- Hydepark: Sprawa pomysłu

Hydepark:

inne

Sprawa pomysłu

Napisałem przed chwilą kilka stron wstępu. Nowa myszka posiada przycisk “wstecz” na boku. Tak więc teraz nieco lakoniczniej...

Jak jest u was z pomysłami? Kiedyś żyłem w przeświadczeniu – całkiem niedawno, zanim skonfrontowałem swe dzieła z forum – że pomysł to nieistotna rzecz, w końcu miałem ich tysiące... Rzeka pomysłów wpadała do szybko parującego morza bzdur, a i tak wyławiałem ich z niej tak wiele, że pisać mógłbym do końca życia... Tylko, jak się okazało, to nie takie proste.

Gdy dołączyłem do waszego grona i poczytałem trochę opowiadań, szybko zrozumiałem, że większość moich pomysłów (większość to niedopowiedzenie) to schematy. Czyste przykłady schematycznego myślenia, dno dna i nic ciekawego. Zacząłem więc główkować, aby wymyślić coś nowego. I niestety, na tym myśleniu ostatnimi czasy się kończy...

Postanowiłem więc wrócić do pomysłu sprzed pół roku. I bum – jeszcze gorzej. Postanowiłem przerobić historię, gdyż porzuciłem pomysł, bo wydał mi się za słaby. No i wydawało mi się, że jak zacznę od nowa, pójdzie prościej i uda mi się “dorobić” ręce i nogi do kadłubka, który jakiś tam urok ma. Tylko teraz, gdy próbuję pisać każde kolejne zdanie, w głowie pojawiają mi się schematy, które już przerobiłem ostatnim razem. Drugi dzień spędziłem na obmyślaniu czegoś, co wyjdzie poza stary koncept. Zmarnowałem dwa dni. Nie dość, że pojawiły się skrajności, które zmieniłby historię w coś zupełnie innego, zupełnie nie to, o co mi chodziło, to i te skrajności już gdzieś widziałem, już ktoś je opisał... Ani tak, ani tak.

A jak wy macie? Jak szlifujecie swoje pomysły? Szklaneczka dobrego alkoholu i jeden wieczór spędzony w samotności, czy miesiące czekania, aż samo wpadnie? Wracacie do starych pomysłów? A jeśli tak, to jak się za nie zabieracie?

 

Z góry zezwalam na wszelaki offtop. Skoro niczego nie napiszę, to przynajmniej pogadać można :)

Komentarze

obserwuj

Szklaneczki alkoholu i miesiące czekania. :)

A na poważnie. Ja sobie dziele pomysły na dwie kategorie. Z pierwszej “fiu bździu” w kilka godzin wychodzi całe opowiadanie (albo drabble) i bez problemu wrzucam na portal (bo tylko tutaj “publikuję”).

Druga kategoria to “genialne” i z tą jest gorzej, bo musi swoje “odleżakować”, nabrać procentów. :)  A i tak potem męczę się z pytaniem “wrzucać, nie wrzucać”?

W obecnej chwili w mojej szufladzie dominuje opcja z dojrzewaniem. Są opowiadania w których brakuje kilku stron albo akapitów, a które spędzają mi czasami sen z powiek. Jest kilkanaście zaczętych, czekających, aż akcja ruszy dalej, i wreszcie plik z pomysłami, do którego nie zaglądam, bo powoduje u mnie zgrzytanie zębów, bo kiedy ja to napiszę.

Całe szczęście, stukam sobie w klawiaturę sobie zupełnie amatorsko i nie mam pojęcia, jak wyrabiają się ci z deadlinem. Jak wykańczają pomysły.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Kiedy mi wpadnie do głowy jakiś literacki pomysł, zazwyczaj staram się go realizować do końca. Nawet jeśli jest schematyczny czy niezbyt oryginalny. Lubię, kiedy idee, które wpadają mi do głowy nabierają kształtów, stają się słowami, i wiszą gdzieś potem jako bajty na twardych dyskach serwerowni.

Zazwyczaj nie tworzę planów, tylko siadam do komputera i tłukę w klawiaturę, patrząc, jak pomysł ewoluuje w procesie pisania. Często kończy się Deus Ex Machiną, czasami wychodzi coś innego niż początkowo miałem w głowie, bo poszedłem po trochę mniejszej linii oporu. Ale ważne, że przekazałem jakąś treść, jakiś koncept.

Zdarzyło mi się porzucić kilka tekstów, niektóre w zalążku, jeden całkiem mocno rozwinięty. Po prostu jakoś opadłem z chęci i weny, tyle. Czekają na dysku, zerkam na nie od czasu do czasu, może kiedyś dostanę olśnienia. Zdarzyło mi się wracać do niedokończonych tekstów po ponad tygodniu, po czym doprowadzałem je do końca. Pisałem sequele do opowiadań po miesiącach. Klucz to cierpliwość i swoboda, nie zadręczanie się myślami typu “to jest gówniane, nikomu się nie spodoba”. Zabawa z wyobraźnią to nieskrępowany lot ;)

Co do substancji psychoaktywnych – podczas spożycia jestem bardziej nastawiony na konsumpcje niż produkcje, dlatego nie lubię pisać pod wpływem. Na fazie się relaksuje i rozkminiam, to co wymyślę przelewam na papier już raczej na trzeźwo.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No ja generalnie mam tak, że w mojej głowie tworzą się “klocki”, które mogą być ciekawymi postaciami, światami, albo jakimiś zwrotami akcji, następnie te klocki w losowych momentach życia łączą się w jakieś ciekawe pary i wtedy mam gotowy koncept opowiadania. Mój patent polega natomiast na tym, że czekam aż do takich dwóch już połączonych klocków doklei się trzeci. I wtedy mając taką koncepcję o gęstości 150%, zabieram się za pisanie, bo wiem, że pomysł będzie oryginalny. 

Zawsze jak piszę to staram się (może trochę naiwnie), żeby to co własnie tworzę było najlepszym co zrobiłem do tej pory, a jeżeli tak czuję, to wiem że jest progress, a to samo w sobie satysfakcjonuje mocno.

Mam też tak, że jak w pewnym momencie pisania tekstu dopada mnie absolutne zmęczenie materiału i jakoś już mnie nie ciągnie do tego, to to jest ewidentny koniec dla takiego pomysłu. Jeszcze nigdy nie wróciłem do żadnej porzuconej koncepcji.

Nigdy tez nie staram się czegoś wymyślić, jak wpadnie to wpadanie, jak nie to nie. Co do używek różnego rodzaju to chyba jest to na tyle subiektywna rzecz, że nie ma co tego omawiać jakoś mocniej.

No nieźle.

Pomysł czy nie pomysł, ważne w jaki sposób zostanie opakowany i jakie elementy zostaną ukryte obok. Nie obchodzi mnie, czy będą uniwersalne i oryginalne, grunt, żeby były “wartościowo”.

Poza tym 90% podobania się tekstu to dla mnie styl. 10% to pomysł i fabuła. Wolę rozkoszować się każdym akapitem niż kilkudziesięcioma stronami opowiadania / książki.

Mam kalendarzyk, w którym spisuję pomysły. Na różne rzeczy: fabułę, tytuł, jakieś dziwaczne rasy... Kiedy na przykład czytam o jakimś nowym konkursie, kartkuję i patrzę, co może pasować do tematu. A jak nie ma konkursu, ale pojawiają się wolne moce przerobowe, to też przeglądam i patrzę, na co mam nastrój.

Czasami w kajeciku lądują kiepskie pomysły, ale cóż... Nie przeszkadzają nikomu, tylko jakoś nie mogą doczekać się realizacji. Chociaż, wypadałoby napisać coś na Grafomanię... ;-)

Zasadniczo, im bardziej mi się podoba pomysł, tym krócej dusi się w kalendarzyku.

Jeśli chodzi o rolę pomysłu w tekście, to dla mnie odgrywa ona dużą. Stare, wielokrotnie przerabiane, schematyczne historie, raczej mnie nudzą niż wciągają. Jestem mało wrażliwa na nastroje i klimaty. Jeśli nie ma ciekawego (czytaj: nowego) elementu, to kiepsko.

Babska logika rządzi!

Pytałem raczej o to, jak jest z Twoimi pomysłami, choć o upodobaniach również pogadać możemy :) Po prostu fajnie jest mieć o czym pisać, Sirinie, a jak logiki w tekście brak, to dla mnie jego wartość spada tysiąckrotnie. Oczywiście brak pomysłu =/= brak logiki, ale jak jest klarowny pomysł, to wszystko łatwiej przedstawić.

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Z pomysłami to chyba jest dość podobnie u wszystkich osób. Kreatywność da się zmierzyć, tak pi razy oko. I przekłada się na wszystko, choćby na pisanie, jak tu – na portalu, gdzie pisarczycy są skupieni.

Chciałem natomiast podpowiedzieć, żebyś nie przejmował się tak bardzo, bardzo pomysłami. Bo odniosłem wrażenie z Twojego wstępu, że piszesz, piszesz, a potem... Ci przykro za wtórność. A to nie o to chodzi, przynajmniej nie wszystkim czytelnikom. Pamiętam takie Twoje opowiadanie, które znalazłem na becie. Już niewiele z niego pamiętam, ale tytuł miało “TAKI!!!!!!!!!!”. Zachwyt nad formą, nie samym pomysłem pozostał. Pióro do góry ;)

TAKI? O cholerka, jesteś u mnie w jednej becie-nie becie, tzn. chciałeś zerknąć na tekst, z tego co pamiętam, z SF? “Czy za oknem pada deszcz?” Nie pamiętam innego tekstu, którego nie opublikowałem, a byłeś na becie.

 

Finklo, ja mam plik notatnikowy na komputerze i robię dokładnie to samo, ale głównie z cytatami. A potem żeby hehe tak mondrze brzmiało wszystko hehe wklejam ile wlezie hehe. A tak poważnie, to zdarza mi się jakąś mądrostkę (wiedzieliście, że jest takie słowo? jego prawdziwe znaczenie tutaj nie pasuje, ale zostawię jako mój nibyneologizm) wpleść potem do tekstu. Czasem jak myślę/myślałem nad opowiadaniami, to z biegiem fabuły wyobrażałem sobie dialogi postaci i spisywałem jak leciało :P Nagły objaw geniuszu!

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Zgadzam się (częściowo, bo ja to jednak fabuła, fabuła i jeszcze raz klimat) z Sirinem. Tymi szablonami za bardzo się bym nie przejmował. Wystarczy zobaczyć jaką popularnością cieszą się teksty o zombie, metrze czy co tam teraz na topie. Fakt, zostanie to Ci tu wytknięte, ale moim zdaniem jeśli ktoś kilka ostatnich lat spędził na czytaniu shortów w internecie, to sam jest sobie winien, że nic go już nie zaskakuje ;) Nowych pomysłów już nie ma. Coś tam fizycy odkryją, kilka nowych koncepcji stanie się modnych, ale w gruncie rzeczy i tak wszyscy oprą się na istniejących szablonach. A potem będzie powrót do “vintage”, mrocznych lat dziewięćdziesiątych itd. itp.

Nie tak dawno temu prawie napisałem opowiadanie o mieście sawantów, a potem na tym portalu znalazłem tekst o takim właśnie tytule. I co? Że już klisza? Że było? Zarzuciłem pisanie, ale czy słusznie to trudno powiedzieć.

Portal portalem, internet internetem, ale czytelnik “ogólny” najbardziej lubi książki, które już czytał (parafrazując klasykę). Domieszać kilka rzadkich (bo nie nowych) pomysłów – i już. A potem to jeszcze napisać.

A co do używek – owszem, one wybijają poza schemat. Nasze mózgi uwielbiają schematy i są one u wszystkich zadziwiająco podobne. Problem w tym, że to wybicie widać, nawet pomimo tego, że schematy “kopnięte” pozostają często logiczne. Zgodnie z wcześniejszą parafrazą, owo odbicie nie we wszystkie koleiny mózgowe się wpasuje. Ale podane w znanym sosie, może już tak.

Ja sam czasem korzystam ze szklaneczki wina. Nie pomaga ani na pomysły, ani pisanie, za to pozwala wyrwać się z paraliżującego myślenia – to jest za słabe. Odstresowuje po prostu.

Młodym i głupim być może, lecz wierzę, że ani wszystko nie zostało powiedziane, ani tym bardziej napisane! I nie mówię tu o nowinkach technicznych i NASA’s teknolodży storys, ale o czymś naprawdę NOWYM. Tak czy siak, znaleźć jeszcze nie znalazłem ;)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

No dobra, to niekoniecznie musi być coś supernowego. Umiejętne połączenie starych elementów daje niesamowite rezultaty. Co Dukaj zrobił z filozofii Arystotelesa? Dla mnie – rewelacyjną powieść. :-)

Babska logika rządzi!

Gdy myślę o książkach, które zrobiły na mnie największe wrażenie, to dochodzę do wniosku, że łączy je jedno. Nie są oparte na oryginalnym pomyśle, nie mają zaskakujących zwrotów akcji. Mają za to bohaterów postawionych przed dylematami, w trudnych sytuacjach, definiujących ich jako ludzi. Nawet, jeśli inni bohaterowie mieli już przed nimi podobne problemy tysiąc razy.

Rozumiem oczywiście, że są osoby, które pomysł uważają za świętość. Ja tak nie mam. Moje ostanio ulubione książki fantasy, autorstwa Abercrombiego i Sandersona, cenię właśnie za bohaterów i opowieść. Wszystkie fantasy-ozdobniki, wszystkie oryginalne dodatki uważam za ich słabą stronę, wciśnięte na siłę, osłabiające samą historię.

Moje pomysły też raczej zaczynają się od jakiegoś problemu. Ostatnio oglądałam film na temat genezy wojen persko-greckich – zaczęło się m.in. od tego, że uduchowieni Persowie i racjonalistyczni Ateńczycy źle zrozumieli rytuał ofiary ziemi i wody, który stał u źródeł sojuszu przeciw Spartanom. Dla Persów był to ważny, prawnie obowiązujący rytuał, dla Ateńczyków hokus-pokus bez znaczenia. I się zaczęło. Na tej bazie można napisać fajny tekst.

Myślę też m.in. o przeniesieniu na grunt fantasy historii organizacji “Odessa” po II wojnie światowej. Czytałam też, że Spartakus został wkręcony przez innych niewolników i stał się takim bohaterem mimo woli – sam chciał tylko wrócić do domu, do Tracji, ale historia chciała inaczej, podobnie jak inni uciekinierzy, rozochoceni sukcesami, nad którymi Spartakus nie potrafił już zapanować. Czy to prawda – nie wiem, ale jaka fajna historia do wykorzystania! ;)

 

Tylko czasu jakoś nie ma. ;/

 

Z takich starożytnych historii spodobał mi się kiedyś motyw rzymskim najemników. Jakiś legion został rozbity i musiał uciekać, gdzie popadnie, bo wróg tuż tuż za nimi. Zapędzili rzymian aż do Azji, gdzie to stali się sławnymi najemnikami, którzy walczyli jakąś dziwną formacją (tarcza przy tarczy). Niezły motyw, ale trzeba zrobić nieziemski research, jeśli ktoś, jak ja, nie siedzi w temacie rzymian/starożytności. 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Oj tak! Historia to prawdziwa skarbnica pomysłów! Ciężko je tylko przenieść na inny grunt, a bez tego zabiegu stajesz się zwierzyną łowną zawodowych historyków (bo grot strzały nie taki i w ogóle skandal).

Zwłaszcza w czasach potęgi Greków działy się naprawdę pokręcone rzeczy, a wszystko w atmosferze zupełnego niezrozumienia świata. Przecież oni nawet nie wiedzieli, czym jest księżyc, gwiazdy, ba – niebo, trąba powietrzna czy trzęsienie ziemi. Zupełnie inna, niesamowita mentalność.

Mnie jednak nie chodziło o pisanie powieści historycznych z elementami fantasy, tylko o sam problem, przeniesiony w nasze własne światy (w moim przypadku zapewne ulubiony quasi-XIX wiek). Problem pozostaje, natomiast bohaterowie, świat, czasy są zupełnie inne.

Nie mnie takie kwestie rozstrzygać, ale bliższa jestem stwierdzeniu, że wszystko już było. Pozostaje więc kwestia nowego spojrzenia i ubrania starego pomysłu w jakieś nowe szaty. Tak na to patrzę i tak staram się też robić. Nie przeszkadza mi schemat, jeśli pokazany jest w odmienny sposób, urozmaicony czymś świeżym lub szczególnie ciekawymi postaciami. Plus styl – schematyczny schemat napisany w sposób, który mnie poruszy samym stylem też mi nie będzie przeszkadzał.

Ja pomysłów potrafię mieć milion na minutę, a ich inspiracją może być dosłownie wszystko. Nie każdy pomysł jednak potrafię zrealizować. Bo najczęściej jest to jakiś drobny element, któremu brakuje całej reszty. I ta reszta często musi poczekać na odpowiedni moment i wenę.

Tak było z Norddragenem – od bardzo dawna miałam pomysł na smoczą łódź (wpadł mi do głowy przy słuchaniu pewnej piosenki). Brakowało mi jednak pomysłu na całą otoczkę – kto, dlaczego i przede wszystkim jak. Na konkurs zaczęłam pisać zupełnie inne opowiadanie, ale jak czytałam kolejne pojawiające się teksty, wśród których w co drugim pojawiał się wykorzystany przeze mnie motyw, to dostałam kopa, żeby popracować nad smoczą łodzią.

 

Ocho, tego Sandersona od Drogi Królów?

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tak, ten Sanderson. :)

Ja do pisania muszę mieć ostateczny deadline (i tak, pleonazm celowy;)). Mam kilka opowiadań zaczętych, często ze streszczeniem pomysłu/opisem efektu jaki chcę osiągnąć i niektóre sobie istnieją w tej formie parę ładnych lat. Kilka lat temu obiecałam M. Parowskiemu wysłać do niego swoje opowiadanie – ale to były jeszcze czasy, gdy siedziba NF mieściła się w budynku obok Świata Nauki, w tzw. międzyczasie gł. redaktor NF zdążył się zmienić ze dwa razy a ja jeszcze opowiadania nie dokończyłam. Mam obiecaną reckę u _mc_ – z konkursu ‘Październikowiec 2013’ – niestety odpisał mi wówczas “Nie ma terminu ważności, pisz bez ciśnienia, czekam spokojnie”. Zgadnijcie co... :P

Ale jak DJ ogłosił prześwietny SF2015 to opowiadanie, które leżało sobie napisane w mniej-więcej 2/3 i pisane gdzieś od 2007 roku, skończyłam w dwa dni (i wrzuciłam chyba minutę przed północą). A żeby było śmieszniej, betujący mnie Fish (dzięki jeszcze raz!!!) kazał wywalić połowę z tych ‘starych’ 2/3 jednocześnie bez zastrzeżeń do pisanej w tempie ekspresowym końcówki.

Zasadniczo, pomysł pomysłem – ale ostatnio bardziej piszę pod kątem ‘jaki efekt chcę osiągnąć/co chcę przekazać czytelnikowi/co bym chciała, żeby czytelnik sobie pomyślał’ – wtedy, niezależnie od oryginalności (bądź jej braku) tekstu, wiem, czy wyszło mi dobrze czy źle ;)

No to dam mu jeszcze szansę, skoro twierdzisz, Ocho, że lubisz (to znaczy, że coś w jego pisaniu musi być). Bo na razie brnę przez początek jak przez grząskie piaski i już ze dwa razy odkładałam książkę na stos “nie da się czytać”.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ja ani za Martina, ani za Sandersona się nie zabieram obecnie. Nie wiem, czym to spowodowane, że ani troszeczkę mnie nie ciągnie do tego typu la’średniowiecznych historii. Ostatnio Dukaj za Dukajem, trochę klasyki, ale do typowego fantasy – nic.

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Śniąca, mnie się Droga królów i cały ten cykl podobały, ale potem sięgnęłam po jedną z jego wcześniejszych książek i była niestrawialna. A ostatnio w ogóle mnie znowu od beletrystyki odrzuca. Chwilowo, ale mam takie fazy.

Zgadzam się ze śniącą, że ciężko w dzisiejszych czasach o coś nowego, bo i dorobek kilku tysięcy lat literatury mamy za sobą, i nigdy nie powstawały nowe teksty z taką częstotliwością jak dziś. Nawet najbardziej schematyczny pomysł można opisać w jakiś intrygujący mimo wszystko sposób, albo ubrać we współczesny kontekst i stworzyć coś ciekawego. Ja, kiedy mam ciekawy pomysł to międlę go "w tle" prawie cały czas. Rozgrywam w głowie warianty historii, na przykład podprysznicem. Jak mi do głowy przyjdzie fajne rozwiązanie, albo dialog, to zapisuję do późniejszego użycia. Ile z tego zostaje przy faktycznym pisaniu, to inna sprawa ,ale przynajmniej wiem, że drogą eliminacji odrzuciłem kilka na prawdę słabych rozwiązań.

Jestem początkujący. Na koncie mam aż jedno opowiadanie, ale muszę przyznać, że z pewnością będzie ich więcej. Niezależnie od uznania. Niesamowicie pouczające i satysfakcjonujące hobby. 

W kwestii: pomysł kontra wykonanie, jestem w obozie zwolenników pomysłów. Strasznie ciężko wymysleć coś nowego, bo “wszystko już było” i moze dlatego jest to takie niesamowite. 

Pomysły przychodzą do mnie nocą. Choć wiadomo, że goście o tej porze to raczej niestosowna sprawa. Są powodem trudnej walki między przewróceniem się na drugi bok, a zapisaniem nagle atakującej mnie myśli. Czasem zapisuję, a czasem żałuję, że nie zapisałem. Blask smartphone’a jest bynajmniej oświecający.

Nad pomysłem pracuję tak długo, aż będę w stanie uwiarygodnić przed sobą świat na tyle, by umieścić w nim bohatera i wiedzieć jak się w tej rzeczywistości będzie poruszać. Jego przygody fabularne powstają na bieżąco... Tak. Wiem. Napisałem jedno opowiadanie, ale wiele ich już przemyslałem. Z tymi przygodami właśnie mam problem. Nie umiem ich zaplanować. Jeszcze nie umiem. I tak na dobrą sprawę nie wiem czy jest sens to w ogóle robić... Póki co czerpię frajdę z tworzenia światów. Tworzenia światów! Jak bardzo jest to niesamowite!?

 

Ja skłaniam się ku opinii, że niczego naprawdę oryginalnego nie da się już wymyślić, ale wciąż można przeprowadzać recykling. 

Kiedy wpadnie mi jakiś pomysł do głowy – i nie tylko pomysł, czasam jedynie zdanie, luźny koncept, pojedyncza wyrwana z kontekstu scena – zwykle musi sobie trochę poleżeć, dojrzeć. Wszędzie targam wielki notatnik, w którym ląduje wszystko, co może się kiedyś przydać. Czasami robię w głowie mash up, łączę postaci z konwencjami, scenkami, dialogami, żeby zobaczyć, co do czego pasuje.

Rzadko zdarza mi się usiąść i od kopa napisać całe opowiadanie. No i praktycznie nigdy nie planuję, co napisać, tylko lezę gdzie mnie historia zaprowadzi. Najbardziej lubię początki; kiedy przychodzi do przedstawienia “wizji”, bohaterów, wtedy najlepiej mi się pisze. Pod koniec zawsze tracę zainteresowanie. Szybko mi się pomysły nudzą – to, co na początku wydawało się fajne, po paru dniach zaczyna wydawać się do bólu wtórne i nijakie. 

Po alkoholu rzadko siadam do klawiatury, za to na fazie bardzo miło mi się pisze. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Kwisatz, ja uważam, że musisz chłonąć jak gąbka jak najlepsze rzeczy. Naczytałam się Lema przez dwa lata, napisałam o nim magisterkę i masę artykułów, naczytałam się książek o sytuacji politycznej świata, jak dzieła Huntingtona i Brzezińskiego, nałaziłam się na wystawy o dawnej Polsce, przerobiłam filozofię i religię różnych stron świata, wsiąkłam w programy o mechanice Wszechświata, naoglądałam się klasyki anime, nagrałam w postapo (The Last of Us <3 ) itp. i pod wpływem ogromnego morza inspiracji splotłam pomysł na świat podobno innowacyjny, a oparty na klasycznych oraz współczesnych dylematach (mówię o książce, którą wydaję). W dwa dni to wymyśliłam, jak po prostu stwierdziłam, że już czas. Bez czerpania ze świata, rozwijania umysłu i wyobraźni książkami, grami, programami, doświadczeniami, filmami, nauką, spotkaniami z ciekawymi ludźmi itp. nie ma (według mnie) nic oryginalnego, czyli hybryd.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Według mnie pomysły biorą się z całości przeczytanych przez każdego z nas książek, opowiadań, artykułów, obejrzanych filmów i serialu, przeżytych chwil. Każdy inaczej dopasowuje elementy, które niczym puzzle układają się w określona całość.

Moje pomysły powstają na wiele różnych sposobów. Przy Dziewczynce z granatami  najpierw powstał tytuł. Pierwotnie tekst miał być przetworzoną na współczesne realia baśnią Andersena. W międzyczasie wydarzyło się wiele rzeczy na Ukrainie i postanowiłem właśnie tam przenieść miejsce akcji.

Pomysł Raju na Ziemi zrodził się kiedy oglądałem jeden z odcinków serialu The Walking dead. Pomyślałem wtedy, kurde a co robiłby nekrofil w czasie apokalipsy zombie.

W przypadku Lęku wysokości obudziłem się na mega kacu i przypomniałem rozmowę jaką toczyłem wcześniejszego wieczoru ze swoim kuzynem na temat naszego dzieciństwa i tego jak baliśmy się wysokości. Pomysł na mężczyznę przez lęki którego dzieje się nieszczęście sam wskoczył do głowy.

Na opublikowanego w ostatnim numerze Szortalu Leprechauna złożyło się kilka czynników. Czytany lata temu bestiariusz zamieszczony w Rękopisie znalezionym w Smoczej Jaskini Sapkowskiego oraz piosenka Somewhere over the rainbow Israela Kamakawiwo’ole usłyszana na youtube. Trybiki zaskoczyły i pomysł był gotowy.

Takich dziwnych splątań i zależności są dziesiątki w moim przypadku. I mogę powiedzieć, że uwielbiam ten moment kiedy układanka składa się w całość.

Po alkoholu nie piszę bo nie mogę się skupić, a po młodzieńczych latach intensywnego bakania teraz doceniam trzeźwość umysłu.

Wszystko już było? Nie da się wymyślić czegoś nowego?

Oj tam, biadolicie. winkWszystko zależy od tego, co kto uważa za nowe.

 

 Była sobie dżungla, a w niej leżał patyk. Każdego dnia wszystkie zwierzęta przechodziły obok i uważały jedynie, aby się nie potknąć. Aż któregoś dnia przechodził wkurzony homo-jużchyba-sapiens. Popatrzył na patyk, który kiedyś był gałęzią i na swoją dłoń, przystosowaną do ich chwytania, po czym zaczął rzeczonym kijem okładać współplemieńca. I tak stary patyk stał się nową maczugą.

Właśnie tak działają nasze mózgi. Nie tworzymy nowych rzeczy z niczego, tylko z tego, co już mamy do dyspozycji. Wykorzystujemy nasze doświadczenia, zdobytą wiedzę, obserwacje otaczającego nas świata. Skoneczny dobrze pisał o klockach. Nie ważne, że różne klocki są już znane i przez wszystkich używane. I tak da się z nich zbudować coś nowego, tylko trzeba połączyć je tak, jak inni jeszcze nie łączyli, dopasować do siebie te, które z pozoru nie pasują. Nie wymyślajcie klocków, tylko je zbierajcie i kombinujcie, jak je ciekawie połączyć. wink

Cała znana nam materia zbudowana jest z trzech rodzajów klocków – protonów, neutronów i elektronów. Popatrzcie dookoła, jak jest różnorodna. A wszystko to zasługa różnych kombinacji tych samych klocków.

Wiem, piszę o rzeczach oczywistych, ale widać się starzeję. laugh

Unfall – dokładnie! :-)

balhaj – tu również się zgadzam.

c21... – true story.

 

Kurde, Kwistaz, chciałem coś napisać, ale inni mnie uprzedzili. Słuchaj ich, dobrze prawią! :-)

@Belhaj

Fajnie, że potrafisz dokładnie rozpoznać źródła swoich pomysłów u mnie się to bardzo rzadko zdarza. Nawet jeżeli gotowym już pomysłem bawię się, testując go w różnych konwencjach, z różnymi bohaterami czy przesłaniami, rzadko potrafię zidentyfikować skąd, który dokładnie się wziął. Mimo, że są moje, jestem w stanie co najwyżej zgadywać co na mnie wpłynęło, na podstawie co mi dany pomysł przypomina. Świadomie opracowywanie tematów, jak u Ciebie, chyba pozwala lepiej uniknąć niepotrzebnych powtórzeń między historiami czy przypadkowych “plagiatów”.

Wszystko zależy od tego, co kto uważa za nowe

No tak, to jest punkt wyjścia :)

Jeśli damy elfom smartfony i facebooka z aplikacjami do czarów, a w to wszystko wrzucimy człekokształtne meduzy i te meduzy będą miały emocjonalne problemy związane z posiadaniem wielu niedbałych ojców (a niektóre będą swoimi własnymi rodzicami), to może to jest i coś, czego nie było (choć wątpię, pamiętajcie, że jesteśmy tu tylko pyłkiem na mapie świata) ale nazywanie tego czymś nowym... zależy od podejścia :)

Chodzi o to, że kiedyś twórcy nie musieli zdawać się na eklektyzm, a teraz niewiele nam już pozostawiono :)

Jednakże Twoje patyki, Unfallu, leżą gdzieś pod ziemią w CERN i ktoś tam je nawet podnosi, ale jak to wpływa na literaturę, to już trudno ocenić.

 

Varg – jestem przekonany, że i przed pięćdziesięciu laty wielu mówiło, że już wszystko zostało wymyślone. Tak jak i przed stu, dwustu, pięciuset i dawniej. Przez ten czas, kojarząc różne fakty z obserwacji otaczającego nas świata tworzono całe nowe dziedziny nauki, a z nimi nowe narzędzia do kolejnych obserwacji. I co, jesteśmy na końcu naszej drogi? Ja myślę, że nadal na początku. W dodatku my fantaści mamy łatwiej niż naukowcy, bo nie musimy wszystkiego empirycznie udowadniać, tylko możemy bezkarnie się domyślać, a nawet nakłamać.

No ale ja lubię SF. Z fantasy może jest gorzej, bo iloma stworami można jeszcze zasiedlić średniowiecze? cheeky Może trzeba się zabrać za inną epokę? 

 

Inne epoki też już były ;) Chyba wszystkie już.

Podoba mi się Twój optymizm, Unfallu.

Nie wiem tylko, która koncepcja jest bardziej pomocna :

– pisz, co masz ochotę, bo i tak ktoś powie, że wtórne, czy

– czekaj na ten jeden genialny pomysł, bo kto wie, może jesteś Einsteinem literatury.

Z przymrużeniem oka piszę, oczywiście.

Nie wiem tylko, która koncepcja jest bardziej pomocna :

– pisz, co masz ochotę, bo i tak ktoś powie, że wtórne, czy

– czekaj na ten jeden genialny pomysł, bo kto wie, może jesteś Einsteinem literatury.

Skrajności chyba nigdy nie niosły ze sobą dobrych rozwiązań. Te przeważnie leżą gdzieś pośrodku i są wynikiem kompromisu. Dlatego, moim skromnym zdaniem – poczekaj chwilę, aż przyjdzie Ci do głowy jakiś w miarę ciekawy pomysł (nie musi być zaraz genialny i jedyny), a potem pisz, jeśli tylko masz ochotę. Poza tym to podobno praktyka czyni mistrzem. wink

Szczerze wątpię, że te wszystkie powieści stające się światowymi bestsellerami, już w fazie pomysłu autor nieskromnie określał jako genialne. Za to jestem pewien, że wiele pomysłów uznawanych przez początkujących autorów za genialne, okazuje się w efekcie być mało ciekawymi, lub wtórnymi. Tak naprawdę chyba autor nigdy nie wie, co czytelnikowi przypadnie do gustu i dopiero z doświadczeniem przychodzi wyczucie tego tematu. 

Za chwilę ktoś stworzy coś oryginalnego, potem znowu, potem ludzie będą narzekać/twierdzić, że wszystko już było, później pojawi się znowu świeża idea, i tak dalej, i tak dalej. Nie wiem, może w sumie za mało przeczytałem, żeby powiedzieć “wszystko już było”. A jeśli ktoś jest w stanie tak twierdzić, to chyba znaczy, że jest czytelniczą alfą i omegą. ;-)

Również mi się wydaje, że genialny pomysł nie rodzi się nagle, niespodziewanie. Co najwyżej jego zalążek, który w połączeniu z innymi elementami, w jakimś okresie dochodzącymi kolejno do “genialnego” trzonu, zaczyna wybrzmiewać w piękny sposób. I te kolejne elementy nie muszą wcale być odkrywcze same w sobie – pododawane, mogą wybrzmieć zgoła inaczej, na zasadzie nie eklektyzmu, lecz synergii. Bo sztuka, a więc i literatura, to przecież nie matematyka :-)

Pozdrawiam.

 

Ja mam ostatnio taki problem, że wszystkie pomysły mi się odfantastyczniają. Im dłużej myślę nad jakąś historią, tym większe prawdopodobieństwo, że elementy fantastyczne wydadzą mi się zbędne. Ratuję się realizmem magicznym i chyba ogółem w tym kierunku idę. A zaczynałem oczywiście od epickiej trylogii fantasy, jakieś pięć lat temu i wtedy tu trafiłem.

Ogólnie pomysły to dla mnie, tak jak ktoś to tutaj określił – klocki, czyli różne motywy i elementy. Mam spisane sporo notatek z bazami do opowiadań, bo muszę mieć wszystko rozplanowane. Te różne pomysły łączą się ze sobą. Wyciągam po parę klocków z różnych baz i powstaje wtedy nowa, łącząca elementy z wcześniejszych, czasem mających ze sobą niewiele wspólnego – próbuję z moich klocków zbudować jak najwyższą wieżę.

Wielkie trylogie fantasty piętnastolatków to jest to! :D Sam mam swoje “dzieła” na dysku, wszystkie. Aż się łezka w oku kręci ^^

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Też mam swoją nieukończoną trylogię na kompie. Pisane bodaj w 2000 roku :)

Nowa Fantastyka