Znowu miałem koszmar. Nic nowego, ale ten… śniłem o tym, że wracam po pracy do domu. Właściwy adres, okolica też niezmieniona, ale w samym domu, nic nie jest takie, jakie było przed moim wyjściem. Wchodzę, spodziewam się zastać znajomy widok: mały, zagracony korytarz z wnęką mieszczącą garderobę. Powinien wybiec mi na przywitanie mój owczarek colie. Narzeczona powinna krzątać się po kuchni, przygotowując obiad.
Wchodzę. Zamiast wąskiego korytarza od razu jestem w przestronnym salonie. Garderoby nigdzie nie widać, rzucam więc płaszcz na oparcie fotela w pokoju dziennym. Pies nie przybiega. Obca kobieta leży na kanapie, oglądając na ścianie popołudniowe wiadomości. Patrzy na mnie, a w jej spojrzeniu widzę mieszankę zdumienia i strachu. Zaczyna krzyczeć, więc podbiegam do niej i zasłaniam jej usta. Po chwili czuję jak dygocze… dociera do mnie, że nie żyje. Poprawka: to ja ją zabiłem. Siadam obok niej na kanapie, próbując uspokoić nerwy i złapać oddech. Z sąsiedniego pokoju słyszę dziecięce kwilenie. Sprawdzam źródło tego dźwięku. W pokoju dziecięcym, na dywaniku ozdobionym wzorem toru wyścigowego bawi się, na oko dwuletni berbeć. Spostrzega mnie, uśmiecha, wyciąga rączkę mówiąc: “oć, baw”… albo jakoś tak. Siadam po turecku na dywaniku. Chłopczyk już chce wstać i przytulić się, ale nieruchomieje tuż przede mną. Patrzy na moją twarz, jakby widział mnie po raz pierwszy. Ale przecież tak jest, w końcu ja też widzę go po raz pierwszy. Zaczyna płakać. Próbuję go uspokoić…
Z Salonu słyszę powtórkę informacji dnia. Z jakiegoś laboratorium uciekł niebezpieczny klon z własną świadomością…
Coś ze mną jest nie tak. Nie, to za mało powiedziane… jestem popierdolony, trzeba to powiedzieć, pogodzić się z tym. Jestem pieprznięty jak połączenie Szalonego Kapelusznika z Marcowym Zającem. Tylko, że do kwadratu. Ciągle mam wrażenie, że ja, to nie ja, ciągle wydaje mi się, że jestem kimś zupełnie innym, w innym miejscu i czasie. Och, bóle głowy i niemal ustawiczne uczucia deja vu, to mały pikuś.
Wyobraźcie sobie, że ostatnio miałem taką sytuację: wypoczywam na wakacjach z rodziną (narzeczoną i córeczką), jest upał, słoneczko praży… a ja drżę, jakbym znajdował się na pieprzonym biegunie! Co, do jasnej cholery się ze mną dzieje?!
To wieczne uczucie dwoistości osobowości mnie dobija, ale jakimś cudem jeszcze trzymam się życia… czy miałem myśli samobójcze? Nie mogę powiedzieć, że nie, ale to by było pójście na łatwiznę… Ale kim więc jestem, skoro ja, to nie ja?
Dlaczego zabijam? dlaczego… hej! Przecież to nie ja! To ON! On to robi, on robi te wszystkie złe rzeczy, ja… a może to ja? Ale nie!, JA nie byłbym zdolny do takich okropieństw! To ten skurwysyn, ten świr, co siedzi mi w głowie! Wiem o tym!
Ale…
Muszę odpocząć. Tak, sen dobrze mi zrobi…
****
Ceretis online, 01.09.3014.
Ostrzeżenie!
Uwaga! Wczoraj wieczorem na skutek najprawdopodobniej sabotażu z laboratorium badawczego kwantowej teleportacji świetlnej Ceretis, uciekł obiekt badawczy nr ew. ZX.241.83.3014SFUN.ver.BETA. Obiekt jest klonem osobowościowym zamordowanego głównego naukowca i dyrektora projektu. Jest udoskonaloną wersją protokołu kwantowo – klonowej teleportacji, technologii z którą nasza firma wiąże ogromne nadzieje przełamania siedmiu podstawowych przeszkód związanych z międzyplanetarnymi podróżami kosmicznymi. Pokonanie tych problemów, związanych z ludzką psychiką i fizjologią pozwoliłoby w pełni rozwinąć program kosmicznej kolonizacji. Niestety, nie udało się nam uniknąć pewnych nieprzewidzianych skutków tej technologii…
****
– Niech więc mi pan wyjaśni, jak to działa… może działać. Jak prostemu detektywowi.
– Najpierw pobieramy próbkę DNA. Następnie to DNA teleportujemy kwantowo – to stara technologia, sprzed niemal tysiąclecia – do wybranej wcześniej lokalizacji. W naszym przypadku – do drugiego laboratorium. Tam… znaczy, w tej nowej lokalizacji DNA jest pod opieką nanbotów… następnie, pomijając nieciekawe dla nas etapy pośrednie, powstały zarodek trafia do sztucznego łożyska, gdzie poprzez Ceretis wchłania doświadczenia i osobowość pierwowzoru…
– Więc gdzie jest haczyk?
– W teorii to prosta technologia, jednak, niestety trudności do pokonania jest cała masa. Trzeba idealnie odizolować od otoczenia hodowany klon, by obraz świata ze wspomnień pierwowzoru był spójny. Trzeba też jak najlepiej symulować dawne środowisko, otoczenie w którym rozwijał się pierwowzór… Jeden niewielki błąd w kodzie, podczas odgrywania wspomnień wakacyjnych i…
– I to się stało ostatnio, prawda?
– Tak, inspektorze. Klon oznaczony S.F.U.N, co oznacza: Symulacja Fizycznego UNiwersum… próbujemy symulować cały otaczający świat klona. Właśnie: próbujemy. Od piętnastu lat. Wystarczy najmniejszy błąd, by źle wgrać świadomość pierwowzoru do klona. Inaczej: nasz problem polega na tym, że nieoczekiwanie klony same zaczynają mieć odrębną świadomość. Znaczy… też nie do końca, ich świadomość nakłada się na wspomnienia pierwowzoru, powstaje konflikt… W najlepszym razie, w czasie testów następuje próba samobójcza, w najgorszym… powstają nieźle pogrzani psychole…
– Powstają? To ile było takich przypadków? Lepiej niech pan nic nie ukrywa, śledztwo…
– Wszystko wykaże… może tak, a może nie. Ale i tak wszystko powiem, chociaż firma próbowała zakneblować mi usta. To technologia potencjalnie warta miliardy. A włożono w nią miliony. Ważna dla armii, ważna dla kolonistów. Wystarczyłoby przesłać swoją kopię DNA, zasymulować warunki dorastania pierwowzoru, przesyłać wspomnienia a teoretycznie przesłalibyśmy samych siebie. A jakie to daje możliwości po śmierci oryginału… chociaż powiem panu, że ja tego nie ogarniam. Tych wszystkich możliwości, etycznych wątpliwości i filozoficznych dyrdymałów. Czym jest klon z moimi własnymi wspomnieniami? Mną? A jeśli tak, to kim ja jestem? A jeśli ten klon popełni morderstwo, to kto powinien odpowiedzieć? Kto udowodni, kto jest kim? Zresztą, okazało się, że nawet idealne odwzorowanie warunków życia pierwowzoru i równoczesne wgranie jego pierwowzoru nie tworzy tej samej kopi oryginału… najdrobniejsze różnice wystarczą do powstania całkiem nowej świadomości. To jak z bliźniakami jednojajowymi. Z naukowego punktu widzenia to klony, w dodatku dorastające w tym samym środowisku. A jednak są całkowicie innymi osobami. Jeden bliźniak może być sprawnym, cwanym, wyrachowanym politykiem, podczas, gdy drugi z nich będzie lekko ciapowatym i miłym gościem. I od tysiąca lat nie wiemy dlaczego tak się dzieje, gdzie i jak powstaje świadomość… Firmę jednak guzik to wszystko obchodziło. Chcieli wyników, los klonów… No, przez piętnaście lat trochę się tego nazbierało, ale, że ciał nie ma…
– Nie ma? Sam pan powiedział, że trochę się tego nazbierało…
– Konkretnie ponad tysiąc siedemset… obiektów. Wersji SFUN ponad pięćset. “Utylizowaliśmy” ich w komorze plazmowej. Wie pan… początkowo byłem przeciwny, ale praca… potem przywykłem.
***
W końcu mnie złapali. Znaczy jego… och do cholery, jakie to wszystko dziwne…
Ale nieważne. Ważne, że zostawiłem swoje problemy, mam czyste konto. Wiecie, nic oryginalnego – długi hazardowe – ale jakże życiowego. Musiałem się ulotnić, zniknąć. Wystarczyło tylko trochę namieszać w symulacji moich wspomnień wgrywanej klonom, podrzucić jednemu z nich moje dokumenty… i voila! Nie przewidziałem tylko, że zginie moja żona i synek. Z żoną i tak chciałem się rozwieść, nie wiodło się nam, ale synek… tak, cena wolności okazała się wysoka… Ale trzeba żyć nadal, prawda?
A co byście wy zrobili, mogąc wszystko zrzucić na swoje lustrzane odbicie?