- Opowiadanie: grrrzz - Autentyk

Autentyk

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Autentyk

Rok 2095. Jestem studentem germanistyki i nauczycielem niemieckiego w orbitalnej podstawówce. Nienawidzę tej roboty. Teraz odpoczywam od szkoły, bo właśnie zaczęły się wakacje, lecz do pełni szczęścia dużo mi brakuje. Zatrudnili mnie na zlecenie, więc za lipiec i sierpień nie zapłacą. We wrześniu biorę ślub, a nie mam na garnitur.

W lipcowym numerze „Nowej Fantastyki” ukazuje się zestaw moich opowiadanek, między innymi o pszczole, która postanowiła zapylić kwiat paproci i o kulawym pająku, który chciał się powiesić. Bardzo się cieszę z publikacji, jednak honorarium nie starczy nawet na pół marynarki. Wtem robolistonosz przynosi zawiadomienie, że dostałem wakacyjną pracę studencką w Bawarskich Zakładach Kosmotoryzacyjnych w Astroburgu.

W biurze podróży kupuję bilet na stratobus, płacę pieniędzmi za opowiadanka. Pakuję do plecaka antygrawitacyjnego karton wiarusów, chowam do podprzestrzennej kieszeni pożyczone sto marek i w sobotę skoro świt wsiadam do stratobusu. Po dwudziestu sześciu godzinach jestem w Astroburgu. Znajduję schronisko młodzieżowe i melduję się tylko na jedną dobę, bo z wirtualnych papierów wynika, że pracodawca zapewni nocleg.

W schronisku spotykam chłopaków, którzy przybyli tu w tym samym celu, co ja. Bracia studenci z Łodzi, z Krakowa, z Lublina. Rozgrywamy kilka partyjek w kierki talią, którą jeden z kolegów zabrał przezornie na obczyznę i kładziemy się. Jutro trzeba wstać bardzo wcześnie.

W poniedziałek idziemy do biura firmy, w której mamy pracować. Autosekretarka wita nas bez uśmiechu i coś tłumaczy. Mówi straszną bawarską gwarą i co chwila rozkłada tytanowe ręce. Wreszcie dociera do nas okrutna prawda: nie ma roboty! W rozpaczy grozimy sądem i wtedy autosekretarka po raz pierwszy uśmiecha się.

Wychodzimy. Z nerwów palimy jednego za drugim, wiarusy idą z dymem w zastraszającym tempie. Dwaj koledzy postanawiają wracać do kraju, zostawiają nam talię kart. My się nie poddajemy. Nie możemy pokazać się w domu bez pieniędzy.

Na schronisko nas nie stać, ale przy tej samej ulicy, dokładnie naprzeciwko jest przytułek dla bezdomnych. Idziemy tam pod wieczór i z nieśmiałością pytamy, czy nas by nie przyjęli na kilka dób. Zgadzają się i zapoznają nas z regulaminem: światło gaszone o 22, całkowity zakaz psychoaktywatorów, palić wolno tylko w stołówce.

Tego wieczora nie gramy w karty, lecz układamy pasjansa. Jak wyjdzie, to znaczy, że jutro znajdziemy pracę. Światło gaśnie punktualnie co do mikrosekundy, pasjansa nie udaje się skończyć. Wszyscy współmieszkańcy palą w łóżkach.

Rano idziemy do urzędu pracy i opowiadamy o naszej ciężkie doli. Wzruszona cyberurzędniczka daje nam kilka adresów firm, które potrzebują niewykwalifikowanej siły roboczej. Sprawdzamy adresy po kolei, nigdzie nas nie chcą. Wiarusów już prawie nie ma. Ostatnia firma na naszej liście to Gebrüder Fluhr – Rohrleitungen.

Tam przyjmują nas z otwartymi rękami, zaczynamy od jutra. Zostajemy pomocnikami pomocników chronohydraulików w fabryce żyrożarówek. Pracujemy w podziemiach od siódmej do piętnastej, a po pracy omawiamy przygody, które spotkały nas w ciągu dnia. Na przykład o tym, jak jeden turecki chronohydraulik rozkręcił rurę uranową, bo myślał że jest w niej pół atmosfery, a było pięć. Na szczęście nic mu się nie stało, tylko stracił pamiątkowy zegarek kwantowy. Szajba zamykająca rurę wystrzeliła i roztrzaskała nanomechanizm na tak drobne części, że trzeba je było zmiatać przez godzinę.

Jeden z bezdomnych uczy nas robić skręty, szybko chwytamy. Ostatnią paczkę wiarusów chowam na czarną godzinę. W nocy nie mogę zasnąć, bo wszyscy kaszlą.

W robocie jest ciężko, zum Teufel! Bluźnimy i przeklinamy, ale jesteśmy szczęśliwi. Uśmiechamy się mimo hałasu, niewyspania i bolących grzbietów. Poradziliśmy sobie, jesteśmy twardzielami. Chodzimy po mieście w podniszczonych kombinezonach, ale z podprzestrzennych kieszeni zawsze wystaje z nam śrubokręt laserowy albo suwmiarka Plancka, żeby wszyscy widzieli, że nie jesteśmy włóczęgami, lecz robotnikami. Pijemy napoje psioniczne i opowiadamy przygody erotyczne z naszych akademików kriogenicznych. Jesteśmy zżyci jak w partyzantce, wymyślamy sobie ksywy: Szmajser, Jurand, Bozon, Szajba i Wiarus. Jeden za pięciu, pięciu za jednego!

Co noc śnią nam się rury uranowe. Pewnego razu jeden z bezdomnych w przytułku zasypia z aeropapierosem w dłoni, hipnokoc się podpala, alarm zaczyna wyć. Nocny stróżobot nadbiega z gaśnicą hadronową i ratuje nam życie. Następnej nocy znów wszyscy palą w łóżkach, my też.

I tak żyjemy sobie beztrosko, muskuły nam rosną, zasób słownictwa też. Codziennie poznajemy nowe wyrazy: Reduziermuffenippel, Kettenrohrzange, Dichtungsmutter. To ostatnie przetłumaczyłbym jeszcze niedawno jako „matka poezji”, a to przecież zwykła nakrętka uszczelniająca.

Znów pijemy, gramy w pokera i siłujemy się na rękę. Postanawiamy, że jako twardzi mężczyźni po wypłacie zrobimy sobie holotatuaże. Szajba zaczyna nawet projektować wzory. Nabijamy się z niego, że jest jakimś artystą. Czasem widzimy za oknem tych ze schroniska młodzieżowego, ale wcale im nie zazdrościmy. To mięczaki. Zresztą w przeliczeniu na naszą walutę my też staniemy się wkrótce całkiem zamożni. Stać mnie będzie na garnitur i buty.

Wtem szczęście pryska jak szkiełko zegarka kwantowego trafionego szajbą wystrzeloną z rury uranowej. Wieczorem w przeddzień wypłaty nucimy „Rotę” i gramy we czterech w kuku na pompki. Jurand nie chce grać i nagle wyjmuje z plecaka numer „Nowej Fantastyki” z moimi opowiadankami. Zaczyna czytać. Prawie mdleję z przerażenia. Lada chwila mnie zdemaskują! Przestanę być jednym z nich, nazwą mnie mięczakiem i dziwolągiem. Prawdziwy mężczyzna może czytać, ale żeby pisać?! Nie będą już wierzyć w moje opowieści erotyczne, kto by tam ufał pisarzowi.

Jurand otwiera pismo i powoli przerzuca kartki. Moje teksty są na stronie 48. Zerkam na zegar, do zgaszenia światła zostało jedenaście minut.

Opowiadam o trzech dziwkach, polskiej, ruskiej i niemieckiej, które wpadły do czarnej dziury. Wszyscy rechoczą, lecz Jurand nie przerywa przeglądania, tym razem nie rewanżuje się sprośnym kawałem. Dochodzi do działu prozy polskiej. Co robić?

Zaraz będzie moje opowiadanie o ćmie, która zakochała się w świetliku. Wymyślam kłamstwo, że te teksty napisał jakiś facet, który przypadkiem nazywa się jak ja, lecz przypominam sobie, że w „Nowej Fantastyce” jest notka biograficzna. Chłopaki zajrzą do mojego implantu paszportowego i koniec!

Sześć minut do wyłączenia światła. W uszach mi huczy z nerwów. Wyciągam z plecaka ostatnią paczkę wiarusów i częstuję Juranda, musi się skusić na polskiego aeropapierosa. Łudzę się, że pójdzie zapalić na stołówkę. Nic z tego. Jurand strząsa popiół za łóżko i ze złowieszczy szelestem odwraca stronę.

Trzy minuty. Postanawiam wsadzić do gniazdka służbowy śrubokręt laserowy, żeby zrobić zwarcie. Nagle wpadam na lepszy pomysł. Przyskakuję do okna i wołam, że w schronisku naprzeciw turystki z Ksenolandii chodzą po pokoju na golasa. Szajba zrywa się, gasi światło i szepcze, że tak będzie lepiej widać. Wszyscy czają się przy parapecie i oddychają głośno.

Wtedy kradnę po omacku „Nową Fantastykę” i wrzucam ją za metalową szafkę przyśrubowaną do podłogi przy samej ścianie. Pismo jest tam pewnie do dziś, jeśli przytułek nie spłonął.

Koniec

Komentarze

Trochę przygnębiające, ale w gruncie rzeczy koncepcja sympatyczna. Oj, jak to trudno artyście znaleźć zrozumienie w tym okrutnym świecie. Jakież ograniczenia napotyka prawdziwy mężczyzna…

Jeden z bezdomnych uczy nas robić skręty, szybko się uczymy.

Powtórzenie.

Babska logika rządzi!

Bardzo sprawnie, sprytnie zrobione opowiadanie. Nie chcę wdawać się w oceny, bo sam pragnę wziąć udział w tych szlachetnych zawodach zwanych Opowiadaniem z NF, ale… – tekst naprawdę mi się spodobał… Nic tak dobrze nie przyprawia opowieści jak niebanalne poczucie humoru i dystans protagonisty do samego siebie. Czyżby historia zawierała wątek (post)autobiograficzny ? ; ) Pzdr.

 

...always look on the bright side of life ; )

Dziękuję, dziękuję.

Już poprawiam.

Pod płaszczykiem futurystycznej s-f sporo nawiązań do obecnej codzienności i dzisiejszych problemów. Całkiem przyjemna lektura.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Autorze, jeżeli tekst ma być na konkurs, to zrezygnuj, proszę, z anonimowości.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nick wystarczy czy musi być nazwisko?

Nick, oczywiście, wystarczy :) Dzięki.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Grrrzz, znakomity refleks! Konkurs dopiero co ogłoszony, a tu już całkiem niezłe opowiadanie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Narracja w opowiadaniu jest nieco usypiająca. Uśpiła też moją czujność – nie wiedziałem jak opisywane wydarzenia mogą się mieć do wstępu o napisaniu do „NF”, ale koniec był całkiem satysfakcjonujący.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka