- Opowiadanie: Brygida - LItery na szybie

LItery na szybie

Witam!

Przedstawiam Wam “Cmentarny Tryptyk“. Jest to, jak widać w tytule, cykl trzech opowiadań o duszyczkach, którym z różnych powodów zbytnio nie spieszy się do nieba.  Oto i pierwsza część,  “Litery na szybie”.

Miłej lektury:)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

LItery na szybie

Litery na szybie

 

 

Otworzyłam oczy i nie wiedząc czemu, nie poczułam żadnego bólu. Spróbowałam poruszyć nogami, co udało mi się bez problemu. Z rękami też było w porządku, podobnie jak z szyją, głową i plecami.

– Coś jest nie tak – mruknęłam, mrugając szybko. Byłam dokładnie tam,

gdzie zostawili mnie ci dwaj nagrzani studenci; w wilgotnym rowie, nieopodal parku, w którym zostałam zaatakowana. Na myśl o tym, co mi zrobili, zatrzęsłam się i objęłam ramionami. Jaka ja byłam głupia! Dlaczego tak bardzo chciałam wracać do domu piechotą i to jeszcze sama?! Przecież Marcin proponował, że odwiezie mnie samochodem, a kiedy odmówiłam, Agata stwierdziła, że pójdzie ze mną bo ma niedaleko, ale nie! Jako pełnoletnia, dorosła osoba musiałam chcieć się wykazać! Co mi strzeliło do łba?! No tak, chyba ten szampan i pięć piw wypitych w czasie zorganizowanej przez znajomych urodzinowej imprezy-niespodzianki. I jeszcze wybrałam drogę przez park, który w weekend jest wręcz oblegany przez nocne zmiany wesołych studentów. Przynajmniej byłam na tyle trzeźwa, że kiedy doczepiło się do mnie tych dwóch sukinsynów, jakoś dawałam radę uciekać… Dopóki moje sznurowadło nie postanowiło się rozwiązać… Myślałam, że zaraz się rozpłaczę, ale nie czułam, żeby do oczu napływały mi łzy.

W ogóle nic nie czułam.

Ani bólu, ani łez, które powinny spływać mi teraz po policzkach.

Ani nocnego zimna.

Ani wilgoci ziemi, w której leżałam.

Nic.

Zamknęłam oczy, a gnieżdżący się w mojej podświadomości strach, znów zaczynał dawać o sobie znać. „Coś jest nie tak”, powtórzyłam w myślach i spróbowałam

się podnieść. Niestety, nie było to żadnym problemem, bo chwilę później stałam wyprostowana, a to zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Spojrzałam pod nogi, ale było za ciemno, żeby mogła cokolwiek dostrzec.

– Tutaj jest! Chyba ją znaleźliśmy!- dobiegło mnie wołanie z góry. – Dajcie latarkę! – krzyczał mężczyzna. – Michalina, to ty?! Wszystko w porządku?!

– Tak, to ja! – kamień spadł mi z serca.

– Schodzę, muszę to sprawdzić – słyszałam jak mówi do innych ludzi.

Nie zdążyłam unieść głowy, ciemność rowu rozproszył blask latarki i zobaczyłam zeskakującego w dół policjanta.

– Nawet pan nie wiem, jak się bałam i… – podbiegłam do niego, ale mężczyzna minął mnie i klęknął w ziemi obok…

– Tak, to ona. Twarz ze zdjęcia – policjant zawołał w górę, a na jego czole pojawiły się zmarszczki. – Biedna mała. Co te skurwysyny ci zrobiły…

 

~*~

 

Moje zmasakrowane ciało pochowano trzy dni po znalezieniu go przez oddział poszukiwawczy. Do tego momentu nie rozstawałam się z nim na krok. Widziałam wszystko… Identyfikację, podczas której mama zemdlała, a tata pierwszy raz publicznie płakał. Potem przygotowywania do pochówku i decyzję, że trumna nie będzie otwarta przed uroczystością żałobną. W końcu sam pogrzeb, na który przyszli nawet ci, których nie znałam. Moja trumna była piękna, biała z mnóstwem róż położonych na wieku.

Kilka osób wygłaszało przemówienia, które nie powiem, były udane. Ogólnie rzecz biorąc, o takim pogrzebie może marzyć każdy.

Z tego co zdążyłam nauczyć się na religii wynikało, że teraz moja dusza powinna pójść dalej, gdziekolwiek to będzie. Stałam więc przed moim grobem i czekałam na jakikolwiek znak z niebios, bądź piekła, ale nic się nie działo. Ludzie podchodzili i kładli na świeżo ubitej ziemi, wieńce, znicze i pojedyncze kwiaty. Moje koleżanki ze szkoły tańca przyniosły sukienkę, w której tańczyłam na ostatnich mistrzostwach i zawiesiły ją na drewnianym krzyżu. Kiedy tylko się oddaliły, mama zabrała strój i wcisnęła go do dużej torby, którą miała na ramieniu. Zrobiło mi się głupio i przykro, że nigdy nie pomyślałam o przyniesieniu jednej z tych kiecek do domu ot tak, na pamiątkę.

Teraz, zamiast wspomnienia po moich konkursach, będzie memento po mnie samej.

Usiadłam na sąsiednim nagrobku i wbiłam spojrzenie w tabliczkę ze swoimi imieniem i nazwiskiem. Dziwne było przyglądanie się własnemu ciału, a co dopiero grobowi, do którego je złożono. Nie oswoiłam się z tym, że umarłam. Kto normalny

by mógł? Nikt nie wie, co jest po drugiej stronie. To logiczne, że bardziej spodziewałam się jakiegoś ciemnego tunelu i światła, zamiast wleczenia się krok w krok za swoimi zwłokami. A co jeśli zostanę tu na zawsze? Jeżeli tak naprawdę, nie ma żadnego miejsca, gdzie dusze idą po śmierci i będę siedziała tu na wieki wieków?! Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach.

– Cześć Michalina… Tak, jak obiecałem, przyszedłem się pożegnać i…

Podniosłam do góry głowę, ale zamiast zobaczyć, kto stał przy moim grobie, otoczyła mnie ciemność.

 

~*~

 

To nie były żadne zaświaty. Ani piekło, ani niebo, ani czyściec, którego spodziewałam się najbardziej. No co? Moje życie nie było aż tak grzeszne, żebym musiała cierpieć piekielne katusze.

Tak sądzę.

Kiedy otworzyłam oczy, leżałam na podłodze czyjegoś pokoju. Najprawdopodobniej było to lokum jakiegoś chłopaka, ponieważ na ścianach było mnóstwo plakatów zespołów rockowych i jakichś naukowców, z których rozpoznałam tylko Einsteina. Ponadto nad sufitem wisiał model układu planetarnego. Na półkach cała masa książek. Deskorolka pod regałem, a gitara pod ścianą, przy łóżku.

– Co ja tu robię? – spytałam sama siebie. Przecież powinnam się przenieść gdzieś poza czas i przestrzeń, tak? Zaczęła ogarniać mnie irytacja. – Dlaczego nikt nie wytłumaczy mi, co się tu wyprawia? Hej, Siło, która ruszasz całym tym światem, czy możesz mi wyjaśnić, co się ze mną dzieje?

– Wojtek, tylko zejdź na obiad za dziesięć minut!

W drzwiach szczęknął zamek i do pokoju wbiegł chłopak na oko w moim wieku. Rzucił plecak na podłogę i siadając na obrotowym krześle stojącym przy biurku,

odpalił leżącego na nim laptopa. Odchylił głowę do tyłu i zapatrzył się w wiszącą nad nim miniaturową replikę Saturna. Nie znałam go, chociaż jego twarz kogoś mi przypominała. Może widziałam go w szkole? Nie wiem. Był średniego wzrostu, miał ciemne włosy

i błękitne oczy ukryte za grubymi szkłami okularów. Wyglądał na takiego pseudo profesorka, ale jego buzia była przyjemna dla oka. Zauważyłam, że prawa grawitacji już mnie nie dotyczą, więc wisiałam pod sufitem i patrzyłam centralnie w jego twarz. Było to nawet zabawne, bo on mnie nie widział. Zresztą, jak każdy inny żywy człowiek. Może gdybym poszukała jakiegoś medium, udałoby mi się „pójść dalej”, czy cokolwiek?

Właśnie! Ludzie, którzy widzą duchy!

Uśmiechnęłam się do siebie, wreszcie coś, o co mogę się zaczepić! Spłynęłam na podłogę i skierowałam w stronę drzwi. Dopiero po chwili przypomniałam sobie,

że duchy, według wszystkich filmów mogą przez wszystko przenikać. Tak więc, po prostu poleciałam przed siebie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się,

że ciemnoniebieska ściana wcale nie planuje mnie przepuścić. Co to miało znaczyć? Spróbowałam z kolejną, a także z podłogą i sufitem i nic! Nawet, kiedy ten cały Wojtek wyszedł na obiad, otwarte na oścież drzwi stworzyły jakąś niewidzialną barierę,

której nie mogłam przekroczyć.

– Co to znowu? – jęknęłam i wywróciłam oczami. – Boże, dlaczego nikt nie chce mi wyjaśnić co się dzieje?

– Jedyny nie zajmuje się takimi sprawami – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i znieruchomiałam. Na parapecie, z nogą założoną na nogę, siedziała młoda dziewczyna. Jej ciało okrywała zwiewna czarna tunika przewiązana w pasie czarną wstęgą. Długie hebanowe włosy opadały na ramiona, kontrastując z białą skórą. Jej twarz była taka… trupia, a krwista szminka tylko zwiększała groteskowość. Ale to wszystko nie mogło się równać z oczami. Jej oczodoły wypełniała czerń, którą podkreślały białe tęczówki. Uśmiechała się, nie spuszczając ze mnie wzroku, co oznaczało, że mnie WIDZI.

– K-kim jesteś? – wydukałam, opierając się o ścianę.

– Chciałaś, żeby ktoś odpowiedział ci na pytania – powiedziała rozbawiona moim przerażeniem. – Jesteś bardziej wystraszona, niż kiedy zobaczyłaś swoje martwe ciało. Nie bój się, nic ci nie zrobię. Od razu uprzedzę twoje pytanie, nie jestem żadnym demonem, który zaciągnie cię na wieczne męki.

– Więc kim? – spytałam, starając się rozluźnić. Byłam tak spięta, że nawet moje duchowe ciało zesztywniało. – Jesteś pierwszą osobą, która mnie widzi.

– Nie jestem człowiekiem – zeskoczyła z parapetu. – Jestem córką Anioła Śmierci i opiekunką cmentarza, na którym spoczywają twoje doczesne szczątki – mówiła zbliżając się do mnie. – Moim zadaniem jest dopilnowanie, by twoja dusza, ciało astralne, duch, pierwiastek „ba”, czy jak to tam nazywasz, przeszło na drugą stronę. Oczywiście, jeśli nie zdecydujesz się na spotkanie z Jedynym od razu, możesz zostać na cmentarzu do Dnia Sądu Ostatecznego, ale tylko i wyłącznie tam. Jednak, żebyś mogła dokonać wyboru, muszę z powrotem ściągnąć cię do „domu” przy kwaterze szóstej, w alejce numer dziesięć – stanęła tak blisko, że nasze nosy prawie się stykały. Panicznie uciekałam przed jej spojrzeniem. – Dekoncentrują cię moje oczy? Nie jesteś pierwsza

– uśmiechnęła się. – Ciesz się, że byłaś nieprzytomna, kiedy przyszła po ciebie sama Matka. Ja przynajmniej mam tęczówkę i źrenicę. Jej oczka to istna ciemność

– zachichotała.

– Więc mówisz, że pomożesz mi z przejściem dalej, tak? – spróbowałam spojrzeć jej

w twarz. Okazało się, że nie jest to takie trudne. Może dlatego, że no nie dosłownie, ale spojrzałam śmierci w oczy?

– O, już się przyzwyczajasz – pokiwała głową i wbrew prawu przyciągania przekręciła się głową w dół. Wyglądało to nawet zabawnie. Stwierdziłam, że chyba nie jest aż taka straszna, pomijając pierwsze wrażenie. – Tak, dokładnie. No to mów,

jaka niedokończona sprawa trzyma cię w tym pokoju, a ja ją załatwię i problem z głowy.

– Wiesz… – zaczęłam wymijająco. – Może najpierw powiesz mi, jak masz na imię?

– Możesz mówić mi Strzyga – urwała szybko. – Co z tą sprawą? Trzeba to szybko załatwić.

– No, ja tak w sumie… nie wiem – mruknęłam.

– Jak to, „nie wiesz”? – przekrzywiła głowę pod niemożliwym dla żywej istoty kątem.

– Musisz wiedzieć. Wysil się trochę! To może być jakaś niespełniona miłość,

przyjaźń z dzieciństwa, ukradziona pamiątka, obietnica, niedokończona rozmowa, lub przeprosiny, bo Śmierć nie pozwoliła wam pogodzić się po kłótni…

– Nic z tych rzeczy – pokręciłam głową. – Nawet go nie znam.

– Na pewno? – odpłynęła do szafki, na której stało zdjęcie tego Wojtka i jakiegoś chłopaka. – Nie kojarzysz tej ślicznej buźki? – wzięła ramkę i zaczęła machać mi nią przed oczami.

– Przestań! – warknęłam i zamachnęłam się, żeby zabrać zdjęcie z powrotem na półkę, zanim chłopak wróci do pokoju. Strzyga uśmiechnęła się kąśliwie,

kiedy przedmiot przeniknął przez moją dłoń.

– To nie takie proste – pokiwała odstawiając fotografię. – Nie możesz dotykać ludzkich przedmiotów, nie należysz już do ich świata. Chyba, że dałabyś radę nauczyć się telekinezy, ale to bardzo trudna sztuka, nawet dla duchów.

– Ale w filmach są duchy, które…

– To są poltergeisty i wierz mi, nie chcesz być jednym z nich – ucięła mi w pół zdania. – To nieszczęśliwe duchy, które tak kochają ludzki świat, że aż go nienawidzą i niszczą wszystko, co z nim związane.

– Przekonałaś mnie – poddałam się. Wzięłam głęboki wdech. Czy duchy mogą oddychać? – No, dobra. To jak mam sobie z tym wszystkim poradzić, Strzygo?

– Dopóki nie będziesz wiedzieć, w czym mam ci pomóc, ja jestem bezsilna

– wzruszyła ramionami, poprawiając wstęgę na tunice. – Sama musisz wiedzieć, co ten chłopak ma wspólnego z twoją niedokończoną sprawą.

 

~*~

 

Strzyga powiedziała, że będzie przychodzić do mnie każdego poranka,

żeby sprawdzić, czy robię postępy w śledztwie. Jak każdy normalny duch, w czasie dnia odpoczywałam. Nie był to taki standardowy sen, ale stan, w którym „coś tam astralne” się regenerowało. Strzyga mówiła, że dopóki moje ciało nie zostało złożone do grobu, energię pobierałam właśnie z niego i dlatego mogłam stać na duchowych nogach przez całą dobę. Teraz, kiedy moje zwłoki są w ziemi, muszę odpoczywać, żeby mieć siłę. Poza tym, dzień to ponoć czas ludzi, a nie duchów.

Tak więc, kiedy Wojtek wychodził do szkoły, ja rozmawiałam ze Strzygą, a potem szłam spać. Natomiast kiedy siadał wieczorem do laptopa, zaczynałam inwigilację.

W swoim życiu spotkałam kilku Wojtków. Z jednym przyjaźniłam się w dzieciństwie, ale nasz kontakt urwał się, kiedy wraz z rodzicami pojechał w drugi koniec Polski.

Drugi dokuczał mi w podstawówce z powodu rudych włosów i wołał na mnie „Marchewa”, a potem na koniec szkoły przyszedł z czekoladkami na przeprosiny. Trzeciego nie wspominam dobrze, bo prawie straciłam z nim dziewictwo, a okazał się wrednym i zdradliwym baranem. Niestety, żaden z nich nie był Wojciechem, z którym

od tygodnia przebywałam w jednym pomieszczeniu. Codziennie starałam się nawiązać

z nim jakiś kontakt. Mówiłam do niego, krzyczałam, próbowałam wystraszyć, ale nic. Nawet próbowałam tej sztuczki Bruce'a Willis'a z „Szóstego zmysłu”, kiedy mówił do swojej śpiącej żony, ale to też nie wyszło. Oczywiście dotykanie jego rzeczy nie wchodziło w grę, bo telekineza była dla mnie zbyt trudna do pojęcia, mimo że Strzyga co nieco mi o niej mówiła. Naprawdę nie wiedziałam co robić. Nie uśmiechało mi się spędzenie wieczności w tych czterech ścianach, poważnie. A wszystko wskazywało na to, że tak właśnie to się skończy.

 

~*~

 

To był deszczowy, nieprzyjemny dzień. Dla ludzi, rzecz jasna, bo nawet jeżeli stałabym na dworze przez kilka godzin, nic by mi nie było. Ale nie, ja nie mogłam ruszyć się nigdzie poza ten przeklęty pokój. Od prawie dwóch tygodni! Dobrze, że duchy nie mają potrzeb, bo umarłabym z głodu i odwodnienia po raz drugi, nie mówiąc już

o potrzebach fizjologicznych.

Ale teraz to nie było aż tak ważne, ponieważ właśnie zaczynał się „mój czas”.

Wojtek wszedł do pokoju, a z jego ust wylewały się pełne pochwały dla przyrody przymiotniki, których nikt, prócz niego nie powinien słyszeć. Ja słyszałam i to nie moja wina, tylko jego, że nadal tu byłam. Patrzyłam jak rzuca plecak na dywan i ściąga z siebie przemoczone ciuchy. Gdybym żyła, zarumieniłabym się i zakryła oczy, ale że już nigdy nie zobaczę gołej męskiej klaty, to co mi tam, jakieś plusy z przebywania tutaj muszą być. Cóż, był nawet nieźle zbudowany, ale ubrał się równie szybko, jak rozebrał,

więc nie mogłam przyjrzeć się dokładniej. Chłopak odetchnął z ulgą i sięgnął do szafki po dodatkowy sweter. Kiedy go wyciągał, spomiędzy ubrań wypadło niewielkich rozmiarów pudełeczko. Z paniką złapał je w powietrzu, zanim zdążyło upaść na podłogę.

– Matko kochana…. – jęknął. – Jakby upadło…

– To co? – szepnęłam mu do ucha, ale on oczywiście mnie nie usłyszał. Spróbowałam odgadnąć, co jest tam schowane, ale w takich opakowaniach może być dosłownie wszystko. Jedyne co wiedziałam, to to, że jest ono bardzo ważne. Może mogłoby mi pomóc, w poznaniu jego tożsamości? Kto wie.

Po kilkunastu minutach zbędnych prób nawiązania kontaktu dałam sobie spokój. Zrezygnowana pofrunęłam z powrotem na parapet i wbiłam wzrok w krajobraz

za oknem. W odbiciu szyby zobaczyłam, że Wojtek gasi światło i staje kilka centymetrów obok mnie. Oho, znowu będzie obserwował. To był chyba taki jego zwyczaj. Zaciemniał pokój i patrzył przez lornetkę na ulicę przy swoim domu. Nie wiedziałam, po co mu to było. Widocznie jakieś hobby. Tym razem nie miałam zamiaru ruszać się z mojego miejsca. I tak mu nie przeszkadzałam. Podczas kiedy on bawił się w szpiega, ja mazałam sobie niewidzialne smugi na szybie. To była jedyna rzecz której mogłam dotknąć,

bo okno było częścią zapory, którą czuło moje astralne ciało. Przez kolejne piętnaście minut zdążyłam namalować oczami wyobraźni polankę pełną pseudo kwiatków,

co sprawiło mi niemałą frajdę. Tym bardziej, że robiłam to pod nosem Wojtka. Taka mała zemsta w stylu „duch jest obok ciebie, a ty nawet o tym nie wiesz, HAHA!”, lub coś takiego.

– Wygląda na to, ze jakoś sobie radzą… dobra, starczy na dziś – Wojtek odłożył lornetkę, odsuwając się od okna. Podszedł do drzwi i zapalił światło. W pokoju rozjaśniło się, a potem twarz chłopaka pobladła. Zaniepokojona zeskoczyłam z parapetu, bo Wojtek zaczął się chwiać i przez chwilę miałam wrażeni, że zemdleje. Powiodłam za jego spojrzeniem, żeby zobaczyć, co go tak wystraszyło i zatkało mnie.

Na zaparowanym od kaloryfera oknie, powoli zanikały namazane przeze mnie kwiatki. To jest to! Tego potrzebowałam! Rzuciłam się do szyby, z której znikała para i wymazałam „cześć Wojtek!”. Odwróciłam się, żeby sprawdzić jego reakcję, ale zamiast tego, zobaczyłam otwarte drzwi.

Na dziś, to by było tyle.

 

~*~

 

– Będę pisać na szybie! – powiedziałam podekscytowana, ale zaraz odwróciłam głowę w bok, bo Wojtek zmieniał bokserki. Podglądanie podglądaniem, ale bez przesady. Rozbawiona Strzyga obserwowała zaistniałą sytuację.

– On i tak nie wie, że tu jesteś – powiedziała, jakby nie słysząc moich poprzednich słów. Wydawała się zaciekawiona tym, co widzi.

– Strzygo! – złapałam ją za ramię i przyciągnęłam do siebie. – Słyszałaś mnie?

– Tak, tak – pokiwała głową. – Wcale nie masz źle, mieszkając tutaj… co mówiłaś o tej szybie?

– Wczoraj, kiedy zaparowało okno, Wojtek widział to, co na nim narysowałam, rozumiesz? – wytrzeszczyłam oczy. – Widział! I napisałam mu „cześć”, ale tego nie zauważył, bo uciekł z pokoju.

– No naprawdę, a to ci dopiero! – Strzyga wywróciła oczami. Gdybym żyła, przeszedłby mnie dreszcz. – W ilu domach pojawiają się napisy na szybach, co?

– Dobra, może przesadziłam. Masz rację – wzruszyłam ramionami. – Ale co innego mam zrobić? Muszę do niego jakoś dotrzeć, tak? A to jedyny sposób.

– O ile uda ci się go zmusić, żeby znowu podszedł do okna – Strzyga zaśmiała się ironicznie. – Jeśli nadal będziesz go atakować tak nieoczekiwanie, to nie ma mowy,

żeby cokolwiek ci wyszło.

– No wiem… – podleciałam do wojtkowego łóżka i ułożyłam się na nim. – Teraz leć już, bo moja siła astralna jest na wyczerpaniu i muszę się przespać.

– Bez problemu, nie ma już czego podziwiać – upiór zaśmiał się i mrugnął w stronę wychodzącego z pokoju Wojtka. – Życzyłabym ci miłych snów, ale duchy nie śnią,

więc życzę ci miękkiej ciemności, która oplecie twoją duszę.

Wykrzywiła usta w uśmiechu i rozpłynęła się w powietrzu.

 

~*~

 

Wojtek patrzył na szybę jak zaklęty. Nawet nie był w stanie się poruszyć,

ani mrugnąć. Lubił oglądać filmy o duchach i interesował się sprawami ze sfery paranormalnej, ale nigdy nie przypuszczał, że tego typu rzeczy będą dotyczyć

go osobiście. A tu proszę! W jego własnym pokoju ni stąd, ni zowąd pojawia się duch.

Już pół biedy by było, gdyby Wojtek mógł go zobaczyć, przynajmniej wiedziałby z czym ma do czynienia, ale nie. O n musiał trafić, na takiego, który nikomu się nie ukazuje, ba!, jedynym znakiem jego obecności są litery na oknie.

Teraz miał przed oczami całą wiadomość. Po raz pierwszy nie były to pojedyncze zdania, czy zwroty. Może duch chciał oswoić go z faktem, że siedzi w jego pokoju już prawie miesiąc. Czasami zdarzało się, że on o coś pytał, a po chwili na szybie pojawiała się odpowiedź. W każdym razie, dzisiejszego poranka czekała na niego kolejna wiadomość. Ostatnia, jak to zapowiedziała Michalina. Ta Michalina.

 

Jestem Michalina Andrusiewicz. Kim jesteś i dlaczego nie pozwalasz mi pójść dalej?

 

Czuł, że jego ciałem wstrząsa szloch, że mimo zakręconego kaloryfera zaczyna się pocić. Dotknął swojej twarzy i zauważył, że płacze.

– To niemożliwe – powtarzał pod nosem. – Wróciłaś przeze mnie? Przecież, to nie było…

Słowa uwięzły mu w gardle i opadł na podłogę. Siedział, obejmując się ramionami, a po policzkach ciekły mu łzy.

 

~*~

 

Kiedy otworzyłam oczy, w pokoju panował półmrok. Podniosłam się z łóżka

i rozejrzałam wokoło. Coś się zmieniło. Na ścianach nadal wisiały plakaty, ale z sufitu zniknęły modele, a na biurku nie było laptopa tylko sterta książek. Gitara i deskorolka zniknęły, a w ich miejscach pojawił się duży podniszczony miś i bliżej nieokreślona figura z klocków Lego. Na podłodze leżały rozrzucone żołnierzyki. Popatrzyłam na nocną szafkę i zobaczyłam, że stoi tam to małe pudełeczko, które Wojtek trzymał

w szafie. Było otwarte, więc zajrzałam do środka. Leżało tam zniszczone przez czas zdjęcie dwójki dzieci. Pyzaty chłopiec obejmował ramieniem rozpromienionego rudzielca z warkoczykami. Po chwili zrozumiałam, że ta dziewczynka to byłam ja. Ale ten chłopiec…

– Jak to…? – wyszeptałam.

– Tak wyglądał mój pokój, kiedy za życia przyszłaś tu po raz ostatni. Wszystko jest tak jak było, zabawki, książki, tylko meble są inne. Pamiętasz, Misiu?

Pod ścianą siedział Wojtek. Patrzył na łóżko, tak jakby wiedział, że właśnie tam siedzę.

– Ty mnie widzisz…? – tylko to zdołałam z siebie wydusić. – I skąd znasz moje…?

Wtedy dotarło do mnie, skąd znam tą delikatnie zaokrągloną buzię i te piękne oczy. Wszystkie wspomnienia wróciły i mimo że nie miałam czującego ciała, wydawało mi się, że zaczyna wypełniać mnie ciepło.

– To ty? – wyszeptałam, patrząc na zbliżającego się do mnie chłopaka. – Ale jak…?

– Wiesz – wzruszył ramionami i uśmiechnął się – Możliwe, że to dlatego, że już wiem, kim jesteś? Ponoć jest coś takiego, że kiedy zna się tożsamość ducha, on się materializuje. Kiedy przeczytałem, kto jest autorem wiadomości z okna domyśliłem się, że ta Michalina to musisz być ty. Tym bardziej, że wiedziałem o twojej śmierci i byłem na pogrzebie. Nawet uciąłem sobie pogawędkę z twoim nagrobkiem. To było nawet zabawne….

– Wojtek! – zerwałam się z łóżka i przypłynęłam do niego. Nie wiem jakim cudem,

ale udało mi się go objąć. W pierwszej chwili chciał się wyrwać, żaden żywy człowiek nie jest przygotowany na fizyczny kontakt z duchem, ale po chwili mocno się do mnie przytulił.

– To ty mnie przywołałeś…

– Ja? – zdziwił się. – Przecież nic nie zrobiłem.

– Zrobiłeś – uśmiechnęłam się. Wszystkie puzzle układały się na swoje miejsca.

– To ty mówiłeś przy moim grobie, że przyszedłeś się pożegnać, prawda?

– No tak – zgodził się. – Obiecaliśmy to sobie, pamiętasz? Zanim wyjechałem powiedziałem ci, że przynajmniej jeszcze raz się spotkamy.

– Dokładnie… – pokiwałam głową. – I to właśnie to zatrzymało mnie na ziemi

– Ale byliśmy wtedy dziećmi – żachnął się. – To była raczej zabawa, żadne z nas nie traktowało tego poważnie.

– Wydaje mi się, że dla dwójki ośmioletnich dzieciaków było to bardzo ważne i żadne z nas nie myślało, że to obietnica bez pokrycia.

– Jak tak o tym teraz mówisz – Wojtek zrobił zamyśloną minę. – Miesiąc po przeprowadzce, ja nadal planowałem jak dostać się do ciebie ze Szczecina autostopem, o którym usłyszałem w radio. Oczywiście, wtedy nie wiedziałem co to znaczy,

więc myślałem, że to jakiś super szybki pojazd – zaśmiał się. – Ale potem…

– Potem dorośliśmy – podsumowałam.

– Jak widzisz – wskazał na pudełko. – Ja nigdy o tobie nie zapomniałem.

– Ja też – uśmiechnęłam się. – Więc teraz….

– Teraz, kiedy ponownie się spotkaliśmy…– wyciągnął do mnie dłoń.

– … mogę spokojnie odejść.

Popatrzyłam na niego i to dziwne ciepło, które gdzieś tam zaczynało się we mnie pojawiać, wypełniło całe moje astralne ciało. To było dziwne, naprawdę dziwne,

ale wydawało mi się, że moja sylwetka zaczyna blednąc na tle pokoju.

Wojtek jednocześnie płakał i uśmiechał się do mnie.

– Przyniosę to zdjęcie na twój grób – powiedział, wiodąc za mną wzrokiem.

– Jeśli mam być szczery, jedynym co mnie skłoniło do powrotu z rodzicami na stare śmiecie, byłaś ty. Wróciłem tu dla ciebie. Ze wszystkich przyjaciół, których mam i miałem, ty byłaś najlepsza i wierz mi, nigdy cię nie zapomnę.

– Nie wątpię. Mieszkałam w twoim pokoju ponad miesiąc, a ty nawet o tym nie wiedziałeś – zaśmiałam się i jeszcze spytałam. – A właśnie, o co chodzi z tą lornetką?

– Nie wiesz? – Wojtek zmieszał się. – To ten sam dom, w którym mieszkałem dziesięć lat temu…

– Więc po drugiej stronie jest…

– Dokładnie – puścił do mnie oczko. – Będę miał twoją rodzinę na oku, nie martw się.

– Zawsze byłeś dziwakiem – zaśmiałam się. – Może dlatego tak bardzo cię lubiłam.

Jeszcze raz objęliśmy się ramionami. Moja postać była już ledwo widoczna,

więc żadne z nas nie mogło poczuć się nawzajem. Odetchnęłam i spojrzałam na Wojtka. To wystarczyło, nie potrzeba było żadnych słów. Mogłam odejść.

Czułam to.

Przed moimi oczami rozbłysnęła światłość.

 

~*~

 

– I wszystko jest tak jak być powinno – Strzyga uśmiechnęła się zadowolona.

– Zagubiona duszyczka rozwiązała zagadkę swojej niedokończonej sprawy,

odnalazła przyjaciela z dzieciństwa i odeszła, wybierając spotkanie z Jedynym.

W gruncie rzeczy, gdybym była tobą, zrobiłabym to samo. Wystarczająco dużo czasu spędziłaś w zawieszeniu, żeby wybrać to, co dla ciebie najlepsze. Pozostanie na ziemi do dnia Sądu Ostatecznego nie jest niczym fajnym, jak sama zdążyłaś zauważyć.

Prawda, Michalino?

Strzyga strząsnęła i wygładziła swoją czarną tunikę. Potem podeszła do grobu

i zdjęła z niego wypalone znicze, a zeschnięte wieńce strąciła na ziemię.

Poprawiła świeże orchidee w wazonie i przetarła starą fotografię postawioną przy drewnianym krzyżu. Dziewczynka na fotografii uśmiechała się wesoło do chłopca stojącego obok niej w pokoju pełnym porozrzucanych na podłodze żołnierzyków.

 

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

Zacząłem czytać, co “udało mi się za bez problemu” ;)

 

EDIT:

Twoja kwalawiatura ma defekt. Wciska enter, gdzie popadnie;)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Hmmm. Nazgul ma rację. Czytałaś to uważnie przed wstawieniem? Bardzo wiele błędów dałoby się w ten sposób wyeliminować.

Babska logika rządzi!

Powiedzmy, że z edycją tekstu jestem na bakier;) Miałam spore problemy z załadowaniem tutaj tekstu, więc i tak byłam szczęśliwa, że się udało. A co do błędów, za każdym razem kiedy czytam swoje prace znajduję coraz to nowsze i za każdym razem, mam nadzieję, że to już ostateczna poprawka;p

Chyba najprościej ctrl+A, ctrl+C, ctrl+V i gotowe, bez żadnych problemów.

Babska logika rządzi!

Mój ulubiony skrót to F łosim+dziewinć ;)

 

A na poważnie:

Pamiętaj, że nad opowiadaniem masz wichajsterek “Edytuj”, gdzie możesz poprawić opublikowane opowiadanie.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Wg mnie dodawanie tutaj opowiadań to tragedia, ładna grafika strony, ale ktoś powinien popracować  nad tym by rownie dobrze sie tutaj wstawiało komentarze. 

tfu, opowiadania. 

Ale, Idaho, co Ci nie odpowiada?

Babska logika rządzi!

Opowiadanie niespecjalnie mi się spodobało. Przede wszystkim dlatego, ze to zupełnie nie moja bajka. W dodatku pomysł wtórny – historie duchów pozostających z żywymi do czasu załatwienia jakiejś istotnej sprawy, nie są specjalnie odkrywcze i z Twojego tekstu, też niczego nowego się nie dowiedziałam. Niewykluczone, że Litery na szybie bardziej spodobają się młodszym czytelnikom, tym bardziej nastoletnim.

Wykonanie też pozostawia wiele do życzenia. Część błędów, tych które same wlazły mi w oczy, wypisałam, ale pozostało jeszcze całe mnóstwo zbędnych zaimków, trochę powtórzeń i nie zawsze najlepiej skonstruowanych zdań.

Mam nadzieję, że kolejne z zapowiedzianych opowiadań będzie lepiej wyedytowane, a jego lektura sprawi mi więcej przyjemności.

 

„Spró­bo­wa­łam po­ru­szyć no­ga­mi, co udało mi się za bez pro­ble­mu”. – Zbędne za.

 

„…Mar­cin pro­po­no­wał, że od­wie­zie mnie sa­mo­cho­dem, a Agata, chcia­ła mnie od­pro­wa­dzić…” – Powtórzenie.

 

„No tak, chyba ten szam­pan i pięć piw, które opróż­ni­łam…” – Szampana, piwa, ani żadnego napoju nie opróżnia się. Opróżnić można naczynie.

Ponieważ w następnym zdaniu masz „…drogę przez park, który…”, proponuję, by uniknąć powtórzenia: No tak, chyba ten szam­pan i pięć piw, wypitych

 

„…kiedy do­cze­pi­ło się do mnie tych dwóch su­kin­sy­nów, jakoś da­wa­łam radę ucie­kać… Do­pó­ki nie roz­wią­za­ło mi się sznu­ro­wa­dło… Chcia­ło mi się pła­kać, ale nie czu­łam, żeby do oczu na­pły­wa­ły mi łzy”. – Powtórzenia, których można uniknąć.

 

„– TUTAJ JEST! CHYBA JĄ ZNA­LEŹ­LI­ŚMY! – do­bie­gło mnie wo­ła­nie z góry. – DAJ­CIE LA­TAR­KĘ! – krzy­czał męż­czy­zna. – MI­CHA­LI­NA, TO TY?! WSZYST­KO W PO­RZĄD­KU!?

– TAK, TO JA! – krzyk­nę­łam z ulgą. – ZE MNĄ W PO­RZĄD­KU!” – Wołania nie trzeba podkreślać wielkimi literami. Wystarczają wykrzykniki. Powtórzenie.

 

„Nim zdą­ży­łam unieść głowy…” – Ile głów? ;-)

 

„Moje zma­sa­kro­wa­ne ciało po­cho­wa­no trzy dni po zna­le­zie­niu go przez od­dział po­szu­ki­waw­czy. Do tego mo­men­tu nie od­stę­po­wa­łam go na krok. Wi­dzia­łam wszyst­ko… Jego iden­ty­fi­ka­cję, pod­czas któ­rej mama ze­mdla­ła, a tata pierw­szy raz pu­blicz­nie pła­kał. Potem przy­go­to­wy­wa­nie go do po­chów­ku…” – Nadmiar zaimków.

 

„…de­cy­zję, ze trum­na nie bę­dzie otwar­ta…” – Literówka.

 

Dziw­nym było przy­glą­da­nie się wła­sne­mu ciału…”Dziw­ne było przy­glą­da­nie się wła­sne­mu ciału

 

„…mnó­stwo pla­ka­tów ze­spo­łów roc­ko­wych i jakiś na­ukow­ców…” – …mnó­stwo pla­ka­tów ze­spo­łów roc­ko­wych i jakchiś na­ukow­ców

 

„Co ja tu robię? – spy­ta­łam sama sie­bie. Prze­cież po­win­nam się prze­nieść gdzieś poza czas i prze­strzeń, tak?! Za­czę­ła ogar­niać mnie iry­ta­cja. – Dla­cze­go nikt nie wy­tłu­ma­czy mi, co się tu wy­pra­wia?! Hej, Siło, która ru­szasz całym tym świa­tem, czy mo­żesz mi wy­ja­śnić, co się ze mną dzie­je?! – Skoro bohaterka mówi sama do siebie, to chyba nie krzyczy. Wykrzykniki są zbędne.

 

„Rzu­cił ple­cak na pod­ło­gę i wsko­czył na ob­ro­to­we krze­sło sto­ją­ce przy biur­ku. Od­pa­lił le­żą­ce­go na nim lap­to­pa…” – Czy dobrze zrozumiałam, że wskoczył na krzesło i stojąc na nim odpalił  laptopa? ;-)

 

„Za­uwa­ży­łam, że prawa gra­wi­ta­cji już mnie nie do­ty­czą, więc wi­sia­łam na su­fi­cie…” – Wydaje mi się, że raczej: …więc wi­sia­łam pod sufitem

 

„Na pa­ra­pe­cie, z za­ło­żo­ną nogą na nodze sie­dzia­ła młoda dziew­czy­na”. – Dziewczyna siedziała na jednej nodze, a na co miała założoną drugą nogę? ;-)

Pewnie miało być: Na pa­ra­pe­cie, z nogą za­ło­żo­ną na nogę, sie­dzia­ła młoda dziew­czy­na.

 

„Tym bar­dziej, ze ro­bi­łam to pod nosem Wojt­ka”. – Literówka.

 

„On i tak nie wie, ze tu je­steś…” – Literówka.

 

„Po raz pierw­szy nie był to po­je­dyn­cze zda­nia…” – Literówka.

 

„Pa­trzył się na łóżko, tak jakby wie­dział…”Pa­trzył na łóżko, tak jakby wie­dział

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finkla, edytor tekstu jest taki….toporny moim zdaniem. Powinien być bardziej przyjazny, przejrzysty…sam nie wiem. Powinien być wygodniejszy w użyciu. Np jak wklejam tekst, to nie raz mi się on rozwala i muszę poprawiać go tutaj. 

Regulatorko, dziękuję za znalezione błędy, już są poprawione. Wiem, że temat jest dość często na tapecie piszących, ale cóż, to taka moja fanaberia była, żeby ponownie go ruszyć. Jeszcze raz dzięki za korektę:) 

Brygido, jeśli pomogłam, to bardzo się cieszę. ;-)

Z fanaberiami sprawa jest oczywista i jasna, wszyscy wiedzą, że z nimi dyskusji nie ma.

Gdyby jednak, nagle i znienacka, nawiedził Cię znakomity pomysł, a w dodatku towarzyszyłaby mu ochota na wykreowanie czegoś, może opartego na dobrych i sprawdzonych wzorach, ale jednocześnie własnego i świeżego, byłoby super. I tego Ci życzę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W tym opowiadaniu najbardziej podoba mi się tytuł oraz scena, w której bohaterka widzi własny pogrzeb. Reszta to taki fabularny standard, choć trzeba przyznać, że sensownie napisany fabularny standard.

Nowa Fantastyka