- Hydepark: Jak zdefiniować tekst z duszą?

Hydepark:

inne

Jak zdefiniować tekst z duszą?

Dyskusja przeniesiona z SB:

 

Jak zdefiniować tekst z duszą? Dla mnie to tekst, w którym autor, oprócz zafundowania czytelnikowi rozrywki, dzieli się przynajmniej odrobiną refleksji, zadaje czytelnikowi pytania, albo sugeruje je między wierszami. Łatwo to porównać do różnicy między jedzeniem wysokokalorycznym, ale pozbawionym wartościowych składników, a posiłkiem smacznie przygotowanym, ale jednocześnie zdrowym i budującym. Dodam, że są różne rodzaje rozrywki i dla niektórych czytelników skłonienie do ciekawych przemyśleń jest rozrywką samą w sobie. Nie mam na myśli dydaktyzmu, autor nie musi przyjmować pozy nauczyciela. Większość prozy Lema łapie się na bycie "tekstem z duszą". Podobnie z Vonnegutem. Panowie, nawet gdy się wygłupiają, to piszą "o czymś", nie tylko po to, żeby skasować swoją dolę i palić cygara ;)

Komentarze

obserwuj

Bardzo fajny wątek. Dla mnie to tekst, który celowo jest tak przemyślany i skonstruowany, aby wzbudzał pozytywne emocje czytelnika. Opowiada, dopowiada, dzieli się przemyśleniami, zaprasza do każdej sceny, jest gościnny i sympatyczny dla każdego, kto go czyta. :) Oczywiście może być zarazem i komediowym, i melodramatycznym, ale ważne, aby trafiał w serce. :)

Pecunia non olet

Myślę, że bruce to bardzo ładnie ujęłaś, jednak chciałbym spytać co z tekstami, które wzbudzają negatywne emocje? Czy one już duszy z definicji są pozbawione? Na przykład: horrory – przecież dobry horror powinien straszyć a nie śmieszyć – a strach na pewno nie jest pozytywną emocją. Czy taki utwór już z automatu jest bezduszny?

 

 

entropia nigdy nie maleje

Jak nie lubię horrorów, tak uważam, że dobry horror, nie ociekający krwią i flakami, i nie ‘straszący’ przy użyciu zombich, czy innych zmarłych/nieumarłych,  może mieć duszę.

Imho opowiadania są jak ogry. Mają warstwy. Dusza to – zakładam – wszystko poza tą pierwszą, najbardziej oczywistą warstwą. Im więcej zrozumiałych i sensownych warstw tym lepiej dla tekstu (pod warunkiem, że nie jest ich za dużo i ta pierwsza warstwa nie cierpi z powodu istnienia pozostałych, bo wtedy potworek gotowy).

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ja bym powiedział, że dusza to coś, co ciężko zidentyfikować prostymi słowami. Opowiadanie z duszą musi być napisane co najmniej poprawnie, musi nieść emocje albo mieć mocny klimat, musi nieść jakieś przemyślenia, ale poza tym musi sprawiać wrażenie w jakimś stopniu osobistego. Ta “dusza” to dla mnie taka cząstka autora,ale i pracy, którą wkłada do swojego dzieła. I – takie mam wrażenie – to coś czuć, choć nie wykluczam, że trzeba znać trochę autora, żeby móc tę duszę odnaleźć i docenić.

Przykłady z przedzeszłego (2021) roku

Na początek rzuciłbym “Konie” Zanaisa, które na tle jego twórczości zdecydowanie takie wrażenie sprawiają. I sam Zanais chyba potem potwierdził, że opowiadanie było jego jednym jedynym napisanym z serca i osobistym.

Z drugiej strony było np. takie opowiadanie Cienia, “pan Ból rusza do miasta”, które sprawiało wrażenie narodzonego z jego emocji i przemyśleń, ale nie sprawiało wrażenia opowiadania z duszą – być może było dla mnie za płytkie? (wybacz Cieniu)

A gdybym miał wskazać autora, który pisał wtedy prawie zawsze z duszą, to byłby to chyba Palaio:P

Слава Україні!

Widzisz, Jimie, a ja dobre horrory odbieram zawsze z uśmiechem, ponieważ od dziecka je uwielbiam. :) Doceniam pomysł ich autora, specyficzny klimat, charakterystykę postaci, budowanie napięcia, elementy grozy i strachu. Horrory we mnie wzbudzają pozytywne emocje. :) Strach wywołują tylko opisy, lecz ja podświadomie rozumiem, że to jedynie fikcja – wilkołak czy inne monstrum nie wyskoczy nagle zza krzaka i nie zaatakuje. Dużo gorzej z thrillerami, które mogą wydarzyć się naprawdę – tam real aż krzyczy. :)

Pecunia non olet

Imho opowiadania są jak ogry. Mają warstwy.

Złota myśl :)

A jak zdefiniować duszę?

Według Platona jest jaźnią (czy tekst ma jaźń?), według Arystotelesa – formą bytu (co znaczy zupełnie co innego, niż sobie pomyśleliście), według Kartezjusza – takim czymś, co to jest, ale nigdzie, i kombinuje jak koń pod górę oraz duca przysadkę.

Ja bym tam się nie przejmowała. Co wyjdzie, to wyjdzie :)

Jest złudzeniem, bardzo rozpowszechnionym, sądzić, że autor dzieła sztuki pragnie wyrażać w swoim dziele to wszystko, co odczuwa widz lub słuchacz, kiedy z dziełem obcuje. Równie dobrze można by sądzić, że urwiska tatrzańskie chcą straszyć turystów, a lipa w Czarnolesiu objawiała serdeczność dla tego, który pod nią siadał.

  1. Witwicki.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina słusznie zauważyła – należy zacząć od sedna, czyli zdefiniowania duszy. :)

Pecunia non olet

Wszystko, tylko nie definiowanie duszy tekstu (innej też :) ) Możemy o niej mówić, ale definiować... nie. Myślę, że to jest coś, po czym będzie można rozpoznać, czy ‘dobry’ tekst napisał człowiek, czy AI.

Zamiast duszy powiedziałabym ukryta myśl (przesłanie?), która wpływa na czytelnika (w sposób inny niż tylko rozrywkowy). Im bardziej uniwersalna myśl, tym więcej ludzi dostrzeże i zdefiniuje utwór jako “z duszą”. Ale wiele naprawdę zależy od czytelnika. Utwór może mieć “duszę”, ale czytelnik tego nie zauważy, gdyż po prostu tych uczuć nie rozumie (najczęściej dlatego, bo sam ich dotąd nie przeżył). Dlatego do niektórych utworów trzeba dojrzeć, a do niektórych nigdy się nie dojrzeje. Nie jest to w żadnym razie wina czytelnika, po prostu nie znalazł się w grupie docelowej.

Ale przekazać myśl/uczucia czytelnikowi w taki sposób, że jest w stanie sobie wyobrazić coś mu zupełnie obcego i poczuje to – wtedy utwór naprawdę ma “duszę”.

Utwór może mieć “duszę”, ale czytelnik tego nie zauważy, gdyż po prostu tych uczuć nie rozumie

 

Dla nich mamy warstwę rozrywkową :)

Przykładowo “Pan Lodowego Ogrodu” oferuję rozrywkę na najwyższym poziomie i nawet bez budzenia refleksji o czym tak naprawdę mówi tekst, wciąż bardzo przyjemnie się go czyta.

Nie trzeba dojrzeć do ponurych wniosków autora dotyczących natury człowieka, nie potrafiącego udźwignąć władzy oferowanej przez nowoczesną technologię, chociaż te wnioski są tam podane niemal na tacy. Wciąż jest to po prostu dobra książka (a właściwie cykl książek) “z duszą”. 

Silver, i takie książki to najczęściej hity, bo dotarły do dwóch różnych grup: tych, którzy chcą mieć zapewnioną po prostu dobrą rozrywkę oraz tych, którzy szukają czegoś więcej (”duszy”) :)

Definiowanie duszy rozumiem oczywiście metaforycznie – jako dogłębne przemyślenie autora, jakie emocje chce poruszyć w czytelnikach, publikując dany tekst. 

Pecunia non olet

Jakoś do końca mnie to wszystko nie przekonuje, może przez moją własną niesprawność. Jakże często mam tak, że w głowie mam pewien zamysł i pewne tropy rozrzucam po tekście, a nikt ich nie znajduje, a innym razem tekst okazuje się mądrzejszy od twórcy i ludziska znajdują w nim rzeczy, o których ja jako autor nie miałem nawet pojęcia.

Czy zatem z duszą był ten pierwszy wzmiankowany tekst – w którym chciałem zawrzeć sensy głębokie, ale nikt nie pochylił się nad nim na tyle mocno by je znaleźć (za sprawą mej niesprawności, by do tego pochylenia skłonić), czy ten drugi tekst – którego pisząc niewiele o głębiach mętnych myślałem, a czytelnicy w nim meandry rzek podziemnych wyśledzili, pałace złote myśli i wieże z wieloma piętrami pytań ostatecznych – których to meandrów, pałaców ani wież – uczynić nawet nie chciałem, nawet nie byłem ich świadom?

entropia nigdy nie maleje

Jim

 

Interesująca sytuacja, do której akurat mi, z racji małej (żeby nie powiedzieć żadnej ;)) liczby publikacji ciężko się odnieść, ale pozwolę sobie sparafrazować słowa z Szóstego Zmysłu:

Czytelnicy widzą to, co chcą widzieć :)

Może nie potrafią przejrzeć Twojego skomplikowanego umysłu i gdy nie podążasz typowymi dla Ciebie szlakami dopiero wtedy zaczynają pojmować? ;) Może piszesz wtedy w sposób na tyle uniwersalny, że ludzie znajdują w tekście to, co chcą znaleźć?

Może piszesz wtedy w sposób na tyle uniwersalny, że ludzie znajdują w tekście to, co chcą znaleźć?

 

Oby. To by znaczyło, że w mojej pulpowej przygodówce (o ile ją skończę i dotnę do limitu) znajdą to wszystko, co mi w duszy gra ;-)

 

entropia nigdy nie maleje

Też nie wydaje mi się, żeby dusza oznaczała tylko pozytywne emocje, bo dusza to także traumy, kłopoty, problemy, ból.

 

Mój problem z częścią tekstów bywa taki, jak to, co wskazał Golodh w przypadku “Pan Ból...”: rzeczy przeładowane emocjami, nawet sprawiające wrażenie, że autor ma w tym wszystkim jakiś osobisty wątek, a jednak na tyle “spreparowane”, zwłaszcza wg poradnikowych wskazówek, że te emocje giną wśród technicznej doskonałości albo precyzji i ja w nie nie wierzę. A że w ogóle nie przepadam za tekstami emocjonalnymi, to tym mam trudniej ;)

 

Natomiast gdybym miała wskazać teksty niewątpliwie “z duszą” na tym portalu, to wskazałabym dwa całkowicie odmienne:

– “Kumari” Chrościska, tekst kipiący od niemalże histerycznej emocjonalności, czyli coś, co teoretycznie powinnam z miejsca rzucić do kominka, a tymczasem ta historia o emocjach lalki (bardzo specyficznej, ale lalki) ujęła mnie właśnie fantastycznym pokazaniem silnych, przesadzonych emocji, które coś mówią nie tylko o postaciach, ale i o ludzkości. Na pewno to, że główna bohaterka nie jest człowiekiem, paradoksalnie pomaga, bo daje inny punkt widzenia.

– “Śmieciarka” Seenera, tekst w zasadzie radykalnie uciekający przed emocjonalnością, bo bohater jest taki, że nie chce do siebie dopuścić tego, że może mieć jakieś uczucia, a zarazem przepięknie pokazujący dorastanie dorosłego i w zasadzie już cynicznego w tej dorosłości człowieka do odpowiedzialności za innego człowieka i za własne człowieczeństwo.

 

Czyli trochę wychodzi mi na to, że “dusza” w tekście to jest coś, co się czasem nazywa “pytaniami o conditio humana”. I mam wrażenie, że najlepiej to wychodzi, kiedy autor nie stawia sobie za zadanie zadawać ważnych pytań o kondycję ludzką, człowieczeństwo i tak dalej. Kiedy to wychodzi mimochodem.

 

Oczywiście te przykłady to takie kliniczne przypadki “tekstu z duszą”. Nie chcę natomiast wypisywać “bezdusznych”, choć mogę podać pewne ich cechy (część już wzmiankowałam). Z pewnością na topie tego, co w moim osobistym odbiorze zabija “duszę” tekstu, jest kalkulacja dotycząca jego kompozycji, bohatera, narracji i tak dalej. Trzymanie się mniej lub bardziej wyimaginowanych i sformalizowanych zasad budowy fabuły i konstrukcji bohatera. No i nader często jeśli autor założy sobie, że będzie opowiadał o rzeczach ważnych i ważkich, to wychodzi historyjka wbrew pozorom płytka.

 

Natomiast oczywiście ogromna większość fajnych tekstów ma przynajmniej kawałek duszy, który jest znacznie trudniej uchwycić, ale jeżeli coś w bohaterze głównym, pobocznym albo i epizodycznym, a także w fabule, zarezonuje, to to jest ten kawałek duszy.

http://altronapoleone.home.blog

Nieobojętny emocjonalnie utwór, osadzony w wiarygodnym świecie, skłaniający odbiorcę do zadawania ważkich pytań.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Czyli trochę wychodzi mi na to, że “dusza” w tekście to jest coś, co się czasem nazywa “pytaniami o conditio humana”. I mam wrażenie, że najlepiej to wychodzi, kiedy autor nie stawia sobie za zadanie zadawać ważnych pytań o kondycję ludzką, człowieczeństwo i tak dalej. Kiedy to wychodzi mimochodem.

O właśnie:P

Слава Україні!

Dla mnie z kolei tekst z duszą to tekst o ludziach, napisany tak, że czytając o nich, wierzę w ich istnienie. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Opowiadanie z duszą zdefiniowałbym jako takie, które posiada warstwę pytań i odpowiedzi wykraczającą ponad bohaterów oraz autora i czytelnika.

Jest za ogólnie, więc postaram się skonkretyzować na przykładzie BLNN: (spoler alert\)

 

  • mamy postawioną tezę, że istnieją ludzie nikomu (do niczego) niepotrzebni,
  • zaproponowano (choć nie opisano) mechanizm identyfikowania takich ludzi,
  • pokazano działanie zasady eliminowania ich ze społeczeństwa (podobnie jak zabiera się śmiecie).

/spoiler

To, że organicznie się nie zgadzam z tym, co się w opowiadaniu dzieje, nie zmniejsza ani trochę jego wartości, bo logicznie (faktycznie – kombinatorycznie) jest bez zarzutu. Tąże duszą w BLNN jest etyka, której właśnie tam nie ma w warstwie tekstowej.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

E, tam. Tekst powinien mieć iglicę, sprężynę, zapalnik.. Nie no, żartuję. Ale czytając część tekstów czuję się jakbym wciągała może i ładnie zapakowany, ale ostro przeżeniony towar. Wciągasz, wciągasz.. i nie kopie. Nawet jak ktoś rzuci jakiś świeży towar. To zaraz rzuca się na niego płk. Cathkart i cała rzesza forumowych pułkowników Scheiskopffów.. No nic, może to ze mną jest coś nie tak i po prostu lubię nieoczyszczoną garażówkę 8] hi, hi, hi ! No nic. W myśl filozofii Milo Minderbindera, wszyscy są udziałowcami ;) Co powiecie na kulki bawełny strzelniczej w czekoladzie? Najlepiej spożywać na dwudziestoośmiostopniowym mrozie, donośnie szczękając zębami. Pozdrawiam ;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Według mnie, czy tekst ma duszę, czy nie, nie mierzy się obecnością jakiegoś składnika, czy powinien mieć to, czy tamto. No chyba żeby chodziło o coś w rodzaju mitycznego eteru, wszak dusza też nie jest materialna... Jeśli tekst ma duszę, to musi to być coś bardzo ogólnego, trudnego do objaśnienia. Taki tekst właśnie nie powinien się poddawać jakimkolwiek analizom, których zresztą nie lubię. To raczej chodzi o to, by dany utwór trafił do duszy czytelnika. Mam na myśli wrażenie, totalne, obezwładniające, jakie powinien wywoływać. Tak to przynajmniej definiuję.

Jako idealny przykład powieści mającej duszę mogę podać “Poczwarki” Johna Wyndhama.  Ot, zwykła historyjka postatomowa, dziś już trącąca banałem (książka powstała w 1955 roku bodaj), a jednak chwyta za serce, nie pozwala o sobie zapomnieć, a sam czytałem ją trzy razy i na pewno jeszcze raz przeczytam.

Agroeling, trafiasz idealnie w poczucie, które mieli już starożytni, że o wartości literatury decyduje “nieuchwytne coś” (po łacinie nazywało się to nescio quid – nie wiem, co). I to jest oczywiście bardzo sensowna diagnoza, zarówno w kontekście “duszy”, jak i czasem “formy”, bo nader często nie potrafimy zdefiniować, dlaczego coś wywarło na nas kolosalne wrażenie, a coś innego, podobnego, nie trafiło.

Niemniej chyba warto krążyć wokół tego i próbować przybliżać te odczucia, choć ich nigdy nie zdefiniujemy w jasny sposób.

 

Natomiast przykład z “Poczwarkami” świetny, bo pokazuje, że to “coś” może kryć się w absolutnie zwyczajnej formie.

 

A skądinąd... ciekawa forma też chyba może być “duszą” literatury, w sensie choćby namysłu nad tym, jak się pisze, jak się buduje literaturę.

http://altronapoleone.home.blog

No faktycznie czasem tak się mówi, że “coś w sobie ma”. Teraz przynajmniej będę wiedział, jak to po łacinie powiedzieć...

Offtop: “zdefiniować” i “określić” to nie to samo. Wiem, że się czepiam :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Offtop:

Jak zdefiniować / określić tekst z duszą?

 

Przez negację:

Tekst z duszą = Nie taki jak u Jima

 

;P

 

entropia nigdy nie maleje

Jim pisze teksty o p-zombie?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jim pisze teksty o l-zombie. Filozoficznie może to nie są zombie, ale po usunięciu wszystkich przymiotników, większości rzeczowników, scen budujących charakter – nikomu nie będzie na żadnym z takich l-zombie zależało – po co, skoro nie wiadomo skąd się wzięli, po co, dlaczego, skoro nie czują bólu ani nie mają głęboko ukrytych, ale przemożnych potrzeb?

A jeszcze zostało 261 znaków do wycięcia, by ostatniemu l-zombie wyrżnąć resztki wątroby (duszy i mózgu już dawno ni ma ;-) )

I to jest wszystko Twoja, Tarnino wina (wcale nie tego, że Jim powinien się zająć uprawą czosnku a nie literaturą, o nie, nie dam sobie tego wmówić, wszak jestem wieszczem jeszczem ;-) )

Wrrrrr...

Swoją drogą muszę opatentować określenie l-zombie (o ile ktoś go już wcześniej do czegoś nie użył ;-) )

entropia nigdy nie maleje

Zombie to zombie :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zombie, jaki jest, każdy widzi.

Known some call is air am

(Znowu mam bezsenność, w dodatku zgubiłem wątek we własnym tekście, więc jeszcze chwilę się tu poprodukuję.)

Jak dla mnie tekst może być kompletnie o niczym, a jednak ,,duszę” posiadać, bo osobiście przez ,,duszę” rozumiem taki zauważalny ,,dotyk twórcy”. Inaczej – jeśli widzę, że autor chce mi pokazać/przekazać coś od siebie, to tak, uznaję, że tekst ma ,,duszę”. Obojętnie, czy będzie to jakieś konkretne spostrzeżenie albo spojrzenie na świat, czy po prostu wizja, która została przelana na papier, bo akurat tak komuś w duszy grało i postanowił się tym podzielić.

Tworom powstałym dla kasy i fejmu ,,duszę” raczej trudno przypisać.

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Jak dla mnie tekst może być kompletnie o niczym, a jednak ,,duszę” posiadać

Zgoda.

jeśli widzę, że autor chce mi pokazać/przekazać coś od siebie, to tak, uznaję, że tekst ma ,,duszę”

Ale jeśli autor chce coś przekazać, to tekst jest o czymś. Więc to nie to.

Tworom powstałym dla kasy i fejmu ,,duszę” raczej trudno przypisać.

Niekoniecznie. Chociaż zwykle pewnie tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Może nie jestem doskonały, ale uważam, że kilka tekstów z duszą napisałem. Wydaje mi się, że ludzie nie zawsze chcą u każdego szukać tej duszy i liczą na coś co ich dusze uruchomi.

A co może “uruchomić” duszę, jeśli nie druga dusza?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To se ne da :)

Nie da się, bo czytamy, czy szerzej obcujemy ze sztuką, mając pewien bagaż doświadczeń, zainteresowań, przeżyć i to wszystko wpływa na to, jak postrzegamy to, co czytamy czy oglądamy. Krótko mówiąc dla każdego tekst z duszą będzie oznaczał co innego.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Krótko mówiąc dla każdego tekst z duszą będzie oznaczał co innego.

Innymi słowy – ta fraza nic nie znaczy, dziękujemy, idziemy na piwo :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dusza z ciała uleciała.

Jest też dusza w żelazku.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kiedyś żelazka miały duszę. Nie to, co teraz.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Tarnino, czasem duszę może uruchomić spadający liść z drzewa.

Spadające z drzewa pianino może duszę ubić lub wypuścić poza ten świat.

Literacko nie każdy przeżyje upadek pianina, ale listek lekko opadający zniesie i nawet się zachwyci.

Są zamki, które otwieramy patyczkiem od lodów, są zamki, które otwieramy pokrzywionym metalowym dziwactwem. Zamki do duszy. Skomplikowany klucz czasem nawet nie przejdzie przez wiecznie otwarte drzwi skromnych wymagań ;]

Nie dochodzi nawet do relacji.

 

Mam na półce taką książkę: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/223796/inna-dusza

Ma tytuł Inna Dusza. Dla jednej osoby będzie tam dusza (np. która rozpoznaje realia jako ich ofiara lub kat), dla innej nie (np. dla przybysza z kosmosu lub bańki informacyjnej dworu królewskiego).

 

Natomiast tytuł informuje, że mamy z duszą do czynienia. Czy to dusza, o której mówimy tutaj?

Nowa Fantastyka