- Hydepark: Jak zaczęła się wasza przygoda z literaturą?

Hydepark:

Jak zaczęła się wasza przygoda z literaturą?

Wiem, że żeby pisać opowiadania musieliście się nauczyć pisać i czytać w ogóle, ale to potrafi wielu, większość nauczyło się tego w szkole. Ale pisanie opowiadań, książek? Zresztą myślę, że odpowiedź może być ciekawa nie tylko w przypadku kogoś kto tworzy ale oczywiście chodziło mi głównie o was, drodzy koledzy po fachu. A więc: jak zaczęła się wasza przygoda z literaturą? Może waszą pierwszą książką, którą pokochaliście, a do której wracacie z sentymentem był prezent pod choinkę? A może już od najmłodszych lat chadzaliście do miejskiej czy wiejskiej biblioteki, by samemu zdobywać smaczne, literackie kąski? A może, tak jak w moim przypadku, wasza miłość do książek zaczęła się w czasach szkolnych kiedy to nauczycielka zadała przeczytanie pierwszej lektury? W moim przypadku były to "Wakacje z duchami".

Tak, jeśli o mnie cho­dzi to za­czę­ło się od lek­tur. Tej i in­nych. Było "W pu­sty­ni i w pusz­czy", "Pan Kleks" i nie­za­po­mnia­ny psi raj, kruk z wadą wy­mo­wy i tak dalej. Był "La­tar­nik", – tu mam lukę. W li­ceum "Lalka", "Zbrod­nia i kara", "Przed­wio­śnie" Że­rom­skie­go, domy ze szkła. Moż­li­we, że wielu z was teraz pod­pad­nę ale od szó­stej klasy i pierw­szej lek­tu­ry nie prze­ga­pi­łem aż do trze­ciej li­ceum nie­mal żad­nej. Ale "Krzy­ża­cy" to było wię­cej niż mo­głem znieść (pew­nie teraz wielu fanów fan­ta­sy, sar­mac­kie­go i in­ne­go prze­sta­je uwa­żać mnie za czło­wie­ka a bie­rze za gnoma). Dla­te­go z tej lek­tu­ry z uśmie­chem na ustach otrzy­ma­łem pałę (nie wiem czy to zda­nie brzmi tak jak po­win­no). Trze­cie li­ceum to już cięż­kie czasy więc za­czą­łem się­gać do ściąg, tego kucia było zbyt wiele. "Fer­dy­dur­ke" – to było to. No, ale wy­star­czy o mnie. Teraz wy.

Jak za­czę­ła się wasza przy­go­da z li­te­ra­tu­rą?

 

Długi jęzor... dużo było tych lek­tór, no nie? Za­po­mnia­łem o resz­cie. Tol­kien, King, dobre dzie­sięć to­mi­ków opo­wie­ści o Co­na­nie i pew­nie jesz­cze tro­chę rze­czy, któ­rych za nic nie je­stem sobie w sta­nie przy­po­mnieć.

Ale py­ta­nie z te­ma­tu jest wciąż ważne.

Komentarze

ob­ser­wuj

Moją przy­go­dę z li­te­ra­tu­rą za­po­cząt­ko­wał mój tata. Pa­mię­tam, że za­wsze wie­czo­rem opo­wia­dał nam bajki i czy­tał opo­wiast­ki z "Po­czy­taj mi mamo". Z tym, że sio­stra i brat słu­cha­li tak samo, ale w nich fa­scy­na­cja książ­ka­mi nie za­sko­czy­ła. Potem po­szło z górki, non stop oku­po­wa­łam bi­blio­te­kę szkol­ną i gmin­ną. Książ­ki, do któ­rych dziś wra­cam z sen­ty­men­tem to Przy­go­dy kota Fi­le­mo­na, Dzie­ci z Bul­ler­byn, Bu­łecz­ka, cała seria o Po­ży­czal­skich, Dok­tor Dolittle...Potem było ich już bez liku: Sta­wiam na Tolka Ba­na­na, Przy­go­dy Tomka Sa­wy­era, wspo­mnia­ne przez Cie­bie Wa­ka­cje z du­cha­mi, Ka­rol­cia ze swym cza­ro­dziej­skim ko­ra­li­kiem, który kie­dyś usi­ło­wa­łam zna­leźć...Ania z Zie­lo­ne­go Wzgó­rza...I mo­gła­bym tak wy­mie­niać bez końca :D

Wstyd przy­znać, ale w IV kla­sie pod­sta­wów­ki prze­czy­ta­łem Try­lo­gię, Krzy­ża­ków, Czte­rech pan­cer­nych i ca­łe­go Sap­kow­skie­go -- jak nie trud­no się do­my­ślić, lek­tur dla dzie­ci już mi się nie chcia­ło czy­tać. Potem wy­ro­bi­łem kartę w bi­blio­te­ce wo­je­wódz­kiej i do końca pod­sta­wów­ki prze­czy­ta­łem wszyst­kie książ­ki z dzia­łów fan­ta­sy/sf/hor­ror: np. Dick, Tol­kien, Hal­de­man, King, Ho­ward, Lo­ve­craft. W li­ceum mniej czy­ta­łem, bo li­ceum ogłu­pia. Stu­dia też ogłu­pia­ją, ale wzią­łem się za sie­bie i teraz prze­bi­jam się przez dwie-trzy książ­ki mie­sięcz­nie, nie li­cząc pod­ręcz­ni­ków.
po­zdra­wiam

I po co to było?

Gdy byłam mała, tata czy­tał mi "Mi­to­lo­gię" Pa­ran­dow­skie­go za­miast bajek. Myślę, że to miało duży wpływ na mój gust. Na po­czą­ku pod­sta­wów­ki nie lu­bi­łam czy­tać. Serio. Te wszyst­kie "Antki" i "Janki mu­zy­kan­ty" to była ka­tor­ga. Po­now­nie po­ko­cha­łam li­te­ra­tu­rę gdy mia­łam 8 lat i do­sta­łam w swoje małe łapki "Hob­bi­ta". Potem był "Wład­ca Pier­ście­ni" i każde inne fan­ta­sy, jakie się tra­fi­ło. Nie zna­łam się i cza­sa­mi koń­czy­ło się roz­cza­ro­wa­niem. Kilka lat póź­niej, w moim mie­ście po­ja­wi­ła się nowa księ­gar­nia. Pra­co­wał w niej chło­pak, który grał w RPG i na­praw­dę znał się na do­brym fan­ta­sy. I tak w wieku ok. 12 lat po­zna­łam Gib­so­na, Rice, Sap­kow­skie­go, "Czar­ną Kom­pa­nię" Cooka i... pod­ręcz­nik do War­ham­me­ra ;) Oczy­wi­ście fan­ta­sy to nie wszyst­ko. Wiele ksią­żek do­sta­łam od ojca - "Egip­cja­nin Si­nu­he", Try­lo­gia Sien­kie­wi­cza, "Fi­la­ry ziemi", Do­sto­jew­ski...

Za­czę­ła się od Al­fre­da Hitch­cock'a i jego cyklu o Trzech de­tek­ty­wach. W swo­jej bi­bli­te­ce mia­łem wszyst­kie czę­śći. Potem, po­dob­nie jak w re­kla­mie Mac­Do­nald's, zo­sta­łem na dłu­żej. Za­czą­łem czy­tać fan­ta­sy w stylu For­got­ten Re­alms i zaraz potem wszyst­ko, co było w bi­blio­te­ce i wy­glą­da­ło na fan­ta­sty­ke. Tol­kien był do­pie­ro w gim­na­zjum, wcze­śniej prze­ra­ża­ła mnie wizja ta­kiej gru­bej książ­ki. Zaraz po Tol­kie­nie był Conan. Ale pierw­szy raz po­czu­łem praw­dzi­we ciar­ki pod­czas czy­ta­nia, gdy do­rwa­łem Wa­gne­ra i jego "Pa­ję­czy­ne utka­ną z ciem­no­ści". Myślę, że wtedy do­pie­ro na po­waż­nie za­czę­ła się moja przy­go­da z li­te­ra­tu­rą. 

Moja przy­go­da za­czę­ła się po­dob­nie do syfa i po­do­bień­stwa koń­czą się na roz­po­czę­ciu. W pod­sta­wów­ce prze­czy­ta­łem Sap­kow­skie­go, póź­niej Tol­kie­na, Sien­kie­wi­cza, Mic­kie­wi­cza, Lo­ve­cra­fta i kilku in­nych au­to­rów, po czym nie­mal prze­sta­łem czy­tać, tylko co jakiś czas sią­ga­jąc po coś cie­kaw­sze­go. I tak do dziś - mało, rzad­ko, ale w miarę na po­zio­mie.

Na po­cząt­ku do ksią­żek za­chę­ca­ła mnie mama. Czy­ta­ła mi '' Dzia­dy'' na do­bra­noc. Póź­niej jako pierw­szą w życiu, sa­mo­dziel­nie wy­bra­ną książ­kę prze­czy­ta­łam '' Stu­dium w szkar­ła­cie '' Ar­thu­ra Conan Doyle'a. Moja przy­go­da z fan­ta­sty­ką roz­po­czę­la się od prze­czy­ta­nia, po­le­co­ne­go mi przez brata ''Hob­bi­ta'', na­step­nie był '' Wład­ca pier­ście­ni '' i bar­dzo wcią­ga­ją­ca książ­ka Abra­cha­ma Mer­ri­ta '' Twarz w ot­chła­ni ''. Teraz po­wra­cam do ko­rze­ni i znów czy­tam opo­wia­da­nia Sir Ar­thu­ra Conan Doyle'a.

Na po­cząt­ku to ja­kies bajki ;) pierw­szą po­waż­niej­szą byl "Win­ne­tou", potem po­łkną­łem wszy­stie do­stęp­ne w bi­blio­te­ce książ­ki Ka­ro­la Maya, na­stęp­nie były ja­kieś książ­ki o wi­kin­gach (nie pa­mię­tam do­kład­nie ty­tu­łów :P), kla­sycz­nie Sien­kie­wicz, mi­to­lo­gia  Pa­ran­dow­skie­go. Fan­ta­sty­ka za­czę­ła się od Tol­kie­na, nie­dłu­go póź­niej po­ja­wił się na osie­dlu pod­ręcz­nik "War­ham­me­ra" i kar­cian­ka "Doom Tro­oper";), wtedy stwier­dzi­łem że fan­ta­sy i sf to jest to :D
Pierw­sza książ­ka ku­pio­na za wła­sne pie­nią­dze to "Pierw­sze prawo magii" Go­od­kin­da :P
Od tam­te­go czasu czy­tam głów­nie fan­ta­sty­kę, inne tylko jak ktoś coś po­le­ci. Moja na­rze­czo­na uwiel­bia Kinga więc cza­sa­mi zdaży mi się i jego cos prze­czy­tać.
Ak­tu­al­nie je­stem w trak­cie ma­la­zań­skiej księ­gi po­le­głych, potem za­mie­rzam za­brać się za pieśń lodu i ognia :)

Po­zdra­wiam :)

hm... U mnie też za­czę­ło się, jak u agi­zga­gi, od wie­czor­ne­go czy­ta­nia bajek przez tatę. Tyle, zę sama fa­sy­na­cja za­czę­ła się chyba w gim­na­zjum, gdy za­czy­na­łam pracę z pi­sa­niem. Tyle, ze wtedy pi­sa­łam wier­sze;P takoż wtedy za­czę­łam czy­tać, dużo, coraz wię­cej. A teraz po­że­ram ksiaż­ki, gdy tylko mam chwi­lę czasu;P

“A les­son wi­tho­ut pain is me­anin­gless. That's be­cau­se no one can gain wi­tho­ut sa­cri­fi­cing so­me­thing. But by en­du­ring that pain and over­co­ming it, he shall ob­ta­in a po­wer­ful, unmat­ched heart. A ful­l­me­tal heart.”

ja pa­mię­tam, że mama czy­ta­ła mi na do­bra­noc Na­rnię, jak byłam cał­kiem mała... potem czy­ta­łam ja­kieś Ka­rol­cie, Szklar­skie­go  itd. A je­że­li cho­dzi o fan­ta­sty­kę - kiedy mia­łam 7 lat, za­sta­łam mamę, jak czy­ta­ła któ­rąś z kolei część z serii Xanth An­tho­ny'ego i się z cze­goś śmia­ła, więc za­py­ta­łam, co ją tak bawi - usły­sza­łam na to, że jeśli nie czy­ta­łam po­przed­nich czę­ści, to i tak nie zro­zu­miem. Więc się za­par­łam i prze­czy­ta­łam wszyst­kie po­przd­nie czę­ści :P a potem to już po­szło... i skoń­czy­ło się na tym, że teraz czy­tam dla przy­jem­no­ści głów­nie w wa­ka­cje, bo na stu­diach mam mi­lion lek­tur...

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

A moja za­czę­ła się od Kra­sno­lud­ków i sie­rot­ki Ma­ry­si Ko­nop­nic­kiej. Do tej pory pa­mię­tam, że nudne, ale zmo­głem, a że zmo­głem to w ze­rów­ce, to w I kla­sie mia­łem do­stęp do więk­szej licz­by ksią­żek. Jedną z ta­kich, którą prze­czy­ta­łem wiele razy, był "Man­sur i Kasym" Fio­do­ro­wa, rzecz o przy­go­dach dwóch mło­dzień­ców na śre­dnio­wiecz­nym Wscho­dzie, Sa­mar­kan­da, Bu­cha­ra, te rze­czy. Chyba za jed­nym za­ma­chem po­lu­bi­łem wtedy i li­te­ra­tu­rę, i hi­sto­rię.

(prze­pra­szam za or­to­gra­fie, nie mam pol­skiej kla­wia­tu­ry)
Moja mi­losc do ksia­zek za­cze­la sie w 4 kla­sie pod­sta­wow­ki. Bi­blio­te­ka osie­dlo­wa byla moim dru­gim domem i ob­ra­bia­lem 3 ksiaz­ki ty­go­dnio­wo. Pi­sa­nie bylo tylko kwe­stia czasu...:-D

U mnie trosz­kę ina­czej to dzia­ła­ło. Po­waż­niej­sza przy­go­da z li­te­ra­tu­rą za­czę­ła się u mnie w czwar­tej kla­sie pod­sta­wów­ki. Chcąc za­im­po­no­wać ojcu, po­ży­czy­łem od zna­jo­me­go książ­kę pana Sap­kow­skie­go. A że z mi­ło­ścią róż­nie, nie wia­do­mo kiedy nas trafi... ko­lej­ne książ­ki już nie były czy­ta­ne, były wręcz po­chła­nia­ne. A naj­czę­ściej czy­ta­na? Pod­ręcz­nik gra­cza do d&d, do dziś znam go na pa­mięć.

Spam: Nie za­bi­jaj­cie mnie od razu, ale jakby ktoś był chęt­ny z oko­lic war­sza­wy po­ba­wić się w rpga, daj­cie znać.

Ja się na­uczy­łam czy­tać w wieku ok. 3 lat a moją ulu­bio­ną książ­ką z cza­sów wcze­sne­go dzie­ciń­stwa, do któ­rej mam sen­ty­ment to "Puch kot nad koty" ;p. W szko­le pod­sta­wo­wej czy­ta­łam bar­dzo dużo i jak leci, z półek bi­blio­te­ki prze­zna­czo­nych dla sto­sow­ne­go wieku, gdzieś około klasy 5tej czy 6stej skrzy­wi­ło mnie kom­plet­nie na li­te­ra­tu­rę po­pu­lar­no­nau­ko­wą :p. Z fan­ta­sty­ki pierw­sza książ­ka, którą do­rwa­łam w ogól­nia­ku to "Diuna" (nie li­cząc lek­tu­ro­we­go Pirxa), ale ge­ne­ral­nie za fan­ta­sty­kę to się wzię­łam po 20st­ce;p i zde­cy­do­wa­nie pre­fe­ru­ję sf.

Naj­pierw wszyst­kie książ­ki w domu (no, pra­wie wszyst­kie), potem bi­blio­tecz­ne - ale miej­skiej bi­blio­te­ki i pe­da­go­gicz­nej a nie szkol­nej, bo tam były okrop­ne baby, które nie po­tra­fi­ły zro­zu­mieć, ze ja się prze­dzie­ra­łam przez Quo vadis a one mi wci­ska­ły "coś na moim po­zio­mie" czyli Dzie­ci z trze­ciej klasy i inne Koty Fi­le­mo­ny... :)
No i... Fan­ta­sty­ka, ku­po­wa­na przez mo­je­go ojca.
A tam mię­dzy in­ny­mi Kara więk­sza Marka Hu­be­ra­tr­ha.
W li­ceum jak bu­li­mik w tran­sie po­że­ra­łam wszyst­ko z wy­jąt­kiem Whar­to­na. Lot nad ku­kł­czym gniaz­dem, Pa­ra­graf 22, wsszyst­kie hor­ro­ry Ma­ster­to­na a także ro­man­se har­le­ki­no­we - co mi w ręce wpa­dło - na zmia­nę z Ta­tar­kie­wi­czem, Umber­tem Eco (do dziś moja mi­łość), Su­skin­dem, Fow­le­sem, Sap­kow­skim (znów - ku­po­wa­nym przez ojca), Haw­kin­giem (kurde, trze­ba się było do­wie­dzieć o co kaman z tym cza­sem, bo ojca pa­sjo­no­wał Ein­ste­in i teo­ria względ­no­ści) i wy­kła­dy Feyn­ma­na (i nadal nie umiem roz­wią­zy­wać zadań he he) - czyli misz masz i zupa ze wszyst­kie­go, co wpad­nie w łapy :)
No a potem in­ter­net i kupa wa­ria­tów na we­ry­fi­ka­to­rium i Qfant :) (po­zdra­wiam).
I tak sobie myślę... kurde, Tato, dzię­ki :D

A więc: jak za­czę­ła się wasza przy­go­da z li­te­ra­tu­rą? Może waszą pierw­szą książ­ką, którą po­ko­cha­li­ście, a do któ­rej wra­ca­cie z sen­ty­men­tem był pre­zent pod cho­in­kę? A może już od naj­młod­szych lat cha­dza­li­ście do miej­skiej czy wiej­skiej bi­blio­te­ki, by sa­me­mu zdo­by­wać smacz­ne, li­te­rac­kie kąski? A może, tak jak w moim przy­pad­ku, wasza mi­łość do ksią­żek za­czę­ła się w cza­sach szkol­nych kiedy to na­uczy­ciel­ka za­da­ła prze­czy­ta­nie pierw­szej lek­tu­ry? W moim przy­pad­ku były to "Wa­ka­cje z du­cha­mi".

Po­czą­tek to lek­tu­ry szkol­ne oraz książ­ki, ku­po­wa­ne przez ro­dzi­nę. No i – od star­sze­go ro­dzeń­stwa (Ni­ziur­ski, Nie­nac­ki, Pap­cio Chmiel). :) Czy­ta­łam od dziec­ka, pi­sa­łam, od kiedy pa­mię­tam, lu­bi­łam szcze­gól­nie ry­mo­wan­ki dla naj­bliż­szych. :) Pierw­sza pu­bli­ka­cja – z frag­men­tu mojej ma­gi­ster­ki, jesz­cze na stu­diach, lata 90-te. ;) 

Są książ­ki, które mogę czy­tać cią­gle i znam je pra­wie na pa­mięć, jak “Ze­msta” Fre­dry i “Mały Ksią­żę”. ;) 

Ten Por­tal po­ka­zał mi, ile jest ukry­tych Ta­len­tów wśród Jego Twór­ców. :)

Pe­cu­nia non olet

Kla­sy­ka, panie dzie­ju, z tam­tych lat. “Lo­ko­mo­ty­wa”, “Pta­sie radio”... Brze­chwa też. Sam czy­tać za­czą­łem jakoś tak mię­dzy pią­tym a szó­stym ro­kiem życia. Ale tak na­praw­dę, czyli na serio, do­pie­ro w bli­skiej oko­li­cy bar­dzo już po­waż­ne­go wieku dzie­wię­ciu lat. Żeby było śmiesz­niej, za­czą­łem od – trzy­maj­cie się krze­seł – “Pana Ta­de­usza”.  Mamo, kto to był Pod­ko­mo­rzy? Jak ci oj­ciec po­zwo­lił to czy­tać, to niech ci teraz tłu­ma­czy... Ale gdy nie­zbyt wiele póź­niej do­rwa­łem się do try­lo­gii Trep­ki i Bo­ru­nia, już o nic nie py­ta­łem. No i po­szły konie po be­to­nie, sy­piąc skra­mi spod pod­ków. Fan­ta­sty­ka, tro­chę ma­ry­ni­sty­ki, nawet na kry­mi­na­ły mia­łem fazę. A kiedy jest mi szaro i smęt­nie, bo świat jest zły, a lu­dzie podli, się­gam – po­now­nie łap­cie się za pod­ło­kiet­ni­ki fo­te­li – po tak ar­cha­icz­ne lek­tu­ry, jak “Spo­sób na Al­cy­bia­de­sa”, “Bra­cia Kosz­ma­rek, ma­gi­ster i ja” i “Ma­łe­go księ­cia”. 

Od około pię­ciu lat mam “ciąg” na opra­co­wa­nia hi­sto­rycz­ne II wojny świa­to­wej. Nie tak silny, żeby ni­cze­go in­ne­go nie brać do ręki, ale wy­star­cza­ją­cy, by wy­da­wać, gdy tra­fia­ją się “ma­so­we wy­sy­py” ty­tu­łów, po kilka setek.

Cie­ka­wy wątek. :-) Moja pierw­sza ulu­bio­na lek­tu­ra, a wła­ści­wie to „słu­chan­ka”, bo to śp. Mama mi czy­ta­ła, to wspo­mnia­ne przez Ada­maKB „Pta­sie radio”. W szko­le pod­sta­wo­wej poza lek­tu­ra­mi obo­wiąz­ko­wy­mi po­ja­wił się Adam Bah­daj i jego „Te­le­mach w dżin­sach”, „Banda Ru­de­go” Ja­nu­sza Do­ma­ga­li­ka, „Ta­jem­ni­ca zie­lo­nej pie­czę­ci” Hanny Ożo­gow­skiej. To wszyst­ko wpływ star­szej sio­stry. Wtedy też za­czę­ła się fa­scy­na­cja II wojną świa­to­wą na morzu, a do lek­tur do­łą­czy­li „Chłop­cy z mor­skiej szko­ły” An­drze­ja Pe­re­pecz­ki. Półki wy­peł­nia­ły jed­nak przede wszyst­kim opa­słe tomy opra­co­wań Zbi­gnie­wa Fli­sow­skie­go, Je­rze­go Per­t­ka, Je­rze­go Li­piń­skie­go. Cał­kiem po­waż­nie roz­wa­ża­łem jako pięt­na­sto­la­tek prze­pro­wadz­kę do Gdyni i tam­tej­szą szko­łę mor­ską. Taka to już jest książ­ki moc, że po­tra­fi wzbu­dzić w czło­wie­ku chęć rzu­ce­nia się w wir przy­go­dy i na drugi ko­niec mapy. :-)

Na­to­miast pierw­sze dzie­ła fan­ta­stycz­ne sta­no­wi­ły zbio­ry nowel i opo­wia­dań: „Nie­sa­mo­wi­te opo­wie­ści” Ste­fa­na Gra­biń­skie­go (efekt słu­cha­nia me­ta­lu – wo­ka­li­sta grupy KAT Roman Ko­strzew­ski po­le­cał tego au­to­ra) i, uwaga, uwaga: „Za­ba­wa w strze­la­ne­go” An­drze­ja Drze­wiń­skie­go. Potem był ko­lej­ny zbiór opo­wia­dań róż­nych au­to­rów: „Śmierć hi­gie­nicz­na”, który w pełni świa­do­mie i za wła­sną ma­mo­nę ku­pi­łem w kio­sku ruchu przy ów­cze­snej ul. Armii Czer­wo­nej.

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Do­sta­łem pewną książ­kę od ro­dzi­ców, którą mi czy­ta­li wiele razy. Zanim na­uczy­łem się czy­tać, zna­łem ją już na pa­mięć i trzy­ma­jąc do góry no­ga­mi uda­wa­łem, że czy­tam (oczy­wi­ście przy­pad­kiem na głoś i gło­śno). Przy stole, w to­a­le­cie, w łóżku. Wszę­dzie. Je­że­li gdzieś moja przy­go­da z czy­ta­niem się za­czę­ła, to myślę, że wła­śnie tam. Ro­dzi­ce dają przy­kład dzie­ciom i są po­cząt­kiem czy­tel­ni­czej przy­go­dy (nawet do­słow­nie). Je­że­li przy tym po­peł­nia­ją wiele błę­dów wy­cho­waw­czych, itd. to kreu­ją już coś wię­cej niż tylko czy­tel­ni­ka :)

 

Naj­le­piej jak dziec­ko za­uwa­ży za­in­te­re­so­wa­nie swo­ich “sta­rusz­ków” czy­tel­nic­twem. Kiedy mu ku­pu­ją ksią­żecz­ki, czy­ta­ją, to nawet cza­sem z nudów się­gnie się po album i coś prze­czy­ta. Mam wra­że­nie, że w mojej ro­dzi­nie bar­dzo duży na­cisk po­ło­żo­no na za­in­te­re­so­wa­nie mnie tym te­ma­tem.

 

 

Temat do­ty­czy chyba pi­sa­nia. Wy­da­je mi się, że pierw­sze opo­wia­da­nie stwo­rzy­łem mając kilka lat. Le­ża­łem sam w po­ko­ju, po­pi­ja­jąc bu­tel­kę (dziw­ne, ze tak długo) i wy­obra­ża­łem sobie opo­wia­da­nie mu­zycz­ne o lek­cji pia­ni­na. Nie było to zwy­kłe wy­obra­że­nie, bo pró­bo­wa­łem sobie wy­my­ślać ja­kieś sy­tu­acyj­ki dla wła­snej za­ba­wy. Moim zda­niem jest to już jakiś po­czą­tek. Bio­rąc pod uwagę co już wtedy zdą­ży­łem za­ob­ser­wo­wać, owo “opko” nie spa­dło z po­wie­trza. Było prze­two­rze­niem już wi­dzia­nych rze­czy.

Ar­ty­stom wię­cej, szyb­ko!

Temat do­ty­czy chyba pi­sa­nia.

Nie­zu­peł­nie – ogól­nie przy­go­dy z li­te­ra­tu­rą.

Moja przy­go­da roz­po­czę­ła się w wieku 3,5 lat od “do­bi­ja­nia” ele­men­ta­rza po star­szym bra­cie.

Mam do dziś słi­ta­śną focię... Pierw­sze (i ostat­nie) opko to dal­szy ciąg no­wel­ki Antek B.Prusa

jako praca do­mo­wa. Trzy dni sie­dzia­łem przy biur­ku Taty z weną na ko­la­nach i potem na skro­niach.

Ko­le­dzy bie­ga­li sobie bez­tro­sko po po­dwór­ku a ja...dobijałem do 32-stro­ny, by­naj­mniej nie 

kul­fo­na­mi. Be­ne­fis w kla­sie, po­chwa­ła...czytanie na glos... Wresz­cie krót­kie po­le­ce­nie po­lo­nist­ki:

“po­wiedz swoim ro­dzi­com, że do­sta­li “5” i niech tego wię­cej nie robią”... I tu nagła krew mnie

za­la­ła a i oczy się nieco za­szkli­ły, więc za­ko­pa­łem pióro “na wiecz­ność”. Może bym i od­ko­pał

za czas jakiś, jed­nak przez te oczy nie za­pa­mię­ta­łem miejsca...taki pech...

Rok póż­niej za­czę­ło się pod­czy­ty­wa­nie – Dekameron...Zamczysko w Otran­to... No i tak do dzi­siaj.

 

 

dum spiro spero

Nowa Fantastyka