- Hydepark: Terry Pratchett

Hydepark:

książki

Terry Pratchett

Potraktujcie ten wątek jako "ogólnie o T.P."

 

 

Zbieram się do przeczytania Terry Pratchetta od dobrych kilkunastu miesięcy, ale nie wiem od której strony ugryźć ten dysk. Czy spośród wielu jego książek jest jakaś, którą należy – a przynajmniej wypada – przeczytać jako pierwszą? Czy jeśli kupię/wypożyczę pierwszą lepszą powieść jego autorstwa to nie okaże się nagle, że to kontynuacja i trzeba mi będzie pędzić po inny tomik? :/

 

Komentarze

obserwuj

Pierwsze w cyklu są niby "Kolor magii" i "Blask fantastyczny", ale ja polecałabym zacząć od "Morta". Cykl o Śmierci to mój ulubiony ;) Na Wikipedii masz wypisane tomy z podziałem na cykle. Wydaje mi się, że znacznie lepiej czytać właśnie według "tematów", niż chronologicznie.

Dzięki :)
A co do kolejności cyklów - to już pełna dowolność?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Moim zdaniem kolejność czytania poszczególnych cykli nie ma większego znaczenia. Nie czytałam jeszcze nic o Tiffany, ale chyba warto przeczytać jej historię po Wiedźmach. No i Moista też zostaw sobie na koniec (jego przygody to trochę taka "rewolucja przemysłowa" Świata Dysku";)).

"Warstwy Wszechświata". Poza cyklami, taka, moim zdaniem, wprawka, pierwsza prezentacja pomysłu --- warto poznać.

Adam, no i był jeszcze "Dysk" ;)

a ja wtrącę tak spoza świata Dysku - polecam trylogię o Nomach (pierwsza jest "Nomów Księga Wyjścia", potem "Nomów Księga Kopania" i "Nomów Księga Odlotu"). Uwielbiam :D

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

a-a-a i jeszcze mi się przypomniało - "Dywan", drugi mój ulubiony :)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

no ja zacząłem od "Trzech Wiedźm" i tak raczej średnio mi się podobało, potem po dłuższej przerwie przeczytałem "Kolor magii" i było już dużo lepiej.
Osobiście polecam cykl o ŚMIERCI :P ("Mort" to, jak na razie, najlepsza książka Terry'ego jaką zdarzyło mi się przeczytać) i Moiście von Lipwigu (jak napisała Ranferiel rodzaj rewolucji przemyslowej Dysku ;)
@AubreyBeardsley
tę trylogię o Nomach to porzuciłem po pierwszym tomie, za to "Dywan" jak najbardziej godny polecenia :)

Jak ogólnie -- to ja się kilka razy za Pratchetta zabierałem. Nigdy jednak nie przebrnąłem dalej jak poza pięćdziesiątą stronę. Coś musi być w języku/kreacji bohaterów/humorze, co powoduje, że z ulgą odkładam te książki na półkę i odwracam od nich wzrok.
pozdrawiam

I po co to było?

Dzięki Wam za rady i opinie, dobrzy ludzie :)
Teraz przynajmniej wiem od czego zacząć. Bierzemy się za Pratchetta od lipca zatem. 

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Polecam "Pomniejsze bóstwa" i "Czarodzicielstwo"

Dla mnie z kolei cykl o wiedźmach bije wszystko, a zwłaszcza "Wyprawa czarownic", a drugi w kolejności - cykl o Śmierci, z rewelacyjnym "Kosiarzem".
Czytałem chronologicznie wszystko do "Złodzieja czasu" - Świat Dysku zmienia się, bohaterowie nabierają kolorytu, w cyklu o Moiście Lord Vetinari pokazuje zupełnie inną twarz niż w "Kolorze magii" i dlatego ktoś, kto przywykł do "późnego" wizerunku Patrycjusza może się zdziwić, czemu jeden z najlepszych bohaterów cyklu w starszych książkach okazuje się zwykłym nieinteresującym straszakiem na bohaterów. Z biegiem czasu okazuje się, że Świat Dysku staje się coraz bardziej kulisty (mnie zaczęło to w pewnym momencie przeszkadzać). W późnych książkach wątki cykli łączą się ze sobą, więc jestem za czytaniem chronologicznym (jak nie miałem dostępu do którejś części, po prostu ją omijałem).
No, Pratchett to spory kawałek mojego życia, sięgnąłem po "Kolor magii" mając 8 lat, a zniechęciłem się "Złodziejem czasu" dopiero niedawno, na pewno w duży sposób wpływał na mój sposób widzenia świata:)
PS. Język Pratchetta jest zaraźliwy. Po tygodniu zaczynasz mówić po pratchettowsku - uważaj:)

Ajwenhoł - to u mnie odwrotnie :) Od "Złodzieja czasu" zaczęło się moje zainteresowanie Pratchettem, a kiedy dotarłam do książek o Śmierci i - przede wszystkim - o Straży Miejskiej, to tydzień bez ksiązki Pratchetta stał się tygodniem straconym ;) Również polecam zaczać czytanie od "Morta" albo od "Straż! Straż!". A potem sięgnąć po te oderwane od serii książki typu "Pomniejsze bóstwa" i przekonać się, że poza tym, że są diabelnie śmieszne, bywają też diabelnie mądre. A zmysł obserwacyjny autora mnie po prostu rozwala. Jakbym miała wskazać scenę w literaturze fantastycznej, która najbardziej zapadła mi w pamięć, to jakoś pamięć pomija Tolkiena, Le Guin i spółkę, a na pierwszym stawia taniec panny Flitworth ze Śmiercią z "Kosiarza" (a w tle gra "Niech żyje bal" ;).

Fakt, że wśród tych książek są te lepsze i te gorsze (np. "Niewidoczni Akademicy" jakoś nie przypadli mi do gustu, jako zapalony kibic dostrzegam znacznie więcej elementów piłki nożnej wartych wyśmiania i mam wrażenie, że Pratchett całą sprawę potraktował po łebkach). Ale te lepsze naprawdę robią wrażenie. Zwłaszcza że jak się tak lepiej przyjrzeć, to u Pratchetta wcale nie jest tak śmiesznie, łatwo i przyjemnie. Bywa też smutno, nostalgicznie i brutalnie.

A teraz to, co u Pratchetta mi się nie podoba, wkurza i w ogóle. Przede wszystkim - mam wrażenie, że w niektórych tomach zlewa zupełnie czytelnika ;) niektóre sprawiają wrażenie pisanych "na kolanie", na szybko, byle oddać książkę do druku, bo czytelnicy czytają na bestseller. Dialogi są na zasadzie gadaniny, działania bohaterów - niepotrzebne i pozbawione "tła", czyli na zasadzie autor wie, o czym pisze, ale czytelnicy - niekoniecznie, zakończenia są od czapy i nie wykorzystujące dramatyzmu niektórych wątków. Do takich książek należą np. "Niewidoczni akademicy", moim zdaniem jedna ze słabszych książek Pratchetta. Z drugiej strony ma to swój urok - bohaterowie Pratchetta żyją swoim życiem i mam wrażenie, że nawet autor nie panuje nad tym, co za chwilę zrobią, co powiedzą, w co się wpakują. Na pewno przewidywalne te książki nie są ;)

Co do języka, Ajwenhoł - ty też jak mówisz, masz ochotę dodawać przypisy? :P

Wg mnie najlepsze są "Ciekawe czasy". "Straż, straż" może być na początek. Tak naprawdę każda książka TP stanowi samodzielną całość. Można aplikować bez znajomości poprzednich części.
Ze względów filozoficzno-religijnych sugerowałbym przeczytanie "Pomniejszych bogów".

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Miewam. I każdego dnia odkrywam w sobie Mustruma Ridcully'ego.

Najlepsza u Pratchetta jest chyba narracja, bo dialogi i fabuła są trzeciorzędne i gdybym miał z marszu sobie przypomnieć którąkolwiek (!), to miałbym problem. Za to uchwycenie przez Pratchetta rzeczywistości jak owada w bursztynie jest bezcenne i tu nie ma sobie równych. To nawet lepsze od jego poczucia humoru. Dialogi? Fabuła? A kogo obchodzą takie rzeczy?

A z tym "Złodziejem czasu" chodziło mi o zbytnie rozpędzenie "globalizacji" Świata Dysku, powtarzanie motywów i utratę dyskowego kolorytu. Takie marudzenie starego nerda:) Najbardziej przypadały mi do gustu środkowe tomy (między "Ruchomymi obrazkami" a "Wiedźmikołajem") - Dysk nabrał wtedy ducha, nie było natłoku bohaterów (bolączka cyklu o Straży, gdzie w późniejszych tomach nie łapałem się już, kto jest kto), a pomysły ciągle świeże i nie wymagające odgrzewania jak najlepsze żeberka u Hagi;)

Mi najbardziej podobają się "Pomniejsze bóstwa", a zaraz potem idzie cykl o Śmierci. Niesamowicie odmienne spojrzenie na rzeczywistość jest bezcenne, Pratchett potrafi zupełnie wyrwać obserwatora ze środowiska i kazać mu patrzeć na siebie samego bez żadnej kulturowej skazy. Jak dla mnie - genialne.

Ktoś wcześniej wspomniał, ze język Pratchetta jest zaraźliwy. To fakt. Po długotrwałej lekturze jego powieści człowiek zaczyna podświadomie używać tej charakterystycznej, pełnej dopowiedzeń maniery. Ciekawe zjawisko.

Niestety według mnie, Pratchett powoli zaczyna rozmieniać się na drobne i nużyć. Jego dowcipy, gagi, które tak bardzo śmieszyły na początku, od kilku tomów zaczęły się powtarzać, a ostatnie powieści nie grzeszą też nadmiarem oryginalności. To tylko moja opinia, ale znam kilka osób które ją podzielają.

Ja osobiście radzę, by nie czytać więcej niż 2-3 książki z świata dysku na raz. Pratchetta bardzo łatwo przedawkować i znużyć się nim, przynajmniej tak to było w moim przypadku.

@Lassar: mam to samo. Pratchett pisze książki specyficzne, które po dłuższym kontakcie robią się nieco męczące. Tak naprawdę to nawet podczas samego czytania w jednym momencie zachwycam się jego wyobraźnią, a w drugim zastanawiam się, po co ja to w ogóle czytam.

Jeżeli o mnie chodzi, to nie za wyobraźnię Pratchett zbiera punkty, ale za podejście do świata. Ktoś już tu zauważył, że siłą jego książek nie jest fabuła czy dialogi, ale sposób prowadzenia narracji. Kto inny potrafił zachować powagę śmierci robiąc z niej równocześnie neurotycznego dziwaka?
Kiedyś zdarzyło mi się przeczytać 3 jego książki jedna po drugiej. Nie czułem się tą narracją zmęczony. Czytuję TP w oryginale, bo kiedyś polskie tłumaczenia były spóźnione o 5 lub 6 tomów. Tak mi już zostało. Wydaje mi się, że ta proza sporo w tłumaczeniu traci.
Wiecie o tym, ze TP pisze dwie, góra trzy strony dziennie? Może to rzemiosło, ale kto nie lubi genialnie dopracowanego rzemiosła?
Mamy w Polsce takiego autora, ktory pisze 10-20 stron dziennie i nawet się tego nie wstydzi...

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Ranferiel: na Tiffany to chyba już jesteśmy za duzi. Są to pierwsze książki Pratchetta, które uważam za infantylne. Nagrodzony prestizową nagrodą dla książek dla dzieci "Maurycy i jego..." wciąż był świetny. Obawiam się jednak, że ta nagroda pchnęła TP w niewłaściwą stronę.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Mnie Tiffany też średnio się podobała. 
A co do tłumaczeń - to zależy. Ogólnie wolę czytać w oryginale, ale  Cholewę bardzo sobie cenię. 

@rinos, ja też czytam TP w oryginale (jak większość anglojęzycznej beletrystyki, od czasów LO). Nie ma to jak łączyć przyjemne z pożyczecznym ;) "Maurycy" był świetny :D

Jak dla mnie - zdecydowanie cykl o straży. "Straż Nocna" czy "Łups" to klasa sama w sobie, choć rzucają czytelnika w dość późny okres dysku, czyli kiedy większość bohaterów jest już przedstawionych w poprzednich powieściach. Osobiście zacząłem od "Zbrojnych". 
Świetne jest "Piekło pocztowe". Moist i Vetinari są po prostu niesamowicie wyraźnymi i ciekawymi postaciami.
Średnio lubię natomiast cykl o czarodziejach czy wiedźmach. Nie wpasowały mi te powieści i tyle, ale jak mam okazję to i je czytam. W końcu Pratchett. 

Tłumaczenia są, zdaje się, na bardzo wysokim poziomie. Rzecz w tym, że nie wszystko da się przetłumaczyć. Zwróciłem uwagę na zdanie o rozsiodłanych wierzchowcach "they stood depressed in the small depression". Przygnębione konie w niewielkim dołku... żart robi się wyrafinowany. To jest zdanko z "Interesting Times".

Ranferiel: jak tak walczysz językowo-edukacyjnie to polecam Rona Hubbarda "Mission Earth: the invaders plan". Ogromnej pikanterii dodaje tej pozycji fakt, że ksiązki tego autora są u nas najwyraźniej "na indeksie". Nie do końca rozumiem dlaczego, ale facet jest twórcą scientologii. Może tym podpadł u nas w kraju?

Głównym bohaterem jest watażka służb bezpieczeństwa obcych, planujących podbój Ziemii. Główny bohater jest starym eSBekiem i do tego tchórzem. Jak to się czyta, człowiek ma wrażenie, jakby ktoś robił sobie jaja z komunistycznej traumy Polaków. Przyjemnie się z tych upiornych czasów pośmiać. Może to jest przyczyna, że autor jest "na indeksie"?

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Kiedyś tak się zastanawiałam: Pratchett jest trochę jak Woody Allen - jedni go kochają za humor, błyskotliwe dialogi i celne obserwacje, inni nie znoszą, bo się powtarza i tworzy lekkie, bezpretensjonalne komedyjki, chociaż z pewnymi ambicjami. Krytycy albo oceniają na 6/6 albo mieszają z błotem, a on płodzi dzieło za dziełem w tempie ekspresowym i raz skutkuje to czymś absolutnie kultowym, raz takim sobie czytadłem/filmidłem, ale ogólnie średnia wychodzi in plus i dzieła zawsze znajdują fanów. I kiedy tylko popełni coś trochę niepodobnego do poprzednich dzieł, wśród fanów i krytyków nagle zaczyna się konsternacja. No bo jak to? Co tu robi ta melancholia, ten tragizm, przecież ma być śmiesznie i mają być zabawne teksty! No i zarówno o książkach Pratchetta, jak i o filmach Allena mówi się jak o skokach Adama Małysza, czyli "Mistrz jest w formie" albo "formie mistrza brakuje błysku" ;)

Nigdy nie czytałam Pratchetta w oryginale i chyba kiedyś muszę przyszpanować i to zrobić. Zwłaszcza "Muzykę duszy", gdzie podobno połowa żartów uleciała w tłumaczeniu...

Ja osobiście wielbię chyba każdą przeczytaną pozycję, którą do tej pory udało mi się przełknąć. Ostatnio dopiero sięgnęłam po Ostatni Kontynent, więc tak na świeżo...polecam choćby ze względu na scenę, w której magowie próbują stworzyć kaczkę ;D

A ja lubię "Zadziwiającego Maurycego i jego edukowane gryzonie"
"Mort" też jest fajny
Ale najfajniejszy jest "Łups" i "Straż! Straż!"
W Łupsie krasnoludy biją się z trolami. To jest fajne.

Pratchett to mój ulubiony autor i jedyne co mogę mu zarzucić, to niewykorzystywanie potencjału własnych pomysłów. Czasami wpada na coś genialnego, ale nie wykorzystuje tego w pełni. Przykładem mogą być "Niewidoczni akademicy". Naprawdę mógł z tym tematem zrobić coś więcej.

Na razie czytałem tylko Straż Nocną i Zbrojnych. Podobało mnie się. A nie chwila, czy on też nie pisał do spółki z Gaiman'em powieść Dobry Omen? To też czytałem. Zresztą, nie czytałem, jego książki się pochłania, żałując, że tak szybko dociera się do tylnej okładki.

Tak, prawda napisali razem "Dobrego Omena". Notabene czytało się to równie dobrze co inne pozycje Pratchetta i inne pozycje Gaimana. Jeśli dobrze zna się styl obydwóch panów to bardzo ciekawie wyłapywało się smaczki będące jawnym nawiązaniem to do jednego, to do drugiego stylu, a czasem i kompromisy zawierające dużo z charakterystycznych dla obydwóch autorów punktów odniesienia. Rzadko kiedy współtworzone teksty wychodzą tak dobrze.

Hej, czy nikt tutaj nie pamięta o Rincewindzie? Mnie go brakuje... Może kiedyś znów będzie potrzebny, żeby uratować świat. :)

Ja za Ricewindem nie przepadałem, za to uwielbiam Vimesa. Polecam cykl o straży, ewentualnie "Dobry omen", jeżeli chcesz próbkę umiejętności Pratchett'a ;)

Nowa Fantastyka