- Opowiadanie: Barcz_Krzysztof - Dłużnik cz I

Dłużnik cz I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dłużnik cz I

Dla takich oczu…

Uliczka była brukowana i czysta, ani śladu siana, odpadków czy pozostałości z nocników. Dom, solidny dwukondygnacyjny z dębowymi drzwiami i zdobionymi żelaznymi kwiatami na ich środku trójkąt, z krzyżem pośrodku, symbol mittyllydzkiej wiary z zamocowaną doń obręczą. Krill przybył do Vidanu zaledwie tydzień temu, ale kiepsko jakoś mu szło, ze znalezieniem zajęcia. Natomiast zbyt dobrze z wydawaniem pieniędzy. Dużą część ztego, co zyskał po zleceniu Sycerusa i eskortowaniu Rodryga, przehulał w jednym z lepszych zamtuzów w mieście. Na pierwszy dzień drugiego tygodnia zdołał się już pozbyć, co najmniej jednej trzeciej całej gotówki. Jak co dzień, kac budził go z błogostanu poprzedniego wieczoru. Głowa bolała nieustannie, ale przecież zawsze znajdowało się lekarstwo wramionach pięknej zamtuzianej dziewki oraz lekkie rozwodnione wino. Każdej nocy pytał się w karczmach o pracę. Początkowo bez rezultatów. Jednak metoda odniosła jako taki skutek znalazł wiadomości przy drzwiach jego pokoju, że jest ktoś chętnie znim porozmawia o interesach. Znalazł notatkę w południe, ale miał zamiar udać się na miejsce spotkania wieczorem, gdyż popołudnie planował spędzić jeszcze w „Sprośnym Pantofelku” – zamtuzie, w którym sie zatrzymał po przybuciu do miasta. Gdzie dla spragnionych czekało przyzwoite piwo, co w tych stronach bywało rzadkością, a dla bardziej spragnionych zamtuziana dziewka, która to piwo poda do łóżka. Nie miał lepszych zajęć, a dodatkowy grosz zawsze (patrz pilnie) się przyda. Sięgnął po kołatkę, aby zastukać. Drzwi otworzyła mu służka, popatrzyła na niego od góry do dołu, wzięła jego płaszcz i bez słowa wskazała na kawałek szmaty leżący u progu, Krill popatrzył na swoje buty i zrozumiał aluzje. Dom wewnątrz był również zadbany i uporządkowany. Dziewczyna wciaż nic nie mówiła, zaprowadziła go do izby dla gości z dużym stołem, ławami i kilkoma krzesłami z miękkim odbiciem. Zniknęła w korytarzyku na lewo. W pomieszczeniu znajdował się ładnie obudowany kominek z rożnem. Nad kominkiem wisiała galeria portretów, mężczyzn w bogato zdobionych szatach z długimi czarnymizakręconymi w loki brodami, akażdy z nich miał na głowie srebrny lub złoty diadem oraz konterfekty dam. Wszystkie urodziwe i również sportretowane w zdobnych szatach.

Jedn z nich przykuła jego uwagę. Kobieta na nim namalowana, nie nosiła żadnych ozdób i wymyślnie ułożonych włosów. Miała długie proste czarne włosy, opadający na ramiona i przesłaniające lewy policzek, w całym obrazie spodobały mu się najbardziej oczy, konterfekt był czarno-biały, artysta, niechybnie znający się na swoim rzemiośle. Dalszy podziwiane przerwał mu aromat, jaki niósł się od strony przejścia, w którym zniknęła wcześniej służka. A ta wyłoniła się z misą gulaszu i kaszy z grzybami.

Krill nagle poczuł, jak żołądek przyrósł mu do kręgosłupa, cały dzień nic nie jadł. Potrawa smakowała wyśmienicie, chociaż po tym, co do tej pory jadał w różnych karczmach lub kuchniach obozowych, wszystko, co przygotowałaby ta dziewczyna, smakowałoby mu jak na królewskiej uczcie. Sadząc po umeblowaniu pomieszczenia jak i portretach postaci w drogich szatach szacował, że ten, kto go zaprosił musiał być kupcem i to bogatym oraz dobrze poinformowanym, ale to chyba zawsze odzie w parze? Tak przynajmniej mu się wydawało. Służka znowuż coś przyniosła, tym razem dzban z winem. Dzban, bogato zdobiony szeregiem scen przedstawiających orgię w trakcie jakiegoś święta. Trunek też był niczego sobie. Wino aromatyczne, mocne, nierozwodnione jak w wielu karczmach, trochę kwaśne, trochę słodkie, ciemne niczym zmierzch na zewnątrz. Dziewczyna, kiedy podawała wino przechyliła się przy nim tak, że nie mógł nie zauważyć delikatnych i na swój sposób uroczych piegów nad piersiami, jakie dostrzegł pod lnianym strojem.

Była brunetką o oczach mieniących się to zielenią to błękitem, zależnie od kąta patrzenia, pachniała różą. Pierwszy raz zdarzyło mu się widzieć służkę, która pachniała różą, te, które do tej pory spotykał rzadko kiedy nie pachniały potem albo praną bielizną. A ta proszę, pachniała różą, przypomniało mu się ostania wizyta w „Sprośnym pantofelku”, wspomnienie było przyjemne i kojarzące się z różą. Ani razu się nie odezwała, raz, kiedy ich oczy się spotkały uśmiechnęła się lekko. On odwdzięczył się tym samym. Ale nic poza tym, żadnej reakcji. Mimo wszystko wydała mu się urocza nawet ładna, dawno już nie spotkał tak zadbanej służki. Równo przystrzyżone do ramion ciemnobrązowe włosy, ładnie pachnąca różą, jednym słowem zadbana i uporządkowana jak cały dom i uliczka przed nim.

Dziewczyna pojawiła się jeszcze raz, aby zabrać naczynia i przynieść kryształowe kielichy. Pogonił za nią wzrokiem, tym razem podziwiał tylne dolne partie ciała. I tu stwierdził wcale mile iwdzięczne dla oczu zaokrąglenia. Talia zgrabna, gładkie i dlugie nogi. Miło popatrzeć. Jak na razie pobyt, wVidaniem oceniał pozytywnie, chociaż chciał, aby to ta dziewczyna przysiadła się do niego i popijała z drugiego kielicha, ale wiedział ze na razie to nie było możliwe, ten, kto go zaprosił miał zaraz przyjść? Najwyższy czas, aby przejść do interesów.

Usłyszał kroki od strony schodów, gospodarz nie śpieszył się, lecz osoba, która dostrzegł Varad zaskoczyła go. To była kobieta z konterfektu, któremu się przyglądał, nieco starsza, ale z całą pewnością to była ona. Krill ocenił ją na około trzydzieści lat może trochę więcej z tym, że figurę miała wzorową, nie jedna nastolatka mogłaby jej pozazdrościć. Trójkątny dekolt czarnej sukni, pokazywał, że miała, czym oddychać, jak to się mówi w jego rodzinnym Varadzie, ale jej oczy jak lśniące szmaragdy… takich oczu jak te nigdy się nie zapomina…i on ich nigdy nie zapomni, przypomniały mu kogoś, o kim chciał zapomnieć i żadną siłą nie mógł. Ona również pachniała różą. Kruczoczarne bujne włosy opadały trochę poniżej ramion. Uśmiechnęła się i przysiadła naprzeciw niego.

Trochę inaczej sobie ciebie wyobrażałam. Nazywam się Orchidia Grakchus. Podziwiał jej zadbane paznokcie pomalowane lakierem koloru różowego. Dla niego powinna nazywać się Róża pasowałoby do niej. Nic nie mówił, patrzył, podziwiał i milczał nadal oczarowany.

Jak słyszę jesteś również małomówny, bywają i tacy. Doceniam, że chcesz być miły i wyrazić komplement dobierając odpowiednie słowa, ale myślę, że powinniśmy napić się wina. Po nim ludzie staja się bardziej rozmowni, nie prawdaż? Wyraźnie bawiła ją ta sytuacja, pewnie była do tego przyzwyczajona. Uwaga nie była ironiczna.

Nie chciałabym być nieuprzejma, ale u nas, kiedy mężczyzna chce okazać kobiecie należny jej szacunek, oprócz podziwiania jej urody ma również w zwyczaju dbać, aby jej kielich nie święcił dnem. Ta uwaga podziałała, Krill ocknął się, wziął dzban, napełnił kryształowe kielichy.

Raczy pani wybaczyć, po prostu bardzo rzadko zostaję zaproszony przez taką piękną kobietę. Przy okazji, ja również sobie Panią inaczej wyobrażałem.

A jak, jeśli to nie tajemnica?

Tak na prawdę spodziewałem się byc przyjętym krępego, brodatego i otyłego kupca, który będzie wyglądał jak jeden z tych namalowanych na portretach nad kominkiem. Na szczęście dla mnie pozytywnie się rozczarowałem. Uśmiechnął się najmilej jak umiał, a rzadko mu się to zdarzało. – Dziękuje za gościnę Pani – uniósł kielich opróżnił jego zawartość.

Rozumiem, ale to prawda mój maż właśnie tak wyglądał. Podziękowania przyjmuję. Wiedz, że uznaję prawo gościny inie wymagam za to czegokolwiek, jak nakazuje hesarycki zwyczaj. Również uniosła swój kielich, nie wypiła zbyt dużo.

Przysłałaś Pani zaproszenie i wiadomości, że chcesz porozmawiać o interesach. Mój zawodowy zwyczaj wskazuje, aby przechodzić od razu do rzeczy.

Praktyczny zwyczaj, mój mąż również miał taki zwyczaj…. Ale do rzeczy jak wskazują nasze zwyczaje. Chce abyś odzyskał coś, co należy do mnie. Chodzi o pewnego lichwiarza – to słowo niemalże wypluła z małych krągłych ust, z prawdziwym obrzydzeniem – imieniem Bachus oraz jeszcze kilku innych pomniejszych kupców, ale on jest najważniejszy. Kiedy miał kłopoty finansowe mąż mój pomógł mu i pożyczył pieniądze. Zwykła umowa na niewielki procent. Ale, od kiedy mój kochany szedł z tego świata, ta świnia Bachus wypiera się spłacania długów twierdząc, że zawarł umowę z moim mężem, a nie ze mną inic mi do tego! Uważa, że umowa wygasła wraz ze śmiercią jednej ze stron, ja uważam, że każdy zaciągnięty dług należy spłacać do końca.

Krill po chwili zastanowienia popatrzył w jej oczy.

Nie jestem jurystą, więc zapewne mam użyć siły perswazji, aby przemówić temu Bachusowi do sumienia, aby oddał zaciągnięty dług. Jak domniemuję mam zrobić to w taki sposób, żeby nie zapomniał o spłaceniu jakiejkolwiek raty?

Co do siły masz absolutna rację, natomiast, jeśli chodzi operswazję to chce abyś uczynił to w biały dzień, chce abyś obił jego tłustą rzyć publicznie! Tak, aby wyperswadować innym zdanie, że wszelkie umowy zawarte z moim mężem straciły na ważności wraz z jego śmiercią. – Nawet odrobina złości nie zaszkodziła jej urodzie. Krill wykrzywił twarz w grymasie.

Eee, obawiam się, że mogą z tym wystąpić pewne problemy, bo o ile wiem pobicie kogoś publicznie jest uwas karane pobytem w lochu, Pani?.Dlatego jeśli pani wspomnianego jurysty mi nie zapewni, to niestety tego życzenia spełnić nie będę mógł.

Masz rację, miło jest czasem pomarzyć. Trudno, nie to nie. Mimo wszystko chce abyś odzyskał dla mnie te pieniądze. Pięćset złotych dukatów plus dziesięć procent odsetek. To suma jaka masz od niego wydusić. Tak przy okazji jak u ciebie z liczeniem?

Nie ma obawy pani, my kondotierzy musimy znać się na rachunkach. Ile ja będę z tego miał? – Wtrącił.– Standardową stawkę dla windykatora, to jest jakieś dziesięć procent całości należności, wystarczy? – Minus podatek? – przytaknęła. – Jak dla mnie w porządku, wystarczy. Proszę o wybaczenie pani, ale stawka moja w tym wypadku będzie oznaczała utratę twojego zysku, nie jest to sprzeczne z zasadami kupiectwa? – Potraktuje to jako koszty reklamy. – Reklamy?

Oczywiście, kiedy odzyskasz moje pieniądze, zrobisz mi dobrą propagandę i wybijesz jednocześnie z głowy innym głupie pomysły w stylu nie spłacania kredytów na czas, czyli uratujesz moje przyszłe zyski i moją przyszłość. Tych dziesięć procent mogę poświecić. Chyba już wszystko, co najważniejsze ustaliśmy? Kiedy odzyskasz pieniądze zrób tak, aby było o tym głośno i boleśnie, żeby każdy zrozumiał, że ze mną należy rozmawiać poważnie i jak ja traktuje kogoś porządnie to wymagam tego samego?

Nie zwykłem tak pracować, ale myślę, że dla tak pięknej kobiety mogę zmienić styl swojej pracy. Przecież życzenie klienta jest dla mnie rozkazem.

A jednak uwodziciel z ciebie, kto by pomyślał? A jak bardzo gotów byłbyś zmienić styl pracy? – Oparła się na łokciach i przechyliła ku niemu tak, że jej dekolt stał się jeszcze głębszy, on nie omieszkał zerknąć, na jego twarzy pojawił ironiczny uśmieszek, wolał jednak podziwiać szmaragdową toń jej oczu, tak dziwnie podobnych do…

Jestem w stanie zmienić wiele, są jednak pewne granice możliwości, których nie przekroczę chyba, że w ostateczności lub samoobronie.

Westchnęła, przeciągnęła się wyzywająco.

Cieszę się, że ustaliliśmy granice, a teraz, jeśli wybaczysz udam się do siebie jestem zmęczona, poczekaj, aż Sicilla zaprowadzi cię do twojego pokoju. Bo oprócz tego że bedziesz dla mnie pracował jako windykator, bedziesz pracował jako osobista ochrona. Specyfika mojej branży ostatnimi czasy wymaga szczególnej ostrożności. Nim jednak to zrobisz wykąp się, jak zapewne zauważyłeś lubię czystość i porządek, a kiedy tu wszedłeś od razu poczułam, że od dłuższego czasu byłeś w drodze… i chyba w co najmniej kilku zamtuzach. Czuj się jak u siebie w domu, ale pamiętaj o tym, że i tutaj są pewne granice, których przekroczyć ci nie wolno, chyba, że… zresztą sam się przekonasz, mrugnęła mu szmaragdowym okiem i figlarny uśmieszek na chwile rozpromienił jej oblicze.

Rano po śniadaniu zgłoś się do mnie, powiem ci gdzie szukać, Bachusa, ostatnio się nie pokazywał zbyt często na mieście. Zrozumiałeś?

Tak jest Pani! Twoje zdrowie – nalał sobie i jej.

Twoje zdrowie Krill.

Wypiła i popatrzyła się jeszcze na niego, nie spiesznie i zgracją udała na się na schody, a on równie nie spiesznie podążał oczami za jej talią i trochę niżej.

Koniec

Komentarze

>> Oparła się na łakociach iprzechyliła ku niemu tak, że jej dekolt stał się jeszcze głębszy, (...). <<
Wybacz, Autorze --- zabić mnie śmiechem zamierzasz? Na łakociach się oparła? Już ją widzę w sukni, upaćkanej kremem z rurek wyciśniętym, przysypanej pudrem z pączków...
Nie pozwoliłbym sobie na takie okrutne żarty z powody zwykłej literówki --- oparła się na łkociach / ołkciach czy jak jeszcze --- ale to nie literówka. To inne słowo!
Spacje, przecinki, inne typowe zmyłki.
Kondotier ściągający długi? Zleceniodawczyni oferująca wynajętemu typkowi kwaterę? Trochę mi to nie pasuje...
Proponowałbym przeprowadzenie gruntownej korekty.

:) to byłoby zabawne, ale czasami potrzeba innej osoby która takie rzeczy wyłapie. Jest to zasadniczo tekst skonczony,ale zawsze znjadzie miejsce na korekte przed publikacją nastepnej cześci.
Kondotier sciagający długi, a by czemu nie? W końcu każdemu może sie zdarzyć być na bezrobociu i dorabiać na różnych fuchach ;)

> Dom, solidny dwukondygnacyjny z dębowymi drzwiami i zdobionymi żelaznymi kwiatami na ich środku trójkąt, z krzyżem pośrodku, symbol mittyllydzkiej wiary z zamocowaną doń obręczą. Przybył do Vidanu zaledwie tydzień temu.

Ja już pomijam fatalną interpunkcję, ale składnia zdań sugeruje, że do Vidanu tydzień temu przybył dom bądź symbol wiary (ech, te podmioty domyślne - podstępne bywają, psiekrwie).

> zamtuźianej

Interesujący błąd, takiego jeszcze nie widziałam. ;-)

> Gdzie dla spragnionych czekało przyzwoite piwo

Jeżeli czekało, to raczej NA spragnionych.

> Znalazł notatkę w południe, ale miał zamiar udać się tam wieczorem, gdyż po południe spędził jeszcze w „Sprośnym Pantofelku" zamtuzie-zajedzie.

"Popołudnie" i "zajeździe". I co to znaczy "tam"? Nie wymieniłeś żadnego miejsca, do którego mogłoby się odnosić to określenie. Powinno być "na miejsce spotkania" albo coś w tym rodzaju.

> Gdzie dla spragnionych czekało przyzwoite piwo, co w tych stronach bywało rzadkością, a dla bardziej spragnionych zamtuźiana dziewka, która to piwo poda do łóżka. Nie miał lepszych zajęć, a dodatkowy grosz zawsze (patrz pilnie) się przyda. Sięgnął po kołatkę, aby zastukać.

No i zonk - cały czas piszesz o zajeździe, więc czytelnik odruchowo zakłada, że bohater puka do drzwi zajazdu, a tu nagle się okazuje, że czary-mary - nagle znalazł się w zupełnie innym miejscu...

> Drzwi otworzyła mu służka, wzięła jego płaszcz iwskazała na kawałek szmaty leżący u progu.

Żeby go sobie wziął zamiast płaszcza? ;-)

> Dziewczyna nic nie mówiła, zaprowadziła go do izby dla gości z dużym stołem, ławami i kilkoma krzesłami z miękkim podbiciem.

Z podbiciem to może być szuba, krzesła co najwyzej z obiciem.

> a każdy z nich miał na głowie srebrny lub złoty diadem oraz konterfektów dam

Źle. Powinno być: a każdy z nich miał na głowie srebrny lub złoty diadem oraz konterfekty dam. Oj, a może jednak mialeś na myśli cos innego? Szepnę Ci na ucho: prawidłowa interpunkcja czasami NAPRAWDĘ się przydaje.

> Miała długie proste czarne włosy, opadający na ramiona i przesłaniające lewy policzek, w całym obrazie spodobały mu się najbardziej oczy, konterfekt był czarno-biały, ale musiały mieć jasną barwę, artysta, niechybnie znający się na swoim rzemiośle, wyróżnił dając przykład jak można odcieniami szarości wyrazić kolor.

Potwornie chaotyczne zdanie. Czarno-biały obraz? Oryginalny pomysł... I co właściwie wyróżnił artysta?

> Trunek też nie był niczego sobie.

Prawidłowe wyrażenie to "być niczego sobie", nie "nie być". No, chyba, że chciałeś zasugerować, że trunek był marny.

> Pogonił za nią wzrokiem, tym razem podziwiał tylne dolne partie ciała. I tu stwierdził wcale mile iwdzięczne dla oczu zaokrąglenia.

Zaokrąglenia w "tylnych dolnych" partiach ciała? To chyba będą pięty. :-)

> Przy okazji, ja również sobie Panią inaczej wyobrażałem. (...) Spodziewałem się krępego, brodatego i otyłego kupca.

Ómarłam i nie rzyję. Facet ma oryginalne wyobrażenia na temat kobiet. :-)))

Ogólnie: słabe. do literackiego języka jeszcze BARDZO dużo Ci brakuje.

Aj boli krytyka, boli. Ale każda jest bezcenna. Poprawki zdarzyłem już nanieść. Szanowna Achiko (chyba dobrze to odmieniłem?) Poza tym jestem amatorem, nie zawodowcem i za co pzrepraszam wszytkich estetów cały czas się uczę sztuki operowania słowem. Po to własnie publikuje sie na takich platformach, prawda :)
Obiecje że za nim udostepnie nastepny tekst jeszcze raz go pzrejrze, nawet ze słwonikiem.

Na marginesie zapraszam do lektury tekstu "Brama Azylu". Tam ponoć lepiej wyglada sytuacja pod wzgledem stylu i interpunkcji.

pzdr. i oczekuję dalszych uwag - Autor

Spróbuj prosić kogoś, żeby Ci głośno odczytywał teksty, sporo rzeczy się wtedy wyłapuje. Wiem na pewno, bo sprawdziłam przez 10 lat funkcjonowania naszej klubowej sekcji literackiej.
No i zawsze dobra jest zasada, by napisany tekst odłożyć na mniej więcej tydzień, nie zagladać doń ani razu, po upływie tego czasu przeczytać i poprawić wszystkie błędy - bo czasami pisząc w natchnieniu stosuje się dziwne skróty myślowe, których się nie zauważa; odczytanie opowiadania po dłuższej przerwie, kiedy autor nie ma tak bardzo na świeżo w głowie całej historii, pozwala wiele usterek usunąć.

>> Wypiła i popatrzyła się jeszcze na niego, nie spiesznie i zgracją udała na się na schody, a on równie nie spiesznie podążał oczami za jej talią i trochę niżej. <<
Bez "się". Zaimek zwrotny oznacza, że czynność jest skierowana na osobę, wykonującą tę czynność. Można obejrzeć się w lustrze, czyli popatrzyć na swoje w nim odbicie, ale nie patrzymy "się" na kogoś --- to paskudny kolokwializm --- po prostu na kogoś spoglądamy.
(Piekielnie trudno tłumaczyć rzeczy oczywiste...)
Niespiesznie --- z przymiotnikami partykułę "nie" jako wykładnik zaprzeczenia piszemy razem. Aha --- z rzeczownikami też.
Podążał oczami za jej talią i trochę niżej. Rozumiem --- odprowadzał ją spojrzeniem, a uwagę jego przyciągała zwłaszcza talia i kuperek odchodzącej. Ale rozumieć to jedno, barować się z niezgrabnymi zdaniami to drugie. Dlaczego nie piszesz tak zwyczajnie? Na początek właśnie tak? Co to niby znaczy: z gracją udała się na schody?
Nie jestem estetą, jak byłeś uprzejmy napisać. Zwyczajnie razi mnie kaleczenie języka, wysilanie się na ozdobne dziwności. Czytaj, czytaj i czytaj książki napisane ładną i poprawną polszczyzną, to pomaga... Albo pytaj i pytaj.

Dzieki. Zastosuje sie do tego i chyba faktycznie lepiej odlozyc na troche tekst zajac sie czyms innym i potem jeszcze raz do tego zajrzec. :() Wiec na razie przerwa od pisania. pzdr.

Nowa Fantastyka