- Opowiadanie: RobertZ - Maszyna Życzeń (część czwarta)

Maszyna Życzeń (część czwarta)

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Maszyna Życzeń (część czwarta)

IX

Ga­bi­net Ciem­ne biur­ko, trzy ciem­ne fo­te­le, ciem­ne ścia­ny i me­blo­ścian­ka. Za biur­kiem sie­dzi Adam, a na­prze­ciw niego dwóch in­te­re­san­tów. Są bar­dzo po­dob­ni do sie­bie; dwa szare płasz­cze, które się­ga­ją do pod­ło­gi; dwie czar­ne tecz­ki po­ło­żo­ne prze­zor­nie na ko­la­nach ich wła­ści­cie­li; dwa ka­pe­lu­sze o mod­nym obec­nie, ufo­idal­nym kształ­cie; dwie pary przy­ciem­nio­nych oku­la­rów.

Szary pan l: Nie jest istot­ne jak się na­zy­wa­my. Przy­sy­ła nas Urząd Ochro­ny Pań­stwa, aby na miej­scu zo­rien­to­wać się w za­gro­że­niu jakie stwa­rza pan dla ca­łe­go kraju.

Adam: Płacę po­dat­ki, nie krad­nę. Czego pa­no­wie ode mnie chcą?

Szary Pan 2: W za­sa­dzie nie jest dla nas jasne po­cho­dze­nie pań­skie­go ma­jąt­ku oraz stan pań­skich roz­li­czeń z bu­dże­tem pań­stwa. Nie jest na­szym in­te­re­sem znać do­kład­ną war­tość pań­skich wło­ści, ale fak­tem jest, że takie roz­li­cze­nia prze­pro­wa­dzo­no i za każ­dym razem oka­za­ły się one nie­praw­dzi­we. Co jest dziw­nym nie­do­pa­trze­niem Urzę­du Skar­bo­we­go. Nie zo­sta­ła także wy­ja­śnio­na spra­wa pół­to­rej tony złota, którą zna­le­zio­no w pań­skim miesz­ka­niu.

Adam: I nie ma w tym nic dziw­ne­go. Może poza waszą nie­udol­no­ścią, bo twier­dzi­cie, że nie zna­cie moich roz­li­czeń z pań­stwem, gdy tym­cza­sem te do­ku­men­ty nie są aż tak tajne i wasz urząd może łatwo je po­znać. Co do złota to jak pa­no­wie wie­dzą spra­wa zo­sta­ła umo­rzo­na.

Szary Pan 1: Każdą spra­wę można wzno­wić. Szcze­gól­nie, gdy ist­nie­je udo­ku­men­to­wa­ne po­dej­rze­nie do­ty­czą­ce wrę­cza­nia zbyt dro­gich pre­zen­tów urzęd­ni­kom pań­stwo­wym.

Adam: To po­mó­wie­nie!

Szary pan 2: Pro­szę się więc od­wo­łać do sądu.

Adam: Bądź­cie pa­no­wie pewni, że po skon­tak­to­wa­niu się z moim ad­wo­ka­tem po­dej­mę ade­kwat­ną do po­wa­gi tej spra­wy de­cy­zję.

Szary Pan 2: Pro­blem ła­pó­wek i brak ko­dy­fi­ka­cji stanu pań­skie­go ma­jąt­ku nie jest spra­wą po­waż­ną je­że­li nie roz­draż­ni się pew­nych grup in­te­re­su.

Adam: O kim pan mówi? Pro­szę wy­ba­czyć, ale ja tego nie ro­zu­miem.

Szary Pan 2: Do­sko­na­le pan to ro­zu­mie.

Szary Pan 1: Po­wiem ogól­ni­ko­wo: po­li­ty­ków.

Adam: To śmiesz­ne. Ni­ko­mu, nigdy nie na­dep­ną­łem na od­cisk.

Szary Pan 2: Każdy z kim roz­ma­wiam twier­dzi to samo. My mu jed­nak tłu­ma­czy­my, że czym innym jest zro­bie­nie w konia chło­pa, a czym innym se­na­to­ra.

Adam: To są już alu­zje.

Szary Pan 1: Pan ma po­waż­ny pro­blem. Za­zwy­czaj różne Bek­si­ki i Gaw­ro­ny dep­czą na od­ci­ski po­je­dyń­czych osób, a pan na­dep­nął na ten przy­sło­wio­wy od­cisk pra­wie wszyst­kim.

Szary Pan 2: Po­de­ner­wo­wa­ne są śro­do­wi­ska ko­ściel­ne. Szary mo­tłoch do­ma­ga się, aby uznać pana nie tylko za cu­do­twór­cę, ale i świę­te­go, a to już jest he­re­zja.

Szary Pan 1: Zde­ner­wo­wał pan nie tylko na­szych, ale także tych od Al­la­cha i Moj­że­sza.

Szary Pan 2: To nie wszyst­ko. Przez pana całe śro­do­wi­sko na­uko­we do­sta­ło świra, a naj­bar­dziej ner­wo­wi są le­ka­rze. Za­pew­niam pana, że z tymi od le­cze­nia mają nie­wie­le wspól­ne­go. To już śmie­tan­ka le­kar­skie­go i na­uko­we­go śro­do­wi­ska.

Szary Pan 1: W nie­zwy­kłym stop­niu wzro­sła w ciągu ostat­nich paru mie­się­cy licz­ba za­bójstw, a także in­nych prze­stępstw. Nasz kraj na­wie­dzi­ła także mi­gra­cyj­na po­wódź. Wszel­kie tamy prak­tycz­nie pu­ści­ły i co gor­sza wielu z no­wych przy­by­szy chce tu zo­stać. Pan stwo­rzył tutaj nową zie­mię świę­tą jakby za­po­mi­na­jąc, że i tak cier­pi­my na kry­zys go­spo­dar­czy, na­cjo­na­lizm, kse­no­fo­bie i prze­lud­nie­nie.

Adam: Zy­ska­my na tym roz­wi­ja­jąc han­del. Różne świę­te ob­raz­ki, żywa woda i inne spe­cy­fi­ki.

Szary Pan 2: Pan chyba osza­lał. Wy­ra­ża­my się chyba jasno. Zresz­tą po­twier­dza­ją to sta­ty­sty­ki. Bli­sko osiem­dzie­siąt pro­cent przy­by­łych w ostat­nim pół­ro­czu chce tu zo­stać. W tym dwu­stu za­przy­się­głych Ame­ry­ka­nów.

Szary Pan 1: W opi­nii kilku orien­tu­ją­cych się do­brze w tej spra­wie osób jest pan praw­dzi­wą plagą. Nie jest istot­ny sam aspekt mi­gra­cji, a ra­czej za­mie­sza­nie jakie pan wy­wo­łu­je. Cu­dow­ne uzdro­wie­nia nie mają opar­cia w nauce. Dla­te­go wła­śnie tak je na­zy­wa­my. To pro­wa­dzi pro­sto do cha­osu. Lu­dzie są zdez­o­rien­to­wa­ni.

Adam: Moim obo­wiąz­kiem jest le­cze­nie ludzi.

Szary Pan 2: Le­piej, aby pan po­zo­stał poetą. Z po­cząt­ku nie wie­dzie­li­śmy co z panem zro­bić. Za­wsze w takim przy­pad­ku naj­le­piej od­cze­kać.

Szary Pan 1: Ma pan taką ga­da­ją­cą ma­szy­nę. Wcze­śniej my­śle­li­śmy, że to jakiś dzi­wacz­ny kom­pu­ter, ale pewna hi­sto­ryj­ka, którą opo­wie­dział nam pan Je­fre­mow wzbu­dzi­ła nasze za­in­te­re­so­wa­nie.

Adam: Po co miał­by wam o tym opo­wia­dać?

Szary Pan 2: Opo­wie­dział to tylko paru ko­le­gom po fachu. My to tylko usły­sze­li­śmy. Do­brze by było, gdyby pan prze­ka­zał nam to urzą­dze­nie.

Adam: A je­że­li nie?

Szary Pan 1: Za­kła­da­li­śmy, że pan się nie zgo­dzi. Mamy zbyt słabą siłę ar­gu­men­ta­cji. Ktoś, kto do­rów­ny­wał­by panu po­zy­cją byłby oczy­wi­ście lep­szy.

Szary Pan 2: Chciał­by z panem po­roz­ma­wiać sam mi­ni­ster.

Adam: Kiedy za­mie­rza się ze mną spo­tkać?

Szary Pan 2: Teraz. Pój­dzie pan z nami.

Adam: Mam to trak­to­wać jako aresz­to­wa­nie?

Szary Pan 1: Nie, to tylko for­mal­ność, ale chyba nie chciał­by pan zde­ner­wo­wać sa­me­go mi­ni­stra.

Adam: Do­brze, lecz chciał­bym, na wszel­ki wy­pa­dek, wy­brać się do mi­ni­stra z wła­sną ochro­ną.

Szary Pan 2: To zu­peł­nie zbęd­ne.

Szary Pan 1: Bę­dzie­my panu asy­sto­wać.

X

Ga­bi­net mi­ni­stra. Wy­strój do­wol­ny. Po­środ­ku biur­ko i dwa fo­te­le. Za biur­kiem sie­dzi mi­ni­ster, a na dru­gim fo­te­lu Adam.

Mi­ni­ster: Pan, panie Za­wie­ru­cha spra­wił nam wiele kło­po­tów. My nie lu­bi­my, gdy ktoś za­kłó­ca nam spo­koj­ny pro­ces na­sze­go urzę­do­wa­nia. Je­ste­śmy jak drze­wo, które nie lubi burzy i chcąc się obro­nić przed jej skut­ka­mi szuka in­nych drzew. Pan jest tą burzą, a ra­czej ka­ta­kli­zmem, który nie­spo­dzie­wa­nie zwa­lił się na nas wy­wo­łu­jąc nie­sły­cha­ne za­mie­sza­nie i po­głę­bia­ją­cą się anar­chię.

Adam: To nie moja wina. To ra­czej przy­pa­dek. Ja, panie mi­ni­strze, nigdy nie chcia­łem na­ra­żać się wła­dzy. Pod­cho­dzi­łem do każ­de­go rządu w spo­sób jak naj­bar­dziej ugo­do­wy.

Mi­ni­ster: Na­pi­je się pan? (Otwie­ra barek. Wy­cią­ga bu­tel­ką wódki i dwa kie­lisz­ki.)

Adam: W za­sa­dzie nie piję.

Mi­ni­ster (Na­le­wa do kie­lisz­ków wódkę.) : Le­piej jed­nak, aby pan to wypił. To ła­go­dzi nerwy.

Adam (pije): Ostre.

Mi­ni­ster: Ro­syj­ska wódka.

Adam: Sta­rzy przy­ja­cie­le.

Mi­ni­ster: Ra­czej wro­go­wie. Kon­kret­nie mó­wiąc w po­li­ty­ce nie ma wro­gów, czy też przy­ja­ciół. Jest je­dy­nie gra in­te­re­sów, za­zwy­czaj brud­nych. Praw­do­po­dob­nie dość do­brze wy­ja­śni­li panu moi współ­pra­cow­ni­cy, że pan prze­szka­dza i to po­waż­nie.

Adam: Zro­zu­mia­łem pod­no­szo­ne tam alu­zje, ale za­wsze my­śla­łem, że po­pie­ra­cie ludzi biz­ne­su.

Mi­ni­ster: Pan do nich nie na­le­ży, a zresz­tą pie­nią­dze są za­wsze je­dy­nie pre­tek­stem.

Adam: Wiem. Za­wa­dzam w inny spo­sób.

Mi­ni­ster: Nie chciał­bym do tego wra­cać. Panu za­le­ży także na mak­sy­mal­nie przy­ja­znych sto­sun­kach z nami. Kraj po­trze­bu­je sta­bi­li­za­cji, de­mo­kra­tycz­nych rzą­dów, do­brej ka­pi­ta­li­stycz­nej go­spo­dar­ki i braku sen­sa­cji.

Adam: Za­wsze chęt­nie współ­pra­co­wa­łem z wła­dzą. Nigdy nie na­le­ża­łem do opo­zy­cji.

Mi­ni­ster: Dla­cze­go nie chce pan za­prze­stać le­cze­nia?

Adam: Nikt inny nie wy­le­czy tych ludzi. Wielu z nich umrze bez mojej po­mo­cy. Ja je­stem im po­trzeb­ny.

Mi­ni­ster: Nasz kontr­wy­wiad uda­rem­nił próbę za­ma­chu na pana. Paru po­de­ner­wo­wa­nych Ara­bów, któ­rzy za­wsze uzna­wa­li za pro­ro­ka Ma­ho­me­ta zo­sta­ło za­trzy­ma­nych na gra­ni­cy. Broni, którą po­sia­da­li wy­star­czy­ło­by dla ca­łe­go plu­to­nu.

Adam: Nic o tym nie wiem!

Mi­ni­ster: Nie było ta­kiej po­trze­by. Wy­da­je mi się, że pan nie ro­zu­mie ludzi. Może i dziwi się nie­kie­dy głu­po­tą jaką wy­ka­zu­je znacz­ny pro­cent homo sa­piens, ale nie ozna­cza to, że po­tra­fił­by pan zna­leźć przy­czy­nę tak po­wszech­nej tę­po­ty. A są one takie pro­ste. Lu­dzie nie lubią my­śleć i aby uła­twić sobie ten żmud­ny pro­ces two­rzą ste­reo­ty­py. I jest rze­czą dość ważną, aby pa­so­wa­ły one do rze­czy­wi­sto­ści. Kie­dyś po­pu­lar­ny był post i inne umar­twie­nia. Teraz lu­dzie chcą kon­su­mo­wać. Bra­ku­je im je­dy­nie czło­wie­ka, który w jak naj­bar­dziej ogól­ny spo­sób upo­rząd­ko­wał­by im życie. Z dru­giej stro­ny lu­dzie nie lubią po­rząd­ku. Nie chcą wcho­dzić w skład sza­rej masy li­czą­cej już kilka mi­liar­dów. Do­brym wy­róż­ni­kiem jest na­cjo­na­lizm, ale także two­rze­nie no­wych sekt.

Adam: Nigdy nie mia­łem ta­kie­go za­mia­ru.

Mi­ni­ster: Wie­rzę panu. Marks także był idio­tą.

Adam: Wy­pra­szam sobie!

Mi­ni­ster: No, bez urazy. Jesz­cze jeden kie­li­sze­czek?

Adam: Nie, dzię­ku­ję.

Mi­ni­ster: Pan stwo­rzył znacz­ny fer­ment. Trze­ba to jakoś od­krę­cić. Naj­le­piej by­ło­by, gdyby pan znik­nął. Zmie­nił na­zwi­sko, twarz. Pie­nią­dze mógł­by pan sobie zo­sta­wić. Nas to nie in­te­re­su­je.

Adam: To byłby po­czą­tek nowej le­gen­dy.

Mi­ni­ster: Tak, ale nie re­li­gii. To by­ła­by tylko opo­wieść o pew­nym cza­ro­dzie­ju, który uszczę­śli­wił kilka ty­się­cy osób, lecz to jest w obec­nych cza­sach zbyt mało, aby na­wró­cić cały świat. Jest pan je­dy­nym czło­wie­kiem, który nie po­sia­da­jąc ofi­cjal­nie żad­nej wła­dzy, mógł­by wy­wo­łać wojnę, za­miesz­ki, zmie­nić Zie­mię. Z dru­giej stro­ny, nie zdą­żył pan wy­po­wie­dzieć żad­ne­go słowa, które mo­gło­by zo­stać uzna­ne za przy­ka­za­nie.

Adam: Nigdy nie szu­ka­łem ta­kie­go po­wo­ła­nia.

Mi­ni­ster: Wie­rzę, ale to nic nie zmie­nia.

Adam: Mimo wszyst­ko nie mogę się na to zgo­dzić.

Mi­ni­ster: Nie py­ta­łem się o zgodę. Pan musi znik­nąć. Nawet je­że­li bę­dzie­my mu­sie­li użyć siły. Adam: Od­wa­ży­cie się?

Mi­ni­ster: Dla dobra na­sze­go kraju i całej cy­wi­li­za­cji, tak.

Adam: Nie mam wpły­wu na tą de­cy­zję, ale chciał­bym, aby pan pa­mię­tał o lu­dziach, któ­rych nie zdą­ży­łem wy­le­czyć.

Mi­ni­ster: To śmiesz­ne, ale praw­dzi­we. Czy pan się kie­dy­kol­wiek za­sta­na­wiał co mu dało taką moc? Wiem, nie musi pan nic mówić. To Ma­szy­na Ży­czeń. Prze­dziw­ny przy­rząd, który po­ja­wił się zni­kąd i nagle zmie­nił jedno ludz­kie życie. Nie czuł się pan jak do­świad­czal­na mysz, na któ­rej bada się szcze­pion­kę na cho­le­rę?

Adam: Za­wsze uwa­ża­łem, że twór­ca tego przy­rzą­du miał dobre za­mia­ry.

Mi­ni­ster: To zwy­kła na­iw­ność. Mu­si­my tą ma­szy­nę do­stać. Na­szym obo­wiąz­kiem jest jej zba­da­nie i do­wie­dze­nie się kto i po co ją stwo­rzył, aby nie obu­dzić się pew­ne­go dnia z ręką w noc­ni­ku.

Adam: To nie Wells i jego „Wojna świa­tów".

Mi­ni­ster: Panie Za­wie­ruch, naj­waż­niej­sza jest służ­ba dla oj­czy­zny, a nie dla ja­kie­goś ko­smicz­ne­go wy­wia­du!

Adam: Wy się po pro­stu bo­icie.

Mi­ni­ster: Strach jest po­ży­tecz­ną cechą czło­wie­ka. To dzię­ki niemu jesz­cze ży­je­my.

Adam: Pan myli strach z głu­po­tą.

Mi­ni­ster: Jak widzę, nie chce pan z nami współ­pra­co­wać. Znaj­dzie­my na to spo­sób.

XI

Duże po­miesz­cze­nie. Nie­otyn­ko­wa­ne ścia­ny z wy­raź­nym ry­sun­kiem re­gu­lar­nie uło­żo­nych ce­gieł Wklę­sły sufit Każda ścia­na ob­ra­mo­wa­na czymś w ro­dza­ju łuku. Z lewej stro­ny duże, ma­syw­ne drzwi, o me­ta­lo­wych, po­zna­czo­nych śru­ba­mi spo­iwach. Z pra­wej stro­ny okno, a w nim wi­traż wy­obra­ża­ją­cy Matkę Boską z Dzie­ciąt­kiem. Po­środ­ku po­miesz­cze­nia biur­ko. Przy nim sie­dzi Adam. Wy­glą­da na tro­chę star­sze­go, nosi oku­la­ry, ma na sobie brud­ną, białą ko­szu­lę i dżin­so­we spodnie. Biur­ko jest za­wa­lo­ne pa­pie­ra­mi.

Adam (pisze) : Droga mamo. Pięć lat jakie dzie­li mnie od roz­sta­nia z tobą na­peł­ni­ły moją duszę go­ry­czą. Czuję się jak Adam wy­gna­ny z raju. Były w moim życiu dni pełne na­dziei i po­świę­ce­nia. Nigdy nie spo­dzie­wa­łem się, że będąc ego­istą wła­ści­wie uro­dzo­nym sa­mo­lu­bem, będę czuł tak wiel­kie szczę­ście le­cząc in­nych ludzi. Nie­ste­ty świat bar­dzo szyb­ko na moją próbę po­mo­cy od­po­wie­dział za­da­niem mi bru­tal­ne­go ciosu, któ­re­go nie po­tra­fię sobie do dziś wy­tłu­ma­czyć. Dla­cze­go lu­dzie nie mogą zro­zu­mieć, że dla dobra trze­ba zro­bić wszyst­ko; od­rzu­cić wiarę w fał­szy­we praw­dy, ry­wa­li­za­cje i wszel­kie wojny. Miesz­kam w dziw­nym miej­scu. Jest to stary zamek po­ło­żo­ny w nie­zna­nej mi oko­li­cy, oto­czo­ny ze­wsząd lasem i gó­ra­mi. Żyją tu także inni lu­dzie. Tak jak ja od­cię­ci od świa­ta i po­zba­wie­ni moż­li­wo­ści kon­tak­tu z nim. Są to na­ukow­cy, dla któ­rych zbu­do­wa­no w pod­zie­miach zamku po­tęż­ne la­bo­ra­to­rium i po­sta­wio­no jeden pro­blem, który muszą roz­wią­zać. Ko­niecz­ność po­zna­nia funk­cji tej prze­dziw­nej ma­szy­ny stała się fobią kilku woj­sko­wych, któ­rzy za­rzą­dza­ją tym miej­scem. Nie­wie­le się do­wie­dzie­li w ciągu tych paru lat. Prak­tycz­nie nadal po­zo­sta­je w za­kre­sie do­my­słów co do po­cho­dze­nie Ma­szy­ny Ży­czeń. Jeden z du­chow­nych po­wie­dział, że przy­słał ją Bóg, aby po­znać nasze grze­chy, a jej wy­gląd wy­ni­ka je­dy­nie z roz­wo­ju na­szej cy­wi­li­za­cji. „Kie­dyś był ogni­sty krzak" – po­wie­dział – „Teraz jest ma­szy­na." Wtedy mu wie­rzy­łem cho­ciaż roz­sier­dził woj­sko­wych. Może na prze­kór nim. Oni się boją. Prze­ra­ził ich jej pokaz umie­jęt­no­ści. Wie­dzą, że mógł­bym stąd uciec. Ja jed­nak tego nie chcę, gdyż chciał­bym do­wie­dzieć się wię­cej. Nie udało się ro­ze­brać Ma­szy­ny Ży­czeń, ani jej dra­snąć, ale można z nią roz­ma­wiać. A to co mówi jest bar­dzo dziw­ne. Kiedy do mnie przy­by­ła była je­dy­nie małym dziec­kiem, które do­pie­ro za­czy­na­ło po­zna­wać świat. Myślę, ze sta­no­wi­łem dla niej coś w ro­dza­ju ro­dzi­ca. Nie­ste­ty w tym jed­nym jej twór­cy nie oka­za­li się do­sko­na­li. Jej oso­bo­wość jest słaba. Przy­tło­czo­na kom­pu­te­ro­wą wie­dzą i nie­zwy­kły­mi umie­jęt­no­ścia­mi. Ostat­nio ka­za­ła się na­zy­wać Julią, a mnie ty­tu­łu­je swo­ich ko­chan­kiem Romeo. (Do po­miesz­cze­nia wcho­dzi Je­fre­mow.) An­to­ni: Dzień dobry. Piszę pan wiersz?

Adam: Nie, list do matki.

An­to­ni: Prze­cież pan wie, ze go nie wyślą. Obo­wią­zu­je nas ści­sła ta­jem­ni­ca.

Adam: Nie chciał­by pan po­wró­cić do cy­wi­li­za­cji?

An­to­ni: Do smro­du aut, tłoku i ha­ła­su? Nigdy. To jest takie pięk­ne miej­sce. Tutaj pa­nu­je spo­kój i cisza.

Adam: Druty kol­cza­ste, parę ka­ra­bi­nów ma­szy­no­wych…

An­to­ni: Drogi Ada­mie. To także jest ślad cy­wi­li­za­cji, przed którą się nie uciek­nie.

Adam: Chyba żyją na świe­cie lu­dzie, któ­rzy nie wi­dzie­li nigdy broni?

An­to­ni: Tylko w baj­kach. To nasze dzie­dzic­two. Chęć za­bi­ja­nia jest ge­ne­tycz­nie wro­dzo­na. My mu­si­my nisz­czyć, aby żyć.

Adam: Mam inne zda­nie na ten temat. Co po­ra­bia Julia?

An­to­ni: Pisze po­emat o wa­szym związ­ku. Nasz eks­pert od bo­lą­czek ludz­kich sza­le­je z ra­do­ści. Prak­tycz­nie czyta tekst na bie­żą­co.

Adam: A jed­nak to dziw­ne. Fu­szer­ka wyż­szej cy­wi­li­za­cji.

An­to­ni: Nie­ko­niecz­nie. To może być także do­świad­cze­nie.

Adam: Je­ste­śmy więc szczu­ra­mi, które zna­la­zły się w pu­łap­ce.

An­to­ni: Może. Czy­tał pan ostat­nio ga­ze­ty? Chcą panu po­sta­wić po­mnik.

Adam: Cie­szę się. Czy­ta­łem także o pew­nym na­wie­dzo­nym czło­wie­ku, który na­pi­sał za mnie mój te­sta­ment. Twier­dzi, że to ja, jesz­cze przed za­gi­nię­ciem, po­dyk­to­wa­łem mu za­war­te w nim za­le­ce­nia.

An­to­ni: Świat za­wsze rodzi fa­na­ty­ków.

Adam: Wy­daw­nic­two, które zgo­dzi­ło się wydać ten tekst sprze­da­ło już mi­lion eg­zem­pla­rzy.

An­to­ni: Do­ro­bi się więc na pań­skiej po­pu­lar­no­ści.

Adam: Nie­wie­lu ludzi może za­świad­czyć o do­ko­na­nych prze­ze mnie cu­dach.

An­to­ni: To jest fala. Kiedy ruszy nie może się za­trzy­mać.

Adam: A gdy­by­śmy im po­wie­dzie­li praw­dę?

An­to­ni: Nie, Ada­mie. Praw­da mo­gła­by ich je­dy­nie zde­ner­wo­wać. Lu­dzie lubią, gdy opo­wia­da się im bajki, a kiedy wy­słu­cha­ją baj­ko­wą przy­po­wieść to trud­no uwie­rzyć im w praw­dę.

Adam: No cóż. Przy panu czuję się jak dziec­ko. Nic nie wiem, je­stem sko­ło­wa­ny, ale cią­gle tkwi we mnie na­dzie­ja, że to bę­dzie miało ja­kieś po­zy­tyw­ne roz­wią­za­nie, że nie skoń­czy się to aż tak ab­sur­dal­nie.

An­to­ni: Jest w tym tro­chę racji.. Muszę już iść. Po­emat na­szej Julii jest wy­jąt­ko­wo in­te­re­su­ją­cy. (wy­cho­dzi)

(W jed­nym z kątów po­ko­ju bu­szu­je szczur. Szuka cze­goś wśród le­żą­cych tam szmat. Może je­dze­nia. Adam pod­cho­dzi do szczu­ra, kuca.)

Adam: Chciał­bym z tobą po­roz­ma­wiać. No wiesz, kon­takt jed­nej cy­wi­li­za­cji z drugą. (Szczur spło­szo­ny ucie­ka.)

Koniec

Komentarze

Tra­fia do mnie ten spo­sób pi­sa­nia, godna kon­ty­nu­acja, brak po­waż­nych błę­dów, fajna koń­ców­ka, 5 ode mnie

Dzię­ki :)

ktoś ci po­sta­wił 1, gra­tu­lu­ję, masz już wła­snych hej­te­rów:)

To dla rów­no­wa­gi po­wi­nie­nem po­sta­wić sobie 6. Je­dyn­ki to mi tu sta­wia­ją od sa­me­go po­cząt­ku.

Za­drość, cóż po­ra­dzisz

Nie­pu­bli­ku­ją­cy autor.Czego ty za­zdro­ścić.

tego, że przez chwi­lę je­steś wy­so­ko z naj­wy­żej oce­nia­nych, chyba tak to dzia­ła, na ludzi takie ran­kin­gi dzia­ła­ją jak czer­wo­na płach­ta na byka. Po­myśl za to co bę­dzie jak za­cznie­my pu­bli­ko­wać:P

Nawet sobie tego nie po­tra­fie wy­obra­zić.

Ro­ber­cie ,znasz już moje uwiel­bie­nie do Twego pi­sma­ko­wa­nia, czego do­wo­dem były me ohy i achy i wy­sła­wia­nie pod nie­bio­sa i te peany na cześc 'Kuku Na Muniu'. Ano, po­sło­dzę Ci raz jesz­cze, tj. nie po ca­ło­ści, ale po­sło­dzę. Ko­men­tu­ję tutaj wszyst­kie 4 czę­ści jako ca­łość utwo­ru: Bar­dzo mi się po­do­ba, świet­nie na­pi­sa­ne i bar­dzo spraw­nie po­pro­wa­dzo­ne dia­lo­gi. Czyta się jed­nym tchem. Do tego za­baw­ne i z przy­mró­że­niem oka. Widać, że ba­wisz się z czy­tel­ni­kiem,pusz­czasz do niego oko, cza­sa­mi cho­wasz się za fi­la­rem ba­wiąc w berka.no:):)
Bra­ku­je mi jed­nak bar­dziej wy­raż­nej pu­en­ty ale jeśli kryje się pod tą po­sta­cią to jest dla mnie zbyt mało czy­tel­na. Cie­ka­wy byłby rów­nież (ale to tak zu­peł­nie na mar­gi­ne­sie) po­mysł na na­pi­sa­nie opka, gdzie głów­nym miej­scem akcji byłby ten zbu­do­wa­ny przez rząd zamek w gó­rach gdzie bada się isto­tę i po­cho­dze­nie ma­szy­ny. Ugry­zie­nie te­ma­tu od innej stro­ny, jakby od końca. W taki Kaf­kow­ski spo­sób - tak to widzę.Tak tylko pod­su­wam po­mysł na ko­lej­ne opko gdyby Ci bra­ko­wa­ło w co jed­nak wąt­pię:).
Forma sce­na­riu­sza rów­nież faj­nie po­pro­wa­dzo­na choć bar­dziej niż ekra­ni­za­cję sce­na­riu­sza widzę to jako re­ali­za­cję sztu­ki sce­nicz­nej. Ode­bm­nie Bdb+/Cel-. Pi­szesz na­praw­dę do­brze, bez za­strze­żeń. Chęt­nie bym Cię wi­dzia­ła na skle­po­wych pół­kach. Ser­decz­no­ści!

Oj Nowa. Dzię­ki za tro­chę słod­ko­ści :). Co do pu­en­ty to w za­sa­dzie masz rację. Nie jest ona zbyt wy­raź­na, czy­tel­na. No, ale nie za­wsze gdy pi­sze­my wszyst­ko się udaje. A je­że­li cho­dzi o po­mysł na opo­wia­da­nie to jest nawet cie­ka­wy. Py­ta­nie, w którą stro­nę się zwró­cić: pa­ra­nor­mal­ność, obca cy­wi­li­za­cja, dow­cip ge­nial­ne­go wy­na­laz­cy?

Nowa Fantastyka