Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Morgiana89

Słowiańskie motywy znowu w modzie

{
Czy magia słowiańskości, to metoda na murowany sukces?

W obecnych czasach mamy wiele książek, które czerpią z motywów pogańskich. Pociągają nas swoją innością, tajemnicą i niebezpieczeństwem. Marta Krajewska zaserwowała nam w swojej powieści najlepsze zestawienie słowiańskich legend i wierzeń, dodając coś od siebie i dzięki temu tworząc nowy, fascynujący świat.

Historia Vendy i DaWerna wciąga od początku, zasysa przyjemnie i nie pozwala się oderwać, choć opiera się na prostej formie uczucia – miłości zakazanej i niepożądanej. Czy ma szansę przetrwać? To chyba okaże się tylko w kolejnych częściach cyklu. Choć przyznam szczerze, że oczekiwałam od książki nieco więcej, bo jednak główny wątek mógł być potraktowany jako poboczny. Świat,  wykreowany przez Martę, daje tak duże pole do popisu, że mogła skupić się na motywach fantastycznych, których nie brakowało.

Akcja całej historii toczy się niespiesznie i jak sama autorka zaznacza, życie w Wilczej Dolinie płynie wyznaczane porami roku. W samej powieści otrzymujemy znane nam motywy, ale często zapomniane lub wyparte z pamięci, uważane za gusła i stare wierzenia. Mamy między innymi powrót do wierzeń pogańskich dawnych Słowian. Między innymi Rusalia, o których już się nie pamięta (albo przynajmniej ja nie pamiętam), czy Kupalnockę (znane teraz głównie, jako wigilia św. Jana). Opisywane przez autorkę zwyczaje, odzwierciedlają ich wyjątkowy, pogański klimat, a czytając ma się ich tak dokładny obraz. Wszystko stoi żywo przed oczami. Klimat, który w swojej książce uzyskała Marta, jest wyjątkowy i magiczne stworzenia, tak zwane „potwory”, których tu zdecydowanie nie brakuje, nadają historii dodatkowej magii.

Niestety w całej opowieści zabrakło mi wyjaśnienia, dlaczego w tak niegościnnej dolinie, ludzie nadal mieszkają, gdy tak ciężko jest się doń dostać i żyć. Zwłaszcza jak daje nam do zrozumienia autorka, zima jest wyjątkowo ciężka. Brakuje informacji, co powodowało ludźmi do zamieszkania w okolicy. Tym bardziej, że potworów tam nie brakuje i nawet tak mała wieś potrzebuje swojego obrońcy – opiekuna. Dodatkowo wydaje się być nieco dziwne, że nikt ich nie odwiedza. Czy są samowystarczalni? Rzeczywiście nie potrzebują nic więcej, niż uprawy i drewno, które mogą uzyskać z lasu? Wyjaśnienie dałoby wtedy szerszy obraz na historię świata przedstawionego.

Hitoria Vendy skojarzyła mi się trochę z „Kronikami Wardstone” Josepha Delaneya.

„idź i czekaj mrozów” to powieść, która niedawno pojawiła się na polskim rynku i już podbiła serca wielu osób. Można nawet zauważyć, bo autorka sama się tym pochwaliła, że książka będzie szła w świat poza granice naszego kraju. Pozostaje życzyć jej wielu sukcesów na tym polu. I trzeba pamiętać, że jest autorką z naszego portalu, która właśnie tutaj stawiała pierwsze kroki.

Mnie pozostaje czekać na kolejny tom.  Książkę oceniam 5/6. 

Komentarze

obserwuj

Dzięki za recenzję, Morgiano :)

Strasznie się zagłębiacie w swoich domysłach, a tymczasem takich dolin i wioseczek odciętych od świata było w dawnych czasach mnóstwo. Zapomnieliśmy już, jak bardzo samowystarczalni potrafią być ludzie, jeśli wiedzą jak. A dlaczego ludzie mieszkają w Suwałkach, skoro tam tak zimno, a na Hawajach byłoby i m cieplej? ;)

Nie no, zbijam się.

Bardzo się cieszę, że się podobało. Zmykam do pisania drugiej części, bo czas ją wreszcie kończyć ;)

https://www.martakrajewska.eu

Kurczę zbieram się do przeczytania od premiery i jakoś ciągle coś mi staje na drodze. Muszę w końcu to zmienić.

Belhaju, miałam to samo. Ciężko było znaleźć chwilę czasu, ale myślę, że warto.

 

Krajemar, nie dogodzisz we wszystkim, ale zawsze można próbować. Powtórzę raz jeszcze, czekam na drugi tom, więc kończ go już! :P

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

No kończę i kończę i skończyć nie mogę :D A jeszcze trzeci trza naskrobać!

 

https://www.martakrajewska.eu

Nowa Fantastyka