- Opowiadanie: kowalikowy! - Początek...

Początek...

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Początek...

Alchemik zaklął! To już jego szóste wcielenie. Dwa razy przez pomyłkę jego dusza trafiła w nieodpowiednie miejsce. Raz wcielił się w peruwiańskiego wypasacza bydła. Drugi raz jako szewc – w zupełnie innej galaktyce, był to okres tak zwanego buntu szewców, wcielenie trwała tylko trzy dni. Przez te trzy dni posmakował szewskiego fachu – od tamtej pory klął aż miło posłuchać.

Zastanawiał się co robił źle, ile jeszcze będzie razy musiał zmieniać wcielenia i opuszczać te wątłe ludzkie ciała, na samą myśl poczuł obrzydzenie. Miał już dość podróży w 11 wymiarach. Jaki jest sekret doboru składników?! Szóste wcielenie, a on ani trochę nie zbliżył się do celu, a nawet czuł, że podczas wypasania bydła wiedział o wiele więcej niż teraz, żując liście dziwnej rośliny – skutek był taki, że nie mógł spać, oraz jego szczęka nie odbierała sygnałów z mózgu…

Wyszedł przed jaskinię, zaklął, lało jak z cebra. Ryż dookoła ryż. Już mu uszami wychodził ten ryż. W jaskini miał zebrany spory zapas. Olśnienie przyszło nagle. Właściwie to niebo poczęstowało go świeżą dawką energii w postaci 30 milionów V. Poczuł jak wszystko z niego spływa…

Gdy się ocknął po jego grocie przechadzał się dziarskim krokiem staruszek w białej szacie, białej brodzie i widłami w ręku.

– Coś ty za jeden? – zapytał Alchemik.

– Synek… Ekh… Synu – poprawił się przybysz – jestem dobro w najczystszej postaci, mów mi Boże.

– Ja Pier… – po chwili podjął Alchemik

– Jahwe też może być.

– Naturo złośliwa – Alchemik zaczął bluzgać – Sześć wcieleń, ponad 600 lat pracy – w tym 100 lat w ciele peruwiańskiego wypasacza bydła, aby uzyskać dobro?!

W tym momencie pojawił się drugi identyczny starzec zabrał pierwszemu widły po czym zaszła przemiana.

Bóg – zamienił się w lewitującego człowieka o małych rozmiarach.

Nowy przybysz zaś, wyglądem przypominał połączenia, kozła, tura, byka, pojawiły mu się czerwone rogi i długi ogon z rozwidleniem na końcu, widły zaczęły płonąć.

– Czekaj kurwa, czekaj – krzyknął wystraszony Alchemik.

– Wystarczy Belzebub. Pamiętasz mnie z Peru? – Belzebub szturchnął go widłami – jak byś w Peru nauczył się otrzymywać biały proszek z liści które żułeś to już dawno byśmy panowali nad tą zapyziałą planetą, a tak stwarzając eliksir życia stworzyłeś dobro w najczystszej postaci – wskazał na obojętnie lewitującego Boga – a z takim dobrem powstać musi w parze zło w odpowiedniej proporcji.

Belzebub zaczął się śmiać. Śmiech zaczął rozchodzić się po jaskini, następnie przez górę został przeniesiony na całą Ziemię. Zaczęły wybuchać wulkany, ziemia zaczęła się trząść, widać było spadające gwiazdy, niebo zaczęły zasnuwać czarne chmury. Belzebub trwał w swoim śmiechu.

Bóg opadł na ziemię, podszedł do stołu wziął z niego ryż, wycisnął z niego ciecz podszedł do Belzebuba, przeżegnał się i polał go cieczą. Belzebub nie zdążył porządnie zakląć, rozpłynął się w powietrzu. Bóg wziął widły a na nich pojawił się napis „Dobro : Zło – 1:0”.

Alchemik usiadł przy wejściu do jaskini i patrzył na pogorzelisko, gdzieniegdzie zaczęło przebijać się słońce przez masywne ciemne chmury.

– Synek… Ekhm… Synu – zagadał Bóg – uwolniłeś dobro i zło za jednym zamachem. Zuch chłopak! Zrobimy tak – Bóg usiadł i zaczął szkicować widłami wizję – oddasz mi patent na eliksir życia, właściwie pewnie nie wiesz jak to zrobiłes. Jak Cię piorun Pier… Ekhm… wróć… Jak cię piorun popieścił, to straciłeś przytomność na dwa dni. Zmagazynowany ryż pod wpływem temperatury, odpowiedniej wilgotności, oraz pewnego rodzaju grzyba który porasta tę jaskinię, zaczął zameniać się w eliksir życia. Powstało C2H5OH. Resztę już znasz.

– A co jeśli nie ma już ludzi? Wszyscy zginęli? Co ze mną?

– Tobie dam miejsce w loży szyderców… to znaczy w ławie po mojej prawicy podczas sądu ostatecznego. Co do ludzkości to się nie martw, jest na tej ziemi taka rzeka Vistula, tam żyje plemię harde jak sam Diabeł.

– Wchodzę w to – powiedział Alchemik i zaklął.

Bóg strzelił go w tył głowy – nie bluźnij!

Udali się na przechadzkę o nowej ziemi. Nie wiedzieli, że Belzebub w czeluściach piekielnych już szykuje zemstę…

– Przynajmniej mamy dinozaury z głowy – powiedział Bóg pociągając łyk życiodajnego napoju…

Koniec

Komentarze

W jaskini miał zebrany spory zapas. Olśnienie przyszło nagle. Właściwie to niebo poczęstowało go świeżą dawką energii w postaci 30 milionów V. Poczuł jak cała wszystko z niego spływa…

Ale o co chodzi w powyższym? Czy to jakiś skrót myślowy, jeśli tak to wydaje mi się, że one nie specjalnie sprawdzają się w opowiadaniach.

No i po co te przekleństwa. Osobiści zawsze mnie rażą...ale może tak właśnie ma być.

Hmmm. bimber eliksirem wiecznego zycia... No tak, zapewne niejednego posłał ku niemu:P

Jak dla mnie opowiadanie słabe. Przeczytałem tylko dlatego że krótkie, ale szło strasznie topornie. Parę błędów jescze było po drodze. Ode mnie trója.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Taka ryżówka niezła rzecz, choć trudno dać wiarę określeniu życiodajna. Opowiadanie raczej do edycji, mnóstwo literówek.

I co mają dinozaury do tego misz-maszu?

Daję 2. Czekam na coś lepszego.

W literaturze liczby piszemy z reguły słownie. Też nie bardzo wiem o co chodziło Ci z tymi dinozaurami. Belzebub szykuje zemstę? Będzie ciąg dalszy? W takim razie bardziej się postaraj.

Nowa Fantastyka