- Opowiadanie: kasik - Wnuki

Wnuki

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wnuki

Nocny stróż przestępował z nogi na nogę. Było mu piekielnie zimno: temperatura dochodziła do zera, a na domiar złego wiał mroźny wiatr. Gdy kolejny podmuch powietrza z impetem uderzył go w twarz, aż się zachłysnął.

– Szlag, tydzień temu było jeszcze tak przyjemnie – mruknął gniewnie, zanim uzmysłowił sobie, że gada  sam do siebie. – Ot, starość nie radość – westchnął, jakby na przekór wysnutej przed momentem refleksji. Nigdy nie odznaczał się zbytnią błyskotliwością. Każdy jednak posiada choć krztę rozumu, uznał więc, że stosownie byłoby się rozgrzać. Począł maszerować, między kamienicami. Myślami krążył wokół ciepłego łóżka, miętowej herbaty, oraz kominka cieszącego oczy grą ognia. Gdyby jakiś złodziej wpadł na pomysł, włamać się do którejś z kamienic, strzeżonych przez Stacha, ten nawet by go nie zauważył, choćby przeszedł trzy metry od niego. Nic więc dziwnego, że nie zwrócił uwagi, na dwa niewielkie cienie przemykające między krzakami. Coś innego natomiast zaciekawiło staruszka, a mianowicie światło padające z jednego z okien. Przyglądał mu się przez chwilę. Pokręcił głową.

– Dureń i tyle. Po czwartej rano, a ten świeci. – Poszukał w pamięci osoby mieszkającej w tym apartamencie. Zaklął w myślach uświadomiwszy sobie, kogo właśnie obraził. Ponownie pokręcił głową. – Pewnie sam czort nie wie, co takim łazi po łbie, żeby tak po nocy ślęczeć. Ale im, w sumie, wolno wszystko.

 

 

– Wiesz co, dam ci pięćdziesiąt złotych, żebyś nie umarł z głodu, a ty za to nie będziesz przychodził tu z tym, jak to najlepiej określić…, no po prostu z tym. – Zakończył efektownie Zenon wskazując na płótna, trzymane przez obdartego młodzieńca. Nie mógł powiedzieć, że nie lubi tego chłystka,  nawet czuł do niego coś na kształt współczucia, ale to, co on mu przynosił, było zwykłymi bazgrołami, nikt tego nie kupi, ba, nawet spojrzeć mało kto zechce…

– A jeśli – zaczął niepewnie chłopak – nie wezmę pieniędzy, a będę dalej przychodził?

Główny wystawienniczy spojrzał na niego spode łba. On mu ofiaruje pomoc, a ten bezczelny strach na wróble dalej się wykłóca. Nie mógł powiedzieć, że go nie lubi… ale tego było za wiele.

– Wtedy – fuknął – będziesz mieć okazję po raz pierwszy w życiu, być prowadzonym pod eskortą! – Młodzieniec najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo bez słowa zmył się czym prędzej z zasięgu wzroku Zenona i po chwili wybiegał już na ulicę. Ruszył żwawym krokiem, mijał niezliczoną liczbę osób, a każdą obdarzał, jak na ironię, radosnym uśmiechem. Niektóre odpowiadali mu tym samym, inne nie zauważały go w ogóle, następne zdążyły jedynie obrzucić nieznajomego zdziwionym spojrzeniem, a nieliczne pomyślały, że oto mają przed sobą, ni mniej, ni więcej, jakiegoś uciekiniera z wariatkowa. W końcu dotarł do swojego domu, a mianowicie opuszczonej rudery. Nikt się nią nie interesował, nikomu nie zależało, a on sobie znalazł przytulny kącik. Wszedł do pokoju. W pomieszczeniu panował, jak to wielcy malarze i rzeźbiarze zwykli mówić, artystyczny nieład. Nieład, bo choćby nie wiadomo, jak długo szukać, nie znalazłoby się żadnego uporządkowanego miejsca, a artystyczny, ponieważ ów bałagan tworzyły porozkładane wszędzie płótna, zamalowane i niedokończone, oraz całkiem czyste, a także farby i pędzle. Na niewielkim stoliku znajdowała się bułka i szklanka mleka. Chłopak usiadł na krzywym taborecie, uśmiechnął się, jakby z wdzięcznością. Zabrał się do jedzenia. Z serdecznością pomyślał o dwójce dzieci, które codziennie przynosiły mu ów obiad, w zamian za możliwość oglądania jego obrazów. Im podobały się jego dzieła, tyle, że oprócz nich nikomu.

 

 

Dwa cienie wędrowały sobie, wesoło o czymś rozprawiając, po dachach kamienic. A raczej jeden cień wesoło o czymś rozprawił, a drugi go słuchał. Ten pierwszy lekko trącił nogą obluzowaną dachówkę, drugi w porę ją złapał, chroniąc przy tym posiwiałą głowę Stacha.

– Daj spokój…, przynajmniej by otrzeźwiał – odpowiedział wesoły na niemy wyrzut towarzyszki. Bynajmniej nie przejął się faktem, że mało co nie ogłuszył bezbronnego człowieka. Zresztą czemu miałby się przejąć, skoro to było jego celem?

– To to okno. – stwierdziła. Oboje, niemal w tym samym momencie, wychylili się spoglądając do wnętrza pokoju. Na fotelu siedziała kobieta o melancholijnym wyrazie twarzy, trzymała w chudych palcach elegancką fajkę. Ogólnie całą jej postać można było określić słowami: chuda i elegancka. Mieszkanie było urządzone gustownie, choć nieco mrocznie. Było w nim wyjątkowo ciemno. Szukanie czegoś jasnego byłoby marnowaniem czasu.

– Jesteś pewna, że właśnie ona? – Spojrzał na towarzyszkę niepewnie. Ta kobieta raczej nie przypadła mu do gustu. Jak łatwo się domyślić wolał raczej zjawiska radosne…

– Jasne – odrzekła z pewnością siebie i stanowczością, o jaką nikt nie mógłby ją, na pierwszy rzut oka, posądzić. Mruknął coś, najwyraźniej nadal średnio przekonany. Jednak mus, to mus. Oboje, znów niemal jednocześnie, sięgnęli do kamizelek, wyjmując niewielkie piaskowe fleciki. Rozsiedli się wygodniej na dachu, tuż nad oknem owej kobiety i zaczęli grać.

Żaklina ze zdumieniem zorientowała się, że do jej uszu dobiegają przecudne dźwięki. Siedziała zasłuchana. Przymknęła powieki, na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Jeszcze nigdy dotąd nie miała tak cudownych snów…

W tym samym czasie Stach mocniej naciągnął czapkę na uszy.

– Szlag, jak ten wiatr dziś nieznośnie wyje.

 

 

Marcin leżał na czymś, co kiedyś udało mu się stworzyć na wzór łóżka. Pomijając malowanie, najbardziej chyba lubił – właśnie leżeć… i wpatrywać się w dal. W tym akurat momencie dal ograniczała się do podziurawionego dachu, ale wzrok chłopaka zdawał się sięgać dalej, widzieć więcej. Kto mógłby odgadnąć, gdzie wędrował teraz jego duch?

Nieoczekiwanie zerwał się na równe nogi, w jednym momencie podniósł pędzel. Miał przed oczami niezwykłe obrazy, każdy piękniejszy od poprzedniego. Patrzył przez chwilę na puste płótno szeroko otwartymi oczami. Później zaczął malować, nanosił na białą powierzchnię barwy dostrzeżone w marzeniach, nadawał kształtu kolorowym plamom, przeobrażając je w najbardziej niezwykłe stworzenia, jakie kiedykolwiek ktokolwiek widział. Każde z nich było mu znajome, to one były jego najbliższymi towarzyszami podczas snów. Każde z nich, można rzec, kochał, niczym najserdeczniejszego przyjaciela. Odcieni i kształtów przybywało coraz więcej. Marcin nie zważał na mijający czas, nie dostrzegł, kiedy zjawiło się dwoje dzieci. Rodzeństwo położyło obiad na stoliku, po czym zamarło za plecami chłopaka, patrząc na niezwykły świat, zawarty w tym jednym obrazie.

– To chyba twój najpiękniejszy… – westchnął chłopiec. Nie była to jednak prawda, każdy był tak samo piękny. A dzieci wygłaszały podobną uwagę niemal za każdym razem, podziwiając życie, które toczyło się na zwykłym, pomalowanym płótnie. Były pod wrażeniem daru młodego malarza, który z niezwykłą wręcz wiarygodnością, odzwierciedlał swoje sny.

 

 

– Niech cię licho, przecież ostrzegałem! Miałeś nie pałętać się po galerii z tymi swoimi dziełami sztuki. – Nie mógł przecież tolerować podobnego zachowania. Klienci patrzyli wyraźnie krzywo na obdartusa. Galeria sztuki jest po to, by podziwiać piękno, a ten strach na wróble bynajmniej nie mieścił się w jego kanonie. Zenon zmuszony był więc do interwencji. Skinął na ochroniarzy, którzy wolno ruszyli w kierunku młodzieńca. Ich zdaniem młodzik nie stanowił żadnego zagrożenia, a po galerii przecież miał prawo łazić każdy, wejście było bezpłatne. Nie podzielali także teorii o psuciu kanonu piękna, a bo oni się na tym znali? Stali to i stali, ale znać się na sztuce…? Zresztą, każdemu z nich nawet głupio byłoby wyznać znajomym, że coś z artystyczności pojmuje. Tak wstydzić się nie musieli, bo nie pojmowali. Do chłopaka nie mieli nic, jednak rozkaz rozkazem.

– Zaczekajcie. – Wystawienniczy spojrzał w kierunku, z którego dobiegł głos. Piękna, dystyngowana kobieta obserwowała rozgrywającą się scenę. Zaklął cicho pod nosem, tylko tego mu trzeba było, żeby krytyczka sztuki interesowała się żebrakami w galerii, cudownie. Fober wyrzuci go na zbity pysk, nie ma co.

– Pani Żaklino, to tylko drobne nieporozumienie, zaraz to wyjaśnię. Ochrona odprowadzi włóczęgę do drzwi. To oczywiście, jak pani zapewne zauważyła, nie miejsce dla niego. Ot chłopczyna chciał jedynie oczy nacieszyć. No panowie zabierzcie go, już, już. Nie przystoi, żeby taki obdartus przed panią Żakliną…

– Chciałabym zobaczyć ten obraz – powiedziała kobieta po prostu, ignorując tłumaczenia mężczyzny. Wskazała płótno trzymane przez chłopaka. Ten patrzył na nią zdziwiony i wystraszony, szczerze żałując tego, że znów odważył się przyjść do galerii. Ta wysoka pani napawała go niepokojem, peszyło go zainteresowanie tak pięknej i dystyngowanej osoby. Z wahaniem podał jej obraz. Długie, chude palce delikatnie przesunęły się po barwnych kształtach. Obdartus ze zdziwieniem dostrzegł błysk zrozumienia w oczach pani, zachwyt, który powrócił po rozpoznaniu znajomych istot, barw, historii. Wpatrywała się w obraz długo, bardzo długo. Przypominał sny, które dane jej było wyśnić jedynie raz, przez jedną noc, których jednak nigdy nie byłaby w stanie, ani nie chciałaby, zapomnieć. W końcu spojrzała w twarz chłopaka, w jego oczy, w których dostrzegła… właśnie te sny.

– Jestem pewna, że się zrozumiemy chłopcze. Sądzę, iż masz przed sobą doprawdy barwną przyszłość. – Marcin jedynie stał wpatrzony w piękną panią, która zrozumiała jego świat.

 

 

Tylko się uśmiechnęła.

– Dobra, dobra. Miałaś rację, to była właściwa osoba.

– Ja zawsze mam rację. – Chciał czy nie, musiał jej przyznać rację. Kiwnął potakująco głową. Po chwili jednak jakakolwiek refleksyjność zniknęła. Spojrzał, oczywiście, wesoło na towarzyszkę.

– Jak myślisz, może byśmy spróbowali zagrać Stachowi? – Wyszczerzył się w uśmiechu, zadowolony z żartu. Wyciągnął przy tym swój piaskowy flecik i zatoczył nim koło w powietrzu.

– Może, może… – Najwyraźniej potraktowała to na poważnie, co zresztą usatysfakcjonowało go jeszcze bardziej, niż jej śmiech. Już widział oczami wyobraźni flegmatycznego Stacha, bredzącego coś o niestworzonych, dziwnych istotach.  

Koniec

Komentarze

Po pierwsze, popraw tego okropnego otrografa na samym początku.

Po drugie, ciekawy pomysł, spodobał mi się.

Po trzecie, masz jeszcze trochę drobiazgów językowych. Na przykład ‘ów’ i ‘ten’ trochę inaczej się odmieniają.

Babska logika rządzi!

Pomysł rzeczywiście ciekawy. Kilka przeróbek i będzie lepiej niż dobrze, bo dobrze już jest :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Szalenie sympatyczne i optymistyczne opowiadanie. Myślę, że możesz uważać swój debiut za udany.

W tekście plącze się trochę usterek, ale jestem przekonana, że w kolejnych tekstach wyeliminujesz wszelkie błędy i potknięcia, a kolejne opowiadania będą coraz lepsze.

I zajrzyj jeszcze tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

„Nocny struż przestępował z nogi na nogę”.Nocny stróż przestępował z nogi na nogę.

 

„Gdy kolejny podmuch powietrza z impetem uderzył mu w twarz, aż się zachłysnął”. Gdy kolejny podmuch powietrza z impetem uderzył go w twarz, aż się zachłysnął.

 

Szlak, tydzień temu było jeszcze tak przyjemnie – mruknął gniewnie, zanim uzmysłowił sobie, że gada do samego siebie”.Szlag, tydzień temu było jeszcze tak przyjemnie – mruknął gniewnie, zanim uzmysłowił sobie, że gada do siebie/ sam do siebie.

 

„Ot, starość nie radość. – westchnął…”Ot, starość nie radość – westchnął

 

„Poszukał w pamięci osoby mieszkającej w danym apartamencie”. Poszukał w pamięci osoby mieszkającej w tym apartamencie.

 

„…baa nawet spojrzeć mało kto zechce…” – …ba, nawet spojrzeć mało kto zechce

 

„…być prowadzony pod eskortą!” – …być prowadzonym pod eskortą!

 

„Młodzieniec najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo bez słowa zmył się czym prędzej z zasięgu wzroku Zenona. Tak też po chwili wybiegał już na ulicę”. –  Młodzieniec najwyraźniej zrozumiał aluzję, bo bez słowa zmył się czym prędzej z zasięgu wzroku Zenona i po chwili wybiegał już na ulicę.

 

„Ruszył żwawym krokiem, mijał niezliczoną ilość osób, a każdego obdarzał…” – Wolałabym: Ruszył żwawym krokiem, mijał niezliczona liczbę osób, a każdą obdarzał… Lub: Ruszył żwawym krokiem, mijał mnóstwo osób, a każdą obdarzał

 

Niektórzy odpowiadali mu tym samym, inni nie zauważali go w ogóle, następni zdążyli jedynie obrzucić nieznajomego zdziwionym spojrzeniem, a nieliczni pomyśleli, że oto mają przed sobą…” – W dalszym ciągu piszesz o osobach, więc: Niektóre odpowiadały mu tym samym, inne nie zauważały go w ogóle, następne/ kolejne zdążyły jedynie obrzucić nieznajomego zdziwionym spojrzeniem, a nieliczne pomyślały, że oto mają przed sobą

 

„Wszedł do wewnątrz”. – Wolałabym: Wszedł do pokoju/ mieszkania/ pracowni. Lub tylko: Wszedł.

 

„…które codziennie przynosiły mu owy obiad…” – …które codziennie przynosiły mu ów obiad

 

„To te okno. – stwierdziła”. – To to okno. – stwierdziła.

 

„…trzymała w chudych palcach elegancką fajkę. Ogólnie całą jej postać można było określić słowami: chudaelegancka”. – …trzymała w kościstych/ szczupłych palcach gustowną/ stylową/ ładną fajkę. Ogólnie całą jej postać można było określić słowami: chuda i elegancka.

Chyba że powtórzenie było zamierzone.

 

„Mieszkanie było urządzone gustownie, a nawet nieco mrocznie”.Mieszkanie było urządzone gustownie, choć nieco mrocznie.

To co gustowne, nie musi być mroczne. To mieszkanie, mimo mroczności, było gustowne.

 

„Oboje znów niemal jednocześnie sięgnęli do kamizelek, wyjmując niewielkie piaskowe fleciki”. – Dlaczego znów, skoro wcześnie ani razu nie sięgali do niczego, ani nie wyjmowali żadnych flecików?

 

„W tym samym czasie Stachu mocniej naciągnął czapkę na uszy”.W tym samym czasie Stach mocniej naciągnął czapkę na uszy.

 

Szlak, jak ten wiatr dziś nieznośnie wyje”.Szlag, jak ten wiatr dziś nieznośnie wyje.

 

„…nanosił na białą przestrzeń barwy dostrzeżone w marzeniach…” – Wolałbym: …na białą powierzchnię nanosił barwy dostrzeżone w marzeniach

 

„Rodzeństwo położyło obiad na stolik…”Rodzeństwo położyło obiad na stoliku

 

„…a ten strach na wróble bynajmniej nie mieścił się w jego kanonie. Zenon zmuszony był więc do interwencji. Skinął na ochroniarzy, którzy wolno ruszyli w kierunku młodzieńca. Ich zdaniem bynajmniej młodzik nie stanowił zagrożenia…” – Powtórzenie.

W ostatnim zdaniu proponuję: Ich zdaniem, młodzik nie stanowił żadnego/ najmniejszego zagrożenia

 

„Stali to i stali, ale na sztuce znać się?” – Wolałabym: Stali to i stali, ale znać się na sztuce…?

 

„Piękna, dystyngowana kobieta przyglądała się rozgrywanej scenie”. – Wolałabym: Piękna, dystyngowana kobieta obserwowała rozgrywającą się scenę.

 

Ochrona odprowadzą włóczęgę do drzwi”.Ochrona odprowadzi włóczęgę do drzwi. Lub: Ochroniarze odprowadzą włóczęgę do drzwi.

 

„Chciałabym zobaczyć ten obraz.stwierdziła kobieta po prostu…” – Wolałabym: Chciałabym zobaczyć ten obraz – powiedziała kobieta po prostu

 

„Ta wysoka pani napawała go niepokojem, powodowanym chyba właśnie zainteresowaniem nim, tak pięknej i dystyngowanej osoby”. – Dość koślawo wyszło to zdanie.

Proponuję: Wysoka pani napawała go niepokojem, peszyło go zainteresowanie tak pięknej i dystyngowanej osoby.

 

„Podał jej z wahaniem obraz”. – Wolałabym: Z wahaniem, podał jej obraz. Lub: Wahając się, podał jej obraz.

 

„Czy chciał, czy nie musiał jej przyznać rację”. – Wolałabym: Chciał czy nie, musiał przyznać jej rację.

 

„Najwyraźniej potraktowała to na poważnie, co zresztą, jeszcze bardziej go usatysfakcjonowało, niż jej śmiech”. – Wolałabym: Najwyraźniej potraktowała to na poważnie, co zresztą usatysfakcjonowało go jeszcze bardziej, niż jej śmiech.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finklo 

Bardzo się cieszę, że Ci się podobało. Faktycznie okropny błąd, jak ja mogłam coś takiego napisać? Dziękuję, za to że zaglądnęłaś i wyraziłaś swoją opinię 

Emelkali

Dziękuję za miły komentarz. 

Regulatorzy

Dziękuję za wskazanie potknięć. Nad niektórymi się zastanawiałam wcześniej, ale nie potrafiłam wymyślić niczego lepszego, Tobie to przyszło bez trudu :) Strasznie mi głupio z powodu tego “Szlak”. Nie jest to mój debiut ale w sumie początki więc na to samo wychodzi :) Cieszę się z pozytywnej oceny.

 

Szczerze powiedziawszy, od momentu gdy wstawiłam tekst byłam pewna, że jest raczej średni, czy nawet słaby. Jest mi niezmiernie przyjemnie że się wam podobało. To pomaga budować wiarę w siebie :)

Nowa Fantastyka