- Opowiadanie: sfun - Świadomy wbrew woli

Świadomy wbrew woli

Tytuł roboczy. Wybaczcie błędy (ok, wiem, że litość jest Wam obca). Próbuje pisac w wolnej chwili, dopiero w połowie miesiąca będę miał więcej czasu. Niemniej są pomysły, które mnie “duszą”. Wolę więc je przelać na komputerowy papier niedoszlifowane, niż ciągle o nich mysleć. Innymi słowy: wyrzucam ze śmietnika, jakim jest moja głowa niepotrzebne rzeczy, coby mieć chociaż troszeczkę więcej miejsca. Wiem, że można z tego by wydusić więcej, ale... Kingiem nie będę nigdy a pomysłów wciąż mam sporo...

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Świadomy wbrew woli

Znowu miałem koszmar. Nic nowego, ale ten… śniłem o tym, że wracam po pracy do domu. Właściwy adres, okolica też niezmieniona, ale w samym domu, nic nie jest takie, jakie było przed moim wyjściem. Wchodzę, spodziewam się zastać znajomy widok: mały, zagracony korytarz z wnęką mieszczącą garderobę. Powinien wybiec mi na przywitanie mój owczarek colie. Narzeczona powinna krzątać się po kuchni, przygotowując obiad.

Wchodzę. Zamiast wąskiego korytarza od razu jestem w przestronnym salonie. Garderoby nigdzie nie widać, rzucam więc płaszcz na oparcie fotela w pokoju dziennym. Pies nie przybiega. Obca kobieta leży na kanapie, oglądając na ścianie popołudniowe wiadomości. Patrzy na mnie, a w jej spojrzeniu widzę mieszankę zdumienia i strachu. Zaczyna krzyczeć, więc podbiegam do niej i zasłaniam jej usta. Po chwili czuję jak dygocze… dociera do mnie, że nie żyje. Poprawka: to ja ją zabiłem. Siadam obok niej na kanapie, próbując uspokoić nerwy i złapać oddech. Z sąsiedniego pokoju słyszę dziecięce kwilenie. Sprawdzam źródło tego dźwięku. W pokoju dziecięcym, na dywaniku ozdobionym wzorem toru wyścigowego bawi się, na oko dwuletni berbeć. Spostrzega mnie, uśmiecha, wyciąga rączkę mówiąc: “oć, baw”… albo jakoś tak. Siadam po turecku na dywaniku. Chłopczyk już chce wstać i przytulić się, ale nieruchomieje tuż przede mną. Patrzy na moją twarz, jakby widział mnie po raz pierwszy. Ale przecież tak jest, w końcu ja też widzę go po raz pierwszy. Zaczyna płakać. Próbuję go uspokoić…

Z Salonu słyszę powtórkę informacji dnia. Z jakiegoś laboratorium uciekł niebezpieczny klon z własną świadomością…

 

Coś ze mną jest nie tak. Nie, to za mało powiedziane… jestem popierdolony, trzeba to powiedzieć, pogodzić się z tym. Jestem pieprznięty jak połączenie Szalonego Kapelusznika z Marcowym Zającem. Tylko, że do kwadratu. Ciągle mam wrażenie, że ja, to nie ja, ciągle wydaje mi się, że jestem kimś zupełnie innym, w innym miejscu i czasie. Och, bóle głowy i niemal ustawiczne uczucia deja vu, to mały pikuś.

Wyobraźcie sobie, że ostatnio miałem taką sytuację: wypoczywam na wakacjach z rodziną (narzeczoną i córeczką), jest upał, słoneczko praży… a ja drżę, jakbym znajdował się na pieprzonym biegunie! Co, do jasnej cholery się ze mną dzieje?!

To wieczne uczucie dwoistości osobowości mnie dobija, ale jakimś cudem jeszcze trzymam się życia… czy miałem myśli samobójcze? Nie mogę powiedzieć, że nie, ale to by było pójście na łatwiznę… Ale kim więc jestem, skoro ja, to nie ja?

 

Dlaczego zabijam? dlaczego… hej! Przecież to nie ja! To ON! On to robi, on robi te wszystkie złe rzeczy, ja… a może to ja? Ale nie!, JA nie byłbym zdolny do takich okropieństw! To ten skurwysyn, ten świr, co siedzi mi w głowie! Wiem o tym!

Ale…

Muszę odpocząć. Tak, sen dobrze mi zrobi…

 

****

Ceretis online, 01.09.3014.

 

Ostrzeżenie!

 

Uwaga! Wczoraj wieczorem na skutek najprawdopodobniej sabotażu z laboratorium badawczego kwantowej teleportacji świetlnej Ceretis, uciekł obiekt badawczy nr ew. ZX.241.83.3014SFUN.ver.BETA. Obiekt jest klonem osobowościowym zamordowanego głównego naukowca i dyrektora projektu. Jest udoskonaloną wersją protokołu kwantowo – klonowej teleportacji, technologii z którą nasza firma wiąże ogromne nadzieje przełamania siedmiu podstawowych przeszkód związanych z międzyplanetarnymi podróżami kosmicznymi. Pokonanie tych problemów, związanych z ludzką psychiką i fizjologią pozwoliłoby w pełni rozwinąć program kosmicznej kolonizacji. Niestety, nie udało się nam uniknąć pewnych nieprzewidzianych skutków tej technologii…

 

****

 

– Niech więc mi pan wyjaśni, jak to działa… może działać. Jak prostemu detektywowi.

– Najpierw pobieramy próbkę DNA. Następnie to DNA teleportujemy kwantowo – to stara technologia, sprzed niemal tysiąclecia – do wybranej wcześniej lokalizacji. W naszym przypadku – do drugiego laboratorium. Tam… znaczy, w tej nowej lokalizacji DNA jest pod opieką nanbotów… następnie, pomijając nieciekawe dla nas etapy pośrednie, powstały zarodek trafia do sztucznego łożyska, gdzie poprzez Ceretis wchłania doświadczenia i osobowość pierwowzoru…

– Więc gdzie jest haczyk?

– W teorii to prosta technologia, jednak, niestety trudności do pokonania jest cała masa. Trzeba idealnie odizolować od otoczenia hodowany klon, by obraz świata ze wspomnień pierwowzoru był spójny. Trzeba też jak najlepiej symulować dawne środowisko, otoczenie w którym rozwijał się pierwowzór… Jeden niewielki błąd w kodzie, podczas odgrywania wspomnień wakacyjnych i…

– I to się stało ostatnio, prawda?

– Tak, inspektorze. Klon oznaczony S.F.U.N, co oznacza: Symulacja Fizycznego UNiwersum… próbujemy symulować cały otaczający świat klona. Właśnie: próbujemy. Od piętnastu lat. Wystarczy najmniejszy błąd, by źle wgrać świadomość pierwowzoru do klona. Inaczej: nasz problem polega na tym, że nieoczekiwanie klony same zaczynają mieć odrębną świadomość. Znaczy… też nie do końca, ich świadomość nakłada się na wspomnienia pierwowzoru, powstaje konflikt… W najlepszym razie, w czasie testów następuje próba samobójcza, w najgorszym… powstają nieźle pogrzani psychole…

– Powstają? To ile było takich przypadków? Lepiej niech pan nic nie ukrywa, śledztwo…

– Wszystko wykaże… może tak, a może nie. Ale i tak wszystko powiem, chociaż firma próbowała zakneblować mi usta. To technologia potencjalnie warta miliardy. A włożono w nią miliony. Ważna dla armii, ważna dla kolonistów. Wystarczyłoby przesłać swoją kopię DNA, zasymulować warunki dorastania pierwowzoru, przesyłać wspomnienia a teoretycznie przesłalibyśmy samych siebie. A jakie to daje możliwości po śmierci oryginału… chociaż powiem panu, że ja tego nie ogarniam. Tych wszystkich możliwości, etycznych wątpliwości i filozoficznych dyrdymałów. Czym jest klon z moimi własnymi wspomnieniami? Mną? A jeśli tak, to kim ja jestem? A jeśli ten klon popełni morderstwo, to kto powinien odpowiedzieć? Kto udowodni, kto jest kim? Zresztą, okazało się, że nawet idealne odwzorowanie warunków życia pierwowzoru i równoczesne wgranie jego pierwowzoru nie tworzy tej samej kopi oryginału… najdrobniejsze różnice wystarczą do powstania całkiem nowej świadomości. To jak z bliźniakami jednojajowymi. Z naukowego punktu widzenia to klony, w dodatku dorastające w tym samym środowisku. A jednak są całkowicie innymi osobami. Jeden bliźniak może być sprawnym, cwanym, wyrachowanym politykiem, podczas, gdy drugi z nich będzie lekko ciapowatym i miłym gościem. I od tysiąca lat nie wiemy dlaczego tak się dzieje, gdzie i jak powstaje świadomość… Firmę jednak guzik to wszystko obchodziło. Chcieli wyników, los klonów… No, przez piętnaście lat trochę się tego nazbierało, ale, że ciał nie ma…

– Nie ma? Sam pan powiedział, że trochę się tego nazbierało…

– Konkretnie ponad tysiąc siedemset… obiektów. Wersji SFUN ponad pięćset. “Utylizowaliśmy” ich w komorze plazmowej. Wie pan… początkowo byłem przeciwny, ale praca… potem przywykłem.

 

***

W końcu mnie złapali. Znaczy jego… och do cholery, jakie to wszystko dziwne…

Ale nieważne. Ważne, że zostawiłem swoje problemy, mam czyste konto. Wiecie, nic oryginalnego – długi hazardowe – ale jakże życiowego. Musiałem się ulotnić, zniknąć. Wystarczyło tylko trochę namieszać w symulacji moich wspomnień wgrywanej klonom, podrzucić jednemu z nich moje dokumenty… i voila! Nie przewidziałem tylko, że zginie moja żona i synek. Z żoną i tak chciałem się rozwieść, nie wiodło się nam, ale synek… tak, cena wolności okazała się wysoka… Ale trzeba żyć nadal, prawda?

A co byście wy zrobili, mogąc wszystko zrzucić na swoje lustrzane odbicie?

Koniec

Komentarze

Pomysł ciekawy i jeszcze za bardzo nie wyeksploatowany. Z wykonaniem może nie jest aż tak źle, jak piszesz w przedmowie (wiesz, jak bardzo coś takiego zniechęca czytelników), ale coś do poprawienia jeszcze się znajdzie. Naprawdę po wypchnięciu pomysłu z głowy nie da się przejrzeć tekstu, aby potem móc twierdzić, że poprawiło się wszystkie znalezione błędy?

Dlaczego justowanie tekstu w połowie zanika?

Oh – to po angielsku. W Polsce pisze się to inaczej. Jeśli “deja vu” nie jest na początku zdania, to małą literą.

Wczoraj wieczorem na skutek błędu ludzkiego z laboratorium badawczego kwantowej teleportacji świetlnej Ceretis, uciekł obiekt badawczy nr ew.

Wczoraj wieczorem zwiał i już wiadomo, że na skutek błędu? Szybkie śledztwo.

siedmiu podstawowych przeszkód związanych z międzyplanetarnymi podróżami kosmicznymi. Pokonanie tych problemów, związanych z ludzką psychiką i fizjologią

Powtórzenie.

Babska logika rządzi!

Dziękuję Finklo. Nie jestem mistrzem autopromocji i nie o to też mi chodzi. Krytyka jest dla mnie bardzo cenna, wydaje mi się też, że piszę coraz “swobodniej”, powoli wypracowuję własny styl. W następnym tygodniu wprowadzę już poprawki do moich opowiadań, część będę musiał całkiem przerobić. Nigdy jednak nie dorównam tobie, ani większości użytkowników Fantastyki, piszę więc bez większej nadziei, że coś wam się spodoba. Ale pisanie sprawia mi po prostu frajdę:)

A… ja naprawdę w trakcie pisania i późniejszej edycji opowiadań nie widzę tych wszystkich błędów!:( Z polskiego miałem dostateczny, z ortografią nie miałem nigdy większych problemów, ale interpunkcja i inne “myki”… o, z tym już gorzej. Nawet S. Laiss potrafi lepiej pisać w naszym języku czasem ode mnie! \\

 

Że to był błąd ludzki wiadomo nie ze śledztwa, ale z samego przebiegu wypadku… no, nie potrafię jaśniej przelać myśli na słowa:( Po prostu ten drugi naukowiec, gdy zobaczył Co się stało, miał już osąd o tym, JAK to się stało…

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Wiesz co, sfunie? Pewnie wiesz, przeczuwasz. To jest punkt wyjściowy do solidnej minipowieści. Duplikacja osobowości oraz fizycznej powłoki – temat jak gdyby nie taki nowy, już Fiałkowski, żeby przy naszych pisarzach pozostać, brał to na warsztat, chociaż w nieco innej wersji. Do tego wątek kryminalny… Zbierz się w sobie, wróć do tematu po otrzaskaniu się z tematyką, podbudową teoretyczną – masz szanse na stworzenie tak zwanego “czegoś z wyższej półki”.

Dobrze, rozumiem brak autoreklamy, ale przynajmniej nie odstraszaj czytelników. Od kogo oczekujesz tej cennej krytyki? Taki tekst to strzał w kolano. I “nigdy nie dorównam” to kiepskie nastawienie. Spróbuj: “muszę się jeszcze mnóstwo dowiedzieć, zanim dorównam”. Bez nadziei, że nam się spodoba? Przecież napisałam, że pomysł ciekawy, nie? Gdyby mi się nie spodobał, to bym się tak nie wyraziła.

Wiadomo, że własne błędy trudno zauważyć. Po tygodniu albo dwóch też nie? Tekst nie robi się odrobinę “obcy”, kiedy o nim zapomnisz? Poza tym polecam czytanie opowiadań innych pod kątem szukania błędów. W moim przypadku zadziałało. :-)

Nie przekonałeś mnie z tym śledztwem. OK, drugi naukowiec wiedział. I pierwsze, co zrobił, to pobiegł ze swoją wiedzą do dziennikarzy?

Babska logika rządzi!

Wprowadziłem twoje uwagi Finklo, plus kilka nowych, które sam wyłapałem.

Dziękuję Adamie! W weekend wezmę opek ponownie na warsztat. 

Aha… właśnie… przy okazji… mam prośbę o betowanie dłuższego opowiadania o hazardzie. 20 tys. znaków a to dopiero zarys… Ktoś chętny?

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Mnie także opowiadanko podoba się, a wykonanie okazało się lepsze, niż zapowiadałeś, więc w przyszłości niczego nie zapowiadaj, nie uprzedzaj, tylko pisz, najlepiej jak potrafisz i już. ;-)

Pomysł dobry, ale wydaje mi się, że zbyt szybko się z nim uwinąłeś. Zamiast poczekać by dojrzał i nabrał nieco pełniejszych kształtów, uraczyłeś nas opowiadaniem szalenie skrótowym, w którym zaledwie zasygnalizowałeś coś, co, moim zdaniem, wymaga szerszego i dokładniejszego opisania.

Sfunie, spodobał mi się S.F.U.N. ;-)

 

Po­wi­nien wy­biec mi na przy­wi­ta­nie mój owcza­rek colie. Na­rze­czo­na po­win­na krzą­tać się po kuch­ni, przy­go­to­wu­jąc obiad”. – Powtórzenie.

Proponuję: Mój owczarek colie, wybiegający na powitanie. Narzeczona powinna krzątać się w kuchni, przygotowując obiad.

 

„Za­czy­na krzy­czeć, więc pod­bie­gam do niej i za­sła­niam jej usta”. – Wystarczy: Za­czy­na krzy­czeć, więc pod­bie­gam i za­sła­niam jej usta.

 

„Z są­sied­nie­go po­ko­ju sły­szę dzie­cię­ce kwi­le­nie. Spraw­dzam źró­dło tego dźwię­ku. W po­ko­ju dzie­cię­cym, na dy­wa­ni­ku…” – Proponuję w pierwszym zdaniu: Z są­sied­nie­go pomieszczenia/ Zza drzwi sły­szę dzie­cię­ce kwi­le­nie.

 

„Z Sa­lo­nu sły­szę po­wtór­kę in­for­ma­cji dnia”. – Dlaczego salon jest napisany wielką literą?

 

„Nie prze­wi­dzia­łem tylko, że zgi­nie moja żona i synek”.Nie prze­wi­dzia­łem tylko, że zgi­ną moja żona i synek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobał mi się pomysł, nie podobało mi się wykonanie. Najciekawsze elementy – spojrzenie klona/oryginału/mordercy/wtf? na to co się dzieje jest super, ale zaraz dostajemy po łbie wytłumaczeniem. Początek należałoby wydłużyć, wciągnać czytelnika w to szaleństwo. A Tak dostaje ciekawy pomysł bez należytego rozwinięcia. I to wytłumaczenie jak na tacy, zwartym blokiem tekstu w twarz.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Szkoda, że rozwiązanie całej intrygi zasugerowane jest już w pierwszej części tekstu. W przeciwnym razie czytelnik miałby ciekawą zagwozdkę, której końcówka wydałaby mu się interesująca, a tak czar pryska już na początku. 

Sama koncepcja jest ciekawa, choć oczywiście warta rozbudowania. Może nie w formie powieści, ale forma dłuższego opowiadania z większą ilością wątków i poziomem rozbudowania na pewno dobrze zrobiłaby tej koncepcji.

Nowa Fantastyka