
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Kurna felek – mruczy sobie truchło pod nosem, merdając niezdarnie pogruchotanym ogonem. – To już cztery razy! Durne samochody… no.
Po czym podnosi się, kości z chrzęstem wracają na właściwe miejsce, skóra goi się w mgnieniu oka; choć jest ciemno i żadne oczy nie były w to zamieszane, bo wiecie trzeba utrzymywać tajemnicę, nie? Ogon wypręża się dumne i tylko jedno ucho pozostaje nadal, takie jakieś nijakie, przyklapnięte, zupełnie nie dumne i w ogóle jakieś bardziej lewe niż prawe, choć przecież z technicznego punktu widzenia stanowczo jest prawe.
– No i co z tego, żem kurna wielki wampir… ? – już-nie-truchło kotka kontynuowało monolog – Jak durny samochód ze mną wygrał, już czwarty raz, no! To boli – dodał zażenowany – cztery razy pod rząd, co za pech, a żaden czarny kot nie przebiegł mi ostatnio drogi… ech. Ale co zrobić, taki żywot.
Wymamrotawszy jeszcze kilka przekleństw pod adresem wielokołowych potworów nasz bohater powędrował w ciemną a noc.
****
– Jestem wampirem! – wrzeszczy Wacek, cała mocą swych niewielkich kocich płuc. – Słyszycie zakute łby, wampirem! Piekli się przy tym nieziemsko, aż białka oczu napływają mu krwią i niemalże wygląda upiornie, ale niestety niemalże. – Przeliterować wam to, wymiauczeć odpowiednio z hamerykańskim akcentem a może transylwańskim?
Tłumek kotów pozostaje niewzruszony jego tyradą. Niektóre z ciekawością przekręcają główki na bok, reszta ostentacyjnie ziewa.
– Wielkim strasznym wampirem…. – po czym dodaje niemalże piskliwym głosikiem – będę wysysał waszą krew, no już bać się! Noooo… mdleć, uciekać! – trzeba przyznać, iż miał dużą nadzieję, na jakieś omdlenia.
Koty spojrzały po sobie, po czym jeden buras wysunął się na przód. – Ten tego, no…. to jakaś nowa choroba? Weterynarza ci trzeba? – na ten komentarz to już Wacek stracił resztki cierpliwości.
– Mnie? Weterynarza? Jestem nieśmiertelny – oznajmił z powaga w głosie siląc się na to by brzmiał on srogo i spokojnie. Tak samo jak podpatrzył w tym wszystkich durnowatych filmach, bo tam to przecież działało, nie? – To tobie zaraz będzie trzeba weterynarza… jak sobie tak będziesz ze mnie żartował, no! – zakończył, obnażając wyjątkowo lśniące i ładne kły. Które jakoś wyjątkowo też nie pasowały do całej reszty jego mizernej postury, która to pomimo wszelkich starań nie chciała być zastraszająca i pełna mrocznego wdzięku, a to jedno lekko lewe prawe, nadgryzione przez kumpla z przedszkola ucho, w ogóle mu w tym nie pomagało.
– Nie no chłopie, spoko, nie ma się co tak denerwować – stwierdził buras, krzywiąc dziwacznie pyska – Ja tu po dobroci do ciebie, pomóc chce. Widzę, że jest jakiś problem, a ty tak do mnie od razu… o mordobiciu? Na kogo ja ci wyglądam, co?
A może jednak nie działa… w końcu to tylko filmy… Nic a nic się z nich nie można nauczyć, ech – westchnął w myślach zrozpaczony Wacek.
– Nieśmiertelny, o to dobrze – pisnęła ruda kotka i uśmiechnęła się szeroko do reszty – to pewnie znaczy, że cokolwiek mu jest, go nie zabije. – Po czym dodała – więc pewnie nie jest zaraźliwe, wszystkie te poważne choroby zawszę są, nie? Jak wścieklizna i tego takie w skrótach kilkuliterowych.
Świat Wacka nagle stał się mało wyraźny… i to nie mgła wściekłości go przysłoniła, ale zwykle łzy wstydu… wścieklizna, choroba ciągle pobrzmiewało mu w uszach. Wycofał się po cichu, gdy reszta kotów wdała się w dyskusje o skrótach i chorobach.
****
Wacek siedzi samotnie pod śmietnikiem, niemrawo paciając swoje odbicie w kałuży i tak sobie rozmyśla nad swoją własną prywatną dolą.
Ech, żeby to łatwe kurna było… Głodny jestem! - mruczy do siebie – co za żywot, to nie tak jak w filmach. Tak spojrzysz jej głęboko w oczy i już, hop-siup – ona pada ci w ramiona – wampir wzdychając głośno popada w chwilkę zadumy. Po czym wraca do monologu jakby nigdy nic – widzieliście koci seks? No i powiedzcie, jak ja mam się pożywić jak najczęściej to moja krew się poleje. I teraz taki głodny tu będę siedział… ten wampiryzm, to jakiś przereklamowany, tyle wam powiem. Trzeba było kurna nie włóczyć się samotnie nocami, a Mama mówiła… – Wacek ponownie bierze głęboki oddech, który w ogóle mu nie jest potrzebny, ale to jakieś takie bardziej dramatyczne i w ogóle bardziej kocie. Rzuca szybkie spojrzenie w bok i kontynuuje – no psia mać i tyle. Teraz to mam dopiero doła… no, ani krwi dziś ani seksu… Nawet kociaków nie udało mi się przestraszyć… a tyle trenowałem przed lustrem! A, kichać to, wracam do domu póki ciemno. Bo jak znowu przyfajcze se futro, to matka mi skórę wygarbuje…. co za los, co za los – po czym spojrzał w bok.
- Ale wiesz stary, nie mów nikomu, wstyd tak w sumie… sam rozumiesz…
Labrador Józio pokiwał tylko smętnie głową.
– Nie ma sprawy… trzeba trzymać się razem, nie? Też przez to przechodziłem, ot takie pieskie życie, nic innego – i odszedł w siną i ciemną dal.
****
Ciemność nagle rozświetla strumień światła. Świat rozdziera głośny pisk i warkot.
– No jasna cholera, co za…! – piszczy Wacek, próbując ominąć potwora, ale ten nieubłaganie sunie w jego stronę, strasząc czernią wielkich opon. – No ja cię chomik, nie wierzę – przelatuje mu przez głowę – Piąty raz, nie no, znowu… a nawet piątku trzynastego nie ma… Ja przecież mam tylko dziewięć żyć…
Na poboczu leży truchło kotka.
/Dziękuje wszystkim za pomoc – szczególnie Vice i Ijon’owi. Komentarze mile widziane :)/
Raz piszesz w czasie teraźniejszym, za chwilę przechodzisz do przeszłego. Trzeba by się zdecydować na jeden, aby narracja przebiegała w sposób prawidłowy.
Pozbądź się wszystkich tych zdrobnień i ozdobników stylistycznych. Postaraj się też nie gwałcić frazeologizmów, bo to nie zbliży twojego wampirycznego kotka do wymarzonego seksu.
domek - dzięki, mam nadzieje, że wyłapałam już cały czas przeszły.
Errath - obawiam się, iż tam się nie stanie ;)