- Opowiadanie: ekeeke - Nie idą do nieba (opowiadanie raczej dla pełnoletnich)

Nie idą do nieba (opowiadanie raczej dla pełnoletnich)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nie idą do nieba (opowiadanie raczej dla pełnoletnich)

„Ci, którzy umierają na pustyni, nie idą do nieba, tylko do morza" – Gabriel Garcia Marquez,

który zainspirował mnie do napisania tego opowiadania.

Erendira była pokryta bladymi cętkami słońca wdzierającego się przez porowaty materiał namiotu. Nie miała na sobie nic prócz srebrnej bransoletki na przegubie, połączonej łańcuszkiem z kamieniem leżącym u wejścia.

– Dziecko!

– Tak, babciu? – spytała posłusznie.

– Ten nie jest doświadczony – zza kotary zabrzmiał tłusty, sapliwy głos babci.

– Nie jest doświadczony? -spytała wnuczka, bojąc się, że to pytanie już było impertynencją.

– Prawiczek. Jego ojciec dużo zapłaci. Jakby kto pytał, jesteś dziewicą.

Dziewczyna z pokorą przyjęła do wiadomości, że po trzech latach objazdowego sprzedawania się wciąż jest dziewicą.

– Ale czy on się nie zorientuje, babciu?

– Dziecko kochane, jest niedoświadczony, mówiłam ci – powiedziała babca swoim prześmiewczo ciepłym tonem. – Nie dowie się.

– A jeśli ojciec mu powiedział, jak to rozpoznać? – nie ustępowała dziewczyna.

Do namiotu wsunęła się głowa babci. Jej ciężki, namacalny makijaż czynił twarz jeszcze bardziej odpychającą.

– Jesteś kurwą, nie mędrkuj. Nie wiesz, kiedy przyjdzie śmierć.

Kiedy Erendira została sama, stwierdziła z żalem, że istotnie nie wie, kiedy przyjdzie śmierć. Ale dlaczego akurat teraz ją uświadomiono, nie wiedziała.

 

Babka rozmawiała z ojcem, który opiekuńczo, lecz ciężko trzymał dłoń na ramieniu syna. Chłopak miał może czternaście lat. Ciemne loki opadały mu na przestraszone oczy.

– Dwadzieścia – powiedziała babka.

– Jesteś niegodziwa – syknął mężczyzna przez zęby. Babcia wypięła dumnie olbrzymie piersi.

– Gdybym była godziwa, nigdy bym nie zobaczyła mojego majątku. Ja tylko odzyskuję, co moje. To ta dziewka, którą zaraz rozdziewiczy twój chłopak, jest taka. Spaliła mój dom, moją fortunę i groby moich synów. Idź w tej chwili i nie miej dla niej litości – powiedziała starucha, zwracając się do chłopca.

– Idź – powtórzył ojciec. – Pamiętasz, co ci mówiłem?

Chłopiec poważnie pokiwał głową i podreptał za babką.

– A na ciebie – mężczyzna popatrzył za olbrzymią kobietą – już czeka biały ptak.

 

Kiedy chłopiec wszedł do namiotu, Erendira szeroko otworzyła oczy. To dziecko, młodsze niż ona w dniu, w którym spaliła domostwo babki i zaczęła to półżycie.

Chłopiec nie wiedział, gdzie podziać oczy. Być może nie po raz pierwszy widział nagą kobietę, ale z pewnością nigdy nie miał przed sobą łona udekorowanego perłami przyklejonymi do skóry ani sutków zwieńczonych błyszczącymi kroplami miodu.

Erendira odchrząknęła i wyuczonym gestem pogładziła się po udzie. Zaprosiła chłopca, by usiadł, po czym spytała:

– Jak ci na imię?

Chłopiec patrzył w ziemię.

Erendira złapała go za rękę.

– No, jak ci na imię – spytała ponownie z wewnętrznym znużeniem. Po co to wszystko, skoro jest tylko dziwką i ten epizod skończy się jak każdy inny.

Westchnęła.

– Ksantiasz.

– Słucham?

– Mam na imię Ksantiasz. A ty nie jesteś… ojciec mi mówił, że wie, że ty nie jesteś… i kim jesteś – mówił chłopiec, wciąż patrząc w ziemię. Dziewczyna nie rozumiała go. Czekała na coś więcej, ale chłopiec tylko poczerwieniał na policzkach, dlatego zaczęła powoli zdejmować z niego lnianą tunikę.

– Piękne imię. To jak, Ksantiaszu, chcesz stać się dzisiaj mężczyzną? – spytała niskim głosem.

– Ja… muszę ci coś przekazać – powiedział i sięgnął do kieszeni. Erendira zamarła w oczekiwaniu i nagle poczuła się naga, po raz pierwszy od dawna.

Ksantiasz grzebał w kieszeni, a w jego oczach rodził się wyraz paniki.

– Co masz mi przekazać?

– Nie ma – mruknął chłopiec i rozejrzał się dookoła z rozpaczą. – Zgubiłem… – powiedział łamiącym się głosem.

– Co zgubiłeś? – spytała Erendira ciepło, przybliżając się. Zrobiło jej się go żal.

Chłopiec zatrzął się gwałtownie i zaczął płakać. Dziewczyna nie umiała pocieszać. Dlatego po długim milczeniu zaczęła go rozbierać. Nie opierał się, tylko ocierał łzy wierzchem dłoni.

Erendira zdjęła z niego tunikę i szerokie, płócienne spodnie. Pod spodem kryło się chude ciało o ciemnej, nieskazitelnej skórze.

 

Po raz pierwszy Erendira dała komuś siebie, by nie płakał. Po raz pierwszy kochała się.

 

Chłopiec leżał na brzuchu, spocony i dyszący. Dziewczyna patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, na jego młode pośladki i wciąż zapłakaną twarz.

Delikatnie pomogła mu wstać i się ubrać. Wciąż oszołomiona wykręcającym palce orgazmem powiedziała krótko, by wyszedł. A potem zobaczyła pod powierzchnią powiek tę chłopięcą twarz i czuła jego zabawne, dziewicze pchnięcia.

 

Usłyszała babkę, targującą się z kolejnym klientem. Otarła łzę, ostrożnie, by nie rozmazać sadzy, którą miała podkreślone oczy. Wygładzając płachtę czarnego materialu, na którym leżeli, zobaczyła nikły błysk szkła. Zanurzyła tam dłoń i znalazła małą fiolkę, pełną cieczy barwy mleka.

To chyba to zgubił chłopiec, pomyślała. Mógł to być afrodyzjak, dodający Ksantiaszowi sił w razie ataku paniki. Szkoda, pomyślała.

Popatrzyła na płyn pod światło, odkorkowała fiolkę i poczuła miły zapach migdałów.

Uśmiechnęła się.

Powiedział, że ma coś dla mnie. Nie dla babki. Ktoś miał coś dla mnie. Z wdzięcznością w sercu wypiła słodki płyn i ułożyła się w oczekiwaniu na następnego klienta.

 

Ojciec złapał za rękę zgrzanego chłopca i oddalił się od powiloniku babki.

– Zrobiłeś, o co cię prosiłem?

– Ojcze, ja… – chłopiec schował głowę w ramionach – …zgubiłem to.

– Zgubiłeś – powtórzył ojciec z zimnym gniewem. – To po coś tam poszedł? Chcesz, by ta stara świnia dalej kupczyła ciałem swojej wnuczki?

Szarpnął chłopca za rękę i przyspieszył.

– Trzeba będzie spróbować jeszcze raz. Niech dziecko ma choć radość z zemsty.

 

***

 

A potem poczuli ciepły, niespieszny wiatr wiejący w stronę morza.

Koniec

Komentarze

Bardzo ładny styl i to on jest siłą tego opka. Zrównoważony, zapadające w pamięć dialogi, ogólny klimat.

Powiedz tylko, czy opowiadanie jest oparte na tym konkretnym cytacie (takie odniosłem wrażenie), czy na motywach jakiejś historii Marqueza, bo jeśli to drugie, to jednak trochę umniejszało by wartość (zależnie od stopnia odtwórczości, nie wiem, bo w Marqueza się nie zagłębiałem. Jeśli na cytacie, to wyklaruj to we wstępie, bo na razie nie widać dokładnie imo

Ciekawe, dobrze napisane, każde zdanie zachęca do przeczytania następnego. Świetnie wykreowany klimat. Tylko rzeczywiście - przydałoby się wyjaśnienie, o co chodzi z tym Marquezem i w jakim sensie to opopwiadanie jest oparte na "jego motywach".

Tak więc opowiadanie Marqueza o tytule "Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej okrutnej babki" opowiada o Erendirze, która niechcący podpala domostwo swojej babci, za co ta zabiera ją w "trasę" po obrzeżach pustyni, aby ta zwróciła jej majątek. W opowiadaniu jest kilka wątków. Ja wykorzystuję postaci, tę opisaną sytuację jako tło. Wątek chłopca, trucizny, śmierci Erendiry jest mój. Tak więc tyle odnośnie "motywów" :)

*zamyśla się*
Cytat jest śliczny, ale to akurat nie twoja zasługa. Samo opowiadanie klimatyczne, dobrze napisane, ponieważ jednak nie znam Marqueza, nie mogę powiedzieć, ile w nim zapożyczeń. Motyw z trucizną ciekawy i smutny, los sobie zakpił z dziewczynki. Tylko...  hm, gdzie tu fantastyka? Może nie dość uważnie czytałam, ale dla mnie to raczej obyczajówka, bo żadnych elementów niezwykłych nie dostrzegłam (motyw duszy - wiatru wędrującego ku morzu trudno mi za taki uznać). Dlatego daję 4, nie 5, choć być może za niektóre zdania (zwłaszcza za ostatnie)należałoby się więcej, ale połówek niestety się nie da;) Mimo to tekst czytało się bardzo przyjemnie.

Heh, nie czytałam tego opowiadania Marqueza, muszę ruszyć do biblioteki nadrobić zaległości. Ale to sformułowanie na początku tak czy siak trochę niezręczne. Zmieniłabym na "którego opowiadanie było dla mnie inspiracją" (chociaż to też nie brzmi za dobrze), albo w ogóle zostawiła sam cytat - jeżeli ktoś czytał opowiadanie, doceni twoją umiejętność gry literackiej z pierwowzorem, jeżeli nie - doceni po prostu twój talent, bo niewątpliwie go masz ;) A jeżeli czytał i czepnie się, że plagiatujesz (wątpię, no ale są tacy, co nawet Słowackiego by ekshumowali za karę że nawiązywał do Mickiewicza), to zostanie cytat na początku, który dowodzi, że nie odcinasz się od opowiadania, które cię zainspirowało. Którego, jak widać, wcale nie trzeba znać, żeby tekst się spodobał :) Tak w ogóle dałam 5 :)

Inspiracja dobra i wynik dobry. Ode mnie mocne 4.

Hm, co do gatunku - na łamach NF widywałem opowiadania bardzo cienką nicią związane z fantastyką. Myślę, że w tym przypadku można mówić o realizmie magicznym. Ongiś pisałem fantasy, ale o wiele bardziej podoba mi się umieszczanie ludowo-magicznych elementów w szarej rzeczywistości. Może umieszczę coś w tym kierunku niedługo, jeśli znajdę czas i iskrę do pisania.
A zdanie na początku też bym zmienił, ale niestety za późno.

Czuć, że tekst przesiąknięty jest Marquezem, mi osobiście przyszedł na myśl jeszcze Paulo Cohelo. Tekst się dobrze czyta, styl jest ok, nie nudzi, a wręcz zachęca do dalszego czytania. Ale następnym razem wolałabym przeczytać coś bardziej „twojego”. Wzorować się na czyimś stylu jest dość łatwo, apeluję o odrobinę oryginalności...

Hm, nie nazwałbym tego wzorowaniu się na stylu Marqueza, bardziej na jego kolorycie i tematyce. Nie próbuję się tłumaczyć, tylko zaznaczyć różnicę, na pewno nie traktuję tego jak autonomiczne, własne opowiadanie. W drodze kolejne, z pewnością "moje".

Czekam z niecierpliwością:)

Fragment pewnej historii i nic więcej, jak dla mnie.

Nowa Fantastyka