
“Modyfikowany Węgiel” przez wielu kojarzony jest głównie z wyprodukowanym dla Netflixa serialem. A choć zdecydowana większość widzów zapewne wie, iż serial powstał na podstawie książki, to jednak mało kto zdaje sobie zapewne sprawę z tego, jak olbrzymia przepaść dzieli ekranizację od pierwowzoru. Bo pierwsza część serii Richarda Morgana to naprawdę dobrze napisana powieść sci-fi w cyberpunkowym klimacie, której wyżej wymieniona produkcja Netflixa – w mojej skromnej opinii, do pięt nawet nie dorasta.
Ciekawa wizja przyszłości, wielowątkowa fabuła i interesujące postacie z pierwowzoru, zostały w ekranizacji drastycznie wręcz spłycone. Na tyle spłycone i zdegenerowane, że mając w pamięci lekturę nie byłem w stanie przez serial przebrnąć. A jeśli pomimo wszystkich swoich bolączek Netflixowy serial wam się jednak podobał, to sięgnijcie koniecznie po książkę – gwarantuję, że historia Takeshi Kovacsa będzie w tej formie znacznie ciekawsza i bardziej emocjonująca.
Myślę, że demonizujesz serial. Owszem, Netflix z książek zabrał imiona i nazwiska postaci oraz pomysł z tytułowym węglem. Tyle, tylko i aż, bo choć to, co z tego ugotowali, nie przypomina książki, jest samo w sobie ciekawym tworem, do którego osobiście lubię wracać chociażby z uwagi na ciekawy klimat. Sprawnie, choć dość łagodnie, poszło filmowcom ukazanie miasta przyszłości, z jego smrodem fekaliów i dystopii.
Trzeba jednak oddać, że książka to coś zupełnie innego, a jej fabuła została nie tyle spłycona w adaptacji filmowej, co wręcz zignorowana. “Modyfikowany węgiel” i “Zbudzone Furie” moim zdaniem must read dla każdego fana sci-fi.
A jeśli ktoś zdoła mi wyjaśnić o co chodzi w “Upadłych Aniołach” to kto wie, może spróbuję wrócić i poczuć :/