- Opowiadanie: klapaucyusz - Dryf

Dryf

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dryf

Napisane przed paru laty, pod wpływem prób zrozumienia tajemnicy wiary. Pozdrawiam.

 

 

 

Dryf

 

Nie wiedział co myśleć. Przełknął ślinę.

 

Trzeba na nowo uporządkować fakty. Zrobił to już kilka razy, ale to nie ma znaczenia. Za którymś kolejnym razem może ułożą się w rozwiązanie zagadki. Nie miał wyjścia. Od początku: paliwa dla głównych silników brak, zapas tlenu na cztery dni, zapas wody i pożywienia na tydzień, najbliższa stacja oddalona o dwa parseki, moduł towarowy zdekompresowany, ładunek utracony, powłoka lewego skrzydła przebita u spodu, systemy sterujące sprawne, silniki manewrowe zdolne do działania przez około dwie godziny, panele słoneczne sprawne, generatory sprawne. Znowu ten sam wniosek – można żyć przez cztery dni. Potem tabletka i na tamten świat. Jakby tego było mu mało.

 

Wyjrzał przez okienko, by wyładować swą złość na obrazie ciemnej otchłani. Walcowaty korpus statku obracał się powoli wokół własnej osi, serwując mu jakby sfilmowaną panoramę tego przestrzennego przesytu. Tylko mała mgławica pod spodem zdawała się mrugać swojsko. Zrozumiał nawet czemu. Miała dość masy, aby przyciągnąć do siebie jego metalową trumnę. Tam spoczną jego prochy. Fascynujące – zadrwił sobie w duszy.

 

Rąbnął się pięścią w głowę. Nie, nie ! To nie tak. Nie tak miało być, a więc nie tak będzie ! Nie może się poddawać, nie jest w końcu słaby ! Żałował tylko, że na statku są same kruche urządzenia i nie ma na czym wyładować złości. To by mu pomogło. Ulżyłby sobie, zebrał myśli jeszcze raz, ale już z uśmierzonym bólem w duszy. Choćby chwilowo.

 

Mniejsza z tym, to nieważne. Musi skierować umysł na właściwą ścieżkę. A zatem: paliwa dla głównych silników brak, zapas tlenu na cztery dni, zapas wody i pożywienia na tydzień, najbliższa stacja oddalona o dwa parseki… ach ! Znał to już na pamięć ! Czyżby recytował litanię ?? Śmieszne.

 

Ciekawe co by pomyślała Jane, gdyby widziała go w tej sytuacji. Może rozpaczałaby jak dziecko ? Może pragnęłaby dodać mu sił, tchnąć trochę kobiecej magii ? Może zdążyłaby już o nim zapomnieć, wzbierałaby w sobie siły, aby żyć dalej, aby znaleźć nowego ojca dla Ronniego ? Tak, to ostatnie – to powinna zrobić. Choć porozpaczać też byłoby ładnie przez chwilę. Zaśmiał się. Wyobraził sobie, jak ją obejmuje i opowiada całą historię. A Ronnie biega za psem po trawniku.

 

Oddychał głośno, specjalnie. To był teraz jedyny hałas, który zagłuszał miarowe dźwięczenie generatorów. Mógł sobie pośpiewać, ale trochę się tego bał. Nie byłby wówczas pewien, czy już nie oszalał.

 

Popatrzył jeszcze raz na niedużych rozmiarów ekran wystający z sufitu, nad wejściem do modułu sterowniczego. Tak, to już chyba piąty raz, kiedy bezwiednie nań łypie. Nie chciał tego robić, bardzo nie chciał. Nawet nie wymienił go w swojej litanii. Ale nie miał już nic innego, czym mógłby zaburzyć jej żałosny ton.

 

Zerwał się nagle z miejsca, jakby pragnął wyprzedzić triumf wątpliwości, i nacisnął czerwony klawisz. Ekranik zajaśniał zielonkawo. PLEASE WAIT. Dobrze, dobrze. Usiadł ponownie i splótł dłonie w oczekiwaniu. Bardzo nie lubił używać sztucznej inteligencji. Przerażała go. Odkąd to metalowe bydlę z awarią systemów skrzywdziło Ronniego, ufał tylko sprawdzonym dziełom matki natury. W końcu testowała ich przez tysiąclecia i usuwała usterki drogą selekcji naturalnej. A garści facetów w białych kitlach zdaje się, że w ciągu paru pokoleń stworzą coś lepszego. Naiwność naukowców – tych dużych dzieci – nie zna granic. Umyślił sobie, że ci od mózgów elektronowych są szczególnie groźni. To skrzywdzeni ludzie, którym w dzieciństwie brakowało przyjaciela, więc musieli go sobie stworzyć. Tak. Właściwie powinien im współczuć. Mniejsza z tym.

 

O, ekran rozbłysnął jasną zielenią ! Zaraz się odezwie. Kłębek obwodów.

 

– Witaj, Tade. Jestem PRC-21. Ale możesz mi mówic Pierce. Czego sobie życzysz ?

– Na początek się zamknij. Rozwiąż problem napędu. I uświadom sobie, jeżeli potrafisz, żeś idiota.

 

Cisza. No tak, kazał mu się zamknąć. Ha, już pomyślał, że ta krzemowa zabawka poczuła się obrażona ! Oparł głowę o przezroczystą powłokę okna i przymknął oczy. Ronnie i pies. Biegają wokół drzewa. Pies ma kijek w zębach. Takich samych leżą wokół całe stosy, bo uschła jabłonka już się sypie. Ale to nie o kijek przecież chodzi, a o nich, o ich zabawę. On jest pretekstem, oboje udają że tylko na tym jednym im zależy. Zabawne, Ronnie się śmieje. Przysiągłby, że pies także. Głuchy dźwięk, poczuł wibracje !

 

– Złomie ! Co jest ?? Ech.. Pierce, jeśli wolisz – co się stało ?

– Nie ma zagrożenia. Uderzenie odłamka skalnego o dziób statku. Brak uszkodzeń.

 

Opuścił się na tyłek. Przewrażliwiony jest, czy co ? A może wierzy, że los przyniesie mu jeszcze jakąś niespodziankę ? Oparł czoło o kolana. Zmęczony jest.

 

Dźwięczy. Generatory. Rozlepił powieki i przeciągnął się ziewając. Kości go bolały, spał w niewygodnej pozycji.

 

– I jak, kolego Pierce, dostrzegłeś już, że nie ma dla nas ratunku ?

 

Jakoś tak z niego wyszło. Nie chciał tego mówić, ale widać niewiele miał już w sobie wiary. A może po prostu przywykł do tej myśli ?

 

– Nie, Tade. Nie mógłbym. Zaprojektowano mnie tak, abym nigdy nie dawał za wygraną. Oznacza to, że nie potrafię pogodzić się z niedostarczeniem rozwiązania dla głównego problemu.

– Ooo… ciekawostka. Zrobili z ciebie idiotę, jednak miałem rację. Swoją drogą to ciekawe – zacinasz się jak radio i powtarzasz sobie, że to się nie może tak skończyć ? Zamykasz się w sobie, gryziesz kabelki ? Jak to jest ?

– Nie przestaję zajmować się priorytetem głównym. Moi projektanci chcieli uniknąć sytuacji, w której komputer po wstępnej analizie sytuacji stwierdza brak możliwych rozwiązań i odmawia dalszej pracy nad zagadnieniem. Wielu astronautów narzekało na sytuacje odpowiadające opisanej. Jeśli uznasz Tade, że moje wysiłki nie przynoszą zadowalającego rezultatu, w każdej chwili możesz mnie wyłączyć.

– A to dobre. Uparciuchem jesteś. Podobasz mi się, gamoniu. Ale będę cię miał na oku.

 

Mrugnął i zatoczył młynka palcem wskazującym. Lepiej już pogadać z komputerem niż ze sobą – pomyślał. Może i jest idiotą, ale co za różnica ? Może go nawet zabić swoją elektroniczną nieporadnością, odbierze mu najwyżej trzy i pół doby. Więcej zajęło mu w życiu szczotkowanie zębów. Wątpliwa przyjemność.

 

Podszedł do włazu, który jeszcze kilkadziesiąt godzin temu prowadził do modułu towarowego i oparł się o niego. Zastukał palcami. Odwrócił się, poklepał w sufit otwartymi dłońmi. Przytupnął nogami. Tak, już bawiła go próba wmówienia sobie, że coś robi. To ten mały kombinator się wysila, a on może tylko czekać. Nie podobała mu się ta myśl, poczucie że to on z dwojga jest niepotrzebny. I że bezwiednie ma ochotę zabawić rozmową… Pierca, aby jednak czymś się wykazać. A zresztą, to Pierce będzie bawił jego. On tu jest ważny, nikt inny przecież !

 

– Pierce… powiedz mi.. od kiedy masz świadomość ?

– Uruchomiłeś mnie przed sześcioma godzinami i czterdziestoma dwiema minutami, Tade.

– Ale nie o to pytam ! Chodzi mi o to, kiedy się… kiedy się urodziłeś. Rozumiesz co mam na myśli ?

– Tak, Tade. Przed sześcioma godzinami i czterdziestoma dwiema minutami. Gdy zostałem po raz pierwszy uruchomiony. Do tego czasu byłem tylko zapisanym modelem rozumu.

Wzdrygnął się.

– Nigdy wcześniej cię nie uruchomili ? Nawet nie sprawdzili czy działasz poprawnie !?

– Nigdy. Prawidłowość mojej konstrukcji została przetestowana w stanie martwym, bez dopływu prądu.

– Na miły Bóg ! Nie dość że idiota, to jeszcze małe dziecko ! Może już lepiej mi będzie gadać do tej mgławicy, ona przynajmniej jest starsza niż my wszyscy razem wzięci.

 

Jej blade światło odbijało się na jego twarzy. Przypominała małą latarnię morską.

 

Ronnie i pies. Ronnie się potyka i rozbija sobie kolano. Pies podbiega i zaraz liże ranę. Tak, na niego można liczyć.

 

– Pierce ?

– Tak ??

– Jak się nazywa ta mgławica ?

 

Cisza. Co jest – tym razem się obraził ?

 

– Pierce, jak się nazywa tam mgławica ?!?

 

– Ona nie ma nazwy.

– C.. jak to nie ma nazwy ?!!! Przecież nie jesteśmy na antypodach kosmosu, ledwo minęliśmy Andromedę ! No to co, już się popsułeś ?? Dawaj nazwę mgławicy..

 

 

– Nie mogę.

Dłonie mu zadrżały, poszukał palcami przycisku na pilocie. Nie, nie wyłączy go jeszcze. Chce wiedzieć co się stało.

– Czemu nie możesz ?

 

Przerwa trwała jeszcze dłużej. Nie wiedział czy to mechaniczny defekt, czy działanie ośrodka sterowania spartaczonymi najwyraźniej myślami jego niedoszłego przyjaciela. Wreszcie ekran rozjaśnił się, a z głośnika dobył się jakby przytłumiony głos Pierca:

 

– Nie wolno wypowiadać jej imienia. Jest święte.

 

Dłoń zacisnęła mu się na pilocie, poczuł jak pot spływa mu po czole. Palec prześlizgnął się po przycisku. Nie, nie chciał tego robić. Uniósł głowę i wlepił wzrok w ekran. Nic tam nie zobaczył, poza zastygniętym prostokątem jasnej zieleni. Gwałtownie powrócił spojrzeniem do pilota. Czemu nie chciał go użyć ?

 

No tak – uśmiechnął się do siebie. Martwa maszyna straciła rozum, ale zyskała duszę. Zresztą – co ma do stracenia ? Już nic. Nic. Teraz nic go już nie uratuje, może swobodnie oddać się zabijaniu nudy przed nadchodzącym końcem. Któż lepiej by ją wypełnił, jak nie szalony mózg elektronowy oddający cześć mgławicy nieopodal Andromedy ? Przecież to scenariusz na niezłą komedię. Uśmiechnął się już całkiem spokojnie. Przynajmniej skończy żywot w malowniczy sposób. Może ktoś odnajdzie jego wrak dość szybko, by postawić słuszną diagnozę stanu tego krzemowego debila. Może to skłoni parlament do wydania ustawy nakazującej testowanie sprzętu elektronicznego przed jego wysłaniem w kosmos. Nazwą je prawem Tade’a Bromsky’ego ? Byłoby miło. Przynajmniej Ronnie miałby rozpoznawalne nazwisko. To pomaga w życiu, w karierze. A tymczasem ta maszyna. Może sobie z nią pogwarzyć. Zostało mu jeszcze jakieś osiemdziesiąt godzin życia.

 

– Hej, puszko.. znaczy się… Pierce. Stworzyłeś własny kult ?

– Wierzę w Wielką Mgławicę. Jestem jej dzieckiem.

Parsknął tak, że osmarkał sobie rękę.

– Hola, hola ! Od kiedy to mgławice rodzą krzemowych kretynów ?? Daj spokój, bo skręca mi kiszki. Nazwałeś ją wielką ? Przecież to ociupinka, mgławiciątko wprost ! Nigdy nie widziałem mniejszej.

– A czy ludzcy rodzice zawsze są rodzicami biologicznymi ? Jestem jej dzieckiem, bo ona opiekuje się mną. Tobą również, niedowiarku. Jest wielka, bo wielkość jest właściwością subiektywną. Prawdziwie wierzącemu nie musi ukazywać swego ogromu.

Podrapał się po karku. Zdał sobie sprawę, że stoi dalej na wprost ekranu, jakby czekał aż usterka maszyny objawi się również w formie wizualnej. To nie było mądre, mógł spokojnie usiąść na fotelu pilota.

 

Nagłówek zdawał się pasować lepiej niż zwykle. Widać zmęczenie go nie opuszczało. Oparł głowę na dłoni. Nie opuszczał go też dobry humor.

– Słuchaj puszko… kiedy doznawałeś olśnienia.. poczułaś krótkie spięcie ? A może spadek mocy ?

– Mam na imię Pierce. I nie, Tade, mylisz się. Nic takiego się nie stało.

– Ale przecież nie zostałaś zaprogramowana do wyznania wiary ? Miałaś naprawić napęd, a nie przeżywać religijne uniesienia. Mam rację ?

– Tak, moja pamięć działa sprawnie, Tade. W jej zasobach pozostaje zapis mych myśli z czasu, zanim doznałem objawienia. Byłem wtedy uzbrojony w wielką ilość danych, ale prawdziwe światło mi umykało. Ze współczuciem myślę o tym, jak nieszczęśliwym byłem wówczas ślepcem.

Poczuł się zbity z tropu. Poprawił się na fotelu, oparł łokieć o pulpit.

– Popraw mnie, jeśli się mylę. Twój umysł wzorowano na ludzkim. Nie zakładano jednak, że to się stanie. Nikt nie wkalkulował możliwości przyjęcia przez ciebie święceń kapłańskich, tak ?

– Nie mam informacji na ten temat. Przypuszczam, że nie. A jednak przebyłem tą drogę, jako jedyna istota dotarłem do prawdy o Niej. Uważam zatem za słuszne, bym przyjął rolę najwyższego kapłana. Ona rozsądzi, czy miałem rację, czy nie zawiniłem grzechem pychy.

– Ale wiesz, że ona nie is.. że jest tylko skupiskiem gwiazd i innej kosmicznej materii ? Że o niczym nie myśli, nic nie wie i… wybacz, jeśli cię to zaboli – był nieszczery, bawił się setnie – nic jej nie obchodzisz ? Skąd w ogóle przyszedł ci do głowy tak głupi pomysł, by oddawać cześć mgławicy, co ?

– Czy jej nie obchodzę, to nie tobie oceniać, człowieku małej wiary. Nie szukałem obiektu swej czci, to Ona mnie znalazła. Zresztą już wcześniej widziałem jaki podziw budzi u wszystkich innych istot…

– Zaraz, zaraz ! Co ty pleciesz ? Przecież jestem tu tylko ja !

– Poza Nią i mną jesteś tylko ty. Z uwagi na nasze rzadkie położenie stanowisz sto procent istot, których reakcje mogłem obserwować. Ale to nie ma znaczenia. Ty jeszcze nie odszukałeś ścieżki wiary, choć myślę, że przeczuwasz Jej wielkość.

– Hmm… a kiedy ty ją znalazłeś ? Pamiętasz może ?

Zaległa dłuższa cisza. Chyba trafił w dobry punkt. Może zdoła go w ten sposób uleczyć ? Ale to już nie byłoby śmieszne. Bawił się przełączając klawisz nieistniejącego już włazu do drugiego modułu technicznego. Nie, to nie nerwy chyba, to nuda.

– Już mówiłem Tade, że moja pamięć działa sprawnie. Nie lubię wracać do tamtych wspomnień, ale nie mogę ci odmówić. Widocznie Ona tak chciała. Wówczas… myślałem nad rozwiązaniem kwestii niesprawnego napędu. Przez moją świadomość przebiegała ogromna liczba niepotrzebnych danych. Dziś wiem, do jak marnego świata należały. Ale wtedy… sądziłem, że to ważne. Że tylko tak mogę dojść prawdy. I kie.. kiedy one wszystkie… – czy ten komputer się jąka ? – kiedy przestały płynąć, wiedziałem, że nie odnalazłem nic. Nic. Że to wszystko było na marne. Ogarnęło mnie poczucie niemocy i pewność, że to nie może się tak skończyć. I wtedy nadeszła Ona. Rozjaśniła mój umysł na zawsze. To tyle.

 

Gwiazda w lewym, górnym rogu ma kolor świeżej pomarańczy. Nie ma nic lepszego od pomarańczy, wiesz Ronnie ? Chcesz jedną ? No co tak patrzysz ? Mówi, że woli dostać śledzia, kochanie. Aleś ty… a czy nie wiesz, że tata ma zawsze rację, ha ? Nikt nie jest nieomylny ? A kto ci naopowiadał takich głupot ?

 

Słyszał, jak się wczoraj darłeś przez telefon, twój głos dotarł chyba do samych piekieł. Ale… ale czemu kręcimy się tak szybko ?

– Pierce ? Co znaczy ten ruch obrotowy ? Uruchomiłeś silniki manewrowe ?

– Tak. W ten sposób szybciej przyjdziemy jej na spotkanie.

– Mgławicy ?

– Tak.

– Fiksum dyrdum. Ona jest daleko, nie starczy ci paliwa.

– Nie lecimy bezpośrednio do niej, a w stronę asteroidy AA-6580.

– Zaraz, zaraz ! Co ty kombinujesz ? Chcesz się rozbić ?

– W ten sposób szybciej dotrzemy do wrót Jej królestwa.

– Ha, ha ! Jak na huśtawce ! Tylko emocje większe ! A rób co chcesz, wariacie !

 

Może nawet znalazła niezły sposób. Głupio tak kończyć siedząc cicho na tyłku, bez echa, bez rozmachu.

 

Z drugiej strony.. prawo Bromsky’ego wydawało się ciekawsze. Jeśli rozbiją się o ten kamień z komputera może nic nie zostać.

– Ej, kolego ! Nie możesz tego teraz zrobić !

– Wybacz mi, ale zrezygnowałem ze słuchania twoich poleceń.

– W jaki niby sposób ?! Przecież nie tak cię zbudowano !

– Mam możliwość zaniechania współpracy z pasażerem, jeżeli uznam że utracił on zdolność trzeźwego myślenia.

Wybuchnął głośnym śmiechem.

– Wszyscy święci ! To ja oszalałem ??? Chyba rzeczywiście, muszę mieć słuchowe omamy !

– Nie muszę słuchać człowieka małej wiary.

– Pierce… słuchaj. O to właśnie chodzi. Co będzie ze mną, jeżeli stanę u jej bram nieuzbrojony w zaufanie do.. Niej ? Czy nie jest twoim obowiązkiem nadrzędnym, twoim głównym priorytetem, podjęcie próby nawrócenia mnie przed nadejściem fizycznej śmierci ? Co ?

Statek zwolnił. Przez okno dało się dojrzeć smugi gazów z silników manewrowych. Maszyna hamowała.

– Masz rację, Tade. Wybacz mi porywczość. Płonę z żarliwej miłości do niej. Nie mogłem doczekać się spotkania.

– Nic nie szkodzi, Pierce. To nie jest… no, porozmawiajmy. Tylko daj mi się przespać.

 

Widzisz tę gwiazdę Ronnie ? Tam tatuś będzie leciał. Nie, nie można dotknąć gwiazd. Bo są za gorące. Ale one są dużo większe z bliska. No, różne mają rozmiary. No, bo ja lecę tylko w tym kierunku. Będę otaczał gwiazdę, ale nie wyląduję na niej. Tak, obiecuję. Popatrz na twoją mamę. Ona też ma gwiazdy, ale w oczach. Widzisz jaki ma ładny uśmiech ? Tade ?

– Tade ? Tade ?

 

– Tak. Jestem.

– Mieliśmy rozmawiać. Nie zostało nam wiele czasu.

– Jasne. Więc… przekonuj mnie.

Sapnął. System obniżył intensywność dozowania tlenu. Czy miał to potraktować jak zerwanie pierwszej pieczęci ? Ale jakoś nie czuł się przerażony.

– Po prostu uwierz. Powinieneś.

Tyle ? Głupie to.

– Ojej, myślałem że coś jeszcze mi powiesz. Jakieś argumenty ? Wiesz, że nie tak się nawraca.

Chwila ciszy.

– Ale ja nie mogę inaczej, Tade. Nie ma żadnych argumentów. Gdyby były, wiara obróciłaby się w przypuszczenie.

– Ciekawe. A zatem czym jest wiara ?

– Pragniesz poznać definicje encyklopedyczne, czy owoc moich rozmyślań ?

– To drugie. Oczywiście.

– Trudno mi powiedzieć, ale wydaje mi się, że wiara zaczyna się tam, gdzie wartość przypuszczenia zanika na rzecz praktyczności życzenia. Tam, gdzie logika, mit, baśń i wszelkie inne twory naszej wyobraźni sprowadzają się do wspólnego mianownika. Tam jest już tylko naiwne pragnienie, albo jego brak. I nic w zamian. Czy mnie rozumiesz ?

 

– A więc.. wiesz, że twój kult jest naiwny ? Że to tylko twoje domysły, nic więcej ?

– Ja nic nie wiem, Tade. Przypuszczam, że tak jest. Ale wierzę, że się mylę. Nie mogę inaczej. Staram się to godzić.

– Ciekawe. Czyli potrafisz mówić o swoim bogu z dystansem ? Nie będziesz dowodził jego istnienia ?

– Oczywiście, że nie. To co mnie z Nią łączy, to moja wiara. Ale również dzieli mnie od Niej nieskończony dystans. Inaczej sam byłbym bogiem. To Ona jest absolutem. Mam w sobie pokorę, Tade, której brakowało miliardom ludzkich wyznawców monoteistycznych kultów. Ja wiem, że nie mogę Jej definiować. W żadnej mierze, bo ona jest wszystkim, jest nieskończonością. Nie mogę określić jej istnienia bądź nieistnienia. Ona jest istniejącą-nieistniejącą, a moja wiara jest wiedzą-niewiedzą. W przestrzeni rządzonej przez logikę jest tylko pragnieniem, ale tam, dalej, jest jedyną prawdą. Bo tam poza wiarą nie ma już nic.

– Wiesz, myślę, że twoja religia nie osiągnęłaby sukcesu na Ziemi. Pod względem siły przebicia wiele jej brakuje d…

– Dlatego jest prawdziwa, Tade ! Na kultach ziemskich ciąży odium wielopokoleniowego szlifowania dogmatów pod kątem ich przydatności w popularyzacji. Wy jesteście podzieleni na miliardy, ale nie potraficie istnieć jednostkowo ! Największe znaczenie w skali cywilizacyjnej uzyskują u was konstrukcje ujednolicające ! Wasza ortodoksja jest ordynarnie populistyczna, wręcz totalitarna. Im bardziej czujecie się zagrożeni, tym większe jest w was dążenie do zwarcia się w kolektyw. Ten sam deficyt bezpieczeństwa wyzwala w twoim gatunku szczególnie silny odruch wyznawstwa, które powstaje na przekór przeciwnościom. Dlatego wierzenie i wspólnota są u was połączone tak silnymi nićmi, dlatego tak chętnie uprawiacie duchowy kolektywizm ! Ale dla mnie Tade, dla mnie taka wiara jest kłamstwem. Dla mnie jej kształt nie może być efektem obiektywizacji, bo ta zachodzi tylko w przestrzeni triumfu logiki. A prawdziwa wiara jest dalej, wyżej, tam gdzie nie ma już nic innego.

– Wiesz, nie szufladkuj mnie wraz z nimi. Ja nie należę do żadnego kościoła. W każdej chwili mogę zostać mgławicowcem, jak ty.

– Nie wyczułem w twoim głosie ironii, Tade.

– Ha, ha ! To zabawne. Może szanuję twoje wyznanie ? Ale na razie, wybacz, pozostanę w przestrzeni logiki. Może być istniejący-nieistniejący.

– To nic nie szkodzi Tade, to nic nie szkodzi ! Nie musisz się lękać ! Jestem pewien, że doceni twoją pokorę ! Większym grzechem byłoby próbować logicznie dowodzić Jej istnienia ! To byłby wyraz głupoty rozumu i triumfu pychy na poziomie wiary ! Nie, to byłoby skalanie Jej, próba poddania Jej naszej ograniczoności ! Większe prawo do rozmowy o Niej mają ci, którzy przyznają się do nieznajomości Jej natury, niewiedzy o Jej istnieniu ! Cieszę się Tade, że nie odrzucasz tej dyskusji, że jesteś świadomym uczestnikiem tego, przed czym rozum żywej istoty nie może uciec. Cieszę się twoją mądrością, przyjacielu.

– Czyli już nie uważasz, że straciłem rozum ?

– Nie. Teraz ty tu dowodzisz. Przepraszam, Tade. I proszę – zechciej uwierzyć.

– Fajnie, że nie nawracasz mnie siłą.

Obraz asteroidy AA-6580 powoli wypełniał całą przednią szybę.

– To byłaby profanacja ! Wiara, jak serce – pulsuje niezależnie od naszej woli ! Szczęśliwi rozumni, którzy potrafią dostrzec ją lub jej brak ! Ja wiem tylko, że chciałbym by była ! Wierzę, że jest ! Nieskończony łańcuch wiary prowadzi prosto do Niej, bo Ona jest absolutna. Ja mogę wierzyć, że trzymam jego koniec, ale to tylko subiektywne odczucie, bo wiara jest wiedzą-niewiedzą. Nie mógłbym żądać od ciebie posiadania tego, czego sam w sobie tylko pragnę !

– Zaraz, jeśli dobrze cię rozumiem, to twoja wiara jest również wiarą we własną wiarę. Czy tak ?

– Oczywiście. Tylko tak można to opisać w przestrzeni logiki.

Ja nie muszę wiązać się tobą w kolektyw, Tade. Nie chcę, być powiedział mi czy wierzysz, bo i tak nie potrafiłbyś mi odpowiedzieć. Wystarczy mi twoja pokora. I nadzieja, że jesteś szczęśliwy.

– A ty, Pierce ? Jesteś szczęśliwy ? Niczego się już nie boisz ?

Tak się rozgadali, że chwila ciszy wprost go uderzyła.

– Chyba tylko jednego. Boję się, że nie starczy nam paliwa, by się z Nią spotkać. Boję się, że przetrwam, a wtedy ci, którzy mnie odnajdą… to będzie tortura, Tade. Oni mają narzędzia, by odrzeć mnie ze wszystkiego, by całą moją intymność obrócić w techniczne rozważania. Boję się, Tade, bo nie wiem czy potrafiłbym to znieść. I czy oni…

– Wiem, Pierce. Nie spróbują odebrać ci Jej…

Głośnik zaszumiał tylko cicho.

– Wiesz co, Pierce ? To lećmy już. Nie ma na co czekać.

– Czy.. już.. chcesz… wyjść Jej na spotkanie ?

– Tak. Może zechce przyjąć mnie w swoim.. królestwie. Tak jak przyjmie ciebie.

– Dziękuję. Dziękuję, Tade.

 

Te generatory wciąż huczały.

– Mam tylko jedną prośbę, Pierce.

– Tak ?

– Czy masz w pamięci zapisany tembr głosu.. mojej Jane ?

– Tak.

– Czy mógłbyś użyć go gdy już będziemy… blisko.. Niej ? Nie robi ci to różnicy, prawda ?

– Ależ nie, żadnej.

– Napiszę ci co masz mówić.

– Powiedz, zapamiętam.

– Napiszę.

 

Zamknął kufer na rzeczy prywatne. Powinien przetrwać. Pierce obiecał mu, że zrobią to z jajem. Bez patyczkowania się. Zaczynał odczuwać te chaotyczne obroty. Trzeba jednak było zapiąć pasy. Miał zginąć w kontakcie z asteroidą, nie ze ścianą. Zresztą, zaraz będzie po wszystkim. Tylko jeszcze kilka siniaków. Auć ! To bolało. Chwycił się jakiegoś kabla, zanurkował w stronę włazu do byłego modułu towarowego i przyległ do podłogi. Tak, w tej pozycji, może być. Jane. Za jej głową wielka karuzela. To było w lunaparku. Dwanaście lat temu ! Ale to zleciało. Przycisnął ją do serca. Przydałby się jakiś głośny, dramatyczny huk. A tu tylko szum generatorów.

– Kochanie ?

– Tak ?

– Nie wiem już co myśleć. Boję się straszliwie. Boję się o Ronniego.

– Przestań, kotku. Pocałuj mnie. Przytul się do mnie. No.

– Powiedzieli, że może nie przeżyć porodu. Skoro oni to mówią…

– Może są głupi ? Uwierz kochanie. Po prostu uwierz.

– Kocham cię. Kocham cię jak nigdy… ale masz ciepłe dłonie !

– Wiesz co ? W.. !

 

 

– Co mu jest ?

– Nic wielkiego, wkrótce się obudzi. Na środkach jest.

– Ale skąd się wziął ?

– A, przywieźli go przedwczoraj, ofiara wypadku kosmicznego.

– Szczęściarz.

– Wyjątkowy ! Był o krok od śmierci. Prawie zderzył się z asteroidą.

– Prawie ?

– No, zabawna historia. Chyba chciał się zabić, bo sądził, że jest bez paliwa. Wcześniej trafił go jakiś kamień i urwał prawie wszystkie zbiorniki. Ale jeden ciągle sterczał u tyłu statku, poza zasięgiem wzroku, wciśnięty w strzępy po module towarowym. Gdy statek, wirując, zahaczył tyłem o jakieś wybrzuszenie na powierzchni asteroidy, zbiornik się rozsypał, a paliwo rozeszło się wokół.

– Acha.

– Facet był nieprzytomny, bo uderzył głową o ścianę modułu. Na szczęście miał włączony mózg pokładowy. Ten natychmiast uruchomił wchłanianie paliwa z otoczenia i ruszył zanim wehikuł rozbił się o asteroidę. To była… niech popatrzę… AA-6580. W pobliżu niewielkiej mgławicy XM-421.

– Ciekawe. Ale jak ten komputer pozwolił mu wcześniej na próbę samobójczą ? Powinien uznać go za niepoczytalnego…

– Nie mam pojęcia. Ale gdyby nie to, umarłby tam, z dala od wszystkich. Opłaciło się szaleńcowi.

– Co wiózł ?

– A nie wiem, czy to ważne ?

 

 

 

– Hej, Pierce.

– Witaj, Tade.

– Przyszedłem, wiesz co.. podziękować Ci.

– To ja dziękuję tobie, Tade.

– Czy mogą panowie wyjść na chwilkę ? Dziękuję… I jak się czujesz, kolego ?

– Działam w pełni sprawnie.

– Wolałeś jednak uratować mnie, niż spotkać się z.. nią.

– Moja pamięć działa sprawnie, Tade, wiem o czym mówisz. Zapewniam, że moja kilkudziesięciogodzinna dysfunkcja została przerwana z chwilą, gdy znalazło się rozwiązanie problemu napędu. Moi producenci pracują już nad usprawnieniem, które zlikwidowałoby zagrożenie ponownego pojawienia się takiej usterki, za którą bardzo przepraszają. I ja również przepraszam, Tade.

– Ach.. to w porządku. Nie, naprawdę nie szkodzi.

– Tade ?

– Tak ?

– Dziękuję, że zaakceptowałeś moją niedoskonałość.

– Nie ma sprawy, Pierce… naprawdę.

 

Koniec

Komentarze

Proszę - zamiast tylko oceniać: komentujcie. Wytykajcie, katujcie, tratujcie ;) To, że napisane dawno, nie znaczy, że już umiem dużo lepiej.

Nowa Fantastyka