Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Staruch

Od źródeł Nilu do Battersea, czyli szalony steampunk

{
Dla niego cały świat był jedną wielką bajką, oszalałą, bezładną mieszaniną gadających małp, konnych powozów, pretensjonalnych manier, smrodu ścieków, a teraz jeszcze latających foteli, ciągnących za sobą ogon pary.

Cenię Anglików za dystans do siebie samych i do swojej historii. Nie ma dla nich świętości, potrafią śmiać się ze wszystkiego (jak Monty Python), obrażać wszystkich (jak Sex Pistols) i z reguły jest to kwitowane co najwyżej wzruszeniem ramion. Do swojej historii też potrafią nierzadko podejść z zadziwiającym dystansem (vide „Anno Dracula” Kima Newmana).

Dystans taki można wyraźnie dostrzec w powieści Marka Hoddera „Dziwna sprawa Skaczącego Jacka”. Autor, biorąc sporą garść postaci historycznych z czasów panowania w Anglii królowej Wiktorii, mieszając je ze steampunkową wersją historii tych czasów, tworzy powieść o wartkiej akcji, skrzącą się wieloma odniesieniami do historii powszechnej, historii Anglii, historii wielkich odkryć geograficznych czy historii postępu technicznego wreszcie.

Sam autor zastrzega się „(…)słynne nazwiska wymienione w książce to nazwiska bohaterów narodowych, stale obecnych w świadomości Brytyjczyków. Pisząc tę powieść, żartobliwie, lecz bezlitośnie podeptałem ich reputację, tworząc ludzi, którymi z całą pewnością nie byli. Uczyniłem to, doskonale wiedząc, że cokolwiek bym zrobił, ich pozycja i sława nie ucierpią w najmniejszym nawet stopniu”. A spotykamy na kartach powieści m.in. Karola Darwina, Florence Nightingale, Isambarda Kingdoma Brunela, Johna Hanninga Speke’a, Gustawa Dorè, Oscara Wilde czy tytułowych Richarda Francisa Burtona i Algernona Swinburne’a (notabene, Burton ma szczęście być pierwszoplanową postacią wielkich cykli literackich – jest też głównym bohaterem cyklu Riverworld Jose Philipa Farmera).

Równoprawnym bohaterem tej książki jest również Londyn – zaludniony w większości potwornie biednymi  i zapracowanymi ludźmi, niesamowicie śmierdzący, brudny, wiecznie zamglony, z sadzą spadającą z nieba jak śnieg. Czemu sadzą? Tu dochodzimy do trzeciego filara tej powieści – postępu technicznego, który wskutek pewnych przemian w świadomości ludzkiej wręcz pogalopował do przodu. Spotkamy tu zanieczyszczające powietrze rowery na węgiel, fotele latające jak śmigłowce, elektrownię geotermalną, pocztę pneumatyczną, maszyny liczące Babbage’a (czyli po naszemu komputery), ale też hodowlę nowych odmian zwierząt za pomocą eugeniki czy niesamowite osiągnięcia medyczne (przeszczep mózgu, sztuczne przedłużanie ludzkiego życia, konstrukcja cyborgów).

Dla spotęgowania kolorytu tej opowieści, autor głównym jej wątkiem uczynił śledztwo w sprawie Skaczącego Jacka, który napastuje młode kobiety na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Jack to postać z autentycznej „urban legend”, wg której ta dziwna postać przez prawie 70 lat budziła postrach przedmieść Londynu, Midlands i Szkocji.

Jak się to czyta? Świetnie, bo akcja jest wartka, bohaterowie soczyści, brak przestojów (prawie). Prawie, bo wg mnie niepotrzebnie akcja urywa się mniej więcej w ¾ powieści, by przejść do retrospekcji głównego antagonisty. To zabija tempo powieści (bo te zdarzenia już znamy, widzimy je tylko z innej perspektywy). Wybuchowy koniec trochę jednak ten przestój rekompensuje.

Olbrzymi szacunek mam dla autora za takie, a nie inne, obsadzenie postaci negatywnych. Już dla samej uciechy zobaczenia (oczami wyobraźni) co z nimi wyprawia autor, warto przeczytać powieść. Bez spoilerowania powiem, że to tak jakby Kopernika opisać jako kobieciarza, hulakę i agenta Krzyżaków albo Antoniego Patka jako twórcę mechanizmów zegarowych, które mają być sercami bomb anarchistów.

Potrzeba natomiast olbrzymiego zawieszenia niewiary (na które się nie zdobyłem), by uwierzyć, że postęp naukowy mógł w kilkanaście lat rozwiązać problemy, z którymi do dziś sobie nie radzimy (choćby wspomniany przeszczep mózgu czy oczyszczanie ulic). Trudno też sobie wyobrazić, że narzędzia zegarmistrzowskie z XIX wieku mogą pozwolić na naprawę jednego z kluczowych artefaktów powieści. Ale autorowi nie chodzi tu jednak o jakieś olbrzymie prawdopodobieństwo opisanych zdarzeń, ale raczej o nieskrępowaną zabawę. Co widać w pomyśle z wykorzystaniem papug do dostarczania wiadomości. W jaki sposób? A taki np. – „wiadomość z parszywego biura premiera(...). Jesteś oczekiwany przez tego głupka lorda Palmerstona na Downing Street dziesięć jutro o dziewiątej rano. Proszę potwierdzić, ośle”.

I choć żałuję, że pewnie umyka mi połowa nawiązań do historii Anglii zawartych w „Skaczącym Jacku”, książkę przeczytałem z niekłamaną przyjemnością, przymykając oko na drobne nielogiczności. Do czego i was zachęcam!

 

Nowa Fantastyka