- Opowiadanie: mariol - Bestia z dna piekła (WAMPIREZA)

Bestia z dna piekła (WAMPIREZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bestia z dna piekła (WAMPIREZA)

Siedzę pół dnia nad jednym kubkiem wystygłej kawy, gniotąc w palcach kolejnego papierosa. Próbuję znowu pisać. Jedyne światło, jakie pada na moją twarz, to blask bijący z monitora. Gdybym nie zafajdała tego dużego, szarego swetra, mogłabym tak siedząc i myśląc, wyobrażać sobie, że jestem Kurtem Cobainem, że mam seksowny dołeczek w podbródku a po moim występie będą musieli wymienić obsiusiane ze szczęścia fotele.

Od czego mam zacząć? Od siebie? Oczywiście, że od siebie. Zawsze skupiałam się tylko na sobie, inni byli tylko złem koniecznym, tłem dla inspiracji, marionetkami w moim powalonym, kukiełkowym teatrzyku. Łyk czarnej smoły na cześć Szekspira. Jego książki paliły się wyjątkowo dobrze zeszłej zimy, zresztą kto by pamiętał… A wracając do mnie…

Pamiętam, że kiedy byłam jeszcze nikczemnym człowieczkiem, pisałam tylko o sobie. Zapełniłam cały karton pamiętnikami pełnymi koślawych liter i żenujących historii… To takie smutne – całe dwadzieścia jeden beznadziejnych lat pryszczy, nadwagi, za długich zębów i przetłuszczonych włosów. Ale nie wracajmy do tego. Jeszcze nie teraz.

 

Może by tak …dzień z życia?

Weźmy wczoraj. Obudził mnie zdradziecki promień zachodzącego słońca, zabłąkany w dziurawym poszyciu dachu. Mieszkanie na strychu ma właściwie same złe strony. Jak pada, to najpierw na mnie (pociesza mnie jedynie myśl, że szczury mieszkające w piwnicy topią się wtedy w wodach gruntowych wymieszanych z fekaliami, resztkami ich zapchlonych legowisk oraz słoikami po konfiturach, w których kiedyś zakręcałam co większe pająki, na czarną godzinę), a wracając do mnie… czyli do strychu – beznadziejny dom. Kiedy na zewnątrz jest ciepło, ja wprost rozpływam się duszona we własnym sosie. Natomiast zimą cała ta niewiarygodna przestrzeń kurczy się do fotela przy żeliwnym piecyku, dwa kroki dalej można zamarznąć w pół kroku. Ale wracając do wczoraj, czyli do mnie… Obudziłam się trawiona nieopisanym głodem, na wspomnienie którego nawet teraz, spokojna bo najedzona, mam mdłości. Choć… może to wina tego co zjadłam, w sumie trochę śmierdział przepoconymi skarpetkami, smażoną cebulą i przetrawionym piwem. Powinni stanowczo bardziej dbać o siebie, jeść jarzyny i uprawiać jakieś sporty. Te brzuchate pijaczki, do których ostatnio mam pecha, stanowczo mi nie służą. Męczy mnie zgaga, mam gazy i lewa powieka mi skacze. Brak witamin.

Co zrobić? Zaczaić się na młódkę, która nie zdążyła jeszcze popsuć sobie etanolem wątróbki? O ile po pijaczkach mało kto płacze, to po zniknięciu takiej dziewiczej ktoś się pewnie wkurzy. Czy warto ryzykować? Z drugiej strony… Jeśli nie świeża krew, to co, do ciężkiej cholery?! Mam wpieprzać sałatę jak ten, nie przymierzając, królik? Nigdy.

 

***

 

Zirytowałam się. Zwykle nie bywam wulgarna. Trzeba mi wybaczyć, czasami mnie ponosi. Huśtam się wtedy i mi przechodzi. Nie ma jak wyhuśtać z siebie złość. Polecam. Mam świetną huśtawkę – zwisa z samego środka belki stropowej. Uwielbiam bujać się nad całym tym śmietnikiem, jaki pozostawili po sobie niegdysiejsi mieszkańcy niższych pięter tego domiszcza. Zeżarłam ich. Spuściłam krew do dzbanka po kawie, a następnie obdarłam ze skóry. Paznokcie, zęby i oczy wsypałam do salaterek, jak cukierki. Mięso oddzieliłam od kości i pokroiłam w plastry. Żarcia było na pół roku. Teraz, kiedy o tym myślę, ogarnia mnie nostalgia. Trzeba było ich sobie hodować na dole, zabijać po jednym, na większe święta. Tak tu pusto. Przez wiosenną powódź nawet szczury uciekły. Czasami schodzę na dół wyławiać wzdęte zewłoki tych, które uciec nie zdołały. Układam je na parapecie. Nic do nich nie mówię, to byłoby chore. Lubię jak sobie tak siedzą, smród jest co prawda straszny, ale przy otwartych lufcikach da się wysiedzieć.

Huśtanie jest też dobre na samotność. Czasami huśtam się tak wysoko, że moja twarz zanurza się w grubym kożuchu zakurzonych pajęczyn zwisających z krokwi i zapominam się zupełnie. Czasami tylko siedzę gapiąc się przed siebie. To ta cisza, cisza mnie otępia.

 

***

 

Moje tuszowane rzęsy… zawinięte jak odnóża pająka. Moje oczy, szare… zmrużę moje oczy… dlaczego, kurwa, moje oczy nie są zielone? Wszystkie co ciekawsze postaci powieści fantastycznych mają zielone oczy… Wydrapię je sobie. Swędzi mnie, wszystko mnie swędzi.

 

***

 

Minęło wiele dni odkąd ostatnio jadłam. Chyba umieram. Trawi mnie jakaś choroba, której nazwy nie znam. Nie mogę chodzić. To pewnie przez złą dietę. Wiedziałam, że to ludzkie ścierwo, które ostatnio upolowałam mi zaszkodzi – cuchnęło chorobą i rozkładem. Niemniej wciąż żyło, sprawdziłam. Jak mogłabym nie sprawdzić? Postanowiłam pisać żeby nie myśleć o głodzie. Choć tak bardzo się trzęsę, że również i to staje się niemal niemożliwe. Chcę spisać swe najpiękniejsze wspomnienie.

 

Dzień w którym stałam się wampirem (jak o mnie piszą ludzie w tych swoich smutnych gazetkach), zaczął się wcześnie. Pamiętam go dokładnie, pamiętam co wtedy czułam i myślałam. Pamiętam nawet zapach, zapach seksu otulający nasze zmęczone, błyszczące ciała. Leżałam w skotłowanej pościeli, obserwując go spod zmrużonych powiek. Wolnymi ruchami języka zlizywał czekoladę z herbatnika. Bierze tylko to co najlepsze, pomyślałam wtedy. Leżałam nie mogąc ruszyć ręką ani nogą. Błogi bezwład, jaki ogarnął moje ciało nagle mnie przeraził. Ze mnie też wziął tylko to, co było najlepsze. Moje myśli i uczucia – oddałam mu je nieproszona – nie mam już sił żeby wstać i żyć bez niego.

Poprzedniej nocy, w tym klubie, nie rozumiałam dlaczego to mnie wybrał. Był taki piękny. Jego smukła sylwetka i przystojna twarz o niemal kobiecych rysach przyciągała wzrok wielu dziewcząt. Zakochałam się. Miałam ochotę dotykać jego ciemnych, lśniących włosów. Jego niemal granatowe oczy hipnotyzowały mnie. Jego zapach odurzał.

Piliśmy czerwone wino rozmawiając, śmiejąc się. Czułam, że mogę mu mówić o wszystkim, że powinnam. Więc mówiłam a on patrzył na mnie uśmiechając się lekko. Przechylał głowę jakby się dziwiąc. Zdawał się chłonąć każde me słowo, sycić oczy mym widokiem i napawać ciepłem mego ciała… Pamiętam obezwładniającą falę niewysłowionej rozkoszy, gdy przywarł wygłodniałymi ustami do mojej szyi i swój własny krzyk ekstazy kiedy poczułam jego zęby wpijające się w moją skórę. Lecz kiedy wszystko się skończyło a ja leżałam na wpół przytomna, on bez wahania sięgnął do mojej torebki i po krótkiej penetracji zdecydował się na ciastko, które się w niej zawieruszyło. Nie patrzył już na mnie. Ubrał się bez pośpiechu i wyszedł bez słowa.

Od tamtego świtu, kraj żywych ludzi przestał dla mnie istnieć. Nie mogłam jeść ani spać. Całymi dniami odpoczywałam po nocach, mocno zakrapianych bordowym likworem. Moja skóra, nie kochana już przez słońce, pokryła się trupią bladością. Me paznokcie zamieniły się w śmiercionośne szpony. A głos, kiedyś podobno przejmująco głęboki, zamienił się w skrzek demonicznej poczwary.

Ja też nie kocham już słońca. Nie wyobrażam sobie, jak by to było ponownie stać się człowiekiem. Na powrót wejść do stada i pochrumkiwać jak wszyscy. Nazywają mnie bestią ale ja w przeciwieństwie do nich zabijam tylko kiedy jestem głodna. Skazują na ból i cierpienie osobników tego samego gatunku, siebie samych bojąc się najbardziej. I słusznie. Niewolnicy własnych wymysłów! Mnie nazywają chorą?! Sami są niespełna rozumu jeśli sądzą, że ja się im dam tak po prostu złapać, wsadzić do klatki i obwozić po jarmarcznych konwentach, jak potworkowatą kozę z przerośniętymi wymionami!

Kończę już. Muszę podlać moje szczury. Z braku wody robią się fioletowe. Może to, co im kiełkuje z uszu będzie miało jakieś witaminy.

Koniec

Komentarze

Wygląda mi to na jakiś pamiętnik, przemyślenia z życia bohaterki. Można by jednak w nieco ciekawszej formie zawrzeć tę fabułę.
Pozdrawiam.

Wymyśliłam że osoba, której wydaje się że jest wampirem, powinna pogardzić jakąkolwiek inną niż pamiętnik formą wyrażania. Pasowała mi do jej egocentryzmu. Może powinnam zamieścić daty, dni tygodnia, wagę ciała i ilość wypalonych papierosów aby natychmiast skojarzył się z tekstem Helen Fielding. Mam nadzieję że pisanie o własnym tekście nie jest nie na miejscu.

Również pozdrawiam.

Opowiadanie zaklasyfikowane do WAMPIREZY. :)
Pozdrawiam 

Nowa Fantastyka