
Pierwsze moje opowiadanie. Napisane jako tło fabularne do mojej postaci do D&D ze znajomymi. Jest pewnie sporo błędów których nie wyłapałem, ale mam nadzieję że się komuś spodoba.
Pierwsze moje opowiadanie. Napisane jako tło fabularne do mojej postaci do D&D ze znajomymi. Jest pewnie sporo błędów których nie wyłapałem, ale mam nadzieję że się komuś spodoba.
Torradan był lubianym dzieckiem, zarówno przez rówieśników jak i
dorosłych. Gdy miał 8 lat jego wioska została napadnięta. Napastnicy porywali
dzieci, a ich rodziny zabijali. On miał pecha. Widział jak wszyscy są
mordowani.
Razem z innymi trafił do ruin jakiegoś zamku, gdzie było wiele innych
dzieci z innych krajów. Używali ich jako obiekty doświadczalne dla nowych
zaklęć czy urządzeń magicznych o nieznanym lub mniej znanym działaniu. Ci
którzy mieli szczęście umierali po pierwszej „próbie”. Niestety Torradan
przetrwał każdy eksperyment. Trwało to kilka lat. Najpierw trzymali chłopców i
dziewczyny osobno. W końcu ich wymieszali, chociaż ciężko nazwać
wymieszaniem umieszczenie jednej dziewczyny z kilkunastoma chłopcami.
Widać było która płeć potrafi więcej znieść.
Osoba zabierana na „testy” była zawsze przypadkowa. Gdy przyszli po
kogoś Torradan siedział przy wejściu. Do pomieszczenia wszedł jakiś
mężczyzna. Rozejrzał się po pomieszczeniu z obojętną miną i chwycił
dziewczynę za rękę. Gdy ją wyprowadzał nie wyrywała się lecz miała oczy
pełne łez i strachu przed śmiercią. Torradan widząc to nie wiedząc czemu wstał
gdy przechodzili obok niego i chwycił mężczyznę za rękę.
– Ja pójdę. – powiedział bez cienia strachu w oczach. Może dlatego że
został jako jedyny ze swojej wioski, może chciał dołączyć do reszty, a może
chciał uratować tą dziewczynę. Sam nie był pewien.
Mężczyzna obojętny wziął go zamiast dziewczyny. Ona usiadła na ziemi
nieświadoma tego co się stało. Reszta nawet nie zwróciła uwagi bo każdy
martwił się aby nie być następnym. Gdy wrócił był wycieńczony, więc usiadł
pod ścianą. Zamknął oczy i zamyślił się. Z letargu wyrwał go czyjś głos.
Otworzył oczy i odwrócił głowę w kierunku skąd dochodził. Obok niego
siedziała tamta dziewczyna.
– Czego chcesz? Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała.
– Nie wiem.
– Jak to nie wiesz? – Spojrzała na niego zdziwiona.
– Normalnie. Coś mi powiedziało że albo umrę próbując coś zrobić, albo
nic nie zrobię i będę później tego żałował, więc zrobiłem pierwsze co mi
przyszło do głowy.
– Dziękuję. – powiedziała po krótkiej chwili i schowała twarz w nogach
które objęła rękami.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się i zasnął, bo był wyczerpany.
Obudził go hałas. Wszyscy dookoła byli przestraszeni. Za drzwiami było
słychać jakieś krzyki. Ktoś otworzył drzwi. Wszyscy czekali w napięciu.
– Wyłazić, już! – Nikt się nie ruszył. – No już! Uciekać! – Wszyscy spojrzeli
się po sobie niepewni.
Po pewnym czasie nieznajomemu udało się wyjaśnić że jego grupa
przyszła aby powstrzymać eksperymenty. W końcu zaczęli wychodzić i uciekać.
Rozglądając się po uciekających Torradan niegdzie nie widział dziewczyny.
– Gdzie ona jest? – zapytał nieznajomego.
– Kto?
– Dziewczyna która była tu z nami.
– Nie widziałem tu żadnej dziewczyny. Lepiej uciekaj z resztą. – Odwrócił
się i pobiegł w głąb korytarza.
Torradan stał i nie wiedział co ma robić. Zaczął iść powolnym krokiem do
wyjścia, lecz po kilku krokach zatrzymał się. Znowu coś mu mówiło „ Tylko
potem nie żałuj.”. Stał tak nie wiedząc co robić. W końcu zawrócił i pobiegł jej
szukać. Biegał kilkanaście minut bez celu. Nie mógł nigdzie jej znaleźć.
Przemierzając kolejne korytarze, w pewnym momencie usłyszał jakiś hałas.
Pobiegł w jego kierunku aż znalazł się w wielkiej bibliotece. Odgłosy
tłuczonego szkła wydobywały się z za jednego z regałów. Próbował go
odciągnąć lecz nawet nie drgnął. Zaczął więc wyciągać wszelkie księgi. Jedna z
nich gdy ją pociągnął została na półce. Dopiero gdy mocniej pociągnął coś
strzeliło i regał odsłonił ukryte przejście.
Dosyć wąskie schody prowadziły w dół. Na ich końcu było spore
pomieszczenie w którym znalazł dziewczynę, ale była nieprzytomna. Był tam
jeszcze jakiś mag. Sądząc po ubiorze był jednym z „naukowców”. Sprawdzał
zawartość jakichś naczyń po czym rzucał je gdzieś w kąt gdzie się tłukły.
Torradan schował się za jakimś stołem. Postanowił podejść bliżej dziewczyny,
lecz w tym samym momencie czarodziej z zadowoloną miną i kilkoma
pojemnikami podszedł do niej. Dopiero w tym momencie młodzieniec zauważył
że ona leży w jakimś dziwnym kręgu. Mag rozłożył pojemniki w równych
odstępach na kręgu i zaczął recytować jakąś inkantację. Ciało dziewczyny
zaczęło unosić się. Torradana ogarnęła panika. Po krótkiej chwili zagryzł zęby i
pobiegł w jej kierunku. Rzucił się i wypchnął ją z kręgu w ostatnim momencie.
Mag uderzył kosturem w ziemie, więc całość zadziałała na Torradana który nie
zdążył uciec z kręgu. Nastąpił niesamowity błysk czerwonego światła. Gdy
wszystko wróciło do normy mag był zdenerwowany, a młodzieniec leżał
nieprzytomny.
– Skąd on się tu wziął! Wszystko poszło na marne! Co ja teraz… – Nagle
zwrócił uwagę na długie, blond włosy młodego elfa. Zmieniły kolor przy głowie
na czerwony. – Nie może być. – Był wniebowzięty.
Dziewczyna ocknęła się i zobaczyła leżącego chłopaka niedaleko niej oraz
śmiejącego się czarodzieja. Podeszła do Torradana, delikatnie uniosła jego
głowę i zaczęła płakać. Delikatnie otworzył jedno oko. Podniósł rękę i skierował
ją w kierunku rozweselonego mężczyzny. Nagle z ręki wystrzeliła fala
czerwonych pocisków, która podziurawiła maga. Ten upadł na ziemię i jedyne
co zdążył jeszcze z siebie wydusić to „Sukces.” Ręka opadła na ziemię. Spojrzał
się jej w oczy, uśmiechnął się delikatnie i znowu zamknął oczy. Słyszał jeszcze
że ktoś wbiega do pomieszczenia i zapłakany krzyk dziewczyny proszącej o
pomoc.
Gdy się ocknął, jechał jakimś wozem. Rozejrzał się dookoła. Obok niego
siedziała znajoma dziewczyna. Oprócz niej nie znał nikogo. Zauważyła że się
obudził.
– Nic ci nie jest? – zapytała. W jej głosie było słychać ulgę oraz troskę.
– Wszystko w porządku. – Próbował się podnieść lecz był obolały i
osłabiony. – A ty?
– W porównaniu do ciebie jestem cała i zdrowa.
– Haha, masz rację…
– Ferra. Mam na imię Ferra.
– Jestem Torradan. W sumie to gdzie jedziemy?
– Jedziemy do Passage. Tam mieszkam.
Na te słowa przypomniał sobie co się stało z jego wioską i trochę
sposępniał. Jechali tak kilka dni. W tym czasie on odzyskał siły. Zaprzyjaźnił się
z Ferrą. Dużo czasu spędzili na rozmowach.
Gdy dotarli na miejsce dziewczyna wyskoczyła i zaczęła się gwałtownie
rozglądać. Prawie od razu odnalazła ojca. Niósł jakieś towary. Gdy ją ujrzał
wszystko wypadło mu z rąk. Myślał że śni. Wpadli sobie w ramiona w płaczu i
pełni radości. Widząc to młody elf trochę posmutniał. Poczuł pustkę w sercu.
Wiedział że nikt na niego nie czeka, ponieważ wszyscy nie żyją. Ferra wskazała
go pokazując ojcu, po czym podeszli do niego.
– Dziękuje ci młodzieńcze za uratowanie życia mojej córce.
– Ale ja nic takiego nie…
– Nie, nie. Nie jestem ci wstanie okazać mojej wdzięczności.
– Naprawdę nie trzeba.
– Ależ trzeba, trzeba. Nalegam abyś się u nas zatrzymał.
– Nie chciałbym się narzucać.
– Nalegam.
Nie chcąc się więcej kłócić poszedł z nimi. Gdy dotarli na miejsce, jego
oczom ukazał się budynek, którego na pewno nie można było nazwać
skromnym. Widząc że Ferra z ojcem wchodzą do środka poczuł się niepewnie.
Po przekroczeniu progu zaczął się zastanawiać co tu robi. Nigdy nie widział, ani
nie słyszał o tak zdobionych domach.
– Kochanie! Spójrz kogo przyprowadziłem! – zaczął krzyczeć mężczyzna.
– Już wróciłeś? – Z jakiegoś pomieszczenia dobiegał kobiecy głos. – Nie
masz nic do roboty?
– Chodź, szybko!
– No, niby kogo żeś przypro… – Kobieta wyszła najprawdopodobniej z
kuchni, ponieważ wycierała jakiś talerz. Na widok Ferry upuściła go na ziemię.
Zakryła dłońmi usta i oczy zaszły jej łzami. – Niewierze, niewierze. – Były to
jedyne słowa które mogła wymówić. Rzuciła się na dziewczynę i zaczęła ją
całować.
Chłopak widząc szczęśliwą rodzinę miał przed oczami siebie wraz ze
swoimi rodzicami. Brakowało mu tego przez co był trochę zazdrosny, ale
cieszył się że udało jej się wrócić do rodziny. Chciał wyjść lecz nagle kobieta
spojrzała na niego.
– A kim jest ten młodzieniec?
– On pomógł wrócić naszej córce.
– Dziękuję ci chłopcze.
– Ja nic takiego wielkiego znowu nie zrobiłem.
– Gdybyś wtedy mnie nie zastąpił mogła bym już nie żyć. – Wtrąciła się do
rozmowy Ferra. – Oraz gdybyś nie wrócił mnie szukać.
– To nic takiego. Nie ma o czym mówić.
– Uprzejmy i skromny. – odrzekł mężczyzna z uśmiechem. – Pewnie
jesteście głodni. Kochanie, zrób im coś do jedzenia, a ja wracam do pracy.
Musze jeszcze rozładować i sprawdzić towar z sześciu wozów.
– Może mógł bym pomóc? – Zaproponował Torradan.
– Nie ma mowy. Jesteś naszym gościem.
– Nalegam. Będę czuł się niezręcznie siedząc i nic nie robiąc.
Mężczyzna zastanawiał się chwilę, ale w końcu się zgodził. Wrócili do
miejsca gdzie się poznali, po czym powiedział chłopakowi co i gdzie ma
ponosić. Wszystkie skrzynie były dosyć ciężkie, ale udało się wszystko ponosić
bez upuszczenia. Wszyscy w pobliżu go obserwowali. Nie był pewien czy
dlatego że był nieznajomym, czy tym że włosy przy samej głowie miał
czerwone. Znalazł jakąś chustę i zawiązał ją tak, aby było widać tylko blond
część włosów.
Dosyć szybko się uwinęli. Gdy wrócili do domu jedzenie było już gotowe.
Wszyscy siedli razem do stołu. Ferra prowadziła z rodzicami wesołą rozmowę.
Chłopak czuł się nieswojo, więc w ogóle się nie odzywał.
– Chłopcze, coś taki poważny. – zagadnął do niego mężczyzna.
– Po prostu nie chcę przerywać waszej rozmowy po tak długiej rozłące. -odpowiedział z lekkim uśmiechem.
– Jesteś częścią tego spotkania. Gdyby nie ty, nie siedzieli byśmy tu razem.
– Nic takiego wielkiego znowu nie zrobiłem. Tylko to co uznałem za
słuszne.
– I to wystarczyło aby wprowadzić szczęście do naszej rodziny. Powiedz,
co teraz zamierzasz. Gdzie jest twoja rodzina i jak chcesz do niej wrócić?
Po usłyszeniu tych pytań Torradan spochmurniał.
– Zamierzam wrócić do swojej wioski i odwiedzić grób rodziny. -odpowiedział pełen powagi.
– Jak to grób? – spytała się Ferra zaskoczona, tak samo jak jej rodzice.
– Gdy zostałem porwany, wszystkich zamordowano na moich oczach.
Nastała dłuższa cisza. Przerwała ją dopiero kobieta.
– Pewnie jesteście zmęczeni. Córciu, zaprowadź chłopaka na górę.
Zaprowadziła go do pokoju gościnnego na piętrze, który wcześniej z matką
przygotowała dla niego. Usiadł na łóżku, a ona obok niego.
– Wszystko w porządku? – zapytała nieśmiało.
– Tak, chyba tak.
Delikatnie go przytuliła. Coś w nim pękło. Coś co zbierało się od
dłuższego czasu. Najpierw zaczęły mu lecieć łzy, aż w końcu zaczął płakać.
Przytuliła go mocniej. Chciała go pocieszyć, ale nie wiedziała jak.
Nie wiedział kiedy zasnął. Gdy wstał słońce świeciło już dosyć mocno.
Zszedł na dół. Przy stole siedział ojciec Ferry, a ona wraz z matką rozmawiała w
kuchni. Usiadł naprzeciwko mężczyzny. Ten zwrócił na niego uwagę.
– Przepraszam że zadaję to pytanie zaraz po tym jak wstałeś, ale oprócz
tego co wczoraj powiedziałeś masz jeszcze jakieś plany? – Starał się być
uprzejmy jak tylko mógł.
– Nie proszę pana. – odpowiedział pełen spokoju.
W tym momencie panie wyszły z kuchni niosąc śniadanie. Dziewczyna
widząc go uśmiechnęła się lekko do niego. Gdy wszyscy zjedli mężczyzna wstał
i oświadczył:
– Od dzisiaj – zaczął oficjalnym tonem – będziesz tu mieszkał. – powiedział
zwracając się do chłopaka.
– Ale… ja… tego… jak to? – Nie rozumiał co się właśnie stało. Spojrzał na
przyjaciółkę, ale ona wyglądała na równie zaskoczoną.
– Matko? O co chodzi?
– Podjęliśmy z ojcem tą decyzję wczoraj wspólnie. – odpowiedziała
kobieta.
– Dodatkowo będziesz mi pomagał przy transportach towarów, ponieważ
bycie kupcem w tym wieku nie jest już takie łatwe i trzeba mieć zaufanych
ludzi.
Serce zaczęło bić mu coraz szybciej. Oczy zaczęły mu zachodzić łzami,
lecz szybko je wytarł. Nie wiedział co ma zrobić. Czuł się niesamowicie
szczęśliwy. Mężczyzna podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
– Bądź dobry dla mojej córki. – dodał.
Torradan nie wiedział o co chodzi więc tylko przytaknął. Ferra natomiast
się zaczerwieniła i spojrzała zdenerwowana na ojca, przez co lekko zdryfował.
Interes rozkwitał. Dzięki temu że chłopak był elfem pomagał w handlu i
dogadywaniu się z sąsiadami z Eldeen Reaches. W przeciągu dwóch lat udało
im się powiększyć majątek dwukrotnie. Nie umknęło to uwadze „Fairhaven”,
najważniejszej spółce handlowej w Aundair. Ojciec Ferry musiał się u nich
stawić, więc powierzył młodzieńcowi wykonanie zlecenia samodzielnie.
Torradan nie chciał się zgodzić, ponieważ nie uważał że się do tego nadaje.
Został jednak przekonany że nabył odpowiednie doświadczenie i że na pewno
da sobie radę, zwłaszcza że jechał do swoich rodaków.
Gdy miał wyruszyć z karawaną, przyszła do niego Ferra i stwierdziła że
jedzie z nim. Wydało mu się to trochę podejrzane, gdyż nigdy z nimi nigdzie nie
jeździła. Starał się jej odmówić, lecz ona stwierdziła że dostała pozwolenie od
ojca. Nie wiedział jak ją odesłać, więc w końcu się zgodził.
Gdy zbliżali się do granicy zostali zaatakowani przez bandytów. Do tej
pory gdy byli atakowani, robiły to małe grupki samozwańczych rabusiów. Tym
razem jednak była to bardziej zorganizowana grupa. Torradan potrafił się w
miarę obronić w walce jeden na jednego, ale teraz przeciwników było wiele
więcej i dodatkowo była z nim Ferra. Napastnicy mieli zdecydowaną przewagę
liczebną. Spojrzał na dziewczynę. Była przerażona. Zaczął się zastanawiać co
mógł by zrobić aby ją ochronić. Nagle przed oczami pojawił mu się obraz
upadającego maga. Próbował sobie przypomnieć co się wtedy stało. Rozejrzał
się i podniósł rękę do najbliższego bandyty. Ten padł na ziemię przebity jakimś
czerwonym pociskiem. Zaczął celować do innych bandytów obiema rękami.
Odszedł trochę od wozu aby mieć lepszy widok. Nagle wyskoczył na niego
bandyta z kuszą. Jakoś udało mu się uniknąć wystrzelonego bełtu i zabić
przeciwnika. Napastnicy zaczęli uciekać.
Gdy odwrócił się zadowolony, to co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach.
Ferra miała bełt wbity w brzuch. Zrozumiał że był to ten sam którego wcześniej
uniknął, przez co czuł się winny. Niestety nie mieli ze sobą żadnego medyka.
Jedynym ratunkiem dla niej to dostanie się do najbliższej wioski. Problemem
było to że karawaną nie dotrą na czas. Wziął więc jednego konia, wsiadł na
niego, a dziewczynę posadził przed sobą i pojechał jak najszybciej do miasta.
Od czasu jak wyruszyli przez całą drogę była nieprzytomna. Gdy było już widać
zabudowania otworzyła oczy i spojrzała na niego. Był przerażony i nie wiedział
co robić. Położyła swoją rękę na jego. Spojrzał na jej twarz. Uśmiechnęła się na
tyle ile miała sił i powiedziała tylko „To nie twoja wina.” po czym zemdlała
ponownie. Łzy zaczęły napływać mu do oczu. Powiedział cicho do siebie „To
jest wyłącznie moja wina”.
Do wioski wjechał nie zwracając uwagi na straże i zaczął wołać o pomoc
oraz medyka. Podszedł do niego jakiś elf i kazał iść za sobą. Zeskoczył szybko z
konia, wziął Ferrę na ręce i poszedł za nieznajomym. Gdy weszli do budynku,
uzdrowiciel kazał ją położyć na stole. Wyją z niej bełt, położył go obok i starał
się opatrzyć ranę. Udało mu się zatamować krwawienie, ale straciła tyle krwi że
puls zanikał. Nieznajomy stwierdził że więcej zrobić nie może. Torradan złapał
go za kołnierz, lecz wiedział że to nic nie da. Podszedł do Ferry. Gdy stał nad
nią coś mu mówiło że może ją uratować. Nie wiedział jednak jak to zrobić.
Położył ręce na stole i pod jedną poczuł coś niewielkiego. Był to wcześniej
wyjęty bełt. Chwycił go i przebił nim swoją dłoń. Uzdrowiciel spanikowany
zaczął go pouczać i już chciał mu opatrywać ranę, gdy zauważył że w ogóle nie
krwawi. Młodzieniec wyjął bełt i przyglądał się ranie. Po krótkiej chwili
przyłożył okaleczoną rękę do rany dziewczyny, mówiąc cały czas po cichu do
siebie „Musi przeżyć.” i „Muszę ją uratować” na przemian. Krew z jego
organizmu zaczęła przepływać do ciała Ferry. Wyglądało to jak by cała krew
opuściła jego ciało po czym zemdlał.
Ocknął się na łóżku w nieznanym pomieszczeniu. Gdy wyszedł z pokoju
okazało się że jest na piętrze. Zaczął schodzić po schodach, lecz był strasznie
osłabiony przez co spadł na sam dół. Podniesienie się z ziemi było nie lada
wyczynem. Z pobliskiego pomieszczenia wybiegł nieznajomy, który mu
wcześniej pomógł. Podszedł do niego aby sprawdzić czy jest cały.
– Powinieneś jeszcze leżeć.
Torradan chwycił go za kołnierz.
– Gdzie ona jest? – W jego głosie było słychać zdenerwowanie i panikę.
– Uspokój się. Musisz odpocząć.
– Gdzie? – Uzdrowiciel wiedział że uspokoi go wyłącznie jedna rzecz, więc
tylko wskazał mu ruchem głowy pomieszczenie z którego wyszedł.
Przez wejście było widać łóżko na którym leżała dziewczyna. Zaczął iść w
jej kierunku, lecz co dwa trzy kroki potykał się. Gdy uzdrowiciel próbował mu
pomóc, odtrącał jego rękę. Stojąc nad nią spytał się o jej stan. Był stabilny i nie
wyglądało żeby cokolwiek miało się zmienić. Spojrzał na swoją dłoń.
– Co ja wtedy zrobiłem? – Tym razem brzmiał na uspokojonego.
– Przetoczyłeś swoją krew.
– Niby jak? – Odwrócił wzrok na nieznajomego.
– Za pomocą krwawej magii.
Torradan otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i z lekkim przerażeniem.
Mężczyzna położył mu rękę na ramieniu i uśmiechną się przyjacielsko.
– Widzę że rozumiesz swoją sytuację. Dlatego radzę wam wyruszyć z
powrotem jak tylko ona się ocknie.
– Ale musze przekazać karawanę.
– Był tu ktoś z waszych ludzi jakiś czas temu. Powiedziałem mu żeby się
wszystkim zajął. Nie był uradowany ale też się nie sprzeciwił.
Chłopak usiadł na krześle stojącym przy łóżku.
– Nie przeszkadza ci to? Że użyłem akurat tej magii, będąc na dodatek
elfem?
– Na początku byłem zaskoczony, ale próbowałeś ją ratować – powiedział
wskazując na Ferrę – więc nie mam nic do ciebie. Co prawda inni mogą nie być
wyrozumiali jak ja, więc wiesz.
– Rozumiem i dziękuję za pomoc.
Siedzieli tak i rozmawiali. W końcu obudziła się. Torradan zawołał kogoś z
karawany aby podjechał z wozem. Wniósł na niego dziewczynę i przez całą
drogę zajmował się nią. Gdy dotarli do domu, ojciec wyglądał na
zadowolonego, ale jak zobaczył stan córki stracił dobry humor. Zaczął się pytać
co się stało. Ferra zaczęła się tłumaczyć. Wyszło na jaw że pojechała bez zgody
ojca, mimo że twierdziła co innego. Zaczęli się kłócić. Torradan nie wytrzymał i
krzyknął „ To moja wina.” po czym wybiegł zatrzaskując drzwi. Gdy
dziewczyna wybiegła na zewnątrz, już go nie było.
Wrócił dopiero wieczorem. Miał całe poranione dłonie, ale zero śladów
krwi. Pytany gdzie się podziewał i co się stało odpowiadał tylko że był na
spacerze. Gdy zebrali się wszyscy przy stole, ojciec oświadczył że przyjął ofertę
dołączenia do „Fairhaven”. Dodatkowo przeprowadzają się do stolicy.
Pakowanie zajęło im kilka dni i sama podróż zajęła kolejne pięć. Gdy już byli na
miejscu i wszystko rozpakowali, Torradan gdzieś zniknął. Ferra poszła go
szukać. Znalazła go posiniaczonego i leżącego na ziemi naprzeciw jakiegoś
żołnierza, na dodatek wysokiej rangi. Nie wiedząc czemu schowała się.
– O co ci chodzi dzieciaku. Spotykamy się pierwszy raz w życiu,
wyskakujesz z tekstem że chcesz nauczyć się walki, po czym rzucasz się na
mnie z gołymi rękami. Wracaj do domu a nie marnujesz mój czas.
Odwrócił się i zaczął odchodzić, ale po kilku krokach dostał czymś w
głowę. Spojrzał do tyłu i zobaczył chłopaka chwiejącego się na noga, który
trzymał kamienie w ręku.
– Widzę że muszę ci znowu wszystko wytłumaczyć na siłę.
Zaczął do niego podchodzić gdy ten się odezwał.
– Nie chcę… więcej widzieć… – Torradanowi ciężko było złapać oddech. -jak ci… których kocham… cierpią przeze mnie…
Na te słowa mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na chłopaka. Zrozumiał że
chłopak musiał przejść w swoim życiu ciężkie chwile. Młodzieniec zachwiał się
i zaczął upadać. Wojskowy doskoczył do niego jednym ruchem i podtrzymał.
Okazało się że był nieprzytomny. Mężczyzna spojrzał się w kierunku gdzie
chowała się Ferra. Zawołał ją i kazał podejść. Niepewnie wyszła z kryjówki i
podeszła do nich. Spytał się czy zna chłopaka. Ona wytłumaczyła mu sytuację i
opowiedziała co się wydarzyło. Powiedział jej żeby wróciła do domu i
powiedziała że chłopak wróci jutro.
Jak powiedział, tak się stało. Rano Torradan wrócił. Wszyscy się pytali co
się stało, tylko dziewczyna siedziała spokojnie. Chłopak oświadczył że od jutra
przenosi się do koszar, gdzie będzie trenował. Jak powiedział tak zrobił. Spędził
tam koło trzech lat. Pewnego dnia dostał wiadomość od ojca Ferry, że obecnie
zajmuje się sprawami spółki w Thronehold i potrzebował by jego pomocy w
pewnej sprawie. Torradan opuścił więc koszary i wrócił do domu, gdzie został
przyjęty jak by wrócił z końca świata, mimo że widywali się co jakiś czas.
Spędził cały dzień w domu, opowiadając o swoich dniach w koszarach.
Wieczorem poinformował, że następnego dnia wyjeżdża, na co Ferra trochę
posmutniała. Pokazał list. Na informację że to od jej ojca trochę się
rozchmurzyła. Gdy rano się żegnał i miał już wyruszyć, podbiegła do niego
Ferra i dała mu jakiś naszyjnik mówiąc „Na szczęście.”, po czym pocałowała go
w policzek i uciekła do domu. Był lekko skołowany sytuacją, ale czuł się
szczęśliwy. Krzyknął jeszcze tylko „Do zobaczenia!” mając nadzieję że
usłyszała i wyruszył.
Niestety, jest źle.
Tekst przypomina mi nieporadnie sklecone streszczenie do opowiadania, a nie opowiadanie. Trudno przeprowadzać “łapankę” błędów, ponieważ trzeba by właściwie przepisać cały tekst. Literówki, powtórzenia, błędy interpunkcyjne, błędy w zapisie dialogów, używanie współczesnego, niepasującego do realiów tekstu słownictwa… A do tego naiwna fabuła, bohaterowie, których losami trudno się przejąć, ogromna skrótowość.
Jeśli miałabym coś radzić, to czytanie, ze zwracaniem uwagi na to, jak autorzy konstruują fabułę, opisy, bohaterów. Jak zapisują dialogi. A także zapoznanie się z regułami interpunkcji oraz korzystanie z edytora, podkreślającego wiele literówek.
EDIT: Tu masz poradnik, jak zapisywać dialogi http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
Dodam od siebie, że zawsze warto nauczyć się posługiwać funkcjami edytora tekstu, zanim siądzie się do pisania tekstu pretendującego do literackiego. Wcięcia akapitowe, niewyrównana z prawej kolumna, czyli skład w chorągiewkę, co tylko utrudnia czytanie…
Słabieńko, jak już napisała Koleżanka Finkla.
Kolega Adam to już wszędzie koleżankę Finklę widzi. A koleżanka Ocha to niby co? ;)
Ło jeżu kolczasty, wstaw się za mną u Złotopiórego Węża! Ale wtopa… Coś padło mi na oczy albo i na cały mózg…
:-) Zamienię Was w drugą stronę przy najbliższej okazji. OK? :-)
Dużo pracy jeszcze. Czytaj i pisz, pisz i czytaj. No i skup się na szortach, do których łatwiej Ci będzie znaleźć redaktorów. Proponuję drabble – świetnie ograniczają wodospady niepotrzebnych opisów, dialogów i zdarzeń.
"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"
Dobra. Tylko proszę wybrać jakiś wyjątkowo mądry komentarz koleżanki Finkli. ;)
:-) Toczno, Wasze Wieliczestwo! :-)
(Dwie trzecie tytułu piosenki Okudżawy.)
Niestety, Willowy, muszę potwierdzić Twoje obawy – w tekście jest mnóstwo błędów, których nie wyłapałeś i których chyba nikt nie poprawi, bo należałoby napisać od nowa niemal każde zdanie. :-(
Muszę też, z przykrością, rozwiać Twoje nadzieje – opowiadanie napisane w taki sposób, nie może się podobać. :-(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
DnD – pamiętam, jak z kumplami w to graliśmy w podstawówce ; )
Tekst, niestety, jest słaby. Widać, że musisz mocno popracować nad posługiwaniem się językiem na papierze. Poczytaj trochę poradników o interpunkcji, budowaniu zdań, dialogach, potem napisz coś krótszego i wrzuć na betalistę na stronie. Ludzie na pewno przyjdą i Ci pomogą powalczyć z tekstem – tylko wpierw musisz lepiej ogarnąć podstawy.
I po co to było?
Ejkum kejkum…
Przedpiścy mają rację. Dlaczego tu tyle enterów? Paskudnie się takie coś czyta. Interpunkcja nie istnieje. Zapis dialogów leży. Kanonada krótkich zdań…
Babska logika rządzi!
Widzę tu bardziej sprawozdanie niż opowiadanie :(
Przynoszę radość :)