
Twórczość literacką Jacka Piekary znam od dawna. Czytywałem jego utwory zarówno w “Fantastyce” jak i w “Fenixie”. Dlatego ucieszyłem się, że wczesne teksty tego autora umieszczono w jednej, grubej książce. Ma to być edycja dwutomowa. Jej pierwsza część, którą mam przed sobą w solidnej, twardej okładce, nosi tytuł “Witajcie w Zaklętej Krainie”. Polecam ją fanom pisarstwa Piekary. Jest ona wehikułem w krainę przeszłości, do początków fantastyki rozrywkowej i klubów fantastyki w naszym kraju, zrzeszających jej miłośników i twórców.
Jacek Piekara jest obecnie autorem składającego się z wielu tomów cyklu o Inkwizytorze, który rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, w której dzieje religii potoczyły się w inny sposób, niż w naszym świecie.
Jacek Piekara był jednym z prekursorów polskiej fantasy, ale zdarzało mu się też pisywać utwory science – fiction.
W przedmowie do swojej książki wspomina dawne czasy, dziękuje rodzicom, którzy zachęcali go od dzieciństwa do czytania, wpoili miłość do książek oraz swojemu przyjacielowi Jarosławowi Grzędowiczowi i swoim pierwszym wydawcom.
Również ja darzę te pierwsze utwory dużym sentymentem, pamiętam je i doceniam i chętnie przeczytałem je ponownie. Są one świeże literacko. Niepozbawione wad typowych dla niedoświadczonego debiutanta, ale pełne pasji pisania w ulubionym gatunku.
Pierwszym tekstem w książce jest długa opowieść o Conanie, słynnym barbarzyńcy w Cymmerii, którego wymyślił amerykański autor Robert E. Howard. Conan nie raz bywał inspiracją dla różnych autorów opowiadań, powieści, komiksów, filmów aktorskich i animowanych, seriali i gier. Popularność zdobyła filmowa wersja przygód umięśnionego osiłka z prehistorycznej epoki z kulturystą Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej.
Tekst Piekary nosi tytuł “Conan i Pani Śmierć” i dobrze oddaje nastrój krwawych opowieści Howarda. Są w nim magiczne artefakty, kapłani boga Seta, umięśnieni bohaterowie, ponętne i zdradliwe kobiety, pojedynki na miecze i czarna magia w świecie wymyślonym przez R. E. H w okresie mitycznej ery Hyboryjskiej. Opowieści te ukazywały się w tanich czasopismach amerykańskich, których okładki zdobiły umięśnieni wojownicy lub półnagie księżniczki.
Conan musi tym razem odzyskać porwaną żonę i zdobyć czarny kamień Seta, który ma magiczną moc.
Potem następują już oryginalne opowieści Jacka.
W części “Imperium”, w prologu zapoznajemy się z historią wmyślonego świata, jego królestwami, ich władcami i władczyniami, ich dziećmi, podstępnymi intrygami, bitwami, krwawymi wojnami i buntami, traktami pokojowymi. W tym świecie toczy się bezustanna walka o władzę i wpływy. Znajdują się tam fragmenty fikcyjnych kronik historycznych. Autor inspirował się dziełami historycznymi.
W tym tle umieszcza potem dzieje smoczego jaja, z którego władca tytułowego królestwa Haldoru próbuje wyhodować wytresowanego, latającego, ziejącego ogniem potwora, który ma być potężną bronią w czasie toczonych przez niego bitew.
Nie jest to może arcydzieło, ale to pierwsze autorskie, polskie fantasy, które starało się być literaturą popularną, tak jak na zachodzie. Wcześniej pisano głównie ambitną, naukową fantastykę opartą na solidnej wiedzy i technice, której autorami byli Stanisław Lem, Krzysztof Boruń, Janusz Zajdel i inni. Odstępstwa od naukowego prawdopodobieństwa były kompromitacją.
Za Piekarą podążyli tacy autorzy i autorki jak Feliks W. Kres, Konrad Lewandowski czy Anna Brzezińska, którzy próbowali tworzyć własne światy i swoich bohaterów. Niesłychany sukces odniósł Andrzej Sapkowski, który wymyślił płatnego zabójcę potworów, wiedźmina z Ryvii.
Teraz mamy w księgarniach mnóstwo literatury fantasy, zagranicznej i polskiej, często słabej, mało oryginalnej i płytkiej. Naśladującej Howarda, Tolkiena, rzadziej ambitnie filozofującą Ursulę le Guin.
Mnie “Smoki Haldoru” kojarzą się z grubymi tomami “Gry o tron” George`a R. R. Martina, przy których czytaniu, niestety, ziewam z nudów. Wolę jego wcześniejszych, dużo krótszych “Żeglarzy nocy”, którzy kiedyś ukazali się w “Fantastyce”.
Już się boję ogromnych sag fantasy i długich seriali fantasy generowanych przez Sztuczną Inteligencję.
Gdy porównuję stare i nowe zdjęcia Jacka Piekary, różnica jest ogromna. Jakby to byli dwaj inni ludzie.
We wstępie do opowiadań z prasy, stanowiących ostatnią część tej obszernej książki Jacek Piekara wspomina Lecha Jęczmyka. W tym czasie na wydanie własnej książki czekało się nawet latami. Autor debiutował w “Fantastyce” i “Problemach” w roku 1983 pierwszym w Polsce opowiadaniem fantasy.
W opowiadaniach Piekary dobro i zło mieszają się z sobą. Trudno je od siebie odróżnić. Czy świat jest dziełem dobrego Boga czy Władcy Piekieł (co ociera się o herezję)? Czy zwycięży biała czy czarna magia?
Czekam aż pojawi się w bibliotece drugi tom wczesnych utworów Jacka Piekary pod niepokojącym tytułem “Witajcie w moim Piekle”.