Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Staruch

Na starych śmieciach, czyli czekając na ostateczne starcie

{
W tej żyznej krainie, gdzie wysiłki szatana są bliskie przyniesienia owoców, nie potrzebujemy pomocy liberałów, takich jak Tachion, i nie powinniśmy się otwierać przed nikim poza Jezusem, ponieważ to on był pierwszym i największym ze wszystkich asów!

Po „Dzikich Kartach”, „Wieży Asów”, „Szalejących dżokerach” i „Wyprawie Asów” ukazały się „Brudne gry” – piąta „powieść mozaikowa”, osadzona w wymyślonym przez George’a R.R. Martina i jego przyjaciół świecie.

Dla tych, którzy tego świata nie znają, krótkie wprowadzenie. Świat „dzikiej karty” to rzeczywistość równoległa do naszej, gdzie wskutek zarażenia części populacji Ziemi ksenowirusem „dzikiej karty” przez obcą cywilizację, u znikomego procenta zarażonych ujawniły się supermoce (to tak zwani Asowie), a u części – potworne deformacje (to dżokerzy). G. R. R. Martin w swoich komentarzach odredakcyjnych twierdzi, że podzielił tworzone opowieści na podcykle, które mają składać się z trzech tomów każdy. I tak, w podcyklu pierwszym („Dzikie Karty”, „Wieża Asów” i „Szalejący dżokerzy”) zapoznał czytelników ze światem „dzikiej karty”, wprowadził głównych bohaterów, by w końcu skonfrontować ich z płynącym z kosmosu zagrożeniem. Podcykl drugi rozpoczął się zbiorem „Wyprawa Asów”, „Brudne gry” są tomem środkowym, a miniseria ma zakończyć się „powieścią mozaikową” pt. „Wild Cards VI: Ace in the Hole” (w Polsce noszącą tytuł „Ukryty As”).

Niestety, podczas lektury „Brudnych gier” wyraźnie daje się odczuć, że mamy do czynienia z „tomem środkowym”. I wszystkie bolączki takiego tomu są tu widoczne – sztuczne przeciąganie akcji, brak satysfakcjonujących zakończeń itp.

Recenzję Wyprawy Asów” zakończyłem zdaniem – być może dopiero tam [w tomie następującym] uda się ciekawie i z sukcesem zakończyć wątki, rozpoczęte w „Wyprawie…”? Tak się niestety nie stało. Tym niemniej – „Brudne gry” oceniam o oczko wyżej niż tom poprzedni. Dlaczego?

Znacznie pomógł opowiadaniom z ocenianego tomu powrót na „stare śmieci”, a więc do zakażonego „dziką kartą” Nowego Jorku. W takiej scenografii autorzy czują się wyraźnie lepiej niż w Gwatemali czy w Syrii, o krajach Europy nie wspominając. Drugim trafionym pomysłem było ograniczenie postaci pierwszoplanowych (do Croyda „Śpiocha” Crensona, Toma „Żółwia Wielkiego i Potężnego” Tudbury’ego, Doktora Tachiona i Trampuli). Także akcja bywa momentami znacznie bardziej zajmująca niż poprzednio – vide konfrontacja Lalkarza z Poczwarką.

O czym fabuła „Brudnych gier” traktuje? Jej akcja dzieje się od października 1986 roku do czerwca roku 1987, a więc częściowo równolegle do wydarzeń opisanych w „Wyprawie Asów”. Jak zwykle, wątków jest kilka – walka mafijna o dominację w Dżokerowie, ponowny wybuch epidemii „dzikiej karty”, mozolna walka Lalkarza o władzę ostateczną. A jak to wygląda w szczegółach? Ponownie najsłabiej wypada sam G. R. R. Martin. „I wszyscy konni, i wszyscy dworzanie” to opis kolejnych etapów „kryzysu wieku średniego” Thomasa Tudbury’ego. Nie dość, że nudne, to jeszcze wtórne („Wieża Asów” zawiera podobne opowiadanie). O dziwo, mało emocjonujące są opowiadania Rogera Zelazny’ego „Koncert dla syreny i serotoniny” – o „Śpiochu” Croydzie Crensonie, „Zerwanie”, “Zakończenie” i „Cóż za bestia…” Leanne C. Harper o przygodach Trampuli. Lepszy poziom prezentują „Więzy krwi” Melindy M. Snodgrass o próbach wychowania Blaise’a, wnuka doktora Tachiona (mam wrażenie, że nieraz się jeszcze z nim spotkamy w przyszłości), a „Śmiertelność” Waltera Jona Williamsa wprowadza nutkę humoru wraz z powracającym androidem Modułowym.

Pod przyszłe tomy narrację budują „Jezus był asem” Arthura Byrona Covera o pastorze Leo Barnetcie, wrogu dżokerów (deformacja po zarażeniu wirusem to kara za grzechy), oraz „Odcień umysłu” Stephena Leigh, opisujący dalsze działania Lalkarza i jego przeciwników. To dobre opowiadania, z jedną wadą – są niezamknięte, niedokończone, czekając kulminacji w kolejnych tomach.

Na koniec zostawiłem sobie opowiadania najlepsze. O dziwo, nie są częściami dłuższych historii. No może nie do końca, bo „Uzależniony od miłości” Pat Cadigan kontynuuje historię haitańskiego potwora. Można ją jednak czytać jako zamknięte dzieło, wstrząsającą historię o uzależnieniu. W przeciwieństwie do depresyjnej historii Cadigan, „Drugie przyjście Buddy’ego Holly’ego” Edwarda Bryanta jest radosną, optymistyczną opowieścią o muzyce. Taką, jaką tylko Amerykanin może napisać – z drobiazgów, fragmentów tworząc symfonię radości (metaforycznie mówiąc).

Reasumując – źle już było (w „Wyprawie Asów”), idzie ku lepszemu. Nie jest może tak dobrze, jakbym się spodziewał, ale nie jest też nudno (może za wyjątkiem Martina), są perełki (Cadigan, Bryant). Czy zatem czytać? Trudna decyzja – ale tym razem tak. Z nadzieją, że luźne wątki posplatają się odpowiednio i zakończą z komiksowym hukiem i przerysowaniem w „Ukrytym Asie”, ostatnim tomie tej trylogii!   

PS. Tym razem George R.R. Martin nie dodał do książki komentarza odredaktorskiego, stąd brak cytatów z jego wypowiedzi.

 

Komentarze

obserwuj

jak dla mnie bomba. Nie mogłem oderwać się od czytania.

Super!!! Mega wciąga i ciężko jest się od tego oderwać.

Pocałunek to podpis mężczyzny

Nowa Fantastyka