- Opowiadanie: sfun - Lotopałanka

Lotopałanka

Miało być na wesoło, miała być parodia. Nie wyszło, sądzę jednak, że mimo to tekst nadaje się do publikacji.

Gdzie tu fantastyka? Trochę SF jest:)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Lotopałanka

To miała być jego noc. Roczne, drobiazgowe przygotowania, wydanie całych oszczędności, wyczerpujące ćwiczenia siłowe i treningi krav magi, pod okiem specjalnie sprowadzonego mistrza z Izraela były drobnymi kroczkami do celu. Jeśli coś pójdzie nie tak, wstyd będzie najmniejszym jego kłopotem. Dużo bardziej bał się wydziedziczenia.

– A, do cholery z tym! Raz kozie śmierć! – krzyknął w pustkę nocy. Oddalił się kilkanaście kroków od krawędzi dachu wieżowca, wziął rozpęd i skoczył. Sekundę później rozłożył szeroko ramiona i rozwinął specjalną tkaninę do lotów ślizgowych. Spadał, jednak w kontrolowany sposób, który od biedy można by nazwać lotem. Umówmy się więc, że leciał. Leciał więc między wieżowcami, wypatrując przestępców, którym mógłby skopać dupsko. Lot ślizgowy nie trwa jednak długo, toteż po kilku minutach wylądował w ciemnej, bocznej uliczce. W oddali zobaczył niewyraźny zarys okrągłego gmachu, który niejasno kojarzył. Chciał podejść bliżej, by zorientować się w położeniu, ale w tym samym czasie usłyszał kobiecy krzyk.

– “No! W końcu coś się dzieje!” – pomyślał, czując uderzenie adrenaliny. Namierzył kierunek z którego dobiegał hałas. Gdy dotarł na miejsce, którym okazał się miejski park, środkiem ciemnej alejki biegła w jego stronę kobieta. Krzyczała. Złapał ją.

– Spokojnie, nic ci już nie grozi. Jesteś bezpieczna.

– Sszzzo? – Wybełkotała mu w twarz nieznajoma piękność. Super – pomyślał – pijana w sztok! Nawet nie będzie wiedziała, kto ją uratował… – Odpiiieeeerfol sie facet! Jessstem zajęta! – Kobieta zaczęła się wyrywać, waląc na ślepo małą torebką. Dostał w szczękę, po chwili poczuł smak krwi w ustach. Puścił ją odruchowo, co natychmiast wykorzystała. W tym samym momencie poczuł na karku chłodny dotyk lufy pistoletu. Zareagował instynktownie, wykonując wyuczone sekwencje kraw magi. Gdy skończył napastnik leżał na żwirku alejki. Sprawdził puls. Nic. Sprawdził oddech. “Nic, cholera mam przejebane” – pomyślał. Uciekł najszybciej jak tylko mógł, wtapiając się w ciemność nocy.

Godzinę później był pod domem. Wcisnął przycisk wideodomofonu przed bramą. Gdy ochroniarz w końcu otworzył, pobiegł przez ogród do domku gościnnego, który zamienił w swoją bazę. Ukrył plecak ze sprzętem, obmył twarz z krwi i przywołując ostatnie rezerwy spokoju wszedł do willi. Ojca zastał w saloniku bilardowym, razem z kumplami. Wszedł tak cicho, że pozostał niezauważony, mógł więc podsłuchać rozmowę.

– Ale, co do kurwy nędzy robił Andrzej w środku nocy, poza hotelem? – Pytał właśnie rodzic, zebranych w pomieszczeniu gości.

– No… chciał się trochę zabawić… – odparł nieśmiało młodo brzmiący głos.

– Mógł to zrobić w hotelu! – Głos ojca był coraz bardziej ostry i nieprzyjemny. Jego partyjni podwładni wiedzieli doskonale, co to oznacza, toteż cofnęli się odruchowo. – Ale dlaczego? Komu się naraziliśmy? Z mafią mamy układ przecież… Mamy może ze dwie godziny, nim media to zwąchają, potem zrobi się rozpierducha… dzwoń do szefów gangów, trzeba uzgodnić działania… niech kogoś poświęcą… – Przerwał, zobaczywszy syna. – Michał, gdzie znowu się włóczyłeś?

– Nigdzie tato – odparł. Próbowałem tylko zostać bohaterem a wywołałem kolejną aferę… taki mamy klimat. – Dodał cicho, by ojciec nie usłyszał.

 

Koniec

Komentarze

Rzeczywiście nie jest to zabawna historia. Pomysł ze współczesnym, prawdziwym, super bohaterem też nie nowy. Wykonanie za to nie najgorsze. Końcówka też jakaś taka bez wyrazu. Ani jakiegoś zaskoczenia, ani spektakularnego finału w niej brak. Nie mniej do przeczytania.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Do przeczytania i zapomnienia, wiem Nazgulu. Żal mi było tych trzech tysięcy znaków na delete:/ Sam sobie wystawię ocenę… 2,5/6 :(

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Dość błahe opowiadanko, ale nie tracę nadziei, że coraz bliższa jest chwila, kiedy wszystkich zaskoczysz i rozśmieszysz. ;-)

 

Se­kun­dę póź­niej roz­ło­żył sze­ro­ko ra­mio­na, po­mię­dzy któ­ry­mi roz­pię­ta była spe­cjal­na tka­ni­na do lotów śli­zgo­wych. – Między ramionami jest tułów.

Może: Se­kun­dę póź­niej roz­ło­żył sze­ro­ko ra­mio­na i rozpostarł spe­cjal­ną tka­ni­nę do lotów śli­zgo­wych.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zakończenie rozczarowuje. Czytałem, spodziewając się jakiegoś wybuchu na koniec, a nic takiego nie nastąpiło.

 

– A, do cholery z tym! Raz kozie śmierć! – krzyknął w pustkę nocy. – jesteś przekonany do tego przecinka?

 

Trochę mylący jest zapis myśli: dokładnie taki sam jak dialogów. Zmieniłbym to.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Regulatorzy: próbuję i próbuję i próbuję…

 

Bohdan: nie jestem zdziwiony, że jesteś rozczarowany. Miałem kilka opcji w głowie zakończenia tej historii. Ta wydała mi się najbardziej prawdopodobna. ale mdła. Gdybym poszedł w kierunku fajerwerków historia całkiem straciłaby na wiarygodności. Co do przecinka. Sądzę, że w tym miejscu oddaje on dobrze emocje mojego antybohatera. Próbowałem też : A… do cholery z tym” I nie pasowało mi. Zapis myśli… gdzieś w komentarzach tutaj przeczytałem post Regulatorzy (jeśli dobrze pamiętam), że zapis myśli kursywą, co wcześniej robiłem jest w naszym języku niestosowany i nieprawidłowy. Korzystam więc z okazji i zapytywuję, jakto robić poprawnie?

 

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Dzięki Regulatorzy. Czyli zapis myśli kursywą, choć dopuszczalny nie jest mile widziany. Przeczytałem, zapamiętałem, zastosowałem.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wszystko już zostało napisane, więc pozostało mi się tylko podpisać.  Końcówka taka jakaś… demagogiczna. ;)

– Nigdzie, tato – odparł.

Brak przecinka.

Również spodziewałem się lepszego zakończenia. Szkoda. 

W kwestii końcówki zgadzam się z ogółem.

Umówmy się więc, że leciał. Leciał więc między wieżowcami,

No ja wiem, że to celowo, ale wydaje mi się, że za dużo tych grzybków nawrzucałeś.

– Nigdzie tato – odparł. Próbowałem tylko zostać bohaterem a wywołałem kolejną aferę… taki mamy klimat. – Dodał cicho, by ojciec nie usłyszał.

Zabrakło jednej półpauzy. Dlaczego “dodał” dużą? Toż to odgłos paszczą.

Babska logika rządzi!

Zgadzam się z przedmówcami. Co nie zmienia faktu, że wierzę w talent i potencjał autora :-). Ps. Czasem tak bywa, wena nie służąca, też mam ostatnio przestój jakiś, ryję, ryję i sama nie wiem co z tego na końcu będzie, ale najważniejsze to się nie poddawać :-) A Michał w stroju wiewiórki rozczula :-) 

Końcówka naprawdę skopana. Trochę szkoda, bo opowiadanie zapowiadało się nieźle.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Oj no wiem, wiem. Cholercia albo względny realizm opowiadania i nuda pod koniec, albo całkowity odjazd i fajerwerki. Jakoś nie umiałem wykombinować pośredniego zakończenia:(

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Nowa Fantastyka