- Opowiadanie: Dzikowy - Flirt

Flirt

Jako pierwszy post na NF wrzucam tekst przygotowany na Wrocławskie Dni Fantastyki (poza konkursem). Pisałem w konkretnym celu i pod konkretne założenia: steampunk (motyw tegorocznych DF-ów) oraz pod słuchowisko nagrywane przez dwie osoby.
Słuchowisko powstało w oparciu o wersję roboczą, dlatego jest tam kilka drażniących powtórzeń. Tutaj poprawione. Życzę smacznego.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Flirt

Spokój niedzielnego popołudnia przed dworcem zburzył dzwonek i ostry pisk kół hamującego tramwaju. Chwilę później metr przed jego nosem przejechała czarna dorożka z napisem TAXI na burcie, prawie łamiąc przy tym koła na torach. Dymiąc z przepalonych kotłów kierowała się prosto w stronę głównego wejścia dworca, posapując rytmicznie z tłoków umieszczonych za przednimi kołami. Nie jechała już ulicą, ale szerokim deptakiem zamkniętym po obu stronach rzędami donic, ławek i latarni, wzbudzając panikę wśród spacerujących odświętnie ubranych kobiet i mężczyzn. Mijani przechodnie rzucali parasolki, koronkowe wachlarze, na kamiennych płytach lądowały binokle, cylindry i skórzane teczki. W końcu pojazd zatrzymał się przed otwartymi na oścież drzwiami i wypuścił z zaworów kłęby gorącej pary, parząc wciąż podnoszących się z ziemi ludzi. Zawieszone na lśniących rurach regulatory Watta wirowały jeszcze chwilę. Wokół zapanowała milcząca konsternacja. Dopiero po kilku sekundach ze zgrzytem rozłożyły się metalowe stopnie, Pokryte czarną laką niskie drzwiczki uchyliły się bezgłośnie, na pierwszym stopniu oparła się stopa obuta w wysoki trzewik z farbowanej na purpurowo skóry, z ciemnozielonymi sznurowadłami, których końce ginęły pod sięgającą długą tkaniną w kolorze szmaragdów. Po schodkach zeszła wysoka kobieta, ubrana w modną, bogato obszytą koronkami suknię, o barwie pasującej do zielonego toczka. Odwróciła się po kuferek i parasolkę, po czym podeszła do dorożkarza i podała mu wielką złotą monetę.

– Zgodnie z umową płacę potrójnie – przypomniała mężczyźnie wgapionemu w spływający z kapelusza zielonkawy welon przesłaniający twarz.

– A gratis? – taksówkarz nie krył rozczarowania.

Pasażerka westchnęła, powiesiła parasolkę na przedramieniu i wolną ręką podniosła zasłonkę. Cerę miała gładką, ale dojrzałą. Kształtne kości policzkowe, migdałowe oczy o tęczówkach w kolorze nieprawdopodobnej zieleni i pełne usta podkreślał perfekcyjny makijaż. Była niezwykle piękna. Dostrzegli to również mężczyźni wokół, którzy z laskami w rękach i z wyrazem gniewu na twarzy szli w stronę bezczelnej kobiety, która najwyraźniej złotem przekonała dorożkarza do tej szaleńczej jazdy. Wszyscy gotowi byli stawać w obronie czci swoich towarzyszek, dopóki nie dostrzegli jej urody. Zamierali pojedynczo i grupami. Poczęli macać się po kieszeniach w poszukiwaniu biletów wizytowych, grzebieni, nie zwracali uwagi na protesty swoich żon i przyjaciółek.

– A co ja panu takiego obiecałam? – spytała zalotnie, mrużąc powieki, ignorując zahipnotyzowany lub wściekły, w zależności od płci, tłum gęstniejący wokół stygnącego pojazdu.

– Całusa szanowna pani obiecała – mężczyzna odpowiedział bezczelnie. – Gdy tylko dojedziemy na miejsce.

– Ale ja jeszcze nie dojechałam. Powiedzmy, że wyślę panu na post restante – zażartowała i roześmiała się głębokim altem. Ucałowała rękawiczkę i dmuchnęła w stronę mężczyzny.

– Tyle musi panu wystarczyć. Jeszcze by się pan zakochał.

Odwróciła się i szybkim krokiem poszła w stronę dworca, pięknego budynku z dwoma dymiącymi kominami ukrytymi w wąskich wieżyczkach. Musiała się spieszyć. Czasze głośników wyrzucających kolejne komunikaty zapowiedziały odjazd jej pociągu.

***

W saloniku dla pierwszej klasy panował spokojny nastrój. Wyszywane złotymi nićmi purpurowe tapety i obicia foteli i kanap tworzyły przytulną, kawiarnianą atmosferę. Stojący za mahoniowym barem przystojny mężczyzna w liberii i w białych rękawiczkach nalewał do kryształowych kieliszków i pucharków drinki, które potem wąsaci stewardzi stawiali na stoliczkach przed pasażerami. Na szerokich kanapach elegancko ubrani mężczyźni rozmawiali o polityce, śmiejąc się od czasu do czasu na cały głos, przy następnym stoliku przycupnęła starsza kobieta z nosem w najnowszej erotycznej powieści Jane Austen. Lektura musiała być wciągająca. Dama co chwilę wzdychała głośno, a policzki pokrywały jej się rumieńcem. Poza jednym wyjątkiem wszystkie fotele i kanapy zajmowały grupy podróżnych zajętych rozmowami, plotkami, popijaniem drinków i jedzeniem lodów.

W samym rogu wagonu samotnie siedział mężczyzna w prostym, ale nie ubogim stroju podróżnym. Nietypowe podwójne szwy na surducie nie rzucały się w oczy, ale już wzmocnione skórą łokcie i ukryte, wypchane czymś kieszonki po wewnętrznej stronie psuły krój stroju, marszcząc się i łamiąc przy każdym ruchu. Twarz miał gładko ogoloną, zupełnie niemodnie, podobnie niemodną miał fryzurę – burzę rozrzuconych włosów bez śladu pomady. Oblicze ukrył za piątkową gazetą, którą co chwilę odsuwał sprzed twarzy, żeby strzepnąć popiół z cygara prosto na dywan, wywołując za każdym razem pomruk niezadowolenia wśród obsługi wagonu.

W przeszklonych drzwiach pojawiła się postać wysokiej kobiety w modnej sukni. Rozejrzała się po pomieszczeniu i po chwili wahania podeszła do samotnego mężczyzny.

– Czy mogę dołączyć? – usłyszał, zanim ją dostrzegł nad gazetą. Zerwał się i gestem zaproponował miejsce.

– Ależ oczywiście. Na nikogo nie czekam. No, – speszył się. – tak po prawdzie to czekam, ale nie na panią.

– A zatem powinnam się oddalić – zaprotestowała uśmiechając się pięknie, ale tylko ustami. Jej oczy wyrażały zupełnie inne uczucie niż wesołość. Taksowała mężczyznę nieskromnie, spoglądając co chwilę na cygaro.

– Ależ skąd. Z umówioną osobą mam spotkać się zupełnie gdzieś indziej i nie na tyle szybko, żebym nie mógł przez chwilę panią zabawić. Jan de Grünburg. – przedstawił się i pocałował wyciągniętą w jego stronę dłoń ukrytą w rękawiczce w kolorze dojrzałej trawy.

– Alicja… na razie musi panu wystarczyć Alicja.

– Sherry? – zaproponował, pomagając pasażerce zająć miejsce na krześle po drugiej stronie stolika.

– Z przyjemnością. Poczekam tu na pana – odpowiedziała posyłając kolejny uśmiech i sięgając po gazetę. Mężczyzna trochę zbyt nerwowo porwał zwitek arkuszy.

– Pani pozwoli, ale ten numer zawiera wyjątkowo drastyczny artykuł. Mógłby panią niepotrzebnie wzburzyć i popsuć nastrój. Głupio tak, na początku znajomości.

Przeprosił i podszedł do baru. Wrócił po chwili i postawił dwa kieliszki wypełnione karmazynowym gęstym płynem. Kobieta wyciągnęła rękę, ale chwyciła nie za kieliszek, a za cygaro, które mężczyzna trzymał między palcami i zanim ten zdążył zareagować, zanurzyła jego koniec w kieliszku stojącym dalej od niej.

– Najmocniej przepraszam, ale w moich kręgach palenie przy kobiecie jest niesmaczne, podobnie niesmaczne jest, gdy mężczyzna pija likiery w towarzystwie damy.

Stał przez chwilę, zaskoczony, ale po chwili usiadł naprzeciw i roześmiał się głośno.

– Jest pani niesamowita. Jeżeli wszyscy w pani kręgach są tak rezolutni, chętnie dołączę do tej loży.

– To niestety niemożliwe. Widzi pan, musiałby pan mieć dwie rekomendacje, a ja niechętnie przedstawiam przyjaciół swoim przyjaciółkom. Można powiedzieć, że jestem zaborcza. Pozwoli pan? – Podniosła swój kieliszek. – Za pańskie zdrowie. Oby starczyło go na długo – wniosła toast i upiła łyk pozostawiając na krawędzi kryształu czerwony ślad po szmince. – Ale obiecał mnie pan zabawiać. Proszę trochę o sobie opowiedzieć. Dokąd pan jedzie? Oczywiście, jeżeli nie jest to tajemnica – zastrzegła.

– Bynajmniej. Powód jest niestety nudny. Jadę w interesach.

– O, a co pan robi?

– Jak to najprościej ująć – przerwał i siedział przez chwilę myśląc z pięścią przytkniętą do ust. – Kupuje pewne informacje biznesowe za bezcen, przetwarzam je, aby nabrały wartości i sprzedaję z zyskiem.

– Gra pan na giełdzie?

– Coś w tym rodzaju – odpowiedział podkreślając gestem, że jest to odpowiedź nieprecyzyjna.

– To faktycznie mało ciekawe – przyznała. – To może porozmawiajmy o miłości. Czy jakaś dama skradła już panu serce? Jaka ona jest? – dodała, gdy przytaknął.

– Moja żona jest wyjątkową kobietą, jak wyjątkowa jest każda kobieta.

– I to z nią ma się pan spotkać nie teraz i nie tutaj?

– Niestety, została w Wiedniu. Zobaczę się z nią dopiero po powrocie.

– O, a to jest bardzo ciekawe. A na jak długo pan wyjechał?

– Powiem to pani w tajemnicy – Nachylił się w jej stronę. Przez chwilę wdychał zapach perfum. – Jeżeli przez całą podróż będę miał tak czarujące towarzystwo, to skróci się ona do mrugnięcia okiem. W zasadzie już mógłbym wysiąść nawet na następnej stacji i kupić bilet powrotny. Oczywiście, gdyby nadal mi pani towarzyszyła.

– Schlebia mi pan – odpowiedziała zawstydzona, ale nadal się uśmiechała, tym razem oczami.

– A może pani opowie trochę o swojej osobie? Tak piękna kobieta musi obowiązkowo mieć swojego adoratora.

Ubrana na zielono dama uciekła wzrokiem w stronę okna. Widać było, że pytanie jest niewygodne, ale mężczyzna nie zamierzał się z niego wycofać.

– Niestety jestem osobą wyjątkowo niestałą w uczuciach.

– To przykre – odparł zmartwiony. – Może nie napotkała pani tego właściwego?

– Być może? Oświadczali mi się i młodsi i dojrzalsi. Profesorowie, podróżnicy, biznesmeni. Ale krótkim spotkaniu, po wyjściu do teatru czy muzeów okazywali się niewystarczająco…

– Zajmujący? – starał się zgadnąć, widząc, jak kręcąc dłonią próbuje znaleźć odpowiednie słowo.

– Raczej niewystarczająco żywotni. Jestem kobietą bardzo energiczną, bardzo magnetyczną, czego może nie widać, dlatego mój wybranek również musi mieć w sobie ten magnetyzm. Czy pan ma ten magnetyzm? – spytała zalotnie mrużąc oko.

– Hipotetycznie. – Pokazał obrączkę na serdecznym palcu. – Jestem osobą bardzo magnetyczną. Tak pełną sił witalnych, że po prostu nie sposób mnie zmęczyć. Biegałem w maratonach, a następnego dnia wyruszałem do Afryki na safari. A wie pani, że nawet na malarię chorowałem i na ospę?

– Nie może być! – Zdenerwowana podniosła dłonie do ust.

– Tak było. I kiedy wszyscy moi towarzysze, tragarze, podróżnicy i myśliwi umierali w strasznych cierpieniach, ja, mimo osłabienia, szedłem dalej przez bagnach w poszukiwaniu pomocy.

– I udało się panu?

– Niestety. –Posmutniał. – Gdy w końcu dotarłem do cywilizacji i wróciłem z pomocą, wszyscy moi towarzysze już nie żyli.

– A pan?

– Może trudno w to uwierzyć, ale mimo forsownego marszu, brudnej wody i strasznych upałów, ulew i wichury, objawy i gorączka same ustąpiły. Do obozu dotarłem zupełnie zdrowy.

– To naprawdę niezwykłe! – Jej twarz wyrażała szczery podziw. Wydawała się jeszcze piękniejsza niż przed chwilą. Może to były te niewielkie zmarszczki na gładkim czole, gdy podniosła brwi? Nie potrafił określić. Myśli te zaniepokoiły go na tyle, że odchrząknął i spojrzał w stronę politykujących pasażerów w poszukiwaniu tematu.

– Proszę, niech pani opowie jeszcze coś o sobie. Zdradzi jakąś tajemnicę, którą zachowam sobie po podróży. Pamiątkę, skoro zapewne nigdy już się nie spotkamy?

– O! – Udała zaskoczenie i sięgnęła po kieliszek. Serwetką starła szminkę i upiła łyk. Po odstawieniu na stoli krawędź szła wyglądała jak przed chwilą. – A co chciałby pan wiedzieć?

– Nic konkretnego. Proszę mi opowiedzieć, jaka pani jest?

Roześmiała się perliście.

– A mogę używać metafor?

– Lubię poezję. To buduje nastrój.

– I napięcie – dodała, ponownie wycierając brzeg kieliszka. Tym razem palcem. Nie zauważył, kiedy zdjęła rękawiczki.

– Napięcie jest niewskazane, ale miły i przytulny nastrój z pewnością pozwoli nam obojgu znieść trudy podróży. – Odpowiedział, widząc, że zasłania usta przed dymem płynącym chmurą od sąsiedniego stolika. – Może się przesiądziemy? Po tamtej stronie salonu widzę wolny stolik.

– Chciałabym już wrócić do przedziału. Może mi pan towarzyszyć – dodała zalotnie. Udał, że nie zrozumiał aluzji, ale wstał, obszedł stolik i podał jej rękę. W chwili, gdy ich palce się zetknęły wzrok mężczyzny stężał, oddech zamarł. Towarzyszka cały czas patrzyła na niego uśmiechnięta, ale to był zupełnie inny uśmiech. Było w nim coś złego i lubieżnego. Otrząsnął się po chwili i pomógł jej wstać. Gdy mijali bar skinieniem dał barmanowi znać, żeby drinki wpisał na jego rachunek.

Gdy dotarli do przedziału, mężczyzna przeprosił, obiecując solennie, że niedługo wróci i zniknął za drzwiami. Po chwili faktycznie się zjawił, a zaraz za nim tragarz, który na półce nad wygodną kanapą ułożył po kolei bagaże mężczyzny.

– Przepraszam, ale musiałem zakupić u kierownika drugi bilet, aby móc pani towarzyszyć do końca podróży.

– Do bardzo uprzejme – odpowiedziała zadowolona.– Czy mam dalej mówić o sobie?

– Będę wdzięczny – przytaknął i zaczął zasłaniać firany w oknach drzwi. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni surdutu.

– Ale nie zamierza pan palić? – spytała widząc jego gest.

– Coś w tym rodzaju – odpowiedział i wyciągnął dwulufowy obrzyn z lufami z błękitnej stali. Strzelił bez zapowiedzi, raz w brzuch, drugi raz w głowę. Po chwili zjawiła się obsługa pociągu, ale odeszli bez słowa, gdy mignął im legitymacją.

Patrzył przez moment na krwawe strzępy jeszcze przed chwilą pięknej twarzy, po czym wyciągnął spod kołnierza owalny medalion z brązu, z okrągłym kamieniem pośrodku. Po jego powierzchnią tańczyły iskierki wyładowań. Rzucił przedmiot na kanapę i sięgnął do leżącego nad siedzeniami kufra. Zrzucił go z wyraźnym wysiłkiem. Podniósł wieko i ze środka wyjął drewnianą skrzynkę, okutą na każdym rogu. W środku znajdowało urządzenie przypominające maszynę do pisania. Do odchylonego wieka skrzyni przymocowany był długi przewód, którego koniec mężczyzna wetknął w gniazdo w ścianie wagonu. Szybko wpisał wiadomość i zakręcił korbą. Maszyna zagrzechotała, a po chwili rozległo się tykanie wiadomości nadawanej alfabetem Morse’a. Każdy impuls potwierdzała migająca lampa. Jednocześnie z urządzenia wysunął się zadrukowany wąski pasek papieru z wiadomością „Zlecenie wykonane STOP Sukkub Alicja de la Francesca von Weiburg zlikwidowana STOP Dokonać wpłaty STOP Zabezpieczyć 3 wagon 1kl Wro-Poz STOP”.

Przez chwilę czekał aż cała treść zostanie przesłana, po czym wypiął wtyczkę i sięgnął do wewnętrznej kieszeni po gazetę. Rzucił ją na kanapę obok maszyny. Ze środka wypadło ogłoszenie podpisane „Poszukiwana żywa lub martwa”. Powyżej znajdował się duży portret pięknej kobiety w ciemnej sukni. Nawet na czarnobiałej fotografii jej oczy wydawały się zielone.

Warszawa, kwiecień 2014.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie, wszystko gra do tego fragmenciku:

Udał, że nie zrozumiał aluzji, ale wstał, obszedł stolik i podał jej rękę. W chwili, gdy ich palce się zetknęły wzrok mężczyzny stężał, oddech zamarł. Towarzyszka cały czas patrzyła na niego uśmiechnięta, ale to był zupełnie inny uśmiech. Było w nim coś złego i lubieżnego. Otrząsnął się po chwili i pomógł jej wstać.

Jeżeli było to działanie Alicji, powinna ona rozpoznać, z kim ma do czynienia i zrezygnować z towarzystwa tego mężczyzny. A nawet zabić go, póki była w stanie to zrobić. Jeżeli w ten sposób on rozpoznawał, z kim ma nieprzyjemność, upewniał się, że to ta Alicja, w głupi sposób oznajmił, kim jest…

Przecinkologia szwankuje tu i ówdzie.

Hej,

Alicję wzorowałem raczej na Poison Ivy niż na demonie, dlatego uznała, że faceta zauroczyła, a on to zauroczenie (w domyśle) umiejętnie udawał. Nie ma tu żadnej telepatii – sama chemia. :)

 

Dzięki za uwagi.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dzikowy, czyś ty kobietą jest, czy mężczyzną? Pytam, bo piszesz jak mężczyzna, a w profilu czytam – kobieta i nie wiem jak się do Ciebie zwracać. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Eh, ten dżender. Poprawiłem. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Pomysł ciekawy, chociaż poszczególne elementy nie powalają oryginalnością.

W saloniku dla pierwszej klasy panowała spokojna i kawiarniana atmosfera. Wyszywane złotymi nićmi purpurowe tapety i obicia foteli i kanap tworzyły przytulną, kawiarnianą atmosferę.

Nie za dużo tej kawiarnianej atmosfery? W tekście zostało sporo literówek. Pousuwaj, jeśli nie jesteś do nich jakoś mocno przywiązany. ;-)

Babska logika rządzi!

Hej,

nie siliłem się na oryginalność. Opko nagrała para, dlatego pisałem bardzo pod nich i pod audio. Takich powtórzeń było mnóstwo (jakiś zafiksowany byłem). Oczywiście usunę. Dzięki za uwagi.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Za mało fantastyki, za dużo tych opisów kawiarnianych. Stanowczo za dużo. A tak poza tym… całkiem, całkiem.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Nowa Fantastyka