- Opowiadanie: AdamSkoczek - Wyspa

Wyspa

Jest to short story, które napisałem i opublikowałem niedawno na extrastory. Jeśli z tego powodu nie może być, to proszę o cynk to postaram się wygospodarować jeszcze dzisiaj jakiś czas i coś naskrobać. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wyspa

 – Szybko, Maciek! Podsadzę cię na tę skałę, a ty mnie wciągniesz – zwrócił się wysoki, szczupły blondyn, do kolegi o brązowych włosach, po czym splótł ręce w siodełko.

Chłopak bez wahania umieścił na nim nogę i podniesiony, złapał za skraj skały. Wciągnął się na nią. Pośpiesznie odwrócił się i położył podając dłoń koledze.

Dobra! Złap mnie za rękę, Janek.

-Nie sięgam – wydyszał, starając się doskoczyć i muskając co najwyżej koniuszków palców.

– Czekaj!

Podniósł się i zdjął pasek od spodni.

– Złap się go!

Tym razem Janek bez problemu złapał się i wspiął na górę z pomocą kolegi.

– Było blisko. – Uśmiechnął blondyn, dysząc głośno. – Ale udało nam się!

– Tak, ale na tym koniec. Spójrz. Ta skała dalej nigdzie nie prowadzi! Pionowa ściana i nic więcej! Żadnej innej drogi.

Podeszli ostrożnie do ściany i opadli, bezwładnie opierając się o nią.

A więc tak, miały się skończyć te wakacje? Usmażeni na tropikalnej wyspie przez lawę, spaleni na popiół żywcem, krzycząc z bólu na cały głos? Cudem dobiegli tak daleko, tylko po to, by by dalsza ucieczka stała się niemożliwa i przepadła nadzieja na ratunek? Zejść nie mogli. Gdy wchodzili na skałę zabójczy żywioł był tuż za nimi, a inne drogi zostały już wcześniej zalane gorącą, stopioną skałą.

Spojrzeli smętnie w głąb wyspy, na drzemiący jeszcze niedawno wulkan. Wcześniej, tuż przed erupcją, otoczony gęstym, wiecznie zielonym, tropikalnym lasem, z rozmieszczonymi tu i tam domkami zbitymi z grubych bali, wyspa sprawiała wrażenie raju. Teraz przypominała piekło zalane żywym ogniem. Wulkan wciąż i wciąż wypuszczał z siebie kłęby czarno-szarego dymu, pełnego pyłów i popiołów. Z krateru, po zboczach, spływała leniwie jaśniejąca na czerwono lawa. Ten zabójczy, ale piękny widok hipnotyzował, rozpościerając się na cały widziany krajobraz.

Drobny kurz niesiony niewyczuwalnym już, ciepłym, wakacyjnym powietrzem opadał od dłuższego czasu. Młodzieńcy z każdym wdechem wciągali drobinki w płuca, kaszląc i dławiąc się. Nie przejmowali się już tym, to było bez znaczenia.

Jan wstał i podszedł powoli na skraj skały. Czuł na twarzy żar powietrza, idącego falami z dołu. Przy tym, skwar lata był cudownym podmuchem chłodu. Temperatura stała się nie do zniesienia. Skóra na twarzy zaczęła go piec, mimo to nie cofnął się ani o krok. Miał ochotę wskoczyć w czerwony strumień i zakończyć wszystko.

– Może spróbujemy przejść po tych wystających kawałkach skały, na tamtą półkę? Wygląda na to, że jest tam jakaś jaskinia. Może to jakieś przejście? – odezwał się zza pleców Maciek.

– Możemy spróbować, ale nie będzie to łatwe – odpowiedział, patrząc we wskazaną stronę. – Ty idziesz pierwszy.

– Nie ma sprawy.

Szatyn podniósł się i odwrócił twarzą do ściany. Ostrożnie postawił stopę na pierwszym występie. Wsunął palce w pęknięcie skalne i przeniósł powoli ciężar na drugą nogę, odrywając tę spoczywającą na półce. Rozległ się trzask. W dół posypały się okruchy kamienia, a w następnym momencie odpadł cały kawałek, na którym stał chłopak. Runął w dół, wymachując w panice nogami, dla znalezienia jakiegoś oparcia. Nie było żadnego. Zawisł na jednej ręce, wsuniętej w szczelinę.

Gdy Maciek zaczął spadać, Janek rzucił się ku niemu, uchwycił skały pokrytej mchem, złapał go za rękę i…

– Jasiu! – krzyknęła z okna pulchna kobieta, o łagodnej i miłej twarzy. – Obiad!

I zniknęła we wnętrzu mieszkania, na czwartym piętrze.

– To ja idę – rzekł blondynek. – Po obiedzie pobawimy się w Dragon Ball.

Odwrócił się na pięcie i wybiegł z piaskownicy. 

Koniec

Komentarze

Mi jako organizatorowi konkursu nie przeszkadza, że tekst był gdzieś publikowany.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Dość ładnie napisane, ale wrażenia szczególnego nie zrobiło. Opowiadanie z takim rodzajem końcówki czytałam już parę ładnych razy.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A ja mam zupełnie odwrotne zdanie niż Bemik. Końcówka mi się spodobała, chociaż rzeczywiście sam zamysł nie jest jakoś mega oryginalny. Ale że mój pięcioletni syn jest dokładnie na tym etapie rozwoju i właśnie ledwo uszedł z życiem po walce z piętnastoma wężami i dziesięcioma szkieletami – to doceniam prawdziwość przedstawionej scenki.

Natomiast wykonanie pozostawia trochę do życzenia, błędy interpunkcyjne wręcz przeszkadzały w czytaniu.

To ja cicho kwęknę, że opka o takim schemacie (”I w tym momencie otworzył gwałtownie oczy. Przez chwilę nie rozumiał, gdzie się znajduje. Po kilku sekundach przyszło zrozumienie. Uff, jak dobrze, że to był tylko sen”) pisze się bardzo, bardzo łatwo.

Tak łatwo, że nie można tego nazwać inaczej niż leniuchowaniem w robocie:)

Pomysł banalny, wyeksploatowany do granic możliwości. Językowo też raczej średnio. Gdzieś masz na przykład “Uśmiechnął blondyn” zamiast “Uśmiechnął się blondyn” i jeszcze kilka innych usterek.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Podsadzę cię, na tę skałę (…) A więc tak, miały się skończyć te wakacje?

To pierwsze z brzegu przykłady zbędnych przecinków.

 – Szybko, Maciek! Podsadzę cię, na tę skałę, a ty mnie wciągniesz – zwrócił się wysoki, szczupły blondyn, do kolegi o brązowych włosach, po czym splótł ręce w siodełko.

Zaczynanie zdania od orzeczenia (zwrócił), by potem to orzeczenie uzupełnić na milion sposobów prowadzi prosto do stylistycznego piekiełka, gdzie to zdanie niestety wylądowało.

Całość niestety niedopracowana językowo – tu brakuje myślników przed dialogami, tam podwójnie wstawione wyrazy (by by), siam co innego.

Często starając się budować konstrukcje zdaniowe tracisz nad nimi kontrolę. Przykłady:

Z krateru, po zboczach, spływała leniwie jaśniejąca na czerwono lawa. Ten zabójczy, ale piękny widok hipnotyzował, rozpościerając się na cały widziany krajobraz.

Czy coś może jaśnieć na czerwono? Czy rozpościeranie się jest opisem sposobu tego, jak widok hipnotyzował?

 

Treść Jeśli te dzieci są w wieku piaskownicowym, to matka nie powinna wołać ich z czwartego piętra na obiad, tylko przy nich być. A jeśli są starsze, to powinny wspinać się na drzewa albo okoliczny murek. Słowo piaskownica od razu sugeruje szkraby, co dodatkowo kłóci się z dużą ilością detali w rozgrywającej się w wyobraźni dzieci scence. Detali, z których dzieci w wieku piaskownicowym nie powinny zdawać sobie sprawy.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Trudno jest stworzyć coś czego nie było, albo z czymś się nie skojarzy :] Ale rozumiem. Taki pomysł wpadł mi do głowy, to go napisałem nie zastanawiając się, czy ktoś już coś podobnego zrobił. 

 

Nie wiem dlaczego, ale w pliku mam myślnik, widocznie przy kopiowaniu musiałem przypadkowo usunąć. Najmocniej przepraszam.

Czepianie się, gdzie jest matka jest trochę bezsensu, bo nie o to chodzi.  Do piaskownicy wchodzić może każdy. A ilością detali chciałem pokazać, że jednak dzieci znacznie lepiej korzystają z wyobraźni i niewiele im trzeba by dobrze się bawiły. A czy tekst by zyskał bez nich? Raczej wypadłby gorzej niż jest ^^

 

Dziękuje za uwagi. Wiem, że piszę jeszcze dość koślawo, ale wciąż nad tym pracuje.

Styl w jakim piszesz jest jeszcze “koślawy”, ale jak będziesz trenował, to coś osiągniesz. Sam tekst nie przyciągnął mojej uwagi.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Mnie końcówka rozczarowała.

Nie, nie każdy może wejść do piaskownicy. ;-) Wydaje mi się, że dla poważnych i dużych uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej to straszny obciach. Za to wspinaczka po zjeżdżalni albo drabinkach (ale od dołu!) pewnie byłaby dopuszczalna. :-)

Babska logika rządzi!

Jeśli w opowiadaniu zawarte są szczegóły takie, jak matka na czwartym piętrze, to czytelnicy w naturalny sposób zwracają na nie uwagę i jeśli psują one wrażenie z lektury, to nie będą na nie patrzeć przez palce. Czytelnik nie pochwali tekstu, w którego idei dostrzega poważną niekonsekwencję. Jeśli zwracanie na dany szczegół uwagi jest bez sensu, to tego szczegółu nie powinno w tekście być, bo jest to element dla czytelnika zbędny. A jeśli opowiadanie nie jest pisane dla czytelników, to samo w sobie jest bez sensu.

Mimo wszystko, na zachętę dam trzy gwiazdki, bo choć wyszło koślawo, to jednak widać, że trochę nad pierwszą częścią opowiadania siedziałeś.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Czytam sobie czytam, a tu nagle zakończenie. Fuck. To zakończenie.

Miałem nadzieję na oryginalny, apokaliptyczny dzień dziecka. Okradłeś mnie z tej nadzieji, Adamie.

"Nie wierz we wszystko, co myślisz."

Właściwie powtórzę to, co napisałam już wcześniej – w przeciwieństwie do pozostałych czytających zakończenie ma dla mnie spory urok, ale to zapewne z powodów osobistych. :) 

Natomiast wykonanie jest mocno słabawe.

Niczego nowego nie dodam; takie sobie, ani do kosza, ani na medal…

Interpunkcja jest ważna!

Przeciętny tekst. Jak się ma wyeksploatowany do cna pomysł, to trzeba postawić na świetne wykonanie – a tu i formalnie słabo, bo te przecinki, i merytorycznie przeciętnie, bo wszystko ze sztampy leci.

I po co to było?

Niestety, nie napiszę nic, co już nie było napisane. Mój punkt widzenia wyłożył brajt, co mnei przeraża, bo wychodzi, że mam kuźwa, wspólne z nim postrzeganie. A przysięgam, przeszczepów oczu żadnych nie robiłem!

Czyli:

– historyjka trochę zmarnowana końcówką; może warto tam dołożyć cokolwiek sugerującego, że chłopcy jednak nie bawili się tylko w wyobraźni? Może któregoś lawa poparzyła?

– piaskownica; hmmm… Nie wiem, czy chłopcy z tak bogata wyobraźnią, zdolni do dość abstrakcyjnego pomysłu (lawa zatapiająca rajską wyspę, przygoda w ucieczkę – zdawało się mnie, że kilkulatkowie generują raczej bezpośrednie starcia, wrogów łatwiej wyobrażalnych niż lawa) – nie jestem przekonany.

 

Przeto opowiadanko jest przeciętne, ale nie zrażaj się – bo warto pisać i ćwiczyć i pić i pisać i ćwiczyć te skurczybyki zdania i tę pindzię interpunkcję. I pić. Dużo wody, bo ciepło jest. ;-) I wtedy takie oćwiczone opowiadanka wzbudzają już łały i ochy (wybacz Ocho) z jednej, a miażdżącą krytykę z drugiej, co oznacza tylko jedno: czytelnicy nie zostają tak obojętni, jak w przypadku powyższego tekstu. A to już sukces.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Koncepcja specjalnie nowa nie jest. Co prawda czytało się całkiem nieźle, ale szort nie zrobił na mnie większego wrażenia.  

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Doceniam pomysł, ale szkoda, że nie idzie on w parze z wykonaniem, które nadal, niestety, pozostawia nieco do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka