
„Skaza w krysztale” to dzieło dwójki autorów znanych z portalu „Nowej Fantastyki”: Pauliny Klimentowskiej (Bellatrix) i Radka Puchały (Chrościska).
Jako że kilka ich tekstów zdarzyło mi się przeczytać, to wiem, że pisać potrafią. Technicznie nie ma się o co do tekstu przyczepić (przy okazji brawa dla korekty – znalazłem bodaj jedną literówkę).
Zanim przejdę do subiektywnej oceny książki, najpierw o czymś, co ma znaczenie w moim odbiorze „Skazy…”.
Czyli... o sobie!
Niżej podpisany to (S)staruch, wychowany na książkach przygodowych (Szklarski, Wernic itp.) oraz oldskulowej SF (Asimov, Clarke, Lem). To mnie chyba dobrze pozycjonuje jako czytelnika?
Na początek pokrótce książkę streszczę (bez spoilerów). Dwoje geologów wyrusza na poszukiwania geologicznych świętych Graali na wyspę Tristan da Cunha, osamotnioną na Oceanie Atlantyckim.
Geolożka, Polka Ula Kętrzyńska, szuka odkrycia, które przyniesie jej upragnionego Nobla. Nobla, dla którego poświęciła bardzo wiele. Na poszukiwania wysłał ją szef polskiego instytutu, profesor Kowalski, który ma do odegrania rolę drugoplanową, ale znaczącą.
Geolog, profesor Ian van Heerden pochodzi z Południowej Afryki. On z kolei szuka na Tristanie geologicznego skarbu, który uratuje mu życie. Na które czyha czarnoskóry mafioso, Mathole. O roli mafiosa mogę powiedzieć to samo, co o roli Kowalskiego.
Ich losy splatają się już na pokładzie statku zdążającego na wyspę.
Bohaterowie omówieni, to teraz scenografia. Czyli: egzotyczna wyspa, egzotyczne (dla nas, Polaków) stosunki społeczne w RPA i tajemnicze zachowanie się magnetosfery ziemskiej na skutek dziwnych procesów dziejących się prawdopodobnie w płaszczu skorupy ziemskiej.
Brzmi bardzo ciekawie. Czy jednak autorzy przeskoczyli wysoko postawioną sobie zapowiedziami poprzeczkę?
O tym poniżej.
Podstawowe dla mnie pytanie brzmi – kto jest, mówiąc brzydko, targetem tej książki?
Pierwsze kilkadziesiąt stron „Skazy...” to wprowadzenie rodem z książek o Tomku Wilmowskim. Sporo ekspozycji dotyczących geografii, przyrody, chemii. Z obowiązkowymi przypisami. Edukacyjnie!
I kiedy już przyzwyczaiłem się do myśli, że książka jest przeznaczona dla młodzieży (w każdym wieku), to… Powoli zaczyna się romans. Nieśpiesznie, konsekwentnie budowany. Z irracjonalnymi nieraz, ale jakże prawdziwymi, decyzjami bohaterów. To w takim razie coś dla nastolatek (co jest, wbrew pozorom, dobrym pomysłem, wszak nastolatki to chyba najwięcej czytająca grupa w Polsce). Czyli coś dla młodzieży?
Naraz bum…
Sceny gwałtu i przemocy fizycznej to już chyba coś dla dorosłego czytelnika? Przynajmniej za moich czasów tak było. Znaczy – romans dla dorosłych.
I kolejny zwrot, bo na ostatnich stronach mamy naprawdę niezły twist fabularny (choć chyba niespecjalnie prawdopodobny, ale co tam) i wyjaśnienie zagadki naukowej. Przecież to rasowa SF!
Mój, jakże subiektywny (patrz „o sobie”), odbiór?
Zacznę może od plusów.
Ciekawa zagadka naukowa. Z działki rzadko poruszanej przez fantastów. Nie wydaje mi się nienaukowa jako laikowi. Wciąga, ale niestety, pozostaje tylko “muśnięta”, trochę niewykorzystana (moim zdaniem, powtórzę).
Wielowymiarowi bohaterowie, z naciskiem na Ulę, bo Ian to facet w typie Indiany Jonesa.
Opisy przyrody – tu znów wrócę do Szklarskiego. Takie wrażenie miałem czytając jego książki – jakbym tam był :)
Temat apartheidu bolesny, ale chyba poruszony z dużą rozwagą. Nie znam realiów, to tylko tyle powiem.
Niestety są i minusy.
Mam problem z konstrukcją tej książki. Pierwsze dwieście stron trochę mi się dłużyło. Kładę to na karb rozwijającego się romansu (nie jestem targetem, pamiętacie?). To co dla mnie najciekawsze, zdarzyło się na ostatnich stu stronach. I mam wrażenie, że zdarzyło się zbyt szybko!
Trzask prask – rozwiązanie zagadki.
Trzask prask – Nobel.
Trzask prask – to, o czym nie opowiem :P
Na wcześniejszych trzystu stronach brakuje mi naukowych łamigłówek, tego powolnego dochodzenia do odkrycia, tego naukowego błądzenia...
Bandziory stanowczo za dobrze wychowane – to jak pozbywają się Uli, brzmi zanadto grzecznie.
Z minusików pobocznych (absolutnie przez autorów niezawinionych) brakuje mi mapki wyspy i może kilku fotek? Ale wiem wiem, wymogi wydawnictwa.
Czy książka mnie zawiodła? Absolutnie nie. Polecam lekturę!
Sporo ciekawych rzeczy się dzieje. Jednak mam uczucie niedosytu.
Jako grafoman z urodzenia i doświadczenia powiem tak: ja napisałbym ją inaczej (gdybym tylko umiał) :P.
Za to jako zramolały dziad przypomnę jeszcze raz – nie jestem targetem!
PS. Dodatkowy minusik dałbym za zdanie: „jak ona kochała to miasto”. Tak się składa, że Warszawę darzę irracjonalną, acz potężną niechęcią!
Ale jest śliwowica w ważnej roli drugoplanowej, więc odpuszczę ;)
PS2. Serdecznie dziękuję za śliczny wpis na drugiej stronie. Z autografami Autorów!
PS3. Poległem w walce ze stroną :(. Nijak nie umiem wpisać drugiego autora. Sorry, Chro!
Tak się składa, że Warszawę darzę irracjonalną, acz potężną niechęcią!
Bracie!
Później wpadnę
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.