- Opowiadanie: Blax - Przygody Detektywa Blaxa, czyli dlaczego nie dostaliście pracy w branży gier video.

Przygody Detektywa Blaxa, czyli dlaczego nie dostaliście pracy w branży gier video.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przygody Detektywa Blaxa, czyli dlaczego nie dostaliście pracy w branży gier video.

Na planecie Snoops, a może nie tyle planecie, co ósmym księżycu drugiej planety podwójnego słońca K138-A125 klimat mocno daje się we znaki podróżnym. A dzieje się tak dlatego, że księżyc, zwany przez mieszkańców na wyrost planetą, ma humory, wredny jest i marudny. Mędrcy powiadają uczenie, że jest to związane z osobliwie nieregularnym torem satelity, która pokracznie drybluje pomiędzy płomiennymi gigantami, planetą matką i innymi obiektami układu. Powiada się nawet, że raz na stulecie Snoops zrywa się ze swojej standardowej orbity i udaje na gwiezdne wagary, wprowadzając niemałe zamieszanie wśród astronomów, astrologów i polityków. Owe przypadkowe zachowania kosmicznego powsinogi wzbudzają nieustanny entuzjazm mieszkańców układu, którzy chętnie wymieniają się uprzejmościami w postaci taktycznych ładunków termojądrowych.

 

W obliczu powyższych faktów, zrozumiałym się staje, że warunki nie sprzyjają raczej rozwojowi handlu i turystyki. I nie chodzi wcale o radioaktywne wiatry, kwaśne deszcze i dzienne wahania temperatury przekraczające 200 stopni Celsiusza. Problemem jest to, że gwiezdny podróżnik udający się na Snoopsa nigdy nie wie gdzie zaprowadzi go los. Wyobraźcie sobie, że po trwającym 300 skompresowanych lat locie we Wsteczprzestrzeni witają Was radosne wrzaski mieszkańców Bety 7, w którą przypadkiem wbił się wasz statek (Beta 7 to zazwyczaj najbliższy sąsiad Snoopsa, a jej mieszkańcy są wyznawcami kultu Cargo). Albo pomyślcie jak to jest zderzyć się z przerażonym słońcem, które wykonuje akurat rozpaczliwy unik przed zbuntowanym satelitą drugiej planety swojego własnego układu.

 

Z pewnością domyśliliście się już, że żadna firma ubezpieczeniowa nie wypłaci odszkodowań za wypadki w układzie K138-A125.

 

A jednak podróżni wciąż przybywają na Snoopsa. A to dlatego, że jest on intergalaktycznym azylem dla wszelkiej maści obiboków, birbantów, bezrobotnych i innych absolwentów uczelni wyższych. Jeśli brzydzi Cię korporacyjne niewolnictwo, albo wygórowane standardy etyczne zabraniają Ci pracować w niezależnej prasie – Snoops jest miejscem dla Ciebie. Jeśli czujesz nieuzasadniony wstręt do niekończących się cykli odtwórczej pracy za minimalne wynagrodzenie – Snoops jest miejscem dla Ciebie. Jeśli polujesz na tanią siłę roboczą, generowaną przez kumulację desperatów i rozgoryczonych – nie mogłeś lepiej trafić.

 

Wszystko to jednak nie ma znaczenia dla Detektywa Remingtona Blaxa, agenta od spraw zarządzania ciemnymi masami i inteligencją rozproszoną, czyli po prostu Naczelnego Łowcy Głów Galaktyki. On przybył do K138-A125 w celu najbardziej trywialnym i oczywistym: chciał się ukryć.

 

A było to tak: szóstego dnia, szóstego miesiąca, roku Kalekiej Turbokrewetki Czcigodny Kompumózg Technomancji wydał serię dyrektyw i ukazów będących efektem zaawansowanej, tysiącletniej analizy naukowych i religijnych przesłanek Dogmatów Psychohistorii. W przypadku naszego Łowcy miało to przełożenie na następujące wydarzenia: następnego dnia rano, rozkoszną kontemplację uroków najnowszego modelu sekretarki przerwało mu nagłe wtargnięcie Dixiego, cybergońca nadzwyczajnego. W odróżnieniu od wspomnianej chromowanej i pozłacanej sekretareczki, Dixie był widokiem nader przykrym, a uciążliwym dla oka, o co zresztą dbał z ostentacyjnym zaangażowaniem. Kiedy owo wielkie pordzewiałe i cuchnące spalenizną monstrum wtoczyło się do gabinetu Blaxa, nowiutka cyberynka z przerażenia dokonała samozwarcia obwodów. Dixie łypnął na nią okiem, strzepnął tynk i ochroniarzy z ramion, a następnie przybrał najbardziej szyderczą i obelżywą pozę, na jaką było go we własnym mniemaniu stać.

 

– Szef wzywa! – zazgrzytał, strzykając zużytym olejem prosto na pseudoorganiczną wykładzinę – Zaraz! – Dodał, odnotowując z satysfakcją, walkę o oddech jaką Blax toczył z obłokami gryzącego dymu. Nie czekając na odpowiedź, bo i po co, obrócił się na pięcie i włączył dopalacze. I tyle go widzieli.

 

Pomyśleć tylko, że ruinacja i desakracja szczelnie odseparowanego od rzeczywistości rajskiego gabinetu Detektywa była jedynie forpocztą zbliżających się nieszczęść. Zaledwie jeden kwadrans kwantowy później, kiedy służbowy kosmolot Łowcy (marki Bóg-Moc-Wyższość) wchodził w atmosferę Techno Primy, Blax ujrzał obraz, pod wpływem którego kręgosłup zmienił mu się w sopel lodu, a pot wytrącił na obudowie katalizatorów. Potężne kontenerowce wypełnione po brzegi holokronami, energonami i wszelkimi innymi możliwymi i niemożliwymi nośnikami informacji zmierzały masowo w tym samym co on kierunku, to jest na służbowe lądowisko Siedziby Głównej. Zwiększone natężenie promieniowania kosmicznego ze strony pobliskich gwiazd podpowiadało mu, że co najmniej drugie tyle danych jest już od dłuższego czasu przetwarzane przez Megaoptymacjomaxylimesa, Najwyższą Formę Sztucznej Inteligencji i najbardziej energożerny komputer tej części Wszechświata. I rzeczywiście, ledwo stanął u progu Świątyni Czcigodnego, opadły go hordy petentów i pielgrzymów z najdalszych galaktyk. Gdyby nie najnowszy program bojowy, który Blax wyżebrał tydzień wcześniej u znajomego Core Designera, nie skończyłoby się na ledwie paru zadrapaniach, podbitym oku i urwanym lewym ramieniu, o nie!

 

Kiedy Łowca stanął w głównym pomieszczeniu przed grupą holograficznych wizerunków Generalnego Zarządu Dyrektoriatu (te stare lisy nigdy nie fatygowały się osobiście), wiedział już, że owe widma, sączące beztrosko widmowe drinki z widmowymi parasolkami, wypowiedzą słowo, którego obecnie lękał się najbardziej we Wszechświecie. Oficjalna rozmowa, która wtedy nastąpiła miała mniej więcej taki przebieg:

 

– Ach… Naczelny Łowco jakiż to zaszczyt Cię znowu widzieć! – zadrwił pierwszy hologram, reprezentujący Szefa wszystkich Szefów. Tak jakby Blax nie musiał zjawiać się na każde ich wezwanie pod groźbą nuklearnej apokalipsy.

 

– Potknąłeś się na schodach? – spytał słodko cień przypominający Szefa działu HR. Ten jadowity dziadyga znienawidził Blaxa, od chwili kiedy ten nieopatrznie pochwalił się na rozmowie kwalifikacyjnej, że celuje w jego stanowisko.

 

– Panowie, proszę o odrobinę powagi. – powiedział trzeci głos, należący do Mistrza Rdzeni. Zadziwiające ale to on, jako jedyny członek Generalnego Zarządu Dyrektoriatu, żywił do Blaxa pewien rodzaj sympatii, czy może litości. Łowca, ma się rozumieć, nie odwzajemniał żadnego z tych szlachetnych uczuć – Spotkaliśmy się tutaj w interesach. Otóż Czcigodny przerwał swoją tysiącletnią drzemkę by oznajmić, że z równań psychohistorycznych wynika, iż ONZ i Konfederacja Kolonialna wystosują nową rezolucję…

 

– Której treść znaliśmy co najmniej od dnia jej wystosowania. Stary trybi za wolno. – przerwał mu Szef działu Sabotażu, Szpiegostwa Przemysłowego i Marketingu. Blax nie potrafił stwierdzić, czy to hologram. Z tym podstępnym draniem człowiek nigdy nie mógł być pewny.

 

– … rezolucję, do której kazał nam się bezwzględnie dostosować. – Mistrz Rdzeni, nie dawał sobie tak łatwo przerywać. Niektórzy twierdzili zresztą, że nagrywał swoje wystąpienia zawczasu, aby nie musieć widywać innych członków Generalnego Zarządu, co znacznie poprawiało mu humor.

 

– Rezolucja owa – Szef wszystkich Szefów płynnie włączył się do wywodu, pokazując kto tutaj rządzi – stwierdza, że wszystkie trzydzieści trzy i pół galaktyki Technomancji mają otworzyć rynki pracy na imigrantów z Rubieży.

 

– Słowem: ogłaszamy nową rekrutację! – wypalił tryumfalnie Szef działu HR – Rekrutacja, rekrutacja! – Powtarzał upajając się mocą tego słowa. Blax skulił się i zaskamłał:

 

– Graficy? Programiści?

 

Cały Zarząd wytrzeszczył na niego widmowe oczy. Blax wiedział, że zrobił z siebie idiotę. A jednak wciąż chciał wierzyć (wbrew oczywistym faktom), że chodzi o wyszukiwanie konkretnych profesjonalistów, praca do której był powołany, za którą mu płacono i której starał się nie wykonywać zawsze kiedy to było tylko możliwe.

 

W całym znanym Wszechświecie istniała tylko garstka ludzi posiadających narzędzia i umiejętności wymagane do pracy dla Technomancji i byli to na ogół ludzie pracujący dla Technomancji. Och oczywiście – byli jeszcze ambitni studenci dziedzin informatycznych, cybernetycznych, technicznych i matematycznych. Zaprawiwszy się w akademickich dyskursach, poznawszy niezliczone teorematy i definicje, potrafili oni wygłaszać płomienne przemowy w kompletnie niezrozumiałym żargonie, na temat możliwości i zastosowań przepotężnych języków programowania. To czego nie potrafili zrobić, to sklecić najprostszego programu, który by działał ani nawet wyciachać banalnej witrynki internetowej w szablonie. Jednym słowem: filozofowie. Drugim słowem: bezużyteczni.

 

– Przykro mi Blax. – holograficzna ręka Mistrza Rdzenia, wykonała ruch jakby pocieszającego poklepywania zgarbionych pleców nieszczęsnego Łowcy. – Nie tym razem, nic z tych rzeczy.

 

– Będziesz szukał scenarzystów i designerów. – Oczy Szefa od HR płonęły w półmroku pomieszczenia jak dwie supernowe. – Na szczęście od wczoraj napłynęło już wiele ciekawych i profesjonalnie sformułowanych propozycji.

 

Blax zerknął przez okno. Kolejne kontenerowce grafomańskich wyczynów z całego Wszechświata konsekwentnie i wydatnie zwiększały masę planety.

 

– No to do roboty chłopie! – Zawołał wesoło Szef wszystkich Szefów.

 

Siódmego dnia, szóstego miesiąca, roku Kalekiej Turbokrewetki, Detektyw Remington Blax, najbardziej poszukiwany człowiek we Wszechświecie opuścił Techno Primę w wielkim pośpiechu. Naoczni świadkowie twierdzą, że zmierzał w kierunku K138-A125, a cel jego podróży uznano natychmiast za najbardziej trywialny i oczywisty.

Koniec

Komentarze

Śmieszne, fajnie mi się czytało, czwórkę postawiłem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Owszem, śmieszne. Ale też dużo błędów. Weźmy pierwsze zdanie: "Na planecie Snoops, a może nie tyle planecie, co ósmym księżycu drugiej planety podwójnego słońca K138-A125 klimat mocno daje się we znaki podróżnym." Dlaczego narrator, nie bez powodu zwany chyba "wszechwiedzącym", nie wie, czy Snoops to planeta czy "ósmy księżyc drugiej planety podwójnego słońca"? Dlaczego klimat daje się mocno we znaki tylko "podróżnym"? Tubylcy są jakoś impregnowani na klimat? To są drobiazgi, które można by wyeliminować, gdyby tekst został choć raz przeczytany przez autora na głos. Poza tym: owszem, śmieszne. Ode mnie: 3.

Nowa Fantastyka