
a wszystkie tematy są już oklepane z każdej strony. Nasza kreatywność zostaje coraz bardziej ograniczana przez kulturowe zaleciałości. Co o tym sądzicie ?
Moim zdaniem ogranicza nas tylko nasz światopogląd, to czym już przesiąkliśmy albo co poznaliśmy(choć też nie koniecznie). Im bardziej jesteśmy otwarci tym łatwiej osiągnąć oryginalność. Choć może i masz rację bo niby już wszystko było i teraz tylko można mniej lub bardziej jawnie z tego czerpać. Ale może to i dobrze, że tak trudno o oryginalną historię. Gdyby było łatwiej to co drugi polak zacząłby pisać a tego to ja już bym nie zniósł. Z drugiej strony to czy nie jest tak, że możemy napisać co chcemy? Tylko skąd wiadomo czy to jest oryginalne? Nasz osąd?
Zastanawiam się czy nie jest też tak, że lubimy czytać coś co jest nam bliskie, znane. A coś kompletnie innego raczej nas odrzuca.
a jakby tak zjeść wszystko i wszystkich?
Sądzę, że od czasów odysei nie pojawił się żaden kreatywny tekst, a my - jako pisarze - jestesmy wciskani w coraz ciaśniejsze okowy narzucane przez cudze pomysły.
;)
Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem
Wszystko już było.
Można do tego twierdzenia sprowadzić każde opowiadanie/film/powieść. Ale ja prywatnie uważam ludzi szukających oryginalności za wszelką cenę za wybitnie ograniczonych.
Każda historia jest inna - zdecydowanie bardziej wolę to twierdzenie.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Czy mi się wydaje, że jest zupełnie na odwrót?
Im bogatszy zasób elementów kultury -- tych zaleciałości -- tym większa kreatywność. Jak z klockami lego, dopiero jak masz ich dużo, to możesz kombinować. O ile pamiętam ze szkoły, to żyjemy w postmoderniźmie i skończyły się dziwne ograniczenia wynikające ze sztywnych konwencji, za to zaczęła się zabawa.
W sytuacji, kiedy można mieszać wszystko ze wszystkim w dowolnym kontekście, limitem kreatywności będzie chyba wyobraźnia twórcy, znajomość kultury i zdolność wyrażania się. No i wyczucie stylu, ale to inna bajka.
pozdrawiam
I po co to było?
syf, źle Ci się wydaje. Jesteśmy obciążeni setkami lat twórczości. To, że wymyślisz sobie powieść, w klimacie oryginalnym niczym majaki narkomana nie zmieni tego, że na każdy motyw ktoś znajdzie jakiegoś "haka toposowego". A i znajdzie się też pewnie opinia, że nawet twój, zdawać by się mogło oryginalny, świat jest sobowtórem jakiegoś innego, z przeszłosci, o ktorym nawet nie zdawales sobie sprawy.
Wszystko zależy od tego, jak podejdziemy do tematu.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
*z którego nawet nie zdawałeś sobie sprawy/o którym nawet nie wiedziałeś (nie wiem co chciałem napisać już sam :P)
Trochę zmęczony już jestem, a edytować niestety, nie można :>
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Rzecz jest w tym, że nie chodzi o wymyślanie powieści oryginalnych niczym majaki narkomana, ale korzystanie z setek lat twórczości w taki sposób, żeby czytelnik dobrze się bawił, odnajdując je w nowych kontekstach. Świeżość znaczy się i jakość wykonania. Że sięgnę po banalny przykład: pisuar był, fontanna była, ale pisuar jako fontanna w pewnym momencie zaskakiwał odbiorców. I drugi, mój ulubiony: Wilhelm z Baskerville -- jakby nie patrzeć Sherlock w habicie w mrocznym opactwie, obok teologicznej dysputy o ubóstwie, traktacie o miłości i eseju o średniowiecznym kanonie piękna zaskoczył odbiorców. A przecież wszystko to z osobna już wcześniej było.
Idąc dalej, widmo wtórności zawsze będzie gdzieś w tle, ale -- 1) duża świadomość kultury (oczytanie, po ludzku) pozwoli unikać zderzania się z tym, co już było (albo pozwala zderzać się świadomie i w celu); 2) kultura przecież ewoluuje i coś, co powstało kiedyś, obrośnie innymi skojarzeniami i interpretacjami niż utwór z dzisiaj. Par exemple: Chinatown niejakiego Polańskiego, jakby powstało w erze kina noir, to byłoby jednym z wielu. Nakręcili je trochę później i stało się bodaj najwybitniejszym filmem owego reżysera, mimo że wszystko już było (ale pojawił się nowy kontekst -- twardziel biega przez pół filmu z bandażem na nosie).
Podsumowujac, oryginalność jest passe, świeżości i zabawy szukamy. A w każdym razie tak mówią w mądrych książach.
pozdrawiam
I po co to było?
Najgorsze jest to, że w większości zamieszczanych na portalu tekstów brak fabuły, niby coś się dzieje, ale tak naprawdę flaki z olejem. Konstrukcja jest prosta jak budowa cepa. Nic z niczego nie wynika. Jest bohater, pojawia się ktoś magiczny, albo anioł, albo diabeł, coś bohaterowi proponuje. I tyle. Później zakończenie nie mające związku z treścią opka( i oczywiście zachwycone komentarze, że zakończenie totalnie nieprzewidywale, lub coś takiego). Jest też niestety mnóstwo opków - dialogów, zapis rozmów z Bogiem, albo z diabłem.Czyli sami się uwsteczniamy idąc na łatwiznę.
Trochę zgodzę się z meksico - większość odbiorców lubi to, co w pewnym stopniu jest już im znane. Mało tego - egzotyka wywołuje u nich pewien dyskomfort. Wydaje mi się, że może to mieć związek z teorią schematów poznawczych... W sumie nie widzę w tym nic złego. Korzystanie z takich utrwalonych "klocków" w pewnym stopniu ułatwia autorowi życie. Wiem, że kiedy piszę "elf" czytelnik widzi dokładnie to, co powinien. Oczywiście nie można na nowo przepisywać Tolkiena, nie o to w tym chodzi. Każdy autor musi znaleźć swoją niszę. Ja na przykład zawsze lubiłam klasyczne fantasy. Oklepane, ale nic na to nie poradzę - taki mam gust. Wiedziałam, że jeżeli będę coś pisać to pewnie w tym stylu. Problem polegał na tym, że ja w sumie niewiele wiem o średniowieczu i gdybym zaczęła tworzyć w takich realiach zaroiłoby się od paradoksów. Przecież nie mam bladego pojęcia o szermierce, nie odróżniam kłusu od galopu a z ubrań kojarzy mi się tylko giezło. Murowana porażka. Oczywiście mogłabym przeprowadzić intensywny risercz a niedociągnięcia wyjaśnić fantastycznością świata. Tylko po co? Zamiast tego wrzuciłam swoje elfy i czarodziejów do dobrze znanego mi świata finansów osadzonego w semi-współczesnej rzeczywistości ;) To co piszę jest nieco wtórne (choć wolę słowo eklektyczne), ale mi sprawia frajdę.
Rzecz jest w tym, że nie chodzi o wymyślanie powieści oryginalnych niczym majaki narkomana, ale korzystanie z setek lat twórczości w taki sposób, żeby czytelnik dobrze się bawił, odnajdując je w nowych kontekstach. Świeżość znaczy się i jakość wykonania.
Ano właśnie, ale świeżość to nie oryginalność. Jak już pisałem, dla mnie każda opowieść jest inna, każda ma w sobie "coś nowego", tzn. coś w wykonaniu, klimacie, co odróżnia ją od innych. I tego się trzymam. Ja nie należę do tych, co pod 90% opowiadań piszą "e, to już było", a wręcz przeciwnie :)
Trochę zgodzę się z meksico - większość odbiorców lubi to, co w pewnym stopniu jest już im znane.
Ranferiel, ja lubię (tak jak Ty) klasyczne fantasy i się tego nie wstydzę ;P
Każdemu pasuje pewien określony rodzaj twórczosci i nie ma się co temu dziwić. Moim ulubionym rodzajem zawsze będzie coś z pogranicza klasyki, heroiczności i wypracowanego chyba przez lata oglądania anime i czytania mangi schematu "nigdy się nie poddawaj!" (którym i w życiu się kieruję). Dlatego, nawet nie ma znaczenia, czy akcja się będzie rozgyrwała w przeszłości, czy w teraźniejszości, o ile pewne określone cechy świata i bohaterów zostaną mi bliskie.
To, że ludzie nie żądają tej cholernej oryginalności za wszelką cenę można łatwo sprawdzić, przeglądając listy bestsellerów ;)
To co piszę jest nieco wtórne (choć wolę słowo eklektyczne), ale mi sprawia frajdę.
I o to chodzi przede wszystkim! ;]
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
No, i w tym się zgadzamy -- najważniejsza ma być radocha.
pozdrawiam
I po co to było?
Zazwyczaj unikam jak ognia takich tematów zahaczających o emocenie, ale niech tam. :)
Wszystko już było? Owszem. Ale dylemat, że "wszystko już było" istnieje od zawsze. Założę się, że już Homer przeżywał rozterki typu: "Wojna? Motyw powrotu do domu? Łee... Oklepane. Setki aojdów już o tym pisały. Lepiej wymyślę coś oryginalnego. Na przykład historię o kobiecie z łechtaczką w gardle". Na szczęście nie wymyślił. Tak jak na szczęście Fidiasz nie tworzył posągów Zeusa z penisem zamiast głowy. Oryginalność jest dobra dla bogatych snobistycznych buraków, którym różne beztalencia szyją smętny kit o swojej wyjątkowości, postmodernizmie i celowej prowokacji. My bądźmy po prostu dobrzy w tym co robimy. Bo dzisiejsze "wszystko już było" jest jednak inne niż za czasów Homera i za sto lat też będzie czymś zupełnie innym niż dziś.
Komentarz Zico
+ 1
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Zico, podpisuję się pod Twoim komentarzem obiema rękami :)
it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA
Oj, z tymi łechtaczkami i żołądziogłowami w Grecji antycznej to chyba niezbyt trafiony przykład. Taki tekst zdaje się zanudziłby ówczesnego odbiorcę. Tamci ludzie byli ponoć bardziej otwarci na różne zabawy (ciastko w kształcie owego fallusa, które służy nie tylko celom spożywczym). Oryginalny i szokujący byłby raczej dla nich utwór poświęcony zwykłemu żołdakowi, który wraca spod Troi i cierpi na wyrzuty sumienia, bo zabił drugiego człowieka.
Na marginesie śmiem spytać, dlaczego oba przykłady tyczą sfery seksualnej?
Oryginalny był u nas niejaki Hasior, ale czy to jest twórczość dla bogatych snobów? Dzieci Zamojszczyzny?
Prowokacja zaś pozwala łamać bariery i zadawać pytania (szczególnie, kiedy rządzi popkultura). Widziałem niedawno Zawiszę Czarnego w moim teatrze. Wydawać by się mogło, że człowiek-świętość, a jednak aktorzy zdekonstruowali (rozwalili) i opluli -- uwaga: w celu -- aby zadać całkiem ważne pytania o nasz kraj.
Rzucę jeszcze na koniec cycat, który na szczęście został wypowiedziany: Frankly, my dear, I don't give a damn.
pozdrawiam
I po co to było?
gwidon2, brawo.
@syf.: Na marginesie śmiem spytać, dlaczego oba przykłady tyczą sfery seksualnej?
No, ale to powinno być pytanie nie do mnie, ale właśnie do tych "oryginalnych". Dlaczego ich "oryginalność" zawsze opiera się o dupę i wacka?
@syf.: Widziałem niedawno Zawiszę Czarnego w moim teatrze. Wydawać by się mogło, że człowiek-świętość, a jednak aktorzy zdekonstruowali (rozwalili) i opluli -- uwaga: w celu -- aby zadać całkiem ważne pytania o nasz kraj.
Ciekawi mnie tylko, czy tych ważnych pytań nie można było zadać bez opluwania kogokolwiek? Nasuwa się nieodparty wniosek, że albo pytania były kretyńskie, albo pytający to idioci. Mądry człowiek potrafi zapytać o wszystko w sposób prosty i zrozumiały.
Oj, jak całą sztukę -- jakby to ująć, oryginalną -- kojarzysz z jedną męczennicą Nieznalską, to czas wyjść z domu.
Drugi nieodparty wniosek jest taki, że racjonalny twórca świadomie wykorzystuje środki stylistyczne (ten jest bardziej nieodparty, bo mówimy o ludziach z doświadczeniem). Jak nie trudno się domyślić, pytanie to: czym jest bohater w RP? Na myśl przychodzą konkretne osoby (Wałęsa -- TW Bolek, Małysz -- kończ kurwa karierę, sowieccy agenci Herbert i Miłosz i tak dalej). Wniosek można mieć taki, że osoba dziś promowana na autorytet jutro zostanie podeptana przez człowieka, który będzie chciał kogoś innego albo siebie wypromować (a propos Nieznalskiej). -- Niemniej zapraszam na spektakl, może coś innego wyinterpretujesz, podróże kształcą, a Trójmiasto zaprasza.
serdecznie pozdrawiam i wesołych świąt
I po co to było?
I dobrze, ludzi świętych nie ma. A co do oryginalności, to właśnie jej brakuje. I nie, nie oryginalności w stylu penis, ale oryginalności w stylu podejście do tematu na nowo. I oryginalnym można być i pisać świetnie (starczy przywołać nazwisko Dukaja, ale też wielu innych.)
Największym problemem popkultury jest to, że autorzy często idą na łatwizne i tworzą schematyczne historie na kanwie innych dzieł. Ale historia oddaje sprawiedliwość: nikt nie pamięta epigonów Gibsona czy Tolkiena, w ludziach zostaje tylko oryginał.
Jak ktoś napisał - im więcej elementów, tym łatwiej coś z nich złożyć. Spójrzmy prawdzie w oczy. Kiedyś wystarczyła opowieść ,,bohater poszedł, zabił potwora, koniec" z paroma ozdobnikami, a cała wioska słuchała z przejęciem co wieczór. Dzisiejsze opowieści są dużo bardziej rozbudowane.
Dzisiejsze opowieści są dużo bardziej rozbudowane.
O tak, tak. Szczególnie hollywoodzkie produkcje, które przyciągają przed ekrany rzesze ludzi (odnosząc się do twojego porównania, to można śmiało powiedzieć, że odpowiednik dziesiątków tysięcy takich wiosek), a swoją prostotą zadziwiłyby niejednego średniowiecznego bajarza.
Nie oceniam czy to dobrze, czy źle, piszę tylko jak jest :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Hmm, miałem na myśli jednak literaturę. Co do hollywoodzkich produkcji - to uważam, że poziomem rozbudowania trzymają CO NAMNIEJ poziom dawnych mitów... oczywiście, zanim zostały poddane obróbce przez pisarzy.