- Opowiadanie: LuqashQ - Trzecia pomyłka światowa

Trzecia pomyłka światowa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Trzecia pomyłka światowa

– Houston, mamy problem!

– Co jest Cześka?

– Młody do mnie dzwoni co dwie minuty.

– Nie odbieraj. Gdzie się macie spotkać?

– Tam, gdzie zawsze.

– A daleko jesteś?

– No trochę…

– Fakin skucha…

– Dokładnie. Czekaj tramwaj jedzie, to lecę.

Zamykam ukochanego Eryka i pędzę na przełaj przez skrzyżowanie. Dobrze, że pieczarek nie ma, bo wlepa murowana. Wskakuję do wagonu w ostatniej chwili.

Tu-tu-ti-tu-ti. Tu-tu-ti-tu-ti. Tu-tu-ti-tu-ti. Zła na samą siebie patrzę jak Młody dobija się do mojego numeru. Nie odbieram. Czekaj chwilę, zaraz będę. Zawsze musi być taki niecierpliwy!

Kilka minut później zdyszana dochodzę na miejsce. Młodego jednak nie ma.

Tu-tu-ti-tu-ti.

– Słucham?

– Gdzie jesteś?

– A ty? – odcinam się. Nie chciało mu się na mnie czekać. Wydzwaniał co pięć minut, a teraz na mnie najeżdża…

W komórce zapada cisza.

Rozłączył się? Nie… Przecież nie skończyliśmy rozmowy. Spoglądam na telefon. No zadzwoń! Proszę! To był tylko taki żart…

Chyba się wkurzył. Umówiliśmy się na dachu Galerii, ale spóźniłam się… Troszkę bardzo się spóźniłam. Zupełnie niepostrzeżenie minęło popołudnie, a potem niespodziewanie zapadł wieczór. Teraz wschodzi księżyc. Chociaż tyle mam z tego spóźnienia.

Wielgachna tarcza księżyca wędruje szybko między masztami anten, na których czasze nadajników i odbiorników wyglądają jak wielkie, nocne kwiaty. Brakuje tylko stalowego kolibra wielkości kondora, który podleciałby i zawisając nad nimi spijał nektar informacji. Ależ głupie myśli…

 

Tu-tu-ti-tu-ti. Numer prywatny. Dziwne, on zwykle dzwoni ze swojej komórki… Tu-tu-ti-tu-ti. Może mu się rozładowała? Pożyczył? Tu-tu-ti-tu-ti.

– Słucham?

– …nie! Nie wolno! Nie możecie tego zrobić!

– Słucham?!

– Kto tu?

– To Pan do mnie dzwoni!

– Proszę się rozłączyć!

– Sam się rozłącz, to ty płacisz.

– Jeszcze wszyscy za to zapłacą!

Rozłączył się. Jakiś głupek. Ciekawe jak to jest z tym księżycem. Czy to możliwe, że jak jest w pełni, to wpływa na ludzi i zwierzęta jakąś specjalną siłą? Pływy morza to jedno. Fizycznie wytłumaczalne zjawisko, ale takie pływy emocji u ludzi i zwierząt?

 

Tu-tu-ti-tu-ti. Numer widoczny, ale jakiś dziwny. Dobra, zabawimy się.

– Słucham?

– Izbrenethem hatha zog dagh'merth go Khan Ti la.

– Że jak?

– Izbrenethem histether har tha

– Ok., nie kumam, Do you speak english?

– Kathamark histheseth!

– Chyba nie, w każdym razie to pomyłka.

Rozłączyłam się. Rany, co za dziwny język. Jakby arab mówił z japońskim akcentem. Koszmar. A kiedy zadzwoni mój mężczyzna, który się obraził? Może jemu księżyc w pełni także podziałał na przysadkę mózgową i uruchomił jakieś atawistyczne lęki. Mężczyźni to jednak pomyłka ewolucji…

 

Tu-tu-ti-tu-ti. O znowu dziwny numer, co jest grane? Zostałam centralą telefoniczną?

– Słucham?

– You speak english?

– Yes, I do.

– We want peace. You tell him.

– Co? I mean, what? Who?

– The information is: Khatharzog hatha wan mal is leaving solar system. He wants peace, but he is khatham, he warrior, khatham cannot wait. You tell!

– What?

– Tell!!

Rozłączyli się. O rany, co to za bzdury były? Czy księżyc w pełni działa dzisiaj na wszystkich? Nawet nie zapamiętałam co mam powiedzieć. Ależ jestem głupia, przecież nie wiem, komu mam powiedzieć. Rozumiem pomyłki telefoniczne, ale teraz to już lekka przesada.

 

Tu-tu-ti-tu-ti. Znowu numer prywatny. O rety, to przestaje być śmieszne.

– Słucham?

– To znowu ty?

– Tak i to znów jest pomyłka.

– Niemożliwe.

– A jednak, przepraszam czekam na telefon, a nie tylko Pan mnie nagabuje pomyłkami.

Rozłączyłam się. No ileż można?

 

Tu-tu-ti-tu-ti. Nie, to znowu dziwny numer.

– Słucham?

– Khatharzog hatha wan mal is waiting.

– Ej, I don't know you! What do you want from me?

– Tell him, that Khatharzog hatha wan mal is waiting. And your time is runnig. You will tell, we have peace. You won't tell we have war. Khatham likes war.

Przerwali połączenie. Jezu, to jakiś obłęd! Wojna? Khatham? O co chodzi? Księżyc chyba wszystkim coś pomieszał w głowach.

 

Tu-tu-ti-tu-ti. O gościu z prywatnego numeru. Paranoja.

– Słucham?

– Nie rozłączaj się.

– Jak mówiłam to Pan płaci.

– Nie ważne. Powiedziałaś, że ktoś do Ciebie dzwonił. Kto to był?

– Nie wiem, nie przedstawił się. Gadał łamaną angielszczyzną i jakimś porąbanym językiem arabo-japońskim.

– O mój Boże, to oni!

– Kto?

– Co powiedział?

– Nie wiem! Jakieś bzdury.

– Skoncentruj się to ważne!

– A co ja będę z tego mieć? Stoję tu i robię za centralę telefoniczną!

– Posłuchaj, to bardzo ważne. Co będziesz z tego mieć? Powiem ci, PRZEŻYJESZ. Wszyscy przeżyjemy, albo nie. Więc powiedz mi, co Ci powiedzieli?

– Czekaj Pan, znowu ktoś dzwoni… Moment… To chyba ci sami…

– Nie rozłączaj się!

– Dobra, zostań Pan na linii…

Zawieszam rozmowę i odbieram drugi telefon

– Słucham?

– Time is up. Khatharzog hatha wan mal is angry. When khatham is angry, planets die.

– Ok, I'm sorry. Tell Katha, eee that I will tell everything but I need just one minute more. Please. Eeeee, just give peace a chance! – Wypalam w chwili przebłysku geniuszu.

– Khatharzog hatha wan mal gives you one last minute.

Wracam do poprzedniego rozmówcy.

– Halo? O jest Pan jeszcze! To dobrze.

– Co powiedzieli, co się dzieje?

– Jezus, już mówię, to jest jakieś dziwne. Mamy ostatnią minutę. Potem będzie wojna.

– Co?

– No tak, bo jakiś tam Kanthak, czy jakoś tak jest wkurzony, bo on chce pokoju, a my nie odpowiadamy.

– Rety, dlaczego oni dzwonią do Ciebie?

– Nie wiem, chce Pan ich numer?

– Wyświetlił się?

– Tak.

– To dawaj.

– Już… Moment, znowu ktoś dzwoni.

– Nie odbieraj!

Znów przełączam rozmowę.

– Słucham?

– Kochanie? Z kim ty tyle gadasz nie mogę się do Ciebie dodzwonić.

– Młody?

– A myślałaś, że kto?

– Czekaj teraz nie mogę, nie rozłączaj się…

Kolejna zmiana rozmówcy, teraz wiem, czemu na błękitnej linii panie robią wszystko tak powoli. Można zwariować o tych telefonów. Wracam do wcześniejszego rozmówcy.

– Halo?

– To oni?

– Nie, to mój chłopak. Czekałam na jego telefon.

– Daj mi ten numer!

– Bateria się kończy!

– Dawaj!

 

Eryki to twarde komórki, ale nawet one mają swoje granice. Ekran gaśnie. Rany boskie, co robić? Obracam się kilka razy dookoła własnej osi. Już mam biec w stronę windy, kiedy spoglądam na księżyc. Wyraźnie widzę, że na szarosrebrnej tarczy pojawia się nagle czarna kropa. Jakby kosmicznie wielka mucha usiadła tam, aby umyć łapki i skrzydła. W następnej sekundzie kropka zaczyna się powiększać.

 

Zwariowałam. Najpierw słyszałem dziwne głosy w komórce, teraz widzę kropki na księżycu. Przewalone.

 

Biegnę do windy. Może na dole dorwę kogoś z ładowarką. Potykam się i przewracam, jakby księżyc wcale nie chciał, abym go zostawiała. Leżąc na ciepłym jeszcze asfalcie patrzę na niebo. Kropka jest jeszcze większa. Wtedy ruszają gwiazdy. W stronę księżyca suną ich setki. Zafascynowana patrzę na ten spektakl i nie mogę pozbyć się wrażenia, że chyba znów zaszła pomyłka. Czy to możliwe, że Katha, czy-jak-mu-tam pomylił planety? Zamiast Ziemi zaatakował księżyc.

 

Słyszę kroki. Odwracam głowę. Młody biegnie w moją stronę z taką miną, jakby Ziemia miała zaraz eksplodować. Spoko, to nie holiłud…

 

Zaczyna boleć mnie głowa. Gwiazdy, księżyc, niebo, anteny, wszystko wiruje wokół. Pozwalam mu się wziąć na ręce. Wtedy oślepia nad błysk.

 

Ależ jestem głupia przecież księżyc nie jest planetą!

 

[Fotografia pt. "Anteny" Mariusz Kieslich]

Koniec

Komentarze

Przeczytałem, ale pozostawiam bez oceny. Co nie znaczy ze uważam opowiadanie za złe. Po prostu nie wiem co dać.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Księżyc bywa planetą. Mówi się o planecie podwójnej Ziemia-Księżyc ;)

Pomysł jest jakiś i to się bardzo liczy. Zabawny i abstrakcyjny.
 Ale jeśli chodzi o całość, to nie wiem co myśleć. Jest dobrze napisane, czyta się dobrze, ale potencjałtrochę większy widzę. Tak jest fajna anegdota. Chyba nie jestem w stanie tego ocenić, podobnie jak poprzednik. Jakbym oceniał, to chyba dałbym trzy, może cztery.

Tytuł za to jest mistrzostwo świata kompletne

Trochę absurdalen, ale z humorem. Ode mnie 4, bo lubię taką dynamikę. Gdyby było więcej opisów, byłoby może nawet 5.
Pozdrawiam.

Dziwne jak dla mnie. Trzy razy podchodziłem do tego tekstu i nie bardzo mogłem dobrnąć do końca.

Nowa Fantastyka