- Opowiadanie: RogerRedeye - Spotkanie

Spotkanie

Krót­ką opo­wieść “Spo­tka­nie” wcze­śniej opu­bli­ko­wał “Szor­tal”, a na­stęp­nie uka­za­ła w ma­ga­zy­nie sie­cio­wym "Szor­tal na wynos" z kwiet­nia 2014 r.  Bar­dzo cie­ka­wy, pięk­nie wy­da­wa­ny i stale roz­wi­ja­ją­cy się mie­sięcz­nik li­te­rac­ki...

W kwiet­niu 2014 r. opo­wia­da­nie opu­bli­ko­wał por­tal "Her­bat­ka u He­le­ny".

Za­miesz­cza­jąc opo­wia­da­nie na tym por­ta­lu nie­znacz­nie roz­sze­rzy­łem tekst.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy II

Oceny

Spotkanie

– Naprawdę ładnie pachnie. – Niższy z chłopaczków pociągnął nosem. – Dobre masz też obozowisko. Takie… urządzone. Obszerny szałas zrobiłeś.

– Gotuję mięso dzika – rzucił wysoki mężczyzna z cynową łyżką w dłoni. Wzruszył ramionami. – Do tego reszta przedwczoraj ubitych zajęcy: starczy na kilka dni. Teraz mam bardzo dużo wolnego czasu, a polowanie, jak zwykle, poszło łatwo…

Przemieszał zawartość kociołka. Ocenił, że wywar z główkami cebuli i ząbkami czosnku rzeczywiście przyjemnie pachnie. Niedawno zauważył, że ludzie, chroniący się w kniei, tak przyrządzają strawę i postanowił sprawdzić, czy i jemu zwierzęce mięso będzie odpowiadać.

Smakowało, chociaż on nigdy nie czuł głodu ani pragnienia.

– Zaraz dostaniecie, ale zagryzajcie chlebem – dodał. – Mam dwa bochny. Ukrój parę pajd, takich grubszych.

Palcem wskazał na wyższego z niedorostków. Doskonale wiedział, że według ludzkich wyobrażeń ma bardzo ładne palce. Lubił je oglądać, a teraz dodatkowo używał do różnych gestów. Szybko się ich uczył: po prostu podpatrywał uciekinierów.  

Niższy z młodzieniaszków uśmiechnął się niepewnie. W dłoni ściskał konika, wystruganego z drewna.

– Zobacz, jaki ładny! – Dzieciak niespodziewanie podszedł do ogniska i wyciągnął rękę. – Zrobił go tata, żebym się bawił. Popatrz tylko!

Prawie wcisnął zabawkę w dłoń mężczyzny, ciągle zajętego mieszaniem.

Ten przerwał na chwilę, żeby coś sobie przypomnieć.  

– Ojciec… – w końcu odnalazł w pamięci potrzebny wyraz – zostawił was samych?

Zadał pytanie, męczące jego umysł od chwili, kiedy ich zobaczył. Teraz obracał konika, przyglądając mu się dokładnie: zadziwiał precyzją oddania szczegółów.

– Dziwne – stwierdził, wyławiając spory kawałek dziczyzny i podając starszemu z malców: ten natychmiast zaczął łakomie jeść. – A matka, co z nią?

– Tata miał przyjść, ale pewnie coś go zatrzymało. – Niższy chłopczyk przestąpił z nogi na nogę. Podrapał się po nosie. – Dużo jest zajęć z tymi… trupami, bardzo dużo. Trzeba je grzebać, a zwłok ciągle przybywa. Zaraza… A mama też przybędzie, ale później: ojciec powiedział, że pomaga innym. Ale znajdzie nas, bo wie, gdzie się udaliśmy – stwierdził stanowczo. – Poczekamy na nich wspólnie, dobrze?  

W jego głosie zabrzmiała niczym niezachwiana dziecięca pewność siebie. Też zaczął jeść. Sos z łapczywie obgryzanej łapy królika pociekł mu po brodzie.  

– Prawda, że bardzo ładny? – Wyciągnął paluszek, wskazując zabawkę. – Nawet z nim śpię. Tata powiedział, że zrobi jeszcze drugiego – do pary. Tutaj będzie miał więcej czasu, bo nie ma zmarłych do chowania.

Mężczyzna pomyślał, że dzieciak ma rację. On sam też miał dużo czasu. Bardzo dużo wolnego czasu. Ludzie początkowo umierali dziesiątkami, a niebawem setkami – każdego dnia. Nie musiał im w tym pomagać.  

Właśnie wtedy postanowił zamieszkać w pobliżu człowieczych sadyb i sprawdzić jak żyją, dopóki nie powali ich dżuma. Oglądał wszystko, zbierał rzeczy, badał ich funkcjonowanie. Zaczął nawet używać ludzkich przedmiotów I urządził biwak.

To była dziwna, ale zarazem ciekawa odmiana w monotonii ciągle tych samyc dotychczasowych zajęć.

Obejrzał też okolicę i zwrócił uwagę na ceglane budowle obwiedzione murem, pełne rozkładających się ciał. Nie wiedział, czy patrzył na klasztor, czy może na siedzibę jakiegoś możnowładcy, ale tym się nie interesował. Spostrzegł jeszcze – posiadał i ten dar – że za parędziesiąt lat zabudowania zmienią się w ruinę, a potem w nędzne szczątki dawnej wspaniałości. Przeszedł się też przez sąsiednie wioski i przyjrzał nielicznym już ludziom, ciągle tam przebywającym, w otępieniu czekającym na śmierć.

Bulgotanie zaczynającego kipieć wywaru przerwało rozmyślania.  

– Rozumiem… – stwierdził krótko. – Doprawdy, niezwykle misternie został wyrzezany. Rodziciel się napracował. Masz rację, ja też mam niewiele zajęcia,  naprawdę mało, jak nigdy przedtem.

Nadal obracał w dłoni lipową zabawkę. Czegoś takiego dotykał po raz pierwszy.  

– Ładne masz palce, prawie takie same, jak mama – niespodziewanie zauważył starszy z dzieciaków. Przerwał wysysanie szpiku z kości. – Wiem, bo zawsze gładziła nas przed zaśnięciem.

Mężczyzna coś sobie przypomniał: niedawno widział tak piękne dłonie, jak jego, u kobiecej ręki, wystającej z dołu, zasypanego wapnem. Pamięć przywiodła też wspomnienie łkającego mężczyznę, bardzo podobnego do tych dwóch szkrabów, już ze śladami dżumy na twarzy. W niespodziewanym dla niego samego odruchu litości położył mu wtedy dłoń na czole.  

Już wiedział: ci dwaj niepotrzebnie wyglądali przybycia rodziców: nie mieli na kogo czekać.

– Lepiej idźcie spać… – rzucił cicho. – Rankiem pomyślimy, co dalej.

– Powiesz nam, jak masz na imię? – Młodszy rąbkiem koszuli wytarł zatłuszczone dłonie. – Pierwszy wyjawię je tacie, gdy przyjdzie. Możesz też pogłaskać nas na dobranoc. Mama tak robiła.

– Raczej nie… – Mężczyzna uśmiechnął się lekko. – Może innym razem…

Leżący na posłaniu ze skór malcy zasnęli prawie natychmiast.

Niższy znowu kurczowo ściskał konika w dłoni. Uśmiechał się błogo.  

 

***

 

Wysoki mężczyzna, patrząc na śpiących chłopaczków, przypominał sobie swoje imiona. Miał ich wiele, tak dużo, że brzmienia niektórych już nie pamiętał.

Teraz musiał wymyśleć nowe. Pewnie ten szkrab rano o nie zapyta, a nie chciał go wystraszyć.

Najbardziej lubił stare miano Thanatos. Teraz prawie wszyscy mówili, że jest Aniołem Śmierci, niekiedy Szafarzem Dobrej Śmierci, ale nowe określenia nie podobały mu się. Poprzednie brzmiało naprawdę dobrze krótko i dźwięcznie.

Przyglądał się uważnie chłopcom. W tej długiej chwili przerwy, bezczynności nagle stał się ich opiekunem. Zaciekawiła go ta rola i pragnął sprawdzić, jak mu pójdzie i czy jej sprosta. Wiedział, ze kiedyś jeszcze raz przybierze ludzką postać, spotka się z nimi i spełni dawne życzenie: położy swoje piękne palce na ich czołach. Na zawsze zabierze im umysły… Umrą w jednej chwili, bez bólu.

Ale mógł przecież odwlec to spotkanie… Miał na to czas, wszak istniał od prawieków, i sądził, że będzie tak  nadal

Skonstatował, że wcale nie musi się spieszyć.

Dobrze wiedział, dlaczego tak postępuje: był po prostu bardzo ciekaw, czy wtedy, kiedy twarzyczki malców pokryją się zmarszczkami, skóra zwiotczeje, a oczy zmętnieją,  poznają dawnego opiekuna. On przecież w leniwym przemijaniu stuleci nigdy się nie zmieniał.

Czy wtedy, gdy ponownie przybierze ludzką postać, tak jak uczynił w tej długiej chwili męczącej bezczynności, powitają go równie radośnie i tak samo ufnie. Dowie się wtedy, czy zachowali jako pamiątkę tego pięknego konika.

Z wielką przyjemnością dotknąłby go jeszcze raz.

Rozumiał, że jak na Boga Śmierci to bardzo dziwne pragnienia, ale te niekiedy jednak mu się zdarzały.

W drobniutkiej cząsteczce chwili postanowił je zaspokoić.

Malcy już mocno spali oddychając miarowo, chociaż zachodzące słońce rzucało jeszcze mocne promienie. Pewnie byli zmęczeni.

Thanatos powoli pokiwał głową. Wiedział, że chłopaczkowie nie powinni pojmować, kim naprawdę jest. Musiał więc coś sprawdzić, cos, co zawsze mu towarzyszyło, gdy przybierał ludzką postać.

Niedaleko od szałasu płynął potok, pełen krystalicznie czystej wody. Nurt był spokojny, a płytka toń strumyka gładka niczym lico niemowlęcia.

Wystarczyło zrobić paręnaście kroków.

Thanatos podszedł; do brzegu. Tak jak się spodziewał, nie ujrzał w wodzie odbicia swojej postaci. Nie rzucał też cienia.

Rozumiał, że musi uważać, żeby malcy nie dostrzegli tego zupełnie nieludzkiego zjawiska, baczyć,  gdzie się zatrzymuje.

Jeżeli, mimo wszystko, coś spostrzegą, opowie im bajdę, że przeszedł tę zabójczą zarazę i wyzdrowiał. Wiedział, że takie przypadki zdarzały się, chociaż bardzo rzadko. Dżuma nie pozostawiła nawet śladu na jego ciele. Ale spowodowała, że na na zawsze utracił swoje odbicie i cień.

Niespodziewani goście byli ufnymi niedorostkami, nadal dziećmi. Uwierzą w tę opowieść. Może nawet w nieodległej przyszłości zaczną o niej rozprawiać…

I kiedyś, gdy, spotka się, tak jak zamierzał, z tymi malcami po raz wtóry, przyjmą go jako dawnego, dobrego opiekuna.

I opowiedzą  dzieje swojego życia, nie wiedząc, że ono niebawem się skończy.

 

20 lu­te­go 2014 r. Roger Re­deye

 

Źró­dło ilu­stra­cji:

https://pl.pinterest.com/pin/515028907359455229/

Koniec

Komentarze

Ładne i klimatyczne.

I po co to było?

Syf.ie, takie właśnie miało być to spotkanie… I trochę, a nawet mocno, niepokojące. Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówko.

Brrr… niepokojący klimat. Podoba mi się jak dobierasz opisy i rekwizyty, robią swoje.  Bardzo dobrze skomponowany tekst, solidnie napisany, aż miło było czytać, choć “miło” to chyba nienajlepszy przysłówek w tym przypadku ;) 

Al­ma­ri, być może, uwiodła cię ilustracja… Podoba mi się i sądzę, ze bardzo pasuje dp „Spotkania”. Pomysł na ten tekst przyszedł mi do głowy, kiedy oglądałem któryś odcinek „Świata bez granic” – o zarazie. Pomyślałem sobie – co by było, gdyby…

Opowiadanie napisałem szybko, praktycznie w dwa dni. Ano cóż, przy krótkim tekście trzeba mocno szlifować warstwę językową. Nie da rady inaczej.

Miło, ze ta krótka opowieść bardzo się podobała. Dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Pozdrówko.

Rogerze, właśnie użyłeś bardzo odpowiedniego słowa – niepokojące. To jest dokładnie to, co czułam, czytając Twój tekst.

Miałam dziwne wrażenie, kiedy serwowałeś opis  gotowania posiłku, że w końcu będzie coś obrzydliwego, coś, przeciwko czemu z założenia chciał zaprotestować mój żołądek. Potem zresztą, dzięki subtelnym niedopowiedzeniom, też spodziewałam się jakiejś “przyziemnej” obrzydliwości. I rozczarowałam się pozytywnie. Nie było kanibalizmu ani przemocy.

I podobało mi się, że tym razem Thanatos wyznaczył sobie zupełnie inną niż zwykle misję do wypełnienia.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Klimat i język uwodzą. Przemyślany tekst. Świetnie ujęty moment, w którym należało ujawnić postać mężczyzny. 

Bemik – Akurat tak sobie od początku założyłem. Całą oś narracji od razu miałem gotową – pozostawało tylko zapełnić ją wyrazami. Zupelnie inny klimat wykreowalem w “Oknach”. Drabble…

Zapraszam.

Prze­zna­czo­ny – miło czyta się taki komentarz. Jest coś prawdziwego w stwierdzeniu, że najlepsze są pomysły szybko realizowane. Ten pomysł na pewno jest literacko nośny, więc starałem się zrealizować go jak najlepiej… Możliwe, ze klimat i język uwodzą…

Dzięki za przeczytanie i komentarze.

Pozdrówka.

W istocie. Niepokojące.

Niesamowite ;) Bardzo mi się podobało. Klimatyczne, suspens od początku do końca…

Kurcze, a ja się żadnego potwora na końcu nie spodziewałam. Nawet domyślałam się kim może być bohater – powiedzmy, że poniekąd trafiłam. Ale w dużej mierze zrzucam to na bakier dołączonego obrazka. Ładnie napisane. I dla mnie, po prostu smutnawe, jednak z radośniejszą iskierką w finale.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Mi­rac­le­9515 – milo, ze spotkanie ze „Spotkaniem” okazało się niepokojące i klimatyczne, a samo opowiadanie bardzo się podobało. Opowiadanie miało brzmieć właśnie w takiej tonacji.

Ten­sza, no cóż, bardzo dobrze, ze nie zorientowałaś się od razu, kim jest bohater. Czy ”spotkanie” jest smutnym opowiadaniem? Opisuje tylko jedno, choć może nie tak zwykle, przypadkowe spotkanie…

Dzięki za przeczytanie i komentarze.

Pozdrawiam.

I wyszło genialnie ;) Podobnie miałam przy “Fetyszu” – też czułam, że zaraz wybuchnie jakaś tajemnicza bomba…

Pozdrawiam ;)

Przyłączam się do chwalców: klimatyczne, dobrze napisane opowiadanie. I ja się domyśliłem tożsamości kucharza, ale to drobiazg. Mam jednak kilka uwag:

“że ludzie, chroniący się w kniei tak przyrządzają strawę“ – przecinek chyba zbędny?

“za parędziesiąt lat zabudowania zmienią się w ruinę, a potem w nędzne szczątki dawnej wspaniałości“ – a czy ruiny już nędznymi szczątkami nie są?

“Nie wiedział, czy patrzył na klasztor” – “patrzył” dałoby się uzasadnić, ale bardziej naturalnie by zabrzmiało w czasie teraźniejszym.

używasz określenia “czarna dżuma” – wydaje mi się, że pomieszałeś “czarną śmierć” z “dżumą”, a Twoje określenie, o ile wiem, w języku nie funkcjonuje.

Bardzo przyjemna lektura, dziękuję:)

no cóż, zawsze czymś trzeba zaskoczyć czytelnika, choć to nie jest reguła. W tej konwencji powinna pojawić się zapowiedź tajemnicy, intrygująca dla czytelnika, a koniec winien przynieść jej wyjaśnienia, choć nie zawsze trzeba wszystko wyjaśniać do końca.

Miło mi, ze tak wysoko oceniasz opowiadanie.

W tym zdaniu przecinek jest potrzebny, ale brakuje drugiego przecinka… W pliku autorskim zapomniałem go postawić przy zmienianiu szyku zdania. Teraz uzupełniłem. Ruiny mają inne znaczenie od szczątków. Coś jeszcze istnieje, ale jest już zniszczone, a szczątki to tylko pozostałości. Zwrotu „czarnej dżuma” użyłem specjalnie – jest wyrazisty, a zwrot „czarna śmierć” mógłby być jednak niezrozumiały. A ponadto – za szybko demaskowałby, kim jest bohater.

„Patrzył”, bo Thanatos wspomina, co wcześniej widział.

Miło, ze spotkanie ze „Spotkaniem” przyniosło dużą satysfakcję.

Dzięki za komentarze. Pozdrówka. 

 

Czytałeś może “Demony Leningradu”? Ten fragment z epidemią jakoś mi się tak skojarzył z tą książką – chociaż tam chodziło o coś innego, ale nie będę robiła spoilera, jeśli ktoś nie czytał ;) Ale książka jest niesamowicie wciągająca i realistyczna, polecam xD

Pozdrawiam ;) 

Nie czytałem, ale przeczytam. Lubię wschodnie klimaty.

Pozdrówko.

 

No cóż, jestem mało wrażliwa na nastroje, więc tekst niespecjalnie do mnie przemówił. A może poszło o to, że zbyt szybko zgadłam tożsamość bohatera…

Babska logika rządzi!

zdaje się, ze tak.

Wszystko zależy od czytelnika. Z moich obserwacji wynika, ze opisana przez ciebie przypadłość dotyczy zwłaszcza userów i userek, lubujących się w wypisywaniu mrowia komentarzy o kwiatkach, rybkach, ciasteczkach, zajączkach, czyli o wszystkim i o niczym. Dość znane historie. Chyba przy tym jednak coś tracą… Na innym portalu tez jeden z wytrawnych czytelników szybko zorientował się, kim jest bohater, ale to absolutnie nie przeszkodziło mu rozkoszować się urodą i klimatem tej opowieści.

Zresztą, innym userom na tym portalu też.  

 

Dobrze napisany tekst z klimatem i szczyptą niepokoju. Tylko że bardzo przewidywalne.

Nie miałem zamiaru pisać opowiadania z zaskakującym finałem. Przejrzałem teraz dość liczne komentarze – i widzę, ze wielu czytelników opowieść uwiodła, a niektórych bardzo. Wszystko jednak zależy od gustu czytelnika – akurat taki sposób narracji w pełni im odpowiadał…

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówko.  

Ładna scenka, obrazowa, spokojna, przemyślana. Ale właśnie słowo “ładna” przyszło mi do głowy jako pierwsze.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hm… Chyba napiszę to, co Joseheim – ładna scenka.

Choć nie poruszyła mnie za bardzo.

Ale, ale – wpadł mi do głowy jakiś tam pomysł dzięki niej. Idę myśleć.

Jeszcze tylko, bo chciałbym się doinformować. Czy jest takie coś, jak czarna dżuma? Znam określenie czarna śmierć, jako inną nazwę dżumy. Ale o czarnej dżumie nie słyszałem. Nie wytykam tego jako błędu; po prostu chciałbym się dowiedzieć.

 

Dobranoc.

Mee!

Lisowczyku – właśnie miała być scena… Mocno rozbudowana, z całą okalająca ją historią zdarzenia z udziałem Thanatosa i dwóch bezimiennych malców. No i ich losu. Zdaje się, ze nawet Thanatosa mocno dziwi cała sytuacja: to, co robi,  czego jeszcze nie zrobił – i dlaczego.  

Ostatnio lubię łapać w miniaturach takie wymyślone przeze mnie zdarzenia. Pisałem już wcześniej w jakimś komentarzu, ze zwrotu „czarna dżuma” użyłem świadomie miast „czarnej śmierci”– i dlaczego.

Dzięki za przeczytanie. Dobrze, ze „Spotkanie” do czegoś zainspirowało…

Pozdróweczko.

Nie czytałem wcześniejszym komentarzy, Rogerze, ale już to nadrobiłem.

Miłego wieczoru.

Mee!

Taka sobie scenka – przewidywalna, niespecjalnie też mnie poruszyła. Czyli napisane dobrze, ale tylko tyle.

Pozdrówienieczko.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Całe szczęscie, ze wielu innych czytelników na tym portalu “Spotkanie” poruszyło – i nie odebrali tekstu jako sceny…

No, bardzo się cieszę, że komuś się podobało, ale nie bardzo rozumiem, czemu na każdy krytyczny komentarz odpowiadasz w taki sposób, jak powyżej.

Pozdrówienieczko.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bo czytam komentarze… Czytelnik nie musi ich czytać, a może nawet nie powinien, aby zachować nieskażony odbiór tekt ale autor – raczej, a nawet na pewno, tak. cool

To akurat zrozumiałe, ale nie rozumiem dlaczego dobrą odpowiedzią na komentarz krytyczny ma być stwierdzenie “a bo innym, to się podobało!”. To informacja dla Ciebie, nie dla mnie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Jeżeli tak sądzisz… cool

Porządnie napisana scenka, ale, moim zdaniem, dość posępna.

 

Pa­mięć przy­wio­dła też wspo­mnie­nie łka­ją­ce­go męż­czy­znę, bar­dzo po­dob­ne­go do tych dwóch szkra­bów… – Czy w zdaniu masz na pewno właściwego mężczyznę?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Taak…

Scenka? Ja cię kręcę… Cała opowieść w niewielkiej ilosći znaków, a w niej trzech bohaterów.

Oczywiście, że historia jest posępna. A co, miała być cukierkowato słodka? 

A po pierwsze primo – nie czytać po nocach, albowiem noc z zasady służy do spania.

Tutaj ewidentnie, przy tak wykreowanej opowieści, klimacie, przy tej zwartości fabuły i jej dynamice,  zabrakło głosu za biblioteką.

Z przyjemnością po raz kolejny zauważyłem, że znaleziona przeze mnie ilustracja znakomicie konweniuje z tekstem.

Lisowczykuwłaśnie miała być scena… Mocno rozbudowana, z całą okalająca ją historią zdarzenia z udziałem Thanatosa i dwóch bezimiennych malców.

Zgodziłam się, Rogerze, z Twoim zdaniem. Podkreślenie moje.

I nie miałam wobec Spotkania żadnych oczekiwań. Ot, podzieliłam się tylko wrażeniem.

 

A po pierwsze primo – nie czytać po nocach, albowiem noc z zasady służy do spania.

Wybacz, Rogerze, ale nie mam najmniejszego zamiaru stosować się do wyznawanych przez Ciebie zasad, ba, nawet nie oczekuj, że będę je brać pod uwagę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ba! Właśnie,  z całą okalającą przedstawianą opowieść historią zdarzenia… Długą, a sądzę także, że i dramatyczną.  W bliskim tle jest mnóstwo scen, łącznie z zapowiedzią sceny finałowej. Ostatnie zdania, moim skromnym zdaniem, wieńczą całe to przypadkowe spotkanie dwóch ufnych malców z ich jednodniowym opiekunem.

Taak…  Scenka… Oczywiście, że takowa miniatura jest li tylko scenką.

Dobre.

A czytanie po nocach z całą pewnością zdrowiu nie służy, no, ale, jeżeli ktoś tego nie rozumie, trudno cośkolwiecziek na takową przypadłość poradzić. 

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Stare opowiadanie… Ale dużo bym w nim teraz nie zmienił, z wyjątkiem likwidacji półpauz w środku zdania i zastąpienie ich na przykład dwukropkami. A to pod wpływem prac redakcyjnych przy jednym z moich też starych już tekstów.

Ilustracja nadal chyba ciekawa.

Dzięki za komentarz.

Pozdrówka.

 

Bardzo się misiowi podobało. Daje gwiazdki.

Dzięki za gwiazdki. Miło bardzo, że ten stary bardzo tekst podobał się. Ciekawe, że mimo tego, że głównym bohaterem jest Thanatos, bóg śmierci, to jest chyba takie “ciepłe” opowiadanie: zero grozy, zero makabry, a w postawie Thanatosa niespodziewanie po prostu przejawia się czułość…

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka.

Miś się cieszy, że Autor powyżej napisał dokładnie to, co misiowi chodziło po łebku, ale nie umiał tego napisać. :)

Ciekawe czy wystarczy do polecenia tego tekstu do biblioteki dodanie, że napisany jest tak, że chce się go czytać i czyta się bez zgrzytów. Klimat jest trochę niepokojący i gdy czytający już domyśla się, kim jest kucharz, zaskoczenie decyzją tegoż. Miś ceni wysoko opowiadania bez przemocy, horroru, litrów krwi i beznadziei, dlatego poleci ten tekst do biblioteki, a w ogóle do przeczytania :)

Dopiero teraz w ten sposób oceniłem tekst… Chyba musiał się odleżeć.

Dawno temu, gdy pisałem tę miniaturę, po prostu miałem taki pomysł, “Szortal” jeszcze wtedy działał, napisałem, wysłałem, opublikowali. Zamiar pisarski miałem niesprecyzowany co do intencji, chociaż naturalnie zdawałem sobie sprawę, że główny bohater jest przedstawiony bardzo nietypowo, chociaż, tak w w sumie, działa logicznie. Po prostu ma zachciankę i ją realizuje.

A o pandemii nikt wtedy nie słyszał i nie myślał… Teraz Thanatos też miałby mniej roboty, ale czasy już diametralnie się zmieniły. Tylko – czy na lepsze?

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka