- Opowiadanie: RobertZ - Maszyna Życzeń (część trzecia)

Maszyna Życzeń (część trzecia)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Maszyna Życzeń (część trzecia)

VI

Olbrzymia sala zapełniona po brzegi ludźmi Na podium, w głębokim fotelu siedzi Adam. Zapuścił sobie krótką, czarną brodę. Policzki ma wyraźnie zapadnięte, jest wychudzony. Ubrany jest w jednolicie czarny sweter i spodnie. Przed nim stoi mikrofon. Obok niego, na drugim fotelu siedzi wyjątkowo dobrze zbudowana blondynka,

Adam (Mówi do mikrofonu.) : Nigdy jeszcze nie spotkałem się jednocześnie z tak wielką grupą ludzi. Nigdy do tak wielu osób nie mówiłem. Wybaczcie więc moją tremę i wysłuchajcie mojej sekretarki.

Sekretarka: Pan Adam Zawierucha jest moim szefem od miesiąca. Byłam jedną z jego pierwszych pacjentek…cierpiałam…byłam sparaliżowana. Teraz jestem już zdrowa. Mogę was zapewnić, że i wy odzyskacie dziś utracone lub nigdy nie posiadane zdrowie.

Adam: Nie musicie nic mówić, skupiać się, patrzeć na mnie, czy też do czegokolwiek się modlić. Mówię wam…jesteście zdrowi.

Adam wstaje z fotela i wychodzi Za nim idzie jego sekretarka. Na sali zapada cisza pełna zaskoczenia, którego przyczyną nie jest jedynie wyjście Adama, Po chwili jednak wybucha gwar, który potężnieje do granic możliwości.

VII

Gigantyczna, pałacowa komnata. Pozłacane meble, biegnące w dalekiej perspektywie ściany. Adam siedzi przy biurku. Na nim, pomalowana na złoty kolor, leży Maszyn a Życzeń.

Adam (Przyglądając się jej z pewnym obrzydzeniem) : Nie podoba mi się ten kolor.

Maszyna Życzeń: Zmień go. Złoto jest bezwartościowym metalem.

Adam: Uszczęśliwiłem dzisiaj wielu ludzi.

Maszyna Życzeń: Wiem.

Adam: Gdy zrozumieli, że są zdrowi wybuchła prawdziwa panika. Mało brakowało a potratowaliby się nawzajem.

Maszyna Życzeń: Zapobiegłam temu.

Adam: Nasze miasto stało się Mekką dla wszystkich chorych z całego świata. Ono się zmieniło. Nigdy nie było w nim tak brudno, a ulice nie były kiedyś aż tak zatłoczone.

Maszyna Życzeń: Minęło dopiero dwa i pół miesiąca od kiedy zacząłeś leczyć. Do miasta przybędzie jeszcze bardzo wielu ludzi, którzy chcieliby być wyleczeni.

Adam: Mógłbym ich wszystkich uzdrowić, na całym świecie, gdybyś mi pozwoliła.

Maszyna Życzeń: To zniszczyłoby świat w ciągu kilkunastu dziesięcioleci. Udławilibyście się. Ziemia umarłaby na chorobę zwaną przeludnieniem.

Adam: Temu także mogłabyś zaradzić.

Maszyna Życzeń: Rozwiązanie jednego problemu tworzy następny. To donikąd nie prowadzi.

Adam: Nie rozumiem. Czy świat w swoim rozwoju nie dąży do powszechnej szczęśliwości, do raju?

Maszyna Życzeń: A wiedziałbyś gdzie się zatrzymać? Zresztą świat jest zdominowany przez entropię, która jest o wiele ciekawsza od porządku. Ład jest nudny.

Adam: Mimo wszystko chodzi tu o życie milionów ludzi.

Maszyna Życzeń: Ludzie są jak motyle; bardzo krótko żyją. Ciekawsza jest sama społeczność Ziemi. Jest to tętniący, ciągle zmieniający się twór. Ty chcesz to zmienić jakby nie rozumiejąc, że nieśmiertelność wcale nie prowadzi do szczęścia.

Adam: A nasze wyobrażenia o wiecznym szczęściu, życiu pozagrobowym?

Maszyna Życzeń: W tym coś jest. Ale to wygląda inaczej od tego co ty sobie wyobrażasz.

Adam: Jak?

Maszyna Życzeń: Bardzo kolektywnie…anarchia…Przestajesz być sobą i stajesz się jednością. To dałoby się zrealizować.

Adam: To obrzydliwe. Nigdy nie chciałbym być w toczka w toczkę taki jak inni.

Maszyna Życzeń: Dla największych indywidualności istnieje droga wyjścia; jest nią taka Ziemia jaką widzisz obecnie. Niedoskonała, ale dzięki temu ciągle się zmieniająca.

Adam (Przechadzając się po komnacie) : Ty także się zmieniasz. Początkowo byłaś tylko maszyną, a teraz widzę w tobie coś bardzo ludzkiego, chaotycznego. Maszyna Życzeń: Rzeczywiście, twój mózg, jak i każdego innego człowiek składa się jedynie z chaosu. Bezsensem byłoby staranie się o zachowanie jego zawartości.

Adam: To się nazywa walką o przetrwanie i dla każdej istoty ludzkiej jest rzeczą najważniejszą.

Maszyna Życzeń: Są samobójcy, dla których chaos wypełniający ich głowy nie jest wcale tak istotny.

Adam: Szukają lepszego świata. Nie po to przyszedłem tu aby bawić się z tobą w filozofię. Szukam czegoś. Wyjaśnienia.

Maszyna Życzeń: O czym ja mogę ci powiedzieć?

Adam: O wielu rzeczach. Fakt, że znalazłaś się pod moimi drzwiami w istotnym stopniu zmienił moje życie. Zniszczyłaś mnie i zbudowałaś na nowo. Nie jestem już poetą. Nie potrafię pisać mimo, że zostałem obdarzony twórczym geniuszem. Zbyt dużo jest w tym sztuczności, abym potrafił się przełamać. Zanim przybyłaś próbowałem przekazać piękno świata, jego proporcji…

Maszyna Życzeń: Erotykami?

Adam: Chociażby ! (Chwila milczenia). Teraz…teraz łykam świat mało się nim nie dławiąc. Byłem ateistą, a ty nagle rozbudziłaś we mnie wiarę w siłę wyższą jednocześnie zaprzeczając swoją obecnością jej istnieniu. Rozhuśtałaś moje życie. Wierzyłem w humanizm, a ty dałaś mi do zrozumienia, że człowiek jest niczym. Kiedyś drążyła: mnie wiara w jakiś cel, do którego nasz świat powinien dążyć. Ty tymczasem mówisz o entropii. To nie może dłużej trwać. Ja po prostu nie wytrzymam. Muszę zrozumieć kim jesteś. Czy żartem, kpiną sił ponadnaturalnych? Czy też zwykłym mechanicznym tworem, który łudzi mnie mnie wmawiając mi, że jest czymś niezwykłym? Muszę dowiedzieć się czegoś więcej o tobie.

Maszyna Życzeń: Wiesz, że nie mogę niczego powiedzieć.

Adam: Pewnemu fizykowi, niejakiemu Jefremowi opowiedziałem historyjkę o cudownej maszynie nadającej człowiekowi niezwykłą zdolność robienia cudów.

Maszyna Życzeń: Umowa zabraniała informowania kogokolwiek o moim istnieniu.

Adam: Jesteś biurokratką i nie możesz mi zabronić opowiadania bajek. Nawet jeżeli opisują one prawdziwe zdarzenia. Po prostu biurokracja wymaga jednoznaczności. {Spogląda na zegarek). Powinien tu już być. Umówiłem się z nim na trzecią. Chciał ciebie obejrzeć.

Maszyna Życzeń: Rób jak chcesz. Ale nie myśl, że będę uczestniczyła w prowadzonej tu konwersacji.

Adam: To nie będzie mi przeszkadzało.

(Do komnaty wchodzi mały, karłowaty człowieczek; ubrany jest w czarny garnitur; na wielgachnym nosie ma okulary o butelkowatych szkłach; skołtunione siwe włosy).

Adam: O, pan Antoni!

Antoni: Dzień dobry, panie Zawieruch. Przepraszam za spóźnienie, ale tłum stojący przed wejściem do pańskiego domu tarasował przejście. Ci ludzie chyba poszaleli. Oni się tam dosłownie biją. (Podchodzi do Maszyny Życzeń). To ona? Wie pan, początkowo w tą bajkę nie wierzyłem. To tak mało prawdopodobne. Nie przyszedłem tutaj, gdyby nie dzisiejszy pokaz cudów, Jako naukowiec nie powinienem tego mówić, gdyż jest to sprzeczne z posiadaną przez nas obecnie wiedzą, lecz widziałem jak inwalidzie, który siedział na wózku obok mnie odrosły obydwie nogi.

Adam: To nie był cud. Ona twierdzi, że ma to podłoże czysto naukowe.

Antoni: Wszystko ma swoje racjonalne wyjaśnienie. Człowiek zresztą zawsze próbuje dojść do sensu wszechrzeczy. Gdyby nie wiara w celowość wszystkiego co istnieje świat nie przetrwałby jednego dnia. (Obmacuje Maszynę Życzeń). Mówił pan, że to mówi.

Adam: Przed chwilą oświadczyła mi, że nie będzie przy panu mówić.

Antoni: Kobieta. Pan ma jakiś kompleks związany z kobietami?

Adam: Jestem kawalerem.

Antoni: To pańskie czułe miejsce. Interesujące. Próbował pan to rozebrać?

Adam: Wszelkimi możliwymi środkami.

Antoni: Wysadzić?

Adam: Nie pozwoliła. Teleportowała materiał wybuchowy.

Antoni: Teleportacja, gdybyśmy to potrafili robić. A może była to tylko hipnoza?

Adam: Nie mogłem tego sprawdzić. Wiem jednak, że potrafię leczyć ludzi.

Antoni: To wszystko może być fikcją.

Adam: Wiedząc co się zdarzyło nie wierzy mi pan?

Antoni: Nauka nie opiera się na wierze, ale na subiektywnych odczuciach, które bierze się za prawdy obiektywne. A pan czy uwierzył tej kokietce w to co panu powiedziała?

Adam: Wydaje się inteligentna. Nadludzko inteligentna. Wszechmocna, wszechwiedząca…

Antoni: Stop! Nie ujmujmy temu co boskie.

Adam: Nie wierzę w to, że stworzono ją na Ziemi.

Antoni: I ma pan rację. Co prawda moje umiejętności obejmują jedynie wąski fragment wiedzy, którą posiada ludzkość, ale jestem świadom faktu, że teleportacja, czy też stworzenie kończyny z niczego jest umiejętnością, której nie posiadła jeszcze nasza cywilizacja. Uważam, że jest to zabawka innej cywilizacji.

Adam: Ale czego oni tu szukają?

Antoni: A czego szuka naukowiec badający mrowisko? Interesuje się tym co się w nim dzieje, ale nie oznacza to, że chce nawiązać z mrówkami kontakt. Bada je jedynie z chęci poszerzenia własnej wiedzy. Nie możemy wpadać w jakiś wyjątkowy zachwyt. Przecież jesteśmy traktowani właśnie jak to mrowisko, a nawet gorzej. Nie mogę być tego pewien, ale to nie jest wcale niemożliwe. To może być tylko zabawka jakiegoś kosmicznego dziecka, które jeszcze nie dorównało intelektem swoim pozaziemskim rodzicom.

Adam: Myślałem o tym, ale nie jestem aż tak wielkim pesymistą jak pan. Mimo wszystko uważam, że jest to jakiś eksperyment, który ma nas sprawdzić. Jeżeli uda nam się przejść przez ten test może dołączymy do grona wysoko rozwiniętych cywilizacji. Nawiążemy z nimi kontakt.

Antoni: I wystąpimy w kosmicznym zoo. Czy pan nie widzi jaki jest tu technologiczny rozdźwięk? To małe pudełko może w ciągu ułamku sekundy zmienić nie do poznania cały nasz świat. Nawet zakłócić prawa fizyki, które nim rządzą. To nie jest eksperyment, to kpina, to żart. Gdyby nie zabezpieczenia, które ta maszyna posiada już by nas nie było. Nie jesteśmy przygotowani do takiego postępu w nauce. Gdyby doszło do kontaktu ludzie domagaliby się od swoich nowych partnerów nowoczesnych technologii, nowych rozwiązań w zakresie polityki i gospodarki; utopii lub raju. A oni nie mogliby nam tego dać, bo nawet nie potrafilibyśmy tego przetrawić, a dać w prezencie jakieś szkiełko, błyskotkę, to przecież poniżej ludzkiej godności. Lepiej nie mieć tu żadnych nadziei, gdyż łatwo się rozczarować.

Adam: Może i ma pan rację. Nie możemy jednak teraz się wycofać. Trzeba zbadać tę maszynę i dowiedzieć się prawdy niezależnie od tego jak będzie ona gorzka. Mógłby pan porozmawiać ze swoimi kolegami.

Antoni: A kogo mam ściągnąć? Sam pan mówił, że nie był pan w stanie tego rozebrać.

Adam: Nowoczesne technologie.

Antoni: Nie chciałbym zostać teleportowany. Niekoniecznie musi być to przyjemne. Pomyślę nad tym. To co się dzieje obecnie w tym mieście i znana w całym świecie moja wiarygodność mogą pozwolić nawet na ściągnięcie największych sław, lecz naprawdę nie chciałbym, aby świat się rozczarował.

VIII

Inna komnata w pałacu pana Adama, Na środku długi stół zastawiony wykwintnymi potrawami Na jednym z krzeseł siedzi Adam. Ubrany w piżamę; piękne manicure, ostrzyżone i farbowane na czerwień włosy. Rozmawia przez telefon.

Adam: Nie jestem Panem Bogiem. (Rozłącza się. Grzebie widelcem w talerzu. Nabiera kęs na widelec, podnosi do ust, przełyka). Wszystko wystygło. Chciałem porozmawiać z normalnymi ludźmi przy śniadaniu, ale ciągle dzwonią jacyś wariaci. (Brzęczyk telefonu). Halo.

Telefon: ….

Adam: Dlaczego nie mam trzech szóstek w numerze telefonu?

Telefon: …

Adam: Dlaczego Lucyfer?

Telefon: …

Adam: Najbliższa pełnia księżyca. Na rozstajnych drogach?

Telefon:….

Adam: Mam wiedzieć kto urodzi Syna Piekieł?

Telefon:…..

Adam: Nie, to pomyłka. (Odkłada słuchawkę. Brzęczyk). Halo.

Telefon: …

Adam: Koniec świata będzie w najbliższą środę.

Telefon: …

Adam: Zalecam wypróżnienie, kąpiele i okłady. Jeżeli nie pomoże proszę udać się do lekarza. Do widzenia. (Ponownie odkłada słuchawkę. Wstaje i podnosi telefon. Wrzuca go do wielkiej wazy stojącej na środku stołu. Patrzy do środka) Coś pływa. (Telefon ponownie dzwoni. Adam wkłada rękę do wazy i wyciąga słuchawkę). Halo.

Telefon: …

Adam: Tak, kawaler.

Telefon: …

Adam: Jestem wolny wieczorem. Niech pani tak nie jęczy. Ktoś usłyszy. Telefon: bulbulbrull…

Adam: Halo (Zagląda do wazy). Szlag by to, utonął. (Smutny wraca na swoje miejsce). Takie życie. Jak ktoś normalny zadzwoni, to telefon tonie. Ciekawy jestem czy ci ludzie, którzy stali pod bramą już sobie poszli? (Chwilę nasłuchuje). Wrzeszczą aż miło. Zaraz co oni tam ..Pater noster…qui es inkelis…To nie po naszemu. W nocy także siedzieli. O mało bramy nie wyłamali. Jakieś sztandary przynieśli. Księża nawet msze odprawiali. W końcu niedziela. W nocy bili się aż huczało. Oka nie mogłem zmrużyć. (Brzęk tłuczonego szkła). Co się dzieje?! (Zrywa się z krzesła. Do stołu podchodzi starsza kobieta około siedemdziesiątki. Na plecach ma przymocowanego szelkami małego chłopca, kalekę). Kobieta: Ja nie gawariu pa russka jazyku. Ty znaju palskaj jazyk?

Adam: Jak pani się tu dostała?

Kobieta: Pan nie rusek? Patrzajta bobasek? A jo to myślałam, że pan rusek. Jak ten, jak mu tam, Kaszpirowskij.

Adam: Jestem miejscowy. Co pani tutaj robi?

Kobieta: Swoja ja jestem, ze wsi. Siódmy krzyżyk już stuknął, a wnuk mi się pochorował.

Adam (Patrząc na bobaska.) : Co mu jest?

Bobasek (Układa usta w trąbką.) : Prrr…

Adam (Wycierając ślinę z twarzy.) :A niech się pani wynosi!

Kobieta: Syn chory. Nogę mu ucięli.

Adam (zaskoczenie) : Kto?

Kobieta: A, mąż córki. Był wściekły to mu nogi pociął. Jak to po pijanemu.

Adam: Zapewne poszedł siedzieć?

Kobieta: A ino…Siedział dwa lata, a teraz wrócił. Ciągle się kłócą. Spać nie mogę. (Zdejmuje chłopca z pleców i stawia na stole. Chłopiec ma około pięćdziesięciu centymetrów wzrostu). Adam: Ile on ma lat?

Kobieta: Bobasek? W sierpniu skończy trzynaście lat. Mówią, że to karzełek. Da się coś zrobić, aby urósł (Bobasek pokazuje język). Uspokój się ty w końcu!

Adam: Oczywiście. (Pstryka palcami. Chłopiec rośnie w oczach z trzaskiem dartego ubrania, wyrastają mu także nogi. Teraz ma prawie półtora metra wzrostu. Jest dobrze zbudowany i ma jasne włosy. Stoi nadał na stole, rozkraczony, zwrócony w stronę Adama).

Kobieta: O Jezu, urósł. Nagusieńki jak jaki bobasek. (Pada na kolana). Dzięki ci wielki stwórco! Wiem już, oni gadali prawdę. Jesteś nowym mesjaszem. Chryste, bierz co chcesz! Moje piersi utęsknione (Rozrywa sukienkę ukazując dwa sterczące sutki). Moją dupcie.

Adam (krzywiąc się) : No wie pani. Tak nie wypada. Co sobie ludzie pomyślą?

Kobieta: (Zasłania piersi. Mówi przepraszającym głosem) : To te nerwy. Nigdy nie myślałam, że to się zdarzy. Prawdziwy cud, tak jak z tym winem. Tylko jest jeszcze jedna sprawa, (szeptem) Czy nie dałoby się coś zrobić, abym była młodsza?

Adam: Zazwyczaj tego nie robię.

Kobieta (Kuszącym gestem odsłania piersi) : Widzi pan jakie obwisłe. Brzydzi się patrzeć.

Adam: No wie pani. Przestałaby się pani wygłupiać. Kobieta (zasłania piersi) : Taki młody, a już impotent.

Adam (pstryka palcami) : Teraz jest pani równie młoda.

Kobieta (Odmłodzona. Twarz jeszcze szczenięca z wyraźnymi śladami trądziku, ale kształty. Wstaje z kolan. Jedną ręką zasłania piersi.) : Jestem młodsza o pięćdziesiąt lat! Jak za czasów wojny. To było życie.

Adam: Jak widzę jest pani zadowolona.

Kobieta: Mąż nieboszczyk, mówił…Zresztą co on takiego mówił. Znajdę nowego. A ten tam co tak stoi?

(Chłopak w czasie trwania tej rozmowy stał nieruchomo na stole).

Adam: Chłopcze, może zejdziesz?

Bobasek: Ja się boję. {płaczliwym głosem) Ja chcę do domu.

Kobieta: On trochę niezbyt rozwinięty.

Adam: Po prostu zeskocz. (Wstaje z krzesła i zestawia chłopca ze stołu). No, już stoisz. Spróbuj przejść parę kroków.

Bobasek: Nie potrafię.

Adam: No dalej. Jeden krok, drugi krok, trzeci…

Bobasek: Umiem chodzić! (Trochę niezdarnie, ale sam podchodzi do kobiety). Babciu, idziemy. Głodny jestem.

Kobieta: Jak my przejdziemy przez okno? Ludzie będą się patrzyli.

Adam (Ściąga spodnie i podaje je chłopcu.) : Bierz.

(Bobasek nakłada spodnie).

Adam: Idźcie już. Wyjdźcie głównymi drzwiami.

Kobieta: Ale tam jest straż i przez okno łatwiej.

Adam: Tam także jest strażnik.

Kobieta: Zdzieliłam go kamieniem w głowę. Leży sobie, śpi.

Adam: Kto…

Bobasek: A zamknij jadaczkę jedna cholero. Chodź {Bierze pod pachą kobietą). Wychodzimy.

Adam (Siada przy stole. Znowu grzebie widelcem w jedzeniu znajdującym się na talerzu. Próbuje.) : Pies nie zjadłby tego. (Odsuwa talerz. Huk przewracanych mebli i tłuczonych naczyń. Głośny wystrzał Adam Podrywa się z krzesła.) Co oni tam znowu wyprawiają?!

(Do komnaty wbiega ksiądz. W ręku trzyma kropidło, którym zamierza się na Adama.)

Adam: Proszę księdza!

Ksiądz: In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti amen. Ego te exorcis…(Do komnaty wbiega dwóch umięśnionych drabów. Chwytają go i próbują wyprowadzić.) Szatanie, wynoś się stąd!!!

Adam (Zaskoczenie w głosie) : Ja nie jestem żadnym szatanem! Pomagam innym ludziom!

(Po krótkiej szamotaninie ksiądz zostaje wywleczony z komnaty przez strażników).

Adam: Ja oszaleję. Nawet duchowny.

Staruszek: Przepraszam, ze przeszkadzam, ale ja tylko na moment.

Adam: Kto? Kto to mówi?

Staruszek: Jestem za panem.

Adam (Podrywa się i odwraca) : Jak pan tu wszedł?

(Staruszek ma siwe, z lekka przerzedzone włosy. Twarz wyraźnie wychudzona, poznaczona zmarszczkami i wielorakimi czyrakami. Strój jakby duchowny chociaż nie jest to sutanna, czy też habit. Trzęsą mu się ręce.)

Staruszek: Ja tu tak przechodziłem. Było zamieszanie i wepchnęli.

Adam: Odprowadzę pana. Gdzie pan mieszka?

Staruszek: W gruncie rzeczy to ja do pana. Jak tak wszedłem z tym księdzem. On mówił, że tu jest diabeł, ale pan przecież nie jest szatanem. To widać. Leczy pan przecież ludzi. Jest pan cudotwórcą.

Adam: Męczy pana podeszły wiek i tęskni pan za młodością?

Staruszek: Jestem stary. Sto siedem lat mi w tym roku stuknie.

Adam: Przeszło sto lat. To rzeczywiście niesłychane.

(Do komnaty wchodzi strażnik numer 1.)

Strażnik 1: Wyprowadzić tego osobnika?

Adam: Nie trzeba. Jak zawołam to zaprowadzicie go do domu.

(Strażnik numer 1 wychodzi.)

Adam: Pan chciał ze mną rozmawiać?

Staruszek: Wiem.. Ja wiem…Wysłała pana Bozia. Pan jest taki dobry dla tylu nieszczęśliwych ludzi. Od razu w całym kraju zrobiło się weselej. Ludzie się cieszą, a tłumy walą do miasta. Pan przybył na Ziemię, aby nam pomóc. Uwolnić od wojen, zarazy i wszelkich innych plag. Ja to wiem. Bozia mi powiedziała kiedy spałem.

Adam: Nie mam takiej mocy jaką pan mi przypisuje. Jestem tylko uzdrowicielem.

Staruszek: Pan musi wyjść do ludzi, powiedzieć im całą prawdę i rozdzielić chleb i ryby, tak jak Jezus. Ludzie będą szczęśliwi i będziemy mieli raj. Wszyscy uwierzą w pańskie przybycie, źli ludzie przestaną kraść i wszyscy pójdą do jednego kościoła.

Adam: Pan jakiej jest wiary?

Staruszek: Nie pamiętam. No takiej jak wszyscy oprócz Muzułmanów i Arabów. Przyjdzie pan i powie im prawdę?

Adam: Przyjdę. A gdzie pan mieszka?

Staruszek: W takim budynku, gdzie są tacy jak ja. Wszyscy starzy i pomarszczeni, i śmierdzi tam Uciekłem stamtąd, aby przyjść do pana i opowiedzieć o tym wszystkim. Ja spotkałem się z tym księdzem obok budynku, gdzie posłowie kabaretują i on mnie tu przyprowadził.

Adam: Rozumiem pana. To był przykry incydent.

Staruszek: To nie tak. Ksiądz chciał z panem porozmawiać i wyjaśnić panu wszystko, zresztą to nawet nie jest ksiądz. On tylko tak się nazywa. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pańscy strażnicy. On wziął ich za pielęgniarzy i myślał, że chcą go związać. Bo on w zasadzie nie mieszka w tym parlamencie, ale w takim szarym budynku obok mojego. Tam cosik zawsze strasznie wrzeszczą.

Adam: Zrobię co będę mógł, a teraz pewien pan odprowadzi pana do domu. (Dyskretnie nacisnął guzik znajdujący się pod blatem stołu. Do pokoju wchodzi ten sam strażnik co poprzednio.) Strażnik 1: Tak, proszę pana.

Staruszek: Ja, w gruncie rzeczy nie chciałbym.. Ja wolę tu zostać.

Adam: Ale na pewno pana szukają więc lepiej tam wrócić i zjeść smaczny obiad.

Staruszek: Ostatnio były zacierki. Z resztek.

Adam: Ale na pewno smakowały. (Do strażnika). Proszę go zaprowadzić do Domu Spokojnej Starości.

Strażnik 1: Tego, obok którego mieszkają ci… (Robi charakterystyczny gest) nerwowi.

Adam: Tak, oczywiście.

Staruszek: Ale ja jestem głodny, a tu tyle różności. Nawet nie wiem co to jest.

Adam: Homar.

Staruszek: I to…I to…A to co za dziwne owoce (chichocze).

Adam: To takie egzotyczne owoce. Możesz wziąć co chcesz jeżeli jesteś głodny.

Staruszek: Wiedziałem, że jest pan dobrym człowiekiem! Mam torbę. (Wyjmuje wielgachną, plastikową torbę z kieszeniami i zaczyna do niej wkładać wszystko co mu wpadnie w ręce. Po chwili torba jest zapełniona po brzegi.) Ludziska się ucieszą. Ale będzie wyżerka!

(Wyprowadza go strażnik numer 1 Po chwili wchodzi strażnik numer 2).

Adam: O co chodzi?

Strażnik 2: Sekretarka kazała mi przekazać, że ma pan dwóch gości.

Adam: Nie mogła ich odprawić?

Strażnik 2: To jacyś ważniacy. Mają mocne papiery. Wprosili się do pańskiego gabinetu.

Adam: Dobrze. Zaraz przyjdę. (Strażnik wychodzi).

Koniec

Komentarze

Ja siebie nie oceniałem, a dostałem 1 i 6. Interesujące.

Dziwnymi ścieżkami chadzają ludzkie działania:)
Co do opka bardzo mi się podoba, za pomysł za wykonanie, myślałem, że ta forma dialogowa mi nie podejdzie ale ładnie się broni, czułem się jakbym czytał Mrożka, ode mnie mocne 5

Dzięki. Już się bałem, że nikomu się nie spodoba.

Nie bój nic, dobre opka zawsze zostaja docenione, nawet jesli nie ma tego napisanego (chyba zabrzmiałem jak ktoś z redakcji:P)

Dzięki :)

Nowa Fantastyka