- Opowiadanie: mierosSan - Katayanagi cz.2

Katayanagi cz.2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Katayanagi cz.2

Poborca podatkowy :

Przebudziłem się nad ranem, dopiero świtało, ale ucieszyłem się bo i tak miałem wstać wcześniej.

Zarzuciłem na siebie kimono i lekko opłukałem twarz deszczówką z beczki stojącej na dworze. Powietrze było bardzo dziwne, przesycone jakąś tajemnicą. Rozejrzałem się dookoła, słońce oświetlało lekko hektary moich pól. Z gór leniwie schodziła gęsta mgła, niebo mieniło się pomarańczą i fioletem. Spiąłem swoje włosy, chwyciłem za mój krótki miecz, skórzaną torbę z dokumentami i poszedłem do stajni. Zaprzęgłem konia i pogalopowałem na nim w stronę Okinazawy. Jechałem dosyć szybko, jednak po drodze napotkałem przeszkodę. Po ostatnich burzach, droga była zawalona drzewami, co zmusiło mnie do obrania dłuższej drogi, traktu rolniczego biegnącego pomiędzy gospodarstwami. Gdy w końcu zajechałem do miasteczka, wszyscy ludzie już wychodzili w pole bądź nad rzekę by łowić ryby. „Znowu nie udało mi się zastać ludzi w domach i będę musiał jeździć i szukać ich po całej okolicy, cholera" – pomyślałem i smagnąłem konia batem. Pędziłem główną drogą licząc że uda mi się zastać przynajmniej tutejszego karczmarza. Przywiązałem konia przed budynkiem, a sam wszedłem do środka. Właściciel lokalu od razu poznał kim jestem i postawił pełną sake czarkę na stole. Nic nie mówiąc usiadłem i siorbnąłem palącego napoju. Gdy tylko czarka stała się pusta, karczmarz postawił przy mnie kolejną i tak w kółko. Nie piłem często, tylko wtedy kiedy musiałem czekać na powrót ludzi z pól do domów, a, że zazwyczaj musiałem na nich czekać to już nie moja wina. Życie poborcy podatkowego jest ciężki, musisz wydobyć pieniądze od ludzi, którzy uważają cię za szumowinę i złodzieja. Po godzinie siedzenia, byłem już nieźle wstawiony, wyszedłem więc na dwór aby się wysikać i zrobić miejsce na więcej sake. Wyszedłem drzwiami patrząc na swojego konia który niecierpliwie przebierał kopytami. Skręciłem w prawo za budynek i zacząłem sikać. Tak się złożyło że w miejscu w którym stałem była niewielka dziurka, przez którą mogłem zobaczyć co działo się w środku. Karczmarz z kimś rozmawiał, nie słyszałem o czym, ale słyszałem, że mówi coś bardzo przejęty. Nagle odwrócił się patrząc nerwowo w moją stronę. Przez chwilę myślałem, że mnie widzi, on jednak zwrócił się powrotem do swojego tajemniczego rozmówcy. Rozmawiali jeszcze chwilę po czym karczmarz podszedł do mojego stolika i majstrował coś przy świeżo napełnionej czarce. Osoba z którą rozmawiał nadal stała za barem. Była to wysoka i smukła kobieta, brana jak gejsza z czarnymi włosami upiętymi do góry przez różową spinkę w kształcie kwiatu wiśni. Bardziej jednak interesowało mnie co zrobił karczmarz. Nie wiele myśląc postanowiłem wrócić do środka. „Na pewno próbują mnie otruć, pieprzeni wieśniacy" -krzyknąłem do siebie w myślach. Wparowałem do środka licząc, że nakryje ich na rozmowie, karczmarz jednak stał za barem dokładnie tak samo jak w momencie gdy wychodziłem, a tajemniczej kobiety nigdzie nie było. Nic nie mówiąc, usiadłem do stołu, zlustrowałem karczmarza wzrokiem który beznamiętnie czyścił zakurzone butelki. Przyjrzałem się dokładnie czarce, byłem jeszcze nie dość pijany by po prostu ją wypić. Przyglądałem się uważnie krystalicznemu napojowi. Wyglądał normalnie, postanowiłem go powąchać. Dało się wyczuć silny zapach alkoholu, ale było w tym coś jeszcze. Jakiś kwiatowy zapach, który straszliwie mnie pochłonął. Czułem że musze o nim dłużej pomyśleć i nawet nie zauważyłem, kiedy moja głowa wylądowała na stole. Nie byłem nieprzytomny, ale nie mogłem się w żaden sposób poruszyć. Podszedł do mnie karczmarz i szeroko się uśmiechnął, chwycił mnie za włosy i ciągnąc po podłodze wyciągnął na dwór. Rzucił mnie na ziemie w taki sposób że nic nie widziałem. Dookoła usłyszałem kilka głosów. Mówili coś o torturach, byłem przerażony. Krew napłynęła mi do oczu a moja twarz wyrażała połączenie strachu, paniki i bólu. Nagle poczułem, że odzyskuje władzę w całym ciele. Najszybciej jak mogłem podniosłem się na nogi i rzuciłem się do ucieczki. Po chwili jednak zatrzymałem się, przede mną stali wszyscy mieszkańcy wioski, z widłami, motykami, nożami, mieczami i wszelkiej maści ostrymi przedmiotami. Zamarłem, zawsze się bałem, że kiedyś ludzie się zbuntują, że nie będą chcieli płacić cesarzowi, ale nigdy nie myślałem że stanie mi się krzywda. Dwóch mężczyzn rzuciło się w moją stronę, jeden dźgnął mnie nożem w nogę. Upadłem na ziemię. Poczułem jak podnosi mnie wiele rąk, nieśli mnie przez dobre 10 minut. Nagle widok nieba, zmienił się w gałęzie, nieśli mnie do lasu. Na wpół przytomny ze strachu bólu i wciąż jeszcze działającego środka odurzającego, poczułem jak coś wbija mi się w brzuch. Zamknąłem oczy na chwilę, gdy je otworzyłem, leżałem na ziemi, a brzuch strasznie mnie palił. Ktoś dźgnął mnie nożem w plecy i kazał biegać. Wszyscy mieszkańcy stali dookoła i przyglądali się.

-Biegaj dookoła drzewa psi synu! – usłyszałem krzyk za sobą i poczułem ponowne dźgnięcie w plecy. Przestraszyłem się, wstałem więc i zacząłem biec. Początkowo nie zdałem sobie z tego sprawy, ale przy każdym okrążeniu brzuch bolał coraz bardziej, i wydawał się dziwnie pusty. W końcu odważyłem się na niego spojrzeć, moje podbrzusze było nacięte a ze środka wychodziło moje jelito które teraz było obwiązane kilkakrotnie dookoła drzewa. Gdy to zobaczyłem, padłem na ziemię, ktoś jednak nieustannie dźgał mnie w plecy i kazał biegać. Pełen bólu wstałem i biegłem dalej. Modliłem się o śmierć, o to żeby moje jelito w końcu się skończyło, nie było jednak końca…

W Okinazawie w karczmie, znaleziono na wpół żywego poborcę podatkowego. Pomimo iż fizycznie nic mu nie było, to trzymał się w agonalnym grymasie za brzuch i błagał o śmierć. Zmarł po chwili z wielkiego wyczerpania i wyimaginowanego bólu. Mieszkańcy przez wiele tygodni o tym mówili. Uznawali że opętała go Katayanagi, która była widziana tego dnia przez dzieci nad rzeką.

Koniec

Komentarze

Popraw literówki. Nawiązujesz do poprzedniej opowieści o Katayanagi pisząc kolejną o niej historię. Nawet dobrze się czyta, ale szkoda że nie starasz się napisać faktycznego dalszego ciągu. Co się stało z żołnierzem i poborcą podatkowym po tym jak postawiłeś ostatnią kropkę? Wiem, cierpieli wiecznie, ale przecież mógłbyś ich z tego cierpienia wyzwolić i ukarać złego ducha. Pomyśl o tym.

Monolog w tej postaci jest średnio atrakcyjny. Nie dałoby się tego jakoś porozbijać dialogiem? Jeśli to zamysł "artystyczny", żeby była taka ściana tekstu, to się nie wtrącam. Jednak gdyby można było autorowi coś zasugerować, to właśnie zabieg wpuszczenia światła na stronę. Ode mnie 4, za samą historię i z nadzieją, że będzie fascynujący ciąg dalszy. 
Pozdrawiam. 

Kilka uwag:

> Rozejrzałem się dookoła, słońce oświetlało lekko hektary moich pól.

Czy w feudalnej Japonii powierzchnię mierzono w hektarach?

> Spiąłem swoje włosy, chwyciłem za mój krótki miecz

Oba zaimki calkowicie zbędne.

> Zaprzęgłem konia i pogalopowałem na nim w stronę Okinazawy.

Jeżeli bohater jechał NA koniu, to nie zaprzągł go, lecz raczej osiodłał.

,,jednak po drodze napotkałem przeszkodę. Po ostatnich burzach droga zawalona była drzewami, co zmusiło mnie do obrania dłuższej drogi.'' Zdecydowanie zbyt blisko sibie pojawia się rzeczownik ''droga''. W razie trudności zawsze można sięgnąć do słownika synonimów.

Nowa Fantastyka