o dupie Maryny – no, naprawdę, łatwo nie było.

Na szczęście po tych stu stronach cesarz odzywał się coraz rzadziej.

Tomasz Duszyński, “Glatz”. Naprawdę wciągający retro kryminał, z naprawdę beznadziejnie wykreowanymi postaciami kobiecymi.

Ale najbardziej żenująca jest korekta. Nie mam pojęcia, jak wydawnictwo SQN mogło wypuścić coś takiego. Literówki, powtórzenia, stylistyczne potworki, kompletnie przypadkowa interpunkcja. Czytam i nie mogę wyjść ze zdumienia. Aż sobie sprawdziłam, czy ktokolwiek za tę korektę odpowiada.

Tak. Ktoś to zrobił. Wydawnictwo SQN i Paweł Wielopolski – shame on you. Masakra.

SQN czasami tak ma, jak odkrywają że jest za krótki termin do wydania to z procesu chyba wywalają korektę, też się z tym już u nich spotkałam...

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Widać to już w pierwszym zdaniu powieści, które informuje nas o zapisanym cyfrą (!) roku, w którym zaczyna się opowieść oraz serwuje lakoniczny opis pogody.

No właśnie, lakoniczny.

Akurat daty roczne w narracji prawie zawsze zapisuje się cyframi. I całe szczęście – tak jest po prostu czytelniej. Gdyby jakaś banda zbuntowanych korektorów forsowała tu zapis słowny i żelazną regułę, świadczyłoby to o postępującym zaniku rozsądku w narodzie.

Spójrzmy choćby na zdanie rozpoczynające “Ogniem i mieczem” (co w tym przypadku wydaje się szczególnie na miejscu):

https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ogniem-i-mieczem-tom-pierwszy.html

Niska jakość korekty? Na pewno nie.

 

Na wszelki wypadek nadmienię, że nie należę do znajomych autora i w żaden sposób nie jestem związany z Wydawnictwem Dolnośląskim. Jednakże po natknięciu się na Twoje niezbyt pochlebne uwagi, Światowiderze, wiedziony ciekawością, przeczytałem początek “Czasu pomsty” (darmowy fragment). Szczerze mówiąc, ja tu widzę przede wszystkim przyzwoitą stylizację i obiecującego protagonistę.

Trochę nie moje klimaty. Znaczy, mam jak Ceterari. Ale na przykład mój tata, który od dziecka jest fanem Sienkiewiczowskiej trylogii – myślę, że tata wsiąkłby w “Czas pomsty” od razu.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Wegner, “Wschód-Zachód”. Pierwszą część o stepach łyknęłam jak młody pelikan, czytało mi się miodnie, po prostu świetnie. A przez drugą brnęłam jak przez grzęzawisko, z jakiegoś powodu nie dała rady mnie zainteresować – doceniam pomysły, doceniam kreację świata i tak dalej, ale bohater, Altsin, mi nie podszedł i tyle.

Z pewnością zrobię sobie dłuższą przerwę, zanim sięgnę po kolejny tom, bo ten mnie solidnie wymęczył.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Łyknąłem 'Świat Miniony' Toma Sweterlitscha. Zaczyna się świetnie, potem jest po prostu dobre, koniec kontrowersyjny. Ciekawe podejście do podróży w czasie i mechaniki kwantowej, ubrane w nieźle ciuchy thrillera. Zdeczko grafomańskie chwilami, jednak mogę polecić.

“Inkub” Artura Urbanowicza. Przeczytałam skuszona entuzjastycznymi recenzjami, ale nieco się rozczarowałam. Czytało się dobrze, zwłaszcza podczas urlopu, kiedy wchodzą głównie lekkie powieści. Jednak główny bohater został tak niedorzecznie skonstruowany, że mocno utrudniało to zaangażowanie w jego losy. No i finał, a właściwie droga, która do finału bezpośrednio doprowadziła, wzbudziła we mnie lekkie zażenowanie

@Łosiot:Murderboty bardzo mi się podobały, czytałam wszystkie (a ujelo mnie chyba głównie to, jak Wells prowadzi narrację i kreuje bohatera, bo same historie nie są przecież fabularnie jakoś porazajaco oryginalne). Natomiast od miesiąca wsiaklam w MacLeoda, chwilowo kończę "Dom burz" i jestem absolutnie zachwycona.

ninedin.home.blog

Murderbot, no tak, przeczytałem i mimo zapowiedzi, zapomniałem tu wrócić z opinią. Faktycznie całkiem dobre, głównie ze względu na bohatera i jego relacje ze światem. Fabularnie, to się szybko robi wtórne względem samego siebie, powtarzanie podobnego schematu tylko dlatego, że autor postanowił zrobić trylogię... Nie miałaś takiego wrażenia?

Czytałem jedną książkę MacLeoda: “Pieśń czasu. Podróże” (opowiadania + krótka powieść). “Druga podróż króla” z tego tomu była kiedyś w NF. Jedno trzeba MacLeodowi przyznać – facet potrafi stworzyć klimat.

 

Cykl “Przybysz” (Foreigner) C.J. Cherryh. Jestem przy czwartym tomie.

Inna planeta. Oderwana od macierzy ziemska społeczność. Rdzenni mieszkańcy planety, atevi – mniej zaawansowani technicznie. Napięte stosunki polityczne. Na początku serii oba gatunki są bliskie wznowienia/rozpoczęcia lotów kosmicznych (ludzie mają wiedzę, atevi środki).

Kiedy już przełknąłem, że atevi pod względem wyglądu przypominają ludzi w stopniu niemal startrekowym, uwierzyłem w ten świat i dałem się wciągnąć. Ci tubylcy są naprawdę interesujący.

Niekoniecznie polecam zwolennikom szybkiej akcji. Ciągłe rozkminy bohatera dotyczące obcych odruchów atevich, ich osobliwych relacji społecznych, a także ich personalnych oraz politycznych motywacji, mogą kogoś znudzić. Jeżeli jednak, przy okazji odkrywania większej wizji, lubicie czytać o zderzeniach kultur, politycznych intrygach oraz odważnych dyplomatach, którzy nieustannie walczą, żeby przeżyć i zrozumieć, co się dzieje...  W takim przypadku zachęcam Was do zapoznania się z cyklem Cherryh :) 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

“Ciemno, prawie noc”, Joanna Bator – dobre, fajne podejście do kryminału, choć protagonistka nieco mnie irytowała. 

 

“Kraina Chichów”, Jonathan Carroll – dziwna książka. Skusiłem się, bo ktoś kiedyś porównywał moje opowiadania do twórczości Carrolla. I z jednej strony nie czytałem jeszcze czegoś podobnego, a z drugiej – wiele mnie w tej książce zaskoczyło. Jest taka... nieprzeszarżowana. Jest napisana “inaczej”, ale nie dlatego że wyróżnia się stylem czy nowatorskim prowadzeniem fabuły. Chodzi raczej o jej oszczędność, precyzję, zwyczajność. Polecam, bo to klasyk. 

 

“Wielki marsz”, Stephen King – utwierdzam się w przekonaniu, że książki Stephena Kinga są idealne, by zabrać je na wczasy. Dobrze się je czyta, ciekawią, a jednocześnie nie wymagają skupienia, można przerwać lekturę w każdej chwili i w każdej chwili z powrotem ją podjąć. 

Polecam “Wielki marsz” do podróży, które odbywa się siłą własnych mięśni. Ja akurat wybrałem rower, ale do pieszej wędrówki ta książka nadałaby się jeszcze bardziej ;)

 

“Historia twojego życia”, Ted Chiang – tytułowe opowiadanie to miazga, inne co najmniej dobre. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

“Krainę Chichów” również polecam, ale jej odbiór jest pewnie inny niż był w latach 80-tych, kiedy czytałem po raz pierwszy. Wtedy to był opad szczęki :). Chyba to było w NF, jeśli się nie mylę?

Chiang rządzi! Świetne opowiadania, nie tylko tytułowe. Kinga wolę akurat inne książki, ale wszystko, co napiszę, biorę w ciemno (no, są małe wyjątki – “Buick 8” czy “serca Atlantydów” na przykład).

A żeby nie offtopować...

“Poklatkowa rewolucja” Wattsa – chłop pomysły ma, że tylko czytać. Z tym, że jakoś ich nie umie ubrac w porywającą fabułę – napisane poprawnie, ale “bez błysku”. Szkoda, bo jego teksty mogłyby być arcydziełami, a tak są tylko bardzo dobre.

“Magia Serbithów” Emelkali – a tu w drugą stronę. Niby to sztampowe fantasy, ale jest jakaś magia w tym pisaniu. Jak nie lubię fantasy, to Emi łykam jak pelikan :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Z tego, co ostatnio przeczytałam, najbardziej wyróżnia się na plus “I sprawisz, że wrócę do prochu” Ambrose’a Parry’ego (tak naprawdę to pseudonim, pod którym kryje się małżeństwo Chrisa Brookmyre’a i Marisy Haetzman). Niezwykle wciągający kryminał retro, z dobrze skonstruowanymi bohaterami, niesamowicie oddanymi realiami Edynburga w połowie XIX wieku i imponującym researchem (a może po prostu wiedzą Marisy Haetzman, która jest konsultantką anestezjologiczną) na temat ginekologii i anestezji w tym czasie.

Sama zagadka taka sobie, ale to mi kompletnie nie przeszkadzało. Rzadko mi się ostatnio zdarza, że jest mi przykro, że książka się już skończyła, bo chciałabym więcej.

 

Przeczytałam ostatnio jeszcze jeden kryminał retro, “Tajemnica Domu Helclów” Maryli Szymiczkowej (znowu pseudonim dwóch autorów, tym razem Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego). Ładnie napisane, ciekawy pomysł na bohaterkę (bystra, ale irytująco małostkowa i drobnomieszczańska żona podrzędnego profesora medycyny). Dla mnie głównym walorem było bardzo szczegółowe oddanie realiów Krakowa pod koniec XIX wieku. Przeczytałam, było ok, po następne części raczej nie sięgnę.

Zakon Drzewa Pomarańczy Samanthy Shannon. Świat pełen magii, smoków jakich jeszcze nie było, bohaterek tak walecznych i odważnych jak niejeden mąż. Autorka wykreowała świat od A do Z, stworzyła ciekawe legendy, religie, do tego jej bohaterowie są bardzo autentyczni i nie da się ich nie polubić :)

Po 15 stronach 'Diaspory' Grega Egana poddałem się. Książka jest napisana twardym językiem naukowym, który przynajmniej jak dla mnie bardzo ciężko się czyta. Jakiś czas.temu.mialem okazji przeczytać miasto permutacji tego samego autora i było całkiem przyjemnie. Czytało się o wiele płynnej a i fabuła wciągnęło.

Ostatnio przeczytałem Kult  Łukasza Orbitowskiego. Choć to nie fantastyka (choć na siłę jakieś wątki można by naciągnąć) to i tak świetna lektura. Dobrze napisana w gawędziarskim stylu opowieść o dziejących się w latach osiemdziesiątych objawieniach na działkach w Oławie. Orbitowski z każdej historii wyciska esencję, doskonale nawiązując do realiów panujących w okresie o którym pisze i o zmianach zachodzących w transformującej się Polsce. Szczerze polecam, jedna z lepszych powieści 2k19.

Wcześniej czytałem Przeklęte krainy Piekary. Kolejny tom z cyklu inkwizytorskiego i niestety kolejne rozczarowanie. To bardziej materiał na dobre opowiadanie niż na pełnoprawną powieść. Całość jest niestety rozwleczona, przegadana, nie ma suspensu i mimo dobrego warsztatu nie potrafi wciągnąć. Niestety dobry kiedyś cykl został rozmieniony na drobne. Zamiast zmierzać do zakończenia Piekara pisze kolejne prequele i sidequele.

A teraz na rozkładzie Słowiański horror, antologia słowiańskiej grozy z moim opowiadaniem w środku :)

“Instytut”. Stephen King w dobrej formie, grube tomiszcze oferuje to wszystko, co w Kingu lubimy najbardziej... tylko zakończenie ssie. A raczej rozwiązanie intrygi. No już by lepiej wcale nie próbowali niczego wyjaśniać niż w taki bezsensowny, nielogiczny sposób. Serio-serio. Ale czyta się dobrze, przyjemnie spędziłam czas.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Biorę się za “Modyfikowany Węgiel” Richarda Morgana. W zeszłym roku widziałem Netflixowy serial, który początkowo był dobry, lecz tak po oglądnięciu połowy zrobił się już mniej dobry. Książka powinna trzymać poziom, ale nie wiem, zobaczymy.

Mnie się “Węgiel” spodobał, choć nie na tyle, bym rzucała się od razu na drugi tom. Mam gdzieś w pamięci, by go kiedyś przeczytać, ale mi się nie spieszy.

 

Ja kończę pierwszego “Gamedeca” (takie sobie, w sumie), zaczęłam “Łatwo być bogiem” Szmidta oraz “Magia kąsa” Ilony Andrews – i co do tego drugiego mam straszne podejrzenie, że wpakowałam się w Mary Sue, ale czas pokaże...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Modyfikowany Węgiel u mnie leży na półce w postaci trzech tomów. Również oglądałem serial na Netflixie zaraz po premierze i podobnie jak Bravincjusz odniosłem wrażenie ze od połowy się dłużył, a i zakończenie mnie trochę rozczarowało. Ale sam pomysł na wykreowany świat i bohaterów zacny, dlatego w najbliższym czasie pewnie zabiorę się za ten cykl.

Tymczasem ukończyłem Milczenie Shusaku Endo. Książka wciąga od pierwszych stron.  Niby prosta historia o prześladowaniu chrześcijan w Japonii, ale jednak sposób narracji jak i rozterki samego bohatera uważam za kunszt pisarski.  I chociaż to dwa zupełnie niepodobne sobie światy to mimo wszystko momentami czułem się jak podczas czytania ‘Drogi’ Cormana McCarty.  Czyli... prosty i oszczędny język, poruszająca historia i sporo refleksji. Zdecydowanie polecam. Moja subiektywna ocena to 9/10. Wkrótce pewnie zabiorę się na ekranizację.

 

Foskenie, ekranizacja zrobiła na mnie duże wrażenie. Jestem po, za to przed książką.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dobrze wiedzieć. Żona też oglądała ekranizację i też się podobała więc teraz nic tylko muszę zorganizować czas na trzy godzinny maraton : D Pozdrawiam

Skończyłem “Modyfikowany węgiel” niby to samo, co w serialu, ale zaserwowane dużo lepiej ;) Teraz biorę się za “Upadłe anioły”, czyli drugi tom z serii. Jeśli ktoś chce się zapoznać z klimatami cyberpunkowymi, polecam.

 

Zapomniałem dodać swoje uwagi odnośnie polskiego tłumaczenia. Niestety, niektóre angielskie zwroty brzmią dość dobrze po angielsku, ale przetłumaczywszy je dokładnie na polski dostajemy niezbyt atrakcyjne zdanie, które nasuwa pytanie “kto, do cholery, mówi w taki sposób???”.

Właśnie skończyłem “Prawiek” Olgi Tokarczuk, bo wiecie Nobel  i w ogóle.  Jest magiczna aura w tym,  jest kunszt, głębia. I jest to “zwykła” książka zarazem. Urzekające. 

Ja w zeszłym tygodniu skończyłam “Prowadź swój pług przez kości umarłych” Tokarczuk, ale wiele dobrego o tej książce nie mogę powiedzieć... Spróbuję z Prawiekiem!

www.facebook.com/mika.modrzynska

Ja też sięgnę najpierw po Prawiek, jak już sięgnę po Olgę T.

 

Tymczasem skończyłam “Problem trzech ciał” i jestem na tyle zaintrygowana, że sięgnę po drugi tom, co ostatnio nieczęsto mi się zdarza po przeczytaniu pierwszej części cyklu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

O, Problem Trzech Ciał bardzo mi się podobał. Warto czytać dalej, wprowadza świetne koncepcje i ma rozmach.

Na pewno będę czytać dalej, ale muszę chwilę odpocząć, bo mój mały mózg nie pojmuje tylu abstrakcyjnych koncepcji matematycznych naraz ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jestem świeżo po lekturze “Władzy absolutnej” Remigiusza Mroza. Autor kryminałów, m.in. serii z Joanną Chyłką, tym razem opisuje kręgi rządowe. Moim zdaniem – sporo fantastyki, chociaż pewne odwołania wydają się niepokojąco bliskie rzeczywistości. Książkę bardzo dobrze się czyta, trzyma w napięciu przez cały czas. Autor kreuje też ciekawe postacie kobiece. Polecam.

Jacek Dehnel, "Ale z, naszymi umarłymi". Powieść o apokalipsę zombich, ale w gruncie rzeczy to rzecz publicystyczna, moznaby w oparciu o nią zrobić fajny panel dyskusyjny. Polecam. Gość ma naprawdę wysokiej klasy pióro, jest przy tym błyskotliwy i dość przewrotny.

Skończyłem “Upadłe anioły”, po czym zabrałem do “Zbudzonych furii”, które też już skończyłem. Było brutalnie, było mrocznie i cyberpunkowo. Tak więc mogę się już pożegnać z Takeshim Kovacsem. Do gustu w szczególności przypadła mi ostatnia część, tj. “Zbudzone furie”, która dość ładnie podsumowuje cały cykl i zamyka wątki. Polecam :)

  1. Czytałem jakiś czas temu “Modyfikowany węgiel” i zastanawiałem się, czy brać się za następne tomy, widziałem sporo opinii, że są znacznie słabsze niż pierwszy. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Drugi może i słabszy, ale trzeci wg mojej oceny wszystko ładnie spina i podobał mi się najbardziej z całej serii. Pomiędzy tomami nie ma bezpośredniej kontynuacji, a akcja całej serii dzieje się na przestrzeni około dwustu lat. Bohaterowie wcześniejszych książek już nie powracają w kolejnych (z wyjątkiem Kovacsa), no i akcja każdej książki dzieje się na innej planecie (inny układ słoneczny lub inna galaktyka). Za to świat i cała mitologia jest od pierwszej książki ładnie rozwijana aż do ostatniej.

Antologia weird fiction Sny Umarłych.

Nie do końca weird. Sporo horroru. Dziwne wiersze na koniec. Miejscami strumienie świadomości. Ogólnie lektura miejscami bardzo bolesna, dobrze by jej wyszło gdyby ją odchudzić o połowę i zostawić same najlepsze teksty, a tak mam średnio przyjemną czkawkę bo złe teksty przesłoniły mi te dobre... Tak, kilka dobrych się trafiło.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Obecnie siedzę z Mroczną Wieżą Stephena Kinga, aktualnie czytam tom 4. Podoba mi się historia i bohaterowie, a przede wszystkimi ciekawi mnie świat Rolanda (głównego bohatera). W Mrocznej Wieży widzę ciekawe pomieszanie westernu i fantasy. Ma też swoje fragmenty grozy. Jest w niej rzewność, ale jest ona dla mnie lekkostrawna, a nawet ubogaca kreację Kinga. 

Ja obecnie czytam : Przebudzenie – Stephen King, poza tym opowiadania Lovecrafta, chociaż  bardziej leży mi Edgar Allan Poe: William Wilson, czy Zagłada domu Usherów – zdecydowanie najlepsze opowiadania.

Mersayake – Mroczna Wieża – świetna seria! 3, 4, 7 tomy najlepsze! 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

3, 4 – jak najbardziej, reszta niekoniecznie. Ale to świetna saga, IMHO!

A jeśli Poe, to może także Sheridan LeFanu, Hope Hodgson, Ambrose Bierce czy Grabiński?

Polecam!

A ja obecnie – Maciej Wojtyszko “13 piórko Eufemii”. Ktoś w ogóle o tym coś słyszał ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O, Grabińskiego polecam! Wojtyszkę pamiętam z Bromby i chyba był reżyserem od “Miodowych lat” oraz “Pensjonatu pod Różą”. O Eufemii nie słyszałam.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Eufemia to świat Bromby właśnie. i jeszcze “Tajemnica szyfru Marabuta”. Ech, żeby tak czasu więcej, kusi machnięcie jakiegoś artykułu...

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

AAA:DDD, nie wiedziałam.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Pomocy potrzebuję.

Powiedzcie mi tak szczerze, czy ze mną jest coś nie tak, czy po prostu mam pecha.

Już czwartej książki z kolei nie potrafię skończyć – do tej pory mi się to nie zdarzało.

Jeśli ktoś z was, o światli portalowicze czytał którąś z poniższych książek, niech się ze mną podzieli wrażeniami. 

 

Joe Abercrombie – Ostrze (Nic się nie dzieje, czyli nudna – wysiadłem na scenie grzy w karty.)

Peter V. Brett – Malowany człowiek. (Runy są fajne, demony też ujdą, ale język? – Czy to książka dla dla młodzieży)

Stephen Baxter – Ultima (Zupełnie mnie ten świat nie wciągnął i też mało sie dzieje )

Peter Watts – Ślepowidzenie (A tu znowu przegięcie w drugą stronę. Wyobraźnia mi szwankowała przy opisach Rorschacha)

A u was,  jak było?

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Watts – ciężko było, ale fascynująca jest wyobraźnia i wiedza autora. Muszę kiedyś na spokojnie przeczytać drugi raz.

Reszty nie czytałem (pierwsze dwie to fantasy? staram się nie tykać)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jedynie “Ślepowidzenie” przeczytałam, ale musiałam się wciągnąć i czytać na jednym wdechu. Dwa razy podchodziłam.

W przypadku pozostałych: dwie strony, kartkowanie i już więcej po nic ich nie sięgnę.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki Staruchu, mam bardzo podobnie – pierwszy punkt dla mnie.

Jeszcze dwa, abym stwierdził, że po prostu mam pecha. :)

 

Asylum, od razu cztery punkty mi się trafiły?

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Ostrza nie czytałam. Malowany człowiek znudził mnie śmiertelnie, nie doczytałam. Ultima to druga część. Pierwsza jest Proxima i jest fatalna, więc po Ultimę nawet nie sięgałam. Wattsa spróbuj jeszcze, mnie zachwycił. Najtrudniej przebrnąć przez pierwsze 50 stron, bo zostajesz wrzucony do kompletnie obcego świata, ale potem się w nim rozeznasz.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fizyku:), nie rozumiem, jakie cztery punkty?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, taki mały żarcik, który nie wybrzmiał, bo udało Ci się wcisnąć komentarz pomiędzy mnie i Starucha. Założyłem, że jeżeli trzy z czterech wymienionych książek dostaną negatywne opinie, to znaczy, że ze mną wszystko w porządku i po prostu mam pecha. A Ty wpadłaś z komentarzem i wszystko tak jak u mnie. Znaczy “Slepowidzenie” jest ok, ale za pierwszym podejściem też nie dałaś rady.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Trochę się domyślałam, co miałeś na myśli, ale pewna nie byłam:)

Nie dałam, ponieważ trzeba wejść w tekst i nie rozpraszać się, to nie opowiadanie, po prostu.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Mnie się Ostrze (i cała trylogia) bardzo podobało. Abercrombie ma niezwykły dar do tworzenia ciekawych, niejednoznacznych bohaterów. Ale też tak ostatnio mam, że mało co kończę. Np. Czerwoną krainę tego samego Abercrombiego porzuciłam po dwustu stronach, a zmuszalam się do czytania tak długo, no bo, kurczę, Abercrombie. Ostatnio porzuciłam "Pięść" Bożeny Walewskiej, chociaż tyle dobrego o tym czytałam. Styl pisania jest taki baśniowy, niemal przypowieściowy, i zupełnie nie mogłam się wczuć w historię, a już w ogóle w bohaterów.

Mnie również Abercrombie bardzo podchodzi, właśnie zaczęłam jeszcze ciepłą nowość, “Szczyptę nienawiści”.

 

Ale też mam tak (im jestem starsza, tym bardziej), że czasem rezygnuję. Zwykle daję szansę ok. 100 stronom, jeśli coś mnie męczy, czasem mniej, czasem więcej. Ostatnio (jesienią) zrezygnowałam z Fionavarskiego Gobelinu, nie doczytałam nawet do końca pierwszej części. Odrzucał mnie praktycznie w każdym aspekcie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mnie Abercrombie kupił na 100% dopiero przy “Ostatecznym argumencie”. Dwie pierwsze części trylogii to takie 7/10, ale później było już bardzo dobrze. Przeleciałem “Zemstę...”, “Bohaterów” i “Czerwoną krainę” – wszystkie mi się bardzo podobały. Teraz czytam “Ostre cięcie” i już się nie mogę doczekać na "Szczyptę nienawiści”.

Z wymienionych przeczytałem Ślepowidzenie, teraz mierzę się z Echopraksją... wcześniej czytałem trylogię ryfterów. Watts jest bardzo inteligentnym człowiekiem i ma szeroką wiedzę, ale mimo wszystko łatwo jest się pogubić w jego książkach. Trochę tak, jakbym czytał pracę magisterską z pogranicza psychologii, biologii, astronomii... Może jestem za mało ambitny, ale nie do końca tego oczekuję po książkach, po które sięgam.

 

Z innych tytułów, które niedawno czytałem: polecam “Czasomierze” Davida Mitchella. Dużo bardziej “zwyczajna” opowieść, ale warstwa fantastyczna stopniowo rozwija się w niej na drugim planie, a w przedostatniej części (Labirynt Horologa) wychodzi na pierwszy plan.

Jedna z niewielu książek, której zakończenie uważam za udane.

Precz z sygnaturkami.

O, Mitchell to jest dziwny. Mam mieszane uczucia co do niego (czytałam dwie książki).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za fajny odzew. Ostatecznie wychodzi 2.5 do 1.5, czyli wynik na pograniczu normalności.

Ślepowidzenie trudne, ale dobre i ambitne.

Abercrombie jednak raczej się podobał.

Dzięki wam, do obu książek powrócę.

Mitchella wpisuję na listę “do przeczytania” – a raczej na półkę, bo używam legimi.

 

A tu może pojawić się następny temat. Wydaje mi się, że posiadanie abonamentu w legimi, w pewien sposób ułatwia porzucanie książek po przeczytaniu początku, który jakoś nie satysfakcjonuje.

 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Polecam Wam gorąco ksiązkę Jamesa Lovelocka “Novacene”. Nie wiem, czy gościa trzeba tu przedstawiać? Ten wielki umysł, wybitny naukowiec i wynalazca ma obecnie 99 lat i jest wciąż w świetnej formie. Novacene to tak naprawdę długi esej o roli życia biologicznego w kontekście funkcjonowania naszej planety i jej klimatu, o ewolucji, o końcu antropocenu i początku novacenu, czyli epoki, w której ludzkośc nie będzie już najważniejsza. Tam mnie zajarała ta książka, że aż zainspirowała do napisania opowiadania. 

P.S.

Buk is in inglisz, bat not wery difikalt :P

Dziś skończyłam “Szczyptę nienawiści” Joe Abercrombiego – kawał znakomitej opowieści z Uniwersum Pierwszego Prawa. To bodaj jeden z moich ulubionych autorów fantasy, naprawdę wie, jak ożywić fabułę, jak stworzyć pełnokrwistych bohaterów, jak zaskoczyć czytelnika, a do tego ten inteligentny humor! “Szczyptę” spokojnie można czytać bez znajomości wcześniejszych książek z uniwersum, choć oczywiście pozbawi to czytelnika szeregu smaczków. Zdecydowanie polecam.

 

A skoro już tu jestem to wspomnę jeszcze, że jakiś czas temu przeczytałam “Opowieść podręcznej” Margaret Atwood i było to dla mnie ogromne rozczarowanie. Naprawdę nie rozumiem, czym się tak ludzie podniecają i z czego wynika tak wysoka ocena tej powieści. Zdecydowanie nie polecam, “Opowieść” skutecznie zniechęciła mnie do sięgania po inne książki autorki.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mnie się Opowieść podręcznej bardzo podobała :) Taki minimalizm, z którego można sobie powoli wyłuskiwać fragmenty historii. Tak mi się spodobało, że dałam mamie, ale stwierdziła, że to szajs :D

 

Jak wspominałam na SB – Teodor Szacki to jest chłop, a Miłoszewski to jest gość. Wspaniałe książki, jestem baaaaardzo zadowolona <3

 

No i na fali oskarowej zaczęłam Małe kobietki, ale po 50 stronach cisnęłam w kat. Brr.

www.facebook.com/mika.modrzynska

“Opowieść podręcznej” pełna jest nielogiczności, które były dla mnie nie do przejścia. Nie kupiłam wizji świata wykreowanego przez autorkę i tyle.

 

A “Małe kobietki” czytałam jako nastolatka, wtedy mi się podobały.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Także lubię “Opowieść podręcznej”, ale nie jest to moja ulubiona powieść Atwood. Przyznam się, że bardzo lubię twórczość Kanadyjki (taka ze mnie fanka trochę) – “Alias Grace”, trylogia MadAddam, ale też powieści bardziej obyczajowe polecałabym bardziej. Jeszcze przede mną “Ślepy zabójca”, uważana chyba za najlepszą, nawet od Podręcznej. Jak przeczytam to podzielę się wrażeniami. 

Oho, jakoś mi umknęło, że wydali nową powieść Abercrombie’ego, trzeba dorzucić do listy, dzięki za cynk. Ja jestem w trakcie cyklu o Świecie Rzeki –  Farmera. Tom pierwszy genialny, drugi trochę gorszy, w trzecim niestety zaczynam utykać, jakieś zupełnie bezsensowne i niepotrzebne infodumpy tu się odjaniepawlają i całkowicie zmienia się klimat opowieści :c . Tym niemniej nadal jest duża ciekawość – o co w tym wszystkim chodzi i trzeba będzie zacisnąć zęby, i to skończyć...

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ukończyłem w tym tygodniu lekturę “Czarnoksiężnika i kryształu” (Mroczna Wieża IV tom) Stephena Kinga. To była dobra opowieść. Długa, ale dobra. Na plus na pewno bohaterowie i przedstawienie świata. Na minus dłużyzna, moim zdaniem momentami niepotrzebna. Niebawem zabiorę się za kolejny tom, ciekawe czy będzie równie dobry... smiley

@Bailout: miałam ze Światem Rzki dokładnie tak samo :D

ninedin.home.blog

No niestety, Świata Rzeki lepiej nie kończyć...

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A szkoda, bo pomysł wyjściowy był naprawdę pierwszej klasy...

ninedin.home.blog

Lektury lutego:

 

Anna Kańtoch, Łaska – eee, takie idealne 5/10

Jakub Żulczyk, Czarne słońce 8/10 (byłaby dyszka, ale czasem całymi stronami gubiłam się w narracji) – za to boski język i futurystyczna wizja Polski, skarb!

Maciej Marcisz, Taśmy rodzinne – no, mocne 3/10, środek mocno siada (wyliczanki towarów, ile to się ciągnęło), chyba najbardziej banalna puenta w historii banalnych puent, ale kilka naprawdę ślicznych zdań i parę postaci naprawdę dobrze zbudowanych psychologicznie (młodość ojca świetnie opisana)

Justyna Kopińska, Polska odwraca oczy – 10/10 – Kopińska wzięła sobie do serca zasadę Hitchcocka, że trzeba zacząć od trzęsienia ziemi, a potem ma być już tylko gorzej

I jeszcze zmolestowałam tomik wierszy Baczyńskiego, bo fajnie jest czasem odświeżyć sobie coś, co nie zachwycało w szkole i odkryć, że jednak zachwyca <3

 

Aktualnie jestem w trakcie Quo Vadis Sienkiewicza, ale chyba nie dotrwam do końca. Mocno irytuje mnie przedmiotowość Ligii, która póki co jest tylko ślicznym obrazkiem do wzdychania. Nagłe zakochanie się Winicjusza (po zobaczeniu jej raz już planuje starzeć się z nią) jest creepy, stalkierskie i takie trochę podpadające pod borderka. Brr.

Ale jak ten Sienkiewicz zrobił taki research bez internetu, to ja nie wiem :o

www.facebook.com/mika.modrzynska

Ja wiem, jak on ten research robił (zajęcia o tym prowadziłam, w ramach cyklu o tym, skąd dzisiejsza popkultura bierze swoją wizję antyku), ale nie jestem pewna, czy chcecie ścianę tekstu na ten temat :D :D :D 

 

PS. W sumie zgoda co do Kańtoch (no dobra, tej bym dała tak 6), choć i tak Łaska >>>> Pokuta (Łaska jest na tyle IMHO ładnie napisana, że styl wiele problemów w fabule maskuje. 

ninedin.home.blog

ale nie jestem pewna, czy chcecie ścianę tekstu na ten temat :D :D :D 

Podzieloną na akapity i wrzuconą do publicystyki? Jasne :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No to super, zrecykluję notatki i napiszę. Mam też artykuł o Rzymie w “Start Treku”, “Doktorze Who” i “Stargate”, mogę zrobić polską wersję popularną :)  

ninedin.home.blog

jest to potrzebne! :D

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

No to super, zrecykluję notatki i napiszę. Mam też artykuł o Rzymie w “Start Treku”, “Doktorze Who” i “Stargate”, mogę zrobić polską wersję popularną :)  

Mogę tylko kibicować :) Co prawda ST i Doktor to nie moja bajka (z kolei Stargate jako nastolatek uwielbiałem), ale na pewno i o nich przeczytam, a naszej publicystyce zdecydowanie przyda się więcej treści :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Skończyłem dzisiaj w pociągu “Jedyne. Ścieżki krwi” Pawła Majki. Taki średniak, do poczytania w podróży się nada, ale generalnie bez żadnych zachwytów. Światotwórstwo praktycznie zerżnięte z Amberu. Wiadomo, trochę się różni, ale wygląda to na wzięcie Amberu i przysypanie go odrobiną zmian, żeby nie było przypału (i tak np. zamiast “cieni Amberu” mamy “widma”). Ale w zasadzie jest masa fantastyki ściągającej z Tolkiena, więc i tak ściąganie z Zelaznego jest nieco bardziej oryginalne, to nie jest największy problem. Największym problemem jest chyba dla mnie sam styl – nieco infantylny, a przy tym popadający w masę zbędnych, niewnoszących nic do fabuły, za to przeładowanych infodumpem dygresji, które rozwalają jakiekolwiek tempo. W scenie spotkania dwóch bohaterów autor potrafi walnąć długa na kilka stron dygresję o tym, w jakiej sytuacji ostatni raz się spotkali, przerywaną dygresją na temat światów (widm) które wtedy odwiedzali, a wszystko sprowadza się do tego, że rzucają może po jednej linijce dialogu nawiązującej do tamtego spotkania i tyle, nic więcej z tego nie wynika. A i z samego spotkania chyba też nie za wiele wynika, bo więcej się w powieści nie spotykają, a i ich wątki bezpośrednio się nie zazębiają. Ogólnie więc mamy trochę chaos, ale chaos zanudzony tym zawałem dygresji. Do tego jakość redakcji pozostawia naprawdę wiele do życzenia. No, ale kupiłem tego ebooka na promocji za 5 zł i nie uważam tych pieniędzy za zmarnowane :P

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Mam na liście do przeczytania (z uporem usiłuję przeczytać większość w miarę ważnych – czytaj: nie vanity – powieści kwalifikujących się do nominacji do Zajdla, ale w tym roku kiepsko mi idzie). 

ninedin.home.blog

Trochę mnie zniechęciłeś, Arnubisie, ale może kiedyś się do tej pozycji zabiorę. Aktualnie czytam trzeci tom Akt Dresdena i jest to całkiem przyjemne, lekkie czytadło.

Zaczynam też antologię “Inne Światy”, zobaczymy jak pójdzie.

W kolejce Ann Leckie i Martha Wells (obie autorki awansowały znacznie po rekomendacjach w tym wątku). laugh

 

ninedin, chętnie przeczytam artykuł o Rzymie w ST, SG i DW.

@Ann Leckie, Martha Wells

Mnie się obie bardzo-bardzo podobały, Wells od stu lat lubię, od kiedy przeczytałam “Śmierć nekromanty” w 2002, ale takiego fajerwerku, jak pomysł na Murderbota, to się po niej nie spodziewałam.

ninedin.home.blog

Ja wiem, jak on ten research robił (zajęcia o tym prowadziłam, w ramach cyklu o tym, skąd dzisiejsza popkultura bierze swoją wizję antyku), ale nie jestem pewna, czy chcecie ścianę tekstu na ten temat :D :D :D 

Tak!!! heartheartheart

I ten drugi artykuł też chętnie :)

 

PS. W sumie zgoda co do Kańtoch (no dobra, tej bym dała tak 6), choć i tak Łaska >>>> Pokuta (Łaska jest na tyle IMHO ładnie napisana, że styl wiele problemów w fabule maskuje. 

To prawda, to jest ładnie napisana książka. Żeby jeszcze tak treść albo chociaż bohaterowie...

www.facebook.com/mika.modrzynska

I teraz mam zagwozdkę, czy zaczynać od Murderbota... żeby się nie rozczarować później innymi jej powieściami. Ale to kusi. Szczególnie, że ja lubię science fiction. Zobaczę jak skończę Dresdena (albo jak mi się znudzi).

@yantri – Dresden jest cool, a co najważniejsze, trzyma poziom. Przynajmniej do trzynastego tomu ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Murderbot diaries Marthy Wells jest świetne na początku, kolejne tomy są mocno wtórne i powtarzają ten sam schemat fabuły. Ale, godne polecenia czytadło. Czytam Ursuli Le Guin Ziemiomorze, w końcu klasyk. Miks elementów, za którymi nie przepadam, czyli fantasy, ślimaczego tempa akcji, liniowej fabuły i filozofowania. Ale to jest dobre!

@yantri, re: Martha Wells

“Śmierć nekromanty” to jest IMHO znakomite fantasy na pograniczu, bo ja wiem, fantasy of manners: stosunkowo mało magii i istot fantastycznych, skupienie na awanturniczej iprzygodowej fabule, taki Aleksander Dumas w fantastyce, tylko krótkie :D (no, echa “Hrabiego Monte Christo” tam są, jak najbardziej).  

 

Ja z kolei przez ostatnie tygodnie:

– domęczyłam z bólem “Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”, koszmarnie rozczarowana po znakomitym początku;

– kończę “Marsjanina” Andy’ego Weira

– przeczytałam “Pamięć lasu” ochy i “Dzieci Burzy” naz, są na mojej długiej powieściowej liście do Zajdla 

– przeczytałam “Gods of Jade and Shadow” Silvii Moreno-Garcii, nominowane do Nebuli, mnie się ogromnie podobało (Meksyk lat 20. XX wieku i bogowie Majów, mocno obyczajowe, fajnie i oryginalnie pogrywa takimi “młodzieżówkowymi” tropami)

– w najbliższych planach mam “Jade War” Fondy Lee (II tom świetnej IMHO fantasy – taki jakby trochę Hong-Kong z baśniowym kung-fu napędzanym magią jadeitu i z mafią organizującą społeczeństwo) i “This Is How You Lose the Time War” Amal El-Mohtar i Maxa Gladston’a.  

ninedin.home.blog

@Staruchu, dziękuję. Dobrze wiedzieć, że seria, którą się czyta, nie zjeżdża po równi pochyłej od połowy. ;) Mam 15 tomów i dwa zbiory opowiadań, więc zapowiada się dobra zabawa, nawet jeśli się skiepszczą po 13 odsłonie. devil

@Łosiot, pamiętam swój zachwyt Ziemiomorzem, gdy byłam nastolatką. Teraz wydaje mi się przydługie i nudnawe, ale w końcu znam całą historię, więc ma to na pewno wpływ. Lubię wracać do Le Guin (ostatnio “Sześć światów Hain”) ze względu na to, jak pisała, na ten piękny styl i poetykę. Mmmm...

Zobaczymy, jak daleko zajdę z Murderbotem.

@ninedin, dziękuję za ten opis “Śmierci nekromanty”. Uwielbiam “Hrabiego Monte Christo”, a gatunek jest tak różny od Murderbota, że moje obawy o porównywanie i rozczarowanie znikają.

 

@Murderboty to są mikropowiesci/ długie opowiadania, łatwo i szybko się je czyta :)

ninedin.home.blog

“Niedźwiedź i słowik” – ależ to jest dobre. Cudowny baśniowy klimat, jest to jedna z rzadkich książek, które mają w sobie to “coś”, a na dodatek – mimo że to pierwszy tom trylogii – opowiada w pełni zamkniętą historię. Szczerze polecam każdemu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@joseheim, jak to się sprawdziło w tłumaczeniu?

Czytałam całą trylogię w oryginale, bardzo mi się podobała właśnie ze względu na ten baśniowy klimat, tylko przeszkadzały mi (chyba) rosyjskie nazwy pododawane nie wiem, po co. Dla kolorytu? Gdyby nie były bardzo podobne do polskich, czytanie szłoby mi o wiele gorzej.

Książka ogólnie bardzo mi się spodobała, więc i język w niej użyty oddawał dobrze klimaty. Krótko mówiąc tłumaczenie musi być ok. Rosyjskich wtrąceń w tłumaczeniu było w sumie niewiele i mnie nie drażniły, raczej właśnie wzbogacały klimat (mówienie batiuszka do popa itp.).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

W moim przypadku chyba kontrast językowy zadziałał. Niektóre słowa były tak podobne do polskich (na przykład izba, devochka, devushka, dvor, durak, synok, vedma), że zrozumienie przychodziło mi bez problemu, ale zakłócały mi płynność zdań. Prawdopodobnie gdyby pochodziły z całkiem obcego języka, to bym je zwyczajnie zaakceptowała.

Ale cała historia urzekła mnie na tyle, że prawdopodobnie odczekam trochę czasu, żeby mi się treść w pamięci częściowo zatarła i spróbuję przeczytać ponownie – tym razem w tłumaczeniu. Bo warto.

Mogę też polecić pozostałe części trylogii. Są inne od pierwszej, ale klimat pozostaje podobny.

No to w polskim zrezygnowali z wielu rzeczy, o których piszesz, być może właśnie dlatego, że brzmienie słów jest zbyt podobne w naszym języku i to byłoby bez sensu.

Kolejne tomy na Lubimy Czytać mają każdy coraz wyższą ocenę, więc nie mogę się doczekać kiedy je dorwę <3

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Z nadrabianych starszych rzeczy to “Narzeczona Księcia” Goldmana

Pewną nowością  warta odnotowania jest “Folk” Zoe Gilbert.  Można by to określić jako mythpunk, trochę na wyraz kojarzyło mi się z Robertem Holdstockiem. Właściwie nie żałuję, ze czytałem, tylko nie wiem cy mi się podobało. Na okładce  do tego chwali autorkę Paul Kingsnorth, który swojego czasu napisał podobnie konfundujące według mnie “The Wake”.

A ja się w końcu wziąłem za Księgi Jakubowe. Jeszcze się to dobrze nie rozkręciło, ale jak to jest pięknie napisane. Czuję, że będę zachwycony.

Hail Discordia

@Księgi Jakubowe: mnie się chyba najbardziej z całej Tokarczuk podobały. 

 

A ja robię powtórkę z pierwszej “Diuny” Herberta, tym razem w oryginale. A ponieważ przekład Marka Marszała (z wydań z 1986 i 1992) czytałam -naście razy i mam go dobrze w pamięci, widzę, jak błyskotliwe,  pomysłowe i literacko dobre było to tłumaczenie. Pewnie, można się kłócić z poszczególnymi decyzjami tłumacza, ale ogólnie – czapki z głów, nieczęsto zdarza się dziś tak twórczy, literacko też przemyślany przekład.    

 

PS. Właśnie zdałam sobie sprawę, że przekład z 1986 czytałam w tymże 1986, jak tylko nowiutki trafił do biblioteki w Kętach. Miałam trzynaście lat, byłam chora i tato mi przyniósł książkę z biblioteki, a że chciałam fantastykę, to dostałam biblioteczną nowość. Ani mój nie znoszący fantastyki ojciec, ani bibliotekarka nijak nie zdawali sobie sprawy, co dają do czytania trzynastolatce – owszem, maniakalnie czytającej, ale trzynastolatce. To musiał być jeden z punktów zwrotnych mojego czytelniczego życia, czytanie Diuny podczas panującej wówczas w naszym domu mini-epidemii ospy. Zrozumiałam może 1/3 tekstu, w tym głównie intrygę polityczną – wszystkie sceny wizji pozostawiły mnie w poczuciu, że to jest coś zapewne zrozumiałego tylko dla dorosłych :D :D  – ale wrażenie absolutnego oszołomienia lekturą pamiętam do dzisiaj. 

ninedin.home.blog

Ech...

Niestety w lengłydżu nie czytam.

Ale parę słów gdzieś tam brzęczy.

I przetłumaczenie “piaskowych robaków” jako “czerwi pustyni”, czy też “stillsuits” jak o “filtrfraków” uważam rzeczywiście za mistrzostwo świata!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

OFFTOP

Ech, tak sobie myślę, że w tej mojej szóstej – siódmej klasie panie bibliotekarki z Kęt albo miały o moich kompetencjach czytelniczych podejrzanie wysoką opinią, albo, co znacznie bardziej prawdopodobne, miały zerowe pojęcie o fantastyce, bo mniej więcej w tym okresie czytałam pożyczone stamtąd i “Cieplarnię” Aldissa, i “Człowieka plus” Pohla, i i, co gorsza, “Żuka w mrowisku” Strugackich, oraz, co jeszcze gorsza, “Powrót z gwiazd” Lema. Wszystko znakomite książki, żadnej z nich bym chyba trzynastolatce do lektury nie dała :D 

Ale to była i tak w sumie twórcza kontynuacja działań mojej mamy, która co prawda pilnowała jak lwica, żebyśmy z siostrą nie oglądały tzw. nieodpowiednich filmów w TV (np. “Niewolnica Izaura”, ówczesna telenowela, albo ekranizacje Conan Doyle’a, bo tam są morderstwa), ale jednocześnie jako dziesięciolatce dała mi do czytania “Ogniem i mieczem” oraz “Dzienniki gwiazdowe”, bo to klasyka literatury :D 

ninedin.home.blog

A ja robię powtórkę z pierwszej “Diuny” Herberta, tym razem w oryginale. A ponieważ przekład Marka Marszała (z wydań z 1986 i 1992) czytałam -naście razy i mam go dobrze w pamięci, widzę, jak błyskotliwe,  pomysłowe i literacko dobre było to tłumaczenie. Pewnie, można się kłócić z poszczególnymi decyzjami tłumacza, ale ogólnie – czapki z głów, nieczęsto zdarza się dziś tak twórczy, literacko też przemyślany przekład.    

Na Disco wprowadziłam dyskusję na temat tłumaczenia “Diuny”. Też uważam, że te przekłady są najlepsze. Kiedy zaczęłam czytać ten najnowszy, poprawiony, byłam w szoku. Spadek poziomu. Musiałam przejrzeć starszy tekst, bo nie wierzyłam, że przeczytałam tę książkę z zachwytem wcześniej. Odetchnęłam z ulgą, bo mam stare wydania. 

 

Oj tak, “Diunę” też chyba przeczytałam mając trzynaście/czternaście lat, albo ciut wcześniej. Byłam pod wielkim wrażenie. I jak tak pomyślę – cholera, chyba ta lektura naznaczyła mnie jakimiś metafizycznymi odniesieniami i uwielbieniem dla powieści osadzony w innych kulturach i rzeczywistościach. Stawiam monumentalną powieść Herberta obok “Boga rzeczy małych” Arundhati Roy. Cudna książka, którą nie zrozumiałam totalnie, mając dwanaście lat. 

 

Żeby nie było, że OFFTOP tylko. Czytam “Jak każe obyczaj” Edith Wharton. Nie fantastyka, a powieść obyczajowa z główną bohaterką, która jest klinicznym przypadkiem osobowości histrionicznej, narcystycznej, lekko przyprószonej psychopatią. Lubię powieści z przełomu końca XIX w. i początków XX w. Wspaniałe kroniki obyczajów tamtych czasów. Forma prowadzenia fabuły trąci myszką, head-hopping wpadający nagle, ale idzie się przyzwyczaić, bo psychologia postaci jest świetnie zarysowana. 

Ninedin, 

 

Panie bibliotekarki chyba tak miały. W rodzinnej ZG biblioteka wojewódzka miała kilkanaście filii w mieście, jedną na parterze bloku, w którym się wychowywałem.

 

Lem, Strugaccy, Aldiss, ha, nawet "Filary Ziemi" Folleta – generalnie między 9 a 13 rokiem życia zostałem nakarmiony dużą porcją klasyków, których pewnie dziś dzieciom się nie daje, bo przecież nie można skrzywić młodego umysłu ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

[offtop]

których pewnie dziś dzieciom się nie daje, bo przecież nie można skrzywić młodego umysłu ;-)

Myślę raczej, że panie nauczycielki i bibliotekarki (generalizując straszliwie oczywiście) w większości tych pozycji nie znają, toteż jak je mają polecać?

 

A jeśli “ktoś nie chce skrzywić młodego umysłu” to tym fatalniej o jego braku przygotowania świadczy!

[end offtop]

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Księgi Jakubowe: mnie się chyba najbardziej z całej Tokarczuk podobały. 

Ja dotychczas tylko Prawiek, ale też był bardzo dobry.

 

Co do Diuny, to mogę się pochwalić, że mam komplet z Phantom Pressu, co jest jednym z moich największych skarbów.

Hail Discordia

Ja dotychczas tylko Prawiek, ale też był bardzo dobry

Właśnie jestem w trakcie, kawałek ciekawej prozy.

 

Ostatnio wypatrzyłem w Empiku książkę, której nie spodziewałem się tam znaleźć, bo nawet nie przypuszczałem, że zostanie wydana po polsku – esej Houellebecqa o Lovecrafcie ,,Przeciw światu, przeciw życiu”. Jak znalazł pod konkurs o mitologiach :) Rzecz nie jest długa i raczej niewiele tam zaskakujących faktów czy wniosków, ale fani Houellebecqa i Lovecrafta mogą sprawdzić. 

 Marek S. Huberath – “Kara większa”.

Właśnie skończyłem.

Tak, dopiero teraz. Nikt mi nie powiedział. 

I jedyne co mam do powiedzenia to:

 

JA PIEROLĘ !!!

 

Za kilka dni napiszę coś więcej.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Zapytaj astronautę, Tim Peake – bardzo ciekawa, nietypowa pozycja, opisująca szczegółowo wszelkie możliwe aspekty życia i szkolenia astronautów oraz wyprawy w kosmos (sześciomiesięczna misja na ISS) i z powrotem. Piszę o tym, bo sądzę że każdy, kto pisze kosmiczne SF powinien łyknąć taką pozycję, aby lepiej zrozumieć jak wygląda funkcjonowanie ludzkiego organizmu w kosmosie, z jakimi problemami się wiążą podróże kosmiczne, jak sobie z nimi radzić itp. Bardzo pouczająca lektura.

[Trzeba tylko czytać uważnie i w razie wątpliwości pewne rzeczy weryfikować, bo jak przeczytałam w tej książce, że ziemska atmosfera w przeważającej części składa się z wodoru, to coś się we mnie skręciło. Podejrzewam raczej błąd tłumacza/redaktora niż autora, no ale nigdy nie wiadomo, tak czy owak wstyd.]

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Co jest, nikt tu nic nie czyta? ;p

 

Ja biegnę z kolejną szczerą polecajką – “Wszechświat w twojej dłoni”, Christophe Galfard. Powiem krótko – żadna SF nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak zawarta tu S. Mózg mi parował, kiedy czytałam o polach kwantowych, kolorach i zapachach kwarków, parowaniu dziur, które wcale nie są czarne i niesprawdzonych jeszcze doświadczalnie szalonych teoriach, zrodzonych w głowach fizyków teoretycznych. Każdy, kto chciałby się zapoznać (albo poszerzyć swoją wiedzę) z obecnym stanem wiedzy fizycznej na temat wszechświata, zarówno w mikro jak i makroskali, spokojnie może sięgnąć po tę książkę. Warto.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Niedawno skończyłem “Opowieść pod strasznym tytułem” Jerzego Niemczuka. Ale to było dobre! Pewnie wielu z Was zna „Film pod strasznym tytułem” – polski serial i pełnometrażowy film animowany z lat dziewięćdziesiątych reżyserowany przez Leszka Gałysza i rysowany jego charakterystyczną kreską – jednak dopiero w formie książkowej opowiedziana w nim historia w pełni ujawnia swój potencjał.

Przezabawne, abstrakcyjne dialogi, których jest o wiele, wiele więcej niż w animacji, zakręcone postacie, których nie sposób nie lubić (energiczna, lecz przyziemna Mamuna, nieporadny, zdominowany przez żonę Tatun, plonki, które były pingwinami z Madagaskaru przed „Pingwinami z Madagaskaru”, Chlapy, stworzenia o najniższej możliwej samoocenie, żyjąca poniżej poziomu (wody) Topicha, genialny, acz niedoceniany wynalazca dziadek Lesawik), czarne charaktery noszące imiona demonów Goecji, nawiązania do słowiańskiej mitologii, brak przesadnego moralizatorstwa i niepowtarzalny, baśniowy klimat – a to tylko część powodów, dla których po „Opowieść pod strasznym tytułem” warto sięgnąć. Fantastyczna lektura dla dużych i małych.

 

W ramach zachęty pozwolę sobie wrzucić parę moich ulubionych cytatów:

Jako młoda i naiwna istota Topicha została żoną niejakiego Topca. Topiec po dwóch miesiącach małżeństwa okazał się nie tylko wodnikiem, ale i rozwodnikiem. Zniknął na wiosnę, gdy lody puściły, i nigdy więcej się nie pokazał (...).

Od wczoraj schudłem tak, że wszystko ze mnie spada. Jeśli jutro też tak schudnę, to za trzy dni mnie nie będzie, a za cztery trzeba będzie do mnie dokładać...

– Długi ma być ten drut? – zapytał Tatun, drapiąc się w głowę.

– Odtąd... – odparł Toko, rysując nogą kreskę na klepisku, po czym zniknął za drzwiami stodoły, nie było go kilka minut, a kiedy Tatun zdążył zapomnieć o drucie, Toko wpadł zziajany i krzyknął: – ... dotąd!

– A ty gdzie byłeś? – Tatun nic z tego nie rozumiał.

– Za lasem – odrzekł Toko, łapiąc z trudem powietrze. – Za tym dalszym – dodał po chwili.

– Życie to nie tylko pranie! Są rzeczy ważniejsze od prania! – wykrzyknął Tatun.

– Wiem – odparła z goryczą Mamuna – ale cała reszta to brudzenie, tytłanie, szmotruchanie, plamienie i wycieranie.

Przed oczami miał miskę pełną dymiących borowików, a w sercu nienawiść do całego świata.

– Wszystko musi być zmierzone i policzone. Takie są przepisy – powiedział nieznajomy.

– Nigdy nie słyszałem o żadnych przepisach.

– One są, czy chcesz o nich słyszeć, czy nie – odrzekł Omenter. – Jest przepis, który mówi, że mam prawo wszystko mierzyć i obliczać i nikomu nie wolno w tym przeszkadzać.

– Gdzie jest ten przepis, który mówi? – roześmiał się Tatun szyderczo, choć w głębi duszy czuł coraz większy niepokój. – Jakoś go nie słyszę!

– Nie musisz – odrzekł dziwny osobnik i zanim Tatun zdążył odskoczyć, zmierzył go wzdłuż i wszerz, dodał, podzielił w pamięci i zapisał w wielkim notesie.

Tatuna ogarnęło zniechęcenie. Poczuł, że jest bezradny wobec dziwnych przepisów, których nie zna i nie rozumie.

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Czy ktoś tutaj czytał Instytut Kinga? Jestem świeżo po skończonej lekturze i chciałabym wymienić uwagi :) 

www.facebook.com/mika.modrzynska

@joseheim: jak oceniasz szansę zrozumienia “Wszechświata w twojej dłoni” przez typową humanistkę, lubiącą hard SF (i w związku z tym czasem sprawdzającą naukowe konteksty tejże) i swego czasu zainteresowaną problematyką kosmosu i popularną fizyką? Jednocześnie humanistyka nie ma podstaw matematycznych, skończyła z matmą w LO, a to było 30 lat temu XD.

Pytam, bo humanistka to ja, a książka brzmi fascynująco, tylko trochę wątpię w siebie. 

ninedin.home.blog

Ninedin, powiem tak: nikt normalny nie może zrozumieć tego wszystkiego naraz. Sami fizycy teoretyczni siebie nie rozumieją. Ale jeśli podoba Ci się sama idea książki i lubisz hard SF, na pewno dowiesz się przynajmniej paru rzeczy, których nie wiedziałaś i które Cię zaskoczą, a które są raczej łatwe do zrozumienia (albo przynajmniej do przyjęcia do wiadomości). Część astrofizyczna nie powinna nikomu sprawiać wielkich kłopotów, a jest super ciekawa. Schody się zaczynają przy polach kwantowych (przynajmniej dla mnie), a dalej było tylko bardziej abstrakcyjnie... ale książka generalnie jest świetna i na pewno warto się z nią zapoznać. Polecam, spróbuj!

 

Z innej beczki: ja właśnie skończyłam Czarny pryzmat Brenta Weeksa. Damn, ale mnie ta cegła wciągnęła. Początek był troszkę drętwy i trudny do ogarnięcia, ze względu na nietypowy system magii oparty na świetle i kolorach i konieczności ogarnięcia nowych postaci i sytuacji politycznej... ale od 250 strony wciągnęłam tomiszcze nosem i od razu zamówiłam drugą część. Tak się powinno pisać fantasy!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zachęciłaś mnie tą nietypową magią. Właśnie wypożyczyłam Czarny Pryzmat.

Ostatnio przeczytałam "Wybraną" Naomi Novik. Średnio mi się spodobało. Książka dla osób, które lubią baśniowe opowieści.

Czytałam też "Okruchy dnia" K. Ishiguro. Specyficzna książka, dla osób lubiących brytyjskie klimaty. Narratorem jest kamerdyner opowiadający o swoim życiu i o spotkaniach politycznych w domu, w którym służył.

Ja aktualnie męczę “7ew” Stephensona. To moje drugie podejście do twórczości tego autora. Jestem jednocześnie zachwycony i zmęczony. Mnóstwo technikaliów z zakresu astronautyki, to coś, co po lekturze będzie mi się kojarzyło z tą książką. A na półce czeka jeszcze “Wzlot i upadek D.O.D.O” tego samego autora.

Known some call is air am

“Czarny Pryzmat” szczerze polecam. “Wybranej” czytałam początek wydany kiedyś w NF jako próbka i mnie nie zachęciło. Kazuo Ishiguro czytałam “Pogrzebanego olbrzyma” i tak potwornie mi to nie weszło, że nie mam ochoty na żadne inne pozycje tego autora. Stephensona mam na oku, ale właśnie obawiam się, że jest jak dla mnie zbyt “hard”, więc mi się nie spieszy, a Ty nie zachęcasz, OS ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

E tam, nie jest aż tak źle. Co ciekawe, o wiele mocniej odparowujące mózg pozycje, jak “Ślepowidzenie” i “Echopraksja” P. Wattsa, czytało mi się o niebo lepiej. U Stephensona, jeśli chodzi o elementy naukowe, wszystko jest ładnie wytłumaczone, podane na tacy. Ale jest tego naprawdę dużo.

Known some call is air am

Dzięki za info ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Stephenson, acz czytałem tylko cykl barokowy, na pewno do polecenia!

Ma chłop wyobraźnię, i tyle!

Na kolejne, bardziej współczesne powieści, się szykuję!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jeśli na współczesne, to właśnie “7ew”, którego większość akcji rozgrywa się mniej więcej w naszych czasach, na stacji ISS.

PS. Z komiksów: kilka dni temu skończyłem “Fin de siecle” Enkiego Bilala i Christina. Dwa opowiadania obrazkowe w jednym: “Falangi czarnego porządku”, o polowaniu komunistycznych starców na faszystowskich starców, oraz “Polowanie”, o pewnych łowach, w których uczestniczą wysocy dygnitarze z krajów byłego Układu Warszawskiego. Polecam. Szczególnie to pierwsze.

Known some call is air am

Jeszcze niedawno wyszła biografia Orwella ze sceniariuszem Christina Jedna z ciekwaszyh nowości ostatnio. Poza tym Moon Knight Lemira/Smalwooda i “Skóra z tysiąca Bestii” Z komiksów zagranicznych wartych uwagi niedawno zaliczyłem“Crowded” i “Kill Six Billion Demons”

Przeczytałam “Czarny Pryzmat” – I tom. Faktycznie, na początku trudno rozgryźć, na czym polega system magii, ale kiedy pojmie się podstawy, książka wciąga całkowicie. Ciekawy sposób budowy bohaterów, również tych drugoplanowych, niespodziewane zwroty akcji, świat o wielu odcieniach, w którym nic nie jest jednoznacznie dobre lub złe. Na pewno sięgnę po następne części. Polecam.

Ha, ja właśnie czytam drugi tom. I cieszę się, że jest taki gruby. I że po nim są jeszcze następne. Fantastyczna przygoda ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Świeżo po “Wyspie doktora Moreau” Wellsa. Dobra, gęsta lektura z mnóstwem płaszczyzn interpretacji, w sztafażu horroru sf. Niestety, bardzo depresyjna.

Stanowczo muszę poczytać więcej Wellsa. Wcześniej znałem tylko “Pierwszych ludzi na księżycu”, którzy mimo całej swojej naiwności też mi się podobali. Chętnie sięgnąłbym po “Wehikuł czasu” i “Wojnę światów”, ale moja lokalna biblioteka ich nie ma. :-/

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

@Bolly

O ile się nie mylę, te utwory nie są już chronione prawem autorskim i można je za darmo znaleźć w internecie.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tak, są na Gutenbergu i Wolnych Lekturach między innymi, ale mimo wszystko wolałbym papier. ;-)

"Moim ulubionym piłkarzem jest Cristiano Ronaldo. On walczył w III wojnie światowej i zginął, a teraz gra w reprezentacji Polski". Antek, 6 l.

Przeczytane SeeIT i Openminder w ramach Zewu Zajdla a teraz Krzyżowcy

A jak je oceniasz, Sithlady?

 

Bolly, zerknij chociażby na olx, oba tytuły dosłownie za kilka złotych da się wyszarpać, na allegro pewnie też ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mamy tu coś Wellsa, ale musiałabym zerknąć. Tak w ogóle, jeśli ktoś chce jakieś książki, to tu jest sporo (mamy dwa egzemplarze “Miłości w czasach zarazy”) – zamówienia zbieramy w tygodniu na priv.

Było to ogłoszenie drobne.

 

ETA: Zerknęłam: to “Łowcy meteorów”. Ale niewykluczone, że znajdzie się jeszcze jakiś Wells, książek jeszcze praktycznie nie ruszaliśmy (poza oddaniem Muminków biednym dzieciom).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Joseheim, zgadzam się. Oprócz pierwszego są chyba jeszcze trzy tomy. Skoro w pierwszym były takie radykalne zwroty akcji, ciekawe, co autor wymyśli w następnych częściach.

Joseheim, Ando, tomów jest w sumie pięć. Ostatni chyba jeszcze nie doczekał się tłumaczenia. Mam za sobą wszystkie. Osobiście podobały mi się pierwszy, drugi i trzeci. Czwarty zaczął budzić niezadowolenie, piąty rozczarował. Prawdopodobnie ze względu na wygórowane oczekiwania, dlatego Was nie odwodziłam od lektury. To trzeba ocenić samemu.

Mogę dodać, że cały czas coś się dzieje, postaci się rozwijają i zmieniają też. Są zwroty akcji, trochę historii, i trochę rozwinięcia systemu magii. Nie chcę zdradzać więcej. wink

 

Niezależnie od tego, czy Wam przypadnie całość do gustu czy nie, polecam trylogię (plus opowiadanie) o Nocnym Aniele tego samego autora (Brent Weeks). Jest jeszcze lepsza.

 

EDIT

Zaczynam właśnie “Płacz” Marty Kisiel. Powtórzyłam “Nomen omen” i “Toń”, w tej kolejności. Myślę, że to właściwa kolejność, bo “Toń” zdradza za wiele o bohaterach “Nomen omen”. Nadal myślę, że obie książki są naprawdę dobre, z czego jednak “Nomen omen” podoba mi się bardziej – jest mniej chaotyczna i zabawniejsza od “Toni”.

Niestety też już słyszałam, że końcówka “Powiernika Światła” rozczarowuje, no ale co poradzić, będę czytać tak długo, jak będzie mi to sprawiać przyjemność. I tak, drugi cykl Weeksa zdecydowanie mam w planach. Niemniej dzięki za ostrzeżenie!

 

Od Kisiel odbiłam się na etapie jakiegoś opowiadania czy też może fragmentu Zajdlowej książki sprzed dwóch lat (w każdym razie czytałam jakiś skrajnie infantylny kawałek o domowych demonach czy coś takiego...) i od tej pory nie mam ochoty po nią sięgać ;/

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

będę czytać tak długo, jak będzie mi to sprawiać przyjemność.

heart

Dużo czasu mi zajęło, zanim dotarłam do tego etapu i zaczęłam odkładać książki w momencie, gdy czytanie stało się niezbyt przyjemne. Teraz myślę, że to jedyne sensowne podejście – za dużo jest wspaniałych pozycji, by marnować czas na coś, co się dobrze zapowiadało, a stało się czy okazało mierne.

 

A co do Kisiel – jej najbardziej znany cykl “Dożywocie”/”Małe Licho” (one są powiązane, choć pierwszy ma być dla dorosłych, drugi dla dzieci) też mi wszedł średnio, jako właśnie takie proste, trochę infantylne czytadło. Dobre na szybkie czytanie dla rozrywki. “Nomen omen”/”Toń”/”Płacz”, czyli cykl wrocławski spodobał mi się znacznie bardziej. Co prawda styl jest ten sam lub prawie ten sam, natomiast same książki są głębsze, dojrzalsze. Przynajmniej dwie pierwsze, trzecią dopiero zaczynam. :)

Ja też relatywnie niedawno dojrzałam do tego, by czytać tylko to, co czyta się dobrze i nie mam skrupułów, by porzucać książki kiedy uznaję, że szkoda na nie mojego czasu.

 

A po Kisiel pewnie w końcu sięgnę, mam ją na długaśnej liście oczekujących. I będę pamiętać, że polecasz “Nomen omen” przed “Tonią”. Dzięki!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja wyczytuję teraz Małe Licho i Anioła z Kamienia Kisiel i to jest akurat książka na moim poziomie umysłowym po zakończeniu roku szkolnego (czyli psychicznie mam jakieś dziesięć lat...).  Wchodzi łatwo, ale to zdecydowanie książka pisana dla dzieci. 

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Ja chwilowo czytam dwutorowo: z jednej strony na Zew Zajdla, gdzie została mi do przeczytania tylko jedna powieść, “SeeIT” Jagny Rolskiej, i dwa opowiadania. Z lektur anglojęzycznych z kolei skończyłam z zachwytem “A Memory Called Empire” Arkady Martine i serdecznie polecam, jak ktoś lubi space operę z elementami cyberpunku i mocnym elementem szpiegowskim, a wszystko to dość lekkie i przyjemne w lekturze, choć jednocześnie zadające bardzo IMHO celnie postawione pytania o to, jak to jest być obywatelem niewielkiego i kulturowo uboższego państewka graniczącego z potężnym, żarłocznym, fascynującym imperium (autorka jest historykiem Bizancjum i Armenii i pokusę / zagrożenie imperialnością  rozumie doskonale). Skończyłam to, westchnęłam na myśl o tym, że kolejny tom za rok, i zabrałam się za “Black Leopard, Red Wolf” Marlona Jamesa, którego mainstreamowa “Krótka historia siedmiu zabójstw” bardzo mi się podobała.   

 

@Ceternari: mam podobną opinię o “Lichu”, a dzieciaki w mojej rodzinie (między 10 a 6 lat) potwierdzają :) (ale ja poza wszystkim lubię powieści Marty Kisiel, bawią mnie, cieszą i czasem zaskakują – a w jednej konsultowałam łacinę :) ) 

 

ninedin.home.blog

Skończyłam “Płacz”. Wyśmienite uzupełnienie cyklu, ciekawe i dobrze napisane. Trochę szkoda, że niektórzy bohaterowie się nie pojawili, ale poza tym nie ma na co narzekać. smiley

Mały smaczek – ninedin została wymieniona w podziękowaniach. ;)

 

Teraz, w ramach kończenia serii, wzięłam się za “Czerń nie zapomina” Agnieszki Hałas. Na razie mogę powiedzieć, że wciąga.

Wrócę do tematu “Powiernika światła” Weeksa, bo muszę wylać trochę żółci. Jedna z ostatnich scen trzeciego tomu wbiła mi nóż w serce i się przekręciła, a po ok. 250 stronach czwartego tomu rozumiem, czemu przynajmniej część czytelników jest rozczarowana. Ja wiem, że Martin już to przećwiczył, ale nie po to autor tworzy świetnych, dających się pokochać bohaterów, by potem robić im to, zrobił Weeks (z przynajmniej jednym, a raczej dwoma). Co innego zwrot akcji i nagłe odsłonięcie kart, a co innego totalne przekombinowanie i zniszczenie czegoś, co z powodzeniem budowało się przez trzy tomy. Cierpię.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Some people just want to watch the world burn.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

“Malowany człowiek”, Cykl Demoniczny Bretta – DLACZEGO. To. Ma. Takie. Wysokie. Oceny?

Ja nie wiem, czy dam radę dokończyć pierwszą część pierwszego tomu, tak bardzo wylewa się z tego infantylność, kliszowość i na dodatek styl jest do d..., jakby to były pierwsze próby pisarskie nastolatka ;/ Ktoś, coś? 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bo były :)

Doczytałem do “Wojny w blasku dnia”. Cykl młodzieżowy, rozrywkowy i w dodatku ciekawy – przynajmniej dla mnie. Raczej się cudów nie spodziewaj dalej, bo niby są tam jakieś głębsze treści, ale całość opiera się na wesołym naparzaniu demonów i motywach ciekawych dla dzieciaków. Dla mnie fajna lektura przed snem, żeby sobie głowę wyczyścić z poważniejszych spraw.

 

Known some call is air am

Ale to jest takie nieprzemyślane! Samo założenie! Serio, od trzystu lat demony gnębią ludzi nocami, a oni zawsze są zaskoczeni! Rysują durne runy ręcznie, zamiast utrwalić je w drewnie albo kamieniu? Naprawdę nie potrafią nawet własnych domostw zabezpieczyć, serio? Na dodatek żyją w odosobnieniach, bo nikomu nie przyszło do głowy, że można w odstępie X kilometrów porozstawiać zabezpieczone zabudowania czy choćby okręgi, w których można by się zatrzymać na noc? To jest takie głupie!

<Ok, już, wyżaliłam się>

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie wiem jak daleko dotarłaś, ale oni przecież mają runy utrwalone na palisadach i murach miast. Klimat jest typowo fantasy, technologii nie ma, ludzi mało a terytoria duże. Choć z tym ostatnim masz rację, mogli zrobić jakieś stonehenge czi inne new grange w których można by się zatrzymać na noc.

Known some call is air am

Runy można by sobie nawet wytatuować, jeśli kultura na to pozwala. Ulubiona_emotka_Baila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zgaduję, że tytuł “Malowany człowiek” właśnie do tatuaży się odnosi, ale do tego jeszcze nie dotarłam.

Na razie przeczytałam dwie, hm, sekcje przedstawiających dwoje młodych bohaterów. Może powinnam docenić zaściankowość i umiejętność przedstawienia przez autora ciasnoty umysłów wiejskich przedstawicieli zdegenerowanej, zastraszonej cywilizacji... ale nie doceniam. Mam wrażenie, że złe i niemoralne zachowania ludzi są tu przedstawione w nadziei na mocny efekt, byle zaszokować, a wydają mi się grubo przerysowane i uproszczone.

Powiem tak – kupiłam obie części “Człowieka”, pierwszą jako przeczytaną raz, drugą jako nową. I się nie dziwię, że ten, co sprzedawał, drugiej części nawet nie otworzył ;/ 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Arlen chyba w pierwszych częściach się nie tatuuje, to dopiero gdzieś później jest. Co do bohaterów, to najbardziej irytująca jest dziewczyna, jej ojciec, matka i w ogóle ich relacje jak z serialu na Disney Channel. Ale poza tym, całkiem spoko.

Known some call is air am

Ted Chiang, “Wydech” – Pewnie mnie zjecie, ale powiem Wam, że moim zdaniem on wcale nie pisze zbyt dobrze. Niezmiernie mi się podobają jego nietuzinkowe pomysły, śmiałe koncepcje, poruszane problemy i tak dalej, stanowiące świetne punkty wyjścia do genialnych tekstów, ale pisać to Chiang nie umie. Jak dla mnie jego bohaterowie nie mają twarzy, nie ma w nich życia, fabuły są same w sobie dość suche. Nie czyta mi się tego miodnie i tyle. Doskonałe pomysły opakowane w przeciętne słowa, imho.

To drugi zbiór opowiadań Chianga, który czytałam, i na te dwie pozycje tylko “Historia twojego życia” tak naprawdę zrobiła na mnie wrażenie.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przedzieram się aktualnie przez Jeźdźców z Pernu, głównie ze względu na rekomendację mojej lubej (wedle jej słów świetny worldbuilding) i... szczerze powiedziawszy jestem tak bardzo mocno na dwa razy. Nie mam nic do samych postaci czy świata przedstawionego (bardzo podobają mi się dyskretne aluzje, że to co nazywa się tutaj “kozłem” czy “smokiem” dosyć mocno odbiega od ziemskiej fauny), ale... Narracja.

Wszystko trzyma się kupy, nie widzę jakichś dziur fabularnych, ale autorka potrafi przeskoczyć całe wielkie segmenty które aż się prosi żeby jakoś rozwinąć. W jednej chwili Lessa wpada na pomysł nakłonienia jednego z jeźdźców do pomocy... po czym następny rozdział zajmuje się konsekwencjami konsekwencji jej planu. F’lar przybywa do posiadłości Faxa w ramach Poszukiwań, spotyka go, jest opis pierwszych wrażeń... i nagle jest w zupełnie innej ich części, w podróży, z wyraźnie zarysowanym pomiędzy nimi konfliktem. Idzie za tym nadążyć, ale aż chciałoby się czasami zakrzyknąć “stop, powoli”.

 

Dla równowagi niedawno przebrnąłem przez “Mistrzów Fantasy” pod redakcją Fawcetta i Thomsena... I o ile zbiór jest OK, to na plus zapamiętałem dwa: Serenadę Alana Deana Fostera (mam ochotę zdobyć resztę Spellsingera) oraz W pajęczej sieci oszustw Davida Webera. To pierwsze po prostu świetnie się czytało (gdybym miał określić jednym zdaniem – Strażnicy Galaktyki spotykają fantasy, ale Rocket jest wydrą), to drugie z jednej strony jest bardzo podobne do dłuższego tworu (trochę wstydzę się do nazywać “powieścią”) nad którym od roku siedzę, z drugiej bardzo polubiłem główną bohaterkę. No i tytułowa intryga aż się prosi żeby rozrysować ją blokowo jako studium przypadku :D

joseheim – mam podobne wrażenia po lekturze Chianga. Choć nie powiedziałbym, że nie umie pisać, po prostu, IMO, na inne aspekty tworzenia historii kładzie nacisk. Opisuje świat raczej niż bohatera, wyjaśnia przyczyny i konsekwencje, przywiązując mało uwagi do czystej akcji.

Che mi sento di morir

No jak zwał tak zwał, ale brakuje mu tej iskry, która sprawia, że czyta się z zapartym tchem ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak dla mnie – nie brakuje :). Zmusza do myślenia. Choć słabsze opka też mu się zdarzają.

Za to takie Omfalos to coś genialnego.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

“Jeźdźców smoków” uwielbiałem czytając jakoś w okolicy gimnazjum, na tyle że przeczytałem chyba wszystko co wtedy wyszło w Polsce (ze 20 tomów). Ale dzisiaj trochę boję się wracać do takich lektur, wolę moje dobre wspomnienia :D 

Chiang – z nim mam tak naprawdę trochę jak z Lovecraftem. Świetne pomysły i opowiadania skupiające się głównie na nich. Ale tak jak pisze jose, warstwa bardziej obyczajowa dosyć mocno leży, bohaterowie i ich działanie są głównie pretekstem dla rozwijania pomysłu. I spoko, na takie rzeczy też jest zapotrzebowanie, literatura czysto koncepcyjna. Ale też wolałbym, żeby to wszystko było jednocześnie okraszone dobrze napisanymi bohaterami i ciekawą fabułą. Co nie zmienia faktu, że “Wydech” bardzo mi sie podobał.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dla mnie, z kolei, Chiang jest dobry. Pisze i mówi po swojemu. Nie ma szybkości astronomicznej, bo rozwija.

A gdzie mam lecieć? Dokąd i po co? Nie wiem, czy warstwa obyczajowa leży, chyba nie. Po prostu nie ma akcji, pod którą na szybko potencjalny czytelnik może się podpiąć przez silne emocje.

Ja chyba szukam – chyba – dystansu w literaturze. Wreszcie zatrzymania i zrozumienia, nie zapomnienia się “w”,  bo cały świat wypycha mnie na tę pozycję. “Czuj, reaguj” – krzyczy. Odmawiam współpracy. 

Dla mnie ważne jest, że Chiang nie upraszcza.

 

PS. Zedytowałam i spróbowałam skrystalizować, acz ciągle jeszcze – nie wiem, o co mi chodzi. Jak znam życie, skończy się na utopii. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wreszcie zatrzymania i zrozumienia, nie zapomnienia się “w”,  bo cały świat wypycha mnie na tę pozycję.

Właśnie.

Chiang nie upraszcza

Nie da się nie upraszczać...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Lovecraft był socjopatą,ciężko żeby warstwa obyczajowa jego książek dobrze stała ;) nie da się pisać o wszystkim, on najwidoczniej skupił się na przedstawieniu czegoś, co w pewnym momencie stało się "mitologią", bohaterowie schodzą na dalszy plan. Lovecraft chyba też traci na przekładzie, bo King rozckliwiał się nad jego wyszulanym stylem i ogromnym zasobem słownictwa. Ale, dla przeciwwagi, czytam teraz zbiór "Koła zębate" Akutagawy Ryunsuke (podobny okres, zbliżony klimat, polecenie z grupy weird fiction). On z kolei skupia się głównie na bohaterze. Tak bardzo, że niewiele poza nim jest (w tych kilku tekstach, które przeczytałem).

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Skończyłam “Powiernika światła” Weeksa. Pod wieloma względami to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy cykl fantasy, z jakim miałam do czynienia. Stary koń już jestem, a dawno nic mnie tak nie przykuło do lektury, jak Weeks. Pierwsze tomy mnie zwaliły z nóg. A potem cóż, przyszedł tom czwarty i tom piąty, niestety. Bo pod innymi względami “Powiernik” pełen jest rzeczy, które doprowadzały mnie do szału. A pod koniec porzygałam się z rozczarowania. Szkoda.

 

Ot, musiałam się pożalić.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

“Ostrze” Abercrombiego skończone. Strasznie przeciętna fantastyka. Ani fajnych bohaterów, ani fajnej fabuły, ani fajnego świata. Nie było też fajnej opowieści. Tylko Glokta jakiś taki z charakterem. Na czym ten Abercrombie wyrobił sobie takie nazwisko? Ledwo dojechałem do końca, drugiego tomu już nie dam rady.

Kolejne rozczarowanie po Wagnerze.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

No popatrz, a ja Abercrombiego lubię. Jego styl mi podchodzi. Fabularnie faktycznie jest to mocno klasyczne fantasy, ale są tam również zaskoczenia, a postacie właśnie wydają mi się fajne (choćby Bayaz ;p). No ale nie da się utrafić w gusta wszystkich czytelników ;)

P.S. Dla mnie Wagner też jest w sumie rozczarowaniem w stosunku do sławy, jaka za nim się ciągnie. Przeczytałam dwa tomy, ale druga część drugiego okropnie mnie wymęczyła i nie mam ochoty na więcej. A na Abercrombiego mam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

“Mocno klasyczne fantasy” to jest akurat coś co przyciąga moja uwagę :) Nie znalazłem klimatu, który by mnie miał zatrzymać w tamtym świecie. Bayaz, jest faktycznie do przyjęcia, ale on czy Glokta to za mało. Czara goryczy przelała się w momencie wejścia bohaterów do Domu Stwórcy. Te ich reakcje pełne przerażenia w ogóle nie miały podparcia w opisach tego miejsca. I momentami fabuła ogólnie nie za bardzo.

U Wagnera odpuściłem na ostatnim opowiadaniu w I tomie. Z poprzednimi się męczyłem, ale tu wymiękłem.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Domyślam się, że chodzi wam o Roberta Wegnera? No jeśli tak, to cóż, ja się z wami zupełnie nie zgodzę, najlepsze polskie fantasy jakie czytałem od bardzo, bardzo dawna. I w ogóle moja topka. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Wegner, słusznie. Pierwszy tom był jak dla mnie interesujący (zwłaszcza Południe), dlatego sięgnęłam po drugi. Nie zostałam rzucona na kolana, jednak czytało się dobrze. Ale w drugim tomie Wschód po mnie spłynął, a Zachód (”przygody” Altsina) tak mnie dramatycznie wynudził, że zdecydowanie nie mam ochoty na więcej. Na liście do przeczytania mam prawie 200 pozycji, szkoda mi czasu na kontynuowanie cyklu, który po prostu do mnie nie trafił ;(

 

Co do Wagnera (Karla) zaś też wymiękłam, nie dałam rady nawet dokończyć “Pajęczyny utkanej z ciemności” ;p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No popatrz, mnie za to najbardziej męczyły fragmenty z Południa, a Zachód bardzo lubiłem :D A Wagner – “Pajęczynę...” kiedyś czytałem, ale nie wciągnęło tak żebym po inne tomy sięgał. A w sumie kilka ich w domu chyba miałem :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Południe mocno nastrojowe, chociaż północy nic nie zastąpi. Część treści z dwóch pierwszych tomów czytałem jeszcze w formie opowiadań publikowanych w czasopismach, w sumie ciekawe czy już wtedy Wegner planował to wszystko spleść, czy tak wyszło.

 

Tak, chodzi o Roberta, I tom, Północ – Południe. Dla mnie mega rozczarowanie, szczególnie po wszystkich pochwałach w necie i po litanii nagród na okładce. No ale życie, bywa i tak.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Team Północ. :) Potem, w kolejności: Wschód, Zachód. Południe męczyłam, główny bohater mnie irytował, a jak cierpiał na pustyni, to pragnęłam z całego serca, by autor na zawsze przerwał jego męki. :) A z fantastyki ostatnio próbowałam "Nocarza" Kozak oraz "Czarny pryzmat" Weeksa, ale w obu przypadkach szybko odpadłam.

Ależ te nasze gusty są rozbieżne, Ocho. Ja przy “Czarnym Pryzmacie” doznałam ogromnego opadnięcia szczęki w okolicach 250 strony i potem przez wiele setek stron czytałam kolejne tomy jak w gorączce ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zauważyłam rozbieżność gustów. Chociaż zdaje się Abercrombie nas godzi. ;) Z Pryzmatem naprawdę się starałam, ale autentycznie przysypiałam i zgrzytałam zębami na zmianę. Do 250 strony nie dotarłam.

Ocho, naprawdę dużo w takim razie stracisz, jeśli nie spróbujesz i nie dasz “Pryzmatowi” jeszcze jednej szansy ;) Początek jest jaki jest choćby przez zawiłości dziwnego systemu magii, ale niektóre postacie stworzone przez Weeksa są naprawdę fantastyczne (Kip się wspaniale rozwija, a Gavin mimo że jest OP jest przedstawiony również świetnie i jego nieograniczona moc nie razi), zaś szereg zwrotów akcji naprawdę potrafi rzucić na kolana. Dotrzyj do tej 256 strony (sprawdziłam), ze wszech miar warto ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

O, to jeśli chodzi o Meekhan w pełni zgadzam się z ochą :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

A dla mnie Abercrombie zyskuje postaciami i totalnym brakiem heroizmu. Jest szaro, schematy są łamane, kto ma dostać kopniaka w tyłek, to dostaje – żadnej taryfy ulgowej. Przeczytałem pierwszą trylogię, potem “Bohaterów”, “Czerwoną krainę”, “Zemsta smakuje na zimno” oraz “Szczyptę nienawiści” i nie pamiętam, abym gdzieś widział tak dobrze skrojonych bohaterów. Ale może nie czytam tak dużo jak Wy :P 

Inna sprawa, że u Abercrombiego tyle tej fantastyki co kot napłakał. 

Nie dam rady, Jose. To, co przeczytałam, to była dla mnie droga przez mękę. :(

Ach, trudno, Twoja strata ;p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ocho, zostaw. Nie czytaj. Przez jakiś czas jest tak, jak Joseheim pisze, wspaniale, ale potem to równia pochyła. Bardzo. W dół. I chyba nawet poniżej poziomu gruntu. Co Jose sama przyznała niedawno.

Z Weeksa z czystym sumieniem mogę polecić trylogię “Nocnego Anioła”. Dobrze napisani bohaterowie, przemyślana fabuła, piękne światotwórstwo. Kilka drobnych irytujących szczegółów. Na koniec niedosyt, bo chciałoby się więcej o tym świecie poczytać. I o niektórych postaciach. I mimo że ta trylogia była pierwsza, to jest o niebo bardziej dopracowana niż “Powiernik Światła”.

Widzisz, Yantri, a ja z “Nocnego Anioła” ledwo przeczytałam pierwszy tom (głównie dlatego, że główny bohater wybitnie mnie denerwował), zaś “Powiernik” przyniósł mi kilka tysięcy stron wspaniałej lektury, w którą wsiąkłam bez reszty, nawet jeśli końcówka okazała się do bani. No ale że my z Ochą mamy akurat odwrotnie, to może jej “Nocny Anioł” się spodoba ;)

 

Z innej beczki – skończyłam dziś “Imię wiatru” Rothfussa. Ma tak wysokie oceny, że spodziewałam się nie wiadomo czego, a głównie wynudziłam się, naprawdę ciesząc się, kiedy dotarłam do końca tomu. Może fanom klasycznego, powoli płynącego fantasy się to podoba, ale ja nie zamierzam sięgać po kolejne części.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Własnie sobie niedawno “Black Prism” kupiłam (po rekomendacji jose) i będę czytać, ale najpierw się muszę wygrzebać z zaległości forumowych oraz z paru książek do pracy :)

ninedin.home.blog

Wiedziony podpowiedzią wyszukałem na empiku “Drogę cienia” Weeksa, którego nie znałem do teraz i przeczytałem kilkanaście stron. Ciężko coś powiedzieć o fabule, bo to ledwie fragmencik książki i nie wiadomo jak się rozwinie, ale dla mnie styl pisania co najmniej klasę lepszy od wspominanych przeze mnie Abercrombiego czy Wagnera. Akcja ładnie się toczy, dialogi naturalne, postacie wyglądają na przemyślane i wyraziste. To chyba będzie kolejny zakup.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Do tego Anioła zajrzę, bo mam z biblioteki. Zerknęłam sobie na LC i widzę, że często tym, którym spodobał się Pryzmat, nie spodobała się ta druga seria, i odwrotnie. Jest więc nadzieja. A "Imię wiatru" i mnie znudziło. Przebrnęłam przez 200 stron i odłożyłam.

Eh, czytałem trylogię Nocnego Anioła, ale nie dokończyłem, bo lista absurdów urosła z czasem za bardzo. Dla mnie o wiele gorszy niż Abercrombie. Romans głównego bohatera to jakaś kpina, wiele opisów nużących i za długich, światotwórstwo niezłe, ale wprowadzane ścianami ekspozycji. I bohater, oczywiście, najlepszy zabójca – niestety, dla mnie bardziej młodzieżówka.

Zanais dzięki za ostrzeżenie :) Ciężko mi uwierzyć że może być gorszy od Abercrombiego po przeczytaniu “Ostrza”, ale wezmę pod uwagę :)

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Abercrombie ma słabe fabuły, tu się zgodzę. Fantastyki tam prawie nie ma, a wydarzenia potrafią się ciągnąć i ciągnąć. Ale bohaterów ma dobrych i dla mnie to wynagradzało. Jak bohater nie podpasuje to i fabuła książki nie uratuje.

Fakt, Nocny Anioł to młodzieżówka. I romans Kylera jest beznadziejny. Chyba właśnie w tym wątku najbardziej daje się odczuć, że to dla nastolatków. Poza tym nie odczułam tego jakoś szczególnie. Może dlatego, że nie lubię nadmiaru krwi, seksu, brutalności i rozwlekłych opisów bitew. Pisałam, że mnie pewne rzeczy irytowały. Natomiast robiły to na tyle marginalnie, że potrafiłam się cieszyć lekturą. Ściany opisów jakoś nie przeszkadzały nawet, wciągnęło mnie na tyle, że chyba ich nie zauważałam. Ale każdy lubi co innego. smiley

Główny bohater jaki był, taki był. Mnie o wiele bardziej spodobał się Durzo.

 

Chciałam Abercrombiego zacząć, ale mnie trochę zniechęciliście. Może kiedyś…

Abercrombie IMHO jest bardzo dobry, przez wzgląd na ciekawe postacie i inteligentne dialogi. Daj mu szansę ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Yantri, dla mnie Abercrombie w takim dość typowym fantasy to numer jeden. Chocoaż bywa brutalny. ;) No, Wegner jeszcze. Natomiast jednak jego Czerwona Kraina mi nie podpasowała, przez absolutny brak fabuły. Znaczy, nie było jej przez jakieś 200-250 stron, potem się poddałam.

Postacie i dialogi… lubię ciekawe postacie i dialogi. :D

Teraz mnie zachęciłyście. Jak mnie najdzie na dość typowe fantasy (super, że napisałaś to tak wprost, Ocho :) ), to jednak spróbuję. Nawet jakbym miała odłożyć po 100 stronach. Bo o dobre fantasy, które mnie nie dobije sztampowatością, a zaciekawi czymkolwiek, jest trudno.

Lubisz fajne postacie i dialogi, to na Abercrombiego bym nie liczył :P

;)

A na poważnie, to kwestia gustu. Ciężko wyrokować za kogoś.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Mam absolutnie przeciwne zdanie niż Pablo :D

Nie spotkałem lepszych postaci ani tak głęboko rozpisanych. Oczywiście, zgadzam się, to kwestia gustu. Najlepiej samemu spróbować.

Czy są tu fani Wattsa?

Właśnie przebiłam się przez “Ślepowidzenie”. Bogowie, jak mnie ta książka wymęczyła. Z jednej strony naprawdę doceniam przygotowanie autora i miks jego szalonych idei, wywiedzionych z setek badań i opracowań naukowych (wyjaśnienia na końcu są naprawdę ciekawe, a ja nie mogę się doczekać, aż zabiorę się za jakąś książkę Josepha LeDoux), a z drugiej zżymam się, że musiał wszystkie te świetne pomysły ubrać w taką a nie inną narrację, widzianą oczami takiej a nie innej istoty, jaką jest Siri Keeton. No ja wiem, taki był zamysł. Ale straszliwie trudno jest się przez to wszystko przebić, by wyłuskać te naprawdę ciekawe rzeczy spomiędzy nudnawego bełkotu syntetyka. A i tak nie wszystko zrozumiałam.

Kupiłam “Ognisty deszcz” łączący “Ślepowidzenie” i “Echoprakcję” ale doprawdy nie wiem, czy kiedykolwiek zdecyduję się po tę drugą sięgnąć...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja zrobiłam podejście do Ślepowidzenia, bo Orłowski chwaliła, ale odpadłam po 1/3 :D

www.facebook.com/mika.modrzynska

Ślepowidzenie jest moim zdaniem genialne. Nie potrafiłem się oderwać od tej książki. Niestety Echopraksja mnie trochę rozczarowała, bo IMHO nie udźwignęła ciężaru kontynuacji.

Known some call is air am

Właśnie przebiłam się przez “Ślepowidzenie”.

Od dawna mam ją na liście rzeczy do przeczytania. Czy z grubsza powieść oparta jest na idei, że spotkanie z pozaziemskimi cywilizacjami wyglądać będzie zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażamy?

Adamie, tak, jeśli szukasz ciekawego, nietypowego przedstawienia “pierwszego kontaktu”, to jak najbardziej. Watts sam pisze, że miał dość ludzików z dużymi głowami oraz bliżej nieokreślonych insektów, postawił na coś zupełnie innego i doskonale się do tego przygotował.

Jest to jednak również powieść o ludziach przyszłości, o tym, co sami sobie robią i jak bardzo się zmieniają, przerabiają, gdy za głęboko grzebią sobie w mózgach i wybierają coś na kształt rzeczywistości wirtualnej zamiast prawdziwej.

No i są tu wampiry ;p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ale za to jakie wampiry! Pomysł ze skazą krzyżową to majstersztyk.

Known some call is air am

Przyznam że chcę wrócić, bo nie wszystko załapałem.

To proza wymagająca, zmuszająca do myślenia. Czyli taka, na jaką czekam!

Nawet, jeśli nie jest idealna pod względem literackim.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Trylogia “Problemu trzech ciał” – dziś skończyłem. Ostatnia część to kobyła okrutna, ale trzeba przyznać, że wyjątkowo lekko się to czytało, pomimo że jestem totalnym fizycznym laikiem. Zwłaszcza ostatnia część cierpi na wyjątkowo rozwlekłe zawiązanie akcji przy zmianie wątku. Ale to detal.

Chińskie nazwiska wyglądają zaporowo tylko z początku. ;D

 

O:o, warto przeczytać dwa kolejne tomy, bo pierwszy za mną i nie zastanawiam – po recenzjach?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Pierwszy się kończy w sumie w żaden sposób. Dopiero trylogia wygląda na zamkniętą całość, nawet w ostatniej części autor umieścił spis “er” które postępowały po sobie, tak że pierwsza część to tylko zarysowanie problemu. :p

Moim zdaniem przyjemna lektura. Nie jakaś spektakularna, ale nie żałuję poświęconego czasu.

Ok, znaczy warto pójść dalej. Dzięki. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzień dobry, czy jest na sali ktoś, kto wytłumaczy mi fenomen Marty Kisiel?

Kiedyś odbiłam się od jakiegoś zajdlowego fragmentu z uniwersum Dożywocia, bo wydał mi się niesamowicie infantylny. Ale postanowiłam dać jej szansę i przeczytałam “Nomen omen”. No i nie rozumiem, naprawdę. Wszystkie te żarty na siłę i karkołomne, mające się chyba wydawać językowo sprawne zdania... A już w ogóle rozwalił mnie cytat z jakiegoś blogaska, nawet bez podpisu, na okładce, jakoby Kisiel była lepsza niż Pratchett.

No więc na czym polega ten fenomen?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie mam pojęcia, kiedyś chciałem sprawdzić i w ciemno zamówiłem jedną jej książkę, kiedy robiłem większe zamówienie gdzieś na promocjach w internecie. Książka przyszła, otworzyłem ją, okazało się że główna bohaterka ma na imię “Dżusi”, książkę zamknąłem. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Nie wytłumaczę, bo tłumaczeniem nie przekona się nikogo do polubienia, ale mogę parę słów powiedzieć. Mam wrażenie, że z Kisiel – która pisze taką bardzo obyczajową urban fantasy, gdzie fantastyka jest drugorzędna w stosunku do komponenty obyczajowo-komicznej – jest tak, że się tę formułę lubi, albo nie. Ona pisze, stylistycznie, mocno jak Joanna Chmielewska, która też przecież przestylizowuje w kierunku śmieszności. Mnie jej język bawi – bardziej w nowszych rzeczach niż w pierwszych powieściach, takich jak “Dożywocie”, ale to jest jeden z klasycznych IMHO przykładów, gdzie kogoś coś bawi, a kogoś innego – nie i jest to całkowicie indywidualne. Jej bohater(k)ami są  często – znowu jak Okrętki, Lesie, Hipcie i reszta u Chmielewskiej – postacie z założenia komiczne, i jak to bohaterowie komedii, zwyczajne: no właśnie Justyna, ksywka Dżusi, niezbyt mądra, niezbyt ogarnięta, kompletnie przeciętna minus talent do wpadania w kłopoty, nazwana tak, jak się zwykłe laski w wieku 20+ na co dzień między sobą przezywają (patrz moje studentki i ich Dżeni = Joanna, Gabi = Gabriela itd.).

To absolutnie nie jest (rozrywkowa) literatura dla każdego, bo jest mocno sprofilowana pod osoby lubiące urban fantasy, komedię, fantastykę skupioną mocno na postaciach i ich osobistych relacjach – a nie na światotwórstwie czy złożonej, wielowątkowej, dramatycznej fabule. To jest tak, jak z kryminałem typu właśnie Chmielewska – nie każdy, kto lubi Larssona albo klasykę spod znaku czarnego kryminału ty[u Chandler będzie się cieszyć idiotycznymi acz zabawnymi przygodami peerelowskiej komicznej bohaterki, która w Brazylii dowiaduje się sekretu przez przypadek i mimo bycia amatorką skutecznie ukrywa się przed mafią na Sycylii XD. Podobnie jak język – ta konwencja spasuje albo nie, ale nie ma co jej oceniać kryteriami przyjętymi np. dla Wegnera. Bo Wegner oceniony kryteriami “Jak to się sprawdza jako urban fantasy” też wyjdzie marnie. 

Podejrzewam, odrobinę z tego wątku znając Wasze, Jose i Arnubisie, ulubione rzeczy i Wasze pisanie, że niekoniecznie akurat Wam (przy wszelkich różnicach Waszych gustów i podejść literackich) spasuje taka konwencja, jaką Kisiel stosuje, ale gdybyście koniecznie jednak chcieli spróbować, jak ona pisze, zwłaszcza kiedy pisze poważniej, to może warto jednak opowiadania, nie powieści – ale niekoniecznie z jej samodzielnego tomu, może lepiej “Jaworowych ludzi” z Hardej Hordy, na przykład, jest krótkie i w lekko niesamowito-grozowym klimacie.

ninedin.home.blog

Dzięki za obszerną analizę ; p Tak, chyba tak to jest, że to się albo lubi, albo nie. No mnie jej styl drażni i tyle, na razie podziękuję. Tym bardziej, że to nie tylko kwestia stylu – kreacja bohaterów (przynajmniej w “Nomen omen”) również mnie nie rzuciła na kolana, większość postaci wydała mi się straszliwie przerysowana i niezbyt przez to wiarygodna. Ale przynajmniej spróbowałam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Przesłuchałem sobie na Storytelu "Plewy na wietrze", czyli pierwszy tom Sagi o zbóju Twardokęsku Anny Brzezińskiej. Z jednej strony bardzo dużo dobrego o tej książce słyszałem, z drugiej jakoś nie mogłem się za nią zabrać. Odstręczał mnie chyba tytuł – znaczy "Plewy na wietrze" to tytuł świetny, ale już "Saga o zbóju Twardokęsku" brzmi jakoś tak... przaśnie. I chociaż w świecie przedstawionym różne swojsko brzmiące imiona i przydomki się przewijają, dalej twierdzę, że Twardokęsek brzmi niepoważnie, jak z jakiegoś Rumcajsa i szkodzi całej książce. A i okładka wydania z "Runy", chociaż teoretycznie dość dobrze obrazuje co i jak, to wyglądem zdecydowanie nie zachwyca.

Jeśli chodzi o samą książkę – zdecydowanie robotę robi stylizacja/archaizacja języka, i generalnie sam język – bardzo plastyczny i obrazowy, zazdroszczę. Chociaż przez tę stylizację próg wejścia dość wysoki, a i później momentami potrafi być ciężko. Generalnie jednak – język bardzo na plus. Na plus też świat przedstawiony. Jeśli chodzi o fabułę, to różnie – książka to bardzo wyraźnie część większego cyklu, w takim stopniu, że w sumie trudno mi ją nawet samodzielną, pełnoprawną powieścią nazwać – raczej fragment megapowieści. Nie ma zwartej struktury, która zmierza do jakiegoś finału i tym finałem coś rozgrywa (wiadomo, nie wszystko, bo to część cyklu, ale jednak), wygląda to bardziej jak gdyby w pewnym momencie autorka uznała, że już długie toto, więc wypada w tym miejscu skończyć i następną książkę zacząć. I przez to właśnie pod względem fabuły, chociaż tak naprawdę akcji tutaj jest sporo, to czytelnik odnosi wrażenie, że za dużo się nie dzieje – ot, bohaterowie człapią od miejsca do miejsca, w różnych konfiguracjach drużynowych i po drodze dzieją się rzeczy, ale do niczego to nie zmierza za bardzo. Wiem, że w cyklach pierwszy tom to często rozstawianie szachownicy przed przyszłą rozgrywką, ale tutaj aż za bardzo.

Bohaterów jest całe mrowie, poza głównymi co chwilę pojawiają się jacyś nowi, którzy odgrywają niewielkie role w kolejnych odwiedzanych miejscach. No i ci często epizodyczni bohaterowie potrafią dostawać swoje POVy, i to dość często. Z jednej strony szanuję autorkę za konsekwencję – nie chce porzucać bohaterów z urwanymi wątkami, więc niemal każdemu daje możliwość domknięcia, nawet po odejściu głównych bohaterów i gdy to domknięcie nie wnosi wiele do głównego wątku. Z jednej strony buduje to pewien, hmmm, rozmach świata przedstawionego. Z drugiej jednak nasila chaos.

Sama narracja na ogół jest przyjemna, język o którym już pisałem dużo wnosi. Ale i tutaj bez zgrzytów sie nie obywa – z jednej strony autorka ma nieco irytującą mnie tendencję do robienia czasem wrzutek, nawet dość długich, z przyszłości, gdzie opisuje o tym co później działo się z danym bohaterem. Jasne, stosując ten zabieg buduje wrażenie jakiejś snutej przy ognisku opowieści, gdzie bajarz sobie na dygresje pozwala. Ale mnie to wybija z rytmu i imersji. Jeszcze bardziej z imersji wybija mnie za to okazjonalna zmiana narracji z trzecioosobową na pierwszoosobową, a nawet z czasu przeszłego na teraźniejszy. Zabiegi te, jeśli dobrze pamiętam, mają miejsce głównie w różnej maści retrospekcjach, więc pewnie mają jakoś te części odróżniać, ale no nie lubię takiej niekonsekwencji okropnie.

A wracając jeszcze do bohaterów – mam z nimi jeszcze jeden problem. Mianowicie, nie lubię ich. W sensie, wszyscy co do jednego główni bohaterowie to banda egoistycznych buców i sadystów. Jasne, rozumiem zabieg, ale mimo wszystko trochę to męczy. Wśród bohaterów drugoplanowych i dalszych postaci bardziej pozytywne się pojawiają, na ogół zresztą obrywając strasznie po dupie od losu z winy głównych bohaterów.

Generalnie – nie zachwyciło, nie rzuciło na kolana, ale podobało się, przyjemna, rozrywkowa fantastyka. Generalnie na większość wad, o których wspominałem, mógłbym spokojnie przymknąć oko, ale rozlazła fabuła kłuje mnie najbardziej.

 

 

PS: A, i nie bardzo rozumiem, czemu "Saga o zbóju Twardokęsku" ma dwa tomy pierwsze – różnie zatytułowane, różnie wydane ("Plewy na wietrze", jeśli dobrze rozumiem, to bardziej rozbudowana i poprawiona wersja "Zbójeckiego gościńca", ale skąd takie zmiany tytułu pomiędzy wydaniami tej samej książki?)

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

“Czerwony rycerz” Milesa Camerona. Ma niemal wszystko, czego nie znoszę w fantasy: objętość dwóch cegłówek, quasi-średniowiecze, epickość do sześcianu, zakutych w zbroje rycerzy, przemocarne moce, smoki i autora – rekonstruktora historycznego, który uważa, że nie da się napisać książki bez opisania po raz pięćset osiemdziesiąty dziewiąty z czego składa się zbroja i co się w niej z czym łączy i jak.

A jednak... Oprócz niektórych fragmentów czytało się naprawdę dobrze. Duża tu zasługa bohaterów (wielka szkoda, że autor jednak więcej miejsca poświęcał przeszywanicom, bisurom, kirysom i nagolennikom niż relacjom między nimi), a zwłaszcza tytułowego Czerwonego Rycerza – dobrego, młodego dowódcy, ale przepełnionego wątpliwościami, które chowa za maską arogancji i pewności siebie; a przy okazji rzygającemu ze stresu i strachu, mdlejącemu i nawet, od czasu do czasu, szlochającemu.

Jeszcze 4 tomy przede mną, ale na razie przerwa na coś o rozsądniejszych rozmiarach.

No popatrz, a ja nie dałam rady przebrnąć przez Czerwonego Rycerza. Bohaterowie w większej części mnie drażnili. Pomysł – właściwie żaden. Zwrotów akcji przez 300 stron zero. Narracja irytowała tym straszliwym poszatkowaniem na milion osób. A dobiło mnie odkrycie, że prawie każdy bohater dysponuje jakąś super magiczną mocą. Odpadłam ;/

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Tak, te super magiczne moce robiły się coraz bardziej absurdalne. I fakt, to bardzo prosty pomysł typu ludzie vs potwory. Poszatkowanie mnie nie drażniło, ale przyjęłam ten fakt że zdumieniem. :)

Joseheim, ninedin, dziękuję za polecenie Ann Leckie. Skończyłam wczoraj trylogię “Imperial Radch” i jestem pod wrażeniem. Wspaniale się to czytało, a pomysł na perspektywę narracyjną wręcz wymiata. W tych książkach poruszonych jest tyle spraw, zagadnień, problemów, niektóre niejako “przy okazji”, że wciąż o nich myślę. Nie zdarza mi się to często, zwykle kończę lekturę z wrażeniem “podobało się/nie podobało się” i tyle. Trylogia Ann Leckie należy do tych pozycji, po których potrzebuję chwili refleksji.

Jak już trochę czasu minie, to zamierzam przeczytać inne powieści tej autorki. :)

Dawno nie zarwałam nocy przez powieść. Zdarzyło się: M. Enriquez, Nasza część nocy”.  Horror, mix literatury iberoamerykańskiej z Kingiem. No, Autorka jest bardzo dobra w ezoteryczne klocki (nie wymyśla, lecz łączy, bazuje), w dodatku dobre literacko.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@yantri: to świetnie, że się podobało! Z innych powieści Leckie, “Provenance” jest lżejszą powieścią w tym samym świecie, co trylogia, a “The Raven Tower” to oryginalna, nietypowa fantasy z odwołaniami do pewnego arcydzieła klasyki literackiej. Obydwie polecam.

 

Ja z kolei ostatnio czytam antologię irackiej SF (niezłe, ciekawie zobaczyć, jak się pisze fantastykę w kręgu kulturowym bez większej tradycji tego gatunku – pisze o tym braku tradycji autor wstępu), przeplatając lekturę polskimi antologiami. A, i w ramach akcji Zew Zajdla “Pieśni Chołów” przeczytałam i chętnie bym podyskutowała.

ninedin.home.blog

Chyba załapałam się na horrory. Clive Barker, trzy pierwsze księgi od Maga. Niezłe. Znałam Candymana, ale nie przywiązywałam wagi do źródła. Teraz czytam pierwsze trzy księgi. Groza, ale kurcze, łamie granice. Chyba dobrze przetłumaczone. Jakbyście mogli coś polecić z klasyków horroru,  a podziękowania będą w gratisie. ;-) 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A ja pochwale się, że niedawno skończyłam czytać trylogię wojen makowych. Dawno nie czytałam tak dobrej książki, która trzymała mnie w napięciu do samego końca. Nie było tutaj zakończenia, którego się spodziewałam, główna bohaterka naprawdę nie należała tych, której wszystko się udaje i idzie jak po maśle ! 

Książka napisana z rozmachem, realistyczne i brutalne opisy wojny, narkotyków  i relacji miedzy ludzkich... Jestem wielką fanką takich powieści... Ktoś zna podobne książki w takim klimacie? Chętnie poczytam ! ;) 

Nowa Fantastyka