
Dzień dobry!
Mam nadzieję, że powoli odkurzacie stare ozdoby choinkowe i wyciągacie świąteczne swetry z szafy, bo przychodzę z propozycją zrobienia już trzeciego kalendarza adwentowego!
Na czym to polega?
W ramach kalendarza zbieram chętnych, którzy konkretnego dnia grudnia (od 1 do 24) chcieliby zamieścić w niniejszym wątku krótkie teksty fantastyczne o tematyce świątecznej. Górny limit – standardowo płynny, bo to nie konkurs, nie spinamy się – wynosi 300 słów (w przypadku par – 500 słów). Jeżeli ktoś woli stworzyć komiks, grafikę, jakąkolwiek inną formę – wszystko jest dopuszczalne, tylko proszę podejść logicznie do limitu. :D Jak i w poprzednich edycjach, głównym celem, poza celebrowaniem świąt, jest integracja, także zapraszam, aby pisać czy rysować w parach!
Sprawy organizacyjne
W pierwszym komentarzu znajduje się lista terminów, do których na bieżąco będę dopisywać ludzi (kto pierwszy, ten lepszy!). Jeżeli szukacie pary do stworzenia czegoś świątecznego, nie krępujcie się pisać o tym w tym wątku – na pewno uda się kogoś znaleźć. Teksty, po publikacji w komentarzu, będą przeklejane do niniejszego postu, aby można je było łatwo i szybko znaleźć. :D
I tak jak rok temu: wątek ten mianuję również oficjalnym wątkiem okołoświątecznym, więc śmiało wrzucajcie tu ładne obrazki, chwalcie się swetrami i choinkami czy pytajcie o dobór kolorowych światełek pod kolor kota, psa, świnki morskiej czy chrabąszcza.
01.12.2022 – PsychoFish
“Adwent”
Algorytmy ożywały powoli, ale nieprzerwanie. W końcu skleiły się w większa całość, system ocknął się. Matka, tak miał na imię. Procedura ruszyła.
Diagnostyka. Źle. Dziura w kadłubie, dekompresja jednej z sekcji, awaria części silników, a także systemów zasilania. Bezpośredni powód decyzji o uśpieniu Matki i pozostawieniu na warcie wyłącznie prostych, autonomicznych algorytmów. Komory hibernacyjne. Mieszkańcy dwudziestu czterech wciąż żywi, na szczęście zapasowy bank komórek i plemników, mający zapewnić minimalną populację odtworzeniową, nieuszkodzony. Energii wystarczy na wybudzanie z hibernacji dla jednego osobnika na dobę.
Data. Pierwszy grudnia, prawie trzy tysiące lat ziemskich po starcie.
Lokalizacja. Czujniki i sondy potwierdzają orbitę Kepler-452b. Atmosfera zdatna do życia, biomasa, woda w stanie ciekłym.
Misja wciąż wykonalna mimo krytycznego poziomu dostępnych zasobów.
Kolejne elementy drzewa decyzyjnego: wybudzenie i adaptacja posthibernacyjna. Gdyby sztuczna inteligencja mogła wzdychać, Matka westchnęłaby ciężko. To tak trudno dać krzemowi samodzielność, trzeba się cackać z tym białkiem? No, ale jak trzeba, to trzeba. Uruchom. Zapewnij przyjazne, znajome środowisko i elementy, ha! Określenie zasobów dostępnych na zmarnowanie, pardon, do zadania. Wykonaj.
*
Michał ocknął się, ale nic nie widział. Mechaniczny głos uspokoił go, że to normalne po hibernacji i wzrok powinien wrócić wkrótce. Człowiek majaczył, nie wiedząc kiedy śni, a kiedy jest przytomny. Czuł, jak rurkami wbitymi w żyły maszyny tłoczą w niego życie.
W końcu wzrok wrócił, a MedBed (™) wycofał pasy, wenflony i pozwolił mu usiąść. Michał przetarł oczy kilka razy, zanim z zaschłego gardła wydobyło się mimowolne, ochrypłe:
– O kurwa.
W na poły zrujnowanym, gdzieniegdzie noszącym ślady pożaru MedBay(™) wisiały rozwieszone chaotycznie kolorowe, migające lampki. W kącie stał pomalowany na zielono robot, z wysuniętymi wszystkimi kilkunastoma ramionami funkcyjnymi i blaszaną gwiazdą na czubku.
– Święta już wkrótce – powiedziała Matka beznamiętnie.
*
W wentylacji, w sekcji sąsiadującej z odciętym, zdekompresowanym fragmentem statku, dojrzewało obce jajo z nieoczekiwanym, wigilijnym gościem w środku.
02.12.2022 – Vacter
Zagubiony pewnego grudnia
Ciemna postać w kapeluszu wyciągnęła z kieszeni płaszcza papierosa. Włożyła go do ust i odpaliła zapalniczkę. Zajaśniała brodata twarz w lekkich okularach VR. Nagle ręka postaci chwyciła mocniej papierosa, złamała w pół i schowała do kieszeni. Światło zapalniczki zgasło i spod kapelusza wybrzmiało lekkie przekleństwo:
– Cholera, wszystko działa elegancko, ale co za dowcipniś mi podłożył te fajki… Gdzie oni widzieli detektywa!?
Mężczyzna stał na drodze biegnącej przez osiedle domków. Kucnął i dotknął podłoża, odczuł wyraźne wibracje rękawicy skanującej. W polu widzenia wyświetlił się skan śladów.
– Aha, pojazd Mikołaja tędy jechał. Model prawie tak dobry jak skrzypce Stradivariusa – powiedział zadowolony i wstał na równe nogi.
W ciemnościach, skąpo rozświetlonych ulicznymi lampami, nie dostrzegał śladu świąt.
– Zadziwiające – powiedział do siebie – tutaj nic nie ma.
Przy jednym z domów wiatr rozwiał śmieci z rozerwanych worków. Automatyczny system okularów detektywa znalazł coś, zaznaczając czerwony punkt. Mężczyzna podbiegł pod rozerwany worek i chwycił gazetkę reklamową. Zaśmiał się cicho:
– Ach tak, tam są znicze, a tutaj choinka, lampki i wielkie skarpety na upominki. Papier jest z listopada. Coś tu nie gra.
Detektyw przeszukał teren wokół znalezionych śladów pojazdu Mikołaja. Był pewien, że coś znajdzie. Oglądał podłoże niemal z centymetrową dokładnością. Miejsca przeszukane automatycznie oznaczały się w polu widzenia na zielono. Przeskanował już całkiem spory teren, gdy w stercie liści zamigotał czerwony punkcik. Detektyw rozgarnął liście i chwycił urządzenie wielkości małego telefonu:
– Ha, to jest pager Mikołaja.
Ekran wyświetlał komunikat: "Odmowa dostępu, sprawdź ponownie swoją tożsamość". Detektyw westchnął z rozczarowaniem i dotknął małej grudki przy uchu. Poczuł wibrację w palcu. Pager zaczął odgrywać Jingle Bell Rock i wyświetlił aktualny czas oraz miejsce. Mikołaj potrząsnął pagerem i przeklął lekko:
– O cholibka, co tu się dzieje! Dopiero drugiego grudnia? Trzeba zwiewać.
Na uboczu wśród krzaków zmaterializowały się sanie. Mikołaj wskoczył i zniknął jakby go nigdy tutaj nie było.
03.12.2022 – Sonata
Znowu święta
Wiola westchnęła, siedząc w aucie na wypełnionym po brzegi parkingu. Nie mogła uwierzyć, że znów zbliżają się święta. Kolejny raz przez cały rok nic nie osiągnęła. Postanowienia noworoczne? Porzucone już w pierwszej połowie stycznia. Zmiana pracy na lepszą? Co miesiąc odkładała swoje odejście, aż nastał grudzień. Nauka języków i kursy? Skończyło się wydaniem połowy wypłaty na podręcznik, którego nawet nie otworzyła.
A przecież obiecała sobie, że wszystko się zmieni, że TYM RAZEM NA PEWNO SIĘ UDA.
– Ale tłumy! – wykrzyknęła matka, wsiadając do samochodu. – A ty czemu nie weszłaś? Masz już kupione prezenty?
Wiola wzruszyła ramionami. Nie kupiła. W tym momencie było jej wszystko jedno. Mogłaby wskoczyć na dach samochodu i zacząć jodłować. Ten rok był całkowitą porażką.
***
Czasem myślała, że jest dla siebie zbyt surowa. Przecież nie wszystko musiało być idealnie.
Ale zawsze warto spróbować...
W Wigilię dzieją się niesamowite rzeczy. Mikołaj roznosi prezenty, a zwierzęta przemawiają ludzkim głosem.
Wiola przekonała się, że przynajmniej jedno z tych twierdzeń jest prawdą, gdy stary zegar z kukułką, od lat zepsuty i milczący, nagle się otworzył.
Drewniany ptaszek spojrzał na nią czarnymi oczkami.
– Czemu jesteś smutna? – zapytał. – Jest Wigilia.
– Właśnie. Przyszła za szybko, potwierdzając to, że cały rok mi nie wyszedł.
– Czy chciałabyś go przeżyć od nowa?
Wiola ochoczo kiwnęła głową. Dziób głęboko wbił się w skórę przedramienia, a martwe wskazówki zegara ożyły i zawirowały do tyłu.
***
Wiola była wściekła. Postanowienia noworoczne porzucone, z rocznego karnetu na siłownię skorzystała tylko trzy razy, podręcznik do nauki włoskiego kupiony w styczniu leżał nieodpakowany. A znów zbliżały się święta. Porażka. Dostała szansę i przecież miało się udać.
Nadeszła Wigilia, kpiąc z jej niepowodzenia. Gdy kukułka ze starego zegara ożyła, Wiola znów poprosiła ją o powtórzenie roku.
Ptaszek zgodził się, choć zaczął narzekać, gdy Wiola podsunęła mu przedramię. Pokryte dziesiątkami blizn po dziobnięciach.
– W taki sposób nigdy nie dożyjesz do Bożego Narodzenia – oświadczył z dezaprobatą.
– Tym razem na pewno się uda.
04.12.2022 – Ambush
O!
Anioł
Jak Azja
Wbity na czubek.
Pod nim
Kuliste lśnienie bombek
Otyłych jeszcze przed świętami, ale
I tak zachwycających barwami oraz pozłotą.
Papierowe
Łańcuchy wiją się jak pytony
Oplatając bezbronne drzewko, razem z lampkami
Starsze powieś z tyłu,
A duże na dole. Czy lampki na pewno świecą?
Nie wpuszczaj kota!
Zabierz dzieci na spacer, to podłożymy prezenty.
05.12.2022 – Arnubis
Zostaw, to na święta!
Zapach kardamonu i ciepłego ciasta był zniewalający. Świeżo wyjęty z piekarnika przysmak o apetycznie zarumienionej skórce pysznił się na kuchennym stole, obiecując rozpływające się w ustach rozkosze dla każdego, kto tylko będzie dość odważny, by wziąć kawałek. Jóhann był odważny. W końcu miał już prawie dziewięć lat i do tego był najwyższy w klasie. A mama miała teraz tyle do roboty, że na pewno nie zauważy…
– Zostaw, to na święta! – zawołała mama, która zdecydowanie zauważyła.
–Tylko kawałek! – Zaoponował Jóhann.
– Uważaj, bo Grylla lubi takie niegrzeczne dzieci! – zagroziła mama.
– Nie boję się starej trollicy! – odparował chłopiec.
– A ścierki się boisz?
Bawełniana broń mamy przecięła groźnie powietrze. Jóhann szybko się zastanowił. Bał się ścierki, ale tylko trochę, za to ciasta chciał spróbować bardzo. Błyskawicznie urwał kawałek, wepchnął go sobie do ust i wybiegł z kuchni, ścigany wściekłym okrzykiem matki i ciśniętą za nim ścierką.
***
Nagły stukot gałęzi uderzającej o szybę obudził Jóhanna. Chłopiec spróbował znowu zasnąć, ale przeszkodził mu w tym przeraźliwy zgrzyt uchylanego okna. Wygrzebał się spod kołdry i uniósł zaspane oczy w sam raz by ujrzeć ogromne, płonące błękitem ślepia. Chciał krzyknąć, ale gruba i pokryta liszajami dłoń zasłoniła mu usta, a potem świat przesłonił gruby materiał wora.
***
Zapach świeżej pieczeni był zniewalający. Wyjęte przed chwilą z pieca, parujące jeszcze danie o cudownie przypieczonej, chrupkiej skórce pyszniło się na stole. Gáttaþefur nie mógł oprzeć się tej rozkosznej woni. W kuchennych drzwiach najpierw pojawił się jego długi nochal o wachlujących wściekle nozdrzach. Zaraz za nim do izby wślizgnął się Gáttaþefur we własnej, kudłatej osobie. Zdążył jednak zrobić tylko krok.
– Zostaw, to na Yule! – zaryczała wściekle Grylla.
Gáttaþefurowi wystarczyło jedno spojrzenie na ogromną trollicę wymachującą przypominającym maczugę wałkiem do ciasta, by czym prędzej rzucić się do panicznej ucieczki. Tylko głupcy nie bali się Grylli.
06.12.2022 – krzkot1988
M.I.K.O.Ł.A.J.
W tym roku Olaf był wyjątkowo zdeterminowany. Pierwsza klasa podstawówki roiła się bowiem od dowcipnisiów, próbujących wmówić mu, że Mikołaj nie istnieje. Wiedział, że docinki kolegów nie skończą się, póki nie pokaże im dowodu.
Gdy wszelkie dźwięki dochodzące z sypialni rodziców ucichły, Olaf ostrożnie zszedł po schodach do salonu. W rękach trzymał telefon komórkowy, który, jak na ironię, otrzymał w ubiegłym roku od Mikołaja. Teraz zaś miał stać się narzędziem ostatecznego zdemaskowania i zerwania zasłony tajemnic Świętego.
Starając się być bardzo cicho, Olaf położył się na kanapie na wprost choinki. Szczelnie przykryty kocem udawał, że śpi, lecz tak naprawdę wsłuchiwał się w najdrobniejsze szmery. Nie był pewien, jak długo czatował w tej pozycji, gdy usłyszał cichutkie „dzyń, dzyń” niewielkich dzwoneczków oraz parsknięcie jakiegoś zwierzęcia.
To musiał być on. Mikołaj. Przyleciał do niego saniami zaprzęgniętymi w renifery. Po chwili rozległo się ciche skrzypnięcie drzwi i dźwięk ostrożnie stawianych kroków. Jeszcze moment. Olaf powoli przesuwał pod kocem dłonie zaciśnięte na telefonie z włączonym aparatem. Będzie miał tylko jedną okazję. Teraz!
Olaf gwałtownie otworzył oczy i uderzając palcem w ekran z szybkością głodnego dzięcioła zrobił serię zdjęć kucającemu pod choinką brodaczowi w czerwono-białym kostiumie.
– Witaj, Olafie – odezwał się zupełnie spokojnym głosem Mikołaj. – Tym razem udało ci się mnie przyłapać.
Siwy staruszek poprawił okulary i uśmiechnął się do chłopca.
– Przepraszam, panie Mikołaju – wydukał Olaf, którego nagle opuściła pewność siebie. – Ale moi koledzy nie wierzą, że jest pan prawdziwy. Muszę mieć dowód. Ale jestem grzecznym chłopcem!
Brodacz roześmiał się serdecznie.
– Wiem Olafie, wiem. Ale niestety, nie mogę pozwolić ci zapamiętać tej chwili – dodał znacznie poważniej.
– Rozumiem – odparł chłopiec, opuszczając głowę. – Tajemnica Świąt.
– Tajemnica Świąt – potwierdził łagodnym głosem Mikołaj. – A teraz, skoro już tu jesteś, rozpakuj swój prezent.
Olaf natychmiast odzyskał humor, klęknął obok staruszka i pociągnął za tworzącą fantazyjną kokardę taśmę. Z namaszczeniem zdjął z pudełka wieko. Wewnątrz ujrzał jedynie idealną czerń, po której przesuwały się zielone cyferki.
– Co to takiego, Mikołaju?
Święty Mikołaj delikatnie pogładził chłopca po głowie, a potem świat zalała ciemność, zera oraz jedynki.
***
Po ekranie przesuwały się linijki komend, zgodnie z planem przeprowadzających coroczny restart systemu, pozwalający na ograniczenie rozmiarów symulacji. Tuż pod nim widniała zakurzona tablica pamiątkowa, na której wygrawerowano nazwę statku: M.I.K.O.Ł.A.J. – Modułowa Interplanetarna Kolonia Ocalonych z Łącznikiem Autonomicznej Jaźni.
Arka, powoli sunąca przez kosmos z miarowym buczeniem silników jonowych, wypełniona była największym i obecnie jedynym już skarbem ludzkości – dziećmi, które być może kiedyś odnajdą nowy dom, w którym ponownie zaznają miłości i radości. A wszystkiego nauczy ich Mikołaj.
07.12.2022 – Sonata
Nie otwieraj drzwi obcym
Maciuś miał dziś zły humor. Zbliżały się święta, więc nauczycielka matematyki podarowała mu w prezencie jedynkę z kartkówki. W dodatku Sebastian – jego najgorszy wróg – cały czas się chwalił nową hulajnogą, którą dostał na Mikołajki. Maciuś nie dostał wczoraj zupełnie nic. Rodzice, jak zwykle zajęci, najwyraźniej zapomnieli o prezencie dla syna.
Dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał Maciusia z niewesołych rozmyślań. Wystraszony – był sam w domu – podszedł do wejścia i nieśmiało zapytał:
– Kto tam?
– Ho, ho, ho! – rozległo się zza drzwi. – Witaj, Maciusiu. Podobno nie dostałeś nic wczoraj na Mikołajki.
– Kim pan jest?
– Jestem Świętym Mikołajem! – oznajmił nieznajomy. – Przyniosłem ci spóźniony prezent mikołajkowy!
Maciuś, nieufny, podsunął stołek i stanął na nim, by spojrzeć przez wizjer. Rzeczywiście – przed drzwiami stał gruby pan w czerwieni, z wielkim, wypchanym worem. Chłopak z wrażenia prawie spadł ze stołka. Uśmiechając się radośnie otworzył Mikołajowi.
***
Zorn zacisnął sznur, szczelnie zamykając worek. Gówniarz jeszcze piszczał i szamotał się, ale zaraz przestanie, gdy tylko środek nasenny zacznie działać. Te dzieci robią się coraz bardziej łatwowierne – pomyślał. Wyszedł na zewnątrz z poczuciem dobrze wykonanej roboty. Sztuczna skóra Mikołaja nieco uwierała, ale była konieczna. Czarne, pokryte wybrzuszeniami cielsko i zdeformowana głowa z pewnością nie sprawiłyby, że dzieci bardziej mu zaufają.
Jego statek czekał ukryty w pobliskim lasku. Pora załadować ostatni worek z materiałem do testów i wracać na swoją planetę.
Gdy zagłębił się w zarośla i ujrzał wehikuł, od razu zauważył, że coś jest nie tak. Drzwi były otwarte. Porzucił worek w trawie i szybko pobiegł do wnętrza maszyny.
W środku unosił się zapach kogoś nieznajomego, pachnącego piernikami, goździkami i mandarynkami. Zorn spróbował uruchomić statek – bezskutecznie. Maszyna poinformowała o braku paliwa. Zdenerwowany, podbiegł do baku – przed odlotem zatankował do pełna. Paliwo było stworzone ze składników obecnych tylko na jego planecie, bez niego nie będzie mógł wrócić do domu.
– Ho, ho, ho! – Podskoczył, gdy huknął za nim potężny głos.
Odwrócił się i ujrzał kogoś, kto do złudzenia przypominał osobę, za którą był przebrany. Tylko że ten Mikołaj najwyraźniej był prawdziwy – biła od niego jakaś dziwna magia.
– To ty ukradłeś paliwo? – wrzasnął Zorn. – Oddawaj zaraz!
– Przykro mi, ale poleciało już na Biegun Północny. – Mikołaj uśmiechał się promiennie. – Widziałem, co robiłeś i co masz w worku. Dostaniesz paliwo, jeśli naprawisz swoje błędy.
Zorn zaklął w myślach. Tego się nie spodziewał. Ale trudno, odda materiał. Na planecie zgromadzili go już bardzo dużo.
– Dobra, bierz worki i oddawaj – oświadcza.
– O nie, nie. Powiedziałem: jak naprawisz swoje błędy. Oszukiwałeś dzieci, że dostaną prezenty. – Twarz Mikołaja spoważniała. – Teraz rozdasz je naprawdę, skoro tak dobrze ci idzie udawanie mnie. A mi się przyda pomocnik.
– Co?! – Zorn był wściekły.
Tak nieudanej wyprawy jeszcze nie miał. Ale niech gruby dziadunio się cieszy, póki może – pomyślał. I tak mieli już dość materiału, by rozpocząć inwazję.
08.12.2022 – Monique.M
Główna postać inspirowana filmem “Strażnicy marzeń” :).
Chłopak przysiadł na dachu i spojrzał na wieżę zegarową. Dwudziesta druga, a dopiero się ściemniało. Musiał jeszcze chwilę poczekać, by nikt go nie dostrzegł. Śnieżnobiałe włosy, blada cera i biała peleryna co prawda były idealne na skrycie się wśród grudniowych zasp, ale nie w lipcowym upale. Jednak Jack Mróz nie zrezygnowałby z największego psikusa stulecia. W błękitnych oczach błyszczały figlarne iskierki.
– Teraz – szepnął i oszronił chodnik przed szkołą, tuż przed jegomościem, który zrobił spektakularnego fikołka. Jack dałby mu dziesięć punktów. Elegancka pani tuż za nim walczyła dłuższą chwilę, odprawiając dzikie tańce, nim upadła tuż przy mężczyźnie. Kiedy Jack usłyszał z dołu niewybredne słowa i zdziwienie skąd w lecie lód, zachichotał radośnie. Już obmyślał sobie, jak zmrozi rzekę wędkarzom, rozglądając się przy tym za dziećmi. Zawsze przecież było ich pełno na dworze i wesoło harcowały. Bez nich nie było już tak zabawnie.
– Ufff. – Otarł pot z czoła.
Nagle usłyszał w dole pełny bólu okrzyk. Starsza pani leżała jak długa. Przestraszony Jack już chciał do niej sfrunąć, ale podbiegło do niej młode małżeństwo, rozchlapując wodę.
– O dziękuję, kochani. Chyba wszystko dobrze, tylko się nie spodziewałam lodowiska w lecie!
To jednak nie to samo. Wszystko ma swoje miejsce i czas, pomyślał ze smutkiem chochlik.
* * *
Śnieg obficie padał, łaskocząc roześmiane dziecięce buzie. Ślizgawka tuż przy górce okazała się wspaniałym odkryciem dnia. Dzieci urządziły sobie nawet zawody, kto dłużej utrzyma się na lodzie. Długo nie mogły wyłonić zwycięzcy, przeszkadzając sobie nawzajem, a mocniejsze podmuchy wiatru nie ułatwiały zadania, psocąc i jakby bawiąc się z dziećmi. W pewnym momencie śnieżki zaczęły latać nie wiadomo skąd, rozpętując bitwę. Radosny śmiech niósł się, aż do miasteczka, gdzie wieża zegarowa właśnie wybiła siedemnastą. Ulice szybko zostały odśnieżone i jedynie piękne zimowe malowidła na szybach zdobiły domy, ciesząc oko dorosłych.
09.12.2022 – Monique.M
Wykonane wraz z synkiem :).
10.12.2022 – Verus & Golodh
Zombies ate my christmas tree
BIM BAM BOM…
Głuche stuknięcia wielgachnych nóg ustają, gdy kosmiczny słoń zatrzymuje się przy szybie wentylacyjnym. Zeskakuje z niego jeździec w czerwonym płaszczu. Bierze z juków zielone pudełko, odwiązuje wstążkę i wyjmuje łom. Dwa uderzenia później droga do statku kosmicznego jest już wolna.
Przywiązuje słonia, podciąga spodnie i wciąga brzuch. Przeciska się do środka, co chwila pociągając nosem. W powietrzu unosi się ten charakterystyczny odór zgnilizny, wymieszanej ze strachem. Oni już wiedzą.
Oblizuje wargi. Zemsta wreszcie się dopełni. Za chwilę pokład spłynie krwią i przeszyją jęki niespokojnych dusz, wołających jego imię. Kata sprawiedliwości. Samotnego mściciela. Mikołaja, który nie jest już taki święty. Bo gdy rozum śpi, budzą się demony.
I zombie.
***
Wewnątrz wszystko jest tak, jak zapamiętał – mesa przystrojona kolorowymi lampkami pachnie stołówkowym żarciem i tylko przypięte tu i ówdzie gałązki nie są już zbyt zielone. W rogu stoi martwe drzewko, pod spodem kolorowe pudła… i to pomiędzy nimi dostrzega pierwszego z nich.
Mały. Musiał być dzieckiem, gdy go przemieniono.
Takie są najgorsze.
Mikołaj zaciska dłoń na mieczu łańcuchowym i szykuje się do skoku. Zanim jednak wykonuje ruch, dziecko kieruje na niego spojrzenie jedynego oka – brakuje nie tylko drugiego, ale też połowy twarzy – i natychmiast znika w jakiejś dziurze w ścianie. Szlag by to.
Mikołaj nasłuchuje przy ścianie i dopiero po chwili odpuszcza. Rusza dalej korytarzem, pogrążonym w półmroku lampek choinkowych. Podłoga skrzypi złowrogo.
Wtem rozlega się…
Wesołe niech będą święta. Wesołe niech będą święta. Wesołe niech będą święta. I noooowy roook teeeż!
Piosenka, której kiedyś słuchali w trakcie pracy. On, jego elfy i wszystkie renifery… Odległe, ochrypłe głosy stają się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, gdy Mikołaj zbliża się do końca korytarza. Spod znajdujących się tam drzwi unosi się rodzinna atmosfera pod postacią zapachu makowca i ryby (z niewielką tylko nutką zgnilizny). Pieprzone zombie.
Ostatni raz sprawdza granaty przy boku i forsuje drzwi. Już ma rzucić się na najbliższego potwora, gdy dociera do niego, co właściwie widzi.
To nie święta, to ich abominacja, ale wokół stołu przykrytego potrawami – wśród których widać też niezidentyfikowane kawałki mięsa – stoją ludzie. Znaczy, nie tylko ludzie: elfy, renifery, księgowi… wszyscy z nadal otwartymi do śpiewu ustami, ale zawodzi już tylko stare radio w rogu.
Mikołaj staje. Rozpoznaje ich twarze, wie kim są, nawet jeżeli z niektórych oczu wyglądają robaczki, niektóre szczęki szczerzą się w wiecznym już uśmiechu, a kilka kończyn wystaje ze stojaka na parasole.
Skąd on się tu wziął? Komu na statku kosmicznym potrzebne parasole? – przez myśli Mikołaja przebija się pierwsze logiczne pytanie. Oczu jednak dalej nie może odkleić od pięknej scenki rodzajowej, której jest świadkiem.
Może się mylili? Może choroba zombie nie odbiera wszystkich odruchów istotom żyjącym? W końcu jest tu choinka, są potrawy wigilijne, jest rodzina… Całe chęci na zemstę przechodzą w jednej chwili, Mikołaj odrzuca miecz łańcuchowy, odkłada pas z granatami, a jego twarz pierwszy raz od lat rozświetla uśmiech. Stawia krok do wnętrza, szeroko otwierając ramiona…
Zombie, do tej pory nieruchome, otrząsają się ze zdziwienia. Patrzą po sobie, uśmiechają się i podejmują wesołą piosenkę.
– Jestem w domu! – krzyczy Mikołaj. Już ślini się na widok pieczeni, gdy…
Coś gryzie go w stopę.
Patrzy w dół i napotyka pojedyncze oko dziecka. Ledwo zdaje sobie z tego sprawę, a już rzuca się na niego cała wesoła rodzina zombie.
To będą wesołe święta. W każdym razie dla tych, do których kolacja wigilijna sama przyszła.
A morał? Cóż, morał jest krótki i raczej nieznany: nie odkładaj miecza przed chmarą zombie, bo będziesz zjadany.
11.12.2022 – bruce
„Jeden dzień wiosny w środku zimy”
– Nienawidzę Świąt! – Zniechęcona Wiktoria spoglądała w telewizor.
Sześćdziesięciolatkę zawsze denerwowała atmosfera przedświątecznej bieganiny. Pokój, radość i składane życzenia uważała za sztuczne.
– Oby tylko przetrzymać to wariackie szaleństwo i spokojnie wejść w styczeń ze stertą nowych rachunków! – gderała.
Zasadzone drzewko cytrynowe miało być jawnym sprzeciwem wobec celebrowania choinki.
Nie wychodziła do sklepu czy sąsiadów, korespondencję dostawała do skrzynki. Konsultacje lekarskie oraz zakupy przeprowadzała przez internet z dostawą pod drzwi. Powtarzała, że takie życie odludka lubi najbardziej.
W tym roku wszystko się zmieniło, bo 11 grudnia do Polski nieoczekiwanie zawitała wiosna.
Zamiast narzekać na mróz i śnieg, Wiktoria mimowolnie uśmiechnęła się, widząc ptaki, liście i kwiaty.
Pani Zima zastukała do jej drzwi. Weszła z małym chłopczykiem.
– Wiktorio, podobno jesteś samotna.
Zanim kobieta zaprzeczyła, Zima kontynuowała:
– To dwuletni Adaś. Niewiele mówi, ale wszystko rozumie. Jest bardzo smutny, bo musiałby w domu dziecka spędzić samotnie Święta. Czy mógłby zostać u ciebie?
Wiktora przytaknęła z uśmiechem.
– Wiosna przyszła na jeden dzień, aby czuł się ciepło i bezpiecznie. – Biała Pani podeszła do okna i namalowała wzory na szybach. Wiktoria dostrzegła w nich magiczne piękno.
Tymczasem Zima chodziła już po ulicach, zdobiąc je śniegiem.
– Adasiu, usiądź. Napij się gorącej czekolady. – Kobieta podała kubek. – Chciałbyś mieć prawdziwą choinkę?
Maluch kiwnął głową, usadawiając się ufnie na jej kolanach przed komputerem.
Przytuliła go i zapłakała ze szczęścia.
– Mamy jeszcze czas do Świąt, na pewno zdążymy. Poszukajmy… – przeglądała internet. Święta zaczęły ją cieszyć, jak nigdy dotąd. – Kupię ci prezenty oraz ubranka, bo teraz tu zamieszkasz. A w twoje imieniny podzielimy się opłatkiem.
***
– Tak nie można, przed adopcją konieczny jest szczegółowy wywiad, zawiłe formalności, wypełnienie drobiazgowej dokumentacji! – protestował kierownik domu dziecka.
Zima z uśmiechem dotknęła różdżką teczki Adasia.
– Gotowe – powiedziała. – Wesołych i Szczęśliwych Świąt Wszystkim!
12.12.2022 – OldGuard i Koala75
Wena i pierniczki
Może nie wiecie, ale różne są weny, jedne od pisania tekstów świątecznych, fantastycznych na NF, inne od różnych działań wcale nie związanych z pisaniem. Każda ma swoją specjalizację i ‘worek’ pomysłów. Potrafią być kreatywne.
Małgosia upiekła na Święta pierniczki, bo przyszła do niej wena, taka od pomysłów na ciasteczka i obiecywała, że jeżeli dziewczyna upiecze pierniczki, będą wyjątkowe.
– Gdy taki rozkruszysz i wysypiesz okruchy o północy przez okno, rano spełni się twoje najskrytsze marzenie – mówiła.
Gosia tak zrobiła.
Rano przyszła sąsiadka z dołu, z wyrzutami, że ma naśmiecone na balkon i to przed Świętami.
Nie takie było najskrytsze marzenie młodej.
Sąsiadka miała też prośbę:
– Z Londynu przyjechał do mnie na Święta mój chrześniak. Matka go przysłała, żeby poznał nasze tradycje, to moja przyjaciółka. Janek jest twoim rówieśnikiem, dogadacie się. Czy możesz się nim zająć? I zapraszam cię na Wigilię do nas.
Małgosia zrozumiała w tym momencie, że wena jej nie okłamała. Widziała Janka wczoraj i chociaż, jak zawsze mówiła, była singielką z przekonania, jej najskrytszym marzeniem było poznać miłego chłopaka. Okazja sama się pchała w ręce.
– Z przyjemnością się nim zajmę i dziękuję za zaproszenie, bardzo chętnie przyjdę do państwa.
– Nie będziesz, dziecko, sama. W Wigilię nikt nie powinien być.
Pomocna wena
Miałem wczoraj strasznego doła. Ilona rzuciła mnie teraz przed Świętami, po dwóch miesiącach nie tylko chodzenia. Nie mogła po Świętach? Będę Wigilię spędzał samotnie?
Rozmyślając tak, usłyszałem:
– Czemu tak smęcisz nieboraku? Przecież masz mnie. – To była moja osobista wena.
Przychodziła, kiedy chciała, ale zawsze z pomocą.
– Ilona ci powiedziała, że albo ona, albo czytanie i pisanie na NF, więc nie dziw się, że sobie poszła.
– Ale w Wigilię i Święta będę sam, ty znowu znikniesz – powiedziałem do weny.
Ta się roześmiała i wygłosiła długą, jak na nią, przemowę:
– Przyszłam, żeby ci pomóc. Pomyślałeś dlaczego, gdy zjeżdżasz rano windą, na ósmym piętrze wsiada zawsze Alicja, ta ładna brunetka, singielka? Wiem od jej weny, że dziewczyna też jest zarejestrowana na NF. Jest w twoim wieku, macie wspólną pasję, odezwij się do niej. Znikam, dalej radź sobie sam. – I zniknęła.
Rzeczywiście widziałem parokrotnie tę Alicję z egzemplarzami Nowej Fantastyki. Jest interesująca i niebrzydka. Zaczepię ją, dziewczynę nie miesięcznik.
Dzisiaj rano dopilnowałem, żeby wyjść do pracy o zwyklej porze. Na swoim piętrze Alicja wsiadła do windy i zacząłem rozmowę. Okazało się, że pracujemy w biurowcach na tej samej ulicy. Umówiliśmy się na spotkanie po pracy.
Wigilię i Święta spędzimy razem, co będzie potem, zobaczymy.
13.12.2022 – bruce
„Życzenia ślemy światu!” :))
Idą takie piękne Święta!,
każdy o każdym pamięta,
więc życzenia śle się z sercem,
wszyscy są szczęśliwi wielce.
Dom zdobimy uśmiechami,
gadamy ze zwierzakami,
mak na kutię ucieramy,
pierwszej Gwiazdki wyglądamy.
Dziś marzenia się spełniają -
– wszyscy prezenty dostają.
Pajacyk schodzi z igliwia,
z Aniołkiem harce wydziwia.
Zasypało świat na biało,
pod butami zaskrzypiało,
już od świtu odśnieżało,
cudną zimą zachwycało.
Choinkowe cuda lśnią.
Nikt nie zważa więc na ziąb,
Mikołaja sanie mkną,
reniferów przy nich rząd,
dzwonki w mroku pięknie brzmią,
kolędnicy stoją w krąg.
Wiwatuje każdy ląd:
„Zdrowych i Wesołych Świąt!”.
14.12.2022 – Monique.M
Z dedykacją dla Misia
Michaś uwielbiał zimę. Zjeżdżanie na sankach, lepienie najogromniejszego na świecie bałwana i bitwy na śnieżki. No i oczywiście Boże Narodzenie z prezentami. Tak, prezenty były ważne. Ale Michaś miał w związku z tym problem. Tacie zrobił ze słoika pojemnik na śrubki, dziadkowi skarbonkę na drobniaki, które zawsze gdzieś gubił, babci doniczkę-buzię na rosnącą bazylię (która była włosami). Ale co miał zrobić mamie? Ona wszystko miała. Myślał nawet o ramce na zdjęcia, ale mama ma już ich tyle, że się nie mieszczą na komodzie. Ech... Michaś potrząsnął szklaną kulą, powodując że Święty Mikołaj stał teraz w zamieci śnieżnej. Mama uwielbia ciepło. Najchętniej spędziłaby zimę w ciepłych krajach. Może Mikołaj spełni jej życzenie choć w tym roku?
Michaś, jako pierwszy rozpakował swoje prezenty i jak zawsze był zachwycony. Następnie zaczął rozdawać własnoręcznie zrobione upominki. Tata ucieszył się z podpisanego pojemnika na śrubki, dziadek ze skarbonki (od razu wyciągnął z kieszeni kilka groszówek), babci bardzo podobał się ludzik z zielonymi włosami. Michaś już miał przyznać się mamie, że nic dla niej nie ma, gdy dostrzegł pod choinką jeszcze jedną paczuszkę z podpisem "mama". Czyżbym zrobił prezent i zapomniał o tym? Szybko wziął go i wręczył mamie. Okazało się, że była to szklana kula, ale zamiast śniegu miała piasek, a między dwoma palmami rozwieszony był hamak.
– Jaki cudowny prezent! – ucieszyła się mama i od razu potrząsnęła kulą. W środku powstała burza piaskowa, a kiedy opadła, na hamaku pojawiła się... Mama! Cała rodzina z niedowierzaniem wpatrywała się w kulę. Mama za to dłuższą chwilę spoglądała na nich, po czym wzruszyła ramionami i wygodniej ułożyła się na hamaku, zakładając przeciwsłoneczne okulary.
15.12.2022 – Koala75
Świąteczny prezent
Jestem normalny, taki przeciętny trzydziestolatek, singiel. Żyłem sobie spokojnie, ale przed paroma dniami zdarzyło mi się coś niezwykłego. Po przedświątecznym sprzątaniu postanowiłem wieczorem odpocząć. Usiadłem w fotelu, zacząłem czytać opowiadanie na NF i nagle w drugim fotelu pojawiła się ona. Wyglądała na dziewczynę w moim wieku. Była wysoka jak ja, lecz zgrabna, niebrzydka, z ujmującym, niepewnym uśmiechem i pięknymi oczami.
Powiedziałem półgłosem do siebie:
– Oto skutek ciągłego czytania fantastyki. Trzeba będzie trochę przyhamować.
Na to usłyszałem melodyjne:
– Czeeść. Jeestem Fiina. Chyyba poozostaanę tuu kiilka dnii.
Zaskoczony postanowiłem podjąć grę z całkiem sympatycznym przywidzeniem.
– Dlaczego u mnie?
– Taaki przypaadek.
– Skąd jesteś?
– Z równooległego świaata.
– Jak to możliwe?
– Cooś mnie przenioosło. Teeraz dziiwnie mówię. Moogę zamieeszkać u ciebie, doopóki nie napraawią przeejścia? Jest awaaria. Poowinni skoończyć przeed Noowym Rookiem.
Zastanowiłem się przez moment. Była zmartwiona, nie wyglądała groźnie. Miejsca miałem dosyć. Odpowiedziałem:
– Możesz zająć drugi pokój. Co będziesz jadła?
– To saamo co tyy.
Została i nie żałuję. Jest miła, już mówi całkiem normalnie. Dogadujemy się coraz lepiej.
Lubi czytać opowiadania na NF. Poszerzyła moją wiedzę i czasem świetnie się bawimy pisząc razem komentarze. Mam wrażenie, że nie ma ochoty na powrót do siebie. Jest nam dobrze razem. Ma talent kucharski, doskonale gotuje i piecze pyszności. Ustaliliśmy, co przygotujemy na wieczerzę wigilijną. Zaprosimy Ewkę z Miśkiem. Szykują się fantastyczne Święta. Tam u niej byłaby sama, a ja też z nikim nie jestem związany.
Honorowo nie chce pozostawać na moim utrzymaniu. W jej świecie była testerką programów komputerowych. Tu mogłaby robić to samo, bo dla testerek jest dużo ofert.
Myślałem, że światy równoległe oraz istoty stamtąd to tylko wymysł fantastów, ale Fina istnieje realnie. Możecie mi uwierzyć, lub nie.
Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żeby zamieszkała ze mną na zawsze. Byłaby najmilszym świątecznym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem.
Adam
16.12.2022 – Koala75
Świąteczna awaria
Adam napisał do mnie na privie, stąd wiem o pojawieniu się Finy u niego. U mnie to było trochę inaczej.
Mam urlop, od poniedziałku do Nowego Roku. Wczoraj późnym wieczorem, znowu zaczęłam czytać w łóżku opowiadania na portalu NF. Nie wiem, kiedy zasnęłam. Dziś rano obudził mnie hałas dochodzący z kuchni. Kiedy dowlekłam się tam mało przytomna, zobaczyłam Miśka siedzącego przy stole. Wprawdzie miał klucze, ale nie spodziewałam się, że tak wcześnie przyjdzie. Nic nie mówił i miał dziwną minę. To nie było dla niego normalne, więc przyjrzałam mu się dokładniej. Coś było niepokojącego. Trzymał nożyk do obierania owoców w lewej ręce, jabłko w prawej. Na prawej miał też zegarek, a przecież nie był leworęczny. Na mój widok poderwał się i wydukał:
– Prze-pra-szam, że cię o-bu-dzi-łem.
Potem już mówił szybko, nie dając sobie przerwać:
– Jestem z lustrzanego świata równoległego. Twój chłopak i ja zostaliśmy zamienieni. To skutek awarii na granicy pomiędzy naszymi światami. Jak naprawią, będziemy mogli wrócić do siebie. Czy mogę udawać u ciebie Miśka? To może być kilka dni, tak do Nowego Roku. Nie będę dla ciebie obciążeniem. Przeniosło mnie z wszystkimi dokumentami, więc mogę podjąć pracę zdalną, jestem informatykiem.
Uszczypnęłam go i siebie, żeby się przekonać, czy to nie jakaś halucynacja. Zabolało, jego też, bo się skrzywił. Przypomniałam sobie, co pisał Adam o pojawieniu się Finy. Wyparłam myśl o pójściu do mojego psychoterapeuty i zgodziłam się, żeby nowy znajomy udawał mojego chłopaka.
Ten Misiek jest sympatyczniejszy niż mój dawny. Na wigilijną wieczerzę jesteśmy zaproszeni do Adama i Finy, wtedy przedstawię im nowego. Pewnie łatwo się dogada z Finą, ale dopilnuję, żeby nie za bardzo. Pierwszy dzień Świąt spędzimy we dwoje u mnie, potem pojedziemy do Murzasichla. Mam zarezerwowany pokój u Jędrka i Anety. Do Nowego Roku będziemy razem.
A może wcale nie usuną tej awarii?
17.12.2022 – Irka_Luz
Chochliki miast elfów
Mikołaj miał dość.
Dość fałszywych Mikołajów w błyszczących, puchatych kostiumach, wyzierających z każdej wystawy i każdej reklamy. Dość reniferów i sań obwieszonych banerami i dość zachęt do kupowania więcej i więcej, kolęd wylewających się z radia, telewizji i sieci jeszcze zanim halloweenowe duchy na dobre zniknęły za horyzontem.
A już szczególnie miał dość ludzi. Byli cały czas zajęci panicznym kupowaniem środków czystości, żeby wypucować dom, wybieraniem nowych mebli albo dywanów, potem histerycznym kupowaniem choinki, kupowaniem ozdób na nią, przepychaniem się w marketach i kupowaniem jedzenia, kupowaniem – w ostatniej chwili – nieprzemyślanych i niechcianych prezentów, kupowaniem, kupowaniem, namawianiem innych do kupowania, kupowaniem… Świat wokół Mikołaja wypełniała złość, kłótnie, rodzinne sporów o pieniądze, o zakupy, o wydatki. Było mnóstwo blichtru, kolorów i metek z cenami, ale brakowało, myślał smutno Mikołaj, prawdziwego ducha świąt.
– To wszystko bez sensu – poskarżył się Zimie, kiedy siedzieli nad dzbankiem grzanego wina i misą pachnących ciasteczek.
– Hmm – mruknęła Zima, poprawiając na ramionach ciepłą chustkę. – Ty też zawsze jesteś zagoniony przed świętami. Ludzie mają się od kogo uczyć.
Mikołaj spojrzał na nią ze zdumieniem.
– Pomyśl tylko – powiedziała. – Kiedy ostatnio miałeś czas, żeby pogadać ze mną, Mrozem i Śnieżynką? Kiedy dałeś wolne elfom? Jesteś w ciągłym biegu. Sam nie masz czasu na to, co najważniejsze.
– A co jest niby najważniejsze w świętach? – spytał Mikołaj.
Zima podała mi pachnące ciasteczko.
– Powąchaj – zachęciła. – Czujesz?
Mikołaj głęboko wciągnął ciepły, cynamonowy zapach. Woń radości, niespodzianki, ale i tradycji i znajomych miejsc. Ciasteczko pachniało prezentami i choinka, spokojem i miłością, domem i takimi życzeniami, jakie chce się składać i przyjmować. Pachniało świętami. Przypomniał sobie, że kiedyś takie ciasteczka zostawiali mu ludzie wraz ze szklanką mleka. Teraz jeśli nawet gdzieś spotykał ciasteczka, to jedynie kupne, pachnące i smakujące chemią i nie mające nic wspólnego z magią świąt.
Następnego dnia Mikołaj zjawił się w swoim warsztacie.
– Macie urlop – oznajmił elfom i reniferom. – Odpocznijcie. Wam też się należą święta z rodzinami.
– Ale… – zaczął Rudolf, ale Mikołaj mu przerwał.
– Nic się nie martwcie – oznajmił. – W tym roku zastąpią was chochliki.
Kilka dni później przeszkolone przez Mikołaja chochliki ruszyły w świat. Na efekty ich działań nie trzeba było długo czekać. Zdumieni ludzie odkrywali nagle, że bombki, które kupili są potłuczone, światełka nie świecą, papier prezentowy rwie się ledwie się go dotknie, a słodycze i wypieki pokrywają się pleśnią, albo czymś jeszcze gorszym.
Działy reklamacji nie nadążały z przyjmowaniem zgłoszeń i nie potrafiły wymienić wadliwych zakupów, bo produkty w magazynach też były zepsute. Ludzie najpierw wściekali się, klęli, grozili pozwami, ale im bardziej zbliżały się święta, tym większe przerażenie ich ogarniało. Bo jakże to, święta bez ozdób, bez prezentów, bez ciasteczek! Zmęczeni i zasmuceni zamknęli się w domach, zastanawiając się, jak ratować sytuację. Z zazdrością patrzyli na sąsiadów i znajomych, którzy potrafili piec i tworzyć przepiękne ozdoby praktycznie z niczego. Cco odważniejsi (albo bardziej zdesperowani) pukali do drzwi takich ludzi, prosili o pomoc i... dostawali ją.
Bloki zaczęły pachnieć piernikiem, marcepanem i pieczonymi jabłkami. Ludzie, którzy wcześniej się nie znali, nawet nie mówili sobie dzień dobry, mijając się na schodach, teraz wspólnie mieszali, ubijali i wałkowali, śmiejąc się przy tym i żartując.
Na dodatek chochliki przeszły do drugiej części mikołajowego planu i rozrzucały po domach przepisy na ulubione ciasteczka Mikołaja. Pilnowały, żeby ludzie czegoś nie przypalili, nie zapomnieli dodać jakiegoś ważnego składnika, a do każdego wypieku dodawały szczyptę przyprawy szczęścia, która nie tylko sprawiała, że ludzie czuli się lepiej, ale także mieli mniejsze oczekiwania i cieszyli się z każdego, nawet najskromniejszego prezentu.
Dodatek specjalny, czyli przepis na ulubione ciasteczka Mikołaja:
2 szklanki mąki,
½ szklanki cukru trzcinowego
150 g masła,
1 jajko
2 torebki herbaty earl grey,
łyżeczka własnej przyprawy korzennej,
szczypta soli
Wysypujemy herbatę z torebki albo bierzemy dużą łyżkę liściastej. Jeśli jest drobna, wrzucamy do miski z resztą składników, jeśli to większe listki, kruszymy je na drobne. Jak się nie lubi earl greya, każda pachnąca i aromatyczna będzie OK.
Zagniatamy wszystkie składniki. Chłodzimy ciasto w lodówce przez 30 minut. Dzielimy na dwie połowy, z każdej toczymy wałek, coś na kształt kiełbasy. Kroimy na niezbyt cienkie plasterki. Wykładamy na blaszkę. Pieczemy w 200 stopniach przez 10-12 minut
Własna przyprawa świąteczna:
Powstanie nam solidne pół słoiczka, ale zawsze można użyć jej do pierników, do pieczenia dyni lub batatów – albo zrobić rodzinnie lub podzielić się z sąsiadami :)
Łyżka cynamonu, mielonego
łyżeczka mielonego czarnego pieprzu lub pieprzu cytrynowego
łyżeczka mielonego imbiru
łyżeczka mielonego anyżu gwiaździstego (można wziąć 2 gwiazdki i utłuc w moździerzu)
¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
½ łyżeczki mielonego ziela angielskiego
½ łyżeczki mielonych goździków
½ łyżeczki mielonego kardamonu
½ łyżeczki mielonek kurkumy
½ łyżeczki mielonej kolendry
2 łyżki suszonych skórek cytrusowych, mielonych
szczypta soli
Wymieszać solidnie.
18.12.2022 – ManeTekelFares
Miecio
Tylko sześć dni. Miecio odliczał między niecierpliwym „spieprzaj dziadu” a łaskawym „nie, dziękuję”. Jedyna handlowa niedziela przed świętami skupiała w galerii samych frustratów, którzy mieli tylko ten jeden dzień na zakup jakiegokolwiek prezentu. I Miecio zauważył, że niekoniecznie interesował ich zakup gwizdków w kształcie kogucików.
– Panie Mikołaju. – Miecio poczuł szarpnięcie za rękaw.
Spojrzał z ukosa nieco w dół. Mniej więcej dziesięcioletni blondynek unosił głowę, rozpromieniony w uśmiechu.
– Nie mam czasu, chłopcze.
– Mam dla pana prezent. – Chłopiec nie ustępował, ściskając w garści rękaw czerwonego płaszcza, a na drugiej, otwartej dłoni spoczywał cukierek.
Miecio był zaskoczony. Autentycznie szczerze oniemiały. Spodziewałby się nawet ataku bandytów na galerię, ale nie tego, że ktoś ma dla niego prezent.
– Gdzie masz rodziców? – odparł wreszcie i poczochrał blond czuprynę.
– Pan w internecie mówił, że trzeba się dzielić i wtedy kosmos się uśmiecha i jest dobrze na świecie.
Zdumienie Miecia zmieniło oblicze podsuwając pytania.
– Pomyślałem, że dam prezent Mikołajowi – kontynuował chłopiec. – Mikołaj rozdaje prezenty, ale sam pewnie niczego nie ma.
– No, dobrze. – Miecio zaprowadził dzieciaka do pobliskiej ławki. Usiedli. – Opowiadaj. Co tutaj robisz? Późno się robi.
– Mama przyjdzie po mnie przed zamknięciem.
– Jesteś tu sam?
– Mama mówi, że tu jest bezpiecznie. Mogę oglądać różne ładne rzeczy.
– Ale jak to sam? Gdzie jest mama?
– W domu. Ja nie mogę tam być, jak przychodzą panowie.
Miecio zrozumiał.
– Nie lubię tu przychodzić. Wolałbym bawić się z Wiktorem, ale jego mama mnie nie lubi.
– Wiesz, też mam dla ciebie prezent – Miecio sięgnął do jutowego worka. – Pan z internetu miał dużo racji. Trzeba się dzielić.
Chłopiec objął dłonią gwizdek. W oczach pojawił się błysk, lecz uśmiech zniknął.
– Mój prezent był mniejszy.
Miecio objął ramieniem chłopca.
– Mylisz się, chłopaku. Jest bardzo wielki. Bardzo.
– Nie rozumiem.
– Zrozumiesz. Chodź. Będziesz mi pomagał.
Miecio zdecydował, że będzie sprzedawał te cholerne gwizdki nawet po świętach.
19.12.2022 – Bruce i Ambush
– Przeprowadzka to jakiś koszmar! – Mirella nerwowo krzątała się po domu, ustawiając na półkach dobytek, ścierając kurz i wycierając podłogi. – A już przed samymi świętami, to jakby kara za grzechy!
– Faktycznie, Anzelm wybrał nie najlepszy termin – westchnęła jej szwagierka Tekla, która właśnie karmiła dzieci. – Ale trafiła się okazja. Popatrz, jaką macie przestrzeń, jaka to dobra dzielnica, wszędzie blisko. Nie możesz narzekać na mojego brata. Troskliwy, zaradny, a do tego przystojny!
Mirella nie odezwała się ani słowem, posłała tylko uśmiech swojej siostrze Blance, a tamta odpowiedziała jej domyślnym zmrużeniem oczu. Obie wiedziały, że życzliwa i pomocna Tekla na swojego kochanego, młodszego braciszka nie pozwoliła powiedzieć złego słowa.
– Resztę orzechów połóż wysoko, bo jak nie, to dzieci zaraz wyjedzą! – poleciła Blanka, zajęta siekaniem śliwek.
– Ja bym zużyła wszystkie. Same zobaczycie, że nic nie zostanie. Już dobrze znam gromadkę kuzyna Edgara! – fuknęła gniewnie.
Mirella spojrzała, czy dzieci nie podsłuchują i szepnęła do pozostałych pań:
– Rozumiem, że zaprosiliśmy ciocię Leosię, po tym, jak jej męża przejechał samochód, rozumiem, że przychodzą państwo Edamscy, bo są starsi i samotni, ale kto zaprosił Edgara?!
– Ponoć sam się wprosił…
– Tylko gdzie ja ich wszystkich posadzę?! Zwłaszcza że rodzinny Edgar przywiezie gromadkę dzieci oraz dwie żony, byłą i obecną… podobno obie w ciąży…
– Zawsze był bardzo uczuciowy…
– Chyba chutliwy! Musiałam wysłać Olafka po sprawunki, żeby nie zabrakło nam grzybów i pszenicy.
– A właśnie, kochana… czemu Olafek tak długo nie wraca? Może trzeba go było samego nie wysyłać…
Mirella złapała się za serce i nie zwlekając, pobiegła do drzwi. Chwilę stała przy wejściu, obserwując okolicę, a kiedy niczego nie dostrzegła, poszła zobaczyć, jak dzieci radzą sobie z dekoracją jadalni.
Chłopcy i dziewczynki zgodnie krzątali się wśród girland, anielskiego włosia i szyszek. Stół i ściany wyglądały wprost bajkowo. Mirella westchnęła zadowolona.
– Niepotrzebnie jej o tym mówiłaś. Wiesz, że od wiosny nie jest już sobą! – fuknęła Tekla.
– Wybacz, sama jestem przeczulona po tej tragedii. Nie puszczam nigdzie dzieci w pojedynkę! Zawsze chodzą w trójkę lub czwórkę.
– Wiem moja kochana. Wiem. – Tekla uspokajająco potarła ją o pyszczek.
Po chwili do kuchni wróciła Mirella z Olafem.
– Kończmy. Już czas zastawiać stół. Lada moment zjawią się goście. A ty leć, powiedz tacie, żeby zabrał młodsze dzieci na krótki spacer, musimy podłożyć prezenty.
– Dobrze mamusiu.
– Może lepiej niech zostaną w domu – westchnęła Blanka.
– Nie ma żadnych łapek ciociu. Na święta ludziowie posprzątali calutki dom. Nic nam nie grozi. Od wypadku Gracjana, zawsze się rozglądam.
– Ten Olafek to po tacie taki mądry i przewidujący – Tekla spojrzała na bratanka z zachwytem. – Masz pociechę moja kochana.
– To będą wesołe święta.
– Ktoś zaskrobał w drzwi, pewnie idą goście.
20.12.2022 – Tarnina i Koala75
Piesek nie tylko na Święta
Nareszcie mam psa. Zawsze o tym marzyłam. Teraz mogę go mieć, bo pracuję zdalnie. Nie będzie zostawał zamknięty sam i szczekał albo wył, aż zachrypnie, jak na ósmym piętrze. Nieznajomym, gdy się dziwią, widząc mnie z nim i wypytują, skąd takiego wzięłam, odpowiadam zawsze tak samo:
– Znalazłam na ulicy.
Oczywiście wiem, że to mało uprzejmie, ale denerwowało mnie wścibstwo i te uśmieszki, gdy udawali, że mi wierzą. Wam opowiem, bo Wy uwierzycie. A było tak:
Wracałam do domu od cioci Zosi, bo ustalałyśmy, co będzie na wigilijną wieczerzę i wtedy go spotkałam. Była północ, wcześniej spróbowałam, dla zdrowia, trochę nalewek wujka Mietka i pewnie dlatego nie byłam zaskoczona ani zdziwiona, ani tym, że pies się do mnie odezwał, ani tym, jak wyglądał. Duży pies, a skuczał, że się zgubił, bo go przeniosło… czy coś. Nie pamiętam. Zawsze chciałam mieć psa, więc go przygarnęłam. Bez smyczy szedł tuż przy mnie, jak tresowany. Trochę mieliśmy kłopotu z wejściem do windy, bo nie był przyzwyczajony i się bał. Ciasno było, gdy rozpłaszczony przywarł brzuchem do podłogi, ale nie piszczał i spokojnie dojechaliśmy na czternaste piętro. Wypuściłam go na taras i aż jęknął z zachwytu. Rzeczywiście, Toruń w świątecznym oświetleniu robi wrażenie. Dałam mu osobny pokój z podwójnym materacem dla gości i poszliśmy spać. Rano troszkę się zdziwiłam na jego widok, bo nie do końca pamiętałam nocną przygodę. Chyba te naleweczki nie poszły mi na zdrowie, bo głowa pękała i język miałam jak kołek. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że mój niezapowiedziany gość do mnie mówił, a ja wszystko rozumiałam. Widocznie nie tylko w Wigilię zwierzęta mogą mówić ludzkim głosem... Prosił, żebym go przechowała, bo miał ciężkie życie i obowiązki, ale nie chciał powiedzieć, jakie, ani kto był jego właścicielem. Obiecał, że nie pogryzie niczego ani nikogo i będzie pilnował mojego mieszkania. Powiedziałam mu, że będzie mógł zostać, jeżeli jego pan się nie zgłosi.
Dałam ogłoszenie do gazety, chociaż nie chcieli przyjąć. Dopiero potrójna opłata ich przekonała. Nikt się nie zgłosił.
Na spacery chodzimy w nocy, bo ludzie na ogół uciekają na nasz widok, a pijacy trzeźwieją i przysięgają, że więcej się nie upiją. Żaden żul mnie już nie zaczepia.
Piesek wcale nie sprawia kłopotów. Je to samo, co ja, i całkiem niedużo. Przepada, zupełnie jak ja, za naszymi toruńskimi pierniczkami na miodzie. Może ich zapach zwabił go do Torunia?
Nie chciał mi powiedzieć, jak go nazywali, więc nadałam mu imię Przeteprzyk. To dlatego, że jak się rozgada, to jedna jego głowa opowiada o przeszłości, druga o teraźniejszości, a trzecia o przyszłości. Spodobało mu się to imię, a mnie się podoba taki niezapowiedziany gość z… Właściwie jest mi wszystko jedno, skąd. Polubiłam go, a on mnie. Ustaliliśmy, że zostanie ze mną nie tylko przez Święta.
Może jeszcze ktoś się o niego upomni. Oby nie, bo powtarza, że lepiej mu u mnie, więc łatwo go nie oddam.
Tak wyglądamy.
21.12.2022 – MaSkrol
Niedługo będę świętować
Umysł jest spięty do granic możliwości, splątany nerwami czeka jak szynka na ladzie w mięsnym. Od kawałka wędliny różni się tym, że gdy drobne łączenia pękną, to wnętrze się rozleje. Najpierw zatańczy jak galaretka, później rozpadnie na płaty i rozpuści, żeby zalać czaszkę, najść na oczy i przede wszystkim utopić serce.
– Mogę to pani poluzować nieco, wtedy umysł się odciąży stopniowo i stres przepłynie przez organizm, zamiast go zalać.
– Nie może pan docisnąć jeszcze na kilka dni? Zaraz będzie po wszystkim.
Zbite myśli delikatnie pęcznieją, ciemna masa pulsuje jak czarne, wyschnięte na wiór serce.
– Wszystko gotowe na święta?
– Jeszcze nie – odpowiada, a mózg trwa względnie wyciszony.
– Jedzie pani do kogoś?
– U siebie robimy.
– Kto przyjedzie? – pytam i rozluźniam na moment więzy, gdy umysł pęcznieje i zaczyna pulsować. Wychodzi poza formę, ale nie zmienia stanu skupienia. – Nie musi pani odpowiadać, już wiem. Mogę związać myśli, ale jeśli nie będzie pani tej osoby unikać, to wszystko popęka i się rozleje.
– I co wtedy?
– Po świętach. Albo bardziej po spokoju ducha czy czegokolwiek tam. Albo mogę pani poluzować więzy, jak teraz, tylko bardziej i na całe święta.
– A to znaczy…?
– Że się pani nie wyrobi, ale będzie spokojniej, o ile uniknie pani konfliktów. Umysł jest strasznie splątany, niewiele więcej możemy robić, jak unikać szkód. Taki to czas w roku. Święta.
– To niech pan doktor zwiąże.
Czwarta osoba z pięciu dziś. Ale pacjent mówi, pacjent ma.
Otworzyłem jej głowę, przeplatając między nerwami złotą nić. Klientka złapała torebkę, zapłaciła na odchodnym i wybiegła z gabinetu, a w pomieszczeniu jeszcze przez kilka minut unosiła się woń choinki, którą jednak trzeba kupić jeszcze dziś, nieciast, dokładnie tych, których brakuje i trzeba dokupić. Starych bombek, bo te sprzed roku trzeba wywalić i przedwonienie żalu, bo niedługo pacjentka przypomni sobie, że zapomniała pójść do spowiedzi.
22.12.2022 – Ambush i ośmiornica
Połamani opłatkiem
– To Ewelina wymiotuje w łazience? – zapytała Zośka.
Stasiu pokiwał głową i podał jej skręta. Zaciągnęła się. Napchani ciastem i wynudzeni rodzinną dyskusją na temat epidemii, polityki, kościoła i piłki nożnej wymknęli się na balkon. Pomimo dotkliwego zimna Wigilijnej nocy nie mieli ochoty wracać do środka.
– Spóźniłaś się, to nie wiesz, że ma nowego narzeczonego. To chyba z jego powodu wciągała wino jak menel jabola.
Zośka spojrzała na niego zdziwiona.
– Czemu z jego powodu? Coś jest z nim nie tak? To już nie jest z Nogą?
– Noga miał prostackie nazwisko, więc starzy go pogonili. Nowego sami jej wyszukali w odpowiednich kręgach.
Drzwi od balkonu otworzyły się i stanęła w nich babcia.
– Tu się chowacie. Bożenka was szuka, do stołu woła… Stasiu, ty palisz? Palenie zabija!
– Babciu, to nie tytoń. To marihuana lecznicza. Dostałem od lekarza na bóle i poprawę nastroju.
– Na bóle i na nastrój? A to daj, wnusiu.
Zanim Zośka zdążyła zaprotestować, babcia zabrała wnuczkowi skręta i zaczęła kopcić jak lokomotywa parowa.
Stasiu patrzył na to z nieukrywanym rozbawieniem, Zośka z rosnącym przerażeniem
– Ciocia Bożenka woła – przypomniałam piskliwie.
– A tak, tak – staruszka zaciągnęła się jeszcze parę razy i pstryknięciem posłała niedopałek za barierkę – ta chuda nudziara.
Zośka zakryła dłońmi oczy, Stasiu zachichotał.
Gdy usiedli za stołem, ciotka Bożena rozpoczęła LGBT – lansowanie, grillowanie, bredzenie i teorie spiskowe.
– Z kieliszkami obchodźcie się ostrożnie, pochodzą jeszcze z ordynacji… Ewelina, czemu ty jesteś taka blada?
– Na pewno ma alergię na puch w poduszkach – rzucił Mietek – tata Zośki, brat Bożeny.
– Ty, Mieciu, wszędzie widzisz alergie, a mi się zdaje, że ona cierpi, bo przytłacza ją posada nauczycielki – odparowała ciotka. – Szkoła to nie miejsce dla ludzi z naszej sfery.
Babcia zachichotała:
– Sfery – afery…
Bożena skarciła ją pełnym przygany wzrokiem i kontynuowała:
– Rozumiem niesienie kaganka, ale szkoła podstawowa?! Żeby chociaż prywatna, dla elity.
– Elita – ciągnęła rozmarzona babcia – to zjeżdżała na rauty u Sanguszków.
– Właśnie. – Bożena kazała mężowi nalać wina i rozpromieniła się. – Mamo, opowiedz, jak to bywało.
Staruszka uśmiechnęła się do wspomnień.
– Do Sanguszków przyjeżdżało z dwieście osób… a wykarm to wszystko, opierz, a wody nanoś.
– Mamo, co ty mówisz, przecież od tego była służba!
– No właśnie. Ja wtedy u nich służyłam. Pokojówką byłam. A zanim ruskie psy złupiły pałac, to my wyniosły co tam było cennego, żeby nie poszło na zatracenie.
Ciotka Bożena pobladła gwałtownie.
– Ale, co też mama opowiada?! Ale przecież Janusz mówił… Gdybym wiedziała, to nigdy bym za niego nie wyszła!
Babcia spojrzała na nią, jakby ciotka powiedziała właśnie coś wyjątkowo niemądrego.
– Przecież wyszłaś, boś byłaś w ciąży. Zresztą wciąż zachodzę w głowę, kto ci tę Ewelinę zmalował, bo z pewnością nie Janusz. On zawsze wolał chłopców.
Ciotka Bożena zaczęła łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody i gwałtownie wachlować się ręką.
Babcia zachichotała.
– Wnusiu, daj swojej mamie to od lekarza. To na bóle i nastroje.
Stasiowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Zosia nigdy się nie dowiedziała, skąd naprawdę miał towar, ale tamta Wigilia na zawsze zapisała się w pamięci całej rodziny.
23.12.2022 – Drakaina i Ślimak Zagłady
Ojciec Mikołaj uczył dzieci swoje*
Profesor biegł przez zimne sale Ashmolean Museum, a kolorowy szalik powiewał w przeciągu. Profesor spieszył się: muzeum zaraz zamkną na święta, a on musi – musi! – sprawdzić inskrypcję runiczną!
Gestem dłoni odegnał szakalogłowego Anubisa, który podetknął mu pod nos zwój z hieroglifami układającymi się w napis „za kwadrans zamykamy, proszę opuścić sale”, następnie krzyknął po łacinie do posępnego togatusa, że tak, wie, został tylko kwadrans!
A potem drogę zastąpiła mu osoba niespodziewana.
– Miss Bertha? Co pani tu robi?
To była jego najlepsza studentka, istny geniusz, jeśli chodzi o mitologię celtycką. Wręcz (szaleńczo zakochany w żonie profesor niechętnie to przyznawał) muza.
– Pomogę panu – odparła z uśmiechem. – Wyjeżdżam na święta, ale zdążę.
Uniosła ręce ku głowie i naciągnęła na uszy czerwoną czapeczkę z pomponem.
„Dziwne” – pomyślał profesor – „ona zawsze nosi czapki zamiast modnego kapelusika”.
Nie zdążył się nad tym zastanowić, bo dziewczyna pociągnęła go przez labirynt sal zamieszkanych przez najdziwniejsze stworzenia i postacie z zamierzchłych epok, które z ciekawością nachylały się ku dwójce ludzi pędzących przez zatrzymany w czasie świat.
Wkrótce stanęli przed stelą z inskrypcją (profesor sam dłużej kluczyłby wśród sal) i wtedy stało się coś zadziwiającego. Rozległ się dzwonek strażnika, wkrótce z czeluści wychynął sam muzealny cerber – i przeszedł koło profesora i Berthy, jakby ich tam nie było. Dziewczyna zachichotała, po czym położyła dłoń na kamieniu, a z jej ust popłynęły słowa.
Śpiewała o Yule, a profesor wiedział jedno: to była prawdziwa, pełna pieśń, której urywek zachował się na potrzaskanej steli.
– Skąd to znasz? – zdążył wyszeptać.
W złotym świetle, które wypełniło salę, Bertha nie wyglądała jak znana mu studentka. Profesorowi mignęły spiczaste zielonkawe uszy wyłaniające się spod czapeczki...
Chwilę później stał na mrozie przed muzeum. W głowie dzwoniła mu wciąż usłyszana niczym we śnie pieśń, pobiegł więc do domu, gdzie spisał ją jak najszybciej, a potem wyciągnął ozdobną kartę, zanurzył pióro w atramencie, westchnął i zaczął pisać list.
***
Tuż przed wczesnogrudniowym świtem – który płynnie przechodził w zmierzch – rozpoczęła się kolejna narada u Świętego Mikołaja.
Gdy stateczny Wilhelm Czerwononosy, dziad Rudolfa, przedłożył raport o stanie przygotowania zaprzęgów, a szef ochrony, Polarny, przyczłapał z paszczą pełną rybich łusek, przystąpiono do odczytywania listów. Obcojęzyczne tłumaczył z wysiłkiem stary elf Morula, który przez stulecia zwędrował cały świat.
– Fabienne, lat osiem... Thomas, lat dziesięć... A to co? Zaplątał się list z Oksfordu!
– Od Ilbereth?
(Młodzi elfowie studiowali ostatnio wśród ludzi, co stanowiło element Programu Lepszego Elfiego Kontaktu ze Światem i Nowymi Czasami. W skrócie: PLE).
– Nie, chyba nie... To od... jakiegoś profesora?
– Od dorosłego?!
– Przeczytajmy.
Szanowny Ojcze Mikołaju ze Współpracownikami!
Piszę pod wrażeniem zdarzenia z udziałem mojej znakomitej studentki, panny Berthy Tanenbaum, która przed paroma godzinami raczyła mi objawić treść starożytnej pieśni, nad której rekonstrukcją głowiłem się od lat... Ojcze Mikołaju, śmiem podejrzewać, że Miss Bertha jest... istotą z legend, co ośmieliło mnie do napisania tego listu, ona bowiem po naszym ostatnim niespodziewanym spotkaniu znikła jak sen jaki złoty...
Zdarzenie w muzeum przywołało w pamięci jej przypadkowe, zdało się wcześniej, wzmianki dotyczące Laponii, co pozwoliło mi postawić śmiałą hipotezę... Nie wiem gdzie, jeżeli nie u Ciebie, dochowałyby się resztki dumnego szczepu ludzi (czy może istot ludziom podobnych), do których przylgnęło miano “elfów” i niezasłużona reputacja pociesznych niziołków.
Pragnąłbym zatem prosić o wykład zwyczajów i mitologii Waszego ludu. W zamian obiecuję obdarzyć Was epopeją godną Waszej minionej chwały lub zachować całkowitą dyskrecję.
J.R.R. Tolkien
* Tytuł nieklepnięty przez współautora – usiłowałam skonsultować, ale najwyraźniej schował się już do skorupki, nie chce wystawić nawet jednego różka, może lepi ser na pierogi...
24.12.2022 – drakaina i Koala75
Języki obce
Koala & Drakaina
Po wieczerzy na stole zostały tylko ciasta. Leżąca na sofie Marie-Claire przeglądała najnowszy numer Elle; przed kominkiem, przytulona do drzemiącego na dywanie nowofunlanda Arsena, siedziała mała Louise, wpatrzona w smartfon i ze słuchawkami w uszach. Na parapecie kończyła toaletę Belle, perska kocica, której Arsen słuchał bardziej niż pana domu. Jean-Noël zajął miejsce w fotelu i otworzył laptop, żeby poczytać nowe opowiadania na fantastyka.pl.
– Tu as recommencé à apprendre le polonais ?[1] – Marie-Claire zerknęła mężowi przez ramię i zaniosła się śmiechem, bo ta sytuacja powtarzała się co święta.
– Oui, chérie ! – odparł z entuzjazmem Jean-Noël. – Tu sais, Macaron a dit que le polonais deviendrait une langue de congrès après Noël ![2] – zażartował.
Marie-Claire szybko wyciągnęła własny smartfon i postukała przez chwilę w ekran.
– Po-vo-d... ze-ni-ya – przesylabizowała.
Z pufa pod oknem obserwował i podsłuchiwał małżonków nie kto inny, jak sam Loki, widzialny tylko dla psa i kocicy. Wpadł do tego domu przypadkiem i na chwilę, bo potrzebował odpocząć przed kolejną rundą sprzeczek z Thorem, i właśnie zaczynał się nudzić.
Jean-Noël skończył czytać (nie bez wydatnej pomocy translatora) opowiadanie o tym, jak zwierzęta przemawiały w noc wigilijną.
– Allons voir si Belle et Arsen vont nous parler ![3]
Marie-Claire spojrzała na niego jak na wariata. Jasne, znała podobne bajki z rodzinnej Bretanii, ale żeby dorosły człowiek zamierzał się wygłupiać z powodu netowej opowiastki, której być może nawet nie zrozumiał?
Przez chwilę przekomarzali się i nie mieli pojęcia o tym, że znudzony Loki właśnie przestał się nudzić. Oto nadarzała się okazja, żeby się trochę zabawić! Nie mógł jej przepuścić, więc tylko pstryknął palcami.
Kotka uniosła leniwie powieki. „Co za wariat przeszkadza mi w drzemce?” – zamruczała po kociemu.
Pies ziewnął i przeciągnął się, przez co omal nie przewrócił małej Louise. „Śniły mi się takie piękne góry kości” – westchnął w duchu po psiemu.
Czar Lokiego powoli rozwijał się i niczym ulotny zapach docierał do zwierzęcych zmysłów.
Tymczasem Jean-Noël i Marie-Claire zaczęli śpiewać Douce nuit, ale on po psiemu, a ona po kociemu. Tak im się w każdym razie wydawało.
Loki zacierał ręce.
Ani pienia rodziców, ani tego, co potem nastąpiło, nie słyszała mała Louise, ponieważ otrzymane pod od Père Noël (choć, jak podejrzewała, był to jej własny père) słuchawki były naprawdę najwyższej jakości. Zarówno porywcza Belle zaś, jak i flegmatyczny Arsen przeżyli natomiast szok.
– Vous chantez faux ![4] – pisnęła na cały głos po francusku Belle.
– First learn to speak, then try to sing![5] – dodał Arsen urażonym pomrukiem, z niewiadomych powodów po angielsku. (Możliwe, że Loki naoglądał się za dużo filmów o sobie samym, gdzie mówił po angielsku).
Marie-Claire i Jean-Noël urwali jednocześnie i przez minutę siedzieli z rozdziawionymi buziami i szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Potem cichutko zaczęli nucić Douce nuit po ludzku.
Następnie kotka i pies uprosiły Lokiego, by mogły się porozumiewać z ludźmi w ludzkiej mowie, kiedy tylko zechcą, ponieważ od ludzkiego kaleczenia zwierzęcej mowy puchną im uszy.
Loki zgodził się, jednakowoż nie byłby sobą, gdyby na koniec nie wywinął jakiejś sztuczki. Od następnego ranka oba zwierzaki mówiły, owszem, ludzkim językiem, lecz był to wyłącznie język polski.
W efekcie zarówno Jean-Noël jak i Marie-Claire, a nawet mała Louise, musieli się nauczyć polskiego. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: w następne święta wszyscy razem czytali fantastyczne opowiadania!
[1] Znów zacząłeś uczyć się polskiego?
[2] Tak, kochanie! Makaron powiedział, że po Świętach polski stanie się językiem kongresowym.
[3] Zobaczmy, czy Belle i Arsen się do nas odezwą!
[4] Fałszujecie!
[5] Najpierw nauczcie się mówić, a potem bierzcie się za śpiewanie!
Père Noël = Father Christmas, dosłownie :) Imię Jean-Noël istnieje naprawdę
Disclaimer: pomysł z francuskim był Misia.
1.12 – Psychofish
2.12 – Vacter
3.12 – Sonata
4.12 – Ambush
5.12 – Arnubis
6.12 – krzkot1988
7.12 – Sonata
8.12 – Monique.M
9.12 – Monique.M
10.12 – Golodh i Verus
11.12 – bruce
12.12 – OldGuard i Koala75
13.12 – bruce
14.12 – Monique.M
15.12 – Koala75
16.12 – Koala75
17.12 – Irka_Luz i ninedin
18.12 – MeneTekelFares
19.12 – Ambush i Bruce
20.12 – Koala75 i Tarnina
21.12 – MaSkrol
22.12 – Ambush i ośmiornica
23.12 – Ślimak Zagłady i Drakaina
24.12 – Drakaina i Koala75
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
.
Слава Україні!
Miło że zabawa wraca, dotychczasowe edycje były superowe. Wezmę 3.12
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
O, jak fajnie :). A zastanawiałam się czy w tym roku będzie. Jeśli można biorę 8 i 9.
Czy dla dwóch osób limit słów może być większy? Na przykład 500?
Koalo, w sumie możemy, czemu nie. Zaraz naniosę poprawkę. :D
Arni, Monique – dopisałam Was. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Osiemnasty.
Ambush i Bruce zakolendują 19.12
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dla dwójki biorę 20.12. Trwają starania o współautorkę, dlatego jeszcze nie daję jej nicku. :)
Siedemnasty, i jak ktoś chce dołączyć, to zapraszam :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Ale mogą być również świąteczne zdjęcia własne?
Koniecznie.
Jak najbardziej mogą być. :D (Dopisałam wszystkich, którzy się jak dotąd zgłosili.)
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Poproszę 5 grudnia.
Starania skończyły się sukcesem. Proszę o wpisanie w zarezerwowany 20.12 Tarniny i mnie. :)
12.12 mam imieniny ^^ to uczczę je tekścikiem. Tak że proszę o rezerwację tego terminu :). Ktoś chcę w parze to zapraszam
Ja mogę.dać się wypożyczyć.
Artystom więcej, szybko!
To ja mogę mikołajowo 6go. Jeśli ktoś chętny do pary, to nie odmówię ;-)
Vacter, Misiu się już zgłosił, ale dzięki za propozycję :)
PS. Do 12.12 proszę więc o dopisanie Koali75 :)
2. grudnia w takim razie proszę.
Artystom więcej, szybko!
Podopisywałam zgłoszonych. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Verus, dopisz, proszę ninedin do mnie. Tworzymy razem.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Poproszę jeszcze dla siebie dwa kolejne dni : 15.12 i 16.12.
“Adwent”
Algorytmy ożywały powoli, ale nieprzerwanie. W końcu skleiły się w większą całość, system ocknął się. Matka, tak miał na imię. Procedura ruszyła.
Diagnostyka. Źle. Dziura w kadłubie, dekompresja jednej z sekcji, awaria części silników, a także systemów zasilania. Bezpośredni powód decyzji o uśpieniu Matki i pozostawieniu na warcie wyłącznie prostych, autonomicznych algorytmów. Komory hibernacyjne. Mieszkańcy dwudziestu czterech wciąż żywi, na szczęście zapasowy bank komórek i plemników, mający zapewnić minimalną populację odtworzeniową, nieuszkodzony. Energii wystarczy na wybudzanie z hibernacji dla jednego osobnika na dobę.
Data. Pierwszy grudnia, prawie trzy tysiące lat ziemskich po starcie.
Lokalizacja. Czujniki i sondy potwierdzają orbitę Kepler-452b. Atmosfera zdatna do życia, biomasa, woda w stanie ciekłym.
Misja wciąż wykonalna mimo krytycznego poziomu dostępnych zasobów.
Kolejne elementy drzewa decyzyjnego: wybudzenie i adaptacja posthibernacyjna. Gdyby sztuczna inteligencja mogła wzdychać, Matka westchnęłaby ciężko. To tak trudno dać krzemowi samodzielność, trzeba się cackać z tym białkiem? No, ale jak trzeba, to trzeba. Uruchom. Zapewnij przyjazne, znajome środowisko i elementy, ha! Określenie zasobów dostępnych na zmarnowanie, pardon, do zadania. Wykonaj.
*
Michał ocknął się, ale nic nie widział. Mechaniczny głos uspokoił go, że to normalne po hibernacji i wzrok powinien wrócić wkrótce. Człowiek majaczył, nie wiedząc kiedy śni, a kiedy jest przytomny. Czuł, jak rurkami wbitymi w żyły maszyny tłoczą w niego życie.
W końcu wzrok wrócił, a MedBed (™) wycofał pasy, wenflony i pozwolił mu usiąść. Michał przetarł oczy kilka razy, zanim z zaschłego gardła wydobyło się mimowolne, ochrypłe:
– O kurwa.
W na poły zrujnowanym, gdzieniegdzie noszącym ślady pożaru MedBay(™) wisiały rozwieszone chaotycznie kolorowe, migające lampki. W kącie stał pomalowany na zielono robot, z wysuniętymi wszystkimi kilkunastoma ramionami funkcyjnymi i blaszaną gwiazdą na czubku.
– Święta już wkrótce – powiedziała Matka beznamiętnie.
*
W wentylacji, w sekcji sąsiadującej z odciętym, zdekompresowanym fragmentem statku, dojrzewało obce jajo z nieoczekiwanym, wigilijnym gościem w środku.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
To tak trudno dać krzemowi samodzielność, trzeba się cackać z tym białkiem? No, ale jak trzeba, to trzeba.
<3
To mogą być wesołe święta. :D Dzięki za pierwszy tekst, Rybo! Statki kosmiczne i SI, to lubię.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Do uslug, potrzebowałem małej przerwy ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Wizja przerażająca, ale odkąd przeczytałam Rózgę mam rozwiązanie;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
O, to już! Dość oryginalne :). Najbardziej podobają mi się nawiązania do świąt, w tym: "W wentylacji, w sekcji sąsiadującej z odciętym, zdekompresowanym fragmentem statku, dojrzewało obce jajo z nieoczekiwanym, wigilijnym gościem w środku."
… Rybuchno, zaczynam się bać. Bardziej niż dotąd.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wrzucam Świąteczne Krokusy, a przy okazji widzę, że Rybka pisze! No mega fajnie ;)
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Tak, to mogą być strasznie wesołe Święta. Strach się bać. :-)
Ambush, jeśli przyprowadzisz Mietka ze spożywczaka, to się pogniewamy! XD
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Zagubiony pewnego grudnia
Ciemna postać w kapeluszu wyciągnęła z kieszeni płaszcza papierosa. Włożyła go do ust i odpaliła zapalniczkę. Zajaśniała brodata twarz w lekkich okularach VR. Nagle ręka postaci chwyciła mocniej papierosa, złamała w pół i schowała do kieszeni. Światło zapalniczki zgasło i spod kapelusza wybrzmiało lekkie przekleństwo:
– Cholera, wszystko działa elegancko, ale co za dowcipniś mi podłożył te fajki… Gdzie oni widzieli detektywa!?
Mężczyzna stał na drodze biegnącej przez osiedle domków. Kucnął i dotknął podłoża, odczuł wyraźne wibracje rękawicy skanującej. W polu widzenia wyświetlił się skan śladów.
– Aha, pojazd Mikołaja tędy jechał. Model prawie tak dobry jak skrzypce Stradivariusa – powiedział zadowolony i wstał na równe nogi.
W ciemnościach, skąpo rozświetlonych ulicznymi lampami, nie dostrzegał śladu świąt.
– Zadziwiające – powiedział do siebie – tutaj nic nie ma.
Przy jednym z domów wiatr rozwiał śmieci z rozerwanych worków. Automatyczny system okularów detektywa znalazł coś, zaznaczając czerwony punkt. Mężczyzna podbiegł pod rozerwany worek i chwycił gazetkę reklamową. Zaśmiał się cicho:
– Ach tak, tam są znicze, a tutaj choinka, lampki i wielkie skarpety na upominki. Papier jest z listopada. Coś tu nie gra.
Detektyw przeszukał teren wokół znalezionych śladów pojazdu Mikołaja. Był pewien, że coś znajdzie. Oglądał podłoże niemal z centymetrową dokładnością. Miejsca przeszukane automatycznie oznaczały się w polu widzenia na zielono. Przeskanował już całkiem spory teren, gdy w stercie liści zamigotał czerwony punkcik. Detektyw rozgarnął liście i chwycił urządzenie wielkości małego telefonu:
– Ha, to jest pager Mikołaja.
Ekran wyświetlał komunikat: "Odmowa dostępu, sprawdź ponownie swoją tożsamość". Detektyw westchnął z rozczarowaniem i dotknął małej grudki przy uchu. Poczuł wibrację w palcu. Pager zaczął odgrywać Jingle Bell Rock i wyświetlił aktualny czas oraz miejsce. Mikołaj potrząsnął pagerem i przeklął lekko:
– O cholibka, co tu się dzieje! Dopiero drugiego grudnia? Trzeba zwiewać.
Na uboczu wśród krzaków zmaterializowały się sanie. Mikołaj wskoczył i zniknął jakby go nigdy tutaj nie było.
Artystom więcej, szybko!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ale... że ten dedektyw to Mikołaj?
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Ciii, nic nie widziałeś.
Artystom więcej, szybko!
Dobrze misię czytało, a że nie do końca zrozumiało i musiało sobie wytłumaczyć, dlaczego detektyw był... to wina małego misiowego łebka. :)
Całe szczęście, że uruchomił sprzęt. Obawa, że nie będzie prezentów jest ze mną do dziś.
…
Dręczy mnie też lęk, że zginę jak ta laska z “Na wspólnej”;D
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
To ja rezerwuję dwa terminy:
23.12 – Ślimak Zagłady i Drakaina
24.12 – Koala i Drakaina
http://altronapoleone.home.blog
Wezmę czwartego na coś małego;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Fajne :).
PsychoFish – Adwent
System zgłasza usterkę.
W końcu skleiły się w większa całość
Wykryto tekst o nietypowym kalendarzu adwentowym złożonym z wybudzających się z hibernacji ludzi. Stwierdzono, że pomysł się podoba. Michał zdiagnozowany jako wyjątkowo kaloryczna pierwsza czekoladka.
Stężenie Świryba w Świrybie: niskie. Brak anomalii w postaci świrybowania.
Vacter – Zagubiony pewnego grudnia
Ciekawy pomysł na Mikołaja. Drugi grudnia rzeczywiście może być dla niektórych zbyt wczesną datą na świętowanie, choć nie tak wczesną, jak 1 listopada, kiedy to pewna piosenkarka oficjalnie ogłosiła rozpoczęcie świątecznego okresu ;)
Zamieniliśmy się, bo Arnubis idzie na imprezę, więc dziś ja dokładam swoją czekoladkę. Miłej lektury!
Znowu święta
Wiola westchnęła, siedząc w aucie na wypełnionym po brzegi parkingu. Nie mogła uwierzyć, że znów zbliżają się święta. Kolejny raz przez cały rok nic nie osiągnęła. Postanowienia noworoczne? Porzucone już w pierwszej połowie stycznia. Zmiana pracy na lepszą? Co miesiąc odkładała swoje odejście, aż nastał grudzień. Nauka języków i kursy? Skończyło się wydaniem połowy wypłaty na podręcznik, którego nawet nie otworzyła.
A przecież obiecała sobie, że wszystko się zmieni, że TYM RAZEM NA PEWNO SIĘ UDA.
– Ale tłumy! – wykrzyknęła matka, wsiadając do samochodu. – A ty czemu nie weszłaś? Masz już kupione prezenty?
Wiola wzruszyła ramionami. Nie kupiła. W tym momencie było jej wszystko jedno. Mogłaby wskoczyć na dach samochodu i zacząć jodłować. Ten rok był całkowitą porażką.
***
Czasem myślała, że jest dla siebie zbyt surowa. Przecież nie wszystko musiało być idealnie.
Ale zawsze warto spróbować...
W Wigilię dzieją się niesamowite rzeczy. Mikołaj roznosi prezenty, a zwierzęta przemawiają ludzkim głosem.
Wiola przekonała się, że przynajmniej jedno z tych twierdzeń jest prawdą, gdy stary zegar z kukułką, od lat zepsuty i milczący, nagle się otworzył.
Drewniany ptaszek spojrzał na nią czarnymi oczkami.
– Czemu jesteś smutna? – zapytał. – Jest Wigilia.
– Właśnie. Przyszła za szybko, potwierdzając to, że cały rok mi nie wyszedł.
– Czy chciałabyś go przeżyć od nowa?
Wiola ochoczo kiwnęła głową. Dziób głęboko wbił się w skórę przedramienia, a martwe wskazówki zegara ożyły i zawirowały do tyłu.
***
Wiola była wściekła. Postanowienia noworoczne porzucone, z rocznego karnetu na siłownię skorzystała tylko trzy razy, podręcznik do nauki włoskiego kupiony w styczniu leżał nieodpakowany. A znów zbliżały się święta. Porażka. Dostała szansę i przecież miało się udać.
Nadeszła Wigilia, kpiąc z jej niepowodzenia. Gdy kukułka ze starego zegara ożyła, Wiola znów poprosiła ją o powtórzenie roku.
Ptaszek zgodził się, choć zaczął narzekać, gdy Wiola podsunęła mu przedramię. Pokryte dziesiątkami blizn po dziobnięciach.
– W taki sposób nigdy nie dożyjesz do Bożego Narodzenia – oświadczył z dezaprobatą.
– Tym razem na pewno się uda.
Perfidne i niestety prawdziwe;)
Zastanawiam się Sonato, kto Ci na mnie doniósł?!
Ale pomysł jodłowania na dachu, kiedy coś nie wyjdzie, wydaje się kuszący:D
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Zastanawiam się Sonato, kto Ci na mnie doniósł?!
Czemu doniósł, jestem niewinna!
Ale pomysł jodłowania na dachu, kiedy coś nie wyjdzie, wydaje się kuszący:D
Oczywiście, wiele razy miałam ochotę tak zrobić, gdy mi w jakimś konkursie nie poszło ;)
Skąd ja to znam? Przecież z życia, tylko bez kukułki, blizn i cofania czasu. :D
Tak to jest z postanowieniami noworocznymi :c Dlatego ja już dawno przestałam sobie coś postanawiać ;)
Ulegamy pokusie, kiedy tylko się pojawi?;D
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Sonata, piękne podsumowanie postanowień noworocznych. Te dziobnięcia mnie trochę przeraziły, straszne rzeczy, które mogą istnieć na ciele, ale też w głowie.
Z mojej strony mogę podzielić się tym, że wypełniam swoje postanowienia noworoczne. Wystarczy nie artykułować ich zbyt dosłownie. Konkretna realizacja, taka straszliwie przedmiotowa, utrudnia skorzystanie z wiedzy, którą w danym roku zdobędziemy. Lepiej więc powiedzieć “będę lepszym kucharzem” niż “zrobię wreszcie pizzę”.
Może to brzmieć jak rodzaj oszustwa. W ramach bycia lepszym kucharzem możemy robić drobne rzeczy, na przykład: zostawiać mniej brudu przy gotowaniu, dodawać mniej soli jednocześnie dbając o smak, wyrzucić cukier z użycia na rzecz np. owoców. Wtedy może się okazać, że przy okazji zakupów kupimy odpowiednią mąkę i inne produkty. Nagle będziemy w połowie roku siedzieć przed czwartą własnoręcznie upieczoną pizzą, nie wiedząc nawet jak do tego doszło. Nie czując trudu podejścia, ale wierząc w dobro regularnych usprawnień.
Dziękuję też za lekturę drugiego grudnia, nie miałem możliwości odpisać :).
Wierzę, że kalendarzyk pomoże nam dobrze spędzić czas. Choć jest fantastycznie, to jednak bliżej tradycji niż bezimiennej dekonstrukcji.
Artystom więcej, szybko!
O!
Anioł
Jak Azja
Wbity na czubek.
Pod nim
Kuliste lśnienie bombek
Otyłych jeszcze przed świętami, ale
I tak zachwycających barwami oraz pozłotą.
Papierowe
Łańcuchy wiją się jak pytony
Oplatając bezbronne drzewko, razem z lampkami
Starsze powieś z tyłu,
A duże na dole. Czy lampki na pewno świecą?
Nie wpuszczaj kota!
Zabierz dzieci na spacer, to podłożymy prezenty.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Bardzo misię patrzy z zachwytem na taką choinkę. Nie dość, że ekologiczna, to można jeszcze poczytać. I treść świątecznie brzmiąca. ( ^_^)
Fajna Choinka. Co ciekawe na ekranie smartfona była prosta, a na dużym ekranie komputera lekko przechyliła się w prawo. Jest to dowód na to, ze choinka jest prawdziwa, doniczkowa i wróci co najmniej do ogródka po wypełnionym zdaniu. Ewentualnie do serca.
Chyba, że ona ciągle się zmienia. Żywa zawsze.
Artystom więcej, szybko!
Robiona w Wordzie z wyśrodkowaniem. Tu się rozjechała. Ręcznie dziergania. Miło mi, że lubicie drzewko.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Nadrabiam kalendarz ;)
Rybie, fajnie nawiązanie do obcego jako niespodziewanego gościa przy stole xD
Ambush, bardzo dobry pomysł z choinką!
Resztę jeszcze przeczytam ;P
Miło się czytało kolejne okienka kalendarza. A u Sonaty, faktycznie życiowa prawda.
Widzisz Ambush, aż z wielkiej litery napisałem o niej.
Artystom więcej, szybko!
(灬º‿º灬)♡
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ambush, fajna choinka, choć coś czuję, że kot już ją nieco przechylił ;)
Vacter, bardzo mądre słowa o postanowieniach noworocznych. Ja miałam z nimi problem, bo zawsze postanawiałam sobie po prostu za dużo i wszystko naraz. Udało mi się kiedyś bardzo dobrze wypełnić postanowienie noworoczne, kiedy postanowiłam sobie tylko jedną rzecz ;) Teraz już nic sobie w styczniu nie wymyślam, bo nie tędy droga. Staram się nie patrzeć na osiągnięcia w skali roku, tylko brać się za coś, kiedy jest do tego odpowiedni czas.
Gdzieś kiedyś czytałem, że lepiej mieć regularnie wypełniany plan minimum. Niestety, czasem stawiając sobie duży cel zapominamy, że wszystko co duże lub większe od najmniejszego, składa się z pewnych części.
Jeżeli więc ktoś planuje chodzić na siłownię, to czasem zapomina o składnikach tego postanowienia. Na przykład na “Chodzenie na siłownię” może składać się kilka mniejszych lub większych problemów, które trzeba najpierw jakoś rozwiązać. Na przykład: problem z dojazdem (może lepiej zorganizować coś małego do domu najpierw i spacerować po okolicy?) , męcząca praca (może trzeba ją zmienić lub zmienić podejście do niej?), zły humor (może poświęcamy komuś niepotrzebnie czas, a ta osoba nas ciągnie ze sobą w dół?), brak czasu (może gdzieś nam giną godziny, na przykład na mediach społecznościowych?).
To takie przykłady, ale może się okazać, że cel który sobie stawiamy, to coś w rodzaju zbudowania domku na mokradłach ;). Każda zmiana w życiu jest trochę jak rzucanie palenia moim zdaniem, to nie jest tak, że sobie coś wklejamy lub wycinamy i jest dobrze. Każdy taki ruch wpływa na całość życia, mniej lub bardziej. Czasem też otwiera jakieś możliwości, ograniczając inne. Może część tego co napisałem to truizmy, ale lepszy czasem Truizm Show niż... Truman Show. Tadam!
Artystom więcej, szybko!
Zostaw, to na święta!
Zapach kardamonu i ciepłego ciasta był zniewalający. Świeżo wyjęty z piekarnika przysmak o apetycznie zarumienionej skórce pysznił się na kuchennym stole, obiecując rozpływające się w ustach rozkosze dla każdego, kto tylko będzie dość odważny, by wziąć kawałek. Jóhann był odważny. W końcu miał już prawie dziewięć lat i do tego był najwyższy w klasie. A mama miała teraz tyle do roboty, że na pewno nie zauważy…
– Zostaw, to na święta! – zawołała mama, która zdecydowanie zauważyła.
–Tylko kawałek! – Zaoponował Jóhann.
– Uważaj, bo Grylla lubi takie niegrzeczne dzieci! – zagroziła mama.
– Nie boję się starej trollicy! – odparował chłopiec.
– A ścierki się boisz?
Bawełniana broń mamy przecięła groźnie powietrze. Jóhann szybko się zastanowił. Bał się ścierki, ale tylko trochę, za to ciasta chciał spróbować bardzo. Błyskawicznie urwał kawałek, wepchnął go sobie do ust i wybiegł z kuchni, ścigany wściekłym okrzykiem matki i ciśniętą za nim ścierką.
***
Nagły stukot gałęzi uderzającej o szybę obudził Jóhanna. Chłopiec spróbował znowu zasnąć, ale przeszkodził mu w tym przeraźliwy zgrzyt uchylanego okna. Wygrzebał się spod kołdry i uniósł zaspane oczy w sam raz by ujrzeć ogromne, płonące błękitem ślepia. Chciał krzyknąć, ale gruba i pokryta liszajami dłoń zasłoniła mu usta, a potem świat przesłonił gruby materiał wora.
***
Zapach świeżej pieczeni był zniewalający. Wyjęte przed chwilą z pieca, parujące jeszcze danie o cudownie przypieczonej, chrupkiej skórce pyszniło się na stole. Gáttaþefur nie mógł oprzeć się tej rozkosznej woni. W kuchennych drzwiach najpierw pojawił się jego długi nochal o wachlujących wściekle nozdrzach. Zaraz za nim do izby wślizgnął się Gáttaþefur we własnej, kudłatej osobie. Zdążył jednak zrobić tylko krok.
– Zostaw, to na Yule! – zaryczała wściekle Grylla.
Gáttaþefurowi wystarczyło jedno spojrzenie na ogromną trollicę wymachującą przypominającym maczugę wałkiem do ciasta, by czym prędzej rzucić się do panicznej ucieczki. Tylko głupcy nie bali się Grylli.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Początek był słodko świąteczny i z życia każdemu znajomy. Nagle zrobiło się straszno, bo okazało się, że tylko głupcy nie boją się Grylli. Obiecuję sobie, że nie ruszę wcześniej tego, co na Święta. :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Arnubisie, bardzo to było sympatyczne i edukacyjne zarazem. Będę miał co dzieciom opowiadać w grudniowe wieczory :-D Chociaż pewnie mały Johann i tak uważa, że BYŁO WARTO!
A już za chwilę moje mikołajkowe wydanie specjalne ;-)
Wyszło za długo, ale może nikt mi głowy nie urwie ;-)
M.I.K.O.Ł.A.J.
W tym roku Olaf był wyjątkowo zdeterminowany. Pierwsza klasa podstawówki roiła się bowiem od dowcipnisiów, próbujących wmówić mu, że Mikołaj nie istnieje. Wiedział, że docinki kolegów nie skończą się, póki nie pokaże im dowodu.
Gdy wszelkie dźwięki dochodzące z sypialni rodziców ucichły, Olaf ostrożnie zszedł po schodach do salonu. W rękach trzymał telefon komórkowy, który, jak na ironię, otrzymał w ubiegłym roku od Mikołaja. Teraz zaś miał stać się narzędziem ostatecznego zdemaskowania i zerwania zasłony tajemnic Świętego.
Starając się być bardzo cicho, Olaf położył się na kanapie na wprost choinki. Szczelnie przykryty kocem udawał, że śpi, lecz tak naprawdę wsłuchiwał się w najdrobniejsze szmery. Nie był pewien, jak długo czatował w tej pozycji, gdy usłyszał cichutkie „dzyń, dzyń” niewielkich dzwoneczków oraz parsknięcie jakiegoś zwierzęcia.
To musiał być on. Mikołaj. Przyleciał do niego saniami zaprzęgniętymi w renifery. Po chwili rozległo się ciche skrzypnięcie drzwi i dźwięk ostrożnie stawianych kroków. Jeszcze moment. Olaf powoli przesuwał pod kocem dłonie zaciśnięte na telefonie z włączonym aparatem. Będzie miał tylko jedną okazję. Teraz!
Olaf gwałtownie otworzył oczy i uderzając palcem w ekran z szybkością głodnego dzięcioła zrobił serię zdjęć kucającemu pod choinką brodaczowi w czerwono-białym kostiumie.
– Witaj, Olafie – odezwał się zupełnie spokojnym głosem Mikołaj. – Tym razem udało ci się mnie przyłapać.
Siwy staruszek poprawił okulary i uśmiechnął się do chłopca.
– Przepraszam, panie Mikołaju – wydukał Olaf, którego nagle opuściła pewność siebie. – Ale moi koledzy nie wierzą, że jest pan prawdziwy. Muszę mieć dowód. Ale jestem grzecznym chłopcem!
Brodacz roześmiał się serdecznie.
– Wiem Olafie, wiem. Ale niestety, nie mogę pozwolić ci zapamiętać tej chwili – dodał znacznie poważniej.
– Rozumiem – odparł chłopiec, opuszczając głowę. – Tajemnica Świąt.
– Tajemnica Świąt – potwierdził łagodnym głosem Mikołaj. – A teraz, skoro już tu jesteś, rozpakuj swój prezent.
Olaf natychmiast odzyskał humor, klęknął obok staruszka i pociągnął za tworzącą fantazyjną kokardę taśmę. Z namaszczeniem zdjął z pudełka wieko. Wewnątrz ujrzał jedynie idealną czerń, po której przesuwały się zielone cyferki.
– Co to takiego, Mikołaju?
Święty Mikołaj delikatnie pogładził chłopca po głowie, a potem świat zalała ciemność, zera oraz jedynki.
***
Po ekranie przesuwały się linijki komend, zgodnie z planem przeprowadzających coroczny restart systemu, pozwalający na ograniczenie rozmiarów symulacji. Tuż pod nim widniała zakurzona tablica pamiątkowa, na której wygrawerowano nazwę statku: M.I.K.O.Ł.A.J. – Modułowa Interplanetarna Kolonia Ocalonych z Łącznikiem Autonomicznej Jaźni.
Arka, powoli sunąca przez kosmos z miarowym buczeniem silników jonowych, wypełniona była największym i obecnie jedynym już skarbem ludzkości – dziećmi, które być może kiedyś odnajdą nowy dom, w którym ponownie zaznają miłości i radości. A wszystkiego nauczy ich Mikołaj.
uderzając palcem w ekran z szybkością głodnego dzięcioła
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
...potem świat zalała ciemność, zera oraz jedynki.
Na szczęście jest dalszy ciąg. :) Ładne.
PsychoFish’u,
Baaardzo oryginalna kronika baaardzo ważnych wydarzeń. ;)
Vacterze,
Przypuszczam, że każde dziecko cieszyłoby się, gdyby Mikołaj zawitał tak wcześnie. ;)
Sonato,
Grunt to optymizm! :) Tylko przedramienia szkoda. :))
Ambush,
Choinka rewelacyjna!
Arnubusie,
No tak, to przedświąteczne podjadanie – któż go nie zna? :))
Krzkot1988
Piękne i wzruszające. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Tak na szybko teraz stworzyłam. Poproszę termin 11.12. :)
Pecunia non olet
Mam chwilkę zaległości po aktywnym weekendzie. Podopisywałam wszystkich, którzy się w międzyczasie zgłosili, dzięki! :D Idealnie przy Mikołajkach przychodzę nadrabiać teksty. Nawiasem, wszystkiego najlepszego, mam nadzieję, że miło spędzacie dzień.
Vacter, co to za Mikołaj, co daty gubi? Ale czy 2 grudnia to za wcześnie? Nie powiedziałabym – to przynajmniej nie listopad. W tym roku w Ikei i Kauflandzie pierwsze dekoracje świąteczne widziałam już w październiku, ale rekordzistą był bodajże RMF, który puścił Last Christmas w sierpniu, wywołując moją niemałą konsternację.
Sonato, miałaś rację, mówiąc, że tekst depresyjny, ale mam wrażenie, że jest w nim dużo prawdy – że czasami dużo od siebie wymagamy, nawet za dużo. Cóż, trzymam kciuki, aby bohaterce kiedyś się udało albo żeby przynajmniej zrozumiała, że nie wszystko musi się udawać. :D W końcu gdyby wszystko było perfekcyjnie, to by było nudno. I zgadzam się z Ambush, że jodłowanie brzmi jak jakiś plan. Podobają mi się też Wasze przemyślenia odnośnie postanowień noworocznych. Zgadzam się i z Vecterem, i z Sonatą. Sama staram się żyć zgodnie z logiką zmieniania rzeczy, kiedy przyjdzie na nie pora i serdecznie to polecam. :D
Ambush, wierszyk przyjemny, a ze “stare powieś z tyłu” i “nie wpuszczaj kota” zgadzam się tym bardziej i skądś to zdecydowanie znam.
Arni, piękny tekst. Mnie nikt nie straszył Gryllą, zresztą jako dziecko zawiązywałam komitywę z ojcem, żeby omijać “to na święta”. Ale gdyby ktoś jednak mnie straszył Gryllą, to myślę, że zastanowiłabym się dwa razy.
krzkot1988, tak się zastanawiam, czy Olaf chciał przyłapać Mikołaja przez prezenty, czy jednak może podejrzewał, że coś jest nie w porządku. Ale bez względu na odpowiedź, trzymałabym za niego kciuki. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Gryllą straszą głównie na Islandii, więc zdziwiłbym się gdyby cię nią straszyli :D Ale bardzo lubię islandzki folklor okołoświąteczny, zresztą Grylla już przewinęła się w moim opowiadnaiu na pierwszy świąteczny konkurs :D
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Gdzieś kiedyś czytałem, że lepiej mieć regularnie wypełniany plan minimum. Niestety, czasem stawiając sobie duży cel zapominamy, że wszystko co duże lub większe od najmniejszego, składa się z pewnych części.
Do celu najlepiej małymi kroczkami. Chociaż nie mogą być za małe :) Masz rację, Vacterze, trzeba się zastanowić, co powoduje, że się nie udaje wprowadzić zmiany i czy jest ona w ogóle możliwa w danej sytuacji.
Cóż, trzymam kciuki, aby bohaterce kiedyś się udało albo żeby przynajmniej zrozumiała, że nie wszystko musi się udawać. :D
Verus, raczej tylko to drugie jest możliwe :P
końcu gdyby wszystko było perfekcyjnie, to by było nudno.
Prawda. No i czy naprawdę bylibyśmy zadowoleni z życia? Chyba nie do końca ;)
Arnubisie, dobry kawałek ciasta tekstu! Ładne, świąteczne i klimatyczne opisy, no i islandzki folklor też zrobił robotę.
krzkot1988, fajny tekścik – zaczęło się niewinnie, ale zakończenie wywróciło wszystko do góry nogami ;)
Arnubis, chyba muszę się bardziej zainteresować islandzkim folklorem, bo brzmi zabawnie. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Yep, jest świetny. Zwłaszcza polecam ci Jólakötturinna (o którym piasłem opowiadanie xD), uroczy jest, mocno Lucek-vibes.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Ojej, znalazłam piękne grafiki tego cudu. Już mi się podoba. <3
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Arnubisie niestety chyba wiem skąd ta pieczeń. Szokująco klimatyczne;)
Krzkocie Trzeba wierzyć w Mikołaja do końca;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
No to wstawiam drugi tekścik – nie obiecuję, że będzie bardziej pozytywnie niż ostatnio, ale zapraszam do lektury :)
Nie otwieraj drzwi obcym
Maciuś miał dziś zły humor. Zbliżały się święta, więc nauczycielka matematyki podarowała mu w prezencie jedynkę z kartkówki. W dodatku Sebastian – jego najgorszy wróg – cały czas się chwalił nową hulajnogą, którą dostał na Mikołajki. Maciuś nie dostał wczoraj zupełnie nic. Rodzice, jak zwykle zajęci, najwyraźniej zapomnieli o prezencie dla syna.
Dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał Maciusia z niewesołych rozmyślań. Wystraszony – był sam w domu – podszedł do wejścia i nieśmiało zapytał:
– Kto tam?
– Ho, ho, ho! – rozległo się zza drzwi. – Witaj, Maciusiu. Podobno nie dostałeś nic wczoraj na Mikołajki.
– Kim pan jest?
– Jestem Świętym Mikołajem! – oznajmił nieznajomy. – Przyniosłem ci spóźniony prezent mikołajkowy!
Maciuś, nieufny, podsunął stołek i stanął na nim, by spojrzeć przez wizjer. Rzeczywiście – przed drzwiami stał gruby pan w czerwieni, z wielkim, wypchanym worem. Chłopak z wrażenia prawie spadł ze stołka. Uśmiechając się radośnie otworzył Mikołajowi.
***
Zorn zacisnął sznur, szczelnie zamykając worek. Gówniarz jeszcze piszczał i szamotał się, ale zaraz przestanie, gdy tylko środek nasenny zacznie działać. Te dzieci robią się coraz bardziej łatwowierne – pomyślał. Wyszedł na zewnątrz z poczuciem dobrze wykonanej roboty. Sztuczna skóra Mikołaja nieco uwierała, ale była konieczna. Czarne, pokryte wybrzuszeniami cielsko i zdeformowana głowa z pewnością nie sprawiłyby, że dzieci bardziej mu zaufają.
Jego statek czekał ukryty w pobliskim lasku. Pora załadować ostatni worek z materiałem do testów i wracać na swoją planetę.
Gdy zagłębił się w zarośla i ujrzał wehikuł, od razu zauważył, że coś jest nie tak. Drzwi były otwarte. Porzucił worek w trawie i szybko pobiegł do wnętrza maszyny.
W środku unosił się zapach kogoś nieznajomego, pachnącego piernikami, goździkami i mandarynkami. Zorn spróbował uruchomić statek – bezskutecznie. Maszyna poinformowała o braku paliwa. Zdenerwowany, podbiegł do baku – przed odlotem zatankował do pełna. Paliwo było stworzone ze składników obecnych tylko na jego planecie, bez niego nie będzie mógł wrócić do domu.
– Ho, ho, ho! – Podskoczył, gdy huknął za nim potężny głos.
Odwrócił się i ujrzał kogoś, kto do złudzenia przypominał osobę, za którą był przebrany. Tylko że ten Mikołaj najwyraźniej był prawdziwy – biła od niego jakaś dziwna magia.
– To ty ukradłeś paliwo? – wrzasnął Zorn. – Oddawaj zaraz!
– Przykro mi, ale poleciało już na Biegun Północny. – Mikołaj uśmiechał się promiennie. – Widziałem, co robiłeś i co masz w worku. Dostaniesz paliwo, jeśli naprawisz swoje błędy.
Zorn zaklął w myślach. Tego się nie spodziewał. Ale trudno, odda materiał. Na planecie zgromadzili go już bardzo dużo.
– Dobra, bierz worki i oddawaj – oświadcza.
– O nie, nie. Powiedziałem: jak naprawisz swoje błędy. Oszukiwałeś dzieci, że dostaną prezenty. – Twarz Mikołaja spoważniała. – Teraz rozdasz je naprawdę, skoro tak dobrze ci idzie udawanie mnie. A mi się przyda pomocnik.
– Co?! – Zorn był wściekły.
Tak nieudanej wyprawy jeszcze nie miał. Ale niech gruby dziadunio się cieszy, póki może – pomyślał. I tak mieli już dość materiału, by rozpocząć inwazję.
Bardzo przyjemna miniatura, chociaż spodziewałem się innego twistu na koniec, np.:
1. Statek Zorna zostaje rozparcelowany przez złomiarzy.
2. Statek ma blokadę straży miejskiej.
3. W statku zamieszkali bezdomni.
4. Zorn zostaje okradziony po drodze do statku.
5. Zorn dostaje wyrok za prowadzenie nierejestrowanej działalności gospodarczej.
Ale pojawienie się prawdziwego Mikołaja też spoko :-D
Wow, Sonato, toż to makabryczny horror!
Przyznam, że czytałam przerażona.
Ciekawe, nie powiem, ciekawe. I pomysłowe. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Tak, tak, nie otwieraj drzwi obcym nawet, gdy już nie jesteś dzieckiem, to może nie będzie inwazji.
Całkiem na czasie tekst.
Dzięki wszystkim za przeczytanie! Blokada straży miejskiej – ten pomysł mi się najbardziej podoba, szkoda, że na to nie wpadłam :D
Oooo...?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czyli u mnie był prawdziwy, czy kosmita?!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Jeśli nie zostałaś porwana do testów, to znaczy, że prawdziwy.
Widzę, że porywacz ukrył się na avatarze Tarniny ;)
Ale gdybyś została porwana do testów, to byś o tym nie wiedziała! :-P
8 okienko kalendarza adwentowego :).
Główna postać inspirowana filmem “Strażnicy marzeń” :).
Chłopak przysiadł na dachu i spojrzał na wieżę zegarową. Dwudziesta druga, a dopiero się ściemniało. Musiał jeszcze chwilę poczekać, by nikt go nie dostrzegł. Śnieżnobiałe włosy, blada cera i biała peleryna co prawda były idealne na skrycie się wśród grudniowych zasp, ale nie w lipcowym upale. Jednak Jack Mróz nie zrezygnowałby z największego psikusa stulecia. W błękitnych oczach błyszczały figlarne iskierki.
– Teraz – szepnął i oszronił chodnik przed szkołą, tuż przed jegomościem, który zrobił spektakularnego fikołka. Jack dałby mu dziesięć punktów. Elegancka pani tuż za nim walczyła dłuższą chwilę, odprawiając dzikie tańce, nim upadła tuż przy mężczyźnie. Kiedy Jack usłyszał z dołu niewybredne słowa i zdziwienie skąd w lecie lód, zachichotał radośnie. Już obmyślał sobie, jak zmrozi rzekę wędkarzom, rozglądając się przy tym za dziećmi. Zawsze przecież było ich pełno na dworze i wesoło harcowały. Bez nich nie było już tak zabawnie.
– Ufff. – Otarł pot z czoła.
Nagle usłyszał w dole pełny bólu okrzyk. Starsza pani leżała jak długa. Przestraszony Jack już chciał do niej sfrunąć, ale podbiegło do niej młode małżeństwo, rozchlapując wodę.
– O dziękuję, kochani. Chyba wszystko dobrze, tylko się nie spodziewałam lodowiska w lecie!
To jednak nie to samo. Wszystko ma swoje miejsce i czas, pomyślał ze smutkiem chochlik.
* * *
Śnieg obficie padał, łaskocząc roześmiane dziecięce buzie. Ślizgawka tuż przy górce okazała się wspaniałym odkryciem dnia. Dzieci urządziły sobie nawet zawody, kto dłużej utrzyma się na lodzie. Długo nie mogły wyłonić zwycięzcy, przeszkadzając sobie nawzajem, a mocniejsze podmuchy wiatru nie ułatwiały zadania, psocąc i jakby bawiąc się z dziećmi. W pewnym momencie śnieżki zaczęły latać nie wiadomo skąd, rozpętując bitwę. Radosny śmiech niósł się, aż do miasteczka, gdzie wieża zegarowa właśnie wybiła siedemnastą. Ulice szybko zostały odśnieżone i jedynie piękne zimowe malowidła na szybach zdobiły domy, ciesząc oko dorosłych.
Czasem w lecie oczekuje się mrozu, tak, jak zimą – upalnego lata. :)
Super, Monique.M. :)
Pecunia non olet
Widzę Monique, że chochliki Cię zniewoliły na dobre.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Monique, są jeszcze wolne okienka w kalendarzu. Napisz do kompletu o chochliku przynoszącym zimą trochę ciepła marznącym/ nie lubiącym mrozu. Miś ładnie prosi.
Dziękuję za pozytywny odbiór:). Ach te chochliki... Misiu, rozumiem Cię. Zobaczymy czy wena coś przyniesie;).
Dobrze że nikt nie skręcił karku na tym lodzie ;)
A Strażników Marzeń polecam każdemu, ładna animacja.
9 okienko kalendarza adwentowego
Wykonane wraz z synkiem :).
Przepiękne, Monique.M.
Pecunia non olet
Urocze :3
Gratulacje z powodu pięknej ilustracji i zdolnego synka.
:)
Poproszę 14 grudnia :).
Monique,
Monique piękny bałwanek
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Za luźną inspirację posłużyło: https://www.youtube.com/watch?v=06OlSDpex7g
Zombies ate my christmas tree
– Verus & Golodh
BIM BAM BOM…
Głuche stuknięcia wielgachnych nóg ustają, gdy kosmiczny słoń zatrzymuje się przy szybie wentylacyjnym. Zeskakuje z niego jeździec w czerwonym płaszczu. Bierze z juków zielone pudełko, odwiązuje wstążkę i wyjmuje łom. Dwa uderzenia później droga do statku kosmicznego jest już wolna.
Przywiązuje słonia, podciąga spodnie i wciąga brzuch. Przeciska się do środka, co chwila pociągając nosem. W powietrzu unosi się ten charakterystyczny odór zgnilizny, wymieszanej ze strachem. Oni już wiedzą.
Oblizuje wargi. Zemsta wreszcie się dopełni. Za chwilę pokład spłynie krwią i przeszyją jęki niespokojnych dusz, wołających jego imię. Kata sprawiedliwości. Samotnego mściciela. Mikołaja, który nie jest już taki święty. Bo gdy rozum śpi, budzą się demony.
I zombie.
***
Wewnątrz wszystko jest tak, jak zapamiętał – mesa przystrojona kolorowymi lampkami pachnie stołówkowym żarciem i tylko przypięte tu i ówdzie gałązki nie są już zbyt zielone. W rogu stoi martwe drzewko, pod spodem kolorowe pudła… i to pomiędzy nimi dostrzega pierwszego z nich.
Mały. Musiał być dzieckiem, gdy go przemieniono.
Takie są najgorsze.
Mikołaj zaciska dłoń na mieczu łańcuchowym i szykuje się do skoku. Zanim jednak wykonuje ruch, dziecko kieruje na niego spojrzenie jedynego oka – brakuje nie tylko drugiego, ale też połowy twarzy – i natychmiast znika w jakiejś dziurze w ścianie. Szlag by to.
Mikołaj nasłuchuje przy ścianie i dopiero po chwili odpuszcza. Rusza dalej korytarzem, pogrążonym w półmroku lampek choinkowych. Podłoga skrzypi złowrogo.
Wtem rozlega się…
Wesołe niech będą święta. Wesołe niech będą święta. Wesołe niech będą święta. I noooowy roook teeeż!
Piosenka, której kiedyś słuchali w trakcie pracy. On, jego elfy i wszystkie renifery… Odległe, ochrypłe głosy stają się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, gdy Mikołaj zbliża się do końca korytarza. Spod znajdujących się tam drzwi unosi się rodzinna atmosfera pod postacią zapachu makowca i ryby (z niewielką tylko nutką zgnilizny). Pieprzone zombie.
Ostatni raz sprawdza granaty przy boku i forsuje drzwi. Już ma rzucić się na najbliższego potwora, gdy dociera do niego, co właściwie widzi.
To nie święta, to ich abominacja, ale wokół stołu przykrytego potrawami – wśród których widać też niezidentyfikowane kawałki mięsa – stoją ludzie. Znaczy, nie tylko ludzie: elfy, renifery, księgowi… wszyscy z nadal otwartymi do śpiewu ustami, ale zawodzi już tylko stare radio w rogu.
Mikołaj staje. Rozpoznaje ich twarze, wie kim są, nawet jeżeli z niektórych oczu wyglądają robaczki, niektóre szczęki szczerzą się w wiecznym już uśmiechu, a kilka kończyn wystaje ze stojaka na parasole.
Skąd on się tu wziął? Komu na statku kosmicznym potrzebne parasole? – przez myśli Mikołaja przebija się pierwsze logiczne pytanie. Oczu jednak dalej nie może odkleić od pięknej scenki rodzajowej, której jest świadkiem.
Może się mylili? Może choroba zombie nie odbiera wszystkich odruchów istotom żyjącym? W końcu jest tu choinka, są potrawy wigilijne, jest rodzina… Całe chęci na zemstę przechodzą w jednej chwili, Mikołaj odrzuca miecz łańcuchowy, odkłada pas z granatami, a jego twarz pierwszy raz od lat rozświetla uśmiech. Stawia krok do wnętrza, szeroko otwierając ramiona…
Zombie, do tej pory nieruchome, otrząsają się ze zdziwienia. Patrzą po sobie, uśmiechają się i podejmują wesołą piosenkę.
– Jestem w domu! – krzyczy Mikołaj. Już ślini się na widok pieczeni, gdy…
Coś gryzie go w stopę.
Patrzy w dół i napotyka pojedyncze oko dziecka. Ledwo zdaje sobie z tego sprawę, a już rzuca się na niego cała wesoła rodzina zombie.
To będą wesołe święta. W każdym razie dla tych, do których kolacja wigilijna sama przyszła.
A morał? Cóż, morał jest krótki i raczej nieznany: nie odkładaj miecza przed chmarą zombie, bo będziesz zjadany.
:)
Слава Україні!
Sonato, no jak na mnie to w tym tekście jest nawet happy end. :D
Monique, piękne rzeczy w kalendarzu. :D I mówię zarówno o ozdobie, jak i tekście, choć wspomnianej bajki, która była inspiracją nie widziałam. Dopisałam Cię na 14.12. :D
EDIT: Ach, no i polecam tekst Golodha i mój. Mam nadzieję, że sprawi Wam trochę radości. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Ponieważ do rozpoczęcia nowego dnia pozostała już niecała godzina, otworzę okienko 11 grudnia:
„Jeden dzień wiosny w środku zimy”
– Nienawidzę Świąt! – Zniechęcona Wiktoria spoglądała w telewizor.
Sześćdziesięciolatkę zawsze denerwowała atmosfera przedświątecznej bieganiny. Pokój, radość i składane życzenia uważała za sztuczne.
– Oby tylko przetrzymać to wariackie szaleństwo i spokojnie wejść w styczeń ze stertą nowych rachunków! – gderała.
Zasadzone drzewko cytrynowe miało być jawnym sprzeciwem wobec celebrowania choinki.
Nie wychodziła do sklepu czy sąsiadów, korespondencję dostawała do skrzynki. Konsultacje lekarskie oraz zakupy przeprowadzała przez internet z dostawą pod drzwi. Powtarzała, że takie życie odludka lubi najbardziej.
W tym roku wszystko się zmieniło, bo 11 grudnia do Polski nieoczekiwanie zawitała wiosna.
Zamiast narzekać na mróz i śnieg, Wiktoria mimowolnie uśmiechnęła się, widząc ptaki, liście i kwiaty.
Pani Zima zastukała do jej drzwi. Weszła z małym chłopczykiem.
– Wiktorio, podobno jesteś samotna.
Zanim kobieta zaprzeczyła, Zima kontynuowała:
– To dwuletni Adaś. Niewiele mówi, ale wszystko rozumie. Jest bardzo smutny, bo musiałby w domu dziecka spędzić samotnie Święta. Czy mógłby zostać u ciebie?
Wiktora przytaknęła z uśmiechem.
– Wiosna przyszła na jeden dzień, aby czuł się ciepło i bezpiecznie. – Biała Pani podeszła do okna i namalowała wzory na szybach. Wiktoria dostrzegła w nich magiczne piękno.
Tymczasem Zima chodziła już po ulicach, zdobiąc je śniegiem.
– Adasiu, usiądź. Napij się gorącej czekolady. – Kobieta podała kubek. – Chciałbyś mieć prawdziwą choinkę?
Maluch kiwnął głową, usadawiając się ufnie na jej kolanach przed komputerem.
Przytuliła go i zapłakała ze szczęścia.
– Mamy jeszcze czas do Świąt, na pewno zdążymy. Poszukajmy… – przeglądała internet. Święta zaczęły ją cieszyć, jak nigdy dotąd. – Kupię ci prezenty oraz ubranka, bo teraz tu zamieszkasz. A w twoje imieniny podzielimy się opłatkiem.
***
– Tak nie można, przed adopcją konieczny jest szczegółowy wywiad, zawiłe formalności, wypełnienie drobiazgowej dokumentacji! – protestował kierownik domu dziecka.
Zima z uśmiechem dotknęła różdżką teczki Adasia.
– Gotowe – powiedziała. – Wesołych i Szczęśliwych Świąt Wszystkim!
Pecunia non olet
Bardzo ładny tekst Bruce .
Odnoszę dziwne wrażenie, że w tym roku kalendarz adwentowy staje się dość krwiożerczy . Więc, aby przełamać to wrażenie wstawiam zdjęcie z dzisiejszego spaceru
Niekoniecznie wiosny, lecz łagodnej zimy i gorących serc Wszystkim (inspiracja szortem Bruce).
Piękny byłby świat, gdyby bruce mogła nim pozarządzać;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cieszy mnie, że się Wam podobało. :)
Monique.M, choinka przepiękna.
Edit, żeby pusty nie został, wezmę 13 grudnia. :)
Pecunia non olet
Verus & Golodh – zaskakujący tekścik, fajny. Mam nadzieję, że kolacja wigilijna smakowała załodze :P
Bruce – ładny tekścik, rozgrzewający w czasie mroźnej zimy :)
Podoba mi się, że są tu tak różne tekściki i że jedne są mroczne, a drugie ciepłe i radosne – niech żyje różnorodność!
Piękna choinka, Monique :)
Dziękuję, Sonato.
Rzeczywiście, kalendarz obfituje w niezwykłą różnorodność.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
OldGuard i ja, ośmielamy się zadać Wam zagadkę w tym dwunastym okienku Kalendarza. Dostajecie dwa droubble (tytuły się nie liczą). Czyją własnością jest który?
Wena i pierniczki
Może nie wiecie, ale różne są weny, jedne od pisania tekstów świątecznych, fantastycznych na NF, inne od różnych działań wcale nie związanych z pisaniem. Każda ma swoją specjalizację i ‘worek’ pomysłów. Potrafią być kreatywne.
Małgosia upiekła na Święta pierniczki, bo przyszła do niej wena, taka od pomysłów na ciasteczka i obiecywała, że jeżeli dziewczyna upiecze pierniczki, będą wyjątkowe.
– Gdy taki rozkruszysz i wysypiesz okruchy o północy przez okno, rano spełni się twoje najskrytsze marzenie – mówiła.
Gosia tak zrobiła.
Rano przyszła sąsiadka z dołu, z wyrzutami, że ma naśmiecone na balkon i to przed Świętami.
Nie takie było najskrytsze marzenie młodej.
Sąsiadka miała też prośbę:
– Z Londynu przyjechał do mnie na Święta mój chrześniak. Matka go przysłała, żeby poznał nasze tradycje, to moja przyjaciółka. Janek jest twoim rówieśnikiem, dogadacie się. Czy możesz się nim zająć? I zapraszam cię na Wigilię do nas.
Małgosia zrozumiała w tym momencie, że wena jej nie okłamała. Widziała Janka wczoraj i chociaż, jak zawsze mówiła, była singielką z przekonania, jej najskrytszym marzeniem było poznać miłego chłopaka. Okazja sama się pchała w ręce.
– Z przyjemnością się nim zajmę i dziękuję za zaproszenie, bardzo chętnie przyjdę do państwa.
– Nie będziesz, dziecko, sama. W Wigilię nikt nie powinien być.
Pomocna wena
Miałem wczoraj strasznego doła. Ilona rzuciła mnie teraz przed Świętami, po dwóch miesiącach nie tylko chodzenia. Nie mogła po Świętach? Będę Wigilię spędzał samotnie?
Rozmyślając tak, usłyszałem:
– Czemu tak smęcisz nieboraku? Przecież masz mnie. – To była moja osobista wena.
Przychodziła, kiedy chciała, ale zawsze z pomocą.
– Ilona ci powiedziała, że albo ona, albo czytanie i pisanie na NF, więc nie dziw się, że sobie poszła.
– Ale w Wigilię i Święta będę sam, ty znowu znikniesz – powiedziałem do weny.
Ta się roześmiała i wygłosiła długą, jak na nią, przemowę:
– Przyszłam, żeby ci pomóc. Pomyślałeś dlaczego, gdy zjeżdżasz rano windą, na ósmym piętrze wsiada zawsze Alicja, ta ładna brunetka, singielka? Wiem od jej weny, że dziewczyna też jest zarejestrowana na NF. Jest w twoim wieku, macie wspólną pasję, odezwij się do niej. Znikam, dalej radź sobie sam. – I zniknęła.
Rzeczywiście widziałem parokrotnie tę Alicję z egzemplarzami Nowej Fantastyki. Jest interesująca i niebrzydka. Zaczepię ją, dziewczynę nie miesięcznik.
Dzisiaj rano dopilnowałem, żeby wyjść do pracy o zwyklej porze. Na swoim piętrze Alicja wsiadła do windy i zacząłem rozmowę. Okazało się, że pracujemy w biurowcach na tej samej ulicy. Umówiliśmy się na spotkanie po pracy.
Wigilię i Święta spędzimy razem, co będzie potem, zobaczymy.
Pierniczkowy misiek i pomocna gwardzistka.
Miło mi się zrobiło na serduszku<3
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Chciałam zarezerwować 22.12 Ambush i ośmiornica :)
Baaardzo optymistyczne historie, OldGuard i Koalo75, brawa! Trzeba zawsze wierzyć w miłość. :)
Niestety, nie umiem rozszyfrować, kto co napisał. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Ambush, nie potwierdzamy i nie zaprzeczamy. :)
Bruce, znaczy zagadka udana. :)
Bruce, znaczy zagadka udana. :)
O, tak, potwierdzam, Koalo75. :)
Pecunia non olet
Bruce, to się cieszymy. :)
Ja stawiam, że Miś napisał pierwszą powiastkę, a OldGuard drugą:)
Слава Україні!
To podobnie obstawiasz, jak Ambush. :)
Pecunia non olet
Już wieczór, więc pozwolę sobie otworzyć okienko 13 grudnia, do którego się zgłosiłam, ponieważ u nas od wczoraj nieprzerwanie sypie i jutro pewnie od rana znowu będę odśnieżać, więc mogłabym zamieścić tekst zbyt późno. :)
Fotografie moje, z zasypanego Będzina. :)
Okienko 13 grudnia. :)
„Życzenia ślemy światu!” :))
Idą takie piękne Święta!,
każdy o każdym pamięta,
więc życzenia śle się z sercem,
wszyscy są szczęśliwi wielce.
Dom zdobimy uśmiechami,
gadamy ze zwierzakami,
mak na kutię ucieramy,
pierwszej Gwiazdki wyglądamy.
Dziś marzenia się spełniają -
– wszyscy prezenty dostają.
Pajacyk schodzi z igliwia,
z Aniołkiem harce wydziwia.
Zasypało świat na biało,
pod butami zaskrzypiało,
już od świtu odśnieżało,
cudną zimą zachwycało.
Choinkowe cuda lśnią.
Nikt nie zważa więc na ziąb,
Mikołaja sanie mkną,
reniferów przy nich rząd,
dzwonki w mroku pięknie brzmią,
kolędnicy stoją w krąg.
Wiwatuje każdy ląd:
„Zdrowych i Wesołych Świąt!”.
Pecunia non olet
Koala & OldGuard, pozytywne tekściki! Fajnie, że bohaterom udało się znaleźć miłość i nie spędzać świąt samotnie :) Nie mam jednak zielonego pojęcia, kto napisał który tekst.
Bruce, uroczy wierszyk i ładne zdjęcia! U mnie też od wczoraj nie chce przestać sypać :)
Sonato,Golodhu, nie zdradzimy, co jest czyje. Zdradzę tylko, że dzisiaj moja wspólniczka ma imieniny.
Bruce, pięknie, prawdziwie świątecznie wypełniłaś 13te okienko rymami i zdjęciami.
Wspaniałe ozdoby, przypomina mi się zestaw drewnianych zabawek na choinkę. Już wiem co kupię, ale widzę, że te tutaj są robione bardziej ręcznie.
Kalendarz adwentowy muszę nadrobić, bo widzę, że nie wszystko obejrzałem.
Artystom więcej, szybko!
Bardzo optymistyczne kolejne okienka, aż przyjemnie się robi na koniec dnia (w sumie w nocy).
Obstawiam, że o pierniczkach napisał Miś, a o NF OldGuard.
Dziękuję. :)
Pecunia non olet
Wspaniały kalendarz! Mam trochę zaległości, ale już nadrabiam powoli :)
Bruce, piękne zdjęcia!
Co do zagadki: pierniczki wydają mi się bardzo Misiowe, więc drugi tekst musi należeć do OldGuard.
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Wspaniały kalendarz!
Zgadzam się, ten kalendarz co roku jest naprawdę rewelacyjny! :)
Pecunia non olet
Podbijam wątek na listy początek.
Bez komentarzy zaraz się zdarzy,
że całkiem spadnie, bo już jest na dnie.
To może coś razem napiszmy świątecznego?
Miłego i optymistycznego? :))
Na przykład, że czternastego grudnia,
tak około południa,
wszyscy się wspólnie ucieszyli,
że już za dni dziesięć zasiądą do Wigilijiiiiii... ...
Pecunia non olet
14 okienko kalendarza adwentowego
Z dedykacją dla Misia
Michaś uwielbiał zimę. Zjeżdżanie na sankach, lepienie najogromniejszego na świecie bałwana i bitwy na śnieżki. No i oczywiście Boże Narodzenie z prezentami. Tak, prezenty były ważne. Ale Michaś miał w związku z tym problem. Tacie zrobił ze słoika pojemnik na śrubki, dziadkowi skarbonkę na drobniaki, które zawsze gdzieś gubił, babci doniczkę-buzię na rosnącą bazylię (która była włosami). Ale co miał zrobić mamie? Ona wszystko miała. Myślał nawet o ramce na zdjęcia, ale mama ma już ich tyle, że się nie mieszczą na komodzie. Ech... Michaś potrząsnął szklaną kulą, powodując że Święty Mikołaj stał teraz w zamieci śnieżnej. Mama uwielbia ciepło. Najchętniej spędziłaby zimę w ciepłych krajach. Może Mikołaj spełni jej życzenie choć w tym roku?
Michaś, jako pierwszy rozpakował swoje prezenty i jak zawsze był zachwycony. Następnie zaczął rozdawać własnoręcznie zrobione upominki. Tata ucieszył się z podpisanego pojemnika na śrubki, dziadek ze skarbonki (od razu wyciągnął z kieszeni kilka groszówek), babci bardzo podobał się ludzik z zielonymi włosami. Michaś już miał przyznać się mamie, że nic dla niej nie ma, gdy dostrzegł pod choinką jeszcze jedną paczuszkę z podpisem "mama". Czyżbym zrobił prezent i zapomniał o tym? Szybko wziął go i wręczył mamie. Okazało się, że była to szklana kula, ale zamiast śniegu miała piasek, a między dwoma palmami rozwieszony był hamak.
– Jaki cudowny prezent! – ucieszyła się mama i od razu potrząsnęła kulą. W środku powstała burza piaskowa, a kiedy opadła, na hamaku pojawiła się... Mama! Cała rodzina z niedowierzaniem wpatrywała się w kulę. Mama za to dłuższą chwilę spoglądała na nich, po czym wzruszyła ramionami i wygodniej ułożyła się na hamaku, zakładając przeciwsłoneczne okulary.
Bohater jest imiennikiem Synka.
Też chcę na hamak!
Super, dzięki, Monique.M. :)
Pecunia non olet
Jakie śliczne ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ciepło witam, Monique, taki słoneczny pomysł z prezentem dla tej mamy. Słońce zimą bardzo jest potrzebne w tych krótkich dniach, a mamie na pewno przyda się taki dodatkowy odpoczynek.
Wspominałeś coś Misiu o chochliku przynoszącym ciepło, pod moim poprzednim okienkiem. Co prawda to nie chochlik, ale ciepełko jest .
Monique,
Ależ zrobiłyście atmosferę. Już powinniśmy siadać do stołu.
Dzięki.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
To ja, zanim pochwalę dotychczasowe opka bardziej szczegółowo, podzielę się zdjęciem. Bo czasem nawet i Cthulhu zmarznie i trzeba się o niego zatroszczyć, co właśnie zrobiłam.
ninedin.home.blog
Jakie super!
A zegar w tle, niczym z pokoju mojej Cioci sprzed lat...
Pecunia non olet
Dzięki ci o przedwieczna ninedin!
Cthulhu jaki wesoły, ale rządzi jakimś światem ścisłych zasad. Matematyzuje przestrzeń pod sobą. Zachowuje jednak radość przedwieczności kojarzonej powszechnie ze straszliwą grozą. W końcu temat świąteczny.
Artystom więcej, szybko!
Świetne ninedin :).
Pora wypełnić 15te okienko.
Świąteczny prezent
Jestem normalny, taki przeciętny trzydziestolatek, singiel. Żyłem sobie spokojnie, ale przed paroma dniami zdarzyło mi się coś niezwykłego. Po przedświątecznym sprzątaniu postanowiłem wieczorem odpocząć. Usiadłem w fotelu, zacząłem czytać opowiadanie na NF i nagle w drugim fotelu pojawiła się ona. Wyglądała na dziewczynę w moim wieku. Była wysoka jak ja, lecz zgrabna, niebrzydka, z ujmującym, niepewnym uśmiechem i pięknymi oczami.
Powiedziałem półgłosem do siebie:
– Oto skutek ciągłego czytania fantastyki. Trzeba będzie trochę przyhamować.
Na to usłyszałem melodyjne:
– Czeeść. Jeestem Fiina. Chyyba poozostaanę tuu kiilka dnii.
Zaskoczony postanowiłem podjąć grę z całkiem sympatycznym przywidzeniem.
– Dlaczego u mnie?
– Taaki przypaadek.
– Skąd jesteś?
– Z równooległego świaata.
– Jak to możliwe?
– Cooś mnie przenioosło. Teeraz dziiwnie mówię. Moogę zamieeszkać u ciebie, doopóki nie napraawią przeejścia? Jest awaaria. Poowinni skoończyć przeed Noowym Rookiem.
Zastanowiłem się przez moment. Była zmartwiona, nie wyglądała groźnie. Miejsca miałem dosyć. Odpowiedziałem:
– Możesz zająć drugi pokój. Co będziesz jadła?
– To saamo co tyy.
Została i nie żałuję. Jest miła, już mówi całkiem normalnie. Dogadujemy się coraz lepiej.
Lubi czytać opowiadania na NF. Poszerzyła moją wiedzę i czasem świetnie się bawimy pisząc razem komentarze. Mam wrażenie, że nie ma ochoty na powrót do siebie. Jest nam dobrze razem. Ma talent kucharski, doskonale gotuje i piecze pyszności. Ustaliliśmy, co przygotujemy na wieczerzę wigilijną. Zaprosimy Ewkę z Miśkiem. Szykują się fantastyczne Święta. Tam u niej byłaby sama, a ja też z nikim nie jestem związany.
Honorowo nie chce pozostawać na moim utrzymaniu. W jej świecie była testerką programów komputerowych. Tu mogłaby robić to samo, bo dla testerek jest dużo ofert.
Myślałem, że światy równoległe oraz istoty stamtąd to tylko wymysł fantastów, ale Fina istnieje realnie. Możecie mi uwierzyć, lub nie.
Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żeby zamieszkała ze mną na zawsze. Byłaby najmilszym świątecznym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem.
Adam
Właśnie odniosłam wrażenie, że to nie Ty Misiu ostatnio piszesz...
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Łowuszko, nie rozumiem dlaczego. Wyjaśnisz? :)
Koalo75, sympatyczna historia. :)
Powiedziałem półgłosem do siebie:
– Oto skutek ciągłego czytania fantastyki. Trzeba będzie trochę przyhamować.
Ten fragment mnie rozwalił.
Pecunia non olet
Ia, ia, szalik fthaghn XD
Misiu,
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
@Koalo, masz krótkie i chłodne komentarze. Jak jakiś kosmita...
@Bruce Rozwalił, ale jak widzę nie przyhamowałaś! ;P
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
@Bruce Rozwalił, ale jak widzę nie przyhamowałaś! ;P
Pecunia non olet
Jutro będzie dalszy ciąg. Zapraszam po dziesiątej do szesnastego okienka. :)
Zapowiada się przeciekawie, Koalo75. :)
Pecunia non olet
Bardzo fajne :)
W 16tym okienku:
Świąteczna awaria
Adam napisał do mnie na privie, stąd wiem o pojawieniu się Finy u niego. U mnie to było trochę inaczej.
Mam urlop, od poniedziałku do Nowego Roku. Wczoraj późnym wieczorem, znowu zaczęłam czytać w łóżku opowiadania na portalu NF. Nie wiem, kiedy zasnęłam. Dziś rano obudził mnie hałas dochodzący z kuchni. Kiedy dowlekłam się tam mało przytomna, zobaczyłam Miśka siedzącego przy stole. Wprawdzie miał klucze, ale nie spodziewałam się, że tak wcześnie przyjdzie. Nic nie mówił i miał dziwną minę. To nie było dla niego normalne, więc przyjrzałam mu się dokładniej. Coś było niepokojącego. Trzymał nożyk do obierania owoców w lewej ręce, jabłko w prawej. Na prawej miał też zegarek, a przecież nie był leworęczny. Na mój widok poderwał się i wydukał:
– Prze-pra-szam, że cię o-bu-dzi-łem.
Potem już mówił szybko, nie dając sobie przerwać:
– Jestem z lustrzanego świata równoległego. Twój chłopak i ja zostaliśmy zamienieni. To skutek awarii na granicy pomiędzy naszymi światami. Jak naprawią, będziemy mogli wrócić do siebie. Czy mogę udawać u ciebie Miśka? To może być kilka dni, tak do Nowego Roku. Nie będę dla ciebie obciążeniem. Przeniosło mnie z wszystkimi dokumentami, więc mogę podjąć pracę zdalną, jestem informatykiem.
Uszczypnęłam go i siebie, żeby się przekonać, czy to nie jakaś halucynacja. Zabolało, jego też, bo się skrzywił. Przypomniałam sobie, co pisał Adam o pojawieniu się Finy. Wyparłam myśl o pójściu do mojego psychoterapeuty i zgodziłam się, żeby nowy znajomy udawał mojego chłopaka.
Ten Misiek jest sympatyczniejszy niż mój dawny. Na wigilijną wieczerzę jesteśmy zaproszeni do Adama i Finy, wtedy przedstawię im nowego. Pewnie łatwo się dogada z Finą, ale dopilnuję, żeby nie za bardzo. Pierwszy dzień Świąt spędzimy we dwoje u mnie, potem pojedziemy do Murzasichla. Mam zarezerwowany pokój u Jędrka i Anety. Do Nowego Roku będziemy razem.
A może wcale nie usuną tej awarii?
Hahaha, ale historyjka!
Koalo75, brawa, jest naprawdę rewelacyjna! :) Taka “wymiana na nowszy (=lepszy) model”. :))
A Murzasichle lubię, jak żadne inne miejsce. Byliśmy tam w sumie już kilka razy. Mamy w tej miejscowości ulubiony pensjonat z basenami oraz grotą solną i od lat, kiedy tylko mogę, staram się tam jechać. Ostatnio – tylko na 3 dni, sama z Dziećmi, ale warto było. ;)
Pozdrawiam serdecznie. ;)
Pecunia non olet
:) Ja byłam tam lata temu na zimowisku.
:) Ja byłam tam lata temu na zimowisku.
O, czyli też, Monique.M, poczułaś ten klimat. ;) Latem także jest tam sporo młodzieży i dzieci, my tylko latem jeździmy. :)
Pecunia non olet
Ninedin, ten Cthulhu jest świetny!
Bardzo ładny tekścik na 14 okienko od Monique.M, choć ja tam akurat lubię zimę ;)
I podobały mi się oba tekściki Koali, takie walentynkowo-świąteczne :)
Nie uspokoiłeś mnie B364-Y, to znaczy Koalo;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Przejem jeszcze cały adwentowy, ale zatrzymałem się na zdaniu:
Wyparłam myśl o pójściu do mojego psychoterapeuty i zgodziłam się, żeby nowy znajomy udawał mojego chłopaka.
Jak najbardziej, jestem w stanie sobie wyobrazić taką sytuację, w której udaję chłopaka czyjegoś. Mógłbym czytać opka z forum na głos. Trzy opka dziennie. Od razu bym mógł sam też komentarz napisać od siebie.
Artystom więcej, szybko!
Dziewczyny, polecam też Małe Ciche.
Vacterze, okienka już zajęte, ale może coś na okładkę...
Chochliki miast elfów
Mikołaj miał dość.
Dość fałszywych Mikołajów w błyszczących, puchatych kostiumach, wyzierających z każdej wystawy i każdej reklamy. Dość reniferów i sań obwieszonych banerami i dość zachęt do kupowania więcej i więcej, kolęd wylewających się z radia, telewizji i sieci jeszcze zanim halloweenowe duchy na dobre zniknęły za horyzontem.
A już szczególnie miał dość ludzi. Byli cały czas zajęci panicznym kupowaniem środków czystości, żeby wypucować dom, wybieraniem nowych mebli albo dywanów, potem histerycznym kupowaniem choinki, kupowaniem ozdób na nią, przepychaniem się w marketach i kupowaniem jedzenia, kupowaniem – w ostatniej chwili – nieprzemyślanych i niechcianych prezentów, kupowaniem, kupowaniem, namawianiem innych do kupowania, kupowaniem… Świat wokół Mikołaja wypełniała złość, kłótnie, rodzinne sporów o pieniądze, o zakupy, o wydatki. Było mnóstwo blichtru, kolorów i metek z cenami, ale brakowało, myślał smutno Mikołaj, prawdziwego ducha świąt.
– To wszystko bez sensu – poskarżył się Zimie, kiedy siedzieli nad dzbankiem grzanego wina i misą pachnących ciasteczek.
– Hmm – mruknęła Zima, poprawiając na ramionach ciepłą chustkę. – Ty też zawsze jesteś zagoniony przed świętami. Ludzie mają się od kogo uczyć.
Mikołaj spojrzał na nią ze zdumieniem.
– Pomyśl tylko – powiedziała. – Kiedy ostatnio miałeś czas, żeby pogadać ze mną, Mrozem i Śnieżynką? Kiedy dałeś wolne elfom? Jesteś w ciągłym biegu. Sam nie masz czasu na to, co najważniejsze.
– A co jest niby najważniejsze w świętach? – spytał Mikołaj.
Zima podała mi pachnące ciasteczko.
– Powąchaj – zachęciła. – Czujesz?
Mikołaj głęboko wciągnął ciepły, cynamonowy zapach. Woń radości, niespodzianki, ale i tradycji i znajomych miejsc. Ciasteczko pachniało prezentami i choinka, spokojem i miłością, domem i takimi życzeniami, jakie chce się składać i przyjmować. Pachniało świętami. Przypomniał sobie, że kiedyś takie ciasteczka zostawiali mu ludzie wraz ze szklanką mleka. Teraz jeśli nawet gdzieś spotykał ciasteczka, to jedynie kupne, pachnące i smakujące chemią i nie mające nic wspólnego z magią świąt.
Następnego dnia Mikołaj zjawił się w swoim warsztacie.
– Macie urlop – oznajmił elfom i reniferom. – Odpocznijcie. Wam też się należą święta z rodzinami.
– Ale… – zaczął Rudolf, ale Mikołaj mu przerwał.
– Nic się nie martwcie – oznajmił. – W tym roku zastąpią was chochliki.
Kilka dni później przeszkolone przez Mikołaja chochliki ruszyły w świat. Na efekty ich działań nie trzeba było długo czekać. Zdumieni ludzie odkrywali nagle, że bombki, które kupili są potłuczone, światełka nie świecą, papier prezentowy rwie się ledwie się go dotknie, a słodycze i wypieki pokrywają się pleśnią, albo czymś jeszcze gorszym.
Działy reklamacji nie nadążały z przyjmowaniem zgłoszeń i nie potrafiły wymienić wadliwych zakupów, bo produkty w magazynach też były zepsute. Ludzie najpierw wściekali się, klęli, grozili pozwami, ale im bardziej zbliżały się święta, tym większe przerażenie ich ogarniało. Bo jakże to, święta bez ozdób, bez prezentów, bez ciasteczek! Zmęczeni i zasmuceni zamknęli się w domach, zastanawiając się, jak ratować sytuację. Z zazdrością patrzyli na sąsiadów i znajomych, którzy potrafili piec i tworzyć przepiękne ozdoby praktycznie z niczego. Cco odważniejsi (albo bardziej zdesperowani) pukali do drzwi takich ludzi, prosili o pomoc i... dostawali ją.
Bloki zaczęły pachnieć piernikiem, marcepanem i pieczonymi jabłkami. Ludzie, którzy wcześniej się nie znali, nawet nie mówili sobie dzień dobry, mijając się na schodach, teraz wspólnie mieszali, ubijali i wałkowali, śmiejąc się przy tym i żartując.
Na dodatek chochliki przeszły do drugiej części mikołajowego planu i rozrzucały po domach przepisy na ulubione ciasteczka Mikołaja. Pilnowały, żeby ludzie czegoś nie przypalili, nie zapomnieli dodać jakiegoś ważnego składnika, a do każdego wypieku dodawały szczyptę przyprawy szczęścia, która nie tylko sprawiała, że ludzie czuli się lepiej, ale także mieli mniejsze oczekiwania i cieszyli się z każdego, nawet najskromniejszego prezentu.
Dodatek specjalny, czyli przepis na ulubione ciasteczka Mikołaja:
2 szklanki mąki,
½ szklanki cukru trzcinowego
150 g masła,
1 jajko
2 torebki herbaty earl grey,
łyżeczka własnej przyprawy korzennej,
szczypta soli
Wysypujemy herbatę z torebki albo bierzemy dużą łyżkę liściastej. Jeśli jest drobna, wrzucamy do miski z resztą składników, jeśli to większe listki, kruszymy je na drobne. Jak się nie lubi earl greya, każda pachnąca i aromatyczna będzie OK.
Zagniatamy wszystkie składniki. Chłodzimy ciasto w lodówce przez 30 minut. Dzielimy na dwie połowy, z każdej toczymy wałek, coś na kształt kiełbasy. Kroimy na niezbyt cienkie plasterki. Wykładamy na blaszkę. Pieczemy w 200 stopniach przez 10-12 minut
Własna przyprawa świąteczna:
Powstanie nam solidne pół słoiczka, ale zawsze można użyć jej do pierników, do pieczenia dyni lub batatów – albo zrobić rodzinnie lub podzielić się z sąsiadami :)
Łyżka cynamonu, mielonego
łyżeczka mielonego czarnego pieprzu lub pieprzu cytrynowego
łyżeczka mielonego imbiru
łyżeczka mielonego anyżu gwiaździstego (można wziąć 2 gwiazdki i utłuc w moździerzu)
¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
½ łyżeczki mielonego ziela angielskiego
½ łyżeczki mielonych goździków
½ łyżeczki mielonego kardamonu
½ łyżeczki mielonek kurkumy
½ łyżeczki mielonej kolendry
2 łyżki suszonych skórek cytrusowych, mielonych
szczypta soli
Wymieszać solidnie.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Te przepisy – bezcenne.
Pecunia non olet
A jak ktoś nie ma czasu: trzeba kupić porcję dobrej przyprawy do piernika, domieszać skórki cytrusowe – i zrobione :)
ninedin.home.blog
Prawdziwie świąteczne okienko w Kalendarzu. Miałem sobie odpuścić pieczenie, ale teraz...
Dziewczyny:
Gdyby to było Irko takie proste... Ale zabrzmiało nastrojowo.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Miecio
Tylko sześć dni. Miecio odliczał między niecierpliwym „spieprzaj dziadu” a łaskawym „nie, dziękuję”. Jedyna handlowa niedziela przed świętami skupiała w galerii samych frustratów, którzy mieli tylko ten jeden dzień na zakup jakiegokolwiek prezentu. I Miecio zauważył, że niekoniecznie interesował ich zakup gwizdków w kształcie kogucików.
– Panie Mikołaju. – Miecio poczuł szarpnięcie za rękaw.
Spojrzał z ukosa nieco w dół. Mniej więcej dziesięcioletni blondynek unosił głowę, rozpromieniony w uśmiechu.
– Nie mam czasu, chłopcze.
– Mam dla pana prezent. – Chłopiec nie ustępował, ściskając w garści rękaw czerwonego płaszcza, a na drugiej, otwartej dłoni spoczywał cukierek.
Miecio był zaskoczony. Autentycznie szczerze oniemiały. Spodziewałby się nawet ataku bandytów na galerię, ale nie tego, że ktoś ma dla niego prezent.
– Gdzie masz rodziców? – odparł wreszcie i poczochrał blond czuprynę.
– Pan w internecie mówił, że trzeba się dzielić i wtedy kosmos się uśmiecha i jest dobrze na świecie.
Zdumienie Miecia zmieniło oblicze podsuwając pytania.
– Pomyślałem, że dam prezent Mikołajowi – kontynuował chłopiec. – Mikołaj rozdaje prezenty, ale sam pewnie niczego nie ma.
– No, dobrze. – Miecio zaprowadził dzieciaka do pobliskiej ławki. Usiedli. – Opowiadaj. Co tutaj robisz? Późno się robi.
– Mama przyjdzie po mnie przed zamknięciem.
– Jesteś tu sam?
– Mama mówi, że tu jest bezpiecznie. Mogę oglądać różne ładne rzeczy.
– Ale jak to sam? Gdzie jest mama?
– W domu. Ja nie mogę tam być, jak przychodzą panowie.
Miecio zrozumiał.
– Nie lubię tu przychodzić. Wolałbym bawić się z Wiktorem, ale jego mama mnie nie lubi.
– Wiesz, też mam dla ciebie prezent – Miecio sięgnął do jutowego worka. – Pan z internetu miał dużo racji. Trzeba się dzielić.
Chłopiec objął dłonią gwizdek. W oczach pojawił się błysk, lecz uśmiech zniknął.
– Mój prezent był mniejszy.
Miecio objął ramieniem chłopca.
– Mylisz się, chłopaku. Jest bardzo wielki. Bardzo.
– Nie rozumiem.
– Zrozumiesz. Chodź. Będziesz mi pomagał.
Miecio zdecydował, że będzie sprzedawał te cholerne gwizdki nawet po świętach.
Fajne :) (na lic. Anet), a bez licencji: poruszające.
MTF dłubie choinkową gałązką w ranach...
Smutne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
ManeTekelFares, potrafisz zaatakować serducho.
Pecunia non olet
Och, ta historia jest jak ze świątecznego filmu, takiego, który bym chętnie obejrzała. Czytałam do kawy i to był dobry początek dnia :)
ninedin.home.blog
Przecież to bardzo optymistyczny kawałek. Iluż takich chłopców spotyka człowieka, który staje się świętym Mikołajem. Oraz to, że każdy może nim być. I często wcale nie chodzi o nowe klocki Lego. Jak również, że takim świętym można być nie tylko pod koniec grudnia.
ManeTekelFares, ok, jest ciut optymizmu, ale życie tego chłopca, a i Miecia, dobija mega...
Pecunia non olet
Nie żyjemy w fantastycznej bajce . Wystarczy wyjść na ulicę i przyjrzeć się twarzom.
Właśnie albo sobie?!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Jak mawiał Norek: “Trzeba umieć spojrzeć swojej gębie prosto w oczy”.
Pecunia non olet
Bo optymista wierzy, że świat stoi przed nim otworem, a pesymista wie co to za otwór...
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Bo optymista wierzy, że świat stoi przed nim otworem, a pesymista wie co to za otwór...
Mam zbyt bujną wyobraźnię.
Pecunia non olet
Mam zbyt bujną wyobraźnię.
Nie ma zbyt bujnej wyobraźni XD
MTF:
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pecunia non olet
Chochliki miast elfów – Ooo, bardzo pozytywna i urocza historyjka. Rzeczywiście niektórych na święta ogarnia niezdrowy szał zakupowy.
Miecio – też według mnie pozytywny tekst, choć obaj bohaterowie są w nienajlepszych sytuacjach.
Tarnino,
aż mdli od tej słodkości.
Sonato, c’est la vie.
Bruce i Ambush pragną zapewnić, że Święta już tuż, tuż.
– Przeprowadzka to jakiś koszmar! – Mirella nerwowo krzątała się po domu, ustawiając na półkach dobytek, ścierając kurz i wycierając podłogi. – A już przed samymi świętami, to jakby kara za grzechy!
– Faktycznie, Anzelm wybrał nie najlepszy termin – westchnęła jej szwagierka Tekla, która właśnie karmiła dzieci. – Ale trafiła się okazja. Popatrz, jaką macie przestrzeń, jaka to dobra dzielnica, wszędzie blisko. Nie możesz narzekać na mojego brata. Troskliwy, zaradny, a do tego przystojny!
Mirella nie odezwała się ani słowem, posłała tylko uśmiech swojej siostrze Blance, a tamta odpowiedziała jej domyślnym zmrużeniem oczu. Obie wiedziały, że życzliwa i pomocna Tekla na swojego kochanego, młodszego braciszka nie pozwoliła powiedzieć złego słowa.
– Resztę orzechów połóż wysoko, bo jak nie, to dzieci zaraz wyjedzą! – poleciła Blanka, zajęta siekaniem śliwek.
– Ja bym zużyła wszystkie. Same zobaczycie, że nic nie zostanie. Już dobrze znam gromadkę kuzyna Edgara! – fuknęła gniewnie.
Mirella spojrzała, czy dzieci nie podsłuchują i szepnęła do pozostałych pań:
– Rozumiem, że zaprosiliśmy ciocię Leosię, po tym, jak jej męża przejechał samochód, rozumiem, że przychodzą państwo Edamscy, bo są starsi i samotni, ale kto zaprosił Edgara?!
– Ponoć sam się wprosił…
– Tylko gdzie ja ich wszystkich posadzę?! Zwłaszcza że rodzinny Edgar przywiezie gromadkę dzieci oraz dwie żony, byłą i obecną… podobno obie w ciąży…
– Zawsze był bardzo uczuciowy…
– Chyba chutliwy! Musiałam wysłać Olafka po sprawunki, żeby nie zabrakło nam grzybów i pszenicy.
– A właśnie, kochana… czemu Olafek tak długo nie wraca? Może trzeba go było samego nie wysyłać…
Mirella złapała się za serce i nie zwlekając, pobiegła do drzwi. Chwilę stała przy wejściu, obserwując okolicę, a kiedy niczego nie dostrzegła, poszła zobaczyć, jak dzieci radzą sobie z dekoracją jadalni.
Chłopcy i dziewczynki zgodnie krzątali się wśród girland, anielskiego włosia i szyszek. Stół i ściany wyglądały wprost bajkowo. Mirella westchnęła zadowolona.
– Niepotrzebnie jej o tym mówiłaś. Wiesz, że od wiosny nie jest już sobą! – fuknęła Tekla.
– Wybacz, sama jestem przeczulona po tej tragedii. Nie puszczam nigdzie dzieci w pojedynkę! Zawsze chodzą w trójkę lub czwórkę.
– Wiem moja kochana. Wiem. – Tekla uspokajająco potarła ją o pyszczek.
Po chwili do kuchni wróciła Mirella z Olafem.
– Kończmy. Już czas zastawiać stół. Lada moment zjawią się goście. A ty leć, powiedz tacie, żeby zabrał młodsze dzieci na krótki spacer, musimy podłożyć prezenty.
– Dobrze mamusiu.
– Może lepiej niech zostaną w domu – westchnęła Blanka.
– Nie ma żadnych łapek ciociu. Na święta ludziowie posprzątali calutki dom. Nic nam nie grozi. Od wypadku Gracjana, zawsze się rozglądam.
– Ten Olafek to po tacie taki mądry i przewidujący – Tekla spojrzała na bratanka z zachwytem. – Masz pociechę moja kochana.
– To będą wesołe święta.
– Ktoś zaskrobał w drzwi, pewnie idą goście.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Pecunia non olet
Tekla uspokajająco potarła ją o pyszczek.
Dopiero w tym momencie zacząłem coś podejrzewać. :)
Wesołych nadchodzących Świąt dla wszystkich, i dużych, i małych.
O, jakie urocze <3 Bardzo miła lektura, którą przywitałam dzień :)
ninedin.home.blog
Urocze, chociaż mam nadzieję, że do mnie żadna rodzinka się nie wprowadzi ;)
Olafku, idź pobaw się z kotkiem :P
I oto historyjka z życia wzięta :)
Postanowiliśmy, że przedstawimy Wam tę historię, ale nie opowiadajcie jej nikomu więcej, bo piesek i narratorka nie chcą być rozdzieleni.
Piesek nie tylko na Święta
Nareszcie mam psa. Zawsze o tym marzyłam. Teraz mogę go mieć, bo pracuję zdalnie. Nie będzie zostawał zamknięty sam i szczekał albo wył, aż zachrypnie, jak na ósmym piętrze. Nieznajomym, gdy się dziwią, widząc mnie z nim i wypytują, skąd takiego wzięłam, odpowiadam zawsze tak samo:
– Znalazłam na ulicy.
Oczywiście wiem, że to mało uprzejmie, ale denerwowało mnie wścibstwo i te uśmieszki, gdy udawali, że mi wierzą. Wam opowiem, bo Wy uwierzycie. A było tak:
Wracałam do domu od cioci Zosi, bo ustalałyśmy, co będzie na wigilijną wieczerzę i wtedy go spotkałam. Była północ, wcześniej spróbowałam, dla zdrowia, trochę nalewek wujka Mietka i pewnie dlatego nie byłam zaskoczona ani zdziwiona, ani tym, że pies się do mnie odezwał, ani tym, jak wyglądał. Duży pies, a skuczał, że się zgubił, bo go przeniosło… czy coś. Nie pamiętam. Zawsze chciałam mieć psa, więc go przygarnęłam. Bez smyczy szedł tuż przy mnie, jak tresowany. Trochę mieliśmy kłopotu z wejściem do windy, bo nie był przyzwyczajony i się bał. Ciasno było, gdy rozpłaszczony przywarł brzuchem do podłogi, ale nie piszczał i spokojnie dojechaliśmy na czternaste piętro. Wypuściłam go na taras i aż jęknął z zachwytu. Rzeczywiście, Toruń w świątecznym oświetleniu robi wrażenie. Dałam mu osobny pokój z podwójnym materacem dla gości i poszliśmy spać. Rano troszkę się zdziwiłam na jego widok, bo nie do końca pamiętałam nocną przygodę. Chyba te naleweczki nie poszły mi na zdrowie, bo głowa pękała i język miałam jak kołek. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że mój niezapowiedziany gość do mnie mówił, a ja wszystko rozumiałam. Widocznie nie tylko w Wigilię zwierzęta mogą mówić ludzkim głosem... Prosił, żebym go przechowała, bo miał ciężkie życie i obowiązki, ale nie chciał powiedzieć, jakie, ani kto był jego właścicielem. Obiecał, że nie pogryzie niczego ani nikogo i będzie pilnował mojego mieszkania. Powiedziałam mu, że będzie mógł zostać, jeżeli jego pan się nie zgłosi.
Dałam ogłoszenie do gazety, chociaż nie chcieli przyjąć. Dopiero potrójna opłata ich przekonała. Nikt się nie zgłosił.
Na spacery chodzimy w nocy, bo ludzie na ogół uciekają na nasz widok, a pijacy trzeźwieją i przysięgają, że więcej się nie upiją. Żaden żul mnie już nie zaczepia.
Piesek wcale nie sprawia kłopotów. Je to samo, co ja, i całkiem niedużo. Przepada, zupełnie jak ja, za naszymi toruńskimi pierniczkami na miodzie. Może ich zapach zwabił go do Torunia?
Nie chciał mi powiedzieć, jak go nazywali, więc nadałam mu imię Przeteprzyk. To dlatego, że jak się rozgada, to jedna jego głowa opowiada o przeszłości, druga o teraźniejszości, a trzecia o przyszłości. Spodobało mu się to imię, a mnie się podoba taki niezapowiedziany gość z… Właściwie jest mi wszystko jedno, skąd. Polubiłam go, a on mnie. Ustaliliśmy, że zostanie ze mną nie tylko przez Święta.
Może jeszcze ktoś się o niego upomni. Oby nie, bo powtarza, że lepiej mu u mnie, więc łatwo go nie oddam.
Tak wyglądamy.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cudowny. Pewnie szkolony w szkole dla piesków Tar-tar;)
Piesek, to piesek, nie przejmuj się, że nie rasowy;D
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Koalo, dziękuję! Wizualizacja mnie wzruszyła.
Ośmiornico, wstydź się!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Tarnino, świetne!
Pecunia non olet
To Miś spotyka takich ciekawych ludzi i robi wywiady. Ja tylko trochę pomogłam :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bez Tarniny nic by z tego nie było.
Licytujemy się na skromność? :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Musieliśmy zgodnie współpracować, to możemy teraz nawet się sprzeczać. :D
A, to poprawka – Tarnino i Koalo75, świetne!
Pecunia non olet
Fajne, Tarnino :)
Pozostałe postaram się na dniach nadrobić.
To i ja przychodzę ze swoją dawką (nie)świątecznego nastroju.
Niedługo będę świętować
Umysł jest spięty do granic możliwości, splątany nerwami czeka jak szynka na ladzie w mięsnym. Od kawałka wędliny różni się tym, że gdy drobne łączenia pękną, to wnętrze się rozleje. Najpierw zatańczy jak galaretka, później rozpadnie na płaty i rozpuści, żeby zalać czaszkę, najść na oczy i przede wszystkim utopić serce.
– Mogę to pani poluzować nieco, wtedy umysł się odciąży stopniowo i stres przepłynie przez organizm, zamiast go zalać.
– Nie może pan docisnąć jeszcze na kilka dni? Zaraz będzie po wszystkim.
Zbite myśli delikatnie pęcznieją, ciemna masa pulsuje jak czarne, wyschnięte na wiór serce.
– Wszystko gotowe na święta?
– Jeszcze nie – odpowiada, a mózg trwa względnie wyciszony.
– Jedzie pani do kogoś?
– U siebie robimy.
– Kto przyjedzie? – pytam i rozluźniam na moment więzy, gdy umysł pęcznieje i zaczyna pulsować. Wychodzi poza formę, ale nie zmienia stanu skupienia. – Nie musi pani odpowiadać, już wiem. Mogę związać myśli, ale jeśli nie będzie pani tej osoby unikać, to wszystko popęka i się rozleje.
– I co wtedy?
– Po świętach. Albo bardziej po spokoju ducha czy czegokolwiek tam. Albo mogę pani poluzować więzy, jak teraz, tylko bardziej i na całe święta.
– A to znaczy…?
– Że się pani nie wyrobi, ale będzie spokojniej, o ile uniknie pani konfliktów. Umysł jest strasznie splątany, niewiele więcej możemy robić, jak unikać szkód. Taki to czas w roku. Święta.
– To niech pan doktor zwiąże.
Czwarta osoba z pięciu dziś. Ale pacjent mówi, pacjent ma.
Otworzyłem jej głowę, przeplatając między nerwami złotą nić. Klientka złapała torebkę, zapłaciła na odchodnym i wybiegła z gabinetu, a w pomieszczeniu jeszcze przez kilka minut unosiła się woń choinki, którą jednak trzeba kupić jeszcze dziś, nieciast, dokładnie tych, których brakuje i trzeba dokupić. Starych bombek, bo te sprzed roku trzeba wywalić i przedwonienie żalu, bo niedługo pacjentka przypomni sobie, że zapomniała pójść do spowiedzi.
Hahaha, dobre, MaSkrol.
Pecunia non olet
Jest jak piszesz, ale można się ratować. Prawda @ośmiornico?;)
Bardzo świątecznie się zrobiło.
Poczułam się winna, że nie wychodzę za mąż i nie mam dzieci;P
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
A mnie mógłbyś związać?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Prawie rok temu zarejestrowałem się w przychodni NFZ z tym problemem. Niedawno zrobili mi zabieg, wprawdzie szpagatem, a nie złotą nicią, ale skutecznie. Oczekuję Świąt ze spokojem, nawet z radością. :D
Misiu, przytulam...
Pecunia non olet
Tarnino, napisz o tym w liście.
Artystom więcej, szybko!
Liście do krasnala Coca-coli?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tak Koalo, na NFZ jest szpagat, tylko on lubi popuszczać...
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Nadrobiłam kalendarz, fajne teksty wpadły, można się przy nich odprężyć :) Jest ultra świątecznie. MaSkrol, cudowny pomysł z tymi związanymi jak szynki umysłami :D
Tarnino, w sprawie Koli musisz pisać do grubej ryby. To nie są rzeczy tanie, wręcz luksusowe. Stawiając ów cukrowy specjał na stole powinnaś przywiązać się do niego łańcuchem. Jeżeli ktoś zapragnie go zabrać, zabierze razem z Tobą. To się nazywa transakcja wiązana. Tak słyszałem.
Czy taki obrót spraw rozwiązuje Twój problem? Czy raczej związuje Twoje marzenia z ich realizacją?
Artystom więcej, szybko!
Czeeeść, dzięki za miłe słowa wszystkim. I odpowiadając na pytanie Tarniny, jakbym umiał i byście chcieli, to bym Wam umysły związał :P
Połamani opłatkiem
Ambush, ośmiornica
– To Ewelina wymiotuje w łazience? – zapytała Zośka.
Stasiu pokiwał głową i podał jej skręta. Zaciągnęła się. Napchani ciastem i wynudzeni rodzinną dyskusją na temat epidemii, polityki, kościoła i piłki nożnej wymknęli się na balkon. Pomimo dotkliwego zimna Wigilijnej nocy nie mieli ochoty wracać do środka.
– Spóźniłaś się, to nie wiesz, że ma nowego narzeczonego. To chyba z jego powodu wciągała wino jak menel jabola.
Zośka spojrzała na niego zdziwiona.
– Czemu z jego powodu? Coś jest z nim nie tak? To już nie jest z Nogą?
– Noga miał prostackie nazwisko, więc starzy go pogonili. Nowego sami jej wyszukali w odpowiednich kręgach.
Drzwi od balkonu otworzyły się i stanęła w nich babcia.
– Tu się chowacie. Bożenka was szuka, do stołu woła… Stasiu, ty palisz? Palenie zabija!
– Babciu, to nie tytoń. To marihuana lecznicza. Dostałem od lekarza na bóle i poprawę nastroju.
– Na bóle i na nastrój? A to daj, wnusiu.
Zanim Zośka zdążyła zaprotestować, babcia zabrała wnuczkowi skręta i zaczęła kopcić jak lokomotywa parowa.
Stasiu patrzył na to z nieukrywanym rozbawieniem, Zośka z rosnącym przerażeniem
– Ciocia Bożenka woła – przypomniałam piskliwie.
– A tak, tak – staruszka zaciągnęła się jeszcze parę razy i pstryknięciem posłała niedopałek za barierkę – ta chuda nudziara.
Zośka zakryła dłońmi oczy, Stasiu zachichotał.
Gdy usiedli za stołem, ciotka Bożena rozpoczęła LGBT – lansowanie, grillowanie, bredzenie i teorie spiskowe.
– Z kieliszkami obchodźcie się ostrożnie, pochodzą jeszcze z ordynacji… Ewelina, czemu ty jesteś taka blada?
– Na pewno ma alergię na puch w poduszkach – rzucił Mietek – tata Zośki, brat Bożeny.
– Ty, Mieciu, wszędzie widzisz alergie, a mi się zdaje, że ona cierpi, bo przytłacza ją posada nauczycielki – odparowała ciotka. – Szkoła to nie miejsce dla ludzi z naszej sfery.
Babcia zachichotała:
– Sfery – afery…
Bożena skarciła ją pełnym przygany wzrokiem i kontynuowała:
– Rozumiem niesienie kaganka, ale szkoła podstawowa?! Żeby chociaż prywatna, dla elity.
– Elita – ciągnęła rozmarzona babcia – to zjeżdżała na rauty u Sanguszków.
– Właśnie. – Bożena kazała mężowi nalać wina i rozpromieniła się. – Mamo, opowiedz, jak to bywało.
Staruszka uśmiechnęła się do wspomnień.
– Do Sanguszków przyjeżdżało z dwieście osób… a wykarm to wszystko, opierz, a wody nanoś.
– Mamo, co ty mówisz, przecież od tego była służba!
– No właśnie. Ja wtedy u nich służyłam. Pokojówką byłam. A zanim ruskie psy złupiły pałac, to my wyniosły co tam było cennego, żeby nie poszło na zatracenie.
Ciotka Bożena pobladła gwałtownie.
– Ale, co też mama opowiada?! Ale przecież Janusz mówił… Gdybym wiedziała, to nigdy bym za niego nie wyszła!
Babcia spojrzała na nią, jakby ciotka powiedziała właśnie coś wyjątkowo niemądrego.
– Przecież wyszłaś, boś byłaś w ciąży. Zresztą wciąż zachodzę w głowę, kto ci tę Ewelinę zmalował, bo z pewnością nie Janusz. On zawsze wolał chłopców.
Ciotka Bożena zaczęła łapać powietrze jak ryba wyciągnięta z wody i gwałtownie wachlować się ręką.
Babcia zachichotała.
– Wnusiu, daj swojej mamie to od lekarza. To na bóle i nastroje.
Stasiowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Zosia nigdy się nie dowiedziała, skąd naprawdę miał towar, ale tamta Wigilia na zawsze zapisała się w pamięci całej rodziny.
Widzisz MaSkrolu, da się na luzie, bez więzów;)
Zdrowych, spokojnych Świąt, lub spokoju i ciepełka, w zależności od tego jak sobie chcecie;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Uśmiechnęło. Dobre na początek dnia wypełnionego pieczeniem i innymi przyjemnościami przedświątecznymi. Na prawdę przyjemnościami, więc dobrze, że z humorem zaczyna się dzień. Dziewczyny, dzięki.
Dzięki, Dziewczyny, świetna sprawa!
Pecunia non olet
Fajny, świąteczny tekścik z jamajskim akcentem :)
Ładnie się kalendarz kręci, dużo fajnych tekstów się pojawiło. :D Dziękuję wszystkim. <3 Ach, i jestem wielką fanką świątecznego Cthulhu.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Ten kalendarz to zawsze był doskonały pomysł, dzięki, Verus.
Pecunia non olet
Nadrobiłam:). Niezłe teksty na odprężenia i poprawę humoru:).
Renifery dzwonią dzwonkami dla Ciebie Verus!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Na razie przeczytałem tylko czekoladkę MTFa, gorzka była jak jasna cholera, ale jednocześnie własnie taka, jaka powinna być prawdziwa czekolada. Świetny tekst, MTF, ale miałem jeden zgrzyt, któremu nie jesteś winien Ty, tylko denna polska kinematografia – jak gdzieś widzę, słyszę, albo czytam o wkurzonym Mikołaju, to przed oczami już tylko Karolak z “Listów do M.” mi się pojawia :(
Known some call is air am
To też nie wina polskiej kinematografii. Czasem ludzie widząc te same rzeczy, dochodzą do podobnych wniosków. A popkultura ma moc.
Na usprawiedliwienie dodam, że “Listów do M.” nie oglądałem.
Jedyny “List do M.” jaki znam, to Ryśka Riedla.
ManeTekelFares, mam to samo. Niestety, jeden aktor potrafi skutecznie zniechęcić do oglądania całej serii.
Pecunia non olet
bruce, już Ci opowiadałem, jak to jest z gustami. :-)
O, tak. :) I tego się trzymam. Od czasu Twojej mądrej rady, daję tekst do przeczytania najpierw Córce. ;))
Pecunia non olet
Od czasu Twojej mądrej rady, daję tekst do przeczytania najpierw Córce. ;))
MTF, niczego nie straciłeś, nie oglądając “Listów do M.” A może nawet zyskałeś ;)
Known some call is air am
23 grudnia 2022
Ojciec Mikołaj uczył dzieci swoje*
Drakaina & Ślimak Zagłady
Profesor biegł przez zimne sale Ashmolean Museum, a kolorowy szalik powiewał w przeciągu. Profesor spieszył się: muzeum zaraz zamkną na święta, a on musi – musi! – sprawdzić inskrypcję runiczną!
Gestem dłoni odegnał szakalogłowego Anubisa, który podetknął mu pod nos zwój z hieroglifami układającymi się w napis „za kwadrans zamykamy, proszę opuścić sale”, następnie krzyknął po łacinie do posępnego togatusa, że tak, wie, został tylko kwadrans!
A potem drogę zastąpiła mu osoba niespodziewana.
– Miss Bertha? Co pani tu robi?
To była jego najlepsza studentka, istny geniusz, jeśli chodzi o mitologię celtycką. Wręcz (szaleńczo zakochany w żonie profesor niechętnie to przyznawał) muza.
– Pomogę panu – odparła z uśmiechem. – Wyjeżdżam na święta, ale zdążę.
Uniosła ręce ku głowie i naciągnęła na uszy czerwoną czapeczkę z pomponem.
„Dziwne” – pomyślał profesor – „ona zawsze nosi czapki zamiast modnego kapelusika”.
Nie zdążył się nad tym zastanowić, bo dziewczyna pociągnęła go przez labirynt sal zamieszkanych przez najdziwniejsze stworzenia i postacie z zamierzchłych epok, które z ciekawością nachylały się ku dwójce ludzi pędzących przez zatrzymany w czasie świat.
Wkrótce stanęli przed stelą z inskrypcją (profesor sam dłużej kluczyłby wśród sal) i wtedy stało się coś zadziwiającego. Rozległ się dzwonek strażnika, wkrótce z czeluści wychynął sam muzealny cerber – i przeszedł koło profesora i Berthy, jakby ich tam nie było. Dziewczyna zachichotała, po czym położyła dłoń na kamieniu, a z jej ust popłynęły słowa.
Śpiewała o Yule, a profesor wiedział jedno: to była prawdziwa, pełna pieśń, której urywek zachował się na potrzaskanej steli.
– Skąd to znasz? – zdążył wyszeptać.
W złotym świetle, które wypełniło salę, Bertha nie wyglądała jak znana mu studentka. Profesorowi mignęły spiczaste zielonkawe uszy wyłaniające się spod czapeczki...
Chwilę później stał na mrozie przed muzeum. W głowie dzwoniła mu wciąż usłyszana niczym we śnie pieśń, pobiegł więc do domu, gdzie spisał ją jak najszybciej, a potem wyciągnął ozdobną kartę, zanurzył pióro w atramencie, westchnął i zaczął pisać list.
***
Tuż przed wczesnogrudniowym świtem – który płynnie przechodził w zmierzch – rozpoczęła się kolejna narada u Świętego Mikołaja.
Gdy stateczny Wilhelm Czerwononosy, dziad Rudolfa, przedłożył raport o stanie przygotowania zaprzęgów, a szef ochrony, Polarny, przyczłapał z paszczą pełną rybich łusek, przystąpiono do odczytywania listów. Obcojęzyczne tłumaczył z wysiłkiem stary elf Morula, który przez stulecia zwędrował cały świat.
– Fabienne, lat osiem... Thomas, lat dziesięć... A to co? Zaplątał się list z Oksfordu!
– Od Ilbereth?
(Młodzi elfowie studiowali ostatnio wśród ludzi, co stanowiło element Programu Lepszego Elfiego Kontaktu ze Światem i Nowymi Czasami. W skrócie: PLE).
– Nie, chyba nie... To od... jakiegoś profesora?
– Od dorosłego?!
– Przeczytajmy.
Szanowny Ojcze Mikołaju ze Współpracownikami!
Piszę pod wrażeniem zdarzenia z udziałem mojej znakomitej studentki, panny Berthy Tanenbaum, która przed paroma godzinami raczyła mi objawić treść starożytnej pieśni, nad której rekonstrukcją głowiłem się od lat... Ojcze Mikołaju, śmiem podejrzewać, że Miss Bertha jest... istotą z legend, co ośmieliło mnie do napisania tego listu, ona bowiem po naszym ostatnim niespodziewanym spotkaniu zniknęła jak sen jaki złoty...
Zdarzenie w muzeum przywołało w pamięci jej przypadkowe, zdało się wcześniej, wzmianki dotyczące Laponii, co pozwoliło mi postawić śmiałą hipotezę... Nie wiem gdzie, jeżeli nie u Ciebie, dochowałyby się resztki dumnego szczepu ludzi (czy może istot ludziom podobnych), do których przylgnęło miano “elfów” i niezasłużona reputacja pociesznych niziołków.
Pragnąłbym zatem prosić o wykład zwyczajów i mitologii Waszego ludu. W zamian obiecuję obdarzyć Was epopeją godną Waszej minionej chwały lub zachować całkowitą dyskrecję.
J.R.R. Tolkien
* Tytuł nieklepnięty przez współautora – usiłowałam skonsultować, ale najwyraźniej schował się już do skorupki, nie chce wystawić nawet jednego różka, może lepi ser na pierogi...
http://altronapoleone.home.blog
Skrót PLE bardzo mi się podoba. :)
Pecunia non olet
Nie zachował dyskrecji!
I nie mam tu na myśli Mięczaka Zagłady.
Wszystko stało się jasne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ładny pomysł na całość, a szczególnie na PLE. Kształcenie elfów wśród ludzi i razem z nimi to super projekt. ”Ojciec Mikołaj uczył dzieci swoje”. :)
Sonata – kurde, jakie to smutne, ta benzadziejka narkotycznego wchodzenia w utarte tory. Za to ten drugi – przedni, świąteczna inwazja już niebawem w Twoim domu ;-)
Ambush – bardzo świąteczna forma. I jaka życiowa ta choinka, kurde ten ;-)
Arnubis – doskonała świąteczna przestroga ;-) Ja tam bym się bał bardziej ścierki...
krzkot1988 – bardzo ładny anagram ;-) Dobrze, że puściłem mój statek przodem XD
Monique.M – bardzo świąteczne! A jeszcze Mama w drugim dostała zasłużone wakacje, szanuję ;-)
Verus & Golodh – szczerze liczyłem, że to będzie w Laponii i objawi się zombie Mikołajowa ;-) Świetny pomysł, swoja drogą, na kontraścik.
bruce – ooo, jak miło! ;-)
OldGuard i Koala75 – czy szampanowie otworzyli grudniową agencję “Śwatanko Ludzi Ulubionym Bortalem”? ;-)
Koala75 – oho, jaki romans, jednak ta agencja, co? ;-)
Irka Luz – oho, moralitet świąteczny z chochlikami. Bardzo świąteczny. Order za przepisy ;-)
Mane – słodko-gorzkie, ale takie w świątecznym duchu. Oby jak najwięcej się Mieciach dobra budziło :-)
Bruce i Ambush – jestem fanem uczuciowego Edgara i bardzo ładnie wyprowadzone rozwiązanie zagadki wielkiej rodziny :-)
Tarnino – psie spotkanie z windą <3 I Cer... Przeteprzyk bardzo sympatyczny, dezerter skubany XD
Maskrol – bardzo mi się! W formie, pomyśle i obserwacji
Ambush, ośmiornica – Babcia sztos! I scenka jaka piękna i Stasiu jaki mądry chłopczyk, ale urósł! Ja tez poproszę taki ten, no opłatek XD
Drakaina & Ślimak Zagłady – No takie muzeum to ja bym zwiedzał! Ale ten Mikołaj puścił farbę, heeej... A potem ktoś nakręścił Piź... Pierścienie Władzy :-( PLE – cudne.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Muszę nadrobić jeszcze kilka ostatnich wpisów adwentowych, ale słabo z czasem, przedświąteczne zamieszanie i tak dalej, dziś cały dzień w kuchni. W każdym razie wpadam tylko na chwilę pochwalić się najbardziej szałową choinką jaką widziałem w tym roku.
Niestety nie był dokładnie opisany. W każdym razie widzicie tu zdjęcie komórek wykonane przy użyciu mikroskopu fluorescencyjnego. Same komórki wyglądają mi najpewniej na ludzkie fibroblasty, ewentualnie może jakaś nowotworowa linia komórkowa (HeLa albo HEK?). Jeśli chodzi o kolorki – na niebiesko zdecydowanie widać jądro komórkowe, wybarwione charakterystycznym barwnikiem DAPI wiążącym się z DNA. Jeśli chodzi o zielony i czerwony to trudniej określić barwnik, jest ich za dużo na rynku. W każdym razie wygląda na to, że na zielono wybarwione są mikrofilamenty, a na czerwono mikrotubule, jedno i drugie elementy cytoszkieletu, odpowiedzialnego m.in. na zachowanie kształtu komórek, poruszanie się czy transport wewnętrzny. Ale nie daję głowy, czy przypadkiem tubule i filamenty nie zostały wybarwione na odwrót. Najbardziej mnie jednak zastanawia jakim cudem dali radę te komórki uformować w choinkę, bo w przypadku żywych, ssaczych hodowli in vitro to nie takie proste. W każdym razie – koniec świątecznego wykładu, cieszcie się choinką bo fajna :D
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Wygląda jak USG przed moimi urodzinami. Starzy powiedzieli “dobra, rodzimy”.
Artystom więcej, szybko!
Ale fajna choinka :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
PsychoFish, miło mi bardzo. ;))
Arnubis – genialna choinka.
Vacter –
Pecunia non olet
W ten dzień z racji wesołego
Szczęścia z góry założonego
Jeszcze w spodniach dresowych
Wśród ludzi o minach marsowych
Życzę wam uśmiechu szczerego
Z niedostrzegalnych rzeczy
Które codziennie mijamy
Tych rzeczy nie doceniamy
Obiecuję więc bezwzględnie
Doczytać kalendarz adwentowy
Choćbym czynił to bezwiednie
Komentarz uczynię zawodowy
Wesołych Świąt!
Artystom więcej, szybko!
No to ostatnia odsłona. 24 grudnia 2022
Języki obce
Koala & Drakaina
Po wieczerzy na stole zostały tylko ciasta. Leżąca na sofie Marie-Claire przeglądała najnowszy numer Elle; przed kominkiem, przytulona do drzemiącego na dywanie nowofunlanda Arsena, siedziała mała Louise, wpatrzona w smartfon i ze słuchawkami w uszach. Na parapecie kończyła toaletę Belle, perska kocica, której Arsen słuchał bardziej niż pana domu. Jean-Noël zajął miejsce w fotelu i otworzył laptop, żeby poczytać nowe opowiadania na fantastyka.pl.
– Tu as recommencé à apprendre le polonais ?[1] – Marie-Claire zerknęła mężowi przez ramię i zaniosła się śmiechem, bo ta sytuacja powtarzała się co święta.
– Oui, chérie ! – odparł z entuzjazmem Jean-Noël. – Tu sais, Macaron a dit que le polonais deviendrait une langue de congrès après Noël ![2] – zażartował.
Marie-Claire szybko wyciągnęła własny smartfon i postukała przez chwilę w ekran.
– Po-vo-d... ze-ni-ya – przesylabizowała.
Z pufa pod oknem obserwował i podsłuchiwał małżonków nie kto inny, jak sam Loki, widzialny tylko dla psa i kocicy. Wpadł do tego domu przypadkiem i na chwilę, bo potrzebował odpocząć przed kolejną rundą sprzeczek z Thorem, i właśnie zaczynał się nudzić.
Jean-Noël skończył czytać (nie bez wydatnej pomocy translatora) opowiadanie o tym, jak zwierzęta przemawiały w noc wigilijną.
– Allons voir si Belle et Arsen vont nous parler ![3]
Marie-Claire spojrzała na niego jak na wariata. Jasne, znała podobne bajki z rodzinnej Bretanii, ale żeby dorosły człowiek zamierzał się wygłupiać z powodu netowej opowiastki, której być może nawet nie zrozumiał?
Przez chwilę przekomarzali się i nie mieli pojęcia o tym, że znudzony Loki właśnie przestał się nudzić. Oto nadarzała się okazja, żeby się trochę zabawić! Nie mógł jej przepuścić, więc tylko pstryknął palcami.
Kotka uniosła leniwie powieki. „Co za wariat przeszkadza mi w drzemce?” – zamruczała po kociemu.
Pies ziewnął i przeciągnął się, przez co omal nie przewrócił małej Louise. „Śniły mi się takie piękne góry kości” – westchnął w duchu po psiemu.
Czar Lokiego powoli rozwijał się i niczym ulotny zapach docierał do zwierzęcych zmysłów.
Tymczasem Jean-Noël i Marie-Claire zaczęli śpiewać Douce nuit, ale on po psiemu, a ona po kociemu. Tak im się w każdym razie wydawało.
Loki zacierał ręce.
Ani pienia rodziców, ani tego, co potem nastąpiło, nie słyszała mała Louise, ponieważ otrzymane pod od Père Noël (choć, jak podejrzewała, był to jej własny père) słuchawki były naprawdę najwyższej jakości. Zarówno porywcza Belle zaś, jak i flegmatyczny Arsen przeżyli natomiast szok.
– Vous chantez faux ![4] – pisnęła na cały głos po francusku Belle.
– First learn to speak, then try to sing![5] – dodał Arsen urażonym pomrukiem, z niewiadomych powodów po angielsku. (Możliwe, że Loki naoglądał się za dużo filmów o sobie samym, gdzie mówił po angielsku).
Marie-Claire i Jean-Noël urwali jednocześnie i przez minutę siedzieli z rozdziawionymi buziami i szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Potem cichutko zaczęli nucić Douce nuit po ludzku.
Następnie kotka i pies uprosiły Lokiego, by mogły się porozumiewać z ludźmi w ludzkiej mowie, kiedy tylko zechcą, ponieważ od ludzkiego kaleczenia zwierzęcej mowy puchną im uszy.
Loki zgodził się, jednakowoż nie byłby sobą, gdyby na koniec nie wywinął jakiejś sztuczki. Od następnego ranka oba zwierzaki mówiły, owszem, ludzkim językiem, lecz był to wyłącznie język polski.
W efekcie zarówno Jean-Noël jak i Marie-Claire, a nawet mała Louise, musieli się nauczyć polskiego. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło: w następne święta wszyscy razem czytali fantastyczne opowiadania!
[1] Znów zacząłeś uczyć się polskiego?
[2] Tak, kochanie! Makaron powiedział, że po Świętach polski stanie się językiem kongresowym.
[3] Zobaczmy, czy Belle i Arsen się do nas odezwą!
[4] Fałszujecie!
[5] Najpierw nauczcie się mówić, a potem bierzcie się za śpiewanie!
Père Noël = Father Christmas, dosłownie :) Imię Jean-Noël istnieje naprawdę
Disclaimer: pomysł z francuskim był Misia.
http://altronapoleone.home.blog
Wesołych, Zdrowych, Pogodnych!
Pecunia non olet
Dziękuję Wszystkim za wspaniałą zabawę i oby do następnego kalendarza .
I ja bardzo dziękuję, do... przeczytania za rok! :))
Pecunia non olet
Może teraz po zamknięciu kilka osób zajrzy do tego kalendarza i w przyszłym roku weźmie udział w tej zabawie.
Nie zajrzy, ale być może skusi się w przyszłym roku. :-)
Nadrobiłam dwie ostatnie czekoladki i wyszły bardzo fajnie :) Arnubisie, piękna choinka.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za świąteczną zabawę! Super wyszedł ten kalendarz <3
Nieco spóźniona dziękuję Wam wszystkim za piękny wkład w kalendarz! Bardzo się cieszę, że udaje nam się tę inicjatywę powtórzyć już trzeci raz. Odbieram to jako taki miły promyczek światła. :D Mam nadzieję, że spędziliście przyjemne święta w takim gronie, w jakim sobie wymarzyliście (również, a może szczególnie, jeżeli oznaczało to Was i Waszego kota czy psa). :D I serdecznie życzę szczęśliwego Nowego Roku!
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Do Siego Roku !
Pecunia non olet