Po odśpiewaniu pieśni do bogów kilkudziesięciu, wypełnionych duchem, młodzików gotowało się do walki. Oręż błyszczał w świetle porannego słońca, a unosząca się nad Wisłą mgła zaczęła opadać. Poranek był ciepły, chociaż czuć było już jesień oraz nadchodzącą wielkimi krokami zimę. W oddali darły się ptaki, jakby wysłane przez chrześcijan, by zagłuszyć modlitwy do Welesa o błogosławieństwo dla poległych. Ci, którzy dzisiaj zginą, a ich krew wsiąknie w ziemię, jako krwawa ofiara dla bogów, powędrują od razu do Wyraju, krainy wiecznej radości i wesela. Przed nimi jednak bolesna walka, wiele cierpień i problemów na polu bitwy. Kapłan podziwiał ich zapał. Choć znał Słowo, uważał, że słudzy bogów, w odróżnieniu od chrześcijan, powinni być spokojni, dalecy od sporów i niesnasek.
Stresował się bitwą: przegrana była oczywista. Gdzie są bogowie? Czemu nie przyjdą im z pomocą? Ilekroć zadawał sobie te pytania w jego głowie pojawiał się całkowity mętlik. Nigdy by nie zwątpił, gdyby nie Nowy Bóg! Odkąd książę Mieszko przestał podążać za naturą i począł słuchać się zmór i zjaw, wszystko zaczęło się sypać.
Mieszko zhańbił swoje ciało zaczarowaną wodą, a później wyrzekł się Słowa i zaczął czcić Jezusa. Ludzie mówili, że Jezus to syn Peruna, ale czy boski syn mógłby umrzeć, jak tego chcieli chrześcijanie? Kapłan wolał unikać takich pytań. Szedł po dywanie liści, patrząc w skalane chmurami niebo i szeptał słowa modlitwy.
Wielki posąg Świętowita postawiono na samym brzegu Wisły, tak aby bóg mógł obserwować bitwę i błogosławić poległych. Widać było, że inni bogowie też mieli ich w swojej opiece. Makosza zrodziła, po raz ostatni w tym roku, kępę traw i kwiaty. Gdzieś w oddali Perun grzmiał gniewnie.
Kapłan powrócił do młodzików. Za niedługo większość z nich umrze. Pewnie to ich ostatni poranek.
Zaczął śpiewać pieśń.
Perunie jasny, Panie z mroku czasów,
Twarz Twa rozświetla nieba przestwór czarny,
Perunie straszny, co znad gęstwin lasów
Płaszczem smolistym okrywasz dzień skwarny!
Reszta podjęła w połowie zwrotki. Pieśń miała raczej radosny charakter, ale teraz zwiastowała żałobę i nieszczęście. W oddali widać było nieprzyjaciół. Nie udało mu się dostrzec ich twarzy, jedyne co kapłan widział to wielki krzyż.
Wszyscy jeszcze raz powrócili do pieśni:
Panie o oczach jasnych i płomiennych
Z mieczem wzniesionym i z toporem w dłoni
Użycz nam mocy dawnych i tajemnych.
Niech nas Twa tarcza przed wrogami chroni.
Ruszyli z pieśnią na ustach. Ruszyli na spotkanie z bogami.
Ruszyli do boju bez nadziei na wygraną. I słusznie.