„Dzisiaj czeka mnie wspaniały wieczór.” – kończąc pisać zdanie Kasia uznała, iż właśnie taki tytuł powinna nosić książka nad którą pracowała od dłuższego czasu, mająca w jej mniemaniu niebawem po wydaniu stać się światowym bestsellerem, okrzykniętym duchowym spadkobiercą „Sagi Zmierzch”. Dziewczyna była podekscytowana bardziej niż zwykle, nie mogąc skoncentrować się na niczym innymi, aniżeli rozmyślaniu o pięknej twarzy, enigmatycznego Romualda, którego zimne spojrzenie sprawiało, iż mimowolnie czuła ciarki na swym wątłym ciele poprzedzające uderzenie fali gorąca roznoszącą się ku dołowi, by w końcu znaleźć ujście w wilgotnym finale swej podróży.
Kasia postanowiła więc przelać swoje myśli nie po, a jeszcze przed spotkaniem, by móc jak najwierniej przetopić w słowa swój płynny niczym rozżarzona stal stan emocjonalny, w którym znajdowała się już od dłuższego czasu. Dokładniej od momentu, kiedy pierwszy raz spotkała boskiego Romualda wracając deszczowym wieczorem do domu. Stał on wtedy w ciemnej uliczce, otoczony jasnym światłem płynącym wprost z nieba (źródłem światła, było nic innego jak lampa, pod którą stał – przypis autora), ze strapionym wyrazem twarzy, przemoczony, nie zwracając uwagi na coraz bardziej padający deszcz, jak gdyby ten wcale mu nie przeszkadzał. Już wtedy Kasia wiedziała, iż to jest ten jedyny, z którym chce spędzić resztę życia. Ten jeden, przeznaczony jej jeszcze zanim się urodziła, by chronić ją przed złem tego świata i wspierać w ciężkich chwilach. To była miłość od pierwszego wejrzenia, ta prawdziwa, filmowa.
– Jesteś wampirem? – zapytała wtedy nieśmiało, wyprowadzając go z zadumy.
– Tak – odpowiedział spokojnie, delikatnie się uśmiechając, patrząc prosto w jej oczy.
To było spełnienie jej marzeń. Od zawsze wiedziała, że wampiry istnieją i żyją wśród zwykłych ludzi czekając na swoje drugie połówki. To było piękne. Jeszcze tego samego wieczoru, odprowadzając ja do domu Romuald obiecał, iż pewnego dnia specjalnie dla niej wyjdzie na światło słoneczne, by ta mogła na własne oczy przekonać się, iż prawdziwe wampiry są jeszcze piękniejsze w blasku słońca niż było to przedstawione w kinie. Ta myśl pobudzała Kasię przez następne tygodnie, by jeszcze wytrwalej starać się o względy pięknego Romualda, który mimo jej kuszenia, ciągle był aforystyczny w swym zachowaniu i nie często skoro do okazywania uczuć. Jego postawa lekko drażniła Kasię posiadającą duszę romantyczki, mimo to nie zamierzała się poddawać. Wiedziała, iż musi walczyć o tę miłość. W końcu po tych wszystkich tygodniach szlachetny Romuald zgodził się odwiedzić ją w domu. W końcu jak na trzy tysiące letniego dżentelmena przystało miał on swoje zasady i nie mógł wiecznie odmawiać, by nie urazić damy. To była wyjątkowo okazja, gdyż jej rodzice pojechali na uroczystość do znajomych pod miastem. Tak więc pierwszy raz od długiego czasu miała cały dom dla siebie. Tłumaczyła sobie, iż to jest znak od losu, przeznaczenie tego chce… a poza tym nie wiadomym było kiedy ponownie nadarzyłaby się taka okazja. Ubrała się w swoją najbardziej zwiewną i zarazem seksowną, różową i wyjątkowo krótką spódniczkę, spod której jej gość mógł z łatwością dojrzeć majteczki, gdy tylko ta będzie miała ochotę uchylić rąbka tajemnicy. Do tego założyła dość luźną, półprzezroczystą, czerwoną bluzkę. I całkiem przypadkiem zapomniała założyć biustonosz, tak więc jej dwie małe, ale jędrne piersi zostały bezceremonialnie wystawione na pokaz. Mało tego, Kasia spięła włosy, by wystawić na pokaz również i swoją szyję, w którą zgodnie z jej nadziejami Romuald dzisiejszego wieczoru ma się wgryźć. To był jej plan i zamierzała go zrealizować.
Kasia z pasją godną największych pisarzy zdążyła zapisać nieco ponad pół strony, gdy rozbrzmiał dzwonek informujący, iż Romuald stoi już pod drzwiami. Poczuła przypływ ekscytacji, objawiający się w postaci niewielkiej plamki w okolicach kroczu takiej samej, jak wtedy gdy kończyła czytać ostatni tom sagi „Zmierzch”.
Szybko podniosła się z łóżka i odstawiła laptopa, na którym pisała. W drodze na dół stwarzała różne wariacie dzisiejszego wieczoru nie mogąc się zdecydować jaką postawę przyjąć. Gdy otworzyła drzwi ujrzała stojącego na schodach mężczyznę – to on. Piękny Romuald stał ze swoim szelmowskim uśmiechem na twarzy, oparty jedną ręką o futrynę, a drugą trzymając w kieszeni. Ponownie poczuła się onieśmielona, mimo iż przyrzekała sobie, iż tym razem nie da się tak łatwo speszyć. Romuald mimo klasy miał w sobie urok niegrzecznego chłopca, który usilnie starał się skrywać.
– Co tam dziecinko? – zapytał nonszalancko.
– W porządku – odpowiedziała patrząc w jego niebieskie niczym ocean smutne oczy.
Stali tak jeszcze przez dłuższy moment zapatrzeni w siebie, gdy w końcu gość skrzywił delikatnie twarz, by dać dziewczynie do zrozumienia, że lepszym miejscem na randkę byłoby wnętrze. Po chwili zakasłał, by wybudzić dziewczynę ze stanu za(wiesz/patrz)enia.
– Myślę, że powinniśmy wejść do środka. – dodał po chwili.
– Ach tak. – zaczerwieniła się i ruszyła w stronę schodów.
– Ekhm, nie zapomniałaś o czymś?
– O czym? – zapytała nieśmiało, lekko zaniepokojona.
– Musisz mnie zaprosić. Oficjalnie.
– Przepraszam kochany. Zapraszam cię. Oficjalnie.
Po tych słowach Romuald poczuł, że może wejść. Tak też zrobił, po czym zamknął za sobą drzwi. Na klucz. Gość spojrzał na wolno idącą po schodach dziewczynę, która z gracją kręciła swoją kształtną pupą. Mógł teraz pochwalić się, iż widział nie tylko jej piersi, ale i czerwone, koronkowe stringi. Wiedział, że ma na niego ochotę już w momencie, gdy otworzyła drzwi. Czuł ten specyficzny, kobiecy zapach, który ujawnia się w momencie podniecenia.
– Rozgość się – powiedziała, gdy znaleźli się w jej pokoju.
Dziewczyna zeszła na moment wyszła do kuchni, Romuald usiadł na łóżku, czując się wyjątkowo niekomfortowo widząc jak z plakatów spoglądają na niego aktorzy wcielający się w filmowe, współczesne, pseudo-wampiry. Wymuskane, błyszczące pedałki pomyślał, lecz postanowił zachować tę myśl dla siebie. Wstał z łóżka i podszedł do regału, na którym dumnie prezentowała się kolekcja książek. Po chwili Romuald uznał, iż z zebraną przez nią literaturą wcale nie było lepiej, gdyż dominowały tutaj tytuły, w których na okładce prężyły się piękne kobiety i zniewieściali mężczyźni. Wziął do ręki pierwszą z brzegu książkę i przeczytał na odwrocie jej opis, następnie wziął drugą. Po chwili wrócił do pierwszej. Dla pewności przeczytał opis jeszcze jednej, której okładka nie różniła się zbytnio od wcześniejszych dwóch. To był moment, w którym Romuald uświadomił sobie jak ubogą wyobraźnię mają dziewczyny, które kupują masę książek różniących się od siebie jedynie imionami głównych bohaterów. Przeczytać jedną z tych książek to jakby przeczytać wszystkie. Romuald odłożył z obrzydzeniem trzymany w ręku egzemplarz i wrócił na łóżko.
– Przygotowałam herbatę i ciastka mój kochany – powiedziała Kasia wchodząc do pokoju trzymając tacę, którą postawiła na biurku tuż obok laptopa.
Jaka ona jest żałosna pomyślał Romuald po czym uśmiechnął się i powiedział, by dziewczyna usiadła obok niego. Tak też zrobiła. Patrzyli przez moment w ciszy na siebie. Ich zadowolenie zdradzał jedynie uśmiech na twarzach. Romuald czuł jak serce dziewczyny bije wyjątkowo szybko, ponadto zauważył na jej skroniach kropelki potu skutecznie zmywające makijaż, którego nie żałowała nakładając na twarz. Patrzyła prosto swoimi brązowymi, ciemnymi oczyma prosto w jego oczy. Nic nie mówiła, najprawdopodobniej czekając, aż on zrobi pierwszy krok. Romuald spoglądał na jej twarz, w miejscu gdzie spływający powoli makijaż w końcu odsłonił czerwonego, nabrzmiałego pryszcza na jej skroni. W końcu musiał zacząć, mimo iż przyszedł tutaj z konkretnymi zamiarami, teraz miał niemałe wątpliwości czy powinien to zrobić. Dziewczyna demonstracyjnie odsłoniła szyję jakoby dając przyzwolenie na dalszy rozwój wypadków.
– Długo na to czekałam – zaczęła w końcu drżącym głosem. – Nie byłam pewna czy dobrze robię, ale przecież królowi się nie odmawia. Masz do tego prawo. – Zachęcała go dalej.
– Też tak uważam – odpowiedział dotykając dłonią jej ciepłego policzka.
Poczuła chłód. Nawet po tygodniach ich znajomości dalej nie mogła przyzwyczaić się do tego, iż ktoś może być tak nienaturalnie zimny. To jednak nie miało większego znaczenia. Teraz liczyło się tylko powodzenie jej planu.
– Kocham cię – powiedziała. – To co nas łączy, jest wspaniałe – mówiła dalej ocierając się policzkiem o jego dłoń, jakby chciała ją ogrzać. Kasia czuła jego skrępowanie, nie był nawet w stanie spojrzeć jej w oczy.
– Rozumiem… czuję to samo – odpowiedział nie mogąc oderwać wzroku od rozpraszającego go pryszcza na jej skroni. – Ale wiesz, że nikt nie może o nas wiedzieć. Nikt nie może wiedzieć o mnie. To by zniszczyło cały system. Doprowadziłoby do zmian, na które ludzie nie są gotowi.
– Tak, rozumiem. Widziałam „Czystą Krew” – powiedziała z trwogą wymieszana z zatroskaniem w oczach starając się brzmieć najczulej jak tylko potrafi. – Ale, gdy ludzie zobaczą jacy jesteście piękni przyjmą was z otwartymi rękoma – mówiła dalej. – Ten dzień musi w końcu nadejść.
– Jeszcze nie teraz.
– Rozumiem, ale pamiętaj, że obiecałeś mi się pokazać. Minął już prawie miesiąc – dziewczyna demonstracyjnie posmutniała.
– I zobaczysz mnie jutro. Obiecuję – powiedział, czule całując ją po dłoniach, marszcząc przy tym brwi tak bardzo, iż bardziej sztucznie okazać uczuć już się nie dało. – Ale pamiętaj nikomu nie możesz o tym powiedzieć, nikomu nie powiedziałaś? Nikt nie wie o nas? Nikt nie wie o mnie? Nikt nie wie, że się ze mną spotykałaś?
– Nie! – Niemal krzyknęła z przejęcia.
– To dobrze.
– Wiem. Nie jestem naiwna!
– Niestety. – Romuald zmrużył oczy i z troską pokręcił głową. – Nie jestem wampirem za jakiego mnie uważasz. Takich wampirów nie ma. Co to w ogóle za pomysł, by wampiry błyszczały? To chore. I tylko brzydkie, nie mające chłopaków, zakompleksione dziewczynki są w stanie myśleć, że takie pedałki mogą być wampirami. Poza tym nie ma czegoś takiego jak miłość między człowiekiem a wampirem. Jesteście dla nas tylko pożywieniem. Nic więcej. I już mam ciebie dosyć. Męczy mnie twoja głupota! Jesteś największą idiotką jaką spotkałem w swoim życiu, a żyję już dwadzieścia lat!
Tak, dwadzieścia. Nie mam trzech tysięcy lat, nie jestem królem wampirów. A i tak naprawdę mam na imię Marcin. A to wszystko było kłamstwem, bym mógł cię zabić bez konsekwencji.
– Nie mów tak! – Dziewczyna odsunęła się i wstała z łózka. – Mówisz, tak bo wiesz, że to będzie trudne. Nasze wspólne życie będzie pełne wyrzeczeń i walki, ale poradzimy sobie z tym. Nie musisz mnie chronić. Będę przy tobie na dobre i złe, tak samo jak ty przy mnie. Razem sobie z tym poradzimy! Nasza miłość wygra! – Łkała na kolanach ze łzami, które spływając po jej twarzy rozmazały cały makijaż.
Nie tak wygląda to w filmach, powinna płynąć mi jedna łza, a moja twarz wyglądać idealnie! Taka myśl pojawiła się w jej głowie, gdy klęczała na podłodze wydając z siebie coraz bardziej żałosne dźwięki i wypluwając kolejne słowa, uświadamiając sobie, iż życie ma tak naprawdę bardzo niewiele wspólnego z filmami…. szczególnie tymi o wampirach.
– Podejdź tutaj – odezwał się Marcin, gdy dziewczyna już się nieco uspokoiła.
Kasia posłusznie wykonała jego polecenie siadając na łóżku tuż obok niego.
– Nie chcę, chcę żebyś mnie zostawił. Proszę – łkała cicho pod nosem mając nadzieję, że przeżyje dzisiejszy wieczór.
Marcin zsunął się z łóżka i klęknął tuż przy jej nogach. Delikatnie chwytając ją za podbródek uniósł głowę, by mogła na niego spojrzeć. Po chwili wpatrywania się zaczął wolno, z uśmiechem na twarzy mówić:
– Wiesz co…. tak naprawdę nigdy cię nie kochałem. Mówię teraz szczerze. Chciałem cię tylko zasmakować. Ładnie pachniesz. – dziewczyna ucieszyła się słysząc te słowa, gdyż mimo wszystko chociaż okazało się, że jest wyjątkowa, tak jak zawsze przypuszczała. – Ale tak naprawdę każdy żywy człowiek pachnie ładnie… jak jedzenie. – po tych słowach dziewczyna znowu posmutniała.
– Proszę, nie zabijaj mnie – powiedziała cicho.
– Muszę. Bo wiesz, w drodze do ciebie natrafiłem na twoich rodziców. Skąd wiedziałem, że to oni? Pachniecie podobnie. Chciałem tylko spróbować jak smakują… wiesz taka przekąska przed daniem głównym… niestety – tutaj Marcin posmutniał. – Zabiłem ich. Nie mogę pozwolić, byś żyła z wyrzutami sumienia, że z twojego powodu zginęli rodzice. To mogłoby sprawić, iż pogrążyłabyś się w alkoholu, a nie chciałbym tego. Sam rozumiesz, że nie mam wyjścia i muszę cię zabić. Nie wypada rozdzielać rodziny. Swoją drogą dziwi mnie, że w takich chwilach jak ta osoby będące w zagrożeniu nie są w stanie wpaść na najprostsze pomysły. To zadziwiające jak strach odbiera zdolność do logicznego myślenia. Tymczasem….
Marcin miast dokończyć zdanie rozchylił nogi dziewczyny i mimowolnie nie mogąc się powstrzymać spojrzał na jej majteczki. Nie w takich okolicznościach Kasia chciała mu je pokazać. Jedną dłonią ścisnął jej usta, by nie mogła krzyczeć. Drugą ręką natomiast włożył pomiędzy jej nogi, by ta nie mogła ich złożyć. Po chwili wgryzł się w jedną z żył na udzie i zaczął rozkoszować się w jej ciepłej krwi. Dziewczyna początkowo próbowała się wydostać, szarpiąc ze wszystkich sił i gryząc. Niestety bez skutecznie. Nie miała szans z jego siłą. Po kilku dłużących się chwilach dziewczyna zrobiła użytek ze swoich rąk i zaczęła nimi okładać Marcina po głowie. Skoro nie mogła się wydostać postanowiła atakować. I tak nie miała już nic do stracenia. Uderzyła raz i drugi. Początkowo oprawca ignorował kolejne ciosy, lecz w pewnym momencie, najprawdopodobniej zirytowany już tym, chwycił za rękę dziewczyny i wyrwał ją ze stawu po czym odrzucił w kąt. Drogocenna, czerwona ciecz zaczęła bryzgać wprost na niego i nie tylko na niego, ale wszędzie, gdyż Kasia nie była już w stanie zapanować nad swoim ciałem. Wszystko trwało kilka minut, po których Marcin odrzucił truchło dziewczyny niczym kukłę. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które w większości było teraz koloru czerwonego. Otarł usta końcami palców i spojrzał jeszcze raz na Kasię, która dostała pośmiertnych drgawek.
– Dzięki wam wszystko teraz jest takie proste – powiedział patrząc na jeden z plakatów.
Na dworze padał deszcz skutecznie zmywając krew z głowy Marcina dumnie z powodu najedzenia kroczącego ulicą zastanawiającego się kogo następnego mógłby spróbuje, gdyż miał w tej kwestii znaczne zaległości, które chciał nadrobić. Krew, taka ciepła i pełna życia buzowała po jego ciele sprawiając, iż miał wrażenie, że może dokonać wszystkiego. Czuł się pełen energii, którą chciał jak najszybciej spożytkować. Najpierw jednak chciał odwiedzić pewne miejsce, w tym celu skręcił w jedną z uliczek, by skrócić sobie drogę. Była to jedna z tych uliczek, w które nie warto wchodzić po zmroku. Chyba, że jest się wampirem.
– A ty gdzie się wybierasz morderco? – odezwał się młody mężczyzna na środku drogi.
– Nie mam nastroju do rozmów.
Marcin roześmiał się i chwycił śmiałka za skronie. Pstryk. Wystarczyła chwila, by pozbawić go tułowiu (albo tułowiu pozbawić głowy, zależy jak na to spojrzeć – przypis autora). Wystarczyła kolejna chwila, by Marcin poczuł palący go w piersi ból. To było pierwsze prawdziwe uczucie jakiego doznał od czasu śmierci. Przez moment miał wrażenie, że znowu żyje. Mimo to zdążył odwrócić się na pięcie i wbić rękę w mężczyznę stojącego za nim. Wbił ją na ślepo, ale z wyczuciem dlatego też mógł poczuć jeszcze jak serce bije w jego dłoni nim wszystko znikło i zapadła nicość.