- Opowiadanie: Nazgul - Królestwo me zatarte

Królestwo me zatarte

Kolejny szort.

Wiem, wiem, miał być opek. Ale tu już 5,5k znaków! Powoli przełamuję nieśmiałość;)

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Królestwo me zatarte

Sala audiencyjna była pusta. Na olbrzymiej, kamiennej podłodze, z wielkim kunsztem, namalowano mapę królestwa.

Na południu pasmo gór, tak strzelistych, że niemal wychodzących z płaskiego obrazu. Nierzadko, nowo przybyli goście ze zmieszaniem stawali na tym fragmencie mapy, jakby obawiając się, że ostre szczyty przebiją podeszwy ich butów i boleśnie ugodzą w stopy.

Potem wąski pas wyżyn szybko ustępujący miejsca olbrzymiej połaci nizin ciągnących się, aż do morza.

A całość przyprószona miastami, oznaczonymi miniaturami zamków. Ich wielkość na mapie miała symbolizować pozycję danej osady – dziś po tylu latach od powstania malowidła – mocno nieaktualną.

Dodatkowo cały ten pseudokartograficzny obraz przecinały ciemne żyły rzek wijących się wściekle i przybierających iście fantazyjne kształty.

Na północy, na niewielkim fragmencie morza, pośród wzburzonych fal, płynął trzymasztowy żaglowiec. A tuż koło niego znajdował się niezaprzeczalny dowód próżności artysty odpowiedzialnego za ten obraz – niewyraźny podpis.

Królestwo, spoczywające na tej podłodze od kilku wieków, niezliczoną ilość razy deptano i szorowano.

Wielokrotne odnawianie nie pomagało. Nawet zastosowanie specjalnej farby mającej przetrwać dekady nie przyniosło pożądanych efektów. Obraz niszczał, niknął, usilnie próbując stać się tylko ciemnym kamieniem, którym wszak był. Ale pomimo tak jawnego niszczenia nadal trwał. Niezmiennie, z uporem szaleńca trzymał się życia, udając, że nie dostrzega w tym błędnej drogi, która tylko wydłuża jej agonię.

Malowidło umierało. Ktoś zaraz zetrze je do gołego kamienia i rozrysuje tam nowe, swoje.

 

 

Olbrzymie pomieszczenie wypełniło dudnienie kroków. Mężczyzna maszerował stanowczo i szybko. Bez obawy przebył góry na południu, szybko, za szybko pokonał wyżyny i niziny docierając do morza. Przeszedł je, niczym bóg, stąpając po jego tafli i docierając do schodów.

Dziewięć stopni. Każdy symbolizujący poprzedniego władcę, każdy będący jego przodkiem. Spojrzał na ostatni ze schodków. Ciągle pamiętał jak niemal przed dekadą domurowano go specjalnie dla niego.

Pokonał stopnie i stanął naprzeciw tronu.

“Krzesło. To tylko krzesło.” – Pomyślał wpatrując się w dębowy, obity purpurą mebel. Zatrzymał wzrok na dużo za wysokim oparciu, bogato zdobionym rzeźbami smoków wyciągającymi swe  łby ku osobie, która odważyłaby się między nimi usiąść. W bestiach osadzono drogocenne kamienie. Sporej ich części brakowało.  Nie zdziwiło go to. Sam większość wyłupał próbując jeszcze ratować to co mógł. Pozostałe skradziono. A kilka, o dziwo, ciągle spoczywało na swoich miejscach.

Odwrócił wzrok. Nie po nie tutaj przyszedł.

Usiadł na tronie.

Nie było ulgi. Tylko żal.

Z wahaniem, walcząc z tym pragnieniem, spojrzał na królestwo. Było tam. Niemal u jego stóp. Nieruchome i zimne. Martwe.

Patrzył bezradnie na truchło swego kraju i czekał. Czekał na stosowną chwilę, by odejść wraz z nim.

 

 

Olbrzymie wrota na drugim krańcu sali audiencyjnej otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Do środka wszedł szczupły, wysoki mężczyzna. W dłoni ściskał nieduży worek.

Brudnymi, utytłanymi buciorami przeszedł po mapie królestwa zatrzymując się dopiero przy schodach.

– Miasto zdobyte! – rzekł krótko, ale echo, jakby pastwiąc się nad ich losem, jeszcze długo niosło te słowa, wykrzykując je pośród szumu oceanu, na olbrzymich nizinach i paśmie wyżyn, a nawet pomiędzy ostrymi wierzchołkami gór.

Całe królestwo usłyszało tę okrutną prawdę, ale nie zareagowało. Nie zapadło się pod ziemię, nawet nie zatrzęsło w posadach.

– Wybieraj! – Przybysz wyciągnął z worka i rzucił pod schody dwa przedmioty. Pierwszy upadł ciężko i cicho, drugi zabrzęczał metalicznie.

Była to lina z zawiązaną już wisielczą pętlą i mizerykordia z bogato zdobioną rękojeścią.

– Zaraz tu będą. Śpiesz się! – Przybysz odwrócił się i odszedł zatrzaskując za sobą wrota.

Siedzący na tronie mężczyzna spojrzał na rzucone mu przedmioty.

Król musi podejmować trudne decyzje, ale tym razem czuł, że wybór jest prosty.

 

 

Mizerykordia była niezwykle lekka, w dłoni niemal nie odczuwało się jej wagi. Ostrożnie, jakby bojąc się skaleczyć, zbadał koniuszkiem palca ostrość małej klingi. W miejscu, w którym dotknęła skóry pojawiło się rozcięcie, a po chwili popłynęła krew.

Przeszedł na środek mapy. Podwinął lekko rękaw, odsłaniając lewy nadgarstek. Nabrał w płuca powietrza, jak przed skokiem w głęboką wodę. A następnie podciął sobie żyły.

“Tak trzeba, tak trzeba…” – wmawiał to sobie. “Jeśli królestwo umarło, ja podążę ku niemu.”

Krew zbroczyła malowidło. Król przykucnął. Drżącymi palcami rozsmarował rubinową ciecz. Na tle wyżynnej żółci przybrała osobliwą postać. Jakby płomieni, szaleńczego ognia.

W oczach mężczyzny pojawiła się iskra. Iskra, która wznieciła pożar.

Król pobiegł na zachodnią część mapy, do miast i terenów, które wróg zdobył i umocnił w pierwszej kolejności.

Posoka rozlała się w kałużę. Mężczyzna na kolanach, wściekle, bez opamiętania kreślił na podłodze języki płomieni. Niczym obłąkany malarz zamazujący najcenniejszy ze swych obrazów, tak i on rzucił ukochane królestwo w ogień, by w jego żarze popiołem się stało.

Zachód płonął już cały, lecz artysta nagle zaprzestał swego dzieła. Znieruchomiał, blady na twarzy jak kreda.

– Com mógł, uczyniłem – wyszeptał z żalem. – Więcej już nie zdołam…

Malarz umarł nie dokończywszy dzieła swego życia. Zabrakło sił, by pociągać pędzlem, zabrakło farby, by nią malować.

 

 

Nie dobudowano więcej stopni prowadzących na tron. Nie odnawiano już więcej  mapy królestwa w sali audiencyjnej. Farba, z czasem, starła się, zbladła i znikła.

Pozostał tylko ciemny kamień.

Koniec

Komentarze

Uuu… Dobre!

Szort, czy nie szort, w pięknej metaforze podłogowego malowidła zawarłeś kawał historii – rozwój, schyłek, upadek, dramatyczne próby ocalenia i śmierć państwa, królestwa znaczy. I to jak ładnie napisane!

Królestwo, spoczywające na tej podłodze od kilku wieków, niezliczoną ilość razy deptano i szorowano.

To zdanie to mistrzostwo świata.

Szkoda tylko, że tak niewielu władców kochało swe dziedziny na tyle mocno, by takich poświęceń dokonywać…

A tak w ogóle, to nie lubię Cię, Nazgulu. A wiesz za co?

Bo przy użyciu 5.5 k znaków spowodowałeś, że autentycznie przejąłem się losem malowidła, to jest królestwa i naprawdę miałem nadzieję, że ocaleje. Albo odrodzi się z pożogi dziejów, powstanie na nowo z popiołów. A Ty mi tu walisz, że tylko kamień ciemny pozostał.

Zły Nazgul.

Jedyna rzecz, która mi niezbyt pasowała, to zdanie:

Mizerykordia była niezwykle lekka, w dłoni nie ważyła prawie nic.

Brzmi to trochę tak, jakby po wzięciu jej do ręki, zmieniało się ciążenie. Może lepiej byłoby:

Mizerykordia była niezwykle lekka, niemal nie odczuwało się jej wagi.

Albo coś w tym stylu.

Tak czy owak, jestem, kurde, pod wrażeniem.

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Chyba nie zrozumiałam. Bo nie wydaje mi się, aby to była opowieść o pochwale trwałości kamienia i nicości malowidła. :-(

Ale przykro mi, że królestwo nie ocalało.

A tekst napisany jest – no, sam widzisz, jak jest napisany. Nie najlepiej, niestety.

 

A ca­łość przy­pró­szo­na mia­sta­mi, ozna­czo­ny­mi w po­sta­ci mi­nia­tu­ro­wych zam­ków. – Proponuję: A ca­łość przy­pró­szo­na mia­sta­mi, ozna­czo­ny­mi mi­nia­tu­rami zam­ków.

 

Ich wiel­kość na mapie miała od­wzo­ro­wy­wać  po­zy­cję danej osady – dziś po tylu la­tach od po­wsta­nia ma­lo­wi­dła – mocno pod tym wzglę­dem nie­ak­tu­al­nej. – Pod względem czego?

Proponuję: Ich wiel­kość na mapie miała symbolizować po­zy­cję danej osady – dziś, po tylu la­tach od po­wsta­nia ma­lo­wi­dła – mocno nie­ak­tu­al­ną/ zdezaktualizowaną.

 

Na pół­no­cy, na nie­wiel­kim frag­men­cie morza, po­śród wzbu­rzo­nych fal, pły­nął trzy­masz­to­wy ża­glo­wiec. A tuż koło niego znaj­do­wał się nie­za­prze­czal­ny dowód próż­no­ści ar­ty­sty od­po­wie­dzial­ne­go za ten obraz, w po­sta­ci jego nie­wy­raź­ne­go pod­pi­su. – Czy artysta naprawdę namalował podpis płynącego żaglowca? ;-)

Chyba wystarczy: A tuż koło niego znaj­do­wał się nie­za­prze­czal­ny dowód próż­no­ści ar­ty­sty od­po­wie­dzial­ne­go za ten obraz – nie­wy­raź­ny podpis.

 

Obraz nisz­czał, nik­nął, usil­nie pró­bu­jąc stać się tylko ciem­nym ka­mie­niem, któ­rym wszak był. – Obraz nie był kamieniem. Obraz był tylko namalowany na kamieniu. Niknąc, nie zmieniał się w kamień. Niknąc, przestawał istnieć.

 

Ale po­mi­mo tej jaw­nej sa­mo­de­struk­cji nadal trwa­ło. – Piszesz o obrazie, więc trwał. Obraz nie ulegał samodestrukcji; do niszczenia przyczyniali się depczący go, i szorowanie podłogi.

Może: Ale po­mi­mo tak jawnego niszczenia, nadal trwa­ł.

 

Nie­zmien­nie, z upo­rem sza­leń­ca trzy­ma­ło się życia… – Tu nadal piszesz o obrazie, więc: Nie­zmien­nie, z upo­rem sza­leń­ca, trzy­ma­ł się życia

 

Gar­gan­tu­icz­ne po­miesz­cze­nie wy­peł­ni­ło dud­nie­nie kro­ków. Gargantuiczny, to rubaszny, nadnaturalnie wielki i niezwykle żarłoczny. Nie wydaje mi się, by pomieszczenie, tylko z racji jego wielkich rozmiarów, można nazwać gargantuicznym.

 

Spoj­rzał na ostatnk ze schod­ków. – Literówka.

 

…ale echo, jakby pa­stwiąc się ich losem… – …ale echo, jakby pa­stwiąc się nad ich losem

Nie pastwimy się czymś/ kimś, pastwimy się nad czymś/ nad kimś.

 

Całe kró­le­stwo usły­sza­ło okrut­ną praw­dę, ale nie za­re­ago­wa­ło.Całe kró­le­stwo usły­sza­ło okrut­ną praw­dę, ale nie za­re­ago­wa­ło.

 

Była to lina z uwią­za­ną już wi­siel­czą pętlą…Była to lina z zawią­za­ną już wi­siel­czą pętlą

 

Mi­ze­ry­kor­dia była nie­zwy­kle lekka, w dłoni nie wa­ży­ła pra­wie nic. – Czy poza dłonią ważyła więcej? ;-)

 

Pod­wi­nął lekko rękaw, od­sła­nia­jąc prze­gub lewej ręki. – Powtórzenie.

Proponuję: Pod­wi­nął lekko rękaw, od­sła­nia­jąc lewy nadgarstek.

 

Jakby pło­mie­ni, sza­leń­cze­go ognia. – Masło maślane. Płomienie, to ogień.

 

Znie­ru­cho­miał, blady po twa­rzy jak kreda. – Czy można być bladym także przed twarzą?

Znie­ru­cho­miał, blady na twa­rzy jak kreda. Lub: Znieruchomiał, z twarzą białą jak kreda.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

thargone, wielkie dzięki!

Miło mi, że… mnie nie lubisz. Oczywiście w takim kontekście.

 

Regulatorzy, eh…

Nadejdzie kiedyś opek, mój opek, który Cię zadziwi. Jeszcze nie dziś, może i nie jutro, ale Kiedyś napewno!

:-)

Dziękuję za wskazówki. W paru miejscach naprawdę otworzyłaś mi oczy.

 

Pozdrawiam!

 

EDIT:

Zmiany wprowadzę, ale chwilowo muszę wyjść.

Po komentarzu regulatorów muszę… się napić.

;-)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Regulatorów też nie lubię.

Bo po jej wizycie wyszło na to, że się nie znam. Uznałem tekst za pięknie napisany (i ciągle tak uważam), tylko kawałek z mizerykordią wydał mi się niezręczny, a tu taka lista… Ha, co zawodowiec, to zawodowiec.

Tylko za pisanie aż strach się brać…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Och, Nazgulu, poczekam tak długo, aż uznasz, że jesteś gotowy. ;-)

Przykro mi, że nie miałeś stosownych napojów w domu i musiałeś wyjść, by ugasić pragnienie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bywają teksty matematyczne – przemyślane, przeliczone do bólu. Bywają teksty mądre – pełne górnolotnych teorii i trudnych do wymówienia słów. Zdarzają się historie mroczne – niczym myśli podchmielonego gimnazjalisty… Są też opowieści, które falują nastrojami jak serce zakochanej harcerki na wakacyjnym biwaku.

Nie doszukuję się w Nazgulowej historii drugiego dna (choć, być może, takowe istnieje), nie zależy mi na spektakularnym amerykańskim happy endzie, na bez skazy poczętych, posągowych bohaterach. Jest w tym tekście coś, co jest dla mnie o wiele cenniejsze – czyste, autentyczne emocje.

...always look on the bright side of life ; )

A mi się wydaje, że Nazgul robi postępy. Tak trzymaj. :-)

Nie to, żebym nie mogła się do niczego przyczepić. ;-)

Bez obawy przebył góry na południu, szybko, za szybko pokonał wyżyny i niziny docierając do morza.

Przecinek po “docierając”. Zawsze w takich zdaniach z imiesłowem. Przejrzyj tekst pod tym kątem, bo błąd powtarza się w innych miejscach.

Spojrzał na ostatnk ze schodków. Ciągle pamiętał jak niemal przed dekadą domurowano go specjalnie dla niego.

O literówce wspominała już Regulatorzy. Dołożę przecinek po “pamiętał”.

I jeszcze tak na logikę – na ile pamiętam z historii, młodym królestwom granice zmieniają się bardzo często. Częściej niż remontuje się siedzibę rodziny panującej. Ale i tak pomysł ładny.

Babska logika rządzi!

Nie chcę niepotrzebnie siać paniki, ale wygląda na to, że Nazgul wyszedł po drinka i nie wrócił…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Siła krytyki bywa mordercza ; ) Jakiś szósty zmysł podpowiada mi jednak, że Nazgul wróci.

...always look on the bright side of life ; )

Nazgul – duży chłopak, a godzina wczesna jeszcze, więc nie martwiłbym się na zapas ;)

Co do opowiadania: okroiłbym je z zaimków i przejrzał pod kątem literówek oraz podwójnych spacji. Ale zdecydowanie jest coraz lepiej. Emocjonująco, rzekłbym. O dłuższy komentarz pokuszę się pod czymś dłuższym ;)

Pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Mi również przeszkadzały zaimki. I choć sama nie napisałabym czegoś takiego (literatura z rodzaju "krew i błoto"), to dostrzegam tu pewien urok i autentyczność, co oceniam jak najbardziej na plus. zaimki można wykreślić, a literówki poprawić, natomiast to ostatnie jest w tekście, albo tego nie ma. Tu jest :-) Więc Nazgul chyba za wcześnie uleciał na miasto siać strach i pożogę :-) Mam nadzieję, że żaden Frodo nie oberwie rynkoszetem dzisiaj :-P 

A ja tam lubię regulatorzy, nie taki diabeł straszny jak go malujecie :-)))

Frodo powinien oberwać – najlepiej tak na śmierć – zanim w ogóle opuścił Shire :D

Sorry za offtop ;)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Saro – ja z tym "nie lubię" to nie na serio – po prostu perfekcyjny profesjonalizm Regulatorów nieco mnie przeraża :-) A Frodo niech sobie obrywa. Najwyżej Nazgul z pierścieniem władzy wróci ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Warsztatowo tekst trochę szwankuje, ale przedstawiona scena ma w sobie coś interesującego.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ja przeciwnie, zamiast się ich obawiać, pod własnymi opowiadaniami przede wszystkim wyczekuję komentarzy tych najbardziej “czepialskich” czytelników, jak właśnie Regulatorzy, ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, że nauka z tychże komentarzy wyniesiona jedynie przysłuży się mojej twórczości. Więc, Drogi Thargone, przestań szukać wymówek, weź przykład z Nazgula, któremu krytyka niestraszna (dopóki w pobliżu znajduje się alkohol :)), namocz pióro w atramencie/włącz edytor tekstu i do dzieła! Byle coś dłuższego niż drabble ;)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Się skrobie, BogusławieEryku, się skrobie. I szczerą mam nadzieję, że zdążę z pirackim tekstem przed zamknięciem konkursu. A co do krytyki, to liczę na kompletny brak litości :-) Butelka Jamesona już czeka!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Widzę, że trochę się tutaj działo jak mnie nie było.

 

Spokojnie, Froda nie spotkałem. Eowiny na szczęście też nie.

;-)

Tylko paru znajomych orków;)

 

No, to zaczynamy:

 

Jacku001

Dobrze, że choć emocje w tekście były.

 

Finkla

Postępy?! U Nazgula?! To się porobiło. Wielkie dzięki.

 

BogusławieEryku

Z zaimkami walczyłem. W pierwotnej wersji było ich jeszcze więcej…

 

S. Leiss

Nie wiem co to literatura z rodzaju “Krwi i błota”. Ale cieszę się, że i Tobie jakieś emocje towarzyszyłyprzy lekturze.

 

SzyszkowyDziadku

Dzięki za wizytę. Pomysł miał potencjał, trochę szkoda, że to… ja zabrałem się za jego realizację.

 

thargone

Czekam już od dłuższegu czasu na jakiś twój tekst.  Pisałbyś szybciej;)

 

Aha, co do regulatorów, to nieodmiennie jestem jej wdzięczny za wszystkie rady. Ostatniej nocy , wraz z orkami wznieśliśmy tyle toastów za Jej zdrowie… że chyba dożyje 200 lat.

:)

 

Dobra, teraz naniosę trochę poprawek.

Dzięki za wszystkie komentarze.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nazgulu, emocje są solą literatury. Bez nich nawet najlepszy tekst będzie tylko doprowadzoną do perfekcji sztuką origami : )

...always look on the bright side of life ; )

Jacku, Ty to umiesz metafory kleić;)

 

Ale mimo wszystko, teraz skupię się na układaniu orygami. Jak już wyjdą mi jakieś poprawne łabędzie, to o emocjach sobie przypomnę.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Przeczytałam ten tekst wczoraj późno, ale ponieważ mój net ostatnio ma problemy we współpracy z tą stroną – nie dałam rady skomentować. Mnie się ten tekst spodobał. Czytając późno, kiedy byłam już zmęczona – miałam wrażenie pewnego szaleństwa. Klęska okazała się bardzo sugestywna.

I nie lekceważ emocji, które opowiadanie ma wywoływać. Jacek napisał to przepięknie. A dla mnie emocje są w literaturze najważniejsze, bo bez nich teksty są może i do przeczytania, ale równie szybko do zapomnienia. :)

Pozdrawiam.

Zgadzam się z ochą, o tym właśnie pisałam. A literatura w stylu "krew i błoto" to taka, w której leje się krew i tapla błoto :-) – rycerze, morderstwa, sceny batalistyczne, sączące się rany, turlające głowy, ciężkie miecze, piękne, jak im tam, dziewice, blaszane napierśniki i końskie kopyta :-) Jeśli chodzi o twórczość nie moje klimaty (spójrz na mojego awatara, ja tam po plaży sobię chodzę i o dualiźmie ontologicznym rozmyślam :-P ), co nie zmienia faktu, że literaturę, taką jak Twoja od czasu do czasu chętnie czytam :-).

Dzięki ocha za komentarz.

 

Popracuję nad warsztatem, a i te emocje (jak się uda) może przemycę.

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

@S.Leiss

Ja faktycznie piszę “Krew i błoto”!

I chcę to pisać…

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Pisz, pisz bo dobrze Ci to idzie :-) 

Wiem, wiem, miał być opek.

Jesteś niesamowicie konsekwentny w stosowaniu tego bezsensownego, bo błędnego skrótu.

<><>

interesujący, prawie intrygujący tekścik. Jego najprostsza interpretacja, sprowadzająca się do znanej wszystkim starej zasady, że kapitan schodzi ostatni, najsilniej do mnie przemawia. To chyba dobrze?

Starzy wyjadacze i perfekcjoniści wytykają trochę warsztat. Dla mnie, nowicjusza tu, Twój warsztat jest świetny a szort wprowadza świetny klimat, bez problemu widziałem to deptane malowidło, to szaleńcze działanie króla na końcu/

 

Ps. Już wiem, kiedy nastąpi koniec świata. Będzie wtedy, gdy ktoś napisze opowiadanie, w którym ani Regulatorzy, ani Finkla nie znajdą najmniejszego błędu:)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Sfunie, jaki koniec świata?

Wtedy zapanuje wielkie szczęście i ogromna radość, i wszyscy będą zachwyceni. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A, to swoją drogą:)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Mam rozumieć, że jeszcze nikomu na forum nie udało się napisać opk… (ops! AdamKB czuwa;) opowiadania bez żadnego błędu?!

A więc to Nazgul ma być tym pisarzem z proroctwa:

“Nadejdzie czas Wielkiego Autora,

Który nie popełni nawet jednego błędziora!”

 

A na serio, to ten szort jest szczytem moich literackicj możliwości. Może wyda się to dziwne, ale dopieszczałem go kilka tygodni. Samo obmyślenie tej metafory i ciągłe poruszanie się wokół niej kosztowało mnie ogrom wysiłku. Intelektualnego wysiłku;)

Na chwilę obecną nie jestem w stanie napisać nic lepszego:(

Proroctwo, chyba musi trochę poczekać.

 

Pozdrawiam i dzięki wszystkim za wizytę!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Może wśród drabbli poszukaj. Sto bezbłędnych słów powinno dać się zebrać…

A teraz, Nazgulu, nie marudź, że osiągnąłeś szczyt. Znajdź pomysł i znowu cyzeluj go tygodniami. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, okaże się, że po raz kolejny ustanowiłeś rekord życiowy.

No pewnie, że intelektualny! Spróbuj wykuwać słowa w marmurze, to i fizycznie się nieźle zmachasz. ;-)

Babska logika rządzi!

Nazgulu, proszę, przestań pitolić i siądź do nowego opowiadania. Bo nie wydaje mi się, że skałka na którą się wspiąłeś, to Twój szczyt. Szczyty dopiero będą. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam rozumieć, że jeszcze nikomu na forum nie udało się napisać opk… (ops! AdamKB czuwa;) opowiadania bez żadnego błędu?!

:-) Najprawdopodobniej nikomu się to jeszcze nie udało, ponieważ chochlik klawiaturowy czuwa, wykorzystuje każdą okazję, a potem broni swoich dokonań na wszystkie sposoby, a to swędzenie nosa w krytycznym momencie wywołując, a to konieczność wstawienia wody na herbatę wmawiając, a kiedy wraca się do czytania, podsuwa tekst o linijkę do góry – i po ptokach, CHelikopter wystartował… :-)

<><><>

Ze skrótem chodzi o to, że to opowiadanie można zdrobnieniem przekształcić w to opowiadanko, czego skrótem będzie opko, to opko*) – Ty natomiast wszędzie sadzisz opek, ten opek. Czyli: ten opowiadanek zdrobniale, ten opowiadan bez zdrobnienia.

 

*) wieść gminna niesie, że pierwszy takiej operacji dokonał – baczność! – M.P. – spocznij… Ale kto pierwszy w d…. miał gramatykę, już nie wiadomo, nie da się ustalić tożsamości tego cymbała.

Pisać będę, ale szybko tej poprzeczki nie przeskoczę. Dla innych będzie ona małym kamieniem, dla mnie to góra. Będę się na nią wspinał, zdzierał dłonie, może nieraz spadnę, ale kiedyś zdobędę szczyt. Tylko po to, by odkryć, że czeka tam na mnie kolejna góra. I następne. A każda kolejna coraz bardziej stroma.

Życie, jak pisarstwo, to ciągła wspinaczka. Bez istniejącego szczytu szczytów.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

AdamieKB

Mam rozumieć, że opko, to można?

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

:-)

W zgodzie z gramatyką – i logiką… – można. Przecież to całkiem poręczny i troszeczkę żartobliwy skrót, kwalifikujący się do środowiskowego języka…

Przeczytałem kilka dni temu. Widząc tytuł, spodziewałem się grafomańskiej porażki, a dostałem – może i przeładowany patosem – tekst, który dało się jednak przeczytać bez przykrych odczuć.

Sorry, taki mamy klimat.

Przeczytałem z zainteresowaniem. Niezły literacki pomysł niezależnie od drobnych potknięć. Tylko tak dalej. Pozdrawiam i czekam na fabularne opowiadanie.

Sethrael, ryszard, wielkie dzięki za przeczytanie. Miło, że tekst nie był najgorszy.

 

Pozdrawiam!

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nie chcę sprawiać wrażenia, utworzenia kółka wzajemnej adoracji tekstowej, ale opowiadanko mi się podobało.  Swoją drogą, czytając ten fragment moim zdaniem nadawałby się on jako “kontynuacja” Złota i Miedzi… sam nie wiem dlaczego ;) 

Dzięki Idaho!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nowa Fantastyka