- Hydepark: Poszukuje kogos do zredagowania oraz rozpisania powiesci.

Hydepark:

opowiadania

Poszukuje kogos do zredagowania oraz rozpisania powiesci.

Witam serdecznie,

poszukuje osoby ktora przepisze, zredaguje i rozpisze powiesc fantasy, obecnie skrot posiada 4 strony A4, nie

wiem dokladnie jak wycenic taka "usluge", ale licze na osoby zglaszajace sie, bardzo prosilbym dolaczyc

wczesniej napisane powiesci.

 

Zainteresowanych prosze o zgloszenia na adres e-mail: photo32@wp.pl lub pw.

Pozdrawiam,

Redblack

Komentarze

obserwuj

Z ciekawości, co to jest ‘rozpisanie’ powieści?

Urozmaicenie bardziej szczegolowymi opisami walk, krajobrazow, sytuacji itd.

Czyli chodzi o napisanie powieści na podstawie konspektu o objętości czterech stron?

Jeśli z czterech stron A4  ma powstać powieść, to raczej chyba chodzi o jej napisanie na podstawie streszczonego na tych czterech stronach pomysłu. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dokladnie, zgadza sie.

Jajca! – rzekłem.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

A nie boisz się, że ktoś Ci ukradnie wybitny pomysł na powieść?

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Nazgul, wygrałeś! Czekałem, kto pierwszy da taki komentarz :)

nie wiem dokladnie jak wycenic taka "usluge"

 

Też nie wiem, ale myślę, że trzeba liczyć tak od 12-15.000 w górę ; )

I po co to było?

Też nie wiem, ale myślę, że trzeba liczyć tak od 12-15.000 w górę ; )

Od akapitu?

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Nazgul podpisuje się pod Twoim komentarzem. 

Oboma :)

Ale wybrzydzacie.

 

Myślę, że moglibyśmy negocjować dokładniejsze warunki... ale to nie są tanie rzeczy. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Elanar ma rację. Jak tu nie skorzystać z sytuacji. ;-)

Elanar – a ile już powieści napisałeś? Kwalifikujesz się? ;)

bardzo prosilbym dolaczyc wczesniej napisane powiesci.

A te powieści to przesłać papierowe w sztywnych okładkach, z autografem i dedykacją, czy wystarczą w PDFie? Może Sapkowski ma dosyć Wiedźmina i zrobi sobie kilka miesięcy przerwy, aby pochałturzyć jako ghostwriter?

 

Redblack – całkiem niezły wyszedł Ci dowcip. Pasuje do konkursu, który się właśnie odbywa. :)

Widziałem mnóstwo bardziej bezczelnych propozycji, no ale konwenty robiłem.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Elanar – a ile już powieści napisałeś? Kwalifikujesz się? ;)

Odmawiam odpowiedzi. Pytania są tendencyjne.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Redblack – całkiem niezły wyszedł Ci dowcip. Pasuje do konkursu, który się właśnie odbywa. :)

No, nie wiem, to nie jest jedyne miejsce gdzie zamieścił takie ogłoszenie. I adres e-mail, o ile się zorientowałem, również jest autentyczny...

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Tak trudno o dobrego ghost writera? Z czym problem? Osoby hejtujace macie male ego? Potrzebuje napisac pewien material, jezeli nie macie odpowiednich zdolnosci lub nie jestescie zainteresowani, darujcie sobie zbedne komentarze. Co ma zrobic osoba ktora ma pieniadze, ma pomysl, ale nie ma literackiego talentu? Nie chodzi o to ze to co chce napisac jest takie czy takie, ale od razu czesc z was wypluwa jad, jezeli nie potraficie odpowiedziec w zaden rzetelny sposob to tego nie robcie w ogole.

 

A teraz po krotce:

Nikogo nie powinno obchodzic co robie ze swoimi pieniedzmi, place za usluge.

Osoby ktore naskoczyly na mnie, raczej powinny zajac sie powazniejszymi rzeczami, szczegolnie ze niektorzy maja troche lat a zachowuja sie jak trolle internetowe.

Co prawda zlecam taka prace po raz pierwszy, moze sie machnalem i przecholowalem z ta powiescia, ale chodzi o dostarczenie tekstu ktory jest pokrewny i pokazuje styl w jakim wspolpracujacy ze mna pisarz bedzie pisal.

 

To tyle,

Redblack

Może spróbuj się skontaktować z jakimiś wydawnictwami i zapytaj czy mają jakichś ghostwriterów do polecenia.

Jest to tez w trakcie, ale chce takze zobaczyc co potrafia inne osoby ktore lubia i potrafia pisac, myslalem ze trafilem na tego typu forum.

Z ciekawości zapytam:

– jaki gatunek?

– jaką wielkość w znakach ma coś takiego posiadać?

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

…chce takze zo­ba­czyc co po­tra­fia inne osoby ktore lubia i po­tra­fia pisać…

 

Redblack, jeśli pragniesz dowiedzieć się, co potrafią osoby, które lubią i umieją pisać, przeczytaj opowiadania zamieszczane na tej stronie. Sugeruję, byś zaczęła od tych w Biliotece.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tutaj jest trochę wyjaśnione. Nie wiem, czy pisanie do wydawnictw to najlepszy pomysł :)

Ceterari

Fantasy, powiedzmy do 100 tys slow, jestem otwarty na tego typu sprawy.

 

Regulatorzy

Nie chcialem spamowac ludzi, ale w sumie zrobie to jutro, dzieki za pomysl.

Rozwinąć z czterech stron na 100tys słów – ergo jakieś 600k znaków – to sporo.  Poza opisami  prawdopodobnie trzeba będzie też dołożyć trochę wątków pobocznych, dopracować postacie, dialog itd. Jeśli ktoś sensowny Ci się tego podejmie, to tanio nie będzie. Ale powodzenia :)

PS. Jeśli masz na ‘zbyciu’ tyle gotówki, że chcesz zainwestować – to może ogłoś konkurs na napisanie powieści o założonych realiach z nagrodą pieniężną?

Ja bym się podjął, ale że przyznanie się do tego tutaj byłoby głupotą, to się nie podejmuję. Zresztą ostatnio nawet z własną twórczością jestem na bakier, więc nie ma o czym gadać.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Redblack – tu nie chodzi o hejt, ani o opluwanie jadem. Po prostu Twoje pytanie było tak odrealnione, że spokojnie mogło zostać uznane za żart. Skoro to jednak nie jest żart, to ok. Pogadajmy poważnie, jak mężczyzna z mężczyzną, bo po formie Twoich komentarzy widać, żeś facet.

 

Po pierwsze – sam pomysł, nawet taki na kilku kartkach to bardzo mało jak na powieść. Tu nie chodzi o jego “rozpisanie” (brzmi jak dolanie wody do koncentratu), a o napisanie powieści od początku do końca, jedynie na podstawie Twojego pomysłu. Trzeba stworzyć świat, klimat, wiarygodnych bohaterów, pociągnąć cały wątek fabularny, zbudować napięcie. Ktoś musiałby włożyć w to całe swe umiejętności, duszę i to w dodatku nie będąc wolnym, bo mając nad głową Ciebie jako cenzora. Dobry autor zostawia w tekście część siebie. W tym przypadku musiałby się jej wyrzec i przełknąć to, że pod częścią jego talentu podpisze się ktoś inny. Już z tego powodu ludzie nie będą się pchać drzwiami i oknami. Ktoś się ma napracować, a ktoś inny spije śmietankę? Oj, ciężko będzie znaleźć chętnego.

Po drugie – napisanie powieści to minimum kilka miesięcy. Wielu podejmuje się takiej pracy, bo liczy, że ktoś to potem opublikuje pod jego nazwiskiem – rozumiesz – sława, pieniądze i takie tam, albo przynajmniej satysfakcja z publikacji. Ty już na starcie takiej motywacji swojego pisarza pozbawiasz, więc musisz ją zastąpić czymś innym. Musi więc Cię być stać na zapłacenie komuś za kilka miesięcy pracy. Stać Cię?

Po trzecie – pomysł to akurat najtańszy towar na rynku. Wszędzie tego pełno, tylko żeby któryś zrealizować zazwyczaj potrzeba pieniędzy (te ponoć masz) i pracy. Każdy swoje własne pomysły uważa za najatrakcyjniejsze, dlatego bardzo trudno będzie Ci przekonać pisarza, że powinien poświęcić czas Twojemu, a nie jego własnym. Tym bardziej, że jeśli sam nie masz większego pojęcia o pisaniu, to możesz się mylić co do świetności Twojego pomysłu. 

Po czwarte – szukasz kogoś, kto już ma napisane powieści na koncie, a więc kogoś doświadczonego, rzekłbym – profesjonalisty. Dlaczego ktoś, kto już odniósł sukces i komu udało się wydać książki pod własnym nazwiskiem, kto jest znany i uznany jako autor, miałby pisać dla debiutanta, zamiast na swoje konto? Życzę powodzenia.

Po piąte – to jest portal dla amatorów. Jest tu bardzo wiele bardzo zdolnych osób, które moim zdaniem ma szansę napisać naprawdę świetną powieść (niektórzy są już nawet w trakcie). Tyle, że większość chce zaistnieć na rynku pod własnym nazwiskiem i zabawa w pisanie cudzej powieści nie przybliży ich do celu. Bardzo trudno jest się debiutantowi przebić i dlatego wielu jest skłonnych oddać tekst za darmo, albo nawet wydać na własny koszt, byle pod własnym nazwiskiem.

Po szóste – tak zwani ghostwriterzy piszą chyba głównie na zlecenie wydawnictw, czyli wtedy, gdy publikacja jest praktycznie zapewniona, bo na przykład pod książką, jako autor, podpisze się ktoś znany – polityk albo aktorka itp.  

 

Nie piszę tego wszystkiego, aby Ci sprawić przykrość, zdołować, zniechęcić, ani nic z tych rzeczy. Chcę Ci jedynie uświadomić, dlaczego moim zdaniem trudno Ci będzie kogokolwiek znaleźć. Może zwiększyłbyś szanse, gdybyś nie szukał murzyna do czarnej roboty, a wspólnika, który występowałby jako współautor i partycypował w ewentualnych zyskach, ale i to pod warunkiem, że byłby to cholernie dobry pomysł na powieść.

 

 

Nic dodać, nic ująć...

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Unfallu, za wszystkie wymienione przez ciebie niedogodności, ghost bierze pieniądze.

Za biografię (w latach 2011 – 2013) brał 150 – 500 złotych od strony (1800 zzs), a wydaje mi się, że za powieść weźmie jeszcze więcej. 

Pod względem finansowym nie jest to dobry sposób na debiut. Może w romansie obyczajowym miałoby to jakiś sens, ale fantastyka się autorowi nie zwróci.

Dobry autor zostawia w tekście część siebie. W tym przypadku musiałby się jej wyrzec i przełknąć to, że pod częścią jego talentu podpisze się ktoś inny. Już z tego powodu ludzie nie będą się pchać drzwiami i oknami. Ktoś się ma napracować, a ktoś inny spije śmietankę? Oj, ciężko będzie znaleźć chętnego.

Jakoś o chętnych do pisania powieści w uniwersum Metro 2033, czy, nie przymierzając, Diablo, chętnych nie brakuje. I często są to chętni nie byle jacy.

Ty już na starcie takiej motywacji swojego pisarza pozbawiasz, więc musisz ją zastąpić czymś innym. Musi więc Cię być stać na zapłacenie komuś za kilka miesięcy pracy. Stać Cię?

Dlaczego wychodzisz z założenia, że dyskutujesz z kimś kto tego nie rozumie i że go nie stać? Kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych to nie jest przecież niewyobrażalna fortuna.

Po trzecie – pomysł to akurat najtańszy towar na rynku

Ha, ha, ha. Może akurat autor wątku ma, w przeciwieństwie do dwóch trzecich polskich pisarzy fantastów, jakiś dobry pomysł?

Dlaczego ktoś, kto już odniósł sukces i komu udało się wydać książki pod własnym nazwiskiem, kto jest znany i uznany jako autor, miałby pisać dla debiutanta, zamiast na swoje konto?

Bo chce sobie kupić coś fajnego?

 

Odnoszę wrażenie, że ktoś tu jest mocno oderwany od rzeczywistości ( jak na fantastę przystało) i bynajmniej nie jest to autor wątku. Więc może zamiast nabijać się z człowieka i zakładać, że nie ma pojęcia o co pyta, dać szansę młodym i utalentowanym do zarobienia kilku groszy? Ale nie, zniechęćmy Redblacka, bo nie będzie nam tu bruździł jakąś motywacją zewnętrzną, nie będzie kalał naszych szczytnych marzeń o sięganiu szczytu Parnasu. A potem w telewizji ludzie marudzą, że z pisania nie da się wyżyć.

na emeryturze

Unfall, to nie ma byc powiesc publikowana, moze to byc opowiadanie. Szczerze, zglosilo sie do mnie kilku popularnych w Polsce autorow, ktorzy chetnie podejma sie bycia Ghost Writerem. Dlaczego mieliby to robic? Dla pieniedzy, wielu utytuowanych autorow ktorzy otrzymali roznorakie nagrody nie zalezy juz na tym aby robic cos wlasnego, za co dostana czy i nie wiadomo jaka zaplate, tutaj daje okazje dorobic srednio profesjonaliscie.

 

Dodatkowo, bohaterowie glowni/poboczni jak i podobne watki sa tez napisane. Zle sie wyslowilem proszac o powiesc, ale o dluzsze opowiadanie.

 

Sadze ze nie oczekuje gruszek na wierzbie, naprawde, nie sadzilem ze to bedzie taki problem.

 

Poza tym, gdyby mnie nie bylo stac, to bym nie wychodzil z tego typu inicjatywa.

Napisałeś  ~100tys. słów – to nie jest ‘dłuższe opowiadanie’, tylko coś z 5-6 razy dłuższego od bardzo-długiego-opowiadania.

PS. Skoro już Ci się zgłosiło kilku popularnych autorów, to po co ten wątek? :-) Casting jakiś, czy co?

Nie no skad, wezme byle kogo, pierwszego lepszego, bo to jest najlepsza rzecz jaka moge zrobic.

Jak idziesz kupic auto i dealer Ci oferuje zakup 1 modelu, nie patrzysz na inne?

100 tys. znaków to nie problem.

Kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy za napisanie tegoż jest również do przełknięcia.

Nie rozumiem krytyków

To bardzo dobry i ciekawy pomysł.

Wrzucacie na Tę stronę mnóstwo tekstów za darmo.

Popieram inicjatywę.

He,he! Na tym portalu to jednak wygląda jak żartsmiley

Ale... z rozmów nieoficjalnych wiem, że:

– autorzy, może nie z najwyższej półki, ale zdolni i z dorobkiem, którzy pokazali się już na polskim rynku, podejmują się czasem “chałturzenia” typowo i wyłącznie dla pieniędzy, żeby dorobić; z pisarstwa ciężko wyżyć, trzeba kombinować, a skoro jakiś “naiwniak” chce zapłacić, to niech płaci; Ghostwriterzy nie angażują uczuć, nie wspinają się na wyżyny swego talentu, lecą pod schemacik – składać zdania potrafią, budować napięcie potrafią, na konstrukcji opowieści się znają, jak napisać dialog wiedzą, więc lecą schemacikiem i się niespecjalnie wysilają i angażują; co napiszą to napiszą, nie przejmują się, co wyszło, zleceniodawca przeważnie i tak się cieszy, a do kieszeni wpada dodatkowy grosz; nie ma czym się chwalić, ale jak się trafi “naiwniak”, to żal nie skorzystać,

– amatorzy podchodzą do każdego swego dzieła z uczuciem i zaangażowaniem, więc będą się “źle” czuli wiedząc, że coś, co dopieścili i poświęcili tyle wysiłku i uwagi nie “należy” do nich; pieniądze się przydadzą, ale niesmak zostanie.

Dlatego nie dziw się Redblack emocjonalnym reakcjom. Dogadaj się z jakimś “wypalonym profesjonalistą”, będzie łatwiej i bez komplikacji, po prostu “biznes”smiley.

 

Ale w końcu chodzi o 100 tys. znaków (dłuższe opowiadanie) czy 100 tys. słów (powieść)? Sprecyzowałabym na Twoim miejscu, bo to jednak różnica i w czasie, i w kasie. :)

Z autopsji: do napisania powieści nadającej się do publikacji wystarczą 2-3 lata pracy. To niedużo, nawet bardzo niedużo, jeżeli porównać ten czas do innych muz. Ale nie o tym.

Ghostwriting jest dwuznaczny prawnie i etycznie.

Prawnie, bo prawo autora do podpisania się pod utworem jest niezbywalne i w umowie nie można zażądać zrzeczenia się. Jest to klauzula abuzywna. Autor jest autorem. Autor tekstu, nie nazwiska nad tytułem.

Etycznie, bo jw., a szczególnie w przypadku “napiszta mię, bo pomysł, konspekt, streszczenie”. A po co to komu? Pomysł nie tyle ma niewielkie znaczenie, co w ogóle nie ma znaczenia! Orbit niedawno mówił w jakimś programie radiowym, że w kinie scena z facetem wstającym z wyra, zapalającym papierosa i siadającym z kubkiem kawy przed zdjęciem kobiety będzie krótka i raczej nieciekawa. Natomiast jak ją opisać, to może i setkę stron zabazgrać monologiem, inwokacją do kobiety ze zdjęcia, dialogami z jego wyobraźni lub retrospekcji. I gdyby owych sto stron popełnił Orbitowski, to bym czytał z wypiekami, choć pomysłu żadnego tam nie ma.

Redblack, pomysł to fraszka. Utwory zawsze się rozbijają o wykonanie. Utwór jest wykonaniem, autor wykonawcą. Chcesz się pod czymś podpisać? Wydaj sobie konspekt. Chcesz powieść? To ją po prostu zleć i wydaj pod nazwiskiem autora. Tak się to odbywa.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Orbit niedawno mówił w jakimś programie radiowym, że w kinie scena z facetem wstającym z wyra, zapalającym papierosa i siadającym z kubkiem kawy przed zdjęciem kobiety będzie krótka i raczej nieciekawa. Natomiast jak ją opisać, to może i setkę stron zabazgrać monologiem, inwokacją do kobiety ze zdjęcia, dialogami z jego wyobraźni lub retrospekcji...

… I nadal będzie nieciekawa, a dodatkowo przegadana, rozciągnięta bez sensu i pretensjonalna.

 

I gdyby owych sto stron popełnił Orbitowski, to bym czytał z wypiekami, choć pomysłu żadnego tam nie ma.

A ja bym nie czytał w ogóle, nawet gdybym wiedział kim jest Orbitowski.

 

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ty zdajesz sobie sprawę, że wypowiadasz się we własnym jedynie imieniu, ale ci biedni ludzie mogą się nie połapać i gotowi pomyśleć, że czytelnicy fantastyki to jakaś jednorodna grupa. No więc, dla zachowania pluralizmu opinii: wykonanie to banał, byle grafoman po gimnazjum potrafi lać wodę z pustego w próżne i zapełnić nią setki, tysiące stron. Liczy się wyłącznie pomysł.

na emeryturze

Badi – myślę jednak, że nie można biografii porównywać do powieści. Pisząc biografię ghostwriter wykorzystuje tylko swój warsztat, aby poprawnie i w miarę ciekawie opisać relacje z życia zleceniodawcy – mało twórczy proces.

 

Gary_joiner – jakoś nerwowo zareagowałeś na mój post, choć ja pisząc swój dokładałem starań, aby nikogo nie urazić. Co za brużdżenie? Co za kalanie? Gdzie to wyczytałeś. Uznałem początkowo ten wątek za żart (nic na to nie poradzę, tak zareagowałem automatycznie), a potem wyjaśniłem dlaczego. Jesteś młody i utalentowany, to masz szansę – zarabiaj, nie krępuj się, ja Ci bronić nie będę. Wykorzystasz przy tym czyjąś naiwność i brak znajomości tematu – Twoja sprawa.

Jakoś o chętnych do pisania powieści w uniwersum Metro 2033, czy, nie przymierzając, Diablo, chętnych nie brakuje.

I na co to jest argument? Ci autorzy wykorzystują gotowe uniwersum, znany szyld i skupioną przy nim grupę czytelników, aby sprzedać im własną historię i pod własnym nazwiskiem. Co mają wspólnego z ghostwriterami?

Dlaczego wychodzisz z założenia, że dyskutujesz z kimś kto tego nie rozumie i że go nie stać?

Tu masz rację, mogę się w tej materii mylić. Zasugerowałem się słowami: “nie wiem dokładnie jak wycenić taka "usługę"”

Może akurat autor wątku ma, w przeciwieństwie do dwóch trzecich polskich pisarzy fantastów, jakiś dobry pomysł?

Może ma... Akurat co do pomysłów, w pełni zgadzam się z komentarzem Dzikowego (z całym komentarzem). Jeśli uważacie, że jedynie pomysłem zawojujecie świat, to jesteście marzycielami – to oczywiście nic złego, tyle że w zdecydowanej większości przypadków niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jak Hobbit i Potter, a w biznesie Facebook i Google, tyle, że niezmiernie rzadko i to, że były to dobre pomysły można sprawdzić dopiero po ich zrealizowaniu, gdy już została wykonana ogromna praca i zainwestowane odpowiednie pieniążki. Poza tym w tych przypadkach realizacją zajmują się zazwyczaj pomysłodawcy, bo im zależy i przez to odpowiednio się przykładają. Większość pomysłów grzęźnie w trakcie realizacji – literackie gdy autorowi brak umiejętności lub gdy wydawnictwa nie podzielają entuzjazmu autora, w biznesie najczęściej w fazie tworzenia biznesplanu i szukania inwestorów, lub w momencie zderzenia z realiami rynku.

 

 Redblack – jeśli znajdziesz ghostwritera, to z dużym prawdopodobieństwem będzie on pasował do opisu LadyBlack (Lady – bardzo mi się podoba Twój komentarz). Ghostwriter świetnie sprawdzi się przy biografii znanej osoby, bo bez względu na to, jak dobrze będzie napisana, sprzeda się (a o to chodzi “autorowi” i wydawnictwu), bo ludzie będą ją kupować z ciekawości. Ale powieść, i to nieznanego dotąd autora? Czarno to widzę.

Żeby było jasno – nie jest moją intencją krytykowanie Cię, wyśmiewanie, hejtowanie, mieszanie Ci w jakikolwiek sposób czy odwodzenie od planów. Po prostu  uważam, że warto dać Ci do myślenia, zanim wydasz pieniądze. I tak zrobisz, co będziesz chciał. A ja, nawet jeśli prywatnie nie wieżę w powodzenie takiego przedsięwzięcia, życzę ci jak najlepiej i trzymam kciuki.

 

EDIT

No więc, dla zachowania pluralizmu opinii: wykonanie to banał, byle grafoman po gimnazjum potrafi lać wodę z pustego w próżne i zapełnić nią setki, tysiące stron. Liczy się wyłącznie pomysł.

Gary... :)

Zdolny gość zrobi ze średniego pomysłu coś dobrego, a  dyletant pogrzebie nawet ten najlepszy. Oczywiście dobrze jest, gdy jest pomysł, ale pomysł to dopiero początek. Powieść natomiast, to już setki albo tysiące pomysłów. Ten jeden na fabułę, to naprawdę jeszcze niewiele. Mnie już wielokrotnie zdarzało się, że taki pomysł w trakcie pisania ulegał zmianie, bo wpadałem na lepszy. Niektórym do rozpoczęcia pisania wystarczy namiastka pomysłu – scenka, sytuacja. Siadają do pisania bez pomysłu na całą fabułę. Tak przykładowo pisze King.

Jakoś o chętnych do pisania powieści w uniwersum Metro 2033, czy, nie przymierzając, Diablo, chętnych nie brakuje. I często są to chętni nie byle jacy.

Gary, wybacz, ale to jest jednak z dupy argument w tej dysksji. Tworzenie w uniwersum Metro czy Star Wars nie ma nic wspólnego z ghostwritingiem, bo tam jednak ludzie pracują na własne nazwisko. Nie wszystkie powieści napisał Głukchowski, Lucas czy tam Decard Cain. Co więcej, pisanie w takim czy innym, ale już znanym i kochanym przez fanów na całym świecie uniwersum to wręcz kosmiczne ułatwienie sobie startu i zrobienia ogromnej kariery i kasy, bo jeśli uda Ci się wkręcić w ten konkretny rynek, to masz od razu zapewnionych pierdyliard czytelników, tłumaczenia na kilkanaście/kilkadziesiąt języków i otwarte rynki wydawnicze na całym świecie. I wciąż swoje nazwisko na okładce każdego z miliona egzemplarzy powieści, którą sam napisałeś.

 

I jednak zgadzam się z dzikowym. Pomysł można mieć najlepszy na świecie, ale jak się nie potrafi go porządnie wykonać, to, cytując za Elektronicznymi gitarami, “wszystko ch...”. Wyobraź sobie, że Władcę Pierścieni albo, po wiedzmy, ‘Kod Leonarda DaVinci” napisał ktoś bez elementarnej wiedzy językowej i talentu nijakiego, taki właśnie “byle grafoman po gimnazjum”. Założenia, fabuła, wszystko dokładnie takie samo, ale wykonanie już zupełnie inne. Pomijając fakt, że coś takiego nigdy nie przeszłoby przez sito redakcyjne, może w self-pubie, ale i to nie koniecznie, to nigdy, ale to nigdy nie zyskałoby swojej marki i popularności, bo nikt by takiego gówna nie czytał. Czytanie ma być radością i budzić zachwyt nad pięknem i kunsztem wykonania. Bo tak naprawdę pisanie niczym nie różni się od innych dziedzin sztuki. Powiedzmy, takie malarstwo – jeśli jesteś malarzem i chcesz się wybić, to nie ważne, co będziesz malował – musisz to namalować tak, żeby ludziom szczęki opadły z zachwytu.

Zresztą trochę konsekwencji – najpierw bronisz redblacka z jego chęciami, by ktoś pomógł mu przekuć jego pomysł (abstrahując od tego czy jest on genialny, czy nie) w coś wartego przeczytania, a, daj Boże, nawet i westchnień zachwytu, a potem wygłaszasz tezę, że jak jest dobry pomysł, to reszta nieważna. Zdecyduj się więc, czy chcesz naszego tajemniczego sponsora zachęcić do tego, by wynajął sobie tej czy innej klasy specjalistę, czy też próbujesz mu przekazać: “Stary, pieprz to i napisz swoje opowiadanie sam, bo jeśli naprawdę masz dobry pomysł to i tak osiągniesz sukces!”.

 

Peace!

 

EDYTKA:

Widzę, że przegrałem z Unfallem o długość kolacji.^^

 

EDYTKA Druga:

Oczywiście zdarzają się wyjątki, jak Hobbit i Potter.

Tu, czysto subiektywnie, się nie zgadzam, zwłaszcza z oceną Pottera, bo jak dla mnie to doskonały przykład tego, jak powinno się pisać tak, żeby totalnie zniewolić i uzależnić od siebie czytelnika.

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jasne, że biografia jest łatwiejsza, ale nie znalazłam informacji, jak w naszym kraju funkcjonują duchy specjalizujące się w powieściach, więc piszę o stawkach za biografię.

 

jakoś nerwowo zareagowałeś na mój post, choć ja pisząc swój dokładałem starań, aby nikogo nie urazić.

Nerwowo? To mój standardowy, niekulturalny i napastliwy sposób prowadzenia dyskusji (Beryl go uwielbia); kiedy jestem nerwowy łamię klawiatury i ciskam monitorami. Ale do rzeczy: piszesz o naiwności i marzycielstwie, a tymczasem z twojej poprzedniej wypowiedzi przebija taki idealizm i taka niewinność, że aż nie mam najmniejszych wątpliwości, że pisujesz w celach hobbystycznych, a w sferze materialnej wiedzie Ci się wyśmienicie. Piszesz o wkładaniu duszy w tekst i wyrzekaniu się części siebie, ba, wpadasz przy tym w mentorski ton, szafując własnymi, arbitralnymi opiniami, jakbyś prezentował fakty, czy choćby opinie ogółu. Argumentujesz patrząc na sprawę ze ściśle określonego, ostrego kąta – sprawnie, ale w takim oderwaniu od rzeczywistości, że konkluzje wypadają absurdalnie.

 

I na co to jest argument? Ci autorzy wykorzystują gotowe uniwersum, znany szyld i skupioną przy nim grupę czytelników, aby sprzedać im własną historię i pod własnym nazwiskiem. Co mają wspólnego z ghostwriterami?

Gary, wybacz, ale to jest jednak z dupy argument w tej dysksji. Tworzenie w uniwersum Metro czy Star Wars nie ma nic wspólnego z ghostwritingiem, bo tam jednak ludzie pracują na własne nazwisko.

Czyli waszym zdaniem goście kontynuujący cudze cykle, sklecający utwory na bazie filmów i gier, nie robią tego dla pieniędzy? Macie to czymś poparte, czy zgadujecie, jak ja? I o co chodzi z tym “własnym nazwiskiem”? Każdy chce być sławny? Napisanie trzecioligowej powiastki fantasy na podstawie gry komputerowej w zabijanie to taki ogromny prestiż?

Niektórym do rozpoczęcia pisania wystarczy namiastka pomysłu – scenka, sytuacja. Siadają do pisania bez pomysłu na całą fabułę. Tak przykładowo pisze King.

I u Kinga to doskonale widać. Nikt tak jak on nie potrafi pisać o niczym i wciąż tym samym, w równych proporcjach. Nie cierpię Kinga – za to właśnie, że ze swoją doskonałością warsztatu zadowala się klepaniem rzemieślniczo sprawnych, ale pozbawionych polotu średniaków. King, gdyby miał dobre pomysły, mógłby tworzyć arcydzieła.

Wyobraź sobie, że Władcę Pierścieni albo, po wiedzmy, ‘Kod Leonarda DaVinci” napisał ktoś bez elementarnej wiedzy językowej i talentu nijakiego, taki właśnie “byle grafoman po gimnazjum”.

Nie mogę sobie wyobrazić, bo ani ani przez Władcę, anie przez Kod nie byłem w stanie się przegryźć. W obu zabrakło mi dobrych pomysłów.

Czytanie ma być radością i budzić zachwyt nad pięknem i kunsztem wykonania. Bo tak naprawdę pisanie niczym nie różni się od innych dziedzin sztuki.

Sztuka nie ma zachwycać,  ma szokować i stymulować intelektualnie. Możemy się przerzucać podobnymi opiniami do przyszłego roku.

Zresztą trochę konsekwencji – najpierw bronisz redblacka z jego chęciami, by ktoś pomógł mu przekuć jego pomysł (abstrahując od tego czy jest on genialny, czy nie) w coś wartego przeczytania, a, daj Boże, nawet i westchnień zachwytu, a potem wygłaszasz tezę, że jak jest dobry pomysł, to reszta nieważna. Zdecyduj się więc, czy chcesz naszego tajemniczego sponsora zachęcić do tego, by wynajął sobie tej czy innej klasy specjalistę, czy też próbujesz mu przekazać: “Stary, pieprz to i napisz swoje opowiadanie sam, bo jeśli naprawdę masz dobry pomysł to i tak osiągniesz sukces!”.

Konsekwencji w czym? Nie bronię Redblacka tylko nabijam się z tych, którzy potraktowali jego ofertę z oburzeniem godnym oferty zaprzedania swej cnoty. Nie staram się też go do niczego zachęcać, staram się jedynie niektórych zniechęcić do zniechęcania – prawdopodobnie dlatego, że doskonale pamiętam nie tak znowu odległe czasy, gdy za podobną okazję do zarobku dałbym się pokroić.

na emeryturze

@Gary

Może w osiemnastym wieku pomysł miał jeszcze wartość. Teraz, gdy już wszystko ktoś napisał, pomysł jest nieistotny. Joyce jest pretensjonalny i przegadany, zgadzam się. Orbit, czyli Łukasz Orbitowski, w tym roku dostał Nike za Inną duszę. Wg mnie powinien dostać jeszcze dwa lata temu za Szczęśliwą ziemię.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Chlopaki i dziewczyny, sluchajcie, nie ma co roztrzasac tematu. Akurat to co chcialbym miec napisane w tym wypadku musi isc od wewnatrz. Inne rzeczy ktore beda dopisywane beda podpisane nazwiskami autorow, wiec nie widze w tym zadnego problemu. Taka specyfika akurat tego co chce zrobic z ta konkretna trescia.

To mój standardowy, niekulturalny i napastliwy sposób prowadzenia dyskusji (Beryl go uwielbia);

A Ty zdajesz się być z tego dumny ;)

Ale do rzeczy: piszesz o naiwności i marzycielstwie, a tymczasem z twojej poprzedniej wypowiedzi przebija taki idealizm i taka niewinność, że aż nie mam najmniejszych wątpliwości, że pisujesz w celach hobbystycznych, a w sferze materialnej wiedzie Ci się wyśmienicie.

Wiedzie mi się dobrze (choć nie zawsze tak było), nie narzekam, ale czy mnie to dyskwalifikuje, jako realistę? Skoro mam przyzwoitą pracę, którą w dodatku lubię i nie rzucam wszystkiego dla pisania, to jestem oderwany od rzeczywistości? To kto jest według Ciebie realistą? Ten, kto jest święcie przekonany że ma świetny pomysł na powieść i to wystarczy, żeby odnieść sukces? A może trzeba wygrzebywać puszki ze śmietników, żeby twardo stąpać po ziemi?

wpadasz przy tym w mentorski ton

Tu masz rację. Zdarza mi się. Posypuję głowę popiołem.

Czyli waszym zdaniem goście kontynuujący cudze cykle, sklecający utwory na bazie filmów i gier, nie robią tego dla pieniędzy? (...) Każdy chce być sławny? Napisanie trzecioligowej powiastki fantasy na podstawie gry komputerowej w zabijanie to taki ogromny prestiż?

Tu też masz sporo racji – chałtura to chałtura – tyle że chyba wrzucasz zbyt wielu do jednego wora.

King, gdyby miał dobre pomysły, mógłby tworzyć arcydzieła.

No to musimy Kinga spiknąć z Redblack. Jak myślisz, zgodziłby się? ;)

doskonale pamiętam nie tak znowu odległe czasy, gdy za podobną okazję do zarobku dałbym się pokroić.

I co, naprawdę nie było okazji? To może zamiast powieści trzeba było komuś za pieniądze napisać pracę magisterską. W końcu aż tak bardzo się to nie różni... :) 

 

Widzisz – w mojej pracy mam do czynienia ze Start-upami. Spotykam wielu ludzi owładniętych ideamii i mimo że nie chodzi o pisarzy, mechanizm jest podobny. Ktoś ma zawsze świetny pomysł na biznes, tylko nie potrafi tego czy tamtego. Nie potrafi rozpoznać rynku, zdefiniować potencjalnego klienta, określić konkurencji, nie potrafi wyliczyć kosztów i napisać biznesplanu. Aha, zazwyczaj potrzebuje też kapitału. W zdecydowanej większości, gdy się to wszystko ogarnie i policzy, świetny pomysł okazuje się przedsięwzięciem nierentownym. Nie chodzi o to, aby ludzi zniechęcać i hamować wszelką inwencję, a o to, aby takim ludziom pokazać inny punkt widzenia, zanim zainwestują czas, energię i pieniądze (przykładowo nabiorą kredytów) w coś co jest  skazane na niepowodzenie.

Gary – Ty masz niezły warsztat i możesz się skoncentrować na pomysłach, ale nie wmawiaj młodym i niedoświadczonym, że liczy się tylko pomysł, bo robisz im krzywdę. Potem będzie słał jeden z drugim kiepskie teksty do wydawnictw w przeświadczeniu, że korekta wszystko poprawi i będzie złość i rozczarowanie, że nawet nie ma odpowiedzi. 

A Ty zdajesz się być z tego dumny ;)

Jestem! Uważam, go za dobry kontrapunkt dla przesłodzonego zgadzania się wszystkich ze wszystkimi i wzajemnego poklepywania po plecach.

Skoro mam przyzwoitą pracę, którą w dodatku lubię i nie rzucam wszystkiego dla pisania, to jestem oderwany od rzeczywistości? To kto jest według Ciebie realistą? Ten, kto jest święcie przekonany że ma świetny pomysł na powieść i to wystarczy, żeby odnieść sukces? A może trzeba wygrzebywać puszki ze śmietników, żeby twardo stąpać po ziemi?

Jesteś o tyle oderwany od rzeczywistości, że szeroko omówiłeś propozycję autora tematu, biorąc pod uwagę wyłącznie te rzeczy, na które ty osobiście zwróciłbyś uwagę rozważając propozycję, strasznie nierówno rozkładając akcenty między korzyściami finansowymi (niedoszacowanymi) a, powiedzmy, duchowo-emocjonalnymi (przeszacowanymi).  Stwierdziłeś, że Redblack nie znajdzie wielu chętnych, a ja sądzę, że znajdzie tylu chętnych, że aż się nam smutno zrobi. Siedząc na szczycie piramidy Maslowa można nie dostrzec tego, co dzieje się na dole.

Tu też masz sporo racji – chałtura to chałtura – tyle że chyba wrzucasz zbyt wielu do jednego wora.

 Zapewne, co człowiek, to motywacja, ale pozostaję przy opinii, że motywacja finansowa będzie jednak wspólnym mianownikiem w większości przypadków.

No to musimy Kinga spiknąć z Redblack. Jak myślisz, zgodziłby się? ;)

Dlaczego nie? Może sobie pozwolić na szaleństwa. Współpraca z człowiekiem z egzotycznej krainy, nad jego literackim debiutem. Nie dość, że miał by szansę zboczyć z utartego szlaku, to jeszcze mógłby sobie odfajkować dobry uczynek.

I co, naprawdę nie było okazji? To może zamiast powieści trzeba było komuś za pieniądze napisać pracę magisterską. W końcu aż tak bardzo się to nie różni... :) 

Kiedyś dostałem propozycję pisania poradników do komputerowych gier strategicznych. Zakup gier we własnym zakresie. Stawka 100-200 złotych od poradnika, zależnie od jakości i długości. Przeciętny poradnik miał jak na tamte czasy jakieś 20-30 stron, ale zdarzały się i dłuższe. Żeby napisać porządny poradnik trzeba było albo poświęcić kilkadziesiąt godzin na grę, albo tłumaczyć sobie z angielskiego. Nie zdecydowałem się, ale chętnych nie brakowało.

 

Gary – Ty masz niezły warsztat i możesz się skoncentrować na pomysłach, ale nie wmawiaj młodym i niedoświadczonym, że liczy się tylko pomysł, bo robisz im krzywdę. Potem będzie słał jeden z drugim kiepskie teksty do wydawnictw w przeświadczeniu, że korekta wszystko poprawi i będzie złość i rozczarowanie, że nawet nie ma odpowiedzi. 

Ja to widzę zupełnie na odwrót. To wmawianie młodym pisarzom/grafomanom, że szlifowaniem warsztatu, fetyszyzacją interpunkcji i doskonaleniem formy są w stanie nadrobić brak pomysłów robi im krzywdę, zabija radość tworzenia i ogranicza kreatywność.

 

na emeryturze

Ech... ja bym tam nie wrzucał takiego Metra do chałtury, bo tam masz tylko bardzo ogólne założenia początkowe, których musisz się trzymać, a reszta to już Twoja inwencja. Nie piszesz od czyjeś dyktando. Ze Star Wars i resztą w sumie podobnie z tego co wiem, choć może mniej liberalnie. I do mnie nie trafia przytaczanie tych serii jako argument, bo wciąż mówimy o ghostwritingu, nie o chałturzeniu. A promocja nazwiska dla niektórych jest jednak ważna.

 

Szczerym być też trzeba umieć, bo szczerość wcale nie musi od razu oznaczać chamstwa i agresji. A Twoja reakcja tutaj była niepotrzebnie agresywna, taki perfidny naskok na Unfalla i jego poglądy, co w rezultacie wzbudziło w innych (a w każdym razie we mnie) taką samą niechęć do Twoich słów, jaką Ty poczułeś po wypowiedzi jego czy innych osób krzywo patrzących na propozycję redblacka. Ergo – kontrapunkt jak marzenie. Ale czy powód do dumy?

 

W zależności pomysł kontra wykonanie, prawda leży, jak zwykle, gdzieś po środku, ale jednak każdy, żeby nie wiem jak wielki talent, wymaga szlifowania, i to w każdej możliwej dziedzinie. Przy czym umiejętność pisania poprawną polszczyzną nie ma, moim zdaniem, nic wspólnego z ograniczaniem czyjejś ekspresji i kreatywności, bo i dlaczego miałaby mieć? Warsztat i styl to dwie zupełnie różne rzeczy, a kreatywność – trzecia. Ale jeśli choć jedna z nich będzie robić tyły, no to sorry, ale “Houston, mamy problem...”. Tego nie obejdziesz i nie przeskoczysz.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Red, czyli nie szukasz ducha, czyli to zupełnie zmienia postać rzeczy. Wiem, że horroryści robili jakieś antologie w oparciu o koszmary jednego człowieka, więc nie byłbyś pierwszy. Wydawcy czasem tak robią, np. NKC, który zleca teksty na konkretny temat lub też w oparciu o konspekt.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

@Unfall, hipokryzja bije z Twoich postow, zajal bys sie czyms ciekawszym. Starasz sie mnie “osmieszyc”, ale to tak naprawde siebie osmieszasz, wiec daruj sobie swoje zbyteczne komentarze.

 

Naprawde nie masz nic ciekawszego do roboty? Prosta sprawa, jak  jestes pisarzem, to Twoja praca to pisanie, pracujesz dla siebie albo dla kogos, obojetnie. Jak jestem programista, to robie projekty dla siebie albo dla kogos. Jezeli NIE POTRAFIE pisac, to ide z pomyslem do PISARZA, ktory mi to napisze bo nie mam czasu aby sie tego uczyc. To tak jak pisarz potrzebuje strony, albo projektu okladki swojej ksiazki, moze albo poswiecic czas i nauczyc sie tego, albo tak jak ja oszczedzic sobie trudow (bo i tak ktos to zrobi lepiej bo jest bardziej doswiadczony), poza tym szanuje swoj czas i wiem ze nie mam po co sie do tego zabierac, wole zaplacic i miec cos na jakims poziomie i zajmowac sie w miedzy czasie rzeczami na ktorych sie znam. Tak jak Ty – trollowanie. 

 

Nie bronie swojego pomyslu, bo w zadnym wypadku go tu jeszcze nie przedstawilem, ale wiele osob juz uwaza ze to bedzie po prostu syf, kila i mogila. Nikt nic nie wie, ale wszyscy oceniaja.

Szczerym być też trzeba umieć, bo szczerość wcale nie musi od razu oznaczać chamstwa i agresji. A Twoja reakcja tutaj była niepotrzebnie agresywna, taki perfidny naskok na Unfalla i jego poglądy, co w rezultacie wzbudziło w innych (a w każdym razie we mnie) taką samą niechęć do Twoich słów, jaką Ty poczułeś po wypowiedzi jego czy innych osób krzywo patrzących na propozycję redblacka. Ergo – kontrapunkt jak marzenie. Ale czy powód do dumy?

Jeżeli uważasz kontrowanie mentorskiego, protekcjonalnego tonu krótkimi złośliwościami za perfidny naskok i niepotrzebną agresję to znaczy chyba, że dawno nie dyskutowałeś o polityce, aborcji i służbie zdrowia ( i prawdopodobnie masz też wypaczone lub uproszczone poglądy na temat naskoków i agresji).

na emeryturze

Unfall – troll. Świat się kończy. ;)

Tak, uważam komentowanie czegokolwiek złośliwościami stanowiącymi już właściwie wycieczki osobiste (”odnoszę wrażenie, że ktoś tu jest mocno oderwany od rzeczywistości”) za perfidny naskok i niepotrzebną agresję. A jeśli takie postrzeganie świata to wypaczenie i prostactwo, to widać jestem jeszcze większy prostak i dewiant, niż mi się zdawało. Ale – co całkiem zabawne – zupełnie dobrze się z tym czuję.

Z tezą, że – moim zdaniem zupełnie pozbawione osądów – wyjaśnienia Unfalla, skąd taka a nie inna  reakcja portalowiczów na propozycję redblocka,  były w tonie mentorskim i protekcjonalnym też bym polemizował, ale nie zrobię tego, bo sam zainteresowany z pewnością poradzi sobie bez mojej pomocy.

 

Peace!

 

P.S.

Dyskusje o polityce są akurat banalnie proste, a przy tym przyjemne: bierzemy dowolne zagadnienie tematyczne, względnie pierwsze z brzegu nazwisko, i, ku obopólnej uciesze, rzucamy sobie inwektywami ile wlezie. Ze służbą zdrowia z kolei mam do czynienia raczej sporo i – choć sama sobie jest winna, że w tych relacjach więcej jednak służby niż zdrowia – prawdę mówiąc, narzekać za bardzo nie mogę, wręcz przeciwnie. A i ewentualni interlokutorzy jakoś średnio pchają się w tego typu dyskursy w mojej obecności. Aborcja to jednak rzeczywiście temat, którego staram się nie poruszać, bo ani świat nie zmieni moich poglądów, ani ja nie zmienię poglądów świata. Wolę zająć się błzanowaniem na NF. Tak więc w sumie masz poniekąd rację – w pewnych tematach robię poważne tyły.

 

A temat, choć zrobił się nieprzyjemny, zaiste jest i ciekawy i pouczający.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Prosta sprawa, jak  jestes pisarzem, to Twoja praca to pisanie, pracujesz dla siebie albo dla kogos, obojętnie…

 

Redblacku, czy dobrze rozumiem, że gdybyś nie umiał śpiewać, a marzył o wydaniu płyty, to poszedłbyś do piosenkarza/ śpiewaka i poprosił by za pieniądze śpiewał za Ciebie, bo umie to robić?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Cień Burzy

 

A więc uważasz, że traktowanie interlokutora w publicznej dyskusji jak nierozgarniętego dziecka i wykładanie mu własnych opinii jako truizmów i oczywistości jest kulturalnym sposobem prowadzenia sporu? Nie ma nic wspólnego z tanimi erystycznymi sztuczkami? Nie jest wymierzone na wykreowanie się w oczach publiczności na autorytet, nie ma na celu umniejszenia drugiemu uczestnikowi debaty i nie służy wyprowadzeniu go z równowagi? Mam wrażenie, że Schopenhauer ( taki martwy pan, który napisał Erystykę) mógłby mieć na ten team odmienną opinię.

Ale może Unfall ma rację, może trzeba do dorosłych zwracać się jak do dzieci, skoro dla wielu z nich kulturalna wypowiedź to taka, która nie zawiera słowa “kurwa” i zaczyna się od “broń boże się nie obraź, ale...”.

No więc, broń boże się nie obraź, nie chcę być niemiły, ale odnoszę wrażenie, że twoje rozumienie (broń boże nie ty, ty jesteś świetny!) zagadnienia kulturalnej wymiany opinii może być, nie chciałbym napisać, że kiepskie, ale nie do końca pełne, leciuteńko wybrakowane. Tak lepiej, czy może powinienem to jeszcze rozpisać w punktach?

na emeryturze

@Regulatorzy

Mam wrazenie ze to co przedstawiles nijak ma sie do moich argumentow.

Jezeli nie umiem spiewac, ale napisalem tekst to w zalezlnosci od czego go potrzebuje tak robie.

 

Jezeli chce wydac plyte, to moge zalozyc wydawnictwo, zatrudnic kogos kto to zaspiewa i wydac. Done.

Jezeli mam tekst, a nie umiem spiewac, to go zostawiam, sprzedaje albo komus oddaje, w zaleznosci od mojej woli. 

Jezeli chce sobie zrobic muzyke jako podklad do np. reklamy tv, wiem jaki mam tekst, a potrzebuje kogos kto skomponuje do tego muzyke, to ide i realizuje.

Nie jestem typem osoby ktora placze nad swoimi ograniczeniami, tylko stara sie je rozwiazywac w najbardziej efektywny sposob. 

 

Nie rozumiem dlaczego ta dyskusja tak bardzo urosla, czy rozmawiamy o moralnosci tego czynu? Czy rozmawiamy na temat tego ze faktycznie chce zaplacic komus za to, co dla wielu jest czyms nie wyobrazalnym? Czy doslowne PLACENIE komus za stworzenie czegos, jest juz zakazane w sztuce literackiej?

 

Rozumiem ze duzej czesci z was nie przekonam do mojego zdania, tak naprawde nie mam nawet takiego zamiaru. Zglosilem sie w miejsce w ktore sadzilem ze otrzymam racjonalne podpowiedzi, czesc osob faktycznie pomogla, za co dziekuje nielicznym. Najwidocznie niektorzy zamierzaja pisac tylko do szuflady, to takze jestem w stanie zrozumiec. Czego nie moge to drwiny i atak, byc moze przyczyna tego jak “pisarstwo” wyglada w Polsce, jest to, ze nowe osoby, ktore chca w jakis sposob otrzymac cos, wyjsc z propozycja spotykaja sie z nagminna krytyka?

 

Dodatkowo, na zakonczenie dopowiem, ze na przestrzeni 7 lat pracowalem i tworzylem projekty dla wielu przeroznych branz i nigdy nie spotkalem sie z tak negatywnym odbiorem. Podsumowac odpowiedz  na moje pytanie, po tym co tu uslyszalem jednym prostym zdaniem: “Jak nie umiesz sam napisac, to nie pisz”. 

Gary, wsio cool, ale – cokolwiek ba ten temat nie mysleliby martwi ludzie – moj zywy, choc moze ograniczony umysl, nie interpretuje wypowiedzi Unfalla jako aroganckiego i autorytatywnego prowadzenia dyskusji – bo sportrem to wtedy jeszcze w zadnym razie nie bylo – i traktowania wspoldysputantow. Ale w tym miejscu zostaje mi zacytowac klasyka – "mozemy sie przerzucac podobnymi opiniami do przyszlego roku" – i odpuscic, bo nie dosc, ze zjechalismy z glownej drogi, to jeszcze prymy teraz lesna droga, ktora nie zapriwadzi nas donikad. Redblacku, nie oceniaj nas tak surowo i nie doszukuj sie we wszystkim hejtu. Trafiles do spolecznosci, ktorej wielu czlonkow, w tym i nizej podpisany, ma naprawde spore ambicje pisarskie. Zapewne czasem nieadekwatne do mozliwosci i talentu (i znowu patrz: ja), ale mimo to pracujemy przez lata, i to ciezko, zeby osiagnac swoje cele. A aspekt finansowy to tylko skladowa calego zagadnienia, przy tym wcale nie najwazniejsza. Tak wiec mysl, ktos chce w sumie tanim kosztem osiagnac to, czemu wielu z nas podporzadkowuje cale zycie, i ze zwyczajnie chce kupic nasze marzenia, po prostu boli i zdumiewa.zwlaszcza, ze my sila rzeczy wiemy, jak wyglada rynek i ze jest on cholernie trudny, moze nawet wrogi pisarzom bez nazwiska. Stad dosyc ostre reakcje i stad wyklad Unfalla, ktory chcial Ci tylko uswiadomic, w co sie pakujesz. Moze faktycznie powinienes szukac pomocy u kogos, kto juz ma za soba ten etap, przez ktory my tutaj wciaz przechodzimy, i nie zre go ambicja niespelnionego artysty. Szczerze bowiem watpie, zeby ktokolwiek z tych naprawde utalentowanych autorow plci dowolnej, udzielajacych sie tutaj, poszdl na taki uklad, wiec sporo ryzykujesz, kupujac kota z tutejszego wora. Choc zawsze moge sie mylic. Z ludzmi roznie bywa, z kasa – jeszcze rozniej. Sorry za brak polskich liter i ewentualne bledy – smartfon i droga. Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Red

Wg mnie mylisz pojęcia. Zlecenie napisania powieści na podstawie Twojego konspektu to nic nowego i nagannego – pisanie beletrystyki jest rzemiosłem jak każde inne i klawiatura z dołączonym rzemieślnikiem jest do wynajęcia. Problem w tym, że w jednym poście pytasz wprost o ghostwritera, czyli  o kogoś, kto Ci napisze utwór, a Ty się pod tym utworem podpiszesz. I to już jest be – do kąta.

Jeżeli źle odczytałem Twoje intencje (lub te się zmieniły) i propozycja dotyczy pisarza, który napisze powieść w oparciu o konspekt: konsultując się z Tobą, dopisując w stopce, że powieść na podstawie pomysłu/koncepcji/konspektu Redblacka, to... właśnie coś takiego robimy w GOREktywie: Błarz pisać nie potrafi, ale ma perspektywę, która bardzo wzbogaca utwór, więc się dzielimy nazwiskami (autorów będzie dwóch) i potencjalnym dochodem.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Gary, wsio cool, ale – cokolwiek ba ten temat nie mysleliby martwi ludzie – moj zywy, choc moze ograniczony umysl, nie interpretuje wypowiedzi Unfalla jako aroganckiego i autorytatywnego prowadzenia dyskusji – bo sportrem to wtedy jeszcze w zadnym razie nie bylo – i traktowania wspoldysputantow.

Wróć proszę do pierwszej wypowiedzi Unfalla i napisz mi, że nie widzisz niczego niekulturalnego z publicznego żartowania sobie z obcych osób. Czy może kiedy robi to Unfall to koleżeńsko i niewinnie sobie żartuje, a ja tymczasem przeprowadzam “perfidne naskoki”?

Ale w tym miejscu zostaje mi zacytowac klasyka – "mozemy sie przerzucac podobnymi opiniami do przyszlego roku" – i odpuscic, bo nie dosc, ze zjechalismy z glownej drogi, to jeszcze prymy teraz lesna droga, ktora nie zapriwadzi nas donikad.

Ale ja się świetnie bawię!

na emeryturze

Redblack, niepotrzebnie się unosisz. Twoje ogłoszenie brzmi, jakbyś szukał ghostwritera. Gdy forumowicze mówili o tym wprost, nie protestowałeś, ani nie prostowałeś. A proceder jest nie tylko nieetyczny. W naszym pięknym kraju jest nielegalny. Nie ma się więc co nadymać i fochać, jak przyłapana na masturbacji cnotka. Jeśli faktycznie chcesz, żeby ktoś napisał książkę, pod którą się podpiszesz, nie tłumacz się tylko szykuj kasę. Nie wierzę, że nie znajdziesz chętnego.

Natomiast twojej późniejszej wypowiedzi:

Chlopaki i dziewczyny, sluchajcie, nie ma co roztrzasac tematu. Akurat to co chcialbym miec napisane w tym wypadku musi isc od wewnatrz. Inne rzeczy ktore beda dopisywane beda podpisane nazwiskami autorow, wiec nie widze w tym zadnego problemu. Taka specyfika akurat tego co chce zrobic z ta konkretna trescia.

nie zrozumiałam. 

Trochę się porobiło pod moją nieobecność. No cóż, ja trolluję dopiero po dwudziestej, bo wcześniej muszę pracować i zarabiać (nie na pisaniu), aby potem stać mnie było na utratę kontaktu z rzeczywistością ;)

 

Tak, mój pierwszy komentarz był żartem i to w dodatku, nie da się ukryć, złośliwym, tyle że nie z propozycji wynajmu rzemieślnika, a z zestawienia wymagań (powieść jako rekomendacja) i miejsca poszukiwań. To trochę tak, jakby szukać profesora wśród studentów. Cóż, teraz nawet jakbym za złośliwość chciał przeprosić, to po wykładzie Garego o tym, jak bardzo można być niekulturalnym używając grzecznościowych zwrotów, sami zainteresowani już mi w czyste intencje nie uwierzą :)

Pojęcie “ghostwriter” pojawiło się po raz pierwszy właśnie w tym moim niepoważnym komentarzu i jako jego część, także nie było potraktowane poważnie. Problem w tym, że autor wątku je podchwycił i użył w swoich kolejnych komentarzach już na bardzo poważnie, co podziałało na mnie jak płachta na byka. Wyszedłem  więc z założenia, że albo Redblack nie do końca zna znaczenie tego określenia (stąd mentorski ton w kolejnym moim komentarzu), albo rzeczywiście pcha się w historię moralnie wątpliwą (dalszy przyczynek dla moralizatorskiego tonu). Tu do akcji wkroczył Gary, bo to była płachta działająca akurat na niego. Tak z mojego punktu widzenia wygląda początek reakcji łańcuchowej. Trochę mnie martwi, że obaj panowie przypisują mi jakieś niecne zamiary i nie wierzą w moje czyste intencje, ale cóż, ja jako agnostyk nikogo na żadną wiarę nie nawrócę. Będzie musiało zostać jak jest.

 

Dwie rzeczy jednak chciałbym jeszcze wyjaśnić.

Redblack – nikt tu twojego pomysłu na powieść nie krytykował, bo jak sam stwierdziłeś, nikomu z nas go nie przedstawiłeś. Dyskusja odnośnie pomysłu (ogólnie, nie konkretnie Twojego) dotyczyła jedynie jego wartości w odniesieniu do całej reszty, jaka potrzebna jest do jego realizacji. Ja twierdziłem, że pomysł to jeszcze niewiele, a Gary, że to już wszystko i nic więcej nie potrzeba. Ta dyskusja Ciebie i Twojego pomysłu już nie dotyczyła i nie powinieneś się nią czuć urażony. Zaś co do głównego wątku – może gdybyś jasno określił, jakiego rodzaju współpracy oczekujesz, to uniknęlibyśmy nieporozumień i niezdrowych emocji. Występujesz w roli pracodawcy i szukasz pracownika to sprecyzuj, za co konkretnie chcesz mu zapłacić.

Gary – też byłbym Ci wdzięczny, gdybyś sprecyzował, o co ci chodzi. Nie mam tu na myśli zarzutów  odnośnie moich komentarzy – moralizowania, traktowania z góry, złośliwości i braku kultury – to wszystko sobie wezmę do serca, przeanalizuję i może dzięki temu będę troszkę lepszy. A może nie, bo podobno z wiekiem takie wady się pogłębiają ;) Chodzi mi o Twoją wizję tego portalu, bo jego obecna forma najwyraźniej Ci nie pasuje. Piętnujesz “poklepywanie po pleckach”, krytykowanie młodych, wartości, do których przywiązuje się tu wagę. 

Moim zdaniem ten portal, poza tym że jest błogosławieństwem dla Redakcji (bo nie dostają tych wszystkich tekstów na skrzynkę pocztową), spełnia pewną rolę – mamy możliwość wymiany doświadczeń i miejsce do publikacji, gdzie dostajemy jakikolwiek feedback. To wiąże się jednak z krytyką tekstów, na co alergicznie reaguje wielu młodych autorów, których Ty zdaje się chcesz przed tą krytyką bronić. Troszczysz się o ich kreatywność, a jednocześnie sam określasz ich mianem “pisarzy/grafomanów”, czyli używając określenia pejoratywnego. To czego Ty chcesz? Jaka jest Twoja wizja? Chciałbyś pozbyć się z portalu takich pisarzy-hobbystów jak ja? Zostawić tu miejsce jedynie dla tych młodych “pisarzy/grafomanów”, wychwalać ich pomysły a potem patrzeć, jak rozbijają sobie nosy o zatrzaskiwane drzwi wydawnictw? Jaki masz pomysł?

A może chcesz się pozbyć krytyków i doradzaczy, aby młodzi niczego nie mogli się nauczyć i tym samym zmniejszyć konkurencję na rynku, albo wręcz hodować zleceniodawców dla ghostwriterów. ;)))) To był oczywiście żart, pewnie nie śmieszny ale i nie złośliwy.

Mam wrażenie, że zamiast zająć się tematem zasadniczym, zaczęliście tu roztrząsać jakieś poważne, egzystencjalne problemy.

Dlatego chyba powinnam zacząć od stwierdzenia, że zmieniam temat :P

 

Redblacku, nie mam pojęcia, na jakich zasadach będziesz pracować z pisarzem, ile mu zapłacisz i co z tego wyjdzie. To, co mnie najbardziej zadziwia, to te 4 strony, które mają się przerodzić w powieść.

 

Nie wiem, jak radzą sobie z tym inni, ale żeby zaplanować fabułę zawsze rozpisuję scenariusz i w przypadku dłuższych projektów... no, kurczę, 4 strony to mi często zajmuje opisane samego głównego bohatera i jego ulubionych przydupasów, albo świata, dlaczego taki, a nie inny.

Nie wątpię, że wpadłeś na coś genialnego, po prostu odnoszę wrażenie, że to dopiero pomysł na pomysł. A to trochę mało, żeby zaproponować komuś współpracę. Weź pod uwagę, że w każdą lukę Twojego planu ten wymarzony pisarz może wepchnąć coś, z czym nie będziesz chcieć mieć do czynienia. Uf, językowo wypowiedź zaiste brawurowa xD

 

Damn, ja pewnie wepchnęłabym tam gejowskie porno.

Redblacku... ja Cię poważnie ostrzegam, gdybym Ci proponowała współpracę, to pod żadnym pozorem się nie zgadzaj!

She would always like to say: "Why change the past, when you can own this day?"

Jak was czytam to mi słabo!

 

Jedynym błędem, jaki popełnił Redblack to napisał, że za to zapłaci. Za darmo z pomocą forumowiczów miałby już połowę tekstu. Facet ma pieniądze i pomysł – trzeba go zniszczyć! Ot, Polacy.

 

Cztery strony wam za mało? W takim razie ja chyba rzucę pisanie, bo czasem wystarczy mi jedno zdanie, żeby powstało opowiadanie, które nie chce się skończyć.  Czy wy wiecie w ogóle, co to jest konspekt? Redblack prosi o pomoc, a nie ogłasza konkurs z zasadami. Jak widzicie on sam jeszcze nie wie czego chce.

 

Gdyby nie to, że sama stawiam pierwsze kroki w pisarstwie i czasami chce mi się płakać jak patrzę na swoje literackie dzieci, to  pierwsza bym się zgłosiła. Współpraca z kimkolwiek i na jakichkolwiek warunkach to zawsze doświadczenie i rozwój. Zwłaszcza dla kogoś kto dopiero zaczyna.

                                                                                                                                

Redblacku, jeśli twój pomysł jest wart tylu nerwów tutaj i pieniędzy jakie oferujesz, to nikt nie napisze tego lepiej niż ty sam.  Z resztą, kto Ci powiedział, że nie umiesz pisać? Masz na to jakieś papiery? Dlatego z miłą chęcią pomogę Ci popracować nad tekstem, rozpisać na rozdziały, powiedzieć jak ja bym to widziała, podzielić się nabytą wiedzą i doświadczeniem, udzielić konstruktywnej krytyki (i jak będzie potrzeba kopa w tyłek). I ludzie tu obecni mogą w to nie uwierzyć, ale ZA DARMO!

 

Facet ma pieniądze i pomysł – trzeba go zniszczyć! Ot, Polacy.

Ręce i nogi opadają. Naprawdę z moich komentarzy wynika, że jestem podły i kieruję się tak niskimi pobudkami? Czy mam po raz dziesiąty, łopatą tłumaczyć swoje intencje? Wtedy znów narażę się Garemu.

Trudno, spróbuję ostatni raz, jak najprościej:

Nie obchodzi mnie na co wydaje swoje pieniądze Redblack – to tylko i wyłącznie jego sprawa. Chce, aby ktoś mu coś napisał – super. Według jego pomysłu – proszę bardzo. Chce za to zapłacić – prima. Chce potem przypisać sobie autorstwo tekstu, podpisać się pod nim jako swoim (może tak nie jest, ale właśnie to sugeruje użycie pojęcia “ghostwriter”) – to już mi się nie podoba (jest też niezgodne z prawem, jak zauważyli inni) i dałem temu wyraz. I tyle. I tak zrobi, co będzie chciał.

Tak na marginesie – ja też mam pieniądze i pomysły. Czy wobec tego w każdej krytyce pod moim adresem mam się dopatrywać próby zniszczenia mnie? Gary – ty niszczycielu! ;)

Gary, pierwszy komentarz Unfalla jaki był, każdy widział. Sam autor owego komentarza też przyznaje, że widział. Niemniej nasza dyskusja oscylowała koło jego wykładu, a ten – jak dla mnie – zupełnie bez powodu został rozdmuchany do rozmiarów niesamowitego problemu. Jeśli nie co innego, to już sam fakt, że Unfall więcej niż raz tłumaczył swoje intencje, powinno dawno zamknąć sprawę. Inna rzecz, że sam walnie przyczyniłem się do tego, by tak się nie stało.

 

I tak, ja też czerpię przyjemność z prowadzenia interesujących dyskusji, a powyższa taką jest z pewnością.

 

Lyc, dokonałaś niemożliwego – uśmiecham się na widok Batmana.

 

A jeśli chodzi o tworzenie fabuły, to ja mam dokładnie tak jak King czy Kiness i idę na żywioł, czasem zupełnie, ale to zupełnie nie mając nawet zarysu pomysłu czy choćby punktu zaczepienia dla takiego.

 

Z Kiness zasadniczo nie zgadzam się jednak zupełnie.

Po pierwsze, etap niedowierzania i – jak o ujęłaś – “niszczenia” Redblacka mamy już dawno za sobą. I było tego raptem kilka komentarzy na samej górze. Wszystko, co później, to już debata o samej naturze pomysłu. To że ktoś się zwyczajnie nie zgadza z tą ideą, czuje się zbulwersownay i, generalnie, ma własną opinię na ten (czy jakikolwiek inny) temat, wcale nie jest hejtem, trollingiem, polaczkowaniem, czy “niszczeniem”. Co więcej, takie zarzuty, zupełnie bezpodstawne, a przy tym trącące poprawnością polityczną rozumianą tak źle, jak to tylko możliwe – czego najlepszym przykładem jest fakt, że ze znacznie większą niechęcią i hejtem niż propozycja Redblacka spotkał się komentarz Unfalla, (który, swoją drogą, przecież chciał tylko pomóc Redblackowi) – są, przynajmniej dla mnie, krzywdzące. I strasznie irytujące. Dlatego nie życzę sobie podobnych oskarżeń i upraszam na przyszłość o dokładniejsze przemyślenie tego, co piszesz.

 

Cztery strony wam za mało? W takim razie ja chyba rzucę pisanie, bo czasem wystarczy mi jedno zdanie, żeby powstało opowiadanie, które nie chce się skończyć.

Mogę się mylić, ale chyba mówisz tutaj wyłącznie o impulsie do stworzenia jakiejś historii. Świetna sprawa taki impuls (choć bardzo niebezpieczna), ale jednak ni jak ma się do tego, o czym pisał Redblack, bo w jego czterech stronach A4 zawiera się cała, gotowa już historia, tyle, że w postaci skrótu. A przekuć taki konspekt – jak na konspekt chyba jednak całkiem przyzwoitej wielkości – w liczącą sobie setki stron powieść, to jednak coś zupełnie, ale to zupełnie innego.

 

Szlachetnie też, że oferujesz koledze Redowi pomoc, ale tutaj znów rozmijasz się z celem, bo on wyraźnie napisał, i to niejednokrotnie, że nie ma czasu na pisanie i szuka kogoś, kto to zrobi za niego, a nie kogoś, kto pomoże mu przy robieniu czegoś, czego on robić nie ma najmniejszego zamiaru.

 

Dlatego z miłą chęcią pomogę Ci popracować nad tekstem, rozpisać na rozdziały, powiedzieć jak ja bym to widziała, podzielić się nabytą wiedzą i doświadczeniem, udzielić konstruktywnej krytyki (i jak będzie potrzeba kopa w tyłek). I ludzie tu obecni mogą w to nie uwierzyć, ale ZA DARMO!

To też jest obelga, w dodatku wymierzona w bardzo wielu forumowiczów (nie tylko tych, którzy udzielali się w tym wątku) i – jak to obelga – zupełnie rozmijająca się z prawdą. Primo, jakoś do tej pory nie zauważyłem, byśmy zabijali się o możliwość zrealizowania tego zlecenia – już raczej przeciwnie; z takich czy innych powodów chyba nikt nie sięgnął jeszcze po pieniądze Redblacka. A Secundo – co jest o wiele bardziej istotne w tej chwili – mamy tutaj coś takiego jak “betalista”, na której wielu forumowiczów (również ZA DARMO i zupełnie bezinteresownie) zgłasza się do pomocy innym przy pracach nad ich tekstami. Co prawda sam nie pojawiam się na betaliście, ale też nigdy nie odmówiłem nikomu, kto poprosił mnie o tego typu pomoc (a to się zdarza – chwalę sobie – dosyć często), więc znów czuje się osobiście dotknięty Twoimi słowami.

Z tego co widzę jesteś tu od niedawna, więc miałaś prawo nie wiedzieć o betaliście, ale to nie zwalnia Cię w żaden sposób z odpowiedzialności za to, co mówisz. Zresztą pierwsze słowa Twojego komentarza, będące kolejną wielką bzdurą –  Za darmo(,) z pomocą forumowiczów(,) miałby już połowę tekstu. – świadczą jednak o tym, że wiesz co to betalista i jesteś świadoma możliwości, jakie swoim użytkownikom daje Portal (choć też chyba nie do końca, ale o tym za moment). A to, niestety, czyni Cię już właściwie hipokrytką.

Za bzdurę uznaje wyżej zacytowane słowa, ponieważ nie mają one nic wspólnego z prawdą. To tak nie działa, po prostu. Owszem, pomoglibyśmy Redblackowi, za darmo i dosyć chętnie, ale przy poprawkach opowiadania, może nawet i powieści – taki altruizm też się zdarza – ale JUŻ NAPISANYCH. Konsultacje, porady, jakieś luźne pomysły fabularne – to też, i owszem, podobne rzeczy dzieją się bez przerwy. Nie spotkałem się jednak z przypadkiem, by jedne forumowicz napisał za innego tekst od początku do końca.

Co więcej, gdyby Redblack wystosował taką prośbę, byłby po prostu bezczelny i raczej zignorowany. Natomiast oferując uczciwą zapłatę za taką pomoc wzbudził kontrowersje, i owszem, ale jednak pozostaje zupełnie w porządku. Ergo, nie wydaje mi się, żeby wspominając o zapłacie popełnił błąd; wręcz przeciwnie: przedstawił swoją propozycję, ktoś może się zgodzi lub już się zgodził i nikomu tak naprawdę krzywda się z tego tytułu nie dzieje; niezależnie od tego, jak ludzie reagują na sam pomysł, nie zauważyłem, by ktoś poczuł się całą sprawą personalnie dotknięty.

Za to prawie na pewno Ciebie dotknęły moje słowa. Nie jestem z tego dumny i bynajmniej nie taki był cel mojej wypowiedzi, ale że nie napisałem nic, czego nie napisałbym ponownie, to przepraszać nie będę.

 

Peace!

 

EDYTKA: I Unfall znów szybszy.^^

Unfallu, wybacz, że mówię o Tobie w trzeciej osobie.

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Gary – też byłbym Ci wdzięczny, gdybyś sprecyzował, o co ci chodzi. (...) Chodzi mi o Twoją wizję tego portalu, bo jego obecna forma najwyraźniej Ci nie pasuje. Piętnujesz “poklepywanie po pleckach”, krytykowanie młodych, wartości, do których przywiązuje się tu wagę.

Piękna zmiana tematu, Schopenhauer ponownie winszuje zza grobu ;)  Ale bądźmy przez krótką chwilę poważni: co to znaczy “wartości, do których przywiązuje się tu wagę”? Kto taki przywiązuje? Przeszkadza mi właśnie uniformizacja, do których niektórzy zdają się za wszelką cenę dążyć, czy też może nie tyle dążyć, co jej pozory kreować. Ty, Dzikowy i Cień Burzy cenicie sobie u autorów przede wszystkim dobry warsztat – co jest zrozumiałe i macie do tego pełne prawo, ja cenię sobie przede wszystkim dobre pomysły. I ty, i Dzikowy i Cień Burzy jesteście inteligentnymi gośćmi, wiecie doskonale, że dyskusja o wyższości formy nad treścią jest nierozstrzygalna i koniec końców sprowadza się do odwiecznego problemu gustów i guścików, a mimo to podejmujecie ją, jakbyście wierzyli że jesteście w stanie udowodnić, że tylko wasza racja jest tą uprawnioną. Co więcej, uzurpujecie sobie prawo mówienia innym, w tym początkującym pisarzom i grafomanom, że powinni skoncentrować się na warsztacie (w bardzo stanowczej, bezkompromisowej formie: “pomysł to akurat najtańszy towar na rynku“, “pomysł to fraszka“). To mi nie pasuje, więc sformułowałem opinię przeciwną – z konieczności krańcowo, do waszej. Ot i cała historia.

Moim zdaniem ten portal, poza tym że jest błogosławieństwem dla Redakcji (bo nie dostają tych wszystkich tekstów na skrzynkę pocztową), spełnia pewną rolę – mamy możliwość wymiany doświadczeń i miejsce do publikacji, gdzie dostajemy jakikolwiek feedback. To wiąże się jednak z krytyką tekstów, na co alergicznie reaguje wielu młodych autorów, których Ty zdaje się chcesz przed tą krytyką bronić.

Nie chodzi o krytykę, ale jej poziom i charakter. Jeżeli nowicjusz przywlókł swoje wypociny na portal i gdzieś miedzy marnie rozpisanymi wierszami czai się zarodek dobrego pomysłu to niechciałbym, żeby możliwość solidnej realizacji tego pomysłu przepadła na zawsze po nieuniknionych “popraw formatowanie” i “popracuj nad przecinkami” i “nie moja bajka”.

Chciałbyś pozbyć się z portalu takich pisarzy-hobbystów jak ja?

Jesteś pewien, że jesteś hobbystą? Na mnie sprawiasz bardziej wrażenie pół-profesjonalisty z aspiracjami.

Zostawić tu miejsce jedynie dla tych młodych “pisarzy/grafomanów”, wychwalać ich pomysły a potem patrzeć, jak rozbijają sobie nosy o zatrzaskiwane drzwi wydawnictw

Mierzysz wszystkich swoją miarą, przemawiasz mentorskim tonem, jeszcze trochę i pomyślę, że jesteś zadufany w sobie :( Niektórzy (hobbyści) piszą dla przyjemności, nie w ramach treningu przed wymarzoną publikacją.

Jaki masz pomysł?

Mam taki pomysł, że dobrze by było, gdyby wszyscy bywalcy portalu popracowali nad wyobraźnią i poczuciem humoru, nieodzownych cechach każdego szanującego się fantasty i każdej szanującej się fantastki. Mam też taki pomysł, że moglibyśmy nie żartować złośliwie (a jeśli już, to nie grupowo) z nowych użytkowników portalu, w każdym razie do momentu, w którym nie przekonamy się, że mamy do czynienia z osobami zasługującymi na żarty.

Ręce i nogi opadają. Naprawdę z moich komentarzy wynika, że jestem podły i kieruję się tak niskimi pobudkami? Czy mam po raz dziesiąty, łopatą tłumaczyć swoje intencje? Wtedy znów narażę się Garemu.

Bez obaw, ja się od początku domyślałem, że miałeś dobre intencje. 

Gary, pierwszy komentarz Unfalla jaki był, każdy widział. Sam autor owego komentarza też przyznaje, że widział. Niemniej nasza dyskusja oscylowała koło jego wykładu, a ten – jak dla mnie – zupełnie bez powodu został rozdmuchany do rozmiarów niesamowitego problemu. Jeśli nie co innego, to już sam fakt, że Unfall więcej niż raz tłumaczył swoje intencje, powinno dawno zamknąć sprawę. Inna rzecz, że sam walnie przyczyniłem się do tego, by tak się nie stało.

Już kończę, obiecuję, tylko jeszcze jedno spostrzeżenie. Jeżeli kilka osób, w tym adresat wypowiedzi Unfalla, uznała jego słowa za, powiedzmy: “nie do końca spełniające normy kulturalnej dyskusji” to mają chyba prawo to zasygnalizować? Przecież Unfallowi nie dzieje się krzywda, wręcz przeciwnie, ma okazję przekonać się, że jego słowa mogą zostać odczytane niezgodnie z intencjami, co pomoże mu uniknąć podobnych nieporozumień w przyszłości, popracować nad warsztatem, że tak to złośliwie wyrażę.

na emeryturze

Cieniu Burzy – cała przyjemność po mojej stronie :D

 

Kinnes, pisanie promptu a pisanie pracy na konkretne zamówienie to zupełnie dwie różne sprawy. (Poza tym – większość pomysłów zaczyna się od bardzo prostej myśli, to taka ich cecha wspólna :P.) W pierwszym aspekcie chodzi wyłącznie o przyjacielską usługę, w drugim natomiast jest to już poważne zlecenie, transakcja z podpisaniem umowy, pieniążkami i w ogóle. I z tego co zrozumiałam tu mamy jednak ten drugi przypadek.

 

Redblacku, druga myśl, która mi się nasunęła to fakt, że jednak Twoja relacja z potencjalnym realizatorem Twojej koncepcji nie jest tu bez znaczenia. Propozycja, że podpiszesz się pod czyimś dziełem jest, jak już zauważyło kilka osób, bardzo niezgodna z prawem. Ale coś mi podpowiada, że jest na forum całkiem sporo osób, które nie miałyby nic przeciwko, aby zostać współtwórcą dzieła. Kwestia tylko określenia, a może raczej dogadania relacji między autorem scenariusza a wykonawcą zlecenia ;)

 

Hejty się leją, hejtami poganiane, a autor postu zamilkł. Kurczę, a ja naprawdę chciałabym zrozumieć o co chodzi i gościowi pomóc :(

She would always like to say: "Why change the past, when you can own this day?"

Gary – to ja ten Twój pomysł na portal kupuję i spróbuję realizować w takim zakresie, w jakim będę w stanie, czyli we własnych komentarzach. Temat natomiast zmieniłem nie po to, aby przed nim uciec. Miałem mylne wrażenie, że został wyczerpany.

uzurpujecie sobie prawo mówienia innym, w tym początkującym pisarzom i grafomanom, że powinni skoncentrować się na warsztacie (w bardzo stanowczej, bezkompromisowej formie: “pomysł to akurat najtańszy towar na rynku“, “pomysł to fraszka“)

Odpowiem jedynie za siebie – nie zostałem tutaj zrozumiany zgodnie z intencją.

 Chciałem oddać proporcje między samym pomysłem, a wszystkim tym, co potem składa się na jego realizację. Nie znaczy to, że dobrego pomysłu nie potrafię docenić. Sam jestem przeciwieństwem Kinga. Nie tylko dlatego, że on wydaje powieści jedną po drugiej a ja nie wydaję niczego, ale też dlatego, że u mnie pisanie zaczyna się właśnie od pomysłu. Do tego stopnia, że często pisanie zaczynam od zakończenia. Mimo to, od pomysłu do gotowego “produktu” daleka droga. W dodatku prywatnie cierpię na nadmiar pomysłów i deficyt czasu na ich realizację. Oczywiście możesz mi wypomnieć w tym miejscu, że postrzegam temat z mojego konkretnego punktu widzenia i będziesz miał rację.

W każdym razie (poza przytaknięciem przy komentarzu o Orbitowskim) nie poruszałem chyba kwestii warsztatu i nie tworzyłem zestawienia: pomysł kontra warsztat. Prędzej pomysł kontra praca do wykonania. Tak na marginesie – autor wątku najwyraźniej docenia warsztat – dlatego szuka kogoś o odpowiednich umiejętnościach.

 

 

Lyc, pomóż człowiekowi. Kupię tę książkę, jak będzie w niej gejowskie porno :P

Bell! Jeśli to ma być gejowskie porno to ja tą książkę napiszę i jeszcze dopłacę do wydania! :D

She would always like to say: "Why change the past, when you can own this day?"

Kurde, a obiecywałem sobie, że już tutaj nie zajrzę i nie będę się wdawał w dalsze dyskusje, bo nie mam czasu. Obiecywałem, obiecywałem i... nic. Bo pewne sprawy wymagają sprostowania.

 

Zacznę od końca i postaram się mówić krótko: Oczywiście, każdy ma prawo sygnalizować, że nie podoba mu się sposób, w jaki druga osoba się doń odnosi, ale moim zdaniem Unfallowi jednak dzieje się krzywda, bo zrobiono tu z niego aroganta, trolla i zarozumiałego dupka. I w imię czego, ja się pytam?

 

Dalej:

 

Ty, Dzikowy i Cień Burzy cenicie sobie u autorów przede wszystkim dobry warsztat

Nie mogę mówić za kolegów (za Unfalla zresztą nie muszę), ale ja nic podobnego nie twierdziłem. Jeśli pogrzebiesz dobrze w moich wypowiedziach, znajdziesz tam wzmianki o tym, że ważne są zarówno pomysł, warsztat jak i styl (bo warsztat i styl to przecież dwie zupełnie odrębne kwestie i nie bardzo rozumiem, dlaczego traktujesz je w swojej wypowiedzi jako jedno i to samo?). Przy czym dla mnie jednak styl jest najistotniejszy, bo – co mówiłem już niejednokrotnie – od dobrej historii wolę dobrze opowiedzianą historię. Była też dłuższa wypowiedź o tym, że z literaturą jak z malarstwem oraz innymi dziedzinami sztuki i jeśli ktoś chce się wybić, to musi tworzyć rzeczy, które będą robiły ogromne wrażenie. Mniejsza o to, czy zachwycając odbiorę pięknem, czy też szokując, bo wszystko i tak rozbija się o to, żeby jakiś temat, czy to absolutnie oryginalny (a znajdź taki), czy najbardziej nawet oklepany, przedstawić w sposób, który przyciągnie uwagę i wzbudzi zainteresowanie. Zresztą Dzikowy pisząc o Orbitowskim też wyraźnie miał na myśli to samo. Tak więc obaj opowiadamy się zdecydowanie za stylem, nie za warsztatem, bo ten, w ostatecznym rozrachunku, jest dziełem zbiorowym pisarza i korektorów (jeśli mówimy o wydanych powieściach czy opowiadaniach).

Niemniej faktycznie twierdziłem, i nadal twierdzę, że warsztat też jest cholernie ważny i trzeba go szlifować. Zresztą moje, czy kogokolwiek innego zdanie w tym akurat wypadku nie ma większego znaczenia, bo prawda na ten temat wymyka się subiektywnym spojrzeniom: Prawo dżungli jest jakie jest i inne być nie chce – spytaj pierwszego lepszego wydawcę, czy przyjmiedo druku  tekst napisany byle jak i z błędami wszelkiej maści i rodzaju.

Ja zapytałem redaktor naczelną pewnego wydawnictwa, co poprawić w jednym takim tekście, który chciałem wysłać na jeden taki konkurs. Oto, co mi napisała w odpowiedzi:

Po pierwsze – popraw literówki (niby drobiazg, a psują efekt).

Rzeczonych literówek faktycznie było tyle, że określenie “drobiazg” pasuje tu jak ulał, bo ja już jakiś tam warsztat mam, a ponadto pieczę nad opowiadaniem sprawowała niezawodna Regulatorzy (którą, korzystając z okazji, pozdrawiam serdecznie). Mimo wszystko jednak ten punkt trafił na szczyt listy. Wyobraźmy więc sobie reakcję na tekst pełen  literówek i innych błędów – poleci on do kosza od razu, pozbawiając pomysł, żeby nie wiem jak genialny, jakiejkolwiek szansy zaistnienia.

Tak więc pomysł, nawet najlepszy, jeśli nie będzie poparty przyzwoitym warsztatem i przynajmniej znośnym stylem, ma niemal stuprocentowe szanse przepaść. I pewnie bardzo wiele świetnych pomysłów skończyło w ten właśnie sposób. Dlatego tak często słyszy się tu zdanie: “ćwicz na krótkich formach”.

Nie nazwałbym jednak tego “uzurpowaniem sobie prawa” do wydawania autorytatywnych opinii. Po prostu stwierdzam oczywisty fakt poparty własnym życiowym doświadczeniem, i to nie dlatego, że chce (czy wręcz muszę) mieć rację, a dlatego, że staram się po prostu pomóc. Bo o ile nad tym, czy pomysł czy styl jest bardziej istotny, faktycznie można sobie deliberować na zasadzie “moja prawda jest najmojsza” (i tak właśnie dyskutowaliśmy na ten temat przecież), to jednak umiejętność poprawnego (ale niekoniecznie perfekcyjnego) operowania słowem pisanym, to absolutna podstawa. Fundament.

 

Dobra, wracam do znęcania się nad prozą.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Cień Burzy

Oczywiście, każdy ma prawo sygnalizować, że nie podoba mu się sposób, w jaki druga osoba się doń odnosi, ale moim zdaniem Unfallowi jednak dzieje się krzywda, bo zrobiono tu z niego aroganta, trolla i zarozumiałego dupka. I w imię czego, ja się pytam?

Ja to widzę tak: ty empatyzujesz z Unfallem ( trudno się dziwić, to stały bywalec, utalentowany pisarz i użytkownik który dał się poznać na portalu jako osoba kulturalna, uprzejma, opanowana i pogodna), a ja empatyzuję z Redblackiem ( co nie przeszkadza mi uprowadzać i wykolejać jego wątku, bo moja empatia jest cokolwiek wybiórcza). Dlaczego Redblack nazwał Unfalla trollem? Wyboraź sobie, że wchodzisz na jakiś portal i składasz tam jakąś propozycję, może nie do końca jasną i dobrze sformułowaną, ale mimo wszystko uprzejmą propozycję, po czym zostajesz wyśmiany przez ludzi, którzy nie są ową propozycją zainteresowani, a później ktoś wytłumaczył Ci dlaczego nie chcesz składać takich propozycji, a nawet jak chcesz, to nie znajdziesz chętnego, a tak w ogóle to pewnie Cię nie stać.

Unfall strollował Redblacka, zachował się arogancko, więc należy mu się trochę krytyki, ale przecież nikt na poważnie nie myśli, że jest zarozumiałym dupkiem. Zarozumiałemy dupkiem jestem ja, i to chyba jednym z ostatnich. Tęsknię za iHomerem i Corcoranem, było raźniej.

Nie mogę mówić za kolegów (za Unfalla zresztą nie muszę), ale ja nic podobnego nie twierdziłem. Jeśli pogrzebiesz dobrze w moich wypowiedziach, znajdziesz tam wzmianki o tym, że ważne są zarówno pomysł, warsztat jak i styl (bo warsztat i styl to przecież dwie zupełnie odrębne kwestie i nie bardzo rozumiem, dlaczego traktujesz je w swojej wypowiedzi jako jedno i to samo?).

Uprościłem, dość barbarzyńsko, bo dyskusja zrobiła się tak wielowątkowa i obszerna, że zabrakło mi motywacji do dalszego rozkładania na czynniki składowe. W mojej ocenie warsztat i styl nie są zupełnie odrębne – oddziałują na siebie wzajemnie i łączą w całość, dlatego też zdarza mi się stosować te pojęcia zamiennie, błędnie, co bez bicia przyznaję.

Była też dłuższa wypowiedź o tym, że z literaturą jak z malarstwem oraz innymi dziedzinami sztuki i jeśli ktoś chce się wybić, to musi tworzyć rzeczy, które będą robiły ogromne wrażenie. Mniejsza o to, czy zachwycając odbiorę pięknem, czy też szokując, bo wszystko i tak rozbija się o to, żeby jakiś temat, czy to absolutnie oryginalny (a znajdź taki), czy najbardziej nawet oklepany, przedstawić w sposób, który przyciągnie uwagę i wzbudzi zainteresowanie.

A jak w tą teorię wpisuje się światowy beststeller “Pięćdziesiąt twarzy Greya” wraz z kontynuacjami? Nie to żebym się z tobą nie zgadzał, ale odnoszę wrażenie, że współcześnie od robienia ogromnego wrażenia na wybranym targecie nie są dzieła, a prężnie działające, młode i dynamiczne zespoły marketingowców.

Niemniej faktycznie twierdziłem, i nadal twierdzę, że warsztat też jest cholernie ważny i trzeba go szlifować. Zresztą moje, czy kogokolwiek innego zdanie w tym akurat wypadku nie ma większego znaczenia, bo prawda na ten temat wymyka się subiektywnym spojrzeniom: Prawo dżungli jest jakie jest i inne być nie chce – spytaj pierwszego lepszego wydawcę, czy przyjmiedo druku  tekst napisany byle jak i z błędami wszelkiej maści i rodzaju.

Dlaczego przyjmujesz perspektywę wydawcy (nie ty jeden zresztą)? Mnie nie interesuje, co kto przyjmie do druku, mnie interesuje to, co chcę czytać. Analogicznie mógłbyś tłumaczyć studentom szkoły filmowej, że robiąc filmy powinni wzorować się na “Transformerach Osiem” i “Szybkich i Wściekłych Gazylion”

 

Wyobraźmy więc sobie reakcję na tekst pełen  literówek i innych błędów – poleci on do kosza od razu, pozbawiając pomysł, żeby nie wiem jak genialny, jakiejkolwiek szansy zaistnienia.

Nie mam o tym zielonego pojęcia, ale sądzę, że w wydawnictwach, tak jak wszędzie, pracują ludzie o różnych upodobaniach i o różnych stopniach kompetencji zawodowych. Jestem natomiast pewien, że nie każdy redaktor jest leniwym idiotą i nie każdy odrzuciłby tekst oparty na dobrym pomyśle ze względu na błędy językowe.

Tak więc pomysł, nawet najlepszy, jeśli nie będzie poparty przyzwoitym warsztatem i przynajmniej znośnym stylem, ma niemal stuprocentowe szanse przepaść. I pewnie bardzo wiele świetnych pomysłów skończyło w ten właśnie sposób.

Co to znaczy przepaść? Można publikować w Internecie (istnieje spora szansa, że Internet przetrwa dłużej niż fizycznie wydrukowany egzemplarz powieści), można sobie strzelić selfpuba. Publikacja na papierze lepsza, bo bardziej łechta ego? W jakich nakładach teraz się drukuje debiuty fantastyczne w Polsce? Kilka tysięcy kopii? Strzelam, że nie więcej niż dwa tysiące.

Wspomnę też, że kilku pisarzy dzisiaj uważanych za wybitnych, było niedocenionych za życia.

Dlatego tak często słyszy się tu zdanie: “ćwicz na krótkich formach”.

Umiarkowanie zgadzam się z tym hasłem. Wydaje mi się, że niektórzy odnajdują się lepiej w dłuższych formach, inni w krótszych i sprawność w tworzeniu w obrębach jednej nie do końca musi się przekładać na drugą.

Po prostu stwierdzam oczywisty fakt poparty własnym życiowym doświadczeniem, i to nie dlatego, że chce (czy wręcz muszę) mieć rację, a dlatego, że staram się po prostu pomóc.

Ja robię dokładnie to samo. Zabawne jak te oczywiste, poparte życiowym doświadczeniem, fakty bywają niekompatybilne, nie?

 

Bo o ile nad tym, czy pomysł czy styl jest bardziej istotny, faktycznie można sobie deliberować na zasadzie “moja prawda jest najmojsza” (i tak właśnie dyskutowaliśmy na ten temat przecież), to jednak umiejętność poprawnego (ale niekoniecznie perfekcyjnego) operowania słowem pisanym, to absolutna podstawa. Fundament.

Zgadzam się. A teraz metafora, toporna, bo jestem po trzecim piwie i rozkosznie frywolna, bo jestem po trzecim piwie: kiedy myślisz o najważniejszej części swojego domu (może być nawet cudzy), to myślisz o bliskiej fundamentów piwnicy, czy może o przytulnej sypialni, pachnącej kuchni lub wypełnionym śmiechem salonie?

na emeryturze

to myślisz o bliskiej fundamentów piwnicy, czy może o przytulnej sypialni, pachnącej kuchni lub wypełnionym śmiechem salonie?

Trzymając się Twojej metafory: a co jeżeli jesteś inżynierem-budowlańcem i masz ten dom zbudować?

"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski

Gary, bracie, zamęczysz mnie.

 

Abstrahuję już od Unfalla, bo ja odebrałem jego komentarz inaczej niż Wy, więc tutaj znów dyskutujemy o gustach. A to sensu nie ma.

 

Warsztat i styl oddziałują na siebie i owszem, ale raczej na tej zasadzie, że im bogatszy, ciekawszy styl, tym lepszego potrzeba warsztatu, żeby go “utrzymał”. I tu znów wracamy do fundamentu. Pomyślałem sobie niemal dokładnie tak, jak KPiach – na cały problem tutaj należy patrze raczej z perspektywy kogoś, kto zamierza wybudować dom, w którym spędzi resztę życia, wychowa dzieci i będzie bawił wnuki. W takiej sytuacji nie myślisz o tym, jakie płytki położyć w łazience albo czy umieszczenie mikrofali tuż nad kuchenką gazową to dobry pomysł, a raczej skupiasz się na tym, by konstrukcja była solidna, zrobiona z jak najlepszych materiałów, porządnie wykonana i stała na mocnych fundamentach (wypisz wymaluj przypowieść o domach na skale i na piasku)

Warsztat to – w mojej definicji – umiejętność składania poprawnych gramatycznie zdań, stawiania przecinków, kropków i inszych małych cudeniek we właściwych im miejscach, nie robienia litrówek czy – nie daj borze – ortografów, zdolność do tworzenia logicznie spójnej fabuły i zachowania realizmu świata przedstawionego. Styl to natomiast sposób tworzenia zdań, kreowania postaci, prezentowania opisów, umiejętność tworzenia klimatu, operowania, czy wręcz malowania słowem, poziom prezentowanego humoru, umiejętnością sprawienia, że “tekst czyta się sam”, tego typu sprawy.

A więc warsztat i styl to rzeczy jednak bardzo różne. Współistniejące i owszem, ale o ile style mogą być bardzo różne, to jednak interpunkcja, gramatyka, ortografia i temu podobne jest stałą, która obowiązuje wszystkich. A więc i warsztat, siłą rzeczy jest niczym innym, jak opanowaniem podstaw operowania językiem i fabułą.

 

Grey, o ile dobrze kojarzę, został wykupiony przez jakieś tam wydawnictwo dopiero po tym, jak jego autorka już zdołała spopularyzować swoje dzieło w sieci. Wrzucała to na blog we fragmentach, a potem reklamowała, gdzie się dało. I to chwyciło do tego stopnia, że dzisiejszy świat jest jaki jest. Tyle, że tutaj winę ponosi bardziej chyba jednak styl niż reklama, bo gdyby Grey się nie podobał, to żadna reklama by mu pomogła (”Jedzmy gówno – trzysta miliardów much nie może się mylić!). Ale powieść była napisana tak, że housewives ameryki, a potem całego świata, czytały, czy wręcz pochłaniały ją z wypiekami na twarzach. Wydawcy to zauważyli i wykorzystali. Podobną opinię usłyszałem swojego czasu o “Zmierzchu”, i to od osoby, której gust bardzo sobie cenię a talentu jestem fanem. Parafrazując: fabularnie totalne gówno, ale czyta się tak, że nie sposób oderwać oczu od książki.

Tak więc obie powieści traktowałbym jako argument za tym, że styl z powodzeniem może obyć się bez dobrego pomysłu.

Inna rzecz, że Grey jest napisany stylem beznadziejnym i dla mnie wręcz niezjadliwym – z ciekawości sięgnąłem po egzemplarz siostry i przeczytałem kilka stron. Wystarczyło.

I tak oto przechodzimy do punktu następnego.

 

Dlaczego przyjmujesz perspektywę wydawcy (nie ty jeden zresztą)? Mnie nie interesuje, co kto przyjmie do druku, mnie interesuje to, co chcę czytać. Analogicznie mógłbyś tłumaczyć studentom szkoły filmowej, że robiąc filmy powinni wzorować się na “Transformerach Osiem” i “Szybkich i Wściekłych Gazylion”

Moim zdaniem perspektywa czytelnika i wydawcy – którego zadaniem i być może najważniejszą wytyczną podczas selekcji tekstów jest wcielenie się w zwykłego czytelnika i ocena, czy dane dzieło może się spodobać – są tutaj tożsame. I teraz proszę Cię o szczerą odpowiedź na pytanie: czy lubisz czytać teksty a’la berylełowa grafomania, tyle, że pisanych nie na zjeburki, czy jednak wolisz coś językowo i stylistycznie ładnego? Przy założeniu, że w obu wersjach masz do czynienia z jednym i tym samym, a przy tym genialnym pomysłem? A nawet jeśli Ty wolisz słabe żeby nie powiedzieć: tragiczne, wykonanie – czy po prostu nie przeszkadza Ci ono – to jak myślisz ile osób będzie tego samego zdania? Nigdy nie zetknąłeś się pod tutejszymi opowiadaniami z komentarzami w stylu: “Przepraszam autorze, ale tekst jest napisany tak źle, że odpadłem po drugim akapicie”? Ludzie chcą mięć przyjemność z czytania, a nie męczyć się przy tym. I nawet jeśli istnieją tacy, którym wykonanie lotto, to jednak giną oni w niedającym się zliczyć tłumie. A to właśnie do tego tłumu zarówno autor publikujący, mniejsza o to, czy w Internecie, na papierze czy ryjący w glinianej tabliczce, jak i wydawcy starają się dotrzeć i zaspokoić jego potrzeby. Tak więc gdybym był filmowcem i radził coś młodszym kolegom, to szłoby to raczej w kierunku: dobierajcie odpowiednich do danej roli, dobrych aktorów, nie bierzcie kamerzystów z ulicy, zwróćcie uwagę na muzykę i tło, starajcie się przyciągnąć uwagę widza i go zachwycić.

 

A przepaść, to znaczy przepaść.

Jeśli wszyscy wydawcy po kolei odrzucą powieść, a na selfpub, kogoś nie stać, to można pewnie wrzucić swoją powieść czy opowiadanie do Internetu. I pewnie będzie sobie tu leżeć gdzieś aż po kres ery człowieka rozumnego, ale jeśli jest to rzeczywiście materiał nie rokujący żadnych nadziei, to będzie leżał wzgardzony i zapomniany. Zresztą wątpię, by autor z ambicjami chciał swoje opus magnum; być może lata ciężkiej pracy, oddać światu pro ciekawostka. Z pewnością nie to było jego marzeniem i celem.

 

Po prostu stwierdzam oczywisty fakt poparty własnym życiowym doświadczeniem, i to nie dlatego, że chce (czy wręcz muszę) mieć rację, a dlatego, że staram się po prostu pomóc.

Ja robię dokładnie to samo. Zabawne jak te oczywiste, poparte życiowym doświadczeniem, fakty bywają niekompatybilne, nie?

Zabawne, a przy tym dosyć interesujące, jest to, że chwilę wcześniej wypowiedź na dokładnie ten sam temat zacząłeś od słów:

Nie mam o tym zielonego pojęcia, ale sądzę, że (...)

:)

 

Niezależnie od tego, jak kompetentni są ludzie w wydawnictwach, każdy, po przeczytaniu kilku zdań, które przyprawią go o pilną potrzebę zaaplikowania sobie maści na ból dupy, z miejsca odrzuci propozycję wydawniczą, nie dowiedziawszy się nigdy, jak genialny pomysł kryje się w tym bełkocie. Ich zadaniem jest wybierać dobre teksty (przy czym kryteria są bardzo wyśrubowane), a nie męczyć się i ze wszystkim co dostaną i czytać to w całości. Zazwyczaj – z tego co wiem –wstępne czytanie to zapoznawanie się z fragmentem o maksymalnej wielkości na pi oko dziesięć stron tekstu znormalizowanego. Jeśli te jakoś rokują to potem lecim dalej. Jeśli nie – sajonara, frajerzy.

Pewnym ratunkiem tutaj może być konspekt, który daje wydawcy możliwość zapoznania się z pomysłem. Ale nawet jeśli ten go zachwyci, ale wykonanie po prostu odrzuci, to autor w najlepszym wypadku może liczyć na wiadomość zwrotną w stylu: “Szanowny Ty, pomysł masz świetny, ale całość nie nadaje się do publikacji, więc jeśli ma coś z tego być, musisz napisać wszystko jeszcze raz. Ale najpierw popracuj nad warsztatem”,

Amen!

 

Peace!

 

P.S.

Teraz to już chyba faktycznie robimy srogi offtop, ale chyba już nawet nie ma kogo zań przepraszać...

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Trzymając się Twojej metafory: a co jeżeli jesteś inżynierem-budowlańcem i masz ten dom zbudować?

Żeby coś napisać trzeba umieć pisać, to dość trywialne i nikt tego nie kwestionuje. O to, co to znaczy “umieć pisać” już może się nie spierajmy, bo i tak zbyt wiele srok ciągniemy w tym wątku za ogon.

Warsztat to – w mojej definicji – umiejętność składania poprawnych gramatycznie zdań, stawiania przecinków, kropków i inszych małych cudeniek we właściwych im miejscach, nie robienia litrówek czy – nie daj borze – ortografów, zdolność do tworzenia logicznie spójnej fabuły i zachowania realizmu świata przedstawionego. Styl to natomiast sposób tworzenia zdań, kreowania postaci, prezentowania opisów, umiejętność tworzenia klimatu, operowania, czy wręcz malowania słowem, poziom prezentowanego humoru, umiejętnością sprawienia, że “tekst czyta się sam”, tego typu sprawy.

Zgadzam się z tobą, do pewnego stopnia (twoja definicja stylu to dla mnie dalszy ciąg definicji warsztatu). Po namyśle stwierdzam (arbitralnie i autorytatywnie), że warsztat jest atrybutem twórcy, styl jest atrybutem dzieła – efektem wykorzystania narzędzi z warsztatu.  Stosowanie prostych zdań może być celowym zabiegiem stylistycznym, albo może wynikać z nieumiejętności poprawnego konstruowania zdań złożonych. Stosowanie powtórzeń może być zabiegiem stylistycznym, albo wynikającym z niewiedzy błędem warsztatowym.

Tak więc obie powieści traktowałbym jako argument za tym, że styl z powodzeniem może obyć się bez dobrego pomysłu.

Obyć jak obyć, zdecydowanie może się sprzedać. Tylko do czego to prowadzi? Oto do czego:

 

Fragment powieści Pięćdziesiąt Twarzy Greya autorstwa Eriki Leny James:

Odwracam się i widzę, że uważnie mnie obserwuje, tak jak się zresztą spodziewałam. Z jego twarzy nie da się wyczytać zupełnie nic. Wchodzę do środka, a on za mną. Zaintrygowało mnie to coś z piórkami. Dotykam z wahaniem. Jest wykonane z zamszu i wygląda jak mały bicz, ale jest bardziej gęsty, a na końcach przymocowano maleńkie plastikowe koraliki.

– To pejcz. – Głos Christiana jest cichy i miękki.

Pejcz… hmm. Chyba jestem zaszokowana. Moja podświadomość dała drapaka, sparaliżowało ją albo po prostu wyzionęła ducha. Ja też jestem jak sparaliżowana. Jestem w stanie obserwować i chłonąć nowe informacje, ale nie mówić, co w związku z tym czuję. Jak się powinno zareagować na wieść, że twój potencjalny kochanek to pokręcony sadysta lub masochista? Strach… tak… to uczucie jest chyba nadrzędne.

 

Moim zdaniem perspektywa czytelnika i wydawcy – którego zadaniem i być może najważniejszą wytyczną podczas selekcji tekstów jest wcielenie się w zwykłego czytelnika i ocena, czy dane dzieło może się spodobać – są tutaj tożsame.

Czytelnik chce przeczytać dobrą książkę, wydawca chce zarobić na chęci czytelnika. Ponieważ definicja “dobrej książki” będzie diametralnie różna dla różnych grup czytelników, a w interesie wydawcy jest dotarcie do jak najszerszej grupy potencjalnych czytelników. “Zwykły czytelnik” się ucieszy, ten niezwykły już niekoniecznie.

I teraz proszę Cię o szczerą odpowiedź na pytanie: czy lubisz czytać teksty a’la berylełowa grafomania, tyle, że pisanych nie na zjeburki, czy jednak wolisz coś językowo i stylistycznie ładnego? Przy założeniu, że w obu wersjach masz do czynienia z jednym i tym samym, a przy tym genialnym pomysłem?

Zobacz jakie teksty najczęściej tutaj komentuję :) Preferuję teksty poprawne językowo i stylistycznie interesujące, ale wolę przeczytać utwór oparty na ciekawym pomyśle, choćby był zbitym blokiem tekstu, bez znaków interpunkcyjnych i polskich liter, niż świetnie, porywająco napisany tekst o niczym.

Na wzmiankę zasługuje też moja skromna opinia, że piękno stylistyki może przyćmić zalety fabuły. Dla przykładu Pratchett i King – giganci warsztatu, tworzący historie w pięknych, charakterystycznych stylach. U Pratchetta dobre pastiszowe pomysły toną gdzieś pod nierównymi falami humoru i najbardziej lubię jego powieści z czasów, gdy nie osiągnął stylistycznego mistrzostwa: “Dysk”, “Ciemna Strona Słońca” i “Kolor Magii”. King z kolei pomysły na krótkie opowiadania przekuwa w tysiącstronnicowe cegły i nie jestem sobie w stanie przypomnieć fabuły żadnego z tych tomiszczy (a doskonale przy tym pamiętam “Uciekniera” i “Wielki Marsz”, mimo że pod względem stylistycznym daleko było im do arcydzieł).

A nawet jeśli Ty wolisz słabe żeby nie powiedzieć: tragiczne, wykonanie – czy po prostu nie przeszkadza Ci ono – to jak myślisz ile osób będzie tego samego zdania?

Myślę, że dwanaście tysięcy sto pięć. A poważnie: w ogóle mnie to nie interesuje, bo nie ja pretenduję do wyrażania opinii ogółu w tej dyskusji. Zresztą, czy to nie ty powoływałeś się na słynne powiedzonko o muchach i gównie?

Nigdy nie zetknąłeś się pod tutejszymi opowiadaniami z komentarzami w stylu: “Przepraszam autorze, ale tekst jest napisany tak źle, że odpadłem po drugim akapicie”?

Zetknąłem się, choć nie zawsze w tak kulturalnym wydaniu. To teraz pisze się tutaj po to, żeby zadowolić wszystkich? Musiałem przegapić ten punkt regulaminu.

Ludzie chcą mięć przyjemność z czytania, a nie męczyć się przy tym.

Poproszę mojego konstruktora, żeby przeprogramował mi główne dyrektywy dotyczące obcowania z literaturą, przy okazji kolejnego przeglądu.

I nawet jeśli istnieją tacy, którym wykonanie lotto, to jednak giną oni w niedającym się zliczyć tłumie.

Bardzo poetyckie. A jednak ktoś tego, potwornego stylistycznie, słabego warsztatowo, tragicznego fabularnie Greya kupował i czytał. Nie jesteś innymi ludźmi Cieniu, więc nie pisz proszę w ich imieniu, chyba że w ramach przytaczania wyników rzetelnych badań naukowych dotyczących preferencji czytelniczych ( w tym przypadku poprosiłbym o linka).

Zresztą wątpię, by autor z ambicjami chciał swoje opus magnum; być może lata ciężkiej pracy, oddać światu pro ciekawostka. Z pewnością nie to było jego marzeniem i celem.

I znowu. Skąd ty Cieniu wiesz czego inni ludzie chcą, o czym marzą i w co celują? Skąd pewność, że wśród autorów z ambicjami ( i czy każdy autor musi być ambitny?) nie ma takich, którzy uważają, że pogoń za sławą to dziecinna mrzonka? Że nie ma wśród nich takich, którzy sądzą, że publikowanie czegoś, co wylądowałoby na półce obok “Walczenych Elfów” autorstwa nowej nadziei polskiej fantastyki to obciach? Co z tymi, co sądzą, że papierowa książka umarła?

Zabawne, a przy tym dosyć interesujące, jest to, że chwilę wcześniej wypowiedź na dokładnie ten sam temat zacząłeś od słów:

Nie mam o tym zielonego pojęcia, ale sądzę, że (...)

:)

Nie tak zabawne jak wykorzystanie sformułowania “oczywisty fakt” w kontekście, w jakim go użyłeś ;)

 

Niezależnie od tego, jak kompetentni są ludzie w wydawnictwach, każdy, po przeczytaniu kilku zdań, które przyprawią go o pilną potrzebę zaaplikowania sobie maści na ból dupy, z miejsca odrzuci propozycję wydawniczą, nie dowiedziawszy się nigdy, jak genialny pomysł kryje się w tym bełkocie.

I znowu, po raz trzeci. Nie wiem skąd u Ciebie ta niezachwiana pewność dotycząca możliwości przewidywania cudzych zachowań. Dyskutujesz w ten mniej więcej duchu: “Widziałem kota na własne oczy, był czarny, nie ulega wątpliwości, że wszystkie kota są czarne, wiem o tym lepiej od Ciebie, bo ty przecież kota na oczy nie widziałeś, wszyscy wiedzą, że koty są czarne”. Wybacz, ale nie jestem w stanie się poważnie odnieść do takich argumentów, a obiad czeka i nie mam czasu na żarty.

 

 

 

 

 

na emeryturze

Niezależnie od tego, jak kompetentni są ludzie w wydawnictwach, każdy, po przeczytaniu kilku zdań, które przyprawią go o pilną potrzebę zaaplikowania sobie maści na ból dupy, z miejsca odrzuci propozycję wydawniczą, nie dowiedziawszy się nigdy, jak genialny pomysł kryje się w tym bełkocie.”

“I znowu, po raz trzeci. Nie wiem skąd u Ciebie ta niezachwiana pewność dotycząca możliwości przewidywania cudzych zachowań. Dyskutujesz w ten mniej więcej duchu: “Widziałem kota na własne oczy, był czarny, nie ulega wątpliwości, że wszystkie kota są czarne, wiem o tym lepiej od Ciebie, bo ty przecież kota na oczy nie widziałeś, wszyscy wiedzą, że koty są czarne”. Wybacz, ale nie jestem w stanie się poważnie odnieść do takich argumentów, a obiad czeka i nie mam czasu na żarty.”

 

Zakładając, że wydawnictwa dostają całą masę powieści, można założyć, na zasadzie znanej nam brzytwy, że decydujący o przyjęciu bądź nie danego dzieła człowiek posiada pewne metody do odsiewania ziaren od plew. Albo na odwrót. Dalej, skoro dziurawe, rozchwierutane fundamenty utrudniają czytanie, ergo wydłużają czas potrzebny na wspomniany przesiew, a ponadto częstokroć sprawiają, że zatraca się sens frazy, zdania, akapitu etc., można przypuszczać, że przyczyniają się do zmniejszenia a nie zwiększenia szans na debiut potencjalnego pisarza. Sądzę, że motodyka przesiewu – przynajmniej w początkowej fazie – opiera się o te nieszczęsne fundamenty do tego stopnia, że pomysł schodzi na drugi plan.

Fakt, super pomysły mogą w ten sposób przepaść i chyba dlatego niektóre wydawnictwa proszą o przesyłanie zarysu fabuły.

Jak jest, można się domyślać – pewnie bardzo różnie.

Warsztat może wywindować pomysł, w drugą stronę już trudniej. Nie jestem zwolennikiem deprecjonowania jednego czy drugiego, bowiem zbyt dużo różnych książek poznałem, żeby to robić bez dysonansu poznawczego.

Zakładając, że wydawnictwa dostają całą masę powieści, można założyć, na zasadzie znanej nam brzytwy, że decydujący o przyjęciu bądź nie danego dzieła człowiek posiada pewne metody do odsiewania ziaren od plew. Albo na odwrót. Dalej, skoro dziurawe, rozchwierutane fundamenty utrudniają czytanie, ergo wydłużają czas potrzebny na wspomniany przesiew, a ponadto częstokroć sprawiają, że zatraca się sens frazy, zdania, akapitu etc., można przypuszczać, że przyczyniają się do zmniejszenia a nie zwiększenia szans na debiut potencjalnego pisarza. Sądzę, że motodyka przesiewu – przynajmniej w początkowej fazie – opiera się o te nieszczęsne fundamenty do tego stopnia, że pomysł schodzi na drugi plan.

Ach, gdyby tylko ci ludzie zachowywali się logicznie, jak by było pięknie i nudno. Owszem, rozchwierutane (świetne słowo!) fundamenty mogą być przyczyną odrzucenia utworu przez wydawcę, bez wątpienia, niekonieczni muszą, ale z pewnością mogą. Podobnie, powodami odrzucenia tekstu mogą także być: kac wydawcy, złośliwość wydawcy, tematyka nieodpowiadająca wydawcy, styl nieodpowiadający wydawcy, źle brzmiące nazwisko autora, źle kojarzące się (wydawcy) nazwisko autora i tysiąc innych czynników, od których zależą ludzkie decyzje. Jest taki brodaty dowcip o pracowniku działu kadr, który proces rekrutacyjny rozpoczyna od wyrzucenia połowy aplikacji do śmietnika, ze słowami: “pechowców nie zatrudniamy”.

Fakt, super pomysły mogą w ten sposób przepaść i chyba dlatego niektóre wydawnictwa proszą o przesyłanie zarysu fabuły.

Ponownie, nie kupuję słowa “przepaść”. Jeżeli ktoś za cel stawia sobie wyłącznie publikację ( bo bez niej cała praca włożona w tekst “przepada”) to powinien od razu pisać pod dyktando rynku, nie wiem co tam jest teraz modne, paranormalne romanse dla młodzieży osadzone w polskich realiach, czy coś o zombie. Super pomysły, także te super zrealizowane, też przecież mogą przepaść, a to bo zbyt ambitne, a to zbyt niszowe, a to zbyt odważne itd. itp.

Nie jestem zwolennikiem deprecjonowania jednego czy drugiego, bowiem zbyt dużo różnych książek poznałem, żeby to robić bez dysonansu poznawczego.

Ja się dysonansów poznawczych nie boję. Przy świetnych stylistycznie i doskonałych warsztatowo utworach opartych o słabe pomysły nudzę się śmiertelnie, przy słabych stylistycznie i marnych warsztatowo utworach opartych o dobre pomysły bawię się doskonale. Oczywiście zgadzam się z tobą, że deprecjonawanie jednego czy drugiego jest marnym pomysłem, ba, dodam że popadamy tutaj w śmieszne skrajności, ale taka już specyfika internetowej dyskusji. Albo może specyfika moich upodobań – bez śmiesznych skrajności nudzę się śmiertelnie.

na emeryturze

Wybacz, ale (...) nie mam czasu na żarty.

 

Uszanuję zatem Twoją wolę, a przy okazji swój czas, i obiecuję, że odpisuję w tym wątku ostatni raz.

 

Zgadzam się z tobą, do pewnego stopnia (twoja definicja stylu to dla mnie dalszy ciąg definicji warsztatu). Po namyśle stwierdzam (arbitralnie i autorytatywnie), że warsztat jest atrybutem twórcy, styl jest atrybutem dzieła – efektem wykorzystania narzędzi z warsztatu.  Stosowanie prostych zdań może być celowym zabiegiem stylistycznym, albo może wynikać z nieumiejętności poprawnego konstruowania zdań złożonych. Stosowanie powtórzeń może być zabiegiem stylistycznym, albo wynikającym z niewiedzy błędem warsztatowym.

Zatem tutaj mamy wreszcie konsensus, bo przyznajesz że warsztat jest podstawą, a jego jakość wpływa na styl: pozwala mu się rozwijać albo bardzo go ogranicza. Natomiast styl ma na warsztat wpływ tak naprawdę o tyle tylko, że jeśli ktoś chce mieć bogaty, barwny, styl, to musi rozwinąć swój warsztat. Ergo – ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć...

 

Obyć jak obyć, zdecydowanie może się sprzedać. Tylko do czego to prowadzi?

Z tego, co napisałem powyżej, wynika dosyć jasno, że jednak można się obyć bez porządnej fabuły i dobrego pomysłu, skoro ludzie i tak czerpią z lektury przyjemność i, generalnie, są zadowoleni. Sukces komercyjny jest jednak tematem już raczej osobnym, a przy tym o wiele bardziej złożonym. Trudno zaprzeczyć, że w dzisiejszym, konsumcjonistyczno-komeryjnym świecie, w którym społeczeństwo jest bombardowane treściami coraz gorszej jakości i na coraz niższym poziomie (ostatnio dowiedziałem się, że w jakiejś grze na PSa istnieje opcja “auto-play”, która sprawia, że gra sama przechodzi za gracza elementy, z którymi ten nie może sobie poradzić, i zapłakałem na ludzkością), a przy tym ogłupiane przez wszystkie możliwe mass-media, wkręcenie komuś,  że muchy jednak mają rację, jest o wiele, wiele łatwiejsze niż było kiedykolwiek wcześniej. Ale faktem jest też, że te książki coś w sobie jednak muszą mieć. Ale o gustach, jak już ustaliliśmy, dyskutować nie będziemy.

Czytelnik chce przeczytać dobrą książkę, wydawca chce zarobić na chęci czytelnika. Ponieważ definicja “dobrej książki” będzie diametralnie różna dla różnych grup czytelników, a w interesie wydawcy jest dotarcie do jak najszerszej grupy potencjalnych czytelników. “Zwykły czytelnik” się ucieszy, ten niezwykły już niekoniecznie.

Powtarzasz to, co już napisałem – wydawca chce zarobić na czytelniku, ale żeby to mu się to udało, musi zaspokoić gusta, potrzeby i oczekiwania jak największej liczby czytelników. To przecież najstarsze prawo handlu. Stwierdzenie, że “nie to ładne, co jest ładne, a co się komu podoba”, też znane jest nie od dzisiaj. I dlatego oferta rynkowa – i tyczy to wszystkiego, nie tylko książek – jest tak bogata, a każdy ma prawo wyboru, co będzie chciał przeczytać/obejrzeć/posiąść/zjeść, etc.  Niemniej, rozmawialiśmy o jakości towaru, a nie jego atrakcyjności dla poszczególnego odbiorcy. A na jakość, zauważ, dzisiaj zwraca się ogromną uwagę; każdy produkt musi spełniać miliony norm, być odpowiednio oznaczony i w ogóle. Dlaczego w literaturze nie miałoby być tak samo? Ludzie po prostu nie chcą tandety i kiedy mają wybór, to zawsze wybiorą coś lepszego i co bardziej im odpowiada. A zanim znów zarzucisz mi, że bezprawnie przemawiam w imieniu milionów, zastanów się, ile razy w życiu widziałeś, by ktoś kupował rozkraczony, sypiący się, brzydki, brudny, zaniedbany samochód, zwłaszcza, jeśli w tym samym komisie, dosłownie tuż obok, w podobnej cenie jest auto lepsze, nowsze, bardziej zadbane (wiem, takie opcje się nie zdarzają), albo kupował jedzenie w knajpie, o  której wie, że podają w niej zimne zimniaki, kotleta który niejedno już w życiu widział (i niejedno jeszcze zobaczy), kebaba z mikrofali, pizzę z biedronki herbatę w brudnych filiżankach (i żeby nie było – nie smakuje mu to w ogóle)? Przykłady można by mnożyć, ale i tak wszystko sprowadza się do tego, że ludzka natura jest jaka jest i wcale nie potrzeba żadnych badań, analiz i podawania wiarygodnych źródeł, by na głos stwierdzać tego typu oczywistości. Zresztą sam, odpowiadając na moje pytanie o jakość tekstu przy założeniu interesującej fabuły – Preferuję teksty poprawne językowo i stylistycznie interesujące – tylko potwierdzasz tę prawdę.

 

Na wzmiankę zasługuje też moja skromna opinia, że piękno stylistyki może przyćmić zalety fabuły. Dla przykładu Pratchett i King – giganci warsztatu, tworzący historie w pięknych, charakterystycznych stylach. U Pratchetta dobre pastiszowe pomysły toną gdzieś pod nierównymi falami humoru i najbardziej lubię jego powieści z czasów, gdy nie osiągnął stylistycznego mistrzostwa: “Dysk”, “Ciemna Strona Słońca” i “Kolor Magii”. King z kolei pomysły na krótkie opowiadania przekuwa w tysiącstronnicowe cegły i nie jestem sobie w stanie przypomnieć fabuły żadnego z tych tomiszczy (a doskonale przy tym pamiętam “Uciekniera” i “Wielki Marsz”, mimo że pod względem stylistycznym daleko było im do arcydzieł).

Tak, ta opinia rzeczywiście zasługuje na wzmiankę, bo jest bardzo ciekawa. Polemizować z nią nie zamierzam, i to nie tylko dlatego, że to znów byłaby dyskusja o gustach. Masz sporo racji, choć, jak dla mnie, dobry styl raczej podkreśla dobry pomysł (a King jest mistrzem świata w schrzanianiu zakończeń, czego “Wielki Marsz” jest jednym z lepszych  – ale bynajmniej nie najlepszym – przykładem).

 

 

Myślę, że dwanaście tysięcy sto pięć. A poważnie: w ogóle mnie to nie interesuje, bo nie ja pretenduję do wyrażania opinii ogółu w tej dyskusji. Zresztą, czy to nie ty powoływałeś się na słynne powiedzonko o muchach i gównie?

 

Powiedzonko, które mi tu wypominasz, było użyte w wypowiedzi na zupełnie inny temat, więc przytaczanie go tutaj nie ma, w moim odczuciu, najmniejszego sensu. A skoro temat Cię nie interesuje, to dlaczego wciąż go drążysz (bo temat wciąż tyczy jakości tekstu i tego, czy ma ona znaczenie, a opiia ogółu jest tutaj jedynym racjonalnym wyznacznikiem), robiąc przy tym dokładnie to samo, o co oskarżasz tutaj mnie: często wypowiadasz się w imieniu innych; akurat nie ogółu, a mniejszości, ale ta mniejszość też nie jest przecież jednoosobowa – w każdym razie nie we wszystkich kwestiach.

 

Zetknąłem się, choć nie zawsze w tak kulturalnym wydaniu. To teraz pisze się tutaj po to, żeby zadowolić wszystkich? Musiałem przegapić ten punkt regulaminu.

A skoro zetknąłeś się z tego typu komentarzami – niezależnie od tego, w jakiej by były formie – to wiesz, że ogół mówi, myśli i czuje właśnie to, co uważam, że mówi, myśli i czuje.

 

Poproszę mojego konstruktora, żeby przeprogramował mi główne dyrektywy dotyczące obcowania z literaturą, przy okazji kolejnego przeglądu.

A więc mówisz, że Tobie przyjemność w czytaniu sprawia męczenie się z tekstem? Jeśli dobrze Cię zrozumiałem – a innej interpretacji naprawdę nie znajduję – to przykro mi, ale żadne przeprogramowanie nie jest Ci potrzebne, bo też czerpiesz przyjemność z czytania. Trochę innego rodzaju, ale jednak. Przyjemność to przyjemność.

 

ktoś tego, potwornego stylistycznie, słabego warsztatowo, tragicznego fabularnie Greya kupował i czytał. Nie jesteś innymi ludźmi Cieniu, więc nie pisz proszę w ich imieniu, chyba że w ramach przytaczania wyników rzetelnych badań naukowych dotyczących preferencji czytelniczych ( w tym przypadku poprosiłbym o linka).

Ano, kupowali i czytali. Ale na jedną zachwyconą panią w średnim wieku (mówię tu o targecie Greya, nie próbując przy tym kogokolwiek kategoryzować. A uprzedzając – pisze to nie przez wzgląd na poprawność polityczną czy inne bzdury – po prostu jestem świadom, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie, a nie chcę, by ktoś zinterpretował to w sposób niewłaściwy, bo to niczemu ani nikomu nie posłuży, a komuś może sprawić niepotrzebną przykrość), z tego co widzę, przypada wielu ludzi, nawet niezwiązanych z literaturą i nie praktykujących czytelnictwa, którzy mają na tej powieści używanie. Tak więc ośmielam się stwierdzić, że i w tym punkcie mam podstawy, by wierzyć, że nie dopuszczam się nadużycia, nawet jeśli mówię w imieniu ogółu). Myślę też, że zjawisko o którym mówię, trzymając się przykładu Greya, rzecz jasna, było swojego czasu na tyle  wyraźne, że i bez rzetelnych badań można je uznać za argument w dyskusji. Zresztą już sam fakt, że wydawcy zatrudniają redaktorów, którzy selekcjonują teksty i korektorów, którzy robią co mogą, by te już wybrane prezentowały się jak najlepiej, też o czymś przecież świadczy. Mamy jeszcze bardzo zły PR wydawnictw self-publishingowych (zwłaszcza wśród ludzi związanych z literaturą), których książki niejednokrotnie są po prostu miażdżone przez opinię publiczną, krytyków i recenzentów, bo są źle napisane, pełne błędów, nielogiczne, wtórne i w ogóle i w ogóle... Takie reakcje nie biorą się znikąd. 

 

I znowu. Skąd ty Cieniu wiesz czego inni ludzie chcą, o czym marzą i w co celują? Skąd pewność, że wśród autorów z ambicjami ( i czy każdy autor musi być ambitny?) nie ma takich, którzy uważają, że pogoń za sławą to dziecinna mrzonka? Że nie ma wśród nich takich, którzy sądzą, że publikowanie czegoś, co wylądowałoby na półce obok “Walczenych Elfów” autorstwa nowej nadziei polskiej fantastyki to obciach? Co z tymi, co sądzą, że papierowa książka umarła?

 

Bo to, kurna, rozumie się samo przez się? Jeśli ktoś poświęca miesiące swojego życia na pisanie, dopieszczanie i poprawianie tekstu, a potem próbuje szczęścia w tradycyjnych wydawnictwach, to znaczy, że ma jakieś ambicje, plany i marzenia związane ze swoim dziełem.  A o takich była ta rozmowa. Gdyby ktoś nie chciał zyskać dzięki swojej książce sławy, choćby niewielkiej, trochę grosza, satysfakcji, bądź innego profitu, dla którego warto próbować, to by nie próbował. Mógłby od razu wrzucić ją do neta albo skorzystać z innych Twoich propozycji. Ale próbował.

Co z tymi, którzy sądzą, że papier umarł? Będą próbować szczęścia w wydawnictwach proponujących e-pub. A e-pub to skrót od e-publishing, czyli, że dalej jednak publishing, publikacja. Zresztą skąd pomysł, że mówię wyłącznie o wydaniu papierowym?

Pytanie o to, czy każdy autor musi być ambitny jest jakby od czapy, bo pisałem właśnie o tych ambitnych. Zresztą znam tylko jeden rodzaj autorów, którzy nie mają żadnych ambicji – to są Ci którzy NIC NIE PISZĄ. Każdy inny, nawet tworzący do szuflady, pisze z nadzieją, że uda mu się stworzyć coś fajnego, co sprawi przyjemność choćby jemu. Już sama próba świadczy o jakichś ambicjach.

 

Nie tak zabawne jak wykorzystanie sformułowania “oczywisty fakt” w kontekście, w jakim go użyłeś ;)

Tutaj nie mam jednak do zarzucenia nic ani sobie, ani kontekstowi.

 

I znowu, po raz trzeci. Nie wiem skąd u Ciebie ta niezachwiana pewność dotycząca możliwości przewidywania cudzych zachowań. Dyskutujesz w ten mniej więcej duchu: “Widziałem kota na własne oczy, był czarny, nie ulega wątpliwości, że wszystkie kota są czarne, wiem o tym lepiej od Ciebie, bo ty przecież kota na oczy nie widziałeś, wszyscy wiedzą, że koty są czarne”. Wybacz, ale nie jestem w stanie się poważnie odnieść do takich argumentów, a obiad czeka i nie mam czasu na żarty.

Moja niezachwiana pewność w tej materii wynika stąd, że po prostu jestem świadom, jak wygląda taka selekcja i już wcześniej Ci ten proces z grubsza opisałem. A wiem, bo miałem styczność z redaktorami różnych wydawnictw i czasopism i dopytywałem; bo widziałem na stronach wielu wydawnictw informację w stylu “proszę podesłać fragment długości takiej a takiej”; bo prawie każde wydawnictwo ma w zakładnce o przyjmowaniu propozycji wydawniczych info, że czas oczekiwania na odpowiedź wynosi tyle a tyle miesięcy, przy czym często dodane jest też, że wynika to z ilości nadsyłanych tekstów (same genialne pomysły, arcydzieła i w ogóle – zakładanie, że każde zostanie przeczytane od deski do deski jest niepoważne, z czego zresztą same wydawnictwa nie robią tajemnicy). Zresztą w mailach zwrotnych od wydawnictw – a tych też mi się już nazbierało – nawet tych o treści odmownej, często padały przeprosiny za to, że kazali mi tyle czekać, ale...

 

Ach, gdyby tylko ci ludzie zachowywali się logicznie, jak by było pięknie i nudno. Owszem, rozchwierutane (świetne słowo!) fundamenty mogą być przyczyną odrzucenia utworu przez wydawcę, bez wątpienia, niekonieczni muszą, ale z pewnością mogą. Podobnie, powodami odrzucenia tekstu mogą także być: kac wydawcy, złośliwość wydawcy, tematyka nieodpowiadająca wydawcy, styl nieodpowiadający wydawcy, źle brzmiące nazwisko autora, źle kojarzące się (wydawcy) nazwisko autora i tysiąc innych czynników, od których zależą ludzkie decyzje. Jest taki brodaty dowcip o pracowniku działu kadr, który proces rekrutacyjny rozpoczyna od wyrzucenia połowy aplikacji do śmietnika, ze słowami: “pechowców nie zatrudniamy”.

Gary, sam gdzieś wcześniej mówiłeś coś w stylu, że nie każdy redaktor to skończony idiota bez kompetencji. Dlaczego więc teraz odwracasz kota ogonem i za argument w dyskusji – bardzo niemerytoryczny zresztą, bo i ja i prosiaczek mówimy o rzetelnej selekcji – przytaczasz możliwe zachowania tych, którzy jednak są idiotami bez jakichkolwiek kompetencji do wykonywania swojego zawodu?

Świat jest jaki jest i jakbyś się na mnie nie oburzał, że o tym mówię (może niekoniecznie całą prawdę i tylko prawdę, bo sam dopiero uczę się, jak być redaktorem, i to raczej amatorsko,ale jednak jakąś prawdę), to to się nie zmieni. Jeśli ktoś podeśle jako propozycję coś, czego nie da się nawet czytać, to prawie na pewno wyląduje ona w koszu, z genialnym pomysłem czy bez.

I chwała Bogu oraz redaktorom, prawdę mówiąc. Aktorzy już przegrywają walkę o chleb, bo “Anna Maria”, “Czemu ja?” i inne bzdury, które przyciągają tłumy, a które aż rażą jakością. Literatura aż tak niskiego poziomu jeszcze nie osiągnęła, nawet mimo Pięćdziesięciu Zmierzchów Greya.

 

Bez odbioru.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Tak sobie pomyślałem, że może Redblack wcale nie chce napisać powieści w celu ogólnoświatowej sławy i zysku. Może chce ją wydać, aby postawić na półce, komuś coś udowodnić, wygrać zakład lub może chodzi o zaimponowanie kobiecie? Jak się ma kasę, to można mieć też fantazję, że hej :-)

Ludzie po prostu nie chcą tandety i kiedy mają wybór, to zawsze wybiorą coś lepszego i co bardziej im odpowiada.

Ponieważ zdajesz się wierzyć w to, co napisałeś (pod akapitem dotyczącej wysokiej sprzedaży tego nieszczęsnego Greya, żeby było zabawniej), a ja wierzę (no dobrze, ja wiem, bo tak jak ty masz doświadczenie z wydawcami, ja mam doświadczenie z ludźmi) że to kompletna bzdura – dalsza dyskusja nie ma sensu, bo nikt tu nikogo do niczego nie przekona, a nie możemy świetnie bawić się w nieskończoność. Dziękuję, było nieodmiennie wesoło, czasami interesująco, pora zabrać się za konstruktywne aktywności, których i ty i ja mamy zapewne pod dostatkiem.

na emeryturze

Wiecie, że pod tym wątkiem jest w zaokrągleniu 17 tyś. słów? Wzięlibyście się za pisanie tej powieści, a nie przekomarzanie, to już by wspólnymi siłami 1/5 była :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Kwisatz, ty to lubisz wygrzebywać wątki, które kłują w oczy i powodują krwawienia.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nowa Fantastyka