- Opowiadanie: maraard - Swe upodobania zagrzeb głęboko

Swe upodobania zagrzeb głęboko

Ok, więc proszę o przeczytanie i napisanie co o tym sądzicie :) Spodobała mi się koncepcja bizzarro i spróbowałem. Mam nadzieję, że nie jest jakoś strasznie poryte :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Swe upodobania zagrzeb głęboko

Ryszard wystawił nogę spod kołdry. Jego owłosioną stopę wieńczył wielki palec, który Maria trzymała przed chwilą w ustach. Podobno ohydne, ale kogo to obchodzi, skoro potrafi sprawiać przyjemność? Wszarz dalej miał przed oczami widok ust swojej wybranki na największym palcu swojego ciała, największym z 21.

Wstał z łóżka, czując ulotne wspomnienie języka Marii na swoim ciele. Ubrał garnitur, przyczesał włosy, założył krawat, buty. Zawiązał sznurówki. Przypiął emblemat Ruchu Narodowego na piersi i był już gotowy przemawiać do swoich wiernych popleczników. Popleczników odzianych w dresy, jeansy, bojówki czy spódniczki. Nie tolerował rurek. Nie tolerował pedałów.

Był patriotą. Grabarzem, który zechciał wyjść wyżej niż tylko na zaplecze kaplicy, gdzie popijał kawę w przerwie w pracy. Czasami przerwy się przedłużały, z wiadomych powodów. Ludzikom żyło się lepiej, to i umierać nie było miło. Niech to szlag. Zabierają porządnym grabarzom chleb, tylko po to, by móc wsadzić go do swoich pełnych zepsutych zębów gąb. Wredne stare zwierzątka, którym przecież nic nie trzeba, bo są już na końcu gwarancji jakości.

Rysiu nie lubił starych ludzi. Nie lubił ich już w młodości, gdy jeszcze chodził do kościoła. Zawsze było ich tam pełno. Oczywiście facetów mniej, bo większość leżała już przykryta ziemią, która spadła na ich trumny z łopaty, którą dzierżył nie kto inny, tylko Ryszard. Święty Ryszard, jak lubił siebie nazywać.

Wracając do tematu kościoła, to Wszarz zawsze widział tych starych, pomarszczonych, dzierżących w dłoniach różańce, mocherów. Nie wiedział czemu, ale widok kręconych, siwych włosów na ich głowach, które wystawały spod wspomnianych tu już beretów, okropnie go denerwował. Taka jego prywatna, czerwona płachta. Był byczkiem.

Oj tak, w młodości Ryszard był prawdziwie jurnym mężczyzną, który ciągle moczył swego małego przyjaciela. Gdzie? Bynajmniej nie w wodzie, niestety!

Jego żona nie zawsze była jednak tak chętna jak jej życiowy partner. Właściwie, to ślubowała czystość samemu Duchowi Świętemu. Dla Krzysia było to głupie, bo przecież wspomniany gość ma już swoją kobitę, co nie? Maryja, choć jest matką Jezusa, jest też jednocześnie jego faworytą, bo przecież Bóg jest jeden, ale w trzech osobach. Bóg = Bóg + Jezus + Duch Święty. Jak to kiedyś pokazał nauczyciel „pszyry” w liceum: 3 = 1 – sprzeczność.

Ale jak to wśród zakochanych bywa, Rysiu się poświęcił. Maria była dobrą partią, a ktoś z takimi ambicjami jak on, nie mógł poślubić pierwszej lepszej. Myśl, która pojawiała się w jego głowie po wyobrażeniu sobie ceremonii zawarcia związku małżeńskiego, dawała mu siłę. Wyobrażał sobie bowiem noc poślubną.

Wracając do tematu grabarza – polityka, to Ryszard jest najlepszym przykładem, że można spełniać swoje marzenia. Po wielu latach ciężkiej pracy w końcu dostał się do największego koryta, jakie widziała Matka Ziemia. Codziennie wybierał nowe dziewczęta na wieczór w swoim gabinecie, w biurze w Warszawie. Wiedział, że żadna nie odmówi Panu Prezesowi. Grubo polewane imprezy partyjne stały się jego codziennością, a pieniążki wpadały strumieniem do jego dziurawych kieszeni. Było ich tak dużo, że nie nadążały z wypadaniem.

Dzisiejszy dzień miał być dla naszego bohatera najważniejszym dniem w życiu. Dzisiaj miało się bowiem okazać, kto zostanie mianowany przez prezydenta na największego złodzieja w całym państwie. Na początku kariery Rysiowi wystarczał tylko fotel posła, ale jak to mówią, człowiekowi nigdy mało. Jego ambicja wsiadła więc do samolotu i wzleciała bardzo wysoko. Chciał mieć realną władzę w tym kraju i zasypywać trumnę z naszymi marzeniami i oszczędnościami. Jak przystało na grabarza.

Wsiadł do swojego samochodu, oczywiście Mercek, bo co innego. Wyjechał ze swojego garażu i już sunął ulicą do swojej trzody na Wiejskiej. Trzody, której miał zostać pasterzem. Był pewny swego, wiedział, że będzie to jego dzień. Dzień, w którym jego nazwisko zapisze się WIELKIMI LITERAMI w podręcznikach historii.

Ta myśl przyświecała mu, gdy wchodził wieczorami pod biurko pana prezydenta. Odkrycie, że „głowa państwa” jest gejem, zamurowało Ryszarda. Jak już było tu wspomniane, osoba, o której jest ta opowieść, nienawidziła gejów. Uważała, że ci „chorzy popierdzieleńcy” są zgnitym kawałkiem ciała, przez który organizm nie może funkcjonować. Uważał, że geje niszczą jego życie i nienawidził ich przez to z całego serca. Podobno takie osoby to krypto geje. Rysiu nie był pewny, czy nim jest, czy nie.

Dojechał do celu. Czuł się niemal jak Jezus idący do tłumu uczniów. Wiedział, że wygrał walkę o tron, który powinien był zostać dla niego zbudowany z penisów. Zawsze by mu przypominał, dlaczego go zdobył. Trochę jak w „Grze o tron”, gdzie Żelazny Tron był stworzony ze stopionych mieczy pokonanych wrogów. Stopienie oręża miało przypominać władcom, że podbili tę krainę, dzięki smokom i ich ogniowi. Ryszard miał usta zamiast smoka, a język płonął mu ogniem.

Wchodząc do budynku, który miał się stać jego pałacem, podwinął lekko mankiet garnitury, by ludzie mogli spostrzec wystający spod niego Rolex. Drogi.

Zebranie już trwa, ale kogo to obchodzi? Tylko mało znaczących ludzików, którzy nigdzie nie dojdą. Stoją wpatrzeni w swoich idoli, a cele uciekają im przez palce jak woda nabrana w dłonie.

Pstryk, błysk, jakieś pytanie. Rysiu idzie pewny siebie, z zawadiackim uśmiechem na jego brzydkiej twarzy. Pomimo braku urody miał bardzo wiele kobiet. Dziennikarze patrzą na niego z zachwytem. Był pewny, że ludzie przed telewizorami patrzą na niego w ten sam sposób. Był bogiem.

Prezydent wyjawia nazwisko przyszłego premiera, władcy narodu, przewodnika stada baranów. Ryszard już stawia krok, by wyjść przed swoich rywali. Już wyciąga ręce, by przyjąć gratulacje.

Nazwisko rywala przerywa jego działania. Nie on został wyczytany. Cofa się i nie widzi niczego. Jego ręce zmieniły się w galarety, a nogi trzęsły się pod nim. Był zdezorientowany.

Nie mógł utrzymać słów oburzenia w swojej głowie. Wydarły się potopem słów na zewnątrz. Zanim się spostrzegł opowiadał już nawet o tym jak to robili: w biurze, poza biurem, na biurku, pod biurkiem. Nie mógł powstrzymać tego co robi. Słowa mieszały się z łzami.

Wyraz twarzy ludzi, którzy go otaczali był nie do opisania. Sprawiał mu tak wiele radości, że nie mógł tego porównać z niczym, co przeżył w życiu.

Wybiegł z budynku i wsiadł do samochodu. Droga do domu była niesamowicie długa, ale gdy dojechał, czekała na niego niespodzianka. Ludzie, z którymi spotykał się na spotkaniach przed wyborami, czekali na niego pod jego domem. Gdy tylko postawił nogę na krawężniku, od razu do niego podbiegli. Nie zdążył nawet zamknąć drzwi od samochodu, gdy jego twarz spotkała się z pięścią pierwszego z napastników.

Wywrócił się, a przed oczami miał tylko twarze swoich oprawców. Swoich ludzi. Nie widział rąk, którymi go okładali, ale czuł ból, jaki mu sprawiali. Po chwili zaczęło mu się robić ciemno przed oczami.

Widział już tylko niebo. Po chwili na niebie zaczęły latać penisy. Unosiły się na jądrach, niczym na skrzydłach. Strzelały.

W ostatnich chwilach życia Rysiu pomyślał o tym, czego najbardziej pragnął.

Koniec

Komentarze

Mam nadzieję, że nie jest jakoś strasznie poryte :)

A nie powinno być wręcz przeciwnie?

Nie wiem, czy w definicji bizarro zawarty jest przerost formy nad treścią. Czytam już drugie opowiadanie zgłoszone na konkurs i widzę, że kolejny autor skupił się na dziwnych tekstach, ale zdarzenia są… no, cóż, nijakie. I wiem, że fantastyka nie była wymagana w konkursie, ale ta tematyka w moim odczuciu aż się prosi o jakiś pokręcony pomysł! Nie tylko tekst…

To nie jest tak, że uważam twoje dzieło, maraad, za skrajnie beznadziejne. Napisane jest nawet płynnie, a latające penisy mnie rozbawiły, chociaż to już pewnie kwestia tego, że mam trochę niszowe poczucie humoru momentami. Żarty o kupie i te sprawy.

Po prostu żal mi, że nikt nie wykorzystuje ciekawej koncepcji jakoś no… ciekawie.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

@Tensza

Wiesz, w sumie nie chciałem jakoś przesadzać, bo tak na prawdę, to opis tego stylu, czy gatunku (tu bizarro) jest, tak w sumie, mało jasny. Ni to groteska, ni to czarny humor, ni to Bóg wie co. W tym gatunku to pierwsze opowiadanie, więc tym argumentem mogę się bronić :D A tak to wiem, że sama fabuła jest dość mierna, ale opisuje ona (do pewnego momentu) osobę, którą znam i która jakoś idealnie pasowała do gatunku, którego wizja ukazała się w mojej głowie po przeczytaniu definicji.

Więc pierwsze koty za płoty w bizarro. Może się skuszę jeszcze na napisanie czegoś z ciekawszą fabułą, ale tak jak powiedziałaś, wolałem bardziej skupić się na formie. Jakoś to mi się bardziej wydawało sednem tego gatunku. Widać muszę poczytać więcej :D

 

Na bizzaro się nie znam, więc może przerost formy jest jak najbardziej pożądany… Ale zwyczajnie się trochę zawiodłam. No nic, powodzenia następnym razem i tak chętnie przeczytam, co tam  jeszcze nasmarujesz :D

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

W sumie patrząc na to opowiadanko teraz, to sam dostrzegam to, że tak na prawdę jest prawie o niczym. Ale w sumie tak jak to pisał inny autor historii na ten konkurs, to chyba nie miało to mieć głębszego przesłania, a jako takie niby miało. Chodzi mi o to, że trochę jakby “wyszedłem poza program” :D Ale w sumie opowiadanie było pisane wczoraj wieczorem, praktycznie bez poprawek, więc to może też być jakąś przyczyną tego oschłego przyjęcia :D

No ale będę dalej próbował i mam nadzieję, że później się już nie zawiedziesz :)

Yeah, homofobiczne dowcipy. Ryszard mógł być ambitny, ale niestety o humorze owego opowiadania tego powiedzieć nie można.

Mohery, przez samo “h”.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Ubrał garnitur

W co go ubrał? Ten garnitur, znaczy?

Opowiadanie zupełnie nijakie, moim zdaniem. Jak na bizzarro, to na szczęście za mało poryte. Jak na normalny tekstu, po prostu bzdurne.

Yeah, homofobiczne dowcipy

Możesz mi wytłumaczyć, co przez to rozumiesz?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

berylu – Fragment od “Ta myśl” do “czy nim jest, czy nie” był wysoce obraźliwy względem konkretnej mniejszości seksualnej. Może była to ekpresja artystyczna autora czy też krytyka społeczna względem własnego bohatera czy też ludzi o podobnej filozofii życiowej albo po prostu mało wyszukany dowcip w stylu bizarro. Tak czy siak, wydał mi się niesmaczny, podobnie jak Rysiek i jego relacja z prezydentem. Niemniej nie będę wdawał się teraz w krytykę obecności krzywdzących stereotypów w sposobach prezentowania poszczególnych mniejszości społecznych, więc powiem po prostu – nie spodobało mi się to. Kwestia gustu jak zgaduję.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Gnoom – nie miałem na celu nikogo obrazić :) to była właśnie, jak to pięknie ująłeś “krytyka społeczna względem własnego bohatera czy też ludzi o podobnej filozofii życiowej“. Chodziło mi dokładnie o to – ukazanie, jak dziwni potrafią być ludzie, gdyż oceniają innych po jednej sprawie; preferencjach seksualnych, stanie majątku itd.

W porządku. Daruj lewacki ból dupy z mojej strony w takim bądź razie. Zgaduję, że zbyt duża styczność z polską częścią internetu troszkę mnie przewrażliwiła.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Cóż, ja jestem wyczulony na punkcie wmawiania ludziom homofobii (i w ogóle denerwuje mnie to słowo), a zdziwiło mnie wielce, że z całego tekstu akurat na to postanowiłeś zwrócić uwagę. Na szczęście dobrze nazwałeś swoje zachowanie w drugim zdaniu swojego ostatniego komentarza :) Więc nic więcej do dodania nie mam :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bardzo dobrze, iż Autor sam przyznaje, że Mu nie wyszło. :-)

Każdy ma swoje fobie, berylu. Ja dla przykładu nie toleruję nietolerancji. ;) Stąd niektóre nieporozumienia. Obiecuję jednak podchodzić do niektórych spraw z większym dystansem w przyszłości.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Hmmm. Nie powaliło.

Warsztat mógłby być lepszy.

na największym palcu swojego ciała, największym z 21.

W beletrystyce liczby piszemy słownie.

Ubrał garnitur, przyczesał włosy,

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

A tak to wiem, że sama fabuła jest dość mierna…

Nie sposób nie zgodzić się z Autorem. I dodam jeszcze, że nie tylko fabuła mierna, wykonanie też. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka