- Opowiadanie: kw29 - Apokalipsa szansą na nowe życie

Apokalipsa szansą na nowe życie

Jest to pierwszy tekst jaki zamieszczam. Za wszystkie błędy przepraszam, żałuję i obiecuję poprawę. Amen.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Apokalipsa szansą na nowe życie

 „ Apokalipsa szansą na nowe życie”

Po przekroczeniu przez lekarza progu drzwi i zobaczeniu jego mimiki twarzy wiedziałem, że nie ma dla mnie dobrej wiadomości. Spodziewałem się tego.

– Panie Janie, mam dla Pana złą wiadomość. – Żadna nowość, przyzwyczaiłem się już do złych wiadomości. – Postęp pańskiej choroby jest tak intensywny, że nasz szpital nie jest w stanie panu pomóc. Szczerze mówiąc, obawiam się, że nikt nie jest w stanie panu pomóc. Pozostały panu góra dwa miesiące życia. Bardzo mi przykro.

Nastąpiła gwałtowna cisza. Pierwsza moja myśl – „Apokalipsa.” Wiedziałem, że niedługo moje życie zamieni się w jedną wielką apokalipsę, nieuniknioną, zbliżającą się w zastraszającym tempie apokalipsę. W bezsensowną walkę o życie, z góry skazaną na porażkę. Dlaczego to już? Czy tak musi być? Gdzie jest Bóg? A może Bóg chciał, aby moje życie dobiegało już końca? Jezu… Mam w głowie setki pytań.

– Skieruję pana do szpitala… – Głos lekarza wyrwał mnie z obłoków przechodzących przez moją głowę pytań.

– Po co? Szkoda miejsca na trupa. – Rzuciłem i wybiegłem z gabinetu.

Ostatnie dwa miesiące mojego życia. Nie chcę ich spędzić w szpitalu. Wyjąłem z kieszeni paczkę niebieskich L&M. Został ostatni. Dokarmię raka. Jeśli ma mnie zabić to mu w tym pomogę. Zimny jesienny dzień, uderza we mnie chłodem wiatru. Mijam drzwi monopolowego.

– Litra wódki proszę – wołam już od wejścia. Nie piję od trzech lat. Nawet nie pamiętam zapachu wódy. Rzucam stówę na ladę, biorę butelkę i wychodzę. Przegrałem z rakiem. To pewne. A teraz na dodatek przegrywam z samym sobą. Teraz wszystko mi jedno.

Wracam do mieszkania, na klatce odpakowuję drugą paczkę fajek, odpalam. Winda nie działa. Znowu z buta na górę. Całe życie pod górę. O losie, okrutny losie czemu mi to robisz?

Ósme piętro. Sąsiad znowu bije sąsiadkę, dziecko płacze. Pieprzone życie. Może dobrze, że już się kończy? Wpadam do mieszkania. Ściągam kurtkę, trzaskam drzwiami. Gaszę szluga. Odpalam kolejnego. Wchodzę do kibla. Załatwiam co muszę, patrzę w lustro. Włosy potargane. Idę do kuchni. Znów pusto w lodówce. Biorę szklankę i siadam przy stole, gapię się na tę cholerną butelkę. Dawno się nie widzieliśmy Finlandio. Może ponowimy znajomość?

Nalewam setkę. Piję, zaciągam się papierosem. Myślę o tym co było. Kim ja właściwie kuźwa jestem? Wrakiem człowieka. Kim byłem? Byłem kimś – myślę nalewając kolejną setkę. Miałem wszystko. Dzieci, żonę, rodzinę, pieniądze, sportowy samochód, dom i spokój. A teraz?

Wypijam drugą kolejkę. Krzywię się nienaturalnie. Pali w ryja. Co się ze mną stało? Żona odeszła, dzieci mnie nienawidzą. Pamiętam to jak dziś.

– Łączą nas tylko geny. Nic więcej. I chwała Bogu. – Powiedział mój najstarszy syn i wyszedł. Wtedy nie wiedziałem, że już nie wróci.

Tak bardzo mi was brakuję. Wszystkich. Natalia, Wojtek, Piotrek i Kacper. Byliście całym moim życiem. Nic mi już nie zostało. Nic.

Zaciągam się fajką. Ginę w papierosowym dymie, za chwilę pojawiam się ponownie. Czas na trzecią setkę? Nalewam. Patrzę w ocean alkoholowych wspomnień. Myślę dalej o moim spieprzonym życiu. Zagrałbym w pokera. Albo nie. Przegrałem chyba już wszystko co mogłem. Duży dom zamieniłem na gównianą kawalerkę, sportowy samochód na miejski autobus. Ty mnie rozumiesz Finlandio. Wypijam trzecią kolejkę. Co ja robię? Żal mi samego siebie. Muszę z tym skończyć. Gdzieś w całym tym bałaganie schowałem rewolwer.

Zaraz go znajdę. Mam. Naboje są w kuchni. Druga szafka, w puszce z kawą. Rozsypuję zawartość puszki na stół. Są i naboje. Ładuje broń. Napełniam szklankę wódką. A niech będzie cała. Nie będę sobie żałował. Za chwilę i tak wszystko się skończy, dopełni się moja własna apokalipsa.

Biorę szklankę w prawą dłoń, w lewej ściskam pistolet. Wychodzę na środek mieszkania. Ćwiartkę na raz? Wypijam. Krztuszę się pół minuty. Wypala gardło, wykręca oczy, ale dałem radę. Tylko chlać potrafię. Natalia też tak mówiła. Podnoszę pistolet drżącą ręką. Sam nie wiem czy to ze strachu, czy to wpływ wódki tak na mnie działa.

– No Janek, kończymy to przedstawienie – mówię i naciskam spust.

Budzę się. Wszędzie ciemno. Nic nie widzę. Co tu się kurwa dzieje? Czy tak wygląda ta druga strona? Nagle spostrzegam dziwny błysk. Idę w tym kierunku.

– Janie, ukorz się przede mną! – Słyszę głos, nie widzę nic, padam na kolana.

– Kim jesteś?! – krzyczę.

– Jestem twoją szansą. – Znów słyszę ten sam głos. – Twoja apokalipsa dopełniła się. Ale nie chcę cię tu. Nie, dopóki nie naprawisz swoich błędów. Wykorzystaj dobrze swój ponowny start.

Ciemność. Budzę się ponownie. Szybko łapię powietrze, rozglądam się w panice. Ktoś świeci mi czymś w oczy.

– Co się stało? – pytam mężczyznę w białym fartuchu.

– Zapadł pan w śpiączkę…

– Jaką mamy datę?

– Dwudziesty kwietnia dwa tysiące szesnastego.

Pół roku w śpiączce… Patrzę w prawo. Za szybą jest korytarz. Na korytarzu, patrząc w moją stronę stoi zapłakana Natalia z dziećmi. Nie wierzę. Nawet Wojtek… Lekarz spojrzał na nich, potem na mnie.

– To pana rodzina. Poznaje pan ich?

– Poznaję – odpowiadam jakby niedowierzając.

– Mam dla pana dobrą wiadomość. – Pierwsza dobra wiadomość od lat. Ciekawe o co chodzi? – Ostatnie pana badania wskazują, że guz zniknął. Jest pan zdrowy.

Odetchnąłem. Mój koniec stał się moim początkiem. Co za ironia. Nie zmarnuję tej szansy. Nie tym razem. Wygrałem ze śmiercią, teraz mogę wszystko.

Koniec

Komentarze

Przeczytane. Ocenione. Niska ocena wynika z dużej ilości różnego rodzaju błędów.

Zbyt wiele bardzo krótkich zdań, przez co przypomina to raport, albo serię z CKM-a.

Może spróbuj, Autorze, pisać na początek bez jakiejś szczególnej stylizacji, ale bardziej merytorycznie, a styl sam kiedyś przyjdzie.

Przeczytałam. W tekście zaiste jest sporo drobnych niedoróbek – zwłaszcza literówek.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Prawdę pisząc spodziewałem się podobnego obrotu spraw od chwili, w której bohater machnął na wszystko ręką – papierosy, wódka, pistolet… Ale to żaden zarzut.

Literówki, interpunkcja… Autorze, przyjrzałeś się swemu dziełu przed wstawieniem na stronę?

mimiki twarzy

Proszę, sprawdź znaczenie słowa mimika :)

 

czy to wpływ wódki tak na mnie działa

Wpływ działa? :)

 

Niestety, opowiadanie jest takie… szybkie, proste, niedopracowane.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Mnóstwo drobnych błędów i błyskawiczne gnanie do pointy – niedopracowane?

Ale pomysł jest i początek też. Tylko potem, wraz z wódką, się rozmywa.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Oj banał, banał, na szczęście przyzwoicie napisany i klimatyczny.

Ale banał.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Szybko się czyta dzięki krótkim, prostym zdaniom. Ale historyjka faktycznie zakrawa na banał.

No, oryginalnością to jakoś nie smakuje…

Babska logika rządzi!

Miałkie i schematyczne opowiadanko, w dodatku nie najlepiej napisane. Nie zdołało mnie niczym zaciekawić. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka