- Opowiadanie: RobertZ - Mój smok (fragment innej historii)

Mój smok (fragment innej historii)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mój smok (fragment innej historii)

Rzeczka, w której płynie krystalicznie czysta woda z trudem torująca sobie drogę w wysokiej ścianie lasu. Las nagle się urywał. Rozłożyste drzewa, wysokie dęby i sosny ustępowały miejsca objedzonym kikutom mizernych drzewek. Bogate, porośnięte trawą i różnymi krzewami poszycie lasu zastąpiła błotnista ziemia, cierpliwie urabiana gigantycznymi łapami. Odciski były wyraźne. Niektóre z nich, stare, obrośnięte mchem, przerażające swoją zaskakującą egzotycznością. Inne były świeże. Rozchlapywały błotnistą ziemię znacząc ją poplątanymi szlakami prowadzących ku wodzie ścieżek, pozostałe wybiegały ku lasowi znacząc swój koniec pokaźnymi wyrwami w leśnym poszyciu, obalonymi drzewami i krzakami wyrwanymi wraz z korzeniami z ziemi. Wśród smoczych śladów, jak niewielkie pagórki, wyrastały smocze kupy. Porastały je dziwne, karłowate rośliny. Musiały być one uodpornione na nieprzyjemny zapach. Niestety nasi bohaterowie nie posiadali tej cudownej cechy i wyraźnie odczuwali zaduch panujący na smoczej polanie. Wszystkie ślady, wszelkie ścieżki zbiegały się w jednym miejscu. W nadrzecznej skarpie widniał wielki otwór. Wejście do smoczej siedziby.

Smok spał. Wielki jak góra potwór przeraźliwie chrapał z trudem wciągając w swoje gigantyczne płuca kolejne porcje nadrzecznego powietrza.

– Czy mamy prawo ryzykować? – spytał przestraszony Stefan – On nas stratuje.

– Baba Jaga i Refus zapewniali nas, że jest on zupełnie nieszkodliwy.

– Boje się Senfilu.

Nasza grupa przyjaciół, trzęsąc się ze strachu, powoli zbliżała się do smoczej pieczary. Smok głośniej chrapnął. Stanęli odruchowo szykując się do strategicznego odwrotu. Smok obudził się. Otworzył swoje wielkie, czerwone oczy i poruszył się. Ziemia zadrżała.

– On wstaje! – krzyknęła Filona.

– Nie mam obecnie na składzie żadnej dziewicy – smok ziewnął. Jego głowa dorównywała wielkością buldożerowi. – Możecie wracać do swojego zamku – smok przeciągnął się. Rozległ się głośny trzask przesuwanych wiązadeł. – Mówiłem przecież, że nie mam dziewicy. Obecnie panuje w terenie nieurodzaj – rozpostarł swoje nietoperzowe skrzydła. Wielkością dorównywał teraz przeciętnemu boeingowi. – Ostatnio, gdy porwałem Babę Jagę była wielka awantura, więc wycofałem się z interesu.

– My chcieliśmy tylko porozmawiać.

– Smok pochylił swoją wielgachną głowę. Z lekka przymknął krótkowidzące oczy.

– Szewczyk Dratewka? – smok skrzywił się (dosłownie). – Chyba już mówiłem, że nie lubię baraniny, a ty mi przyniosłeś aż dwa baranie kąski. Obrzydliwe – przybrał postawę zadumanego intelektualisty. – Zresztą nikomu przecież nie wchodzę w paradę. Jestem spokojnym, ziemio żernym stworzeniem – na dowód tego zakąsił fragmentem skarpy. – Gdzie te moje okulary? – odwrócił się do nich tyłem, co było manewrem iście gargantuicznym i wszedł do swojego mieszkania. Po chwili wyszedł z niego tyłem, a gdy się odwrócił zobaczyli, że jego oczy zasłaniają gigantyczne okulary.

– Nie jestem Dratewką – powiedział Senfil. – Przyszliśmy z tobą porozmawiać.

– Porozmawiać? Nie jesteś przypadkiem Lancelotem? Pamiętam, że kiedyś pokonałem go w pojedynku. Był to strasznie zadufany w sobie starzec. A może jesteś królem Arturem wraz ze swoimi wiernymi druhami?

– Nie jestem…

– Wiem! Jesteś Wiedźminem. Ale zaznaczam, że nie mam zamiaru się pojedynkować. W zasadzie to ja jestem pacyfistą, a nawet powiedziałbym anarchistą. Brzydzę się przemocą.

– Nie jestem żadnym królem, ani też Wiedźminem. Jestem kotem.

– Kotem? To takie małe zwierzątko, które poluje na myszy?

– Jestem rozumnym kotem.

– Pierwsze słyszę. Wiadomą rzeczą jest, że są rozumne smoki, ale rozumne koty? Pragmatycznie biorąc to jest najzupełniej nieprawdopodobne i raczyłbym zaliczyć tego typu wypadek do dziedziny paranauki. Probabilistycznie rzecz biorąc… khmm. Nie ta pamięć co dawniej. A więc jesteś kotem i zapewne chcesz się czegoś ode mnie dowiedzieć, bo wątpie abyś chciał się ze mną pojedynkować. Koty nie zabijają dla przyjemności, czy też zysku. To zupełnie ludzka przywara.

– Chciałbym z tobą porozmawiać.

– Chcesz rozmawiać, ale o czym? Mogę tobie opowiedzieć wiele historii, które znam z autopsji, których byłem świadkiem lub bohaterem. Mógłbym dokonać prawdziwej wiwisekcji swojej duszy, ukazać przed tobą wszystkie moje bolączki, oraz problemy, którymi żyje nasz świat. Przykładowo problem zamążpójścia księżniczki Dobrawy. Zapewne o niej słyszeliście.

– Przyznam, że nie słyszeliśmy. Zresztą chcieliśmy jedynie dowiedzieć się jak dojść do zamku, w którym mieszkają Trurl i Klapaucjusz.

– To wielcy konstruktorzy. Budowniczowie słońc, twórcy i niszczyciele atomów. Pójdziecie górą skarpy pod którą mieszkam, prosto na południe. Nie powiedziałeś jednak jak się zwiesz i kim są twoi towarzysze, bo jak widzę nie przypominają oni tuszy baraniej.

– Jestem Senfilem, a to moja żona Filona i przyjaciel Stefan.

– Nieprawdopodobne. Dwa rozumne koty. Widziałem kiedyś rozumne nimfy, żyją gdzieś na świecie gobliny, trolle i inne dziwy. Wybaczcie, że jestem taki natrętny. Rzadko mnie ktoś odwiedza, a lektura uczonych ksiąg może nawet największego mędrca znudzić.

– Od dawna tu mieszkasz? – spytała Filona. Próbowała ukryć swój strach, ale wyraźnie trzęsła się tłumiąc zbyt wielkie napięcie. „On jest zbyt wielki” – myślała – „ Dlatego się jego boję”.

– Od jakiś stu lat – odparł smok – Wcześniej mieszkałem w siedzibie Trurla i jego przyjaciela, a jeszcze wcześniej był Lancelot, Dratewka, królowa Elżbieta, Wilhelm Zdobywca i inni. Żyć pięć tysięcy lat to rzecz nużąca. Ciągle patrzeć jak zmienia się świat i nieustannie walczyć o przetrwanie. Szczególnie Tarzan dał mi się we znaki. Niemiło także wspominam Conana. Ledwie wylizałem się z ran, które mi zadał.

Senfil słyszał tylko o niektórych postaciach opisanych przez smoka lecz były one jedynie fikcją, nigdy nie istniały naprawdę. Ile więc z tego co mówił zdarzyło się w rzeczywistości? Czy on także śnił niezwykłe sny, takie same, jakie doświadczyli Baba Jaga, Refus i Rambo?

– Opowiadasz swoje sny. Śniłeś to wszystko.

Smok wyglądał na oburzonego.

– Ależ to prawda. Z nimi wszystkimi walczyłem aż nie poznałem Trurla. Przyznaje, że był to przełom w moim życiu. Od tego czasu zajmuje się tylko filozofią. To moje hobby. A co was interesuje? Goni was ciekawość świata? Myślę, że od czasu kiedy tu osiadłem świat się bardzo zmienił. Chciałbym abyście mi o nim opowiedzieli, o tym jacy są dzisiejsi bohaterzy. Czy Superman nadal walczy z e złymi siłami? Co porabia Batman i co nowego wymyślił Steven Spielberg?

– Ależ to fikcyjne postacie! – krzyknął Stefan – Dlaczego interesujesz się tylko fikcją?!

– Rzeczywiście w książkach, które ostatnio przeczytałem nie występują bohaterzy. Wy, ludzie jesteście ułomni. Wstydzicie się bohaterstwa gloryfikując postać tchórza i widziadła senne pozostawione jedynie psychoanalityce i Freudowi. A może spotkaliście Einsteina?

– On już dawno nie żyje – odparł Senfil.

– Szkoda. Chciałbym aby mi wyjaśnił o co mu chodziło w tej teorii względności. Za cholerę nie gryzę matematyki – smok uszczknął kawałek sterczącej pośrodku rzeczki skały. – Może macie racje z tymi snami. Za długo śpię i w tej chwili nawet nie jestem pewien czy nie jesteście przypadkiem fikcją. Życie tutaj czasami jest tak monotonne, że nudę może rozładować jedynie paromiesięczny sen.

– Jesteśmy prawdziwi – odparła Filona. – Jesteś wspaniały – dodała po chwili.

– Tak jestem największym smokiem na świecie – smok dumnie machnął skrzydłami. – Jestem genialny. Może wejdziecie do mojej jaskini? Tam mam te wasze, malutkie książeczki. Moglibyście mi je przeczytać. Niektóre mają tak drobny druk, że nawet przez lupę niczego nie widzę.

– Raczej nie – odparł Stefan. – Mógłbyś nas zgnieść.

– To prawda – smok posmutniał. – Niekiedy jestem troszkę niezręczny. To może porozmawiamy tutaj? Mam pewne luki w dziedzinie informatyki genetycznej. Niestety brakuje mi podstawowych dla tej dziedziny książek. Inżynieria genetyczna nie jest także moją najlepszą stroną. Zawsze chciałem się dowiedzieć jak powstałem. Zresztą zawsze mogę się pochwalić osiągnięciami na tym polu wujaszkowi Trurlowi.

– Niestety, musimy już iść – powiedział Senfil.

Smok jeszcze bardziej posmutniał.

– No cóż, pomyślnej drogi – wpełznął rakiem do smoczej jamy. – Pozdrówcie ode mnie Trurla.

Koniec

Komentarze

Pierwsze zdanie jest zbyt długie na wstep. Taka hunoreska. Może zmień dekorację, zamiast smoka weź wielkiego ...no właśnie, trzeba chwilę się zadumać, by wyszło zabawnie.

Co mogłoby zastąpić smoka? Wielki "dziwny" odkurzacz, wampir z gigantycznymi kłami, dinozaur?

Smoka się nie da niczym zastąpić, ot co! Nie, nie, nie.
*tuli smoka, bo kocha wszyyyyystkie smoki*
Opowiadanie zabawne, podobało mi się, ale ja - z racji powyższego, czyli mego szczerego uczucia do smoków i miłości do wszelkiej literatury, w której występują (nie jako bezrozumne, złe bestie) - nie jestem obiektywna. Trochę przeszkadzały mi błędy, ale nie pojawiły się jakieś poważne potknięcia. Napisane sprawnie. Może nie padłam na kolana, ale na pewno miło się czytało;)

Błędy, literówki. Do szału mnie doprowadzają, a  przecież nie raz nie dwa tekst sprawdzałem.

A może napisać historię o wielkim zmutowanym komarze?

Czyżby taka próba uosobienia wszystkich baśniowych smoków w jednym?
Właściwie pokazałeś tylko pewny (myślę, że ciekawy) wizerunek smoka - erudyty, natomiast historia raczej żadna, albo jej fragment. Chyba że takie było założenie.
Tak, czy siak nienajgorsze :)

Chyba fragment - tak wynika z tytułu :) Przepraszam, nie zwróciłem uwagi. :P

Przyznaje, to fragment. Jak poszukasz reszte również znajdziesz ;).

Przedługich tekstów nikomu się tu nie chce czytać i przez to niestety uciekają takie ich ciekawsze fragmenty.

Niestety.

Nowa Fantastyka