
To niemal majstersztyk grozy z epoką wiktoriańską w tle. Dostajemy fascynującą fikcję literacką na temat mrocznej strony słynnego autora, którego poczynania komentuje przyjaciel, Wilkie Collins – powieściopisarz i persona niezbyt kryształowa. Jądro fabuły związane jest z katastrofą kolejową, przy okazji której cudem ocalały Dickens poznaje tajemniczego pana Drooda. Spotkanie to owocuje niebezpieczną obsesją.
Simmons przedstawił intrygujące studium relacji, przede wszystkim między Dickensem a Collinsem. Ów pamiętnik, a zarazem list do czytelnika z przyszłości (nawiązujący do stylu autorów epoki), ukazuje ambiwalentny stosunek Collinsa do sławnego kolegi. Ogląd rzeczywistości i forma relacji zmieniają się wskutek emocji narratora, a w miarę lektury przekonamy się, że ten zabieg to nie tylko ozdobnik. Dickens zostaje przedstawiony jako postać o wielkiej charyzmie i erudycji, budząca gniew, trawiona żądzą zdobycia od życia „czegoś więcej”. Cała powieść zdaje się stawiać pytanie, gdzie leży granica takich pragnień. Z drugiej strony, jest też opisem uzależnienia. Collins uzależniony jest od laudanum i swego przyjaciela-przeciwnika Dickensa, Dickens zaś od... to już zagadka dla czytelników i czytelniczek.
Jest tu wiele smaczków. Widać zabawę konwencją i popkulturą. Liczne są nawiązania do powieści obu bohaterów. Książka spodoba się miłośnikom suspensu, lecz prawdziwą gratkę stanowić będzie dla znających „Tajemnicę Edwina Drooda”, oraz towarzyszące jej dyskusje. Elementy „Drooda” łączą się z postaciami, wydarzeniami i sformułowaniami w książce Dickensa, nadając im nowe znaczenie. Długość fragmentów historyczno-obyczajowych obniża niestety napięcie. Lecz groza znów łapie za gardło, a niejednoznaczność postaci i świata przykuwa uwagę.