- Opowiadanie: feron - Smakosz ( +18)

Smakosz ( +18)

Uwaga! Tekst zawiera mocne sceny gore.

Opowiadanie powstało, po przeczytaniu kilku powieści Edwarda Lee. Mam nadzieje że się spodoba. Jest to moja pierwsza próba, zmierzenia się z gore. Miłej lektury.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Smakosz ( +18)

Dworzec kolejowy obfitował w najróżniejsze dania. Można było trafić na syfilis, wszelkiego rodzaju ropienie i wykwity na skórze, aż na AIDS kończąc. Jarek nigdy nie odważył się na tak radykalną potrawę. Zawsze z pieczołowitością wybierał swoje dania. Menele i bezdomni łatwo mu ulegali. Zawsze dobrze ubrany, czysty i pachnący. Starannie ułożona fryzura i delikatna zadbana twarz nastolatka, łatwo zaskarbiały sobie ufność.

Za kilka złotych na wino, czy też na działkę kompotu, bezdomni byli w stanie zrobić wiele. Jarek umiejętnie to wykorzystywał. Wybierał swoje ofiary spośród tych najcichszych, najmniej rzucających się w oczy. Przechadzał się wieczorami po dworcu i obserwował. Przy głównym wejściu, głównie spotykali się narkomani, zaś na peronach, zazwyczaj alkoholicy i bezdomni. Swój wybór, zawsze poprzedzał długimi, czasami nawet kilkudniowymi obserwacjami. Kiedy był już pewny, podchodził bliżej, gdy jego cel spał na dworcowej ławce i delektował się zapachem. Już od samych aromatów ciekła mu ślinka. Ostry swąd potu i niemytego wiele dni ciała. Nigdy ich nie mył przed podaniem. Lubił ich naturalny smak, dlatego zawsze starannie wybierał cel.

Przeszedł obok ławki, na której spał bezdomny mężczyzna. Menel ubrany był w stare, poprzecierane jeansy i koszulę flanelową, którą zdobiły plamy, najpewniej po wymiocinach. Pod ławką, na której spał mężczyzna, leżały dwie, puste butelki po tanim winie. Kiedy mijał ławkę, wciągnął głęboko powietrze.

Pot, mocz i coś jeszcze…

Może tym razem powinienem pójść krok dalej – pomyślał. Ona też na pewno by się ucieszyła.

 Rozpoznał zapach gnijącego, ludzkiego mięsa. Doszedł do końca peronu i zatrzymał się, wpatrując się w mrok i migające w oddali semafory. Ciekawe jak smakuje – zastanawiał się. Obrócił się i podszedł do śpiącego na ławce mężczyzny. Klepnął go w policzek. Mężczyzna otwarł oczy i ze zdziwieniem spojrzał na stojącą nad nim, zakapturzoną postać.

– Co do chuja…? – wymamrotał.

– Chcesz zarobić parę złotych na wino? – zapytał Jarek. – Jeśli tak to zamknij się i chodź ze mną.

– Nigdzie się nie wybieram, chłoptasiu. Chyba, że dwudziestka zmieni się w pięćdziesiątkę.

– Ok, niech będzie pięćdziesiąt złotych. Zaszalejesz w nocnym. – uśmiechnął się Jarek.

– Ok małolat, chyba mnie przekonałeś – Menel podniósł się z ławki i stanął przed młodzieńcem. – Chodźmy – powiedział.

Mężczyźni doszli do końca peronu. Jarek pierwszy zeskoczył z platformy, a bezdomny za nim. Przeszli ścieżką prowadzącą przez torowisko, do dziury w siatce, która odgradzała osiedle od terenu dworca. Jarek przeprowadził mężczyznę między blokami, aż pod swoją klatkę. Weszli do środka, wsiedli do windy i wjechali na siódme piętro. Kiedy winda się zatrzymała, Jarek wyszedł na korytarz, otwarł drzwi mieszkania i zaprosił swojego kompana do środka.

– Rozgość się, przyjacielu – powiedział Jarek.

Menel rozejrzał się po przedpokoju.

– Fajne masz mieszkanko, synek. Dobra to przejdźmy do tematu. Po coś mnie tu przywlekł? Chcesz żebym ci obciągnął? Wyglądasz mi na jednego z tych studencików, co to chcą spróbować wszystkiego.

– Nie, nie po to cię tu przyprowadziłem.

– To czego chcesz? – zapytał bezdomny – Oj nie, w dupę się nie dam wyruchać. Co to, to nie. Aż tak zdesperowany nie jestem. Chyba, że podniesiesz stawkę do stówki. – Mężczyzna spojrzał na Jarka. – To jak będzie? Stówka i jedziemy? – Menel uśmiechnął się, odsłaniając pozostałości po czymś, co zapewne było kiedyś zębami. Jego nieświeży oddech, zdawał się wypełniać cały przedpokój.

– Nie będzie żadnej stówki. Nie po to cię tu sprowadziłem. Napijesz się czegoś?

– Napiłbym się kawy, skoro już pytasz. Bezdomny wpatrywał się ze zdziwieniem w Jarka. – Wiesz, dziwny jesteś. Przyprowadziłeś mnie tu, nie chcesz powiedzieć po co, nie chcesz żebym ci obciągnął. Czego ty właściwie chcesz małolat?

– Rozgość się w salonie – wtrącił Jarek – a ja zaraz podam kawę i wszystko ci wytłumaczę. No i oczywiście dostaniesz swoje pięćdziesiąt złotych. Jarek wskazał palcem pokój na końcu, po prawej. – Tam jest salon, idź sobie usiąść.

Mężczyzna wszedł do pokoju i rozejrzał się dookoła. Jego wzrok przykuły zawieszone na ścianie obrazy, przedstawiające najróżniejsze dania. Przeszedł do meblościanki z wiśniowego drewna, która zajmowała cała przeciwległą ścianę. Przyglądał się, poustawianym na półkach figurkom i zastanawiał się, czy mają jakąś wartość i gdzie mógłby je sprzedać. Na środku meblościanki, we wnęce stał ogromny telewizor plazmowy Sony. Mężczyzna zastanawiał się ile win za niego mógłby kupić. Nie trzeźwiałbym przez rok – pomyślał. Omiótł wzrokiem regały wypełnione podręcznikami kulinarnymi i usiadł wygodnie w skórzanym fotelu. Z kuchni dobiegł go odgłos piszczącego czajnika. Woda na kawę gotowa – pomyślał.

Po chwili do pokoju wszedł Jarek i wniósł na tacy dwie filiżanki. Położył tacę na stoliku, pomiędzy fotelami. Obok filiżanek maleńki dzbanuszek z mlekiem i cukiernicę.

– Nie wiem czy pan słodzi, więc podaję wszystko osobno.

– Nie bądź taki elegancki małolat. To tylko kawa. – Mężczyzna wziął filiżankę i objął ją dłońmi. – Gadaj czego ode mnie chcesz? –  Pociągnął łyk kawy i spojrzał przekrwionymi oczami na chłopaka.

– Wszystkiego się pan dowie w swoim czasie. Nie ma powodu do obaw. Tak jak obiecałem zarobi pan swoje pięćdziesiąt złotych. –  Jarek wpatrywał się z uśmiechem w bezdomnego. Delektował się aromatem świeżo zaparzonej kawy, mieszającej się z ostrą wonią potu i gnijącego ciała.

 – Chciałbym, aby powiedział mi pan, skąd bierze się ten specyficzny zapach, który pan roztacza.

– O co ci chodzi, synek? – zapytał zdziwiony mężczyzna. Śmierdzę, bo nie myłem się ze dwa tygodnie.

– A ten zapach zgnilizny – dopytywał Jarek.

– To od tej cholernej cukrzycy, stopy mi gniją. Sączy się z nich jakieś takie żółte coś, ropa chyba.

Jarek popatrzył na bezdomnego i uśmiechnął się.

– Po kiego diabła chcesz to wszystko wiedzieć małolat? –  Mężczyzna poczuł zawroty i mdłości. – Co się kurwa ze mną dzieje? – wybełkotał. Dosypałeś mi czegoś do kawy ty zasrańcu. Menel chciał się poderwać z fotela, ale środek nasenny już działał i mężczyzna zwalił się bezwładnie do tylu. Zamknął oczy. Po kilku minutach zasnął, mamrocząc coś od czasu do czasu.

Jarek siedział w ciszy i delektował się widokiem swojego następnego posiłku. Miał nadzieję, że jej też się spodoba. Wiedział, że oczekuje od niego czegoś specjalnego.

 Środek nasenny zadziałał szybciej niż zwykle. Po chwili wstał i podszedł do swojej ofiary. Zaczął rozbierać mężczyznę. Zapach zgnilizny, był jeszcze silniejszy, gdy mężczyzna leżał już nagi na dywanie. Obie jego stopy miały kolor lekko zielonkawy, a spod paznokci sączyła się ropa. Na podeszwach stóp Jarek zauważył też kilka strupów. Nadadzą się wspaniale – pomyślał.

Poszedł do kuchni, otwarł szufladę i wyciągnął tasak do mięsa. Wrócił do pokoju, w którym na podłodze leżało ciało. Uklęknął obok i zacisnął dłonie wokół szyi mężczyzny. Kiedy jego ofiara, po kilku wierzgnięciach, przestała oddychać, odrąbał mężczyźnie obie stopy. Położył je na tacce, na której wcześniej podał kawę. Ciałem zajmę się później – pomyślał. Zabrał tacę i wrócił do kuchni. Położył ją na blacie i delektował się widokiem ropiejącego, gnijącego, śmierdzącego mięsa. Pochylił się nad odciętymi kończynami i wciągnął głęboko powietrze. Wspaniale – pomyślał.

Owinął tacę przezroczystym folią kuchenna i włożył do lodówki. To mięso i tak już się nie zepsuje – pomyślał i uśmiechnął się. Wrócił do salonu i zajął się ciałem bezdomnego. Rozciągnął na podłodze folię malarską, która trzymał na takie okazje. Przetoczył zwłoki tak, że znajdowały się na środku folii.

Ćwiartowanie rozpoczął od nóg. Odciął obie na wysokości genitaliów. Następnie odrąbał ręce i głowę. Korpus przeciął na pół, na wysokości mostka. Każdy kawałek ciała wkładał do worka na śmieci. Kiedy rozczłonkował i spakował  zwłoki, usiadł w fotelu zmęczony. Popatrzył na stos czarnych worów. Co za marnotrawstwo – pomyślał. Wstał, zwinął folię rozciągniętą na podłodze i wrzucił ją do jednego z worków. Przeniósł wszystkie pięć toreb do przedpokoju i poszedł wziąć prysznic.

Leżąc wieczorem w łóżku planował następny dzień. Rano muszę pozbyć się zwłok. Rozrzucę je na torach. Pędzący pociąg załatwi resztę. Nikt nie będzie się przejmował menelem, rozsmarowanym po torowisku. Zresztą to sprawdzona metoda. Robił to już wcześniej.

Wstał o trzeciej, wypił kawę i wyszedł z mieszkania zabierając ze sobą dwa worki. Po drodze, do torowiska, nie spotkał nikogo. Dobrze. Przeszedł przez dziurę w siatce i ukrył worki w krzakach. Wrócił do mieszkania po pozostałe trzy. Znów udało mu się pokonać trasę nie zauważonym.

Odszedł od stacji na około kilometr. SOK-iści nie zapuszczali się tak daleko, więc nikt nie powinien znaleźć szczątków, nim nadjedzie pierwszy poranny expres. Rozdarł worki, i wyrzucił poćwiartowane zwłoki na torowisko. Stał i patrzył chwilę na głowę bezdomnego. Ciekawe jak miał na imię – pomyślał. Nawet nie miałem szansy go o to zapytać. Cóż, będę musiał z tym jakoś żyć. Roześmiał się i odszedł w wilgotny, cichy poranek.

Wrócił do mieszkania i zabrał się za przygotowania. Kiedy nalewał wody do garnka usłyszał syrenę pędzącego, porannego expresu do Katowic. Uśmiechnął się.

Włożył obie odrąbane stopy do garnka i gotował je, aż mięso przybrało biało – szarawy kolor. Co chwile sprawdzał widelcem czy mięso jest już odpowiednio miękkie. Ropa wypływająca z ran zabarwiła wodę w garnku na lekko żółtawy kolor. Kiedy potrawa spokojnie bulgotała na wolnym ogniu, Jarek wziął łyżkę i spróbował tego specyficznego rosołu. Długo trzymał wywar w ustach, delektując się tym niespotykanym smakiem. Gotował kończyny do momentu, aż paznokcie odeszły od ciała. Wyłowił je widelcem i odłożył na talerzyk. Wspaniale nadadzą się na deser – pomyślał. Albo na przystawkę.

Kiedy potrawa była już gotowa, wyciągnął rozgotowane stopy z garnka. Położył je na talerz i oddzielił widelcem mięso od kości. Podjadał przy tym, za co sam siebie skarcił. Kiedy wszystko było już gotowe, zaparzył sobie drugą kawę i przeszedł do gabinetu. Zasiadł przed komputerem i wstukał adres swojego ulubionego forum internetowego. Zalogował się i od razu zauważył, że ma dwie prywatne wiadomości, od użytkownika Ania69. Uśmiechnął się i otwarł pierwszą wiadomość. ,,Kiedy się spotkamy? Tęsknię” , a druga ,,Może tym razem zrobimy coś specjalnego?”. Uśmiechając się do monitora zmienił status na ,,dostępny”. Po kilku sekundach pojawiło się zaproszenie na prywatny czat. Kliknął ikonkę chmurki bez namysłu.

Ania69: Witaj! Dawno cię nie było. Co się działo?

Jaro: Siemanko! Wszystko w porządku. Byłem zajęty przygotowaniem czegoś specjalnego. Dalej masz ochotę na to, o czym rozmawialiśmy ostatnio?

Ania69: Pewnie! Kiedy?

Jaro: Dziś wieczorem. U mnie.

Ania69: Będę na pewno!

Jaro: Ok. Czekam więc. Bye.

Ania: Dozo.

 

Jarek wyłączył czat i zmienił status na offline. Przejrzał szybko forum. Nic ciekawego, kilka zdjęć z wypadków i jedna egzekucja jakiegoś dziennikarza. Nuda. Siedział wpatrzony bezmyślnie w monitor i myślał o Ani.

Poznał ją na forum jakieś trzy miesiące temu. Zaczęli ze sobą pisać. Po dwóch tygodniach, spotkali się na mieście i poszli razem na pizzę. Rozmowom o horrorach, stronach internetowych typu ogrish.com i tym, co tam widzieli, nie było końca. Wrócili razem do mieszkania Jarka.

Sex z nią był czymś niezwykłym. Krzyczała, wbijała paznokcie w jego plecy i gryzła do krwi. Lubił to. Po miesiącu znajomości, zapytała go, czy nie chciałby poeksperymentować z lateksem i pejczami. Zgodził się.

Rany na plecach, pośladkach i udach, długo się goiły. Pozostały blizny.

Blizny chorej miłości.

Po lateksowym okresie, przyszedł czas na rozgrzany wosk i przypalanie. Ania lubiła też nacinać skórę żyletkami. Wtedy to pierwszy raz, Jarek spróbował jej krwi. Smakował mu, a ona uśmiechała się i jęczała z rozkoszy, patrząc jak on ssie krew z rozcięcia na jej przedramieniu.

Pewnego dnia, zapytała czy będzie się z nią kochał, podczas jej okresu. Nie protestował. Krew była wszędzie, a oni po wszystkim zasnęli, wysmarowani menstruacyjną mazia.

Pierwszą potrawę, Jarek przygotował dla niej po około dwóch miesiącach znajomości. Smakowało jej. Po kolacji powiedział jej co jadła. Ucieszyła się. Kiedy zobaczył jak jest szczęśliwa, zapragnął się z nią kochać. Zrobili to na stole, obok potraw przygotowanych z ludzkiego mięsa.

Po kilku następnych kolacjach, zrobiło się jednak nudno. Zapragnęli czegoś więcej. Jarek miał nadzieję, że dzisiejsza kolacja spełni jej oczekiwania. Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi.

Anna ubrana była w czarną, skórzaną ramoneskę, spódniczkę mini w czerwoną kratę. Jej długie nogi, otulały delikatną mgłą, czarne rajstopy. Jej czarne włosy opadały kosmykami na czoło. Uśmiechała się odsłaniając rząd równiutkich, białych zębów które kontrastowały z czarna szminką na ustach.

– Witaj, Jarek! Nie za wcześniej przyszłam?

– No co ty, jesteś w samą porę. Rozgość się w salonie, a ja zaraz podaję kolacje.

Ania mrugnęła okiem do swojego chłopaka. Przeszła do salonu, gdzie na stole stały dwa świeczniki, z zapalonymi świecami. Stół przykrywał biały obrusik, a po jednej stronie, leżała czerwona róża.

– Oj nie musiałeś, kochany – zawołała z pokoju dziewczyna.

– To nasza specjalna kolacja kochanie. Rozgość się, ja zaraz do ciebie dołączę. Po chwili Jarek wniósł do pokoju miskę z mięsem. Potrawa posypana była świeżą pietruszka. Ania pochyliła się nad naczyniem i zaciągnęła aromatem.

– Wygląda bardzo smakowicie, a pachnie jeszcze lepiej. Podzielisz się ze mną swoim przepisem? – zapytała.

– Najpierw chcę żebyś spróbowała, a potem porozmawiamy o recepturze. Daj mi jeszcze chwilę, przygotuję przystawkę i możemy zaczynać.

Jarek wrócił do kuchni i zajął się przygotowaniem paznokci, które ściągnął ze stóp bezdomnego, podczas gotowania. Wrzucił je na rozgrzaną patelnie i delikatnie podprażył. Zapach który unosił się nad patelnią, przywołał uśmiech na twarzy kucharza. Po paru chwilach wrzucił uprażone paznokcie na talerzyk. Dodał oliwek i troszkę sera feta. Wszystko polał sosem czosnkowym.

– Ok, możemy zaczynać – powiedział do swojego gościa, wchodząc do pokoju z przystawkami.

Położył talerzyk przed swoją ukochaną.

– Spróbuj najpierw tego i powiedz co sądzisz. –  Dziewczyna nabrała na łyżkę jeden zżółkły paznokieć, który wyglądał po uprażeniu, jak płatek kukurydziany. Włożyła widelec do ust i schrupała przekąskę. Jarek patrzył na nią i uśmiechał się.

– Oryginalny smak – powiedziała dziewczyna i włożyła do ust porcje sałatki.

– Cieszę się, że ci smakuje kochanie. – Jarek jadł w milczeniu, wpatrując się jak jego ukochana pałaszuje przystawkę. Sam wybierał z sałatki tylko paznokcie i oliwki. Nigdy nie lubił sera feta. Uważał, że zbytnio wypacza smak potraw.

– Zanim zajmiemy się daniem głównym, przyniosę wino, które mam nadzieję będzie pasowało do mięsa. – chłopak wstał i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z butelką czerwonego trunku. Postawił ją na środku stolika, odkorkował i nalał wina do kieliszków. Nałożył dziewczynie sporą porcje mięsa, które polał zielonkawo – żółtym sosem.

– Proponuję wznieść toast za udaną kolacje i oby takich więcej – powiedział i uniósł kieliszek z winem w górę. Ania uniosła swój i brzdęknęła nim o kieliszek chłopaka. Oboje napili się i pocałowali nad stołem.  

– Smacznego – powiedziała dziewczyna i włożyła do ust porcję mięsa. – Mmm…ależ delikatne – dodała po chwili. Jarek uśmiechnął się i zajął się pałaszowaniem swojej porcji.

Kiedy oboje już zjedli i dopili wino, chłopak wyniósł talerze do kuchni i oboje usiedli na sofie.

-Teraz, koniecznie musisz mi zdradzić przepis, kochanie – zagadnęła Ania, gładząc jednocześnie chłopaka po włosach. –  Jak udało ci się uzyskać tak delikatne mięso i tak gęsty, smakowity sos?

– Nie możesz znać wszystkich moich sekretów, skarbie. –  Jarek uśmiechnął się i pocałował dziewczynę. Całowali się długo i namiętnie, a jemu zdawało się, że język Ani, owija się wokół jego migdałków. Jego ręka powędrowała pod obcisłą bluzeczkę, pod którą nie było stanika. Jej sutki stwardniały, pieszczone delikatnie jego dłonią. Zaczął jej szeptać do ucha co właśnie zjedli i jak przygotował potrawę…

Obudził ich klakson porannego expresu do Katowic. Leżeli nadzy w łóżku, przykryci niewidzialnym kocem swojej chorej miłości.

– Czego spróbujemy następnym razem? – zapytała dziewczyna.

– Nie można chyba już pójść wiele dalej kochanie – odpowiedział, patrząc bezmyślnie w sufit.

– A jak bardzo mnie kochasz…?

– Co to za pytanie? Wiesz że jesteś dla mnie wyjątkowa. Jarek popatrzył na leżącą obok dziewczynę. O co ci chodzi?

– Wiesz, mam szalony pomysł…ale nie wiem czy się odważymy. –  Ania uśmiechnęła się i przysunęła do chłopaka. –  Chcesz żebym ci powiedziała, o czym myślę?

– Pewnie, że tak – odpowiedział. Dziewczyna zaczęła szeptać Jarkowi do ucha. On tylko kręcił głową i uśmiechał się. Kiedy skończyła popatrzył na nią i pocałował w usta.

– Jeśli naprawdę tego chcesz…Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Ale będziesz musiała mi z tym pomóc.

– Pewnie, że ci pomogę. To będzie niezapomniana kolacja. Dziewczyna pocałowała go i zaczęli się kochać, w blasku wschodzącego za oknem słońca.

Ania wyszła z mieszkania Jarka około południa, i udała się do osiedlowego warzywniaka. Zapaliła po drodze papierosa, i szła rozmyślając o tym, co zaplanowali na wieczór. Układała sobie krok po kroku, kęs po kęsie ich wymarzoną kolację. Nie spodziewała się, że Jarek zgodzi się posunąć tak daleko. Znała go przecież od niedawna. Chyba rzeczywiście, wiązało ich coś szczególnego, skoro się na to zdecydował. Może naprawdę mnie kocha – pomyślała i uśmiechnęła się. Mijający mężczyzna popatrzył na nią ze zdziwieniem.

Warzywniak był jednocześnie kioskiem ruchu i drogerią. Gruba, niska ekspedientka około pięćdziesiątki, przywitała dziewczynę uśmiechem. Ania wzięła do ręki metalowy koszyk, stojący obok drzwi i udała się w stronę skrzynek ze świeżymi warzywami. Dokładnie wybierała produkty z listy zakupów, którą sporządziła razem z Jarkiem. Wszystko musiało być perfekcyjne. Nie chciała popsuć tak szczególnego posiłku, nieodpowiednimi składnikami.

Kiedy miała już wszystkie potrzebne produkty z listy, podeszła do lady i postawiała koszyk na blacie. Pucułowata ekspedientka obsłużyła ją bez słowa, a głupkowaty uśmiech na jej okrągłej twarzy nie zniknął nawet na chwilę.

Ania zapłaciła i wyszła, życząc ekspedientce miłego dnia. Kobieta pomachała jej na pożegnanie i dalej bez ruchu tkwiła za ladą, ze swoim przyklejonym do twarzy uśmiechem.

W drodze powrotnej, Ania weszła jeszcze do monopolowego i kupiła dwie butelki czerwonego wina. Będą świetnie pasowały do wieczornego posiłku – pomyślała i przełknęła ślinę, która napłynęła jej do ust na myśl o jedzeniu.

Po powrocie do mieszkania chłopaka, rozpakowała zakupy w kuchni i zajęła się przygotowywaniem potraw. Jarek zajmował się układaniem talerzy i sztućców na stole w salonie. Nie rozmawiali ze sobą prawie wcale. Oboje jakby pogrążeni w marzeniach o wspólnej, wyjątkowej kolacji.

Ania, co chwilę wyglądała przez otwarte drzwi kuchenne, i obserwowała Jarka, jak starannie układa wszystko na stole. Lśniący, biały obrus, świece na środku, kryształowe kieliszki na wino i talerze perfekcyjnie do siebie pasowały. Wszystko równo poukładane. Lśniące, srebrne sztućce dopełniały dzieła.

– Myślę, że za około pół godziny możemy zaczynać – zawołał z salonu Jarek. – Jak tylko będziesz miała gotowe wszystkie składniki daj znać, a ja zajmę się resztą.

– Dobrze, kochanie. W sumie wszystko już mam przygotowane. Pójdę się odświeżyć do łazienki i poprawię makijaż.

– Ok. Zmykaj się przygotować, a ja podam wszystko jak będziesz już gotowa. –  Jarek wszedł do kuchni i stanął za dziewczyną. Przytulił ją i pocałował w szyję.

– Kocham cię – wyszeptał. –  Już nie mogę się doczekać kiedy zasiądziemy do stołu.

Dziewczyna odwróciła twarz i pocałowała go w usta.

Ania wyszła z łazienki i zasiadła przy stole, na przygotowanym dla niej miejscu. Po chwili do pokoju wszedł Jarek. Był nagi. Niósł talerze z warzywami i surówkami. Położył wszystko na środku blatu i usiadł obok dziewczyny.

– Możemy zaczynać – powiedział i uśmiechnął się. –  Życzę smacznego.

Dziewczyna wzięła do ręki skalpel, który leżał obok jej talerza. Przysunęła się do Jarka i zagłębiła ostrze w jego udzie. Chłopak cicho syknął. Poczuł jak zimne ostrze wchodzi w mięsień. Ania wykroiła kawałek mięsa i położyła na talerz. Rana nie krwawiła zbytnio, ale dziewczyna i tak nałożyła opatrunek na okaleczona nogę. Przekroiła kawałek mięsa na dwie porcje i jedną podała Jarkowi.

Zjedli wszystko w milczeniu. Patrzeli tylko na siebie uśmiechając się. Mięso miało smak zardzewiałego żelaza. Było cieple i soczyste.

– Teraz czas na drugie danie, kochanie – powiedziała Ania. Wzięła ponownie do ręki skalpel. Tym razem zagłębiła ostrze w plecach Jarka. Wycięła spory kawałek mięśnia odsłaniając żebra. Chłopak patrzył na mięso z zachwytem. Kolejna porcja wylądowała przed nim na talerzu. Zaczął jeść jednocześnie pochylając się do przodu tak aby dziewczyna mogła opatrzyć ranę.

– Wspaniale przygotowałaś warzywa kochanie. Świetnie się komponują z mięsem. – Ania odpowiedziała mu mrugnięciem i pocałowała go w czoło.

Kiedy skończyli drugie danie, dziewczyna pomogła przejść Jarkowi z krzesła na kanapę. Utrata krwi, dawała mu się już we znaki. Głos dziewczyny dobiegał do niego jakby z oddali.

– Pora na deser, kochanie – powiedziała. Jarek nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową i uśmiechnął się swoimi bladymi ustami.

– Ja chyba zrezygnuję – wyszeptał. –  Ale ty jak najbardziej sobie nie odmawiaj .

Dziewczyna podeszła do niego z łyżeczką. Jedną ręką rozchyliła powiekę chłopaka, a drugą zgrabnie wydłubała oko.

Jarek zemdlał niemal natychmiast.

Dziewczyna włożyła oko do ust i przegryzła. Ciepły płyn rozlał jej się w ustach. Miał smak wody z cukrem i solą. Ania wyssała cały płyn, a resztę tego co zostało z oka, wypluła na talerzyk.

– I to się nazywa prawdziwy deser – powiedziała i pocałowała nieprzytomnego chłopaka w usta. Szkoda że nie możesz tego spróbować.

Wstała z kanapy, podeszła do stołu i wzięła ponownie skalpel.

Cięcie było zgrabne i szybkie. Ania włożyła rękę w otwór, w klatce piersiowej i chwyciła serce. Było gorące. Dziewczynie zdawało się nawet, że poczuła jego ostatnie uderzenia, trzymając je w dłoni. Wyrwała narząd z klatki piersiowej chłopaka i położyła na talerz.

– To na śniadanie – powiedziała. Tak ciężko w dzisiejszych czasach o kochające, pełne miłości i zrozumienia serce.

 

 

Koniec

Komentarze

Istny hardcore;) No coż… przez żołądek do serca. O gustach się ponoć nie dyskutuje, kulinarnych również, choć przyznam, że niektóre fragmenty tekstu mocno mnie zniesmaczyły, żeby nie powiedzieć przyprawiły o odruch wymiotny:/ Ale pomysł niezły, zakończenie też ciekawe;) Prawdziwa miłość wymaga poświęceń:)

Piszesz całkiem fajnie, ale dość niedbale. W tekście roi się od błędów. Oto niektóre z nich:

 

Przeszedł obok ławki, na której spał bezdomny mężczyzna – przecinek

 

Menel ubrany był w stare, poprzecierane jeansy i koszule flanelową… – Menel ubrany był w stare, poprzecierane jeansy i koszulę flanelową

 

Pod ławką, na której spał mężczyzna, leżały dwie, puste butelki po tanim winie.  – przecinek

 

Chyba, że podniesiesz stawkę do stówki. – przecinek

 

Napił bym się kawy, skoro już pytaszNapiłbym się kawy, skoro już pytasz

 

Przyglądał się, poustawianym na półkach figurkom i zastanawiał się, czy mają jakąś wartość i gdzie mógł by je sprzedać. – Przyglądał się poustawianym na półkach figurkom i zastanawiał się, czy mają jakąś wartość i gdzie mógłby je sprzedać.

 

Mężczyzna zastanawiał się ile win za niego mógł by kupić. Nie trzeźwiał bym przez rok – pomyślał. – Mężczyzna zastanawiał się, ile win za niego mógłby kupić. Nie trzeźwiałbym przez rok – pomyślał.

 

Śmierdzę, bo nie myłem się ze dwa tygodnie. – przecinek

 

Na podeszwach stup Jarek zauważył też kilka strupów. – Na podeszwach stóp Jarek zauważył też kilka strupów.

 

Rozciągnął na podłodze folie malarską, która trzymał na takie okazje – Rozciągnął na podłodze folię malarską, która trzymał na takie okazje

 

Położył talerzyk przede swoją ukochaną. – Położył talerzyk przed swoją ukochaną.

 

Cieszę się, że ci smakuje kochanie. – przecinek

 

Uważał, że zbytnio wypacza smak potraw. – przecinek

 

Całowali się długo i namiętnie, a jemu zdawało się, że język Ani, owija się wokół jego migdałków. – przecinek

 

Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. – przecinek

 

itd, itp

 

Ech… przejrzyj tekst jeszcze raz pod względem ortografii i interpunkcji.

Pzdr;)

 

 

 

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Przeczytałem. Bez wzruszeń. Gore? Wezwać PSP, niech poleje zimną wodą…

Dziękuję wiwi za pomoc z błędami. Już naniosłem poprawki.

AdamKB, głowa już polana:) Myślę że można moje opowiadanie zaklasyfikować jako gore. A to że nie udało mi się Ciebie ,,zgorować”, zapamiętam i postaram się bardziej następnym razem….

Pozdrawiam i dziękuję za poświęcony czas na przeczytanie mojego tekstu.

Feronie, bez przesady ze “staraniem się pod jednego czytelnika”. Mnie gore i ostrzejsze odmiany bizarro najzwyczajniej nie poruszają – ot, nagromadzenie elementów, które mają wstrząsnąć jednymi, zniesmaczyć drugich, zachwycić turpistów…

A ja nie umieściłem uśmiechajki po pierwszym wpisie – wezwanie PSP miało być żarcikiem – bo telefon zadzwonił.

Gahahahaha! Właśnie zabieram się za golonkę! A tu taka literacka przystawka, no zupełnie jakbyś wiedział… Życz mi smacznego!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Smacznego thargone!:)

Jestem niemal pewna, że w przypadku śmierci, która nie nastąpiła z przyczyn naturalnych, z automatu wykonuje się sekcję zwłok. I chyba naprawdę nie byłoby problemu z ustaleniem, czy śmierć nastąpiła z powodu poćwiartowania nożem, czy rozjechania przez pociąg. A jeśli – jak w Twoim tekście – takie przypadki się powtarzają, na miejscu nie znajduje się wszystkich fragmentów zwłok – no to chyba dość szybko wyda się to podejrzane.

Masz problemy z interpunkcją. Trudno mi tutaj coś radzić, bo sama zasad (oprócz tych zupełnie podstawowych) nie potrafię wyartykułować, ale w internecie na pewno znajdziesz jakieś poradniki. Podobnie jest z zapisem dialogów.

Co do treści – to nie jest moja bajka, bo gore, bizarre to gatunki dla koneserów. Ja do nich nie należę. Podczas czytania przyszło mi tylko na myśl, że opisujesz wydarzenia na zasadzie relacji – obciął najpierw to, potem tamto, potem ugotował, kochał się z dziewczyną, zjedli… Wydaje mi się, że aby tego typu literatura była strawna i zaciekawiała, musi być naprawdę dobrze napisana. Sucha relacja to chyba jeszcze trochę za mało.

Aha, i zdecydowanie zgadzam się z tym, że feta nie pasuje do sałatki z paznokci. ;)

Po przystawce z paznokci, to raczej urocza parka spędziłaby trochę czasu w toalecie zamiast w sypialni ;p paznokcie nie są strawne. Surowe mięso, ludzkie w szczególności, takoż. Ze zwłokami i pociągiem jest ten problem, że maszynista widziałby, że na torach leżą fragmenty a nie cały człowiek, tak łatwo bohater by się nie wywinął. Ale i tak najbardziej rozwalił mnie ‘klakson ekspresu’. Znaczy, że rzucił te zwłoki pod InterCityBus? :P Bo to, co ‘trąbi’ w pociągu to syrena.

Przebrnęłam.

Opowiadanie, mimo niewątpliwych starań Autora, nie zrobiło na mnie spodziewanego wrażenia. I nie mogę powiedzieć, że to była satysfakcjonująca lektura. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie napisane jest bardzo suchym, męczącym stylem. Gore jak to gore, czyli nuuuda, flaki z olejem, flaki bez oleju i jeszcze więcej flaków.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Bellatrix – rozwalający cię klakson pociągu, zamieniłem już na syrenę.

ocha – zgadzam się co do sekcji zwłok, ale odbywa się to tylko za zgodą osób spokrewnionych z ofiarą. W tym przypadku, bezdomnego bez dokumentów, został by raczej zaklasyfikowany jako n/n (nikomu nieznany) i sekcja nike zostałaby wykonana. Opieszałość niektórych organów i instytucji w naszym kraju, w takich przypadkach, jest ogromna.

Zgadzam się że jeśli by się to powtarzało, ktoś by się tym zainteresował, ale nikt nie powiedział że Jarek robił to już wcześniej, na tej samej stacji…

Dziękuję za krytykę i czas poświęcony na przeczytanie mojego tekstu.

Pozdrawiam.

Dziękuję za link, zapoznałem się, ale niestety wiem jak to wygląda od strony praktycznej. To, o czym mówią kodeksy to jedno, a praktyka w takich przypadkach czasami odbiega od postępowania kodeksowego. Jeśli chodzi o maszynistę, to może spoglądał właśnie na zegarek, kiedy najechał na zwłoki…albo jadł kanapkę z polędwicą i zagryzał serem feta…

Pozdrawiam.

Wszyscy ci maszyniści? Nawet jeśli między innymi stacjami…

Dobra, nie ma sensu się spierać, bo Ty będziesz miał swoje argumenty, a ja swoje. I tak będziemy ciągnąć w nieskończoność. ;)

Po prostu nie jestem do końca przekonana.

Pewnie tak będzie, ja będę bronił swojego, a Ty swojego:)

Dziękuję za konstruktywną krytykę i zwrócenie uwagi na pewne logiczne błędy w moim opowiadaniu. Następnym razem postaram się bardziej to dopracować.

Pozdrawiam.

Leżąc wieczorem w łóżku planował następny dzień. Rano muszę pozbyć się zwłok. Rozrzucę je na torach. Pędzący pociąg załatwi resztę. Nikt nie będzie się przejmował menelem, rozsmarowanym po torowisku. Zresztą to sprawdzona metoda. Robił to już wcześniej.

 

Przy oględzinach, prócz prokuratora i kryminalnych, musi być lekarz, a ten z pewnością zauważy specyfikę ran – tym bardziej, że z opisu wynika, że bohater tasakiem oddzielił stopy ofiary, nogi, ręce i głowę, i jeszcze przedzielił korpus na pół. Mając zaś na uwadze takie rozczłonkowanie zwłok, zabraknie typowych obrażeń dla zderzenia z pociągiem + na miejscu nie będzie ubrania również noszącego ślady zniszczeń + kwestia temperatury zwłok i pozostałych znamion śmierci. Za dużo rzeczy, żeby przejść nad trupem obojętnie. 

 

Ja racze nie jestem fanem gore, więc całości niestety nie zmogłem ; )

I po co to było?

Przejrzałem przewijając na podglądzie. Gore jest fajnym narzędziem (narzędziem!), ale bez odpowiedniej treści jest po prostu nudne. W realu ludzie bliźnim nie takie rzeczy robili, więc jeżeli nie wywołasz u czytelnika więzi emocjonalnej z ofiarą lub ze sprawcą, to możesz sobie odpuścić długie teksty. Gore opiera się na tabu cielesności. Może zatem warto było pójść bardziej w porno? Obrazoburstwo? Z tabu cielesności praktycznie nic nie zostało, dlatego warto je połączyć z tabu seksualnym lub religijnym. Może, bo też nie zawsze działa.

A zwłoki, to się zakopuje w lesie. Głęboko się zakopuje.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dziękuję syf. za próbę przebrnięcia :) Przyznaje że warstwa logiczna pozbycia się zwłok poprzez zostawienie ich na torowisku, troszkę kuleje.

Dzikowy jest to moja pierwsza próba gore, więc nie chciałem przesadzić. Podoba mi się w tym gatunku to, że można sobie na wiele pozwolić, i następnym razem nie będę już taki wstrzemięźliwy:)

A rada ze zwłokami bardzo przydatna…do tej pory nie wykopali, a już parę dni minęło…:)

Pozdrawiam.

– Nigdzie się nie wybieram, chłoptasiu.

Brak przecinka. 

– Ok małolat, chyba mnie przekonałeś – menel podniósł się z ławki

Powinno być Menel. 

To jak będzie? Stówka i jedziemy? – menel uśmiechnął się

Jak wyżej.

– Nie bądź taki elegancki małolat. To tylko kawa. Mężczyzna wziął filiżankę i objął ją dłońmi.

Zaznaczone zdanie nie jest kwestią wypowiadaną przez bohatera, więc powinno to wyglądać tak:

– Nie bądź taki elegancki małolat. To tylko kawa. –  Mężczyzna wziął filiżankę i objął ją dłońmi.

Jeszcze w paru miejscach popełniasz ten sam błąd, który pojawił się już w Twoim poprzednim opowiadaniu.

Odciął obie na wysokości genitaliów. Następnie odciął ręce i głowę.

Śmiało można tutaj posłużyć się synonimem, np. “odrąbać”.

Daj mi jeszcze chwile, przygotuję przystawkę i możemy zaczynać.

Literówka.

– Ok, możemy zaczynać – powiedział do swojego gościa

Brak przecinka. 

Jego ręka powędrowała pod obcisłą bluzeczkę, pod która nie było stanika.

Literówka.

– Dobrze, kochanie. W sumie wszystko już mam przygotowane.

Brak przecinka.

 

Podczas lektury czułem się trochę, jakbym oglądał jakiś program kulinarny ; ) Sądzę, że tekst spełnia swoją rolę; jest porąbany a w tym wszystkim daje się wyczuć smaczek grozy i szaleństwa. Tej finałowej kolacji wprawdzie się domyśliłem, ale na pochwałę zasługuje cały obłąkańczy pomysł. Niezaprzeczalnie “Smakosz” wypada lepiej, niż Twoja poprzednia “Wyobraźnia”, chociaż są to dwa zupełnie różne horrory. Tylko wykonanie wciąż szwankuje. 

Dziękuję domku, za wyłapanie jeszcze kilku błędów. Już naniosłem poprawki. Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie tekstu, i ciesze się że Ci się podobało. Miło mi że zauważyłeś progres, w porównaniu z ,, Wyobraźnią” :)

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka