- Opowiadanie: Godunow - Legenda a trollu

Legenda a trollu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Legenda a trollu

Troll

Siedzę swoim gołym tyłkiem na półce skalnej i patrzę przed siebie, zapominając o bożym świecie. Już kilka minut wcześniej straciłem kontakt z rzeczywistością przenosząc się do alternatywnej przestrzeni zwanej przez niektórych wyobraźnią. Niesamowite jakie możliwości daje ta umiejętność w jednej chwili będąc samotnią i świątynią kontemplacji a w innej przestrzenią słodkiego niebytu. Tu czas nie istnieje a materia powstaje siłą umysłu. To tu spełniały się pierwsze marzenia erotycznych i fascynacje kobiecym ciałem. Tutaj nachodzi mnie stłumiona myśl i pędząca za nią refleksja. Ale dość pierdół. Czas wracać do rzeczywistości. Pierwszy, w rozmazanej grupie swoich czterech towarzyszy pojawia się na horyzoncie wielki paluch poruszający się mimowolnie od właściciela. Ten efekt uboczny szybko mija gdy uświadamiam sobie że macham stopą. Od dawien dawna moja nerwowa natura uzewnętrznia się miedzy innymi w ten sposób i wtedy kiedy nie kontroluje swojego ciała, ukazuje zaszyfrowane „ty" mojej osobowości. Tak, ale o czym ja to miałem mówić… Trzeba się zabrać do obowiązków dnia codziennego. Wstałem po czym podrapałem się w pośladek. Ciężko stwierdzić czy zrobiłem to z przyzwyczajenia czy z rzeczywistej potrzeby. Gdzie ja to utknąłem, acha pomiędzy balią z naczyniami a szczotą. Tak, przedmiot leży niedaleko, jaka szkoda że potrzebuje operatora. Podnoszę szczotkę i ponawiam zamiatanie. Pierwsze chwile są jak tortura, zleżałe mięśnie zdają się przesyłać impulsy do lewej jak i prawej półkuli sygnał mówiący: „mam to w dupie, dokończę jutro". I gdy już mam się poddać pojawia się nieznana siła rodem z piekła, napędzająca mechanizm mojego organizmu i zmusza go do kontynuacji przemieszczania szczoty z lewa na prawo. To nic innego jak znak że do krwi dotarła już substancja zwana kofeiną. Codzienny rytuał picia czarnego naparu początkowo był rzadkością ale odkąd w mojej pieczarze pojawił się osobnik tej samej płci, stał się koniecznością. Mała wrzeszcząca bestia zwana potocznie trollem, w nieznany mi sposób, w czasie swojego funkcjonowania wysysa energie życiową z każdej żywej istoty znajdującej się w jego zasięgu. Possanie przejawia się rozwartą paszczą u tego osobnika i wydobywającym się promieniście z jego gardła głębokim dźwiękiem. I choć rozmiarami przypomina pędraka to siła głosu oraz dar jego przekonywania często zmusza mnie aby mu ulec i zaspokoić jego wszelkie żądania. Wiem że jeśli tego nie zrobię istota gotowa jest na zmianę wgryzać się w poręcz mojego fotela po czym z ukierunkowaną już precyzją polować na moje bębenki w prawym uchu. I pomyśleć że sam sobie zgotowałem taki los.

Aby muc dalej dokonywać ustawień i przemieszczeń przedmiotów do stanu zwanego porządkiem, niemożliwe było jednocześnie robić tego mając pobór energii na plecach śledzącego mnie krok w krok wspomnianego wcześniej potwora. Postanowiłem wiec wykorzystać krótkie chwile na zamiatanie i takie tam, kiedy to istota omamiona gumowym, mięsistym przedmiotem zapada w chwilowy letarg. Oczywiście omamianie to cały proces a nie jedna chwila jak by się mogło zdawać z wcześniejszej mojej wypowiedzi. Więc aby wyprowadzić wszystkich z błędu, omówmy pokrótce rytuał uśpienia trolla. Dalszy ciąg przeznaczony więc jest dla czytelników o mocnych nerwach.

Potwór nie daje mi możliwości wytchnienia nawet nocą a może przede wszystkim w czasie jej trwania, kiedy wdziera się w sny gdzieś między pół nagą, chętną amazonkę a piękną latynoske klęczącą u moich stóp. Obie z grymasem strachu umykają kiedy pochrząkiwania niezadowolonego potwora poszukują telepatycznie niewolnika swoich zachcianek. Mimo że sama jeszcze jest półświadoma, istota odruchowo pochrząkuje aby zasygnalizować wstępnie swoje niezadowolenie. Wiedza tego z czego wynika jego stan przychodzi do potwora dopiero po jakiś 10 minutach. Wtedy ryczenie się wzmaga. Telepatia przechodzi w fazę fizyczną i dociera do moich uszu raniąc dotkliwie zmysły. Początkowo staram się zagłuszyć wycie usprawiedliwiając jego obecność występowaniem różnymi zjawiskami w kosmosie których znaczenia nie do końca rozumiem, lecz gdy powiew ryku naciąga mi skórę na twarzy, wiem że amazonka już nie wróci… Teraz ja jestem w stanie zwanym przejściowym który polega na pozornie psychicznej obecności, na jakie wskazuje ciało, które ma za zadanie zmylić potencjalnego obserwatora. Stan ten przejawia się lekkim kiwaniem raz w lewo raz w prawo i mimo że sylwetka trzyma się pionowo, wystarczy lekka próba siłowa aby osobnik w tym stanie wrócił do poziomu. Jakkolwiek można by się nabrać na postawę, tak oczy mówią wszystko. W moich zapewne jeszcze chwilkę można było dostrzec ową amazonkę… To samo się dzieje z jasnością wypowiedzi które pochodzą jeszcze z tamtej, ciemnej strony a przedwstępem ich są długie chwile ciszy, mające na celu symulowanie zastanawiania się, co wychodzi kiedy wypowiedz pada. Doskonałym przykładem owego stanu jest osobnik mojego rodzaju płci przeciwnej który też koczuje w mojej jaskini, ale o nim kiedy indziej.

W stanie przejściowym, ruszam chwiejnym krokiem jak po sznurku, poprzez kolejne pieczary które teraz zdają się być znacznie węższe gdyż raz po raz wpadam na jakąś ścianę. Czynności do jakich zmusza mnie wola trolla są wykonywane machinalnie bez udziału świadomości a więc mogę sobie jeszcze podrzemać. Można nawet powiedzieć że na ten czas potwór przejmuje nade mną kontrolę, co usprawiedliwiało by bliskie spotkania ze ścianami. Jest więc oczywiste że nie umiem sprecyzować działań jakie wykonuje moje ciało, gdyż świadomość znajduje się o dwa kroki w tył. Najważniejsze jest jednak to że po ich wykonaniu następuje błoga cisza i mogę wrócić na leże.

 

 

Posiłek

 

Niegdyś najspokojniejsza pora przy której można było spokojnie zastanowić się nad sensem bytowania, jednocześnie przemielając kolejne kęsy żarła także została wypaczona w chwilę przypominającą wyścig szczurów. Jak łatwo się domyśleć oczywiste jest że przyczyną tego jest wspomniany wyżej Troll. Pomimo tego że jego racje żywnościowe podawane regularnie już od dawna są dwa razy większe niż moje, potwór skrupulatnie czatuje w czasie kiedy istnieje możliwość że coś mu skapnie. Po za węchem pracuje u niego tzw. siódmy zmysł w tym przypadku polegający na precyzyjnym wychwytywaniu dźwięków takich jak stukot mich z żarłem czy bulgot jadła dochodzącego nad ogniem. Choć troll doskonale orientuje się co jest podawane nigdy nie odmawia gdyż nie jest wybredny. Leci za garem uważnie śledząc trasę jego ucieczki i zawsze jest w stanie precyzyjnie określić położenie jedzenia także na nic zdają się ciche konszachty, w celu próby powrotu do stanu spokojnych obiadów. Można wręcz powiedzieć że potwór to część zastawy obiadowej której najchętniej chciałby być mianowany chochlą. Pogodziłem się więc już z jego obecnością. Pierwsze co próbuje zrobić stwór to oznaczyć jedzenie jako swoje. Robi to w różnoraki sposób, a to wciskając różne kończyny do misy czy też próbując wrzucić jakiś gadżet ze swojej kolekcji wcześniej rozmyślnie obśliniony. Oczywiście to bardzo utrudnia posiłek. Jednoczesna ucieczka po jaskinie z odpędzaniem jedną ręką natręta to ciężka próba zręczności. Dochodziło nieraz do tego że musiałem używać słomki aby cokolwiek trafiło do mojego brzucha. To jednak nie było najlepsze rozwiązanie gdyż większość posiłku mimo mojej wrodzonej gracji znajdowała się w różnych częściach leża. Dla mnie była stracona ale dla potwora nie sprawiało większego problemu to gdzie i czym będzie pożerał, wiec i tak on korzystał. Musiałem wymyślić coś innego. Ponieważ mam przewagę w jednej dziedzinie wykorzystałem ją. Podczas kolejnych posiłków usadawiałem się wysoko tak aby potwór nie był w stanie zastosować swoich podstępnych praktyk. Przewaga wysokości okazała się skuteczna. Nie mogąc używać swoich fizycznych procedur w ramach których porywał mój obiad potwór także obrał inną taktykę. Jakie było moje zdziwienie kiedy stanął pode mną pierwszy raz i zaczął obłapiać smutnym wzrokiem talerz który zręcznie ukrywałem. Szybko domyśliłem się że jego wzrok, raz po raz wędrujący z misy na mnie i z powrotem, miał mi zasugerować że jedzenie w samotności jest niezdrowe. Tak, nie podejrzewałem go o taką chytrość i przebiegłość. Mogę też sądzić że nie poprzestał na tym i odprawiał jakieś magiczne rytuały gdyż w czasie posiłków zacząłem się krztusić i mieć wyrzuty sumienia. Trzeba więc było znaleźć złoty środek. Otóż po głębokiej analizie problemu doszliśmy do konsensusu i teraz w czasie kiedy ja jem obiad on także dostaje coś na ząb z misy. Oczywiście sądzi że wybieram mu co parszywsze kąski i sam próbuje regulować nakładanie jego porcji na łychę, ale na razie na szczęście ja jestem jej operatorem i póki co mogę go robić w konia.

Oczywiście tekst ten jest o moim posiłku bo troll konsumuje coś nieustannie. Czy to znaleziony przypadkowo odpadek cywilizacyjny, czy kamień leżący tuż przy wejściu do jaskini. Jego pora posiłkowa trwa więc całą dobę więc musze na siebie uważać i go dokarmiać regularnie aby nie paść jego ofiarą.

 

Ogr

Osobnik ten to kolejny mieszkaniec jaskini, blisko spokrewniony z trollem poprzez powiązania rodzinne z matką tego drugiego. Nie dziwi więc podobieństwo miedzy tymi istotami jakie na pierwszy rzut oka można dostrzec. Można wręcz stwierdzić że troll to mała wersja ogra. Bardzo charakterystyczne jest poruszanie się u obu potworów, jednak starszy z nich, dzięki swojemu doświadczeniu, dopracował je do perfekcji. Polega ono na wykorzystaniu wraz z odnóżami dodatkowego mięśnia. Organ ten to cecha charakterystyczna tej rasy, umiejscowiony centralnie w okolicach pasa, jest dumą i chlubą każdego ogra. Wracając do jego zastosowania w ruchu, pozwala na osiąganiu dużego przyspieszenia na krótkim odcinku. Aby wytłumaczyć ten system dokładniej, trzeba przedstawić charakterystyczna sylwetkę istoty. Osobnik tego gatunku aby zachować balans po miedzy przednią a tylną masą swojego ciała, kiedy stoi w miejscu, wygina się do tyłu i ściąga do siebie łopatki, z dumą prezentując swoje walory. Co dziwne ów mięsień prezentuje z dumą tylko innym samcom odsłaniając go, pocierając oburącz i poklepując. Wyklucza się wiec że ma służyć w czasie godów do oczarowania samicy. Kiedy ogr chce ruszyć z miejsca zmienia lekko postawę ciała robiąc małą korektę do pionu. I tu jak można się domyśleć czymbliżejpozycji wyprostowanejtym większa prędkość. Oczywiście jak u każdego gatunku super biegaczy także i w tym przypadku występują ograniczenia. Otóż osobniki tej rasy nigdy nie przekraczają postawy pionowej gdyż grozi to bolesnym upadkiem. Znane są odstępstwa od tej reguły ale te nieliczne wyjątki mają miejsce kiedy to np. zagrożone jest miejsce żeru Ogra.

 

Istota ta jest niezwykle wybredna jeżeli chodzi o pokarm. Roślina którą się żywi , to tak jak w przypadku koala eukaliptus, jedyny pokarm. Drzewo z rodziny fastfoodowców z gatunku pizza pospolita, występuje dość licznie więc ogrom nie grozi wyginięcie. Także wodopoje istota ta wybiera bardzo ostrożnie. Kiedy już przyzwyczai się do jednego z nich i nabierze zaufania, nie chodzi do innych. Potwór zamieszkujący moją jaskinięaby ugasić pragnienie podąża do strumienia znajdującego się w borze, zwanych ze starożytnego języka, od wojowniczych ludów go kiedyś zamieszkujących, „Warr". Tak więc bor „Warr" odwiedza dość często gdyż wykazuje niesamowite pragnienie. Woda którą wybierają zawsze wykazuje dziwne właściwości, gdyż istota po jej wypiciu nabiera dziwnego znużenia, porusza się osowiale nie wykazując chęci do dalszych działań. Wyjątek stanowi tu sytuacja kiedy w okolicy pojawia się obca samica. Wtedy znowu ogr dziwnie pobudzony wykonuje różnego rodzaju balans ciałem mając nadzieję że jego starania zostaną zauważone. I tu jedyny mankament mięśnia gdyż stanowi on w tej sytuacji niebezpieczeństwo. Nie napięty, gdyż ogr jest zamroczony wodą którą wcześniej wypił, wykazuje płynne właściwości a więc uchwycenie równowagi istota ma dodatkowo utrudnione. Przeważnie w tym stanie potwór nie osiąga zamierzonych rezultatów mimo że zwraca uwagę otoczenia.

Twierdzi się że zarówno napój jak pożywienie służą do pielęgnacji wcześniej wspominanego mięśnia. Ćwiczenia jakie służą wzrostowi organu polegają na systematycznym poruszaniu żuchwą w duł i w górę. Miesień poza funkcją motoryczną ma wiele innych zastosowań takich jak wytracanie impetu rozpędzonego mięśnia szarżującego drugiego osobnika w czasie walk godowych czy też boi wodnej nie pozwalając ogrowi utonąć, ale o tym innym razem.

 

PS. Z góry przepraszam jeżeli kogoś uraziłem tym tekstem, nie to było moim zamiarem, starałem się odnieść tylkodo mieszkańca mojej jaskini. Pozdrowienia dla Ogra:).

Koniec

Komentarze

Daje radę. Ale z dialogiem by dawało bardziej. Imho. Ode mnie 4.

> Siedzę swoim gołym tyłkiem na półce skalnej

Prześliczny, podręcznikowy wręcz przykład nadzaimkozy. Nie można siedzieć cudzym tyłkiem, więc "swoim" - do kosza!

> Niesamowite jakie możliwości daje ta umiejętność w jednej chwili będąc samotnią i świątynią kontemplacji a w innej przestrzenią słodkiego niebytu.

Hm... umiejętność jest samotnią i przestrzenią?

> To tu spełniały się pierwsze marzenia erotycznych

Kim są ci erotyczni?

> Pierwszy, w rozmazanej grupie swoich czterech towarzyszy pojawia się na horyzoncie wielki paluch poruszający się mimowolnie od właściciela.

Nie ma w języku polskim czegoś takiego jak "mimowolnie od". Może być "niezależnie od". I na pewno nie "swoich towarzyszy", tylko po prostu "towarzyszy", bo przecież jak ktoś/coś jest w grupie towarzyszy, to z definicji są oni swoi.

> Possanie przejawia się rozwartą paszczą u tego osobnika

Bardziej stylistycznie byłoby "przejawia się u tego osobnika".

> wydobywającym się promieniście z jego gardła głębokim dźwiękiem. I choć rozmiarami przypomina pędraka to siła głosu oraz dar jego przekonywania często zmusza mnie aby mu ulec i zaspokoić jego wszelkie żądania.

Trochę tu za dużo "jego".

> Aby muc dalej dokonywać ustawień i przemieszczeń przedmiotów do stanu zwanego porządkiem, niemożliwe było jednocześnie robić tego mając pobór energii na plecach śledzącego mnie krok w krok wspomnianego wcześniej potwora.

Masakra stylistyczna (nie mówiąc już o "muc") - "niemozliwe było robić tego"? Jesteś pewien, że to po polsku? I o co chodzi z poborem energii na plecach potwora? Niósł generator czy jak? Z kontekstu wynika, że chodzi o niemowlaka, ale zdanie jako całość nie jest zrozumiałe.

 
> Początkowo staram się zagłuszyć wycie usprawiedliwiając jego obecność występowaniem różnymi zjawiskami w kosmosie których znaczenia nie do końca rozumiem

Kolejna masakra stylistyczno-składniowa.

> Teraz ja jestem w stanie zwanym przejściowym który polega na pozornie psychicznej obecności, na jakie wskazuje ciało, które ma za zadanie zmylić potencjalnego obserwatora. Stan ten przejawia się lekkim kiwaniem raz w lewo raz w prawo i mimo że sylwetka trzyma się pionowo, wystarczy lekka próba siłowa aby osobnik w tym stanie wrócił do poziomu.

Za dużo powtórzeń: który, stan.

> To samo się dzieje z jasnością wypowiedzi które pochodzą jeszcze z tamtej, ciemnej strony a przedwstępem ich są długie chwile ciszy, mające na celu symulowanie zastanawiania się, co wychodzi kiedy wypowiedz pada.

Dzizas. Bardziej już nie mogłeś tego zagmatwać?
Coś mi się wydaje, że ten kuriozalny styl miał być w zamierzeniu zabawny. No więc nie jest.

> Doskonałym przykładem owego stanu jest osobnik mojego rodzaju płci przeciwnej który też koczuje w mojej jaskini, ale o nim kiedy indziej.

"Stan" i "który" po raz trzeci! Sprzedane!

> W stanie przejściowym, ruszam chwiejnym krokiem jak po sznurku, poprzez kolejne pieczary które

A nawet i po raz czwarty. To już doprawdy przesada.

Ogolnie: nudne i nieśmieszne, a poplątane zdania utrudniają lekturę. Istnieje wprawdzie coś takiego, jak styl barokowy, ale nie polega on na gwałceniu zasad polskiej składni.

Niejadalne.

No cóż, wypada mi tylko przyjąć krytykę :), na moje usprawiedliwienie dodam że był to zbiór luźnych myśli pierwszego żutu nie za bardzo modyfikowanych, a czy nie śmiesznych to chyba kwestia gustu bo różne opinie już słyszałem. Wolał bym posłuchać fachowej opini na temat wcześniejszego tekstu bo na tym naprawde mi zależy, gdyż nie mam wykształcenia humanistycznego i chciałbym poprawić moje liczne zapewne błędy techniczne.

Pozdrowienia

To może zacznij od zainstalowania słownika ortograficznego ;)
Wiem, że uwaga jest podła i złośliwa, ale taka już moja natura.

> Wolał bym posłuchać fachowej opini na temat wcześniejszego tekstu

Rzuciłam na niego okiem. Te same błędy: powtórzenia w kółko tych samych wyrazów (np. "który" w czterech czy pięciu koleknych zdaniach), nadmiar zbędnych zaimków, kulejąca stylistyka, o interpunkcji w ogóle lepiej nie mówić...

Nie jest podła :), zdaje sobie sprawę, jednak nie chce sie powoływac na dyslekcję, bo za dużo osób to robi. Uważam też że zastanawianie sie nad techniczną poprawnością pisowni (nie mówimy o ort. i interpunkcji) troszke wypacza później zamysł wypowiedzi czy sceny. Przypuszczam że wiekszość autorów ma odpowiednie doświadczenie i wykształcenie. Ja muszę "troszkę" popracować nad tymi błędami i jestem wdzieczny za każde uwagi. Chcę jednak powiedzieć że jestem świadom dużej części z nich.

Pozdrowienia

Wielkie dzieki za spełnienie prośby

Pozdrowienia

Mylisz czasy.
,,Jak łatwo się domyśleć oczywiste jest że przyczyną tego jest...'' Jest, jest, jest... ( do poprawki)
,,Jego pora posiłkowa trwa więc całą dobę więc musze na siebie uważać i go dokarmiać regularnie aby nie paść jego ofiarą.'' Podobne niedopatrzenie.
Dół, a nie ''duł''. Kłania się ortografia.

Nowa Fantastyka